Moje świadectwo nawrócenia

Witam mam na imię Dawid, to jest mój pierwszy wpis na moim blogu, mogę zrobić kilka błędów i nie moejcie mi tego za złe. Chciałbym podzielić się swoim świadectwem, jak wyglądało kiedyś moje życie bez Jezusa, jak się nawróciłem i jak było po nawróceniu.
Kiedyś podobał mi się grzech i wszystko, co z nim związane wydawało mi się, że dzięki temu będę „fajny”, będę miał dużo kolegów i że wszyscy moi koledzy będą za super "kolesia" po części osiągnełem to czego chciałem, ale z czsem, kiedy byłem już troche starszy to zrozumiałem że tak naprawdę to szukałem czego innego. Wierzyłem w Boga, ale wierzyłem tylko, że jest, a tak naprawdę to nie znałem go, nie rozumiałem go i w wielu kwestiach się z nim nie zgadzałem, ale w gruncie rzeczy to uważałem że jestem dobrym człowiekiem i że na pewno nie pójde do piekła, ale teraz wiem jak bardzo sie myliłem. Byłem człowiekiem pełnym pychy, zawsze chciałem być najlepszy, a jeśli mi to nie wychodziło to popełniałem mnóstwo grzechów, nie modliłem się za dużo, właściwie to tylko tak sporadycznie, bo uważałem, że nie potrzebuję Jezusa w swoim życiu codziennym. Zdanie miałem o sobie dobre uważałem, że "ja jestem nawet dobrym człowiekiem" lub "są ode mnie gorsi", dopiero później, po nawróceniu dowiedziałem że do zbawienia potrzebne jest coś więcej niż bycie dobrym człowiekiem i że Jezus jest w stanie zmienićnawet najgorszego grzesznika. Z czasem to jednak zaczęło ulegać zmianie, ale nie wielkiej, zacząłem się modlić, ale tylko wtedy, kiedy czegoś potrzebowałem a wyglądało to mniej więcej tak, po "pacierzu" prosiłem Boga o jakąś swoją zachciankę. NIedługo potem zrozumiałem że Bóg naprawę jest, że to nie jest tylko jakiś ludzki wymysł, ale wciąż żyłem w grzechu i nie czułem potrzeby żeby się zmienić. Pewnego razu, kiedy miałem już wracać z pewnej wioski uciekł mi pociąg, a następny miałem dopiero za kilka godzin postanowiłem wtedy, że się pomodlę żeby udało mi się pojechać na "stopa". Długo nie musiałem czekać, po chwili zatrzymał się pewien człowiek miał na imię Jan. W drodze rozmawialiśmy o Jezusie, o Bogu(a w zasadzie to on mi o opowiadał o Jezusie), mówił mi też o nawróceniu, ale nie chciałem się zmieniać, odpowiadało mi to, że jestem taki a nie inny. Po tej rozmowie jednak część słów Jana wziąłem sobie do serca i któregoś razu poczułem potrzebę takiej zmiany chciałem się nawrócić, ale nie wiedziałem jak to zrobić, od czego zacząć, o co się modlić. Po krótkim czasie znowu spotkałem się z Janem, wiele się od niego dowiedziałem miedzy innymi najważniejszego, tego, jakie kroki podjąć żeby Jezus odmienił moje życie, poczułem, że bardzo tego chcę i że tego potrzebuję, jeszcze tego samego dnia zacząłem się modlić do Jezusa żeby mnie zmienił, żeby zamieszkał w moim sercu i żeby wybaczył mi moje grzechy i moje winy. To był punkt zwrotny w mim życiu Jezus zaczął zmieniać moje życie i mnie, oczywiście miałem pewne trudności, testy mojej wiary, jedne przechodziłem lepiej, drugie gorzej, ale nie poddawałem się, byłem katolikiem, chciałem służyć Bogu właśnie w tym Kościele i na ten sposób, lecz po krótkim czasie doszedłem do wniosku, że to bezcelowe, że to, o czym tam sięmówi nie zawsze jest zgodne z tym, co mówi Biblia i w związku z tym postanowiłem, że będę chodził do Kościoła Chrześcijan Baptystów. Okazało się, że to jest miejsce, w którym czuję się bardzo dobrze, czuję tam bliskość Boga, kiedy tam jestem umacniam się w wierze. Kiedy dowiedziałem się o chrzcie, od razu bez wahania byłem chętny żeby go przyjąć, i kilka miesięcy później przyjąłem chrzest, to był najwspanialszy dzień w moim życiu czułem wtedy jakby duch święty mnie wypełniał, byłem szczęśliwy, mogłem wtedy naprawdę zacząć życie od nowa. Teraz jestem innym człowiekiem, staram się żyć i postępować na wzór Jezusa, tak jak on nauczał.
 

 

Komentarze

  1. aharonart

    A

     Cześć Dawid.

    przeczytałem Twoje świadectwo i się ucieszyłem. Wiesz, ja miałem dawno temu również podobne spotkanie z człowiekiem który głosił mi ewangelię o Panu Jezusie . To było 20 lat temu. Cieszę się że udało ci się spotkać ludzi z którymi czujesz się dobrze i są dla ciebie bliscy. W Twoim przypadku są to Baptyści. Na świecie jest wielu ludzi którzy spotykają się z Panem Bogiem osobiście i doświadczają jego obecności we wspólnotach. Różne są wspólnoty w których odnajdujemy swój dom boży i bramę do nieba. BETEL. 

    Jakub nasz praojciec biblijnej wiary znalazł takie miejsce gdy uciekał przed swym bratem Ezawem. Ty znalazłeś je we wspólnocie Baptystycznej. Ludzie czasami uciekają przed sobą. Zakładają wspólnoty i gromadzą się w grupę którą nazywają kościołem. Myślą że miejsce w którym zaczynają życie jest szczególne.

    Wierzą do tego stopnia w wyjątkowość takiego miejsca że z czasem zaczynają wierzyć że tu gdzie są jest najwięcej prawdy i najbliżej Boga. Ufają tym którzy są im bliscy. I chyba nic w tym nie było by złego gdyby umieli wyjść na przeciw swoim braciom tak jak wyszedł na spotkanie Ezawa jego brat Jakub. Mam do Ciebie pytanie Dawidzie…

    Jak patrzysz na innych ? Czy Kościół Baptystyczny jest dla ciebie tym jedynym Kościołem? Tym powszechnym Kościołem? Bo widzisz…

    "Moje serce otwiera się na tak wielu że nie umiem znaleźć miejsce gdzie by głowę skłonić".

    Zawsze szukałem miejsca w którym miłowano by wszystkich wierzących w Chrystusa. Takiego miejsca w którym wszystkie drzwi były by otwarte. Szukam takie miejsce na ziemi,  obchodząc ją i baczę na ludzkie serca . Ile w nich pragnienia spotkania z braćmi. Patrzę jak bardzo cierpią z powodu rozstania. W miastach Polskich dużo jest miejsc w których ludzie wzywają Boga, ale czy oni szukają w tych miejscach spotakania z innymi braćmi w tej miejscowości? Ile razy starsi zboru Baptystycznego starali się wyjść naprzeciw braciom z Katolickiego kościoła . I vice versa. Idąc przez tę ziemię przeglądam ją i doświadczam . Oglądam ją swoimi zmysłami i zastanawiam się jak to jest że dzieje się kataklizm w miejscu gdzie żyją ludzie tacy jak Lot. Zobacz Dawid. Ludzie tacy jak Lot żyją dziś na ziemiach w których jest powódź.  W Polsce była powódź i dotknęła miejsc w których żyli ludzie wiary . Nie rozumiem jak może Bóg doświadczać miejsc w których żyją sprawiedliwi na ziemi. Jeśli miasto w którym żyjesz jest zamieszkane przez ludzi takich jak Lot a dzieje się w nim zagłada to jak myślisz dlaczego Bóg nie wyprowadza owych sprawiedliwych Kościołów z miejsca w którym ma spaść woda? Dlaczego on nie posyła aniołów swoich do Kościołów i nie objawia im że w dniu takim a takim ma przyjść zagłada?

    Nie wiem czy piszę zrozumiale teraz. Mam problemy z pisaniem. Chodzi mi o to że jeśli są na ziemi dziś ludzie sprawiedliwi to On Bóg jest wierny swojemu przymierzu z takim ludem wiary – z takim kościołem i on nie może obejść się z nimi tak jakoby ich nie znał. 

    Bóg posyła swoich aniołów do miejsc w których żyją jego wierni i nie zostawia ich bez swojego Bat qol. 

    Bez córki głosu.

    Czy dziś na tej Polskiej ziemi znajduje się choć jeden prorok któremu Pan Bóg objawił to co nadchodzi na ziemię? Czy Jego słowo ma dziś gdzie spocząć by wydać owoc w postaci opamiętania? Czy Dobry Bóg znajdzie wiarę na ziemi gdy przyjdzie? Jaką wiarę on znajdzie? Baptystyczną ? Katolicką? Prawosławną?

    Gdzie ma się udać jego poselstwo aby usłyszał je Kościół Boży? 

    Jeśli nasze domy będą podzielone jego słowo nie będzie miało gdzie spocząć. Jeśli nasze Kościoły nie dojdą do pojednania i nie ukorzą się wzajemnie to jego słowo nie odpocznie w tak mówi Pan do Kościoła i miejsce w którym dziś się znajdujemy ulegnie zagładzie razem z nami. Nie pojawią się posłańcy , albowiem nikt ich słuchać nie będzie bez certyfikatu przynależności Kościelnej…czy rozumiesz co mówię?

    Szacunek dla Bożego słowa to nie droga związana z tym i tylko tym wyznaniem Chrześcijańskim. Jeśli mówimy oto tu jest Chrystus i tylko tu gdzie mój Kościół  nie wierzcie takiemu …jeśli mówią oto tam w tym Kościele jest a w innym mniej go jest  …to tez nie wierzcie …

    On pojawia się od wschodu do zachodu słońca nad całą ziemią Jego chwała. On Bóg nie jest Baptystą ani nie jest Rzymsko Katolikiem czy Prawosławnym. On Bóg jest tym który jest. On nie jest bliżej Papieża a dalej ?????????? ??????????? ?????? ?????????? ????i??????. On jest Słowem Bożym i tak ma na imię jak mówi o nim Apokalipsa świętego Jana 19 

    A przyodziany był szatą omoczoną we krwi, a imię jego zowią Słowo Boże.

     

     

     

     

     

     

     

     

     
    Odpowiedz
  2. juventino5

    do art

    @ art Dla mnie denominacja do jakiej należe lub do jakiej uczęszczam nie ma większego znaczenia, ja się poprostu czuję dobrze wśród ludzi wierzących ponieważ mogę tam być sobą, nie muszę nikogo udawać ludzie akceptują mnie takiego jakim jestem no i tak naprawdę jesteśmy braćmi i siostrami w Jezusie, on nas połączył. A kościół Baptystów był poprostu pierwszym takim kościołem w któym tak się czułem, nie uważam tej denominacji za jedyną właściwą, owszem uważam za dobrą, ale nie jedyną, w innych kościołach też są ludzie wierzący w Jezusa. W sumie to Kościołem są ludzie a nie denominacja.

     
    Odpowiedz
  3. leszek.s

    Cześć Dawidzie!

    Widzisz Dawid ja również jeszcze parę let temu mogłem napisać podobne świadectwo. Też myślałem że jak spotkałem takiego Jana to muszę odejść z KK bo oni robią coś niezgodnego z Biblią. Czy jednak zadaleś sobie pytanie co zrobisz jak zobaczysz swoich nowych braci, którzy będą się sprzeniewierzać podstawowym zasadom wiary? Jan powiedział ci co masz zrobić aby Jezus odmienił twoje życie czy to jednak oznacza że musisz odejść do Baptystów? Zobaczysz że nie spodoba ci się z czasem amerykańska "wira instant".

    Otwieram paczkę zasypuje naczynie, wypowiadam jakieś słowa i zalewam wrzątkiem. Jak spożyjesz taką zupę po jakimś czasie zobaczysz że wcale nie będziesz syty. Bóg ma o wiele lepsze rozwiązania niż bracia z Biblią pod pachą.

    Przykladów mógłbym podać jeszcze tysiąc na temat niedorzeczności działań po spotkaniu "nowonarodzonych braci" i podążaniu w ich ślady.

    Powiem Ci jednak żebyś chociaż był czujny i nie dał się wmanewrować we wszystko co kaznodzieje tłuką do głowy na kazaniach, szczególnie uważaj na ewangelię sukcesu, która jest głoszona w takich zborach.

    Ja męczyłem się w zborach 5 lat a na początku wszystko wyglądało jak w bajce. Ale co Cię nie zabije to cię wzmocni byleby tylko  w porę się zoriętować.

    Pozdrowionka!!!

     
    Odpowiedz
  4. JacekSwiecki

    dwa pytanka

     "[…] byłem katolikiem, chciałem służyć Bogu właśnie w tym Kościele i na ten sposób, lecz po krótkim czasie doszedłem do wniosku, że to bezcelowe, że to, o czym tam się mówi nie zawsze jest zgodne z tym, co mówi Biblia i w związku z tym postanowiłem, że będę chodził do Kościoła Chrześcijan Baptystów.’

    Co takiego mówi się w kościele katolickim, co jest niezgodne z Biblią? Może z jedynie baptystyczną interpretacją Biblii, która ci bardziej odpowiada?

    "Kiedy dowiedziałem się o chrzcie, od razu bez wahania byłem chętny żeby go przyjąć, i kilka miesięcy później przyjąłem chrzest […]"

    To jako katolik nic nie wiedziałeś o chrzcie? Nie wiedziałeś, że go już przyjąłeś, a teraz tylko chodzi o to, aby "rozpakować" dary, które wtedy otrzymałeś, ale nigdy nie używałeś?

     
    Odpowiedz
  5. juventino5

    do Jacek Święcki

    Co takiego mówi się w kościele katolickim co jest niezgodne z biblią? hmm.. zastanówmy się…. TAK WIEM! to się nazywa wiara na podstawie tradycji! czy coś w tym stylu. Jakoś nie wyczytałem nigdzie w biblii o np. czyścu i wiele innych sprawach wyssanych z palca.

     

    "To jako katolik nic nie wiedziałeś o chrzcie? Nie wiedziałeś, że go już przyjąłeś, a teraz tylko chodzi o to, aby "rozpakować" dary, które wtedy otrzymałeś, ale nigdy nie używałeś?"

     

    Jakoś nie mogę sobie przypomnieć swojego chrztu…. Może mam jakiś zanik pamięci? i niemowlak który nie umie nawet mówića co dopiero modlić się nie może otrzymaćdaró ducha świętego i podjąć samodzielnej decyzji o chrzcie 

     
    Odpowiedz
  6. JacekSwiecki

    sprzeczne z Biblią?

     Czy prawda o czyśćcu jest sprzeczna z Biblią???? Otóż nigdzie w Piśmie nie jest napisane, że czyśćca nie ma, owszem jest w bardzo wielu miejscach mowa o ogniu oczyszczającym ( np. 1Kor 3,15 ; Mal 3,3)

    Problem polega na tym, że język Biblii różni się od języka dogmatów. A czemuz to się różni? Ano dlatego, że święci ludzie medytujący nad słowami Pisma doszli po wielu wiekach do pewnych sformułowań, które dzisiaj – znowu po po paru wiekach – znów mogą się okazać mało precyzyjne (bo sprawy przemyślano jeszcze lepiej) i wymagają dalszych wyjaśnień.

    Język Biblii jest obrazowy, my zaś funkcjonujemy w cywilizacji, gdzie na porządku dziennym używa się abstrakcyjnych pojęć. Trzeba niekiedy podjąć wysiłek tłumaczenia treści powstałych w jednej cywilizacji na język innych cywilizacji, które przyjęły Chrystusa (to się uczenie nazywa się "inkulturacja"). Bez tego musielibyśmy wszyscy stać się dosłownie starozytnymi Hebrajczykami (przejąć ich język i sposób myślenia), a to jest zupełnie nierealne w masowej skali.

    Otóż to jest właśnie jedno z wielu "zdogmatyzowanych" protestanckich złudzeń, że Biblia "sama z siebie" jest zrozumiała i że nic tu po Magisterium, które ustala, jaka interpretacja jest prawidłowa, a jaka błędna. Tymczasem każda protestancka denominacja ma swoje własne zdanie w tak kluczowych sprawach jak np. rozwody, antykoncepcja, sztuczne zapłodnienie, homoseksualizm itp. historie. A nie są to bynajmniej sprawy obojętne dla naszego zbawienia…

    Otóż jest tak, że można czytać i interpretować Pisma na własną zgubę – i o tym mówi nawet sama Biblia! 

    2P,20 To przede wszystkim miejcie na uwadze, że żadne proroctwo Pisma nie jest dla prywatnego wyjaśnienia. 21 Nie z woli bowiem ludzkiej zostało kiedyś przyniesione proroctwo, ale kierowani Duchem Świętym mówili <od> Boga święci ludzie.

    2P 3,16 […] Są w nich [listach Pawła] trudne do zrozumienia pewne sprawy, które ludzie niedouczeni i mało utwierdzeni opacznie tłumaczą, tak samo jak i inne Pisma, na własną swoją zgubę.

    Niestety, "pani Biblia" nie odpowie Ci na wątpliwości, co oznacza w niej to czy tamto trudne zdanie. Ani sam Jezus, bo On w tym celu ustanowił Kościół. Potrzebni są święci ludzie rozumiejący ją poprzez własne doświadczenia spotkania z Bogiem. I ci, którzy mają charyzmat rozpoznawania, które interpretacje są dobre i pożyteczne, a które są plewami.

    A co do chrztu, to powiedz mi, czy jest to dar darmo dany, czy też nie? I czy na taki dar trzeba najpierw zasłużyć tym, że się najpierw trzeba nauczyć mówić i modlić? Otóż nie, Bóg chce ten dar dać kazdemu, byle tylko wiedział, jak się nim posługiwać. Nie ma bowiem sensu dawanie komuś czegos, gdy ten ktoś tego nie chce lub też nie wie, o co chodzi. Jednak w przypadku dziecka, którego rodzice wiedzą jak używać tego daru i stopniowo będą swoje dziecko tego uczyć, ma to głęboki sens. 

    Wyobraź sobie, że niemowlakowi ktoś podarował książeczkę mieszkaniową. Na razie to zupełnie nieprzydatne, ale z czasem zaczyna być coraz bardziej. Albo też fundusz edukacyjny, z którego będzie mógł czerpać na wydatki związane z kształceniem. Już sam fakt, że się ma coś takiego ma bardzo pozytywny wpływ na wzrost i wychowanie, oczywiście pod warunkiem, że rodzice go aktywnie wykorzystują. Tym bardziej dar Ducha Świętego otrzymany na chrzcie! Czy myślisz, że niemowlakowi Duch Święty do niczego się nie przydaje?

    Rzecz w tym, że polskie rodziny rzadko kiedy rozwijają w ochrzczonym dziecku dary chrztu – i sprowadzają chrzest do społecznego rytuału. To tak jakby wziąć książeczkę mieszkaniową i wynieść na strych, gdzie trzyma się niepotrzebne śmieci, które jednak mają jakąś "sentymentalną" wartość i nie wypada ich wyrzucać!

     
    Odpowiedz
  7. Halina

    Prawda o czyśćcu?

     Taka nauka  zapewne nie może być obojętna w sprawie naszego zbawienia, ponieważ nie jest nauką Chrystusową. Poznanie Słowa Bożego jest obowiązkiem każdego chrześcijanina. Nauki Jezusa są zrozumiałe nawet dla ludzi przeciętnie inteligentnych. To nie jest tak, że Kościół posiada nieomylnych fachowców, co do tego, by mówić w co wierzyć, a w co nie. Nieomylny autorytet Magisterium Nauczycielskiego, to silny argument psychologiczny, który działa na tych, którzy nie mają pojęcia o nauczaniu Pism, lub nie chcą go mieć. Protestant, to człowiek, który ma szacunek do Pisma Świętego, liczy na Jezusa jako pośrednika, liczy na łaskę Bożą i uczynki wypływające z wiary. Biblia- nie jest to dla niego " panią Biblią", ale naukami samego Jezusa Chrystusa. Rozmawiając z niektórymi katolikami, można spodziewać się WSZYSTKIEGO, od wiary w cudowną moc różańca, obrazów, reinkarnację, ufo…aż po całkowity ateizm..

    W doktrynie o czyśćcu, mówi się o możliwości oczyszczenia z grzechów po śmierci, popełnionych w ciele na ziemi – w ogniu Bożej miłości. Teologia katolicka tworzy cały system pojęć, terminów, by móc wytłumaczyć coś takiego jak " bicze miłości Bożej" oczyszczające w czyśćcu dusze ludzkie. A prawda jest taka, że Jezus może zbawić na zawsze tych, którzy przez Niego ( nie przez czyściec) przychodzą do Boga, bo żyje na zawsze, aby się wstawiać za nimi-Hbr.7;25.  Skoro Jezus może zbawić każdego wierzącego, nie ma żadnej potrzeby ani miejsca na czyściec. Doktryna ta, iż Niebo można nabyć poprzez cierpienie w czyśćcu, kwestionuje doskonałość ofiary Jezusa, implikując tym samym, że może być ona niewystarczająca. Idea taka  usypia sumienie i pozwala mieć nadzieję mimo grzesznego życia, ponieważ jest dodatkową możliwością zbawienia, jakby obok krzyża Chrystusowego-jest boczną furtką do Nieba. Wystarczy szeroko otworzyć bramy czyśćca i hulaj dusza…Właśnie dlatego święci Ojcowie, zdecydowanie odrzucili naukę o czyśćcu.  Pomysłowy papież Grzegorz I, pierwszy raz wspomniał o miejscu, gdzie dusze cierpią, dopóki nie spłacą długu, lub nie wykupią ich stamtąd ofiary żywych. Pomysł ten, przyjął się dopiero w średniowieczu i okazał się być bardzo lukratywny dla kościoła ( płatne odpusty i msze za umarłych), tak iż stał się w 1439 r. dogmatem, który do tej pory funkcjonuje. Mówi o tym Katechizm KK 1003-pomaga się zmarłym przez  zyskiwanie odpustów, które można za nich ofiarować.

    Kupujcie, kupujcie odpusty-za każdą monetę co zadźwięczy, jedna dusza mniej w czyśćcu jęczy-to powszechne zawołanie tamtych czasów. Nic dziwnego, iż zakonnik, dr. teologii Marcin Luter-przejrzał na oczy czytając Biblię samodzielnie. Swój sprzeciw wobec kupczenia zbawieniem wyraził w 95 tezach, które umieścił na drzwiach kościoła w Wittenberdze, gdzie był księdzem. Wreszcie Prawda biblijna o zbawieniu z łaski poprzez wiarę i sprzeciw wobec papiestwa, mogła dotrzeć do szerokiej rzeszy ludzi o szczerych i otwartych sercach. Kupczenie odpustami właśnie, przyczyniło się do Reformacji i powstania kościołów protestanckich. 

    Co do chrztu, to wg. porządku biblijnego chrzest musi poprzedzać osobista wiara i związane z nią nawrócenie; " Kto uwierzy i ochrzci się, zbawiony będzie" Mk. 16.16.  W Didache mówi się nawet, by osoba chrzczona przez dzień lub dwa pościła, a chrzest był udzielany tym, którzy osiągnęli stan zrozumienia. W czasach, kiedy to element osobistej wiary uległ zanikowi, zastąpiono go wiarą w moc magicznego, zewnętrznego rytuału dokonanego nad niemowlakiem. W KK chyba sakrament bierzmowania jest  sakramentem Ducha Św?, a chrzest to raczej wcielenie do wspólnoty kościoła.

    To prawda, że kościoły protestanckie zasadniczo akceptują stosowanie metody sztucznego zapłodnienia homologicznego, jako metody leczenia bezpłodności. To ciekawe, że KK aprobuje  transplantację, która jest przecież sztucznym  przedłużeniem życia, a sprzeciwia się metodzie sztucznego zapłodnienia. homologicznego. Rozwój medycyny, nauki, techniki- zawdzięczamy otrzymanym przez Boga zdolnościom, mamy więc prawo, a nawet obowiązek wykorzystywanie tego daru dla dobrych celów, a takim jest niewątpliwie umożliwienie bezpłodnej parze wydanie na świat własnego potomstwa, tym bardziej, kiedy wszystkie komponenty pochodzą od pary starającej się o dziecko. Bezpłodność należy traktować jak każdą inną chorobę fizyczną, więc nie tylko można, ale trzeba dołożyć wszelkich starań, by ją skutecznie leczyć.

     

     

     
    Odpowiedz
  8. art

    Moje zdanie

    Ja też nie wierzę w czyściec. W Chrzest niemowlęcy wierzę ale w czyściec absolutnie nie. I tu się nie zgadzam z magisterium kościoła Katolickiego. Ale co do Chrztu wierzę że to nie był taki sobie akt ale coś znaczenie więcej. Przecież wtedy byłem człowiekiem jak mnie Chrzczono i jeśli ja czegoś nie wiedziałem to na pewno wiedział o Tym Bóg. Jedyne co mnie trzyma by się nie chrzcić ponownie jest to by nie brać imienia Pana Boga swego na daremno. Nie mogę powiedzieć Bogu że on był wtedy kiedy mnie Chrzczono innym Bogiem niż dziś, że był głuchy i niemy i ślepy a moi rodzice byli pomyleni dając mnie Bogu . Jednakże jeśli ktoś nie wierzy w to że został ochrzczony powinien raczej uwierzyć w ten chrzest który mu udzielono zamiast ponownie dać się ochrzcić. ALe to jest jedynie moje zdanie i osobiste. Dobrze jest trzymać się pisma świętego a wyjaśnienie Halinki jest naprawdę celujące i godne poszanowania zwłaszcza z punktu widzenia protestantów. Tak myślę. Jest to moje osobiste zdanie. 

    Pozdrawiem tu piszących i dużo dobra życzę

     

     

     
    Odpowiedz
  9. JacekSwiecki

    Protestancka semantyka terminu “zbawienie”

    Otóż dla protestantów zbawienie oznacza co innego niż dla katolików i dla prawosławnych. Chodzi tam o Boży  dekret, który głosi, że grzesznik powinien być traktowany tak, jakby nigdy nie popełnił grzechu i wobec tego nie trafi do piekła. "Niebo" to po prostu brak potępienia, powrót do Edenu sprzed upadku w dniu Paruzji i przyjacielska "relacja" z Jezusem. Jezus nas zbawił dlatego, że spadła na niego kara, która nam się nalezała.

    Dlatego, aby być zbawionym, wystarczy uwierzyć w to, że Jezus wziął na siebie mój grzech i tym samym nastąpi "spłata długu" wobec Boga. Nic innego nie jest potrzebne. Owszem, potem pojawia się problem tego, że jeśli to wyznanie wiary było szczere, to muszą pojawić się "owoce" i to takie, które by Duch św. czynił jakby wbrew nawróconemu, bo nie mogą być to przecież "dobre uczynki" nawróconego! No a jak ich nie me wyznanie było nieszczere – i tym bardziej zasługuje się na piekło.

    Otóz z takim schematem walczył np. wielki protestancki teolog Waldenstroem w XIX-wiecznej Szwecji. Zadawał proste pytanie: A gdzie w Biblii jest opisana doktryna "zastępczej kary"? W swoich dziełach podawał dowody na to, że Biblia mówi zupełnie inaczej – i co ciekawe bardzo zbliżył się do doktryny katolickiej (zupełnie o tym nie wiedząc!).

    W doktrynie katolickiej i prawosławnej zbawienie to nie jest tylko wybawienie od kar piekielnych, ale dopuszczenie do współudziały w trynitarnym życiu samego Boga. Określa się to terminem "przebóstwienie". Zbawiony święty staje się doskonale podobny do samego Chrystusa i dzieli chwałę samego Boga. To jest znacznie mocniejsze rozumienie tego terminu niż w doktrynie protestanckiej! 

    Jak rozumiemy zbawienie, tak też rozumiemy środki prowadzące do tego celu. Jezus przez swoją ofiarę nie został bynajmniej "zamiast nas" ukarany, ale zniżył się do naszego upadłego stanu, aby dać nam nowe życie i wskrzesić z martwych w zmienionej naturze. Zbawienie to osiągnięcie pewnego stanu, a nie prawno-formalny dekret niczym wyrok na sali sądowej! Przy takim rozumieniu zbawienia Bóg przeprowadza nas poprzez dary Ducha św. od stanu człowieka upadłego do stanu całkowitego podobieństwa do Chrystusa. Wtedy rozumiemy, że jeśli w chwili smierci chrześcijanin jeszcze tego stanu nie osiągnął, ogień Ducha św. prztapia go dalej nawet po śmierci – aż do skutku. Dlatego czyściec nie jest żadną "karą", ani ‘zemstą", ale kontynuacją bolesnego oczyszczenia z upadłej natury, która zaczyna się od chwili chrztu. Czyściec przechodzimy bowiem wszyscy już na ziemi, ale nie wszyscy jeszcze tego potrzebujemy po śmierci. Nie jest to "miejsce", ale "stan" [dynamicznie rozumiany] i "proces".

    A jeśli chodzi o chrzest, to oczywiście jest on związany z otrzymaniem Ducha św. – ale tylko takiej porcji, jaką można z pożytkiem dla siebie przyjąć w stanie niemowlęcym. Bierzmowanie zaś wymaga już świadomej decyzji, bo łączy się z przyjęciem doskonalszych darów, które może wykorzystać jedynie dorosła osoba.

    A jeśli chodzi o inne kwestie, to albo są to nieporozumienia, albo zupełne propagandowe przegięcia. Wystarczy sięgnąc do innych źródeł niż antykatolickie broszurki produkowane m.in. przez baptystów.

     

     
    Odpowiedz
  10. Halina

    Zbawienie

     Widzę, że dziwne rzeczy wypisuje Pan na temat teologii protestanckiej, która jest przede wszystkim soteriologią chrystologiczną. O wiele więcej potrzeba , aby być zbawionym niż Pan tu raczył napisać.

    W ujęciu protestanckim pozyskanie zbawienia i chwalących  Boga  uczynków należą do dwóch różnych porządków; usprawiedliwienia i uświęcenia. Oba dzieła są Boże-oba istnieją dzięki Ofierze Chrystusa, ale jednocześnie różnią się. Usprawiedliwienia i uświęcenia nie wolno rozłączać ( bo łaska Boża obecna jest tak w usprawiedliwieniu, jak i w uświęceniu grzesznika), ale je odróżniać. Odróżniać, aby wiedzieć, że zbawieni jesteśmy mocą uczynków Jezusa i Jego zastępczej śmierci; że zbawienie nie jest z nas, ale z Boga; z Jego łaski-niezasłużone i darowane, pod warunkiem wiary Chrystusowi. Brak owego rozróżnienia jest podstawową różnicą w pojmowaniu zbawienia w teologii protestanckiej i katolickiej.

    Zbawienia dokonał Chrystus przez krzyż i zmartwychwstanie. Został wydany za grzechy nasze i został wzbudzony z martwych dla usprawiedliwienia naszego; Rzym. 4, 25ar Na krzyżu Jezus wziął na siebie sąd ciążący na nas i uwolnił nas od potępienia, natomiast jako zmartwychwstały objawił łaskę i moc nowego życia; Rzym 3, 34  Wobec naszej znikomości zbawienie Boże jest wyrazem bezinteresownej przychylności Boga wzgl. człowieka, jest dane z samej łaski ( Sola Gratia). Nie jest więc zapłatą za czyn, nie nagrodą za dobre sprawowanie. Jezus jest Emmanuelem, który gładzi grzechy świata i przyjmuje na siebie śmierć totalną( ostateczną, wieczną), pisaną każdemu człowiekowi z powodu grzeszności. Ściągając ją na siebie, ratuje przed nią wszystkich tych, którzy pragną korzystać z Jego Ofiary. Ukrzyżowany ocala w ten sposób człowieka od ostatecznych skutków grzechu i tworzy społeczność ocalonych i pojednanych z Bogiem. Odkupienie odnosi skutek w życiu jednostki dopiero po przyswojeniu jego owoców przez szczerą , ufną wiarę. Tylko wiara ( Sola Fide), jest sposobem pochwycenia Bożej oferty zbawienia, które jest wyłącznie czynem Boga, nie naszym. Jest Jego darem, jest to zbawienie od grzechu, mające swe wieczne skutki, ale wchodzące w życie grzesznika natychmiast od zadziałania łaski w jego życiu. Skutkiem owej łaski grzesznik pokutuje, odwraca się od grzechu oraz uzyskuje zbawienną relację z Jezusem Chrystusem. Otrzymuje w Nim życie wieczne oraz dar-obecność Ducha Św. w życiu. Owa wiara łączy się z upamiętaniem, czyli przemianą myślenia w taki sposób, by grzesznik był posłuszny Bogu. Ta nowa natura współdziała z Duchem Bożym, które w nieuchronny sposób przemieniają jego życie. Jest to życie święte-inne, bo rządzone zasadą podobania się Bogu, z wdzięczności za okazane w Chrystusie zbawienie i dar społeczności z samym Stwórcą. Prowadzi to do zasady protestantyzmu-Soli Deo Gloria-tylko Bogu chwała.

    Zbawienie jest dziełem jednorazowym i niepowtarzalnym, jest to radykalny przełom we współżyciu człowieka z Bogiem. Chrześcijanin, który zaufał temu, że Ofiara Chrystusa usprawiedliwia go, dostępuje pokoju i radości duszy-Rzym 5. 1-2 . W zmartwychwstaniu, Bóg potwierdza dzieło Chrystusa dokonane na krzyżu. Jest to świadectwo, że ciężar grzechu Go nie złamał, objawił się jako zwycięzca. Zmartwychwstały Jezus otwiera Królestwo Niebieskie dla tych, którzy Jemu zaufali. Wniebowstąpienie polega na wywyższeniu "na prawicę Bożą". To znaczy, że odtąd Bóg działa tylko przez Niego. W Jego rękach są nasze sprawy-Rzym 8.3-4, Jan 16.24. On jest obecny jednocześnie w doczesnym świecie i poza nim Mt. 28.20. Poznawanie i chwała Jezusa są zarazem ukryte i jawne. Skrytość Królestwa Bożego wywołuje napięcie wiary i trwać będzie aż do czasów ostatecznych. Chrześcijanie obcują ze swoim Panem, ale i czekają na Niego. " Życie wasze jest ukryte wraz z Chrystusem w Bogu, gdy się Chrystus, który jest życiem naszym okaże , wtedy i wy okażecie się razem z Nim w chwale-Kol.3,3-4. Dobre drzewo wydaje dobre owoce-Mt 7.17. Wartość owoców wiary oceni sam Chrystus na Sądzie Ostatecznym Mt

    Otóż- proponuję nie czytać broszurek, tylko sięgać do źródeł historycznych i do Pisma Świętego.

    Aha-teologia prawosławna sprzeciwia się kategorycznie pojęciu czyśćca po śmierci. Tu na ziemi, to nie tylko czyściec, ale niektórzy nawet piekło przechodzą.

     
    Odpowiedz
  11. art

    Boże jaki ja jestem

    Boże jaki ja jestem zmęczony.

    Boże pozwól mi odnaleźć Buddę w sobie.

    Boże pomóż mi zapomnieć to  co poznałem.

    Boże pozwól mi usiąść i zasnąć dla tej rzeczywistości w której jest tyle nienawiści.

    Boże wiem że cię niema ale jeśli jesteś to pozwól mi się przebudzić. 

    Boże pozwól mi odnaleźć siebie takim jakim jestem i Ciebie takim jakim jesteś.

     

    Artur* "kryzys"

     

    http://www.youtube.com/watch

     

     

     
    Odpowiedz
  12. JacekSwiecki

    potwierdziła się różnica semantyczna…

     Jeżeli dla protestantów zbawienie to wydarzenie jednorazowe, a dla katolików jest to ciągły proces, to znaczy to niewątpliwie, że dla obu stron termin ten oznacza co innego:

    – dla protestantów, jest to akt uniewinniający wydany na podstawie [szczerego] wyznania wiary

    – dla katolików jest to stan uczestnictwa w życiu trynitarnym samego Boga, który ‘kiełkuje" od chwili chrztu, a konczy sie w momencie pełnego przebóstwienia.

    Dla katolików zbawienie nie może byc aktem natychmiastowym, bo nie można zostać przebóstwionym w jednej chwili: nie można nagle porzucić naszej upadłej natury i przejśc do natury Jezusa Zmartwychwstałego bez utraty tożsamości. Dla protestantów może byc, bo chodzi tam tylko i wyłącznie o prawny dekret/orzeczenie, a nie o wewnętrzną przemianę. Gdy zbrodniarz słyszy w sądzie wyrok uniewinniający, to jest wprawdzie wolny od kary, ale jego serce jest w dalszym ciągu pełne złych myśli i zamiarów. To się nazywa uczenie "iustificatio mere forensis" = usprawiedliwienie zaledwie zewnętrze. Takie to i jest owo protestanckie zbawienie: nie zmienia nic w człowieku, a jedynie obiecuje, że teraz przyjdzie Duch św. i wszystko sam w człowieku przemieni bez udziału jego woli, aby zaświadczyć o tym, że usprawiedliwienie rzeczywiście zostało pozyskane. A jak nic takiego się nie dzieje – no to wróć na sam początek gry [niczym w przypadku planszowej gry towarzyskiej].

    W istocie protestanci odrzucają koncepcję zbawienia przez przebóstwienie, bo by to była ze strony człowieka "uzurpacja" [tylko fiński kościół luteranski ma inne zdanie na ten temat]. Tak więc pozostaje zbawienie jako wybawienie od kar piekielnych i ewentualna "dodatkowa nagroda", która jednak zbawieniem nie jest. To jest w istocie tak, jakby zamiast Mercedesa wybrać rower i mówić potem, że w obu przypadkach chodzi o "pojazd"!

    Oczywiście rower dostac znacznie łatwiej od mercedesa; dlatego też protestancki przepis na zbawienie musi być logicznie prostszy i łatwiejszy. niemniej ludzkie serce nie da się tak łatwo oszukać: człowiek nosi w sobie pragnienia, oczekiwania i godność, które w pewnym momencie dojdą do głosu. Jeśli jednak dominuje strach przed piekłem [a nie pragnienie Boga żywego] – tam protestancka koncepcja przekonuje bardziej. 

    A jeśli chodzi o prawosławnych, to bynajmniej nie odrzucają oni modlitwy za zmarłych. Ich koncepcja jest jeszcze inna: po smierci ktoś, kto nie może osiągnąć stanu nieba znajduje się w szeolu (Hadesie). Szeol też jest ognisty i też są w nim męki, ale można się z niego wydostać dzięki wstawienniczej modlitwie Kościoła – póki jeszcze nie nastąpła Paruzja. W momencie Sądu ostatecznego, ci, którzy nie zdołali wydostać się z szeolu zostają strąceni do piekła wiekuistego. Zaś ci, którzy się wydostali, osiągają stan przebóstwienia.

     
    Odpowiedz
  13. leszek.s

    Panie Jacku!

     Wszystko się zgadza. Dziekuję za takie zwięzłe opisanie błędów w nauczaniu protestanckim. Żeczywiście jak człowiek ma wieksze pragnienie Boga niż strach przed karą to nie zniesie życia wsród ludzi tak rozumiejących zbawienie jak większość pastorów w naszym kraju. Pana wpis dał mi wiele zwięzłych odpowiedzi. Dziękuję!

    PS: Trzeba o tym mówić głośno i ostrzegać ludzi by nie przechodzili niepotrzebnych zranień.

     
    Odpowiedz
  14. Kazimierz

    Pan Jacek

    Pan Jacek ma niezwykłą obsesję do deprecjacji tego co niekatolickie, przy głośnym i radosnym pokrzykiwaniu pana Leszka, który to w ciągu 5 lat przebywania w KZ zrozumiał wszystko, poznał wszystko i jest dziś ekspertem nad ekspertami w tej dziedzinie.

    Panie Jacku, pan na podstawie dyskusji internetowej globalizuje autonomiczne wspólnoty protestanckie w kraju i na świecie, czyli około 800 mln osób? Gratuluję humoru. Opisując zbawienie z uporem próbuje udawadniać tezy, które sam pan wydedukował, nie wiem zresztą skąd. Rozbija pan rozumienia, jak dziś zresztą wielu w Polsce prostych spraw.

    Proponuję zajrzeć do Biblii, co ona mówi o zbawieniu, a może jeszcze lepiej co Pan Jezus o tym mówi? I nie bardzo mnie obchodzi jak to rozumie pana kościół, czy inne, które pan tutaj wspomina (ich teorie), ale co mówi Pan Jezus, a co mówi – bardzo dużo.

    Do Nikodema – musisz się na nowo narodzić; do ludzi przy grobie Łazarza – "każdy kto we mnie wierzy, choćby umarł żyć będzie; do ludzi z tłumu – "błogosławieni są ci, którzy słuchają Słowa Bożego i je wykonują; do uczniów – kto wierzy w syna ma zywot wieczny, kto zaś nie słucha Syna, nie ujży żywota, lecz gniew Boży ciąży na nim;  i wiele, wiele innych

    No i na koniec jedna wypowiedź z ew. Jana 5.24 – "Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam, kto słucha słowa mego i wierzy w tego, który mnie posłał, ma żywot wieczny i nie stanie przed sądem, lecz przeszedł z śmierci do żywota"; Zastanówmy się, co tu Jezus mówi – 1. w odniesieniu do przeszlości – przeszedł z śmierci do żywota; w teraźniejszości – ma żywot wieczny, w przyszłości – nie stanie przed sądem. Czy Pan Jezus opowiadał bajki?

    KJ

     
    Odpowiedz
  15. Halina

    Pełne zbawienie

     A gdzie ja napisałam, że dla protestanta  droga do Królestwa Bożego jest aktem jednorazowym? Dlaczego przekręca Pan świadomie to , co napisałam o nawróceniu, usprawiedliwieniu, pokucie za grzechy, uświęceniu-czy mogą być to akty jednorazowe i nie ma w nich miejsca na wewnętrzną przemianę? Wolę poruszać się rowerem, na drogach Bożych niż Mercedesem pędzącym nie wiadomo gdzie.. 

    Uważa Pan, że zbawienie dane było człowiekowi w ratach? albo, że istnieje jakaś jego powtarzalność?

    " Łaską zbawieni jesteście"-no to jesteście zbawieni czy nie? ..

    A To wam napisałem, abyście wiedzieli, którzy wierzycie w imię Syna Bożego, że MACIE ŻYWOT WIECZNY-1 J 5, 11-to mamy czy nie?

    Pisałam przecież od czego wybawił nas Jezus, skąd takie dziwne konkluzje? Zbawił nas od kary za grzechy, obecnie zbawia nas od panowania grzechu w nas Hbr.9 24. Jest to NIEUSTANNY PROCES WYBAWIANIA nas od zła. W trakcie tego procesu następuje taka przemiana naszej psychiki ( duszy), że nasz charakter staje się podobny do charakteru Jezusa-Rzym 12, 2; Ef 4;12, 22-24,. Aby ten proces był możliwy, konieczne jest osobiste zaangażowanie. Nasze życie jest szkołą, gdzie Bóg przygotowuje nas do wieczności. Decyzję po której stronie staniemy, podejmujemy za życia , nie po śmierci w jakimś czyśćcu-o tym mówią Ewangelie.

    Zbawienie jako okup został wypłacony w całości i za jednym razem i nie sposób go przyjmować na raty..Ofiara Golgoty nie była częściową zapłatą, lecz pełną, doskonałą-RAZ i NA ZAWSZE złożył z siebie ofiarę", albo to przyjmujemy, albo nie. Bóg nie udziela usprawiedliwienia człowieka, by później wycofać się z tego i " dokańczać dzieła" w czyśćcu. To nie są nauki biblijne.

    Pełne zbawienie posiada trzy aspekty:

    -usprawiedliwienie przed Bogiem, dzięki przyjęciu Ofiary Jezusa

    -uświęcenie wewnętrzne, które trwa przez całe życie-czyli przekształcenie naszego charakteru na podobieństwo charakteru Jezusa Chrystusa

    -uwielbienie-w chwili śmierci nasza (dusza-osobowość Jezusa w nas), idzie do Boga-Fl. 1, 23, 2 Kor 5.8

    Jeśli ktoś za swojego życia nie pojednał się z Bogiem,  wtedy nie pomogą pieniądze, praktyki religijne za dusze . Z tej to prostej przyczyny, że Bóg mówi Prawdę i nie jest zmienny , ani przekupny.

     
    Odpowiedz
  16. leszek.s

    Pan Kazimierz

    To osoba która ciągle mnie blokuje jednak nie przeszkadza to włączać się w dyskusje nie dotyczące jego osoby.  Może i jestem ekspertem w dziedzinie polskiego neoprotestantyzmu ponieważ oprócz studiowania ich teologii miałem okazję osobiście tego tematu zakosztować żyjąc w zborach. Inni mieli więcej szczęścia i nie przewineli się przez zbory tylko w porę ostrzeżeni nie angazowali się w takie eskapady, będące moim udziałem.

    Pan Jacek opisuje to co protestanci w  Polsce praktykują a nie to co deklarują i to jest zasadnicza różnica jeśli chodzi o dyskusje na tematy praktyk kościelnych, zbawienia itp.  

     
    Odpowiedz
  17. JacekSwiecki

    jak rozumiemy biblijne terminy?

     Pani Halino, jak można najpierw pisać coś takiego:

    "Zbawienie jest dziełem jednorazowym i niepowtarzalnym, jest to radykalny przełom we współżyciu człowieka z Bogiem. Chrześcijanin, który zaufał temu, że Ofiara Chrystusa usprawiedliwia go, dostępuje pokoju i radości duszy-Rzym 5. 1-2 ."

    a potem, już po moim komentarzu odnoszącego się do tych słów, coś takiego:

    " A gdzie ja napisałam, że dla protestanta  droga do Królestwa Bożego jest aktem jednorazowym? "

    Dalej pisze pani "zbawienie jako okup…" – a to już zupełnie niemożliwe dla katolika utożsamienie. Zbawienie to pewien stan, zaś ofiara Chrystusa wysłużyła nam Odkupienie, od którego dopiero może zacząć się proces zbawiania nas.

    Otóż niemal każde ze słów, którego Pani używa ma zupełnie inny sens, lub też nieco inny sens niż dla katolika. Dla pani usprawiedliwienie, to nabycie pewnego formalno-prawnego "statusu" przed Bogiem, a dla mnie to uczynienie człowieka rzeczywiście sprawiedliwym. To pierwsze może się dokonać natychmiast, a to drugie musi trwać całe zycie!

    Problem jest nie w tym, ze ktoś tu z nas się myli, ale w tym, ze mówimy o zupełnie róznych sprawach uzywając tych samych słów. Reformowany odczyt Biblii jest mozliwy tylko dlatego,ze zmieniony został sens pewnych waznych biblijnych terminów – i teraz przestalismy się rozumieć. Mozecie sobie mówic, ze Biblia mówi to czy tamto, a tak naprawde to ona Wam tylko mówi to i tamto, a nam zupełnie co innego. Tu jest właśnie nas pies pogrzebany (hau, hau!).

    Panie Kazimierzu, nie ma co się obrazać, ale spojrzeć na rzeczywistość egzegetyczną zgodnie z prawdą. My czytamy Biblie juz 20 wieków, a wy znacznie krócej. Semantyka terminów biblijnych, jaką się posługujemy, jest spójna z rozumieniem wszystkich starozytnych Ojców, wy zaś wymyśliliście ją na początku XVI w. m. in. pod wpływem takich filozoficznych prądów jak nominalizm.

    Proszę sobie poczytać Waldenstroema – szwedzkiego pastora luterańskiego, który odkrył, ze Biblia nigdzie nie głosi teologii "kary zastępczej". A jak mu ktoś mówił, ze błądzi, to on na to: A gdzie jest to napisane? No i nikt, absolutnie nikt nie potrafił mu tego wykazać. Ciekawy przypadek, nieprawdaż?

    No i jeszcze linki:

    http://en.wikipedia.org/wiki/Paul_Petter_Waldenström

    http://www.jeszua.pl/index.php?mode=pojednajcieszb
    http://www.gospeltruth.net/Waldenstrom/wald_atone_index.htm
    http://www.pietisten.org/fall97/whereiswaldenstrom.html

     

     

     
    Odpowiedz
  18. Halina

    Pan Jacek

     Pan tak udaje czy naprawdę nie rozumie? Przecież już jaśniej nie można napisać, czym jest zbawienie dokonane na Golgocie jako akt jednorazowy i przyjęcie Go w sposób jednorazowy  przez człowieka. A czym jest dochodzenie do pełni doskonałości i jak wygląda droga człowieka wierzącego  do Królestwa. Co jest dla katolika nie do przyjęcia,,,,, to trudno mi powiedzieć, ale słowa Jezusa powinny raczej być strawne, przecież to codzienny pokarm każdego naśladowcy.  To przecież oczywiste, że okup stanowi centralną część w Boskim planie zbawienia. Chrystus samego siebie złożył jako okup za wszystkich.Trudno mi się nawet odnieść do tego co Pan pisze, ponieważ posługuje się Pan ogólnikami; my wiemy, my badamy…., od tylu i tylu lat…., to jest nie do przyjęcia  -i co mi po takiej odpowiedzi. A ja Panu odpiszę w podobnym tonie,-Reformacja wykazała wasze błędy w tych badaniach . 

     
    Odpowiedz
  19. Kazimierz

    p. Jacku

    Jeszcze raz,

    mnie co jakiś Waldenstroem mówi nie bardzo interesuje, ale interesuje mnie co mówi Jezus, co mówił 2000 lat temu i co mówi dziś do mnie, do Kościoła (ludzi wywołanych z tego świata do Królestwa Bożego), a ewangelia jest prosta, w liście do Koryntian 1, Paweł mówi, że wielu jest nieuczonych ale Bogu upodobało się zbawić wierzących przez głupie zwiastowanie i tego zwiastowania niestety wielu nie rozumie, bo ma na sercu zasłonę, taką jaka rozdarła się w Świątyni podczas śmierci Jezusa na krzyżu zasłaniająca miejsce najświętsze. Nie ma tej zasłony na sercach odrodzonych, gdyż została rozerwana i głupie zwiastowanie dociera do takich serc.

    Pan nie czyta Pisma od 20 wieków, ale nie dłużej pewnie niż ja. Świadkowie Jehowy też czytają, ale bez strażnicy ani rusz, podobnie KK bez Magisterium ni w ząb, a co z głupim zwiastowaniem?

    KJ

     
    Odpowiedz
  20. JacekSwiecki

    oczywiste??

     "To przecież oczywiste, że okup stanowi centralną część w Boskim planie zbawienia."

    Wcale to nie jest takie oczywiste i wcale nie wynika z Pisma. Wiadomo, ze Bóg jest "goelem", czyli Odkupicielem. Goel to był ktoś, który miał obowiązek wyplątania z kłopotów krewniaka, któremu zdarzył się w zyciu dramat (np. popadnięcie w niewole). Wtedy rzeczywiście wykupywał go z niewoli.

    Jednak Bóg jako Goel bynajmniej nie wypłacił niczego faraonowi (typ diabła), gdy jego lud znalazł się w niewoli egipskiej – wręcz przeciwnie, to On kazał Hebrajczykom złupić Egipcjan! Jeszcze bardziej absurdalna jest spekulacja tego okupu domagał się…sam Bóg, jako rekompensaty za grzech Adama. Wtedy Bóg byłby tylko nieubłaganą sprawiedliwością (rozumianą po ludzku), ale na pewno nie miłościa!

    Dlatego centralnym przekazem Pisma jest Pascha – Przejście, a nie okup. Jezus poprzez swoją Ofiarę, jej mocą, wyprowadza nas z niewoli grzechu i ukazuje wszystkim drogę do Ojca. Wiecej: rzeczywiście nas do Ojca przeprowadza zwłaszcza mocą Eucharystii, naszej nowej manny w drodze do nieba. 

    Otóz Waldenstroem zastanawiał się właśnie, a na ile biblijna jest tradycyjna protestancka doktryna o wykupie i "zastępczej karze". Doszedł do wniosku, po latach rzetelnej pracy egzegetycznej i modlitwy, ze jest to zupełnie fałszywa doktryna przeinaczająca sens misji Chrystusa. I do końca zycia pozostał reformowanym chrześcijaninem, choć był zmuszony do załozenia nowej kongregacji. Jego argumenty są porazające i wykazują wyraźne niekonsekwencje i nieścisłości egzegetyczne wielu wczesnych i późnych Reformatorów. Dlatego moze jest to dla wielu tak niewygodna postać.

    W ogóle bardzo wątpię, czy dla kogoś, kto czyta Biblię tak jakby to była jakieś dzieło literackie, jakikolwiek wniosek dotyczący zbawienia i jest "oczywisty". Jeśli nie czyta się jej przez pryzmat swojej własnej Tradycji, można tak stosować różne klucze interpretacyjne, ze niemal kazdą tezę da się albo obronić albo tez obalić (z pomoca odpowiedniego zbioru cytatów). Muzułmanie czytając Ewangelię twierdzą, że Jezus zapowiedział przyjście Mahometa (proszę się tylko  domyślić o jaki cytat chodzi….), a inni ze był krypto-hinduistą, który uczył się w Indiach u znanego guru. Zaś ateista pokaze cytacik "Nie ma Boga" (Ps 14,1). Za pomocą "samej Biblii" nawet tak absurdalnych tez obalić się nie da; mozna tylko pokazać, ze Lud Bozy nigdy tak swoich świętych Pism nie rozumiał – i tak odnosić się do wszelkiego "nowinkarstwa".

    W tej sytuacji jedyna rozsądna postawa ekumeniczna polega na wspólnym czytaniu Słowa Bozego i dzieleniu się naszymi przemyśleniami ku wspólnemu ubogaceniu. Ale nigdy w celu atakowania innej strony np. wzywania jej do porzucania "martwej religii" itp. skrytych nawoływań do apostazji. Dla mnie mozecie być protestantami zyjącymi własnymi tradycjami egzegetycznymi – i póki jest to zgodne z waszymi sumieniami, nic mi do tego. W końcu czytanie Pism nie ma doprowadzić do wypracowanie doktryny, ale do przemiany zycia i upodobnienia się do Chrystusa. Kazdy z nas moze świadczyć o tym, jak do tego dochodzi w ramach swojej Tradycji.

    Jeśli ktoś nawrócił się dzięki Wam i został uczniem Chrystusa – chwała Panu! Jednak jeśli to uczynił dzięki katolikom i twierdzi, że było to za przyczyną wstawiennictwa jakiego świętego lub Maryi – to czy przez to jest to "gorsze" nawrócenie?

    I tylko nie mówcie, na litość Boską, ze wy nie macie zadnej Tradycji, bo to właśnie jest bajka! Macie katechizmy, macie broszurki, wyznania wiary, traktaty ("O niewolnej woli" itp.), swoich własnych wielkich kaznodziejów, teologów itp. itd. To poprzez  pryzmat tego wszystkiego czytacie Pisma! A jesli tego nie robicie, to wtedy właśnie moze posród was zrodzić się kolejny Waldenstroem, albo tez kolejny Russel…

     

     

     

     

     

     
    Odpowiedz
  21. Halina

    Oczywiste i zgodne z Pismem Świętym

     Zadanie, które przyszedł spełnić Jezus, to złożenie okupu. Okup zakłada jakiego rodzaju jest związanie czy niewola, a odkupienie wskazuje na to, od czego okup nas zabezpiecza. Tak jak ofiara odpowiada na potrzebę stworzoną przez naszą winę, okup musiał mieć równoważną cenę.

    Pierwszy człowiek Adam, zanim zgrzeszył, był doskonały i tylko doskonałe, bezgrzeszne życie Jezusa Chrystusa, złożone jako okup mogło wybawić nas z niewoli. Chrystus składając okup dokonał odkupienia, które zawiera w sobie wiele aktów i procesów. Pełnego znaczenia śmierci Jezusa, nie da się ująć w kilku zdaniach, posiada zbyt ogromną wagę w chrześcijańskim życiu.

    Okup z grec.’ lytron’ oznacza zrównoważoną cenę, a w grece klasycznej używany był w związku z wykupem niewolników. Pisarze biblijni, zapożyczyli to pojęcie, aby wyrazić głęboki sens śmierci Jezusa Chrystusa.

    " Jezus nie przyszedł by mu służono, lecz, żeby służył i oddał OKUP za wielu Mt. 20, 28 oraz

    2 Tym.2,6-

    "Który siebie samego złożył jako OKUP za wszystkich", aby świadczono o tym we właściwym czasie."

    Pojęcie zastępczej ofiary-Chrystus samego siebie wydał za nas jako dar ( prosforan) i ofiarę( thysian) Bogu-Ef.5,2  Przyszedł on dla zgładzenia grzechu przez ofiarowanie samego siebie-Hbr.9,26

    Jedną ofiarą, uczynił doskonałymi na zawsze tych, którzy są uświęceni Hbr.10, 14 Wszystkie te i wiele innych wersetów zawierają ideę śmierci zastępczej, ofiary złożonej za nas. Ap.Paweł pisze, że Chrystus umarł za grzechy nasze-zastępcze cierpienie jest cierpieniem poniesionym przez jedną osobę za drugą.

    Źródłosłów słowa ‘lytron’- wskazuje na zastępczy charakter ofiary Jezusa. Oddał on życie za nas, zaś forma czasownika" oddać" w oryginale greckim wskazuje na określone wydarzenie w czasie-śmierć Chrystusa na krzyżu. Zasadnicza koncepcja polega tutaj na tym, że byliśmy niewolnikami, ale Jezus przyszedł jako nasz OKUP-nasz LYTRON

     

     
    Odpowiedz
  22. JacekSwiecki

    oczywiste – ale od kiedy??

     Ciekawe, ze taka interpretacja ofiary Chrystusa jest nieobecna u wszystkich starozytnych Ojców Kościoła, nawet na Zachodzie. Pojawiła się ona po raz pierwszy u św. Anzelma z Canterbury na przełomie XI i XII w. i nigdy nie przyjęła się na chrześcijańskim Wschodzie.

    Dokładna analiza traktatu Anzelma "Cur Deus homo?" [Dlaczego Bóg stał się człowiekiem] wskazuje jednak na znacznie subtelniejszą koncepcję [dość trudną do zrozumienia w szczegółach], której od powyższej w uproszczonej [i e karykaturalnej] wersji dzieli wyraźny dystans]. Popularne ujęcia tak rozumianego "anzelmizmu" przejęła w XVI w. Reformacja – i to jeszcze w ogromnie przerysowanej wersji [podobnie uczynili katoliccy janseniści]. 

    Naprawdę jednak jest tak, ze Jezus w bardzo różny sposób określa cele swojej misji:

    – mówi o sobie "Oblubieniec" wskazując na to, ze przyszedł, aby poślubić ludzkość zgodnie z Odwiecznym planem ["Syn opuścił ojca, aby połączyć się z Kościołem, swoją Oblubienicą, i stać się z nią jednym ciałem" – starozytny komentarz św. Ambrożego z Mediolanu, przejęty w średniowieczu przez św. Gertrudę z Helft]

    – w Przemienieniu na górze ukazuje swoją chwałę odpowiadając na pytania i wątpliwości Apostołów; św. Tomasz z Akwinu komentuje to tak, że w ten sposób pokazał nam, że celem jego misji jest wprowadzenie człowieka do chwały samego Boga

    – nade wszystko jednak Jezus mówi o swoim Zmartwychwstaniu, zapowiadając je wielokrotnie, to zaś wskazuje na paschalny charakter naszego zbawienia: przejście z niewoli grzechu do pełni zycia w Bogu idąc za Jezusem w mocy Jego Ducha.

    Św. Paweł mówi bardzo jasno:

    Fil 3,10 […] przez poznanie Jego: zarówno mocy Jego zmartwychwstania, jak i udziału w Jego cierpieniach – w nadziei, że upodabniając się do Jego śmierci, 11 dojdę jakoś do pełnego powstania z martwych. 12 Nie [mówię], że już [to] osiągnąłem i już się stałem doskonałym, lecz pędzę, abym też [to] zdobył, bo i sam zostałem zdobyty przez Chrystusa Jezusa.

    Gdyby Jezus umarł "zamiast nas", to po byłyby jeszcze potrzebne cierpienia chrześcijan? Kazdy, kto zgłosił akces do Jezusa powinien od razu wrócić do Edenu – i sprawa byłaby załatwiona. Ale tak nie jest: Jezus niczym Pasterz przeprowadza swoje owce przez "ciemną dolinę" cierpienia i śmierci do obficie zastawionego dla nas stołu w Królestwie Bozym. On osobiście daje przykład i daje moc, aby to Przejście mogło się dokonać w kazdym z nas.

    Rz 6,5 Jeżeli bowiem przez śmierć, podobną do Jego śmierci, zostaliśmy z Nim złączeni w jedno, to tak samo będziemy z Nim złączeni w jedno przez podobne zmartwychwstanie.

    To jest zupełnie inna koncepcja niz prawne kompensowanie "nieskończonej winy" jakąś "nieskonczoną zapłatą", bo Bóg nie jest obrażalski i nie "żąda satysfakcji" niczym urażony arystokrata. Ci, którzy w ten sposób wierzą są w wielkim błędzie i szczerze jest mi ich żal. Ich Bóg nigdy nie będzie Miłością, a zawsze będzie straszliwym i po ludzku tylko sprawiedliwym Sędzią. Stąd się później brały takie kazania jak owi słynni "Grzesznicy w ręku rozgniewanego Boga" – protestancka klasyka z 1szej połowy XVIII wieku.

    Owszem Jezus płaci cenę i jest "okupem’ za nasze winy, ale nie w takim sensie, że Bóg wypłacił ten okup diabłu, albo tez że Bóg żądał takiej zapłaty za grzech Adama [w myśl porzekadła "ta zniewaga krwi wymaga"], ale w takim, ze Jezus-Goel chcąc wykupić nas z niewoli diabła musiał ponieść w trakcie trwania akcji ratunkowej tak wielkie "koszty" tzn. ofiarę z samego siebie. To myśmy go umęczyli, a nie diabeł, ani też Bóg, to myśmy go zabili. To wszystko było potrzebne, aby Jezus mógł złączyć się z nami w naszym beznadziejnym położeniu i podźwignąć nas do zamierzonej dla nas "od załozenia świata" chwały nieba. Jeśli więc już komuś okup został "wypłacony", to nam właśnie: z Krzyza bowiem wypłyneła Krew i Woda: sakramentalne dary Chrztu i Eucharystii, które dokonują naszego zbawienia. Jezus wydany za nas i nam dany całkowicie, bezgranicznie i bezwarunkowo.

     
    Odpowiedz
  23. JacekSwiecki

    oczywiste – ale od kiedy??

     Ciekawe, ze taka interpretacja ofiary Chrystusa jest nieobecna u wszystkich starozytnych Ojców Kościoła, nawet na Zachodzie. Pojawiła się ona po raz pierwszy u św. Anzelma z Canterbury na przełomie XI i XII w. i nigdy nie przyjęła się na chrześcijańskim Wschodzie.

    Dokładna analiza traktatu Anzelma "Cur Deus homo?" [Dlaczego Bóg stał się człowiekiem] wskazuje jednak na znacznie subtelniejszą koncepcję [dość trudną do zrozumienia w szczegółach], której od powyższej w uproszczonej [i e karykaturalnej] wersji dzieli wyraźny dystans]. Popularne ujęcia tak rozumianego "anzelmizmu" przejęła w XVI w. Reformacja – i to jeszcze w ogromnie przerysowanej wersji [podobnie uczynili katoliccy janseniści]. 

    Naprawdę jednak jest tak, ze Jezus w bardzo różny sposób określa cele swojej misji:

    – mówi o sobie "Oblubieniec" wskazując na to, ze przyszedł, aby poślubić ludzkość zgodnie z Odwiecznym planem ["Syn opuścił ojca, aby połączyć się z Kościołem, swoją Oblubienicą, i stać się z nią jednym ciałem" – starozytny komentarz św. Ambrożego z Mediolanu, przejęty w średniowieczu przez św. Gertrudę z Helft]

    – w Przemienieniu na górze ukazuje swoją chwałę odpowiadając na pytania i wątpliwości Apostołów; św. Tomasz z Akwinu komentuje to tak, że w ten sposób pokazał nam, że celem jego misji jest wprowadzenie człowieka do chwały samego Boga

    – nade wszystko jednak Jezus mówi o swoim Zmartwychwstaniu, zapowiadając je wielokrotnie, to zaś wskazuje na paschalny charakter naszego zbawienia: przejście z niewoli grzechu do pełni zycia w Bogu idąc za Jezusem w mocy Jego Ducha.

    Św. Paweł mówi bardzo jasno:

    Fil 3,10 […] przez poznanie Jego: zarówno mocy Jego zmartwychwstania, jak i udziału w Jego cierpieniach – w nadziei, że upodabniając się do Jego śmierci, 11 dojdę jakoś do pełnego powstania z martwych. 12 Nie [mówię], że już [to] osiągnąłem i już się stałem doskonałym, lecz pędzę, abym też [to] zdobył, bo i sam zostałem zdobyty przez Chrystusa Jezusa.

    Gdyby Jezus umarł "zamiast nas", to po byłyby jeszcze potrzebne cierpienia chrześcijan? Kazdy, kto zgłosił akces do Jezusa powinien od razu wrócić do Edenu – i sprawa byłaby załatwiona. Ale tak nie jest: Jezus niczym Pasterz przeprowadza swoje owce przez "ciemną dolinę" cierpienia i śmierci do obficie zastawionego dla nas stołu w Królestwie Bozym. On osobiście daje przykład i daje moc, aby to Przejście mogło się dokonać w kazdym z nas.

    Rz 6,5 Jeżeli bowiem przez śmierć, podobną do Jego śmierci, zostaliśmy z Nim złączeni w jedno, to tak samo będziemy z Nim złączeni w jedno przez podobne zmartwychwstanie.

    To jest zupełnie inna koncepcja niz prawne kompensowanie "nieskończonej winy" jakąś "nieskonczoną zapłatą", bo Bóg nie jest obrażalski i nie "żąda satysfakcji" niczym urażony arystokrata. Ci, którzy w ten sposób wierzą są w wielkim błędzie i szczerze jest mi ich żal. Ich Bóg nigdy nie będzie Miłością, a zawsze będzie straszliwym i po ludzku tylko sprawiedliwym Sędzią. Stąd się później brały takie kazania jak owi słynni "Grzesznicy w ręku rozgniewanego Boga" – protestancka klasyka z 1szej połowy XVIII wieku.

    Owszem Jezus płaci cenę i jest "okupem’ za nasze winy, ale nie w takim sensie, że Bóg wypłacił ten okup diabłu, albo tez że Bóg żądał takiej zapłaty za grzech Adama [w myśl porzekadła "ta zniewaga krwi wymaga"], ale w takim, ze Jezus-Goel chcąc wykupić nas z niewoli diabła musiał ponieść w trakcie trwania akcji ratunkowej tak wielkie "koszty" tzn. ofiarę z samego siebie. To myśmy go umęczyli, a nie diabeł, ani też Bóg, to myśmy go zabili. To wszystko było potrzebne, aby Jezus mógł złączyć się z nami w naszym beznadziejnym położeniu i podźwignąć nas do zamierzonej dla nas "od załozenia świata" chwały nieba. Jeśli więc już komuś okup został "wypłacony", to nam właśnie: z Krzyza bowiem wypłyneła Krew i Woda: sakramentalne dary Chrztu i Eucharystii, które dokonują naszego zbawienia. Jezus wydany za nas i nam dany całkowicie, bezgranicznie i bezwarunkowo.

     
    Odpowiedz
  24. art

    o co chodzi ?

     taki oto tekst :

    PROBLEM NASZYCH GRZECHÓW

    Zaczynamy więc od bezcennej krwi Pana Jezusa i jej ogromnego znaczenia dla oczyszczania nas z grzechów i dla usprawiedliwiania nas przed obliczem Bożym. Tę prawdę przedstawiają następujące wersety:

    "Wszyscy zgrzeszyli " (Rzym. 3,23).

    "Lecz dowodzi Bóg miłości Swojej ku nam, że kiedyśmy jeszcze byli grzesznymi, Chrystus za nas umarł. Tym bardziej więc będąc teraz usprawiedliwieni krwią Tego, będziemy zachowani przezeń od gniewu" (Rzym. 5,8.9).

    "I bywają usprawiedliwieni darmo z łaski Jego przez odkupienie w Chrystusie Jezusie, którego Bóg wystawił jako ofiarę przebłagania we krwi Jego przez wiarę, dla okazania sprawiedliwości Swojej przez odpuszczenie grzechów przedtem popełnionych w cierpliwości Bożej, dla okazania sprawiedliwości Swojej w teraźniejszym czasie, na to, aby był i sprawiedliwym i usprawiedliwiającym tego, który jest z wiary w Jezusa" (Rzym. 3,24-26).

    Będziemy mieli możliwość w późniejszych etapach naszych rozważań dokładnie przyjrzeć się istocie upadku człowieka i drodze do uzdrowienia. W tej chwili chcielibyśmy sobie tylko przypomnieć, że gdy pojawił się grzech, to znalazł on wyraz w nieposłuszeństwie wobec Boga (Rzym.5,19). Musimy też pamiętać, że ilekroć nieposłuszeństwo ma miejsce, tylekroć natychmiast w ślad za nim idzie poczucie winy.

    Grzech wchodzi na widownię jako nieposłuszeństwo, aby przede wszystkim spowodować rozdział między Bogiem i człowiekiem, w wyniku czego człowiek zostaje przez Boga odrzucony. Bóg bowiem nie może mieć z nim więcej społeczności, skoro zaistniało coś, co przeszkadza, a rzecz tę w Słowie Bożym powszechnie nazywa się "grzechem". A więc przede wszystkim Sam Bóg mówi, "wszyscy są pod grzechem" (Rzym.3,9). Po drugie tenże grzech stanowi w samym człowieku jak gdyby barierę, uniemożliwiającą mu społeczność z Bogiem i powoduje, że w człowieku powstaje poczucie winy i oddalenia się od Boga; wreszcie sprawuje też i to, że człowiek staje się wobec Boga obcym. Tak więc człowiek sam, przy pomocy obudzonego sumienia przyznaje: "zgrzeszyłem" (Łuk.15,18). Ale to jeszcze nie wszystko; grzech daje bowiem podstawę szatanowi, aby nas oskarżał przed Bogiem, a nasze poczucie winy daje mu podstawę do oskarżania nas również i wobec nas samych – w naszych sercach. Tak więc – po trzecie – jest to "potwarca braci naszych". (Obj.12,10), który teraz mówi, "zgrzeszyliście".

    Aby nas zatem odkupić i przywieść z powrotem do osiągnięcia celu przeznaczonego nam przez Boga, Pan Jezus musiał uczynić coś w sprawie tych trzech zagadnień: grzechu, poczucia winy i oskarżania nas przez szatana. Najpierw trzeba było usunąć nasze grzechy, a to dokonane zostało dzięki bezcennej krwi Chrystusa, trzeba też było zaradzić naszemu poczuciu winy i dać odpocznienie naszemu niespokojnemu sumieniu – a to dzieje się przez wskazanie nam na ogromną wartość tej Krwi. Wreszcie trzeba odeprzeć atak wroga i jego oskarżenia. Słowo Boże wskazuje na to, iż krew Chrystusa skutecznie działa w tych trzech kierunkach, a mianowicie i wobec Boga, i wobec człowieka, i wreszcie wobec szatana.

    Musimy zatem koniecznie uświadomić sobie bezcenność tej Krwi, gdyż to jest pierwszym koniecznym i zasadniczym warunkiem, abyśmy mogli posunąć się naprzód. Musimy więc przede wszystkim posiadać tę podstawową świadomość śmierci Pana Jezusa na krzyżu, poniesionej w zastępstwie nas samych oraz jasne zrozumienie wystarczalności Jego krwi dla obmycia naszych grzechów – gdyż inaczej nie można by o nas powiedzieć, iż rozpoczęliśmy kroczyć Bożą drogą normalnego chrześcijańskiego życia. Przypatrzmy się więc tym trzem sprawom jeszcze nieco dokładniej.

    NA KREW PATRZY PRZEDE WSZYSTKIM BÓG

    Krew jest okupem i ma do czynienia w pierwszym rzędzie z naszym stanowiskiem przed obliczem Bożym. Potrzebujemy odpuszczenia popełnionych przez nas grzechów, w przeciwnym bowiem razie musielibyśmy stanąć przed sądem; a grzechy nasze są nam odpuszczone nie dlatego, że Bóg je zbagatelizował, ale dlatego, że Bóg widzi Krew: Krew ta zatem na pierwszym miejscu nie jest dla nas, lecz dla Boga. Jak ogromną wartość Krew ta posiada zrozumiemy dopiero wtedy, gdy jako miernik przyjmiemy ocenę, stosowaną wobec niej przez Boga: dla Boga jest ona wprost bezcenna! Tylko wtedy, gdy Duch Święty objawi mi, jak Bóg ocenia krew Chrystusa, mogę uświadomić sobie doniosłość tej prawdy i stwierdzić jak bardzo cenną dla mnie osobiście jest ta Krew. Niemniej pierwszym celem dla którego Krew ta została przelana jest zadośćuczynienie wymaganiom Boga. Przez cały Stary i Nowy Testament sławo "krew" użyte jest w związku z pojęciem okupu – jest o tym mowa może przeszło sto razy – i za każdym razem krew jest tą rzeczą, którą musiało się ukazać Bogu.

    W starotestamentowym kalendarzu jest pewien dzień, który ma szczególne znaczenie w odniesieniu do naszych grzechów, a jest nim Dzień Oczyszczenia. Nic nie wyjaśnia nam zagadnienia grzechu tak jasno, jak opis tego dnia. W szesnastym rozdziale Trzeciej Księgi Mojżeszowej czytamy, że w Dniu Oczyszczenia była brana krew ofiary za grzech i wnoszona do Najświętszego Miejsca, gdzie nią kropiono przed Panem siedem razy. Musimy sobie jasno zdawać sprawę z tego, że w tym dniu ofiara za grzech była ofiarowana publicznie w sieni przybytku. Wszystko co się tam działo czynione było na oczach całego ludu. Pan jednakowoż rozkazał, aby żaden człowiek poza najwyższym kapłanem nie wchodził do samego przybytku. To on sam tylko wchodził do Najświętszego Miejsca z krwią ofiary w ręku, którą to krwią następnie kropił tam, sprawując symbolicznie oczyszczenie – okup za grzechy, przed Panem. A dlaczego tak było? Ponieważ najwyższy kapłan był przykładem, cieniem Pana Jezusa, w Jego pracy odkupicielskiej (Żyd.9,11.12), a więc obrazowo – on wykonywał tę pracę. Nikt poza nim nie śmiał zbliżyć się nawet z zamiarem wejścia. Co więcej, wejście jego tam związane było z jednym tylko aktem, a mianowicie z okazaniem Bogu krwi, jako czegoś co On raczył przyjąć, jako czegoś, co miało by sprawić zadośćuczynienie Jego żądaniom. Rzecz ta działa się wyłącznie między najwyższym kapłanem i Bogiem, w Miejscu Najświętszym, z dala od oczu tych wszystkich, dla których miała stąd popłynąć korzyść. Wymagał tego Pan. Krew czyni więc na pierwszym miejscu zadość Jego żądaniom.

    Wcześniej jeszcze znajdujemy w 2Mojż.12,3 opis wylania krwi baranka wielkanocnego w Egipcie, jako okupu za Izraela. To, uważam, jest jednym z najlepszych starotestamentowych przykładów naszego odkupienia. Krwią zostały pokropione oba podwoje i nadprożnik domu, podczas gdy mięso pieczonego baranka spożywano wewnątrz domu. Bóg zaś rzekł: "Ujrzawszy krew, minę was." Tutaj mamy dalszy dowód, że krew miała być pokazana nie człowiekowi, lecz Bogu, gdyż pokrapiano nią podwoje i nadprożnik, gdzie jej ci, którzy ucztowali wewnątrz domu, widzieć nie mogli.

    BÓG ZASPOKOJONY

    Boża świętość, zarówno jak i Boża sprawiedliwość domagają się tego, aby za człowieka został złożony okup w postaci niewinnego, bezgrzesznego życia. Życie jest we krwi, wobec czego za mnie, za moje grzechy, wylaną musiała być krew. Sam Bóg żąda aby tak było. Bóg żąda, aby w celu zadośćuczynienia Jego sprawiedliwości została Mu pokazana Krew. On właśnie powiedział: "ujrzawszy krew, minę was!" Krew Chrystusa jest tym całkowitym zadośćuczynieniem dla Boga.

    A teraz chciałbym zwrócić się z kilku słowami do moich młodszych braci w Panu, gdyż w związku z tym często miewamy trudności. Gdy jeszcze byliśmy niewierzącymi, byliśmy może całkiem spokojni w naszym sumieniu, dopóki Słowo Boże nie rozpoczęło go w nas budzić. Nasze sumienie było martwe, z całą pewnością martwe dla Boga i nie przedstawiające dla Niego żadnej wartości. Ale później, gdy uwierzyliśmy, nasze sumienie, obudziwszy się, mogło stać się boleśnie wprost uwrażliwione, a to mogło stać się poważnym problemem. Poczucie grzechu i winy maże stać się bowiem tak ogromne, że niemal nas paraliżuje – poprzez odwrócenie naszych oczu od prawdziwej skuteczności Krwi. Wydaje nam się wtedy, że grzechy nasze są straszliwe, a jakiś szczególny grzech może prześladować nas do tego stopnia, że wreszcie dochodzimy do stanu, w którym ogrom naszych grzechów zdaje się przerastać znaczenie krwi Chrystusa.

    Cała trudność polega na tym, że my sami usiłujemy odczuć wartość tej Krwi, że staramy się ocenić jej wartość dla nas w sposób subiektywny. A tego właśnie dokonać nie możemy; to się dzieje inaczej. Krew tę widzieć musi najpierw Bóg, następnie dopiero my musimy przyjąć jej ocenę – tak jak Bóg nam ją podaje w Swoim Słowie, a dopiero gdy to uczynimy, znajdziemy naszą własną, trafną ocenę wartości tej Krwi. Gdy zamiast postępować w ten sposób, usiłujemy do oceny tej dość drogą naszych uczuć – nie dochodzimy do niczego. Pozostajemy w ciemności. Tak jest, to jest sprawa zaufania Słowu Bożemu. Musimy wierzyć, iż Krew ma dla Boga wartość najwyższą, ponieważ On Sam tak powiada (1Ptr.1,18.19). Jeśli Bóg może przyjąć Krew jako zapłatę za nasze grzechy i jako cenę naszego okupu, to możemy być najzupełniej pewni, iż dług nasz został zapłacony. Jeśli Bóg oświadczył, że ta Krew wystarczy dla zadośćuczynienia Jego żądaniom, to musi Mu ona być ogromnie zacną. Nasza ocena zaś powinna odpowiadać wyłącznie Jego ocenie – ani nie powinna być wyższa, ani niższa. Nie maże oczywiście być wyższa, ale nie śmie też być niższa. Pamiętajmy, że Pan jest święty i że święty i sprawiedliwy Bóg ma prawo powiedzieć, że krew Jego Syna jest zacna w Jego oczach i że w pełni zadość uczyniła Jego wymaganiom.

    KREW A PRAWO PRZYSTĘPU DANE WIERZĄCEMU

    Krew zadość uczyniła Bogu, a więc powinna i nam wystarczyć. Ma ona zatem drugi jeszcze walor, który objawia się w stosunku do człowieka, a polega na tym, iż oczyszcza ona nasze sumienie. Gdy czytamy List do Żydów, dowiadujemy się, iż rzeczywiście czyni to Krew. Winniśmy mieć "oczyszczane serca od sumienia złego" (Żyd. 10,22).

    To jest sprawa ogromnej wagi. Przyjrzyjmy się uważnie temu, co tutaj jest napisane. Autor nie mówi, iż krew Pana Jezusa oczyszcza nasze serca i na tym koniec. Jesteśmy w błędzie, jeśli uważamy, że taki związek zachodzi pomiędzy Krwią a naszym sercem. Byłoby to na przykład dowodem niewłaściwego zrozumienia sfery działania Krwi, gdyby ktoś tak się modlił: "Panie, oczyść moje serce z grzechu Twoją krwią". Bóg o naszym sercu mówi, iż jest "najprzewrotniejsze" (Jer.17,9), a zatem musi On uczynić coś bardziej radykalnego jak tylko je oczyścić – On musi dać nam nowe serce.

    Wszak nie mamy zwyczaju prać i prasować odzieży, którą mamy zamiar wyrzucić. Jak za chwilę zobaczymy, ciało jest zbyt zepsute, by je można było oczyścić; ono musi być ukrzyżowane. Dzieło Boże w nas musi polegać na czymś całkowicie nowym. "I dam wam serce nowe, a ducha nowego dam wam do wnętrzności waszych" (Ezech.36,26).

    Nie – tego w Biblii nigdzie nie znajduję, aby Krew oczyszczała nasze serca. Jej działanie zupełnie nie jest natury subiektywnej w tym sensie, lecz natury całkowicie obiektywnej – przed Bogiem. A chociaż w tym urywku Listu do Żydów r. 10 jest wzmianka o Krwi, jako mającej moc oczyszczenia, i to w odniesieniu do serca, to jednak te słowa dotyczą naszego sumienia. "Mając serca oczyszczone od sumienia złego". Cóż więc to znaczy?

    Znaczy to, iż pomiędzy mną a Bogiem istniała jakaś przeszkoda, wskutek czego miałem nieczyste sumienie, ilekroć usiłowałem przybliżyć się do Niego. Przypominało mi ono ustawicznie tę barierę, która odgradzała mnie od Boga. Ale teraz, dzięki działaniu najświętszej Krwi, przed Bogiem dokonało się coś nowego, co usunęło tę barierę odgradzającą nas od Boga, a Bóg o fakcie tym powiadomił nas w Swoim Słowie. Z chwilą, gdy przyjąłem to wiarą, sumienie moje natychmiast zostało oczyszczone, a poczucie winy zniknęło, tak że w stosunku do Boga nie mam już wyrzutów sumienia.

    Każdy z nas dobrze wie, jak ważną rzeczą jest wolność od wyrzutów sumienia, gdy mamy do czynienia z Bogiem. Wierzące serce i sumienie wolne od jakichkolwiek wyrzutów – oto dwie rzeczy, których bardzo potrzebujemy, a potrzebne nam są one obie równocześnie, gdyż są od siebie uzależnione: Z chwilą, gdy w naszym sumieniu odczuwamy jakiś niepokój, nasza wiara niejako wycieka, natychmiast też uświadamiamy sobie, iż nie możemy spojrzeć Bogu w oczy. Aby więc móc ustawicznie chodzić z Bogiem, musimy znać tę na każdy dzień nawą wartość Jezusowej krwi. Bóg prowadzi Swoją księgowość na bieżąco, a tak Krew czyni nas bliskimi Mu codziennie, każdej godziny, ba, każdej minuty. Nie traci ona nigdy swej skuteczności jako podstawa dla naszego zbliżania się da Boga, jeśli tylko będziemy jej się trzymali wiarą. Czyż nie dzięki tej Krwi tylko, odważamy się wchodzić do Najświętszego Miejsca?

    Chciałbym zadać sobie jednak teraz pytanie, czy szukam drogi wejścia przed oblicze Boże przez Krew, czy też przez coś innego? Co mam na myśli, jeśli mówię "przez Krew"? Oznacza to po prostu, iż uświadamiam sobie, że popełniłem grzechy, że wyznaję moją potrzebę oczyszczenia i odkupienia, i że przychodzę do Boga wyłącznie na podstawie dokonanego dzieła Pana Jezusa. Zbliżam się do Boga wyłącznie na podstawie Jego zasługi, a nigdy na podstawie mych własnych osiągnięć; nigdy dlatego, na przykład, że byłem szczególnie uprzejmy lub cierpliwy w dniu dzisiejszym, albo że coś zrobiłem dla Pana dziś rano. Za każdym razem muszę się zbliżyć drogą Krwi. Często nasuwają nam się odnośnie zbliżenia się do Boga takie myśli: Ponieważ Bóg pracował nad nami, ponieważ przedsięwziął pewne kroki, abym nam więcej objawić Samego Siebie i dał nam pojąć głębiej znaczenie Krzyża – to w wyniku tego żąda od nas życia na wyższym poziomie i że tylko dzięki osiąganiu tego możemy mieć wobec Niego czyste sumienie. Nie! Czyste sumienie nigdy nie może bazować na naszych osiągnięciach, ale musi bazować wyłącznie na dziele Pana Jezusa, na wylaniu Jego krwi. Może się mylę, ale wyraźnie to odczuwam, że niektórzy z nas myślą w taki sposób: "Dziś byłem odrobinę ostrożniejszy; dziś zachowywałem się nieco lepiej; dziś rano czytałem Słowo Boże gorętszym sercem – a więc dziś będę mógł się modlić lepiej!" . Albo kiedy indziej: "Dziś miałem trudności z rodziną; rozpocząłem ten dzień w dosyć ponurym nastroju i byłem nerwowy, nie czuję się zbyt radośnie, wydaje mi się jak gdybym nie był całkiem w porządku – dlatego nie mogę zbliżyć się do Boga". Cóż więc, koniec końcem, jest podstawą twego zbliżania się do Boga? Czy zbliżasz się do Niego na niepewnej podstawie twojego uczucia, czy też dlatego, że coś dla Boga uczyniłeś w dniu dzisiejszym lub też twoje zbliżanie się jest oparte na czymś nieskończenie bardziej zaufania godnym, a mianowicie na fakcie, że została przelana Krew, i że Bóg patrzy na tę Krew i wymaganiom Jego stało się zadość? Oczywiście, gdyby istniała możliwość, aby znaczenie tej Krwi miało ulec jakiejś zmianie, wówczas podstawą naszego przybliżania się do Boga mogłaby być mniej godna zaufania. Ale wartość tej Krwi dotąd się nie zmieniła, ani też nigdy się nie zmieni! Dlatego też przystępujemy śmiało do Boga, a śmiałość ta staje się udziałem naszym nie dzięki osobistym osiągnięciom, lecz wyłącznie dzięki tej Krwi. Chociażby twoje osiągnięcia w dniu dzisiejszym, czy wczoraj, czy też przedwczoraj, były nie wiem jak wielkie, to jednak z chwilą, gdy świadomie pragniesz wejść do Miejsca Najświętszego, musisz natychmiast oprzeć się o tę jedynie pewną podstawę – o przelaną Krew. Czy masz za sobą dobry dzień czy też zły, czy świadomie zgrzeszyłeś, czy też nie, podstawą twego przybliżania się jest zawsze to samo – krew Chrystusa. Jest ona jedyną podstawą dającą ci prawo wejść, a innej podstawy w ogóle nie ma.

    Podobnie jak wiele innych etapów naszego chrześcijańskiego życia, sprawa przystępu do Boga dzieli się na dwie fazy: pierwszą jest jej zapoczątkowaniem, druga zaś jest etapem rozwojowym. Pierwsza z nich jest nam przedstawiona w Efez. 2, późniejsza zaś w Żyd. 10. Na samym początku nasz przyjazny stosunek do Boga został nam zapewniony dzięki Krwi, gdyż staliśmy się "bliskimi przez krew Chrystusową" (Efez. 2,13). Później jednak podstawą naszego zbliżenia się jest w dalszym ciągu ta Krew, jak że Apostoł tak nas napomina: "Mając tedy, bracia, śmiałość wejść do miejsca Świętego przez krew Jezusa… przystąpmy" (Żyd.10,19.22). Tak więc na samym początku staliśmy się bliskimi przez tę Krew, a w celu podtrzymania tej nowej społeczności przychodzimy za każdym razem znowu przez Krew. W żadnym wypadku nie zostaję zbawiony dzięki jednej rzeczy, a następnie w społeczności z Bogiem pozostawać miałbym dzięki innej. Powiesz może, "To jest wszystko bardzo proste; to jest przecież A.B.C. Ewangelii". Ale na tym polega właśnie kłopot z wielu spośród nas, że oddaliliśmy się od tego A.B.C. Nie którym wydaje się, że już zrobili postępy i już się z tym A.B.C. mogą rozstać. Tego wszakże nigdy czynić nie wolno. Tak – moje początkowe zbliżenie się do Boga nastąpiło dzięki Krwi, a za każdym razem, gdy Doń przychodzę jest tak samo. Tak będzie aż do samego końca: wyłączną podstawą przybliżania się do Boga jest nieprzemijająca wartość tej Krwi. To bynajmniej nie znaczy, że mamy prowadzić beztroski i lekkomyślny tryb życia – za chwilę będziemy rozważać dalszy jeszcze aspekt śmierci Chrystusa, który nam pokaże, jak dalecy winniśmy być od jakiejkolwiek lekkomyślności. Tymczasem niechaj nam jednak wystarczy Krew – ten fakt, że ona spoczęła na naszych sercach i że to wystarczy. Gdy jesteśmy słabi, przyglądanie się naszej słabości nie uczyni nas silnymi. Żadne usiłowania, aby się czuć złym i pokutowanie nie pomoże nam, aby się stać nawet i odrobinę bardziej świętobliwymi. W tym nie znajdziemy żadnej pomocy, przystąpmy tedy ze śmiałością, korzystając z mocy Krwi i mówiąc: "Panie, nie zdaję sobie w pełni sprawy z niepojętej wartości Twej Krwi, ale wiem, że Krew ta uczyniła zadość Twoim żądaniom, a więc Krew ta wystarczy mi i jedynie na nią się powołuję. Teraz rozumiem to zupełnie jasno, że nie w tym rzecz, czy naprawdę zrobiłem jakieś postępy, czy też cokolwiek osiągnąłem. Ilekroć zbliżam się do Ciebie, czynię to zawsze na podstawie bezcennej Krwi". Dopiero gdy w ten sposób do Boga się zbliżamy, sumienie nasze jest zupełnie czyste. Sumienie człowieka może być czyste tylko dzięki tej Krwi. Ona daje nam śmiałość.

    "Żadnego poczucia grzechów" oto słowa mające ogromne znaczenie, które znajdujemy w Żyd.10,2. Jesteśmy oczyszczeni z wszelkiego grzechu, mażemy więc prawdziwie powtórzyć za Pawłem, "Błogosławiony mąż, któremu Pan grzechu nie poczyta" (Rzym.4,8).

    PRZEZWYCIĘŻAMY POTWARCĘ

    Wobec tego co powiedzieliśmy poprzednio, możemy teraz zwrócić uwagę na dalszą jeszcze właściwość krwi Chrystusa, która ma da czynienia z szatanem, a to w tym celu, aby móc się z tym wrogiem zmierzyć. Najbardziej ożywioną działalnością szatana spośród wszystkich jego poczynań strategicznych jest oskarżanie braci (Obj.12,10), i w tym właśnie sprzeciwia się nasz Pan, spełniając Swą specjalną służbę jako Arcykapłan "przez własną krew Swoją" (Żyd.9, 12).

    W jaki sposób Krew daje moc nad szatanem? Dzieje się to w ten sposób, iż dzięki niej Bóg staje po stronie człowieka, a przeciwko szatanowi. Upadek człowieka w grzech spowodował zaistnienie sytuacji, w wyniku której szatan znalazł miejsce oparcia wewnątrz człowieka, a Bóg się wycofał. Obecnie człowiek znajduje się na zewnątrz Ogrodu – poza zasięgiem chwały Bożej (Rzym.3,23) – a to dlatego, że wewnętrznie stał się Bogu obcym: Dla tej przyczyny jest rzeczą niemożliwą z moralnego punktu widzenia, aby Bóg mógł stanąć w obronie człowieka. Stan ten trwa tak długo, dopóki wewnętrzna przeszkoda nie zostanie usunięta. Usuwa ją właśnie krew Chrystusa i przywraca człowieka Bogu, a Boga człowiekowi. Człowiek więc znowu znalazł się w łasce u Boga, a ponieważ odtąd Bóg stoi już po jego stronie, może więc bez lęku stanąć oko w oko z szatanem.

    Czy pamiętacie ten wiersz, 1Jn.1,9: "a krew Jezusa Chrystusa, Syna Jego, oczyszcza nas od wszelkiego grzechu"? Z wszelkiego, z każdego grzechu bez wyjątku! A co to oznacza? Ach, to cudowna rzecz! Bóg jest w światłości, a w miarę jak zbliżamy się do Niego, aby chodzić w tej światłości, razem z Nim, wszystko staje się jawne, Bóg wszystko widzi, a jednak Krew ma moc oczyścić nas od wszelkiego grzechu. Co za wspaniałe oczyszczenie! Nie zachodzi tutaj z twojej strony jakiś brak dokładniejszej znajomości , własnej istoty, ani też brak pełnej świadomości odnośnie mojej istoty ze strony Boga. Nie znaczy to, że ja usiłuję coś ukryć, albo że Bóg usiłuje cokolwiek przeoczyć lub pominąć. Nie. Oznacza to, że zarówno Bóg jak i ja znajdujemy się w światłości i że tam właśnie bezcenna Krew oczyszcza mnie od wszelkiego grzechu. Krew Chrystusa ma wystarczającą moc, aby tego dokonać! Niektórym spośród nas wydawało się w chwilach przygnębienia, spowodowanych słabością, iż grzechy ich są tak wielkie, że dla nich omal że nie ma przebaczenia. Ale zachowajmy w pamięci te słowa: "Krew Jezusa Chrystusa, Syna Jego, oczyszcza nas od wszelkiego grzechu." A więc od wielkich grzechów, małych grzechów, takich grzechów, które wydają się być bardzo czarne, i innych, które wydają się nie być takimi czarnymi, z grzechów, o których myślę, iż mogą być wybaczane, ale także i od tych, które wydają się być niewybaczalne – tak, od wszelkich grzechów, popełnianych świadomie lub podświadomie, grzechów, które pamiętam lub o których zapomniałem – wszystkie te grzechy objęte są słowami: ,,od wszelkiego grzechu". "Krew Jezusa Chrystusa, Syna Jego, oczyszcza nas od wszelkiego grzechu" a dzieje się tak przede wszystkim dlatego, iż czyni ona zadość żądaniom Boga. Jeśli więc Bóg, który widzi wszystkie nasze grzechy objawiane światłością, może nam je odpuścić dla przelanej Krwi, jakież podstawy do oskarżania nas może jeszcze mieć szatan? Może on nas wprawdzie jeszcze oskarżać przed Bogiem, ale "jeśli Bóg z nami, któż przeciwko nam?" (Rzym. 8,31) Bóg wskazuje mu bowiem krew Swego drogiego Syna, a jest to wystarczająca odpowiedź, przeciwko której szatan nie ma już możności wnoszenia sprzeciwu. "Któż będzie oskarżał wybranych Bożych? Bóg który usprawiedliwia. Któż potępia? Chrystus jest, który umarł, owszem i zmartwychwstał, który i na prawicy Boga jest, który i przyczynia się za nami" (Rzym.8,33.34). Tak więc znowu widzimy, że najwięcej nam potrzeba uświadomienie sobie, jak całkowicie wystarczającą jest ta zbawienna Krew. "Ale Chrystus, przyszedłszy jako Najwyższy Kapłan… przez własną krew Swoją, wszedł raz na zawsze do miejsca świętego, znalazłszy wieczne odkupienie" (Żyd.9,11.12). Odkupicielem był tylko jeden raz, natomiast Najwyższym Kapłanem i Orędownikiem jest już od blisko dwóch tysięcy lat. Znajduje się On tam, przed obliczem Bożym i jest "ubłaganiem za grzechy nasze" (1Jn.2,1.2). Zwróćcie uwagę na słowa zapisane w Liście do Żydów 9,14: Jakże daleko więcej krew Chrystusa…" Słowa te podkreślają wystarczalność Jego zasługi. Jest ona wystarczająca dla Boga.

    Jakież winno zatem być nasze ustosunkowanie się do szatana? Pytanie to jest bardzo ważne dlatego, ponieważ on oskarża nas nie tylko przed Bogiem, lecz także przed naszym własnym sumieniem. "Zgrzeszyłeś i nadal grzeszysz. jesteś słaby i Bóg nie może już mieć z tobą nic do czynienia". Oto jak on argumentuje. W takich momentach bywamy kuszeni, aby zaglądnąć do wnętrza nas samych i starać się znaleźć tam coś, co mogłoby nam służyć do obrony – czy to jakieś uczucia, czy też coś w naszym zachowaniu się, co dałoby nam podstawę do stwierdzenia, iż szatan jest w błędzie. Bywa też wręcz przeciwnie: kiedy skłonni jesteśmy raczej przyznać się do zupełnej bezradności i przechodząc do drugiej skrajności, poddajemy się depresji i rozpaczy. W ten sposób oskarżenie staje się największym i najskuteczniejszym orężem szatana. Wskazuje on nam nasze grzechy i usiłuje oskarżać nas z ich tytułu przed Bogiem, a jeśli tylko jego oskarżenia przyjmujemy, zaczynamy tonąć.

    Przyczyną tak prędkiego przyjmowania jego oskarżeń jest fakt, iż wciąż jeszcze mamy nadzieję, że w pewnej mierze jednak posiadamy jakąś własną sprawiedliwość. Ale podstawy dla naszych nadziei są fałszywe. Szatanowi udała się nakłonić nas do popatrzenia w niewłaściwym kierunku i w ten sposób odnosi zwycięstwo, co powoduje, iż stajemy się bezużyteczni.

    Jeśli natomiast nauczyliśmy się nie pokładać zaufania w ciele, wówczas nie zadziwi nas fakt popełnienia przez nas grzechu, skoro właśnie grzeszenie jest rzeczą naturalną dla ciała. Czy rozumiecie co mam na myśli? To, że mamy wciąż jeszcze jakąś nadzieję w samych sobie pochodzi stąd, że nie uświadomiliśmy sobie jeszcze w pełni prawdy odnośnie do naszej natury i faktu jak bardzo jesteśmy bezradni, a rezultatem tego jest zbliżanie się do nas szatana w charakterze oskarżyciela, czemu się poddajemy.

    Bóg doskonale umie Sobie radzić z naszymi grzechami; nie może On jednak wykonywać tego dzieła nad człowiekiem pozostającym pod oskarżeniem, ponieważ taki człowiek nie ufa Krwi. Choć Krew ta przemawia na jego korzyść, on zamiast ufać w jej moc, raczej słucha tego, co mówi szatan. Chrystus jest naszym Obrońcą, lecz my, oskarżeni, stajemy po stronie oskarżyciela. Nie uświadomiliśmy sobie tego faktu, że wyłącznie Bóg ma możność odparcia oskarżeń onego potwarcy i że On to już uczynił przez bezcenną krew Chrystusa. Nasze zbawienie polega więc na patrzeniu wyłącznie na Pana Jezusa i na uświadomieniu sobie, że krew Baranka umożliwiła wyjście z sytuacji stworzonej przez nasze grzechy. To jedynie stanowi fundament, na którym możemy stanąć bezpiecznie. Nie powinniśmy więc nigdy usiłować odpowiedzieć szatanowi powoływaniem się na nasze dobre sprawowanie się, lecz zawsze i wyłącznie poprzez powoływanie się na tę Krew. To prawda, że jesteśmy pełni grzechu, lecz – chwała Bogu! Krew Pana Jezusa oczyszcza nas od wszelkiego grzechu. Bóg patrzy na Krew, przez którą Jego Syn unicestwił wszelkie ciążące na nas przewinienia, wobec czego szatan nie ma więcej podstawy do atakowania nas. Tylko nasza wiara w bezcenną Krew i nasza stanowczość w pozostawaniu na tym stanowisku może zmusić go do zaprzestania oskarżania nas, a wreszcie i do ucieczki (Rzym.8,33.34). Tak będzie aż do samego końca (Obj.12,11). Ach, jakimże wyswobodzeniem spod wpływów szatana byłoby pełniejsze zrozumienie jak ogromną cenę posiada w oczach Bożych krew Jego drogiego Syna!
     

     
    Odpowiedz
  25. Halina

    panie Jacku

     Manipuluje pan odpowiedzią i przekręca sens-nie lubię tego. Zadał pan dwa pytania dotyczące; ofiary zastępczej i ofiary Jezusa jako okupu za grzechy. Odpowiedziałam na nie w dużym skrócie , ale jasno i na temat-przecież to miejsce na komentarze, a nie kazalnica? Zaznaczyłam , iż nie opisuję wszystkich aspektów Ofiary Jezusa, a pan jak zwykle tworzy jakieś dalsze karykaturalne, własne interpretacje-tylko w oparciu o co? o czyje słowa?. O swoje domysły jak widzę. Odpowiedziałam zgodnie- nie tylko z Pismem św, ale dość blisko teologii pańskiego kościoła, o której pan niestety ,ma również mgliste pojęcie.  A jak ktoś nie pojmuje Ofiary Jezusa, to dalsza dyskusja mija się z celem. Panie Jacku-Chrystus pokonał śmierć na krzyżu, abyśmy mogli żyć wiecznie. To określamy, że umarł " zamiast nas", byśmy nie umarli na zawsze, i gdzie ja napisałam, że Bóg wypłacił okup diabłu, albo kto go umęczył? No przecież, że nam został wypłacony okup, przecież nas przyszedł Jezus zbawić-otrzymaliśmy życie wieczne.  Wystarczy przeczytać te wersety biblijne, które podałam i już ma pan odpowiedź, po co te akrobacje słowno-myślowe  ? Zmartwychwstanie, wniebowstąpienie, to powiązane, ale nieco  dalsze i rozległe tematy. Artur jak zwykle po mistrzowsku to ujął i wyjaśnił.

    pozdrowienia

     
    Odpowiedz
  26. JacekSwiecki

    żyjemy w innych czasoprzestrzeniach teologicznych….

     Pani Halino, ja takze mógłbym dokładnie to samo powiedzieć o tym, jak Pani traktuje moje wypowiedzi. Takie przekomarzanie się nie ma sensu. Sens ma jedynie uzmysłowienie sobie, ze zupełnie inaczej rozumiemy te same słowa Pisma, a juz zwłaszcza tak wazne terminy jak zbawienie, usprawiedliwienie, oczyszczenie, odkupienie i wiele, wiele innych. Wobec tego nie przekonamy się nigdy do niczego, bo nasza baza interpretacyjna jest rozbiezna.

    Reformacja dokonała ogromnego wysiłku, aby stworzyć nowy system interpretacji Pism zrywając przy tym ciągłość z uprzednią Tradycją w bardzo wielu miejscach. Tekst przeklejony przez Artura znakomicie ilustruje tę nową logikę interpretacyjną. Polemizować z tym trudno, bo przedstawione rozumowanie jest spójne. Mozna jedynie pokazać zasadnicze rozbiezności w załozeniach, na których opiera się owo rozumowanie.

    1/ Kwestia skuteczności krwi. Dla Hebrajczyków krew była zyciem, dlatego nie wolno jej było spozywać. Krew gładzi grzech dlatego, ze grzech jest martwicą, którą moze usunąć wyłącznie jakaś nowa porcja zycia. Krew Chrystusa przekazuje nam Jego zycie, dlatego właśnie usuwa grzech. Proste i logiczne.

    2/ Bogu nie jest potrzebna niczyja krew. To już mówi sam Bóg w Ps 50: "Czy Ja mam pić krew cielców i kozłów?". Ofiara ST była w istocie modlitwą o oczyszczenie z martwicy grzechu poprzez zycie, które mógł dać jedynie sam Bóg. Towarzyszył jej często rytuał pokropienia krwią zgromadzonych ludzi, to zaś oznaczało, ze w Bogu i w ludzie Bozym płynie ta sama krew, jesteśmy "krewnymi", dzielimy to samo zycie. W NT Jezus nie tyle kropi apostołów swoją Krwią, ale wręcz daje im ją do picia. Drugą zaś część wnosi do Ojca, do niebieskiego sanktuarium. Jest to właśnie nowotestamentalny rytuał Jom Kippur, przynoszący prawdziwe oczyszczenie i czyniący nas prawdziwymi dziećmi Boga. Krew Jezusa, to w gruncie rzeczy zycie trynitarne samego Boga – nie musi zostać zatem "zaprezentowane" Ojcu, bo już jest w Ojcu.

    3/ Bóg zawsze był po stronie grzesznika. Nie jest prawdą, ze przed ofiarą Chrystusa nie miał do tego "moralnego prawa". Takie stawianie sprawy, to postawienie jakiejś abstrakcyjnej moralności i sprawiedliwości ponad Bogiem. Juz w Zach 3 i Hi 1+42 Bóg za nic ma oskarzenia szatana i czyni człowiekowi dobro.

    4/ Bóg nie jest księgowym. Nie zabawia się kompensowaniem winy człowieka zasługami Chrystusa, ale chce człowieka wydobyć z niewoli, w jaką sam wpadł u początku swoich dziejów. Juz w ks. Wyjścia nie widzimy, aby Bóg wyzwalał swój lud z niewoli porównując np. sprawiedliwe czyny Mojżesza z grzechami Hebrajczyków. Tym bardziej w NT. Interesuje go nie jurydyczna kompensata winy, ale to, aby móc człowieka obsypać dobrami przewidzianymi od załozenia świata. Grzech to tylko przeszkoda, która trzeba usunąc, zaś celem i sensem całego działania Boga jest nasze przebóstwienie; tego nie dokonają zadne księgowe sztuczki, a jedynie Eucharystia. To właśnie było misją Jezusa: dać nam środek przebóstwiający, nawet za cenę okrutnej męki i śmierci. A nie "skompensowanie nieskończonej winy nieskończoną zasługą" itp.  Odkupienie ma bowiem charakter egzystencjalny i ontyczny (dotyczący bytu), a nie prawno-księgowy.

    5/ Zastępstwo dotyczy posłuszeństwa, a nie śmierci. Jezus zastąpił upadłą ludzkość w posłusznym pełnieniu woli Ojca, ale nie w odbieraniu naleznej nam kary. Jezus jest bowiem Nowym Adamem, od którego bierze początek nowa ludzkość; tym samym zastąpił pierwszego nieposłusznego Adama. Gdy poprzez chrzest otrzymujemy nową naturę od samego Jezusa, otrzymujemy moc, aby postępować równie posłusznie jak On i nieposłuszeństwo Adama nie ma juz nad nami władzy – o ile tylko opieramy się na tej nowej naturze. Gdyby zastępstwo dotyczyło śmierci, odkupiony chrześcijanin nie musiałby ani cierpieć, ani umierać.

    6/ Krew Jezusa przekazuje nam Jego sprawiedliwość. To nie jest tak, ze Bóg widząc rozlaną krew Sprawiedliwego nie poczytuje nam naszych win, ale jest tak, ze ta krew czyni nas autentycznie sprawiedliwymi upodobniając do Chrystusa. A tylko doskonale upodobnieni do Chrystusa mogą być przebóstwieni, czyli – po katolicku i po prawosławnemu – zbawieni. Koncepcja protestancka sprowadza zbawienie do jakiego "statusu prawnego", który jest wazniejszy od tego, co jest właściwie we wnętrzu człowieka, jakim bytem się staje. To zatruty owoc filozofii nominalizmu – zakłada się, ze jak coś jest tak nazwane, to jest wazniejsze niz to, czym rzeczywiście jest.

    Od razu czytamy Pisma przez pryzmat naszych systemów interpretacyjnych. To prawda, ze inaczej się nie da, bo taka jest natura ludzkiego języka. Warto jednak zdać sobie z tego sprawę, zanim się powie "Biblia mówi to…", "Biblia mówi tamto…".

     
    Odpowiedz
  27. art

    Ale o co chodzi?

    Tekst który wstawiłem jest dla mnie cenny i w sposób prosty pokazuje wartość Krwi Chrystusowej. 

    Dla mnie jest on o tyle cenny że w sposób przystępny prostemu człowiekowi pokazuje czym była, jest i będzie Krew Chrystusa niezależnie od tego co kto o niej myśli czy filozofuje  . 

     Myślę że forsowanie swoich stanowisk i punktów z jakich widzimy Boże słowo nie powinno być nacechowane ukazaniem biegłości teologicznej Kościoła Katolickiego i rozbioru tego co zostało napisane dla niesienia ludziom życia w Chrystusie.

    Jeśli ktoś mówi niech mówi jak słowo Boże. 

    Nie jestem kaznodzieja ani księdzem katolickim , nie mam uprawnień do tego by przeprowadzać ewangelizacje w internecie. Jednak słuchając wypowiedzi strony Katolickiej  nic a nic je nie rozumiem. Pomyślałem więc że chyba jestem bardzo tępy w pojmowaniu ewangelii skoro to co pisze Pan Jacek wogóle we mnie nie zostaje. I to nie chodzi o to że to co pisze pan Jacek jest złe albo nie prawdziwe ale o to że to nie daje życia . Te słowa które wypowiada Pan Jacek są prima sort jeśli chodzi o teologię ale one nie dają mi życia , może komuś dają ale mi nie. Jednym słowem one są dla mnie zawiłe. Osobiście jeśli już to wolę słuchać  proste i nie uczone wypowiedzi z Biblii niż  te Pana Jacka które są  prima sort napastowane wiedzą teologiczną i pachną filozofią  i naprawdę najwyższej półki poznaniem …myślę że mógłby śmiało wejść w dialog z biegłymi tego świata i nasycić ludzkie umysły wiedzą na sympozjach teologicznych czy takich tam.

    jednak prosty Katolicki człowiek który dostaje rencine albo ma problemy z alkocholem nie jest w stanie wylizać tymi słowami nawet najmniejszej rany swojego życia. Słowa takie są dla wybranych umysłów podczas gdy przeciętny Katolik umiera na podwórku śmierdzących kamienic, a wielu duchownych ma poważne problemy z alkoholem i celibatem który jest za cięzkim brzemieniem dla wielu mężczyzn. Po owocach poznacie wartość swoich słów. Jeśli ta nauka którą głosimy jest z Boga , to ja sie pytam dlaczego taki za przeproszeniem bałagan dziś jest w Polsce? Platwormowi Katolicy żrą się z Pisowcami też katolikami . Jak to jest że taka wielka i uczona teologia nie niesie życia w umysły ludzi którzy są po studiach i chodzą do Kościoła?

    No ja nie chcę pokazywać tej patologii którą razem z Żoną codzień niemalże czeszemy swoimi umysłami bo moja żona jest również kuratorem  sądowym i patrzymy na te rodziny Katolickie którymi mało kto  w parafiach ( bynajmniej tych które znam)  chce się dziś zajmować pozostawiając państwu polskiemu cały ten bałagan w popegerowskich wsiach. No mnie to szlag trafia jak widzę tę biedę i jak ci ludzie cierpią. Jak wydrukuję Słowa Pana Jacka o zbawieniu to im zawiozę …tym rodzinom patologicznym do poczytania . Niech usłyszą naukę Katolicką prima sort …zobaczymy czy coś z tego zrozumią.

    Dlatego uważam że mój poprzedni wpis i ukazanie jedynie niewielkiego fragmentu z działalności misyjnej pewnego sługi bożego w sposób  prosty i możliwy do przyjęcia ukazuje ludziom  prostym jak cenna jest Krew która została za nich przelana. Zastanawiałem się podając ten tekst kto będzie się starał go przewracać  na pastwisku..(chodzi mi o ten tekst w poprzednim moim wpisie)

    Głodnych  nasycił dobrami a bogatych z niczym odprawił…

    Jednak one nie niosą życia. Słowa Pana Jacka padły ofiarą tego czemu sam zaprzeczał słuchając wpisów Pana Kazimierza z kościoła zielonoświątkowego. Tym razem to mój przyjaciel Kazimierz milczy a Pan Jacek stara się pokazać jaki to Katolicyzm jest mądry ostrożnie dotykając  przy tym protestantów aby nie okazać się bez serca i dobrze wypaść w mediach.

    Jestem przyziębiony …przepraszam że tak otwarcie piszę …wczoraj kopałem ziemniaki na polu by zdążyć przed deszczem i mnie przewiało…ale o czym to ja ?

    Ach tak …

    Więc Słowa Pana Jacka dla mnie są miłe dla ucha ale nie dają mi życia w Chrystusie. One nie niosą w sobie tej prostoty z którą mój umysł bezustannie przebywa. Panie kochany . Jacku przemiły . Ja nie chcę abyś odebrał moje słowa jako jakąś przyganę albo coś takiego. 

    Dziś w czasach w których teoria kwantowa może w sposób dość prosty ukazać rozumowi  dowód na nieistnienie Boga człowiek musi mieć oparcie w czymś prostym a nie tak zawiłym jak Twoje wywody Panie Jacku.

    Myślę że gdyby Pan uprościł to co mówi może więcej ludzi by Pan zrozumiało o co tak naprawdę Panu Panie Jacku chodzi?

    Przecież wszyscy wiemy a nierzadko czujemy że nasz Polski Katolicyzm to za święty nie jest. 

    Że pod krzyżem w Warszawie to święci nie stoją a nie rzadko można też zobaczyć prawdę w sztuce filmowej takiej jak ta….

    http://www.youtube.com/watch
     

     

    smutne ale czy całkiem nieprawdziwe…?

     

    A.

     

     

     

     

     
    Odpowiedz
  28. Kazimierz

    Artur

    Myslę, że dla pana Jacka, nie ma już znaczenia co mówi Jezus, ale co mówią teolodzy katoliccy. Myslę sobie nawet, że oni uważają siebie za Jezusa, a co na to Jezus prawdziwy? To co pisałeś ten Kościół nie przynosi owoców, zagmatwał się sam w swojej filozofii, teologii i wszelkich ogiach, a zatracił to co najważniejsze.

    Dziś rozmawiałem z młodymi dziewczynami ze średnich szkół, mówią chcemy Pana Boga, ale nie Kościoła Katolickiego, obłudnego i pełnego grzechu, od góry do dołu i tak to wygląda, niestety.

    Przebóstwienie, ofiara Chrystusa nie taka, a taka, jakby Pan Jezus nic o tym nie mówił, jakby apostołowie nic nie mówili, ale skoro KK stawia na równi to co wydekują ich mędrcy z tym co Pan powiedział lub apostołowie, to biada, argumenty, że niby protestanci dorobili teologię do swojej interpretacji są śmieszne,, wystarczy wziąć obojętnie jaki niebiblijny dogmat i zobaczyć jak kluczą owi mędrcy, aby udowodnić coś czego się udowodnić nie da i uznać za świętość.

    Chwała Bogu, że wyprowadził mnie z tej denominacji i dziś mogę to widzieć, chociaż wielu cennych ludzi jest w tym kościele i mam nadziję, że dzięki ich służbie ten kościół się zmieni kiedyś, oby nie za późno.

    Pozdraiwam cię Kazik

     
    Odpowiedz
  29. Halina

    Panie Jacku

     Nie dogadamy się z jednej prostej przyczyny. Według Słowa Bożego- Ofiara Jezusa złożona została raz i na zawsze, za wszystkich, i nie zachodzi potrzeba jej ponawiania-" Jedną bowiem Ofiarą udoskonalił na wieki tych, którzy są uświęceni (..), gdzie zaś jest odpuszczenie, tam już więcej nie zachodzi potrzeba  ofiary za grzechy-Hbr 10;12-14, ale wg. Katechizmu Katolickiego-" w czasie mszy ofiarowane jest prawdziwe ciało i krew Jezusa, a nie ich symbol".. Dogmat mówi, że " msza św jest prawdziwą i dosłowną ofiarą". Nasuwa się prosty wniosek, iż ofiara mszy nie tylko jest zbędna, ale i kwestionuje doskonałość i wystarczalność Ofiary Chrystusa. I tu jest ten pana " pies pogrzebany". Trzeba tworzyć mądrości ludzkie, by zagłuszyć prostotę przekazu biblijnego. Jednak, gdyby naszą największą potrzebą było zdobycie informacji , Bóg posłałby nam wykładowcę. Jednak naszą największą potrzebą było przebaczenie-dlatego Bóg posłał Zbawiciela.

    Sednem jest to, iż Ofiara Jezusa jest WYSTARCZAJĄCA. Cały List do Hebrajczyków o tym traktuje i podkreśla wspaniałość i doskonałość dzieła jakiego dokonał Jezus Chrystus dla naszego odkupienia. Ponieważ Jezus dokonał oczyszczenia z grzechów Hbr 1,3 i " wiecznego odkupienia",możemy zostać przyjęci przez Boga, mimo , iż jesteśmy grzesznikami. Nie wiem, skąd panu przychodzi do głowy, że koncepcja protestancka nie przywiązuje wagi do tego, co wewnątrz człowieka. Po pierwsze, o tym, co jest w człowieku wewnątrz-wie tylko Bóg, zadaniem zaś człowieka jest UZNAĆ w pełni i przyjąć szczerym sercem tego, co dokonał dla nas Jezus, a On dokonał pełnego zadośćuczynienia-pokonał nie tylko śmierć, ale i grzech, oddając swoje życie jako okup za wszystkich. Odwrócił skutki grzechu Adama, który sprowadził śmierć, potępienie i nieposłuszeństwo. Chrystus przyniósł sprawiedliwość, życie, usprawiedliwienie, posłuszeństwo. Tak jak przez Adama staliśmy się grzesznikami, jedynie przez Chrystusa możemy stać się sprawiedliwymi.  Żyję i żyć będę-bo umarł On. Jego krew otworzyła wszystkim drogę do wolności. Tak jak kiedyś krew na drzwiach ratowała Izraelitów od śmierci, tak teraz krew Chrystusa ratuje od wiecznej śmierci tych, którzy do Niego przychodzą-czy to jest  teraz jasne? 

    Jezus ustanowił Wieczerzę Pańską ( komunię)., a nie powtórzenie ofiary krzyża. Baranka, symbol przyszłej mesjańskiej ofiary, zastąpiły chleb i wino-symbole dokonanej ofiary, czyli ukrzyżowanego ciała i przelanej krwi Chrystusa. Ten obrzęd miał być obchodzony na pamiątkę Jego śmierci-1 list do Kor 11.26. Nie ma w tym nic magicznego, żadnego przeistoczenia- jest natomiast prostota i szczere przeżycie tamtych chwil. To zatrzymanie się i czas na głęboką refleksję-które na pewno zmieniają wnętrze każdego wierzącego chrześcijanina.  Obiektywnie-Chrystus jest wszystkim, subiektywnie-wiara jest wszystkim, ponieważ wraz za nią idą uczynki.

     

     

     

     

     
    Odpowiedz
  30. art

     Kaziu
    To było by za

     Kaziu

    To było by za łatwe dla mnie. W moim życiu postawiłem sobie za cel nie brać strony ani Katolickiej ani protestanckiej w skrajnym jej znaczeniu. Nie zgadzam się z niektórymi naukami Kościoła katolickiego . Np z Celibatem . Uważam że to jest draństwo tak męczyć mężczyzn w kościele Katolickim i wiem bo czytałem kiedyś wypowiedzi psychologów że to nie jest zdrowe dla mężczyzny . Wiem że Papieże mogli mieć żony w przeszłości a teraz mówi się coś innego, tak jakby Było dwóch Bogów . Jeden dawał przyzwolenie na żeniaczke a inny nie. Jestem prostym grzesznikiem który ma niemałe problemy ze sobą . Cierpię na rozdwojenie jaźni a nawet roztrojenie  z powodu tych których poznałem a nie potrafią sobie nóg umywać jako bracia. 

    Tam gdzie ktoś uderza za mocno w stronę protestancką staję w obronie protestantów i ukazuję niechlubną przeszłość tych którzy uważają siebie za nieomylnych. Jeśli zaś ktoś za mocno uderza w Katolików to ja wtedy staję w obronie Katolików. Znasz mnie Kaziu z tezeusza i wiesz że kiedyś stawałem również przeciw tobie na forum tezeusza gdy naciskałeś na Katolicyzm. Nie chcę tego dłużej czynić i bardzo bym chciał usłyszeć od was wreszcie to co daje życie grzesznikom. Mówcie prosze to co głosił Pan Jezus i nie reagujcie na tych którzy zaprzeczają słowu Bożemu. Jeśli wolą boża jest to byś pisał w internecie Kaziu i głosił o Jezusie Chrystusie to czyń to tak jak on tego chce. Kiedyś cię o to pytałem kaziu czy to wola boża , to twoje pytanie na Tezeuszu? Pamiętasz? Powiedziałeś że tak. To było wtedy kiedy miałem mały zgrzyt z Małgosia i Andrzejem przez mój teatr. Ja śledzę wasze wypowiedzi i to jacy jesteście nie tyle w swoim poznaniu co w sercu. Patrzę na reakcje waszych serc a  nie umysłów. Umysł jest jak chłopiec  i ugania się za narzyczoną której na imię poznanie . Serce zaś to uczucie miłości , współczucie dla innych , to życie w którym płynie krew Chrystusa. 

    Co mi po mnóstwie waszych ofiar skoro składacie je nie z serca ale z umysłu….

    Kaziu nie popełniaj tego błędu co Pan Jacek który chce skrycie zdyskredytować twoje wypowiedzi . On to czyni bo ty naciskałeś na Kościół który jest jego rodziną Kaziu. Jak będziesz mówił o Kościele Katolickim i wyciągał jego błędy to znajdą się Ci którzy będą się bronić i tak w kółko . To jest droga ślepa i do dobra nie prowadzi. Absolutnie. 

    Napisałem całkiem niedawno Ci takie słowa :

    Miłosierdzie ponad to co zostało napisane.

    Bóg zapisał w księdze genesis dzieło stworzenia. Uczynił mężczyznę i cały świat. Jednakże kobiety nie uczynił Bóg odrazu , widocznie uznał że wszystko co uczynił było dobre i nie jest potrzebna kobieta dla mężczyzny. Jednakże po tym jak Adam nie był szczęśliwy Bóg niejako dopisał na Życzenie Adama Kobietę . Co to oznacza. Otóż to jest właśnie miłosierdzie ponad to co zostało napisane. Bóg pochyla się czasem nad historią człowieka , jego kondycją która staje twarzą w twarz z światem ożywionym i dopisuje miłosiernie to co nie zostało napisane. Nikt z ludzi nie może dopisać do Biblii ani Joty (pozdrawiam dziewczynę) ani kreskę , nikt oprócz tego który tę biblię napisał. Bóg może dopisać do swego planu coś co jest niezbędne człowiekowi by on mógł osiągnąć boże zamierzenie on może wyjść na przeciw pragnieniu Adama i napisać Ewe. On może wyjść na przeciw Ciału Chrystusa i napisać to co nie zostało napisane odrazu w Biblii a co połaczy mojego brata  Kazimierza z Panem Jackiem , Leszkiem i misjonarzem . 

    Nie wiem czy jasno się wyraziłem.

     

    POzdrawiam Jodke.

    POzdrawiam Halinke 

    Wiwat Król wiwat naród wiwat wszystkie stany !

    Jan Paweł II

    "Głos z zagrobu"

     

     

     

     

     

     
    Odpowiedz
  31. leszek.s

    Na co ta maskarada?

    Wreszcie pan Kazimierz mówi o Kościele Katolickim tak jak na zielonoświątkowych kazaniach. Zachęcam pana Kazimierza do wytoczenia większego arsenału epitetów stosowanych na kazaniach w zborach na temat KK.  Na co udawać przyjaciela i brata w stosuku do ludzi od których uwolił sam Bóg.

    Powyższe zdania piszę ponieważ chciłbym zwócić uwagę na rzeczywiste cele obecości takich ludzi jak Kazimierz na blogach tego rodzaju.

    Żyjąc w takich zborach którego przedstwaiciel tak "ciepło" wypowiada się o KK mogę iść o zakład że na niedzielnych kazaniach wierni tego zboru co jakiś czas słyszą o postępach  prac nad zagubionymi Katolikami.  No i Tezeuszu jako doskonałym instrumencie do nawracania katolików na zielonoświątkowość.

    Coś więc o zielonoświątkowej obłudzie mogę powiedzieć. Normalny człowiek takiej nagonki prowadzonej w zborach na ludzi tworzacych  nasz naród nie wytrzyma. Bo jak może sobie tłumaczyć że jego matka i ojciec od zawsze wierzacy w Boga to bałwochwalcy i obłudnicy ponieważ chodzą na msze do KK. Ja tego nie kupiłem i odszedłem od tych ludzi. Nie mam do nich zaufania i nie wierzę żadym zapewnieniom o neutralności. Za dużo nasłuchałem sie o nawracaniu "zbłąkanych" a nie dostrzegłem w ich postępowaniu bezinteresowności. Zawsze tylko iteresuje ich czy dana osoba wreszcie przyjdzie do zboru a nie interesuje ich ta osoba jako człowiek. Katolicy rozdając żywość w jadłodajnich np Caritasu nie pytają czy jutro przyjdziesz na mszę  i czy jesteś poprawnie wierzący  albo jakiego jesteś wyznania. Takie zachowania uważam za prawdziwie Boże.

     

     
    Odpowiedz
  32. art

    Leszku ale

     

    Leszku to co zarzucasz Kazimierzowi jest niczym w porównaniu
    z tym co działo się w moim wyznaniu Rzymsko Katolickim. Poniżej mały tekst

     

    Siedźcie spokojnie i posłuchajcie czy aby nie czynicie tak samo dzisiaj . 

    Niech Kazimierz też przeczyta by zobaczyć być może błędy również w swoim zborze . Uczmy sie z historii …

     

    Kościół walczy ze zmianami 1000-1500 r.

     

    Duch przemian okresu Średniowiecza rzucił wyzwanie panującej
    władzy „Kościoła”(wszedzie tam gdzie pisane jest słowo Kościół proszę czytać w cudzysłowie
    bo to nie był kościół ale jakaś łobuzeria) . Kościół odpowiedział umacnianiem
    swojej autorytatywnej struktury, domagał się uznania zwierzchnictwa władzy
    papieskiej nad wszystkimi ówczesnymi mocarstwami oraz namawiał do wystąpienia
    przeciwko muzułmanom, Żydom i Wschodniemu Kościołowi Ortodoksyjnemu. Kiedy
    wyprawy krzyżowe nie zjednoczyły Europy wokół Kościoła, zaatakował wszystkich,
    których uważał za swoich wrogów: lichwiarzy, zwolenników nacjonalizmu i
    katarów. Dramatyczne zmiany, które rozpoczęły się po wkroczeniu w drugie
    tysiąclecie zapoczątkowały korzystniejszy okres w historii Europy. Kultura
    rolnicza dała początek szybkiemu rozwojowi miast, populacja ludzi eksplodowała
    w stopniu nie mającym sobie równego w zachodnim świecie, aż do XIX i XX wiekuj.
    Znacznie więcej ludzi zaczęło utrzymywać się z handlu i rzemiosła, dając
    początek nowej, coraz liczniejszej klasie społecznej kupców i rzemieślników.
    Kupcy dostarczali wielu przykładów na to, że dzięki rozumowi, pracy i produkcji
    jednostka mogła w swoim życiu wiele zmienić. Przemierzając szlaki handlowe z
    północnej Hiszpanii i południowych Włoch, kupcy rozpowszechniali nowe
    wiadomości i poglądy ze świata arabskiego i z Grecji. Klasyczne dzieła
    łacińskie, w większości zniszczone za panowania Kościoła, od nowa tłumaczono z
    arabskiego na łacinę. Gdy dzieła Arystotelesa, będące przykładem logicznego
    myślenia, ponownie dotarły na Zachód, pojawiła się scholastyka, nauka, która
    rzuciła wyzwanie twierdzeniom Kościoła, że wymóg ślepej wiary jest akceptowany
    przez jednostkę. Na przykład, żyjący w XII wieku Piotr Abelard zastosował metodę
    scholastyków dla poparcia możliwości podejmowania przez człowieka samodzielnych
    decyzji, zakwestionowania autorytatywnych poglądów oraz wskazania na sprzeczności
    występujące w doktrynie i Piśmie Świętym Kościoła
    .

    Kształcenie, ograniczane tylko do osób duchownych, zaczęło
    się załamywać. Nie tylko zakładano nowe szkoły dające podstawowe wykształcenie
    kupcom i rzemieślnikom, ale także powołano do życia uniwersytety w Paryżu,
    Oxfordzie,
    Cambridge, Salerno czy Bolonii. Światło dzienne ujrzały literackie epiki i
    romanse, takie jak „Rycerze okrągłego stołu", „Pieśń Cyda", czy
    „Boska komedia" Dantego. Źródłem ludowej poezji i prozy byli dworscy
    błaźni. Ponowny wzrost zainteresowania architekturą doprowadził ostatecznie do
    pojawienia się stylu romańskiego i gotyckiego oraz przyczynił się do rozwoju
    techniki. Nawet do dwunastowiecznych klasztorów zawitała sztuka iluminowania i
    ozdabiania rękopisów. W drugiej połowie Średniowiecza zaczęły rozkwitać takie
    dziedziny jak sztuka, literatura, filozofia i architektura. Kościół, dobrze
    prosperujący w czasach, gdy społeczeństwo było ujarzmione i ciche, teraz musiał
    sprzeciwiać się wielu zachodzącym zmianom. Papieskie nakazy wydane w latach
    1210-1215 zabroniły nauczania dzieł Arystotelesa na uniwersytecie w Paryżu.
    Do
    1272 roku zakazane były jakiekolwiek dyskusje na tematy czysto teologiczne.
    Święty Bernard z Clairvaux dał wyraz stanowisku Kościoła, kiedy mówił o
    scholastyce Abelarda, „wszystko [jest] ujmowane wbrew obyczajom i
    tradycji". Bernard pisał:

     

    „Prosta wiara jest wykpiwana, tajemnica Chrystusa
    profanowana; bezczelnie zadawane są pytania o najwyższe rzeczy, wielebni
    Ojcowie wyszydzani, ponieważ byli skłonni raczej do zjednywania sobie, niż
    rozwiązywania takich problemów. Rozum człowieka porywa wszystko dla siebie, nie
    pozostawiając nic dla wiary.”

     

    Podobną pogardą Kościół darzył odradzającą się literaturę
    klasyczną. W XII wieku chrześcijanin Honowiusz z Autun pytał:

     

    „W jaki sposób dusza zyskuje na zmaganiach Rektora,
    argumentach Platona, wierszach Wirgiliusza, czy elegiach Owidiusza, który teraz
    z innymi mu podobnymi, zgrzyta zębami w więzieniu piekielnego Babilonu, pod
    okrutną tyranią Plutona”

    Ze szczególną niechęcią Kościół podchodził do poezji,
    czasami uważając poetów za pogardzanych czarnoksiężników. Na przykład, w
    dwunastowiecznym dziele „Hortus deliciarum" pióra Herrada z Landsberg,
    znajdujemy ilustracje przedstawiające czterech „poetów lub czarowników" w
    otoczeniu złych duchów. Klerycy twierdzili również, że poeci „nie są ludźmi
    prawymi czy cnotliwymi" i „nie ma nadziei na ich zbawienie".
    Ortodoksyjni chrześcijanie wyrażali pogardę dla rozkwitającej twórczości, a
    popierających sztukę uważali za ciemnych pogan. Mówiący zawsze bez ogródek,
    piętnastowieczny domini­kański prorok Girolamo Savonarola głosił, że poeci
    powinni być wygnani a nauka, kultura i edukacja winny powrócić do mnichów.
    Pisał, że:„Jedyną dobrą rzeczą, którą zawdzięczamy Platonowi i Arystotelesowi
    jest to, że dostarczyli nam wielu argumentów, które możemy wykorzystać
    przeciwko heretykom. Chociaż oni i podobni im filozofowie są teraz w piekle…
    To byłoby dobrze dla religii, gdyby 
    wiele dziel, które wydają się pożyteczne, zostało zniszczonych. Gdy  będzie mniej książek, argumentów i dyskusji,
    religia rozwijać się będzie  szybciej niż
    dotychczas."

    Savonarola przeprowadził reformy moralności we Florencji,
    stosując przy tym iście  policyjne
    metody: moralność kontrolował przez szpiegowanie podejrzanych, czy też  organizował bandy młodocianych napadających
    domy, w których spodziewano się  znaleźć
    rzeczy sprzeczne z ideałami ortodoksyjnych chrześcijan. Zniszczył wiele dzieł  sztuki renesansowej, kiedy to w 1497 roku z
    jego rozkazu na wielkim stosie spłonęły 
    dzieła poetów francuskich i włoskich, iluminowane rękopisy, ozdoby
    kobiece,  instrumenty muzyczne i obrazy.

    Społeczeństwo średniowieczne zaczęły cechować duże różnice w
    zapatrywaniach.  Wielu rozpoczęło
    poszukiwania związków z Bogiem poza Kościołem. W Średniowieczu  prości ludzie niewiele znajdowali w religii,
    z którą byli związani. Budowano coraz 
    bardziej okazałe, bogato zdobione kościoły, ostro podkreślające różnice między  duchowieństwem a laikami. W niektórych
    kościołach zasłona prezbiterium oddzielała 
    parafian od ołtarza. Językiem, w którym odprawiano msze stała się
    łacina.  Wprowadzona w IV wieku, pod
    koniec wieku VII była całkowicie niezrozumiała dla  większości wiernych, w tym także wielu
    księży. W rezultacie, odprawiana msza była 
    często bełkotem, absolutnie pozbawionym sensu dla wielu parafian.
    Kościół, teraz  nieprzyzwoicie bogaty,
    bardziej zainteresowany był zbieraniem pieniędzy niż dobrymi  stosunkami z jego wiernymi. Zainteresowanie
    gromadzeniem majątku przez 
    średniowieczny Kościół było tak duże, iż zaczęto mówić, że z jego
    dziesięciu  przykazań pozostało tylko
    jedno: „Przynoś tu pieniądze". Księży dobierano raczej  na podstawie majątków posiadanych przez
    kandydatów, niż jakichkolwiek innych 
    cnót. Ogromne dysproporcje powstawały nie tylko między duchowieństwem a
    laikami,  ale także w szeregach samego
    kleru. Na przykład, dochody biskupa mogły być od 300  do 1000 razy większe od dochodów pastora. W
    XII wieku Kościół zabronił  duchowieństwu
    wstępowania w związki małżeńskie
    . Miało to na celu zahamowanie  odpływu kościelnych pieniędzy do rodzin
    kleryków. Niezgodność przesadnie bogatej 
    organizacji z głoszonymi przez nią ideami Jezusa Chrystusa rychło
    doprowadziła do  ogłoszenia w 1326 roku
    bulli papieskiej Cum inter nonnullos, w której uważano za  herezje twierdzenia, jakoby Jezus i Jego
    apostołowie nie posiadali żadnej własności w 
    postaci dóbr materialnych.

    Ci, którzy poszukiwali bardziej sensownego związku z Bogiem,
    coraz bardziej  odwracali się od Kościoła
    katolickiego. Zaczęły pojawiać się apokaliptyczne sekty,  takie jak te pod przewodnictwem Tanchelina,
    Piotra de Bruys, Henryka z Lausanne i 
    Arnolda z Brescia, przekonane o tym, że świat zmierza ku swojemu
    końcowi. Inne  sekty, takie jak
    Waldenzjanie i Lollardzi, zapowia-dały zwycięstwo protestantów, a to dzięki ich
    wierniejszej interpretacji Pisma 
    Świętego. Jeszcze inne, jak Bracia Wolnego Ducha, Tulupini czy Adamici,
    głosili  poglądy panteistyczne i
    animistyczne, twierdząc, że świat fizyczny przepojony jest  obecnością Boga". Na przełomie
    czternastego wieku Eckhart rzucił wyzwanie 
    potrzebie istnienia samego Kościoła: „Kiedy Królestwo staje się
    Królestwem Ducha i jest to przyjęte, niepotrzebne są pouczenia czy wygłaszane
    kazania"

    Wielu heretyków domagało się uznania bezpośrednich związków
    z Bogiem. Nie  zważając na grożące im
    niebezpieczeństwa, przetłumaczyli Biblię na powszechnie  używane języki narodowe, co dało wielu
    ludziom możliwość jej zrozumienia. Zwykłe 
    posiadanie takiej Biblii karane było śmiercią. Stworzono obraz
    Chrystusa, do którego  ludzie potrafiliby
    się odnieść; postać Chrystusa stała się bardziej uczłowieczona i  przystępna. Z romańskich wizerunków Jezusa
    przedstawiających zimnego i 
    nieprzystępnego Sędziego Wszechświata, sztuka gotycka zrobiła obraz
    cierpiącej i  współczującej istoty
    ludzkiej.

    W Średniowieczu zaczął rozkwitać kult Dziewicy. Maria
    Dziewica stała się  postacią, do której
    każdy mógł się zwrócić o przebaczenie, a co ważniejsze, mogła  sprzeciwić się bezlitosnym prawom i wyrokom
    Boga. W swojej książce „Dziewica", 
    Geoffrey Ashe opisuje zdarzenia ilustrujące jej dobrotliwą i litościwą
    naturę:

    „Złodziej modli się do Niej przed pójściem na rozbój, a gdy
    jest wieszany,  ona utrzymuje w nim
    powietrze tak długo, aż kat uzna cud i pozostawi go  przy ryciu. Zakonnica, która porzuciła
    klasztor pławiąc się w  rozpuście, modląc
    się do Marii, w końcu nawróciła się, odkrywając, że  Maria zajęta jej miejsce i nigdy już jej nie
    opuści.”

    Marii Dziewicy poświęcone były całe litanie, a także
    największe średniowieczne  katedry: w
    Paryżu, Chartres, Reims, Rouen, Bayeux, Noyon czy LaonZZ. Nazywano  Ją takimi określeniami, jak „duchowe naczynie",
    „powód naszej radości", „Arka 
    przymierza" czy „siedlisko mądrości". Chancer określał Ją jako
    „wszechmogącą i  miłosierną
    Królową". Wykonana w XIV wieku przez niemieckiego rzeźbiarza  malowana, drewniana figura Madonny z
    Dzie­ciątkiem, oddaje wyraz 
    średniowiecznemu, głębokiemu szacunkowi jakim darzono kobiece objawienie
    boskości.  Po otworzeniu figury okazuje
    się, że Madonna zawiera w sobie całą Trójcę Świętą.

    Kościół nie odpowiedział próbą wyjścia naprzeciw potrzebom
    ludzi, ale  wzmocnieniem swojej struktury
    władzy, tworząc własny system sądowy. Rozbudował administracyjne i doradcze
    urzędy, zwane kuriami, zwiększył uprawnienia 
    biskupów, zaczął ponownie zwoływać sobory, i co najważniejsze,
    wykorzystywać  papieskich legatów,
    urzędników stojących ponad biskupami i arcybiskupami. Legaci  skutecznie podkopywali lokalną władzę
    biskupów i sprawili, że klasztory znalazły się 
    pod bardziej bezpośrednią kontrolą papieską.

    Kościół Rzymsko Katolicki ( który tak naprawdę wtedy  nie był kościołem)  stworzył swój własny system prawny,
    przypisując sobie autorytet również w sprawach świeckich.

    Odrodzenie się prawa cywilnego, wywodzącego się z prawa
    rzymskiego i niemieckiego, zastępowało wiele feudalnych nakazów i ułatwiało
    handel poprzez wprowadzanie zasad o szerszym zastosowaniu, niż te które
    obowiązywały dotychczas i mogły być odmienne w różnych regionach.

    Jednakże prawo rzymskie nie było uznawane przez papieża. W
    1149 roku święty Bernard badał ukryty związek prawa cywilnego z Kościołem i
    użalał się, że królewskie prawa odpowiadają raczej prawom Justyniana, a nie
    Boga. W 1219 roku papież zakazał księżom studiowania prawa rzymskiego i
    zabronił jego wykładania na uniwersytecie w Paryżu.

    W miejsce prawa cywilnego Kościół nakreślił swój własny
    system prawny, nazywany prawem kanonicznym. W XI wieku Iwo z Chartres i w XII
    wieku Gracjan poprawili większość nieskoordynowanych i często sprzecznych z
    sobą dekretów do postaci zrozumiałych zasad, zapewniających papieskie
    zwierzchnictwo. Papież sam powinien zauważyć tego rodzaju prawne niejasności,
    jednak stosował on te same kanony prawne do wymierzania sprawiedliwości w
    różnych sprawach, w dogodnym dla siebie momencie. Kościelne trybunały
    sprawowały nadzór nad wszystkimi sprawami, którymi zainteresowany był Kościół;
    w grę wchodziły tu: dziesięciny, beneficja, darowizny i testamenty. Chroniąc
    swoje włości rościł sobie prawo do sprawdzania poczynań wszystkich duchownych,
    sprawował również nadzór nad każdą sprawą dotyczącą sakramentu czy przysięgi.
    Jak podkreślał jeden z historyków, „trudno było ograniczyć kościelną
    interwencję; dla średniowiecznego społeczeństwa niemal wszystko wiązało się z
    sakramentem lub zależało od złożenia przysięgi". Wiele wysiłków Kościoła
    podejmowanych dla usystematyzowania i uwiarygodnienia prawa kanonicznego
    skupiało się na ustanowieniu zwierzchnictwa papieża nad władzą króla. Teoria „władzy
    absolutnej" dawała papieżowi, jako „wikariuszowi Chrystusa" pełnię
    władzy nad sprawami świeckimi i duchowymi. To pozwalało na ochronę
    rozpowszechniania sakramentów na terenie danego królestwa oraz na
    ekskomunikowanie i usuwanie niewygodnego króla z tronu. Przepisy prawa
    kanonicznego unieważniały wyświęcenie papieży wyznaczonych przez majestat
    króla, nazywanych antypapieżami, oraz każdego duchownego wyświęconego przez
    takich papieży.

    „Do prawa kanonicznego wprowadzono „odkryte" starożytne
    pisma, uważane za dowód papieskiego zwierzchnictwa nad władzą królewską. Jedno
    z takich pism, „Dar Konstantyna", było rzekomo listem cwana do papieża
    Sylwestra, w którym to Konstantyn przekazuje swoją władzę papieżowi. Czytamy w
    nim, „Dajemy… Sylwestrowi, Papieżowi świata… miasto Rzym i wszystkie
    prowincje, dystrykty i miasta Włoch i ziem zachodnich…". W XVI wieku
    ujawniono, ze pisma te były sfałszowane. Papieże w coraz większym stopniu brali
    bezpośredni udział w konfliktach politycznych i podbijaniu nowych ziem. Itd. i
    td

    Bonifacy VIII pisał do Habsburga Alberta Austriackiego,
    „Oddajemy tobie, w pełni nasze władzy, królestwo Francji, które prawnie
    przynależy do Cesarzy Zachodu" . W XII wieku, w liście do króla Anglii
    Henryka II, papież Adrian IV usankcjonował angielską inwazję na Irlandię. Pisał
    w nim:„Nie ma wątpliwości, i ty wiesz o tym, że Irlandia i
    wszystkie te wyspy, które zostały nawrócone, należą do Kościoła Rzymskiego;
    jeśli pragniesz zająć tę wyspę, wypędź z niej grzech i nakaż prawo
    posłuszeństwa, a Dukata św. Piotra będzie płaciło każde domostwo, to proś nas o
    zgodę.”

     Historyk, Philip Schaff opisuje działania podejmowane przez
    średniowiecznych papieży:„Usuwanie książąt, zmuszanie podbitych do posłuszeństwa,
    jawne podżeganie do buntu, jak na przykład przeciwko Fryderykowi, dzielenie
    ziem, jak na przykład w południowej Francji, zdrada władzy królewskiej,
    wymuszenia przez stosowanie najsurowszych kościelnych kar, płacenie daniny,
    karanie przeciwników religijnych dożywotnim więzieniem lub oddawanie ich w ręce
    władz świeckich, wysyłanie i poświęcanie oddziałów krzyżowców, przywłaszczanie
    sobie władzy, unieważnianie państwowych dekretów, jak w przypadku Magma Charta
    – były to rzeczywiste najwyższe prerogatywy papieży.„W sposób nienasycony rosły papieskie żądania władzy
    .
    Postrzegając siebie jako lepszych od wszystkich innych śmiertelników, kolejni
    papieże nie tylko uważali, że każdy człowiek podlega władzy papieskiej, ale że
    sam papież za swoje czyny odpowiada tylko przed Bogiem. W 1302 roku papież
    Bonifacy wydał bullę Unam Sanctam, w której czytamy:„Dlatego, jeśli doczesna władza zgrzeszy, będzie sądzona
    przez władzę duchową… ale jeżeli nadrzędna władza duchowa zbłądzi, to może
    być osądzona tylko przez Boga, a nie przez człowieka… Dlatego oznajmiamy,
    określamy i głosimy, że dla każdej istoty ludzkiej bycie poddanym Biskupa Rzymu
    jest absolutnie niezbędne dla jej zbawienia.”Zrozumiałym jest więc, że wybuchały spory wokół tych, którzy
    chcieli być papieżem i trzymać w ręku taką władzę. W latach 1378-1417 doszło do
    sytuacji określanej mianem Wielkiej Schizmy, kiedy władza podzielona była
    między dwóch papieży, jednego urzędującego w Rzymie i drugiego w Avignon. Spory
    między nimi nie dotyczyły ideologii chrześcijańskiej i praktyk religijnych, ale
    polityki i władzy.

     

    Leszku jeśli bedziesz uderzał w Kazmierza i protestantów  to ja będę odsłaniał historię  ..by ukazać dlaczego protestanci się pojawili ….

    wybór należy do Ciebie. 

     

     

     

     
    Odpowiedz
  33. leszek.s

    Wybór należy do mnie

    Właśnie dlatego nie jestem w żadnym kościele. Ostrzegam po  porostu by ludzie nie wpadali z deszczu pod rynnę. O historii KK naczytałem się sporo ale odsłaniaj ją do bólu.  Moje obecne wypowiedzi dotyczą bardziej teraźniejszości nie historii.

    Napisaleś że chcesz ukazać dlaczego protestanci się pojawili. Ja krzyczę od kilkunstu tygodni skąd biorą się tacy jak ja. Uciekający od" przecudownych, pełnych miłości " zborów.  Historia jest cennym nauczycielem ale dzień dzisiejszy przynosi rozterki jakimi kierowali się dawniej protestanci odchodząc od ludzi którzy uznali ze mają monopol na myślenie i jedynie słuszne poglądy.  Sądzę że doskonale zdaję sobie sprawę skąd wzieli się protestujący w kościołach.

    Porównując poziom agresji  KK i zborów we wzajemnych stosunkach w obecnych czasach to zbory mają się tak  do KK jak liga mistrzów do naszej okręgówki. Oczywiście miejscem obsewacji jest życie wewnętrzne tych kościołów a nie uładzone artykuły na blogach.

     

     
    Odpowiedz
  34. art

     Leszku tu artur

     

     

    Pozdrawiam cię Leszek i życzę dobrych dni.

     

    artur 

    napisałem coś wcześniej ale to usunąłem .

     

    jestem dziś bardzo przyziębiiony więc już kończę to pisanie w tym blogu..

    pa pa

     

     

    wszystkich  pozdrawiam 

    trzymajcie sie Biblii 

     

     

     

     
    Odpowiedz
  35. JacekSwiecki

    Raz jeszcze rozprawa o Krwi pańskiej

     Arturze, bardzo się dziwię, jak podobny tekst moze Ci "dawać zycie" ! Zobaczmy takie oto fragmenty:

     

    Grzech wchodzi na widownię jako nieposłuszeństwo, aby przede wszystkim spowodować rozdział między Bogiem i człowiekiem, w wyniku czego człowiek zostaje przez Boga odrzucony. Bóg bowiem nie może mieć z nim więcej społeczności, skoro zaistniało coś, co przeszkadza, a rzecz tę w Słowie Bożym powszechnie nazywa się "grzechem".

    Otóż to jest właśnie okropne, ze Bóg odrzucił człowieka i teraz zada od niego jakiegoś "wyrównania". Czy tak postępuje miłość, która:

     

    I Kor 13, 5 […]nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego;

    6 nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą.

    7 Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy,we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma.

    8 Miłość nigdy nie ustaje…

    Tak, ona nigdy nie ustaje, dlatego tez nigdy nie odrzuca!

    Jak słowa o rzekomym odrzuceniu człowieka przez Boga mogą dawać zycie, być Dobrą Nowiną! Takiemu "obrazalskiemu" Bogu trudno ufać, trudno do Niego powracać. Syna marnotrawnego uratowała pamięć o dobroci Ojca. I ten Ojciec z przypowieści nigdy nie odrzucił syna, który od niego odszedł! Czy Bóg ma być od niego gorszy?

     

    Musimy więc przede wszystkim posiadać tę podstawową świadomość śmierci Pana Jezusa na krzyżu, poniesionej w zastępstwie nas samych oraz jasne zrozumienie wystarczalności Jego krwi dla obmycia naszych grzechów.

     

    […] grzechy nasze są nam odpuszczone nie dlatego, że Bóg je zbagatelizował, ale dlatego, że Bóg widzi Krew: Krew ta zatem na pierwszym miejscu nie jest dla nas, lecz dla Boga. Jak ogromną wartość Krew ta posiada zrozumiemy dopiero wtedy, gdy jako miernik przyjmiemy ocenę, stosowaną wobec niej przez Boga: dla Boga jest ona wprost bezcenna! Tylko wtedy, gdy Duch Święty objawi mi, jak Bóg ocenia krew Chrystusa, mogę uświadomić sobie doniosłość tej prawdy i stwierdzić jak bardzo cenną dla mnie osobiście jest ta Krew. Niemniej pierwszym celem dla którego Krew ta została przelana jest zadośćuczynienie wymaganiom Boga.

    Następna okropna nowina: Bóg chrześcijańskiego Objawienia domaga się krwi swojego Syna, aby odwrócić od człowieka swój gniew! Czy to jest jeszcze Biblia, czy tez moze jakaś mitologia Moabitów, Fenicjan, Majów, czy tez innych ludów, które wierzyły, ze ich bóstwa potrzebują krwi (najlepiej ludzkiej), aby być dla człowieka łaskawymi? Toz św. Anzelm z Canterbury zaraz na początku swej słynnej rozprawy odrzuca z oburzeniem wszelką hipotezę w stylu, ze Bóg potrzebuje krwi niewinnego, aby usprawiedliwic winnego.

    To co jest cenne dla Boga, to posłuszeństwo Jezusa posunięte az do przelania krwi. natomiast Krew Jezusa jest cenna dla nas, bo obmywa nas z grzechów przez to, ze wlewa w nas boskie zycie.

     

    Bóg zaś rzekł: "Ujrzawszy krew, minę was." Tutaj mamy dalszy dowód, że krew miała być pokazana nie człowiekowi, lecz Bogu, gdyż pokrapiano nią podwoje i nadprożnik, gdzie jej ci, którzy ucztowali wewnątrz domu, widzieć nie mogli.

     

    Jest to dość naciągana interpretacja. Krew miała dla Hebrajczyków znaczenie symboliczne, bo było w niej zycie i nią dokonywano oczyszczenia. Czystość oznacza po prostu pełnię zycia i brak choroby. pomazanie krwią było modlitwą do Boga, aby domy Hebrajczyków ominęła straszliwa plaga i aby zachowali zycie –  i Bóg tę prośbę wysłuchał. Jezus natomiast czyni coś znacznie więcej: nie tyle kropi nas swoją Krwią, ale daje do picia (czego zabraniało Prawo). To jest dopiero prawdziwe oczyszczenie! Nie wymaga ona tego, aby Bóg spojrzał na krew i wysłuchał modlitwy, bo przeciez Jego Krew jest juz w nas!

     

    Boża świętość, zarówno jak i Boża sprawiedliwość domagają się tego, aby za człowieka został złożony okup w postaci niewinnego, bezgrzesznego życia.

     

    Kolejne okropieństwo fałszujące całkowicie to, kim jest w istocie Bóg i jak działa. Tak rozumiana świętośc i sprawiedliwość Boga – to groźna karykatura spychająca całe pokolenia chrześcijan w ateizm.

     

    Autor nie mówi, iż krew Pana Jezusa oczyszcza nasze serca i na tym koniec. Jesteśmy w błędzie, jeśli uważamy, że taki związek zachodzi pomiędzy Krwią a naszym sercem. Byłoby to na przykład dowodem niewłaściwego zrozumienia sfery działania Krwi, gdyby ktoś tak się modlił: "Panie, oczyść moje serce z grzechu Twoją krwią". […]

    Nie – tego w Biblii nigdzie nie znajduję, aby Krew oczyszczała nasze serca.

    Nie znajduje, bo biblijny termin to "obrzezanie serca":

     

    Jer 4,4 Obrzeżcie się ze względu na Pana i odrzućcie napletki serc waszych!

    Jer 9,25 […] wszystkie narody są nieobrzezane i cały dom Izraela jest nieobrzezanego serca.

    Dalej wiadomo, że obrzezania serca dokonuje chrzest: 

     

    Kol 2.11 I w Nim też otrzymaliście obrzezanie, nie z ręki ludzkiej, lecz Chrystusowe obrzezanie, polegające na zupełnym wyzuciu się z ciała grzesznego, 12 jako razem z Nim pogrzebani w chrzcie, w którym też razem zostaliście wskrzeszeni przez wiarę w moc Boga, który Go wskrzesił.

    Ponadto skoro sam autor zauwaza, ze grzech zgromadzony jest przede wszystkim w sercu człowieka, bo jest "najprzewrotniejsze", zaś krew Jezusa obmywa grzechy, to tym samym obmywa i serce, nieprawdaz? 

     

    Aby więc móc ustawicznie chodzić z Bogiem, musimy znać tę na każdy dzień nawą wartość Jezusowej krwi. Bóg prowadzi Swoją księgowość na bieżąco, a tak Krew czyni nas bliskimi Mu codziennie, każdej godziny, ba, każdej minuty.

    A zatem dla Boga Krew Jezusa ma wartość…. księgową! Oto do czego prowadzi protestancka interpretacja Pisma! Bóg jako Wielki Buchalter nigdy nie będzie miłosiernym Ojcem; taka postać, to raczej starszy brat syna marnotrawnego.

    W zasadzie na tym zakończę tę krótką analizę. Ten tekst daje mi śmierć, a nie życie. Czytając go pierwszy raz po prostu jęczałem w duchu. To ma być "dobra nowina"? Czy to mnie ma pociągać ku Bogu? Czy mam się po lekturze Nim zachwycić? Arturze, szczerze i z ręką na sercu; ja tego nie rozumiem, nie czuję i nie akceptuję. Jednak łaska Boża może sprawić, ze nawet tak okropne teksty mogą kogoś nawrócić… Ja tego nie oceniam. Zyczę Ci jednak, abyś zachwycił się Bogiem Miłosiernym i dobrym dla wszystkich – nawet tych, którzy Go obrazaja.

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     
    Odpowiedz
  36. JacekSwiecki

    Ofiara uobecniania, a nie powtarzana

     "Jezus ustanowił Wieczerzę Pańską ( komunię)., a nie powtórzenie ofiary krzyża."

    Pani Halino, niestety nie rozumie Pani katolickiej teologii. W Eucharystii Jedyna Ofiara Chrystusa jest "uobecniana dla nas", a nie "powtarzana". 

    W ogóle inaczej rozumiemy to, czym jest ofiara. Katolickie rozumienie ofiary w Eucharystii wyjaśnia najlepiej św. Augustyn w "Panstwie Bozym" X,6. Pokrótce chodzi o to, że sensem ofiary jest nasze zjednoczenie z Bogiem, to zaś dokonuje się jedynie przez Ofiarę Chrystusa. Eucharystia jest antycypacją naszego przyszłego zjednoczenia z Bogiem w stanie nieba [prawosławni mówią: święta Liturgia, to niebo na ziemi], dlatego też musi mieć miejsce uobecnienie Jedynej Ofiary Chrystusa, dlatego, ze dokonuje się to tylko mocą tej Ofiary. 

    Jest to wszystko niepotrzebne dla kogoś kto nie rozumie zbawienia jako przebóstwienia, tak właśnie jak protestanci. To tłumaczy ich opór wobec przeistoczenia, które zapowiada to, co Bóg z nami [i w pewnym sensie z całym światem] uczyni w dniu Paruzji, gdy będzie "wszystkim we wszystkich" [1Kor 15,27].

     

     

     
    Odpowiedz
  37. art

    Panie Jacusiu

     Panie Jacku 

    Biorę obecnie antybiotyki więc moje pisanie w tym blogu już się skończyło.

    Proszę trzymac się w życiu Pana Boga i jego słowa.

    Z poważaniem 

    art.

     

    pa, pa

     
    Odpowiedz
  38. Halina

    Jak najbardziej rozumiem rolę teologii katolickiej

    Sobór Trydencki w kwestii nauki o Wieczerzy Pańskiej sformułował doktrynę katolicką w dóch polach:

    transsubstancjacji i ofiarniczego charakteru mszy

    Sobór twierdzi, że msza powtarza, ponawia jedyną ofiarę Jezusa Chrystusa złożoną na krzyżu. Msza jest ofiarą złożoną Bogu za żywych i umarłych, jest ona ofiarą poprzez którą maja dostąpić miłosierdzia i otrzymać pomoc łaski. W konsekwencji-zaspokojony ową ofiarą Pan przyznaje ludziom łaskę i dar pokuty, wybacza przestępstwa i grzechy, także te największe. Nie należy zapominać, że formułując ową kakołomną naukę Sobór Trydencki potępił bardzo szczegółowo wszystkie tezy protestancki-jedna po drugiej. Pomimo upływu wieków nauka tegoż Soboru obowiązuje, ponieważ jest uchwalona dogmatami, a wszelkie prace teologów związane są z " aktualizacją językową", czyli nauka musi być zgodna z postanowieniami soboru, tylko język bardziej "nowoczesny"

    W Katechizmie KK w par. 1367 czytamy " Ofiara Chrystusa i ofiara Eucharystii są jedną ofiarą. Jedna i ta sama bowiem Hostia, ten sam ofiarujący-obecnie przez posługi kapłana.

    Św. Augustyn w Kazaniach str 227 ujął to w ten sposób

    " Niepojete dostojeństwo kapłana w rękach ich jak w łonie dziewicy, sam Bóg Syn Bozy staje się wcieleniem. Zaprawde wielka jest władza kapłana. Język jego tworzy Boga z kawałak chleba.."

    Oj, zaprawdę  nijak się ma ta teologia do Słowa Bożego, a papieska ofiara mszy uwłacza prawdziwej Ofierze Chrystusa, która jest jedynym przebłaganiem za wszystkie grzechy.

     
    Odpowiedz

Skomentuj Halina Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code