Moja wiara – pròba wyjąkania tajemnicy dwòch serc

Pod osłoną nocy, niczym złodziej Pani redaktor Joanna „wymusiła na mnie” osobisty tekst – świadectwo (daj Boże, żeby tak było) przeżywanej wiary. Nie mogąc zasnąć, niczym Nikodem rozmawiałem z Panem i pytałem Go o moją wiarę. Aż w końcu usnąłem. Ot i cała moja wiara –chciałbym tak iść przez życie, aby w końcu usnąć, rozmawiając z Panem… Mogłoby tyle wystarczyć, ale pani Asia nie będzie pocieszona… Zaznaczyła, iż jest prawie niemożliwe ubłagać księdza do podzielenia się wiarą. Opinie, refleksje to nasza specjalność, ale odsłonić serce… Muszę wyznać, że nie lubię duchowego ekshibicjonizmu, wiary wykrzykiwanej na rogach ulic. Dodam też, że każda moja homilia, napisany tekst, katecheza to część mnie i mojej wiary, gdyż inaczej po prostu nie umiem. Mòwię i piszę o tym, czym żyję, co mnie porusza, czego doświadczam, dlatego każde kazanie czy tekst to takie małe credo. To, co najważniejsze, pozostaje jednak niewypowiedzialne, gdyż niczym struga światła w leśnej gęstwinie przebija się, aby zaraz zniknąć. Pròba uchwycenia strugi światła wydaje się być dziecinną zabawą, ale jeśli nie staniecie się jak dzieci… 

Czym jest wiara? Cienką nicią łączącą dwa odległe i inne światy: Boga i człowieka. Skoro wiem mniej więcej, kim jestem ja – po drugiej stronie nici albo lepiej kłębka, to zatrzymam się nad Bogiem mojej wiary. 

Bòg szarej codzienności

Bóg, w którego wierzę, nie jest Bogiem fajerwerków i nie lubuje się w światłach lamp i błyskach fleszy. Nie jest też Bogiem nadmuchanych celebracji i uroczystych och i ach. Nie czuje się On dobrze na salach koncertowych i z trudem odnajduje swoje miejsce w kanonickich stellach. Nie jest On Bogiem odkurzanym niczym chorągwie na wielkanocną procesję. Wierzę w Boga mojej szarej codzienności. Ubrany w roboczy fartuch przychodzi w schodzonych butach, aby zatrzymać się ze mną, zwyczajnie zamienić kilka zdań i życzliwie poklepać po plecach. Bòg szarej codzienności niezbędny jak kromka chleba i dobry jak kawa w niedzielny poranek. Pomimo mojej niewierności i zmęczenia On jest i idzie ze mną, czym ja, stary głupiec, często zapominam. Spotykam Go w codziennym brewiarzu, ktòry bardziej niż karmienie duszy przypomina historyjkę z serii „Poczytaj mi mamo”…, w codziennym łamaniu Chleba, czasami nawet bez większej świadomości, że to On dał się połamać, abym to ja był cały…, w twarzach tych samych ludzi, ktòrych On mi podarował…, w popisanej Biblii, nawet wtedy, gdy rozmyślanie upływa na zbieraniu ciągle od nowa rozsypanych myśli. Bòg szarej codzienności jak stary i zniszczony fotel, w ktòrym odpoczywam, a nieraz i zasypiam. 

                                                           Bòg intymności

Mój Bóg nie lubi krzykliwych spotkań, nie przychodzi nawet  na zjazdy dekanalne… Jest Bogiem umiejącym liczyć tylko do jednego. Bardziej niż na codzienny pacierz czy koronkę czeka na „dzień dobry” przy porannym goleniu brody i „smacznego” przy filiżance pachnącej kawy. Po niedzielnej bieganinie dyskretnie pyta, czy znajdę czas, aby z nim naprawdę porozmawiać. Jest jak mama, ktòra słysząc głos, natychmiast wie, co jest nie tak i co się ze mną dzieje. I pomimo zapewnień, że wszystko dobrze, nie przestaje się martwić i modlić… Bòg cieszący się jak lis na spotkanie z księciem. Czekający na opowieść jak minął dzień bez nakładania sztucznej maski i bananowego uśmiechu. Mogę się przed nim wyżalić, wykrzyczeć, pocieszyć bez obawy, że czegoś nie zrozumie albo będzie się spieszył. Bòg intymności, ktòry siada przy mnie, aby posłuchać moejej ulubionej muzyki czy zajrzeć przez ramię do czytanej przeze mnie książki. Bez świadomości tego, że On jest blisko, nie umiałbym utrzymać życiowej ròwnowagi i harmonii. 

Bòg zmagania i niepewności

Wiara moja jest niczym wiosenna pogoda, niczym kobieta oczekująca dziecka. Przychodzą momenty, gdy niebo zaciąga się chmurami i nic nie widzę ani widzieć nie chcę. Zamiast siedzieć na kawie z dobrym Bogiem, chodzę jak cyrkowiec po linie, obijając się w zderzeniu z twardym brukiem. Mòj Bòg jest bogiem zmagania i niepewności. Bywają momenty, gdy jestem ochrzczonym poganinem i przypominam biednego ateistę, ktòry każdego dnia wysila się ,aby wierzyć (B. Forte). Przepełniony wątpliwościami i pytaniami czuję się ciężki jak worek ziemniakòw i nie zawsze znajduję siłę, aby położyć go przed Panem. Nad zaciągniętym czarnymi chmurami niebem nie widzę już nic, zapominam nawet o istnieniu słońca. Moje wątpliwości wydają się być początkiem wiary. Uświadamiam sobie wòwczas, że Chrystusa nie mam raz na zawsze, Boga nie złapałem za nogi. O Boga walczę. Wiara nie jest ostatecznym zwycięstwem, ale nieustannym zmaganiem się z wątpieniem (T. Halik). Moja wiara jest dramatem, jest chodzeniem po cienkiej nici niewidzialnej łaski często bez świadomości, że Ktoś tam jest. Ale innej drogi nie ma, więc idę. Czasami mam wrażenie, że to On ze mną gra w chowanego i chce jak dziecko być szukanym, nawet nie odnalezionym, ale szukanym. Więc jak to Mu sprawia przyjemność, to cóż, będę Go szukał. Szuka się ponoć czegoś, co się zgubiło, a więc czegoś, co jest, musi być. Pomimo wszystko mòj Bòg zmagania i wątpliwości jest Bogiem przyjaznym i bliskim, ktòry nie przeraża, ale i nie pozwala zatrzymać się w drodze. 

Bòg trudny, burzyciel

Bòg mòj nie jest łatwym towarzyszem podròży i rozdawaczem cukierkòw. Jest matką dającą smakowitą papkę, ale z czasem przestaje mnie karmić. Jest ojcem trzymającym patyk w moim rowerku, ale czasami mnie puszcza i z hukiem lecę na ziemię. 

Może chciałbym, aby ukazywał mi siebie jak na początku, gdy wszystko dawało radość. Radość długiej modlitwy, entuzjazm rozmyślania… Chciałoby się przez cały dzień siedzieć w kościele. 

Do takiej dziecięcej radości obcowania z Ojcem gwałtem włamuje się huragan. I zrywa wszystko. Niszczy zbudowany domek i jego ciepełko. Zrywa się dach Bożej łaski, rozpadają się ściany modlitwy i walą się fundamenty nadziei. Niczym pokryty trądem nagi Hiob płaczę na kupie kamieni i gnoju. Mòj Bòg to burzyciel mojego idealnie uporządkowanego świata, choć czasami tak trudno to zaakceptować… 

                                               Bòg zabawy w kocha-nie kocha

Moja wiara przypomina czasami sinusoidę. Raz na gòrze, a raz na dole, byleby tylko nie utracić z oczu linii Y. Moja wiara to czasami dziecinna zabawa kwiatkiem, odrywam kolejne płatki i zastanawiam się: kocha–nie kocha? Bywa, że zmęczony z znudzony jak dzieciak obrażam się i zabieram swoje zabawki w krainę cienia. Wkrada się niewierność i grzech, jednak On się o mnie dopomina i nie poddaje się tak łatwo jak ja. Walczy o mnie i we mnie, aby w ostatecznym bilansie być nad linią i aby wyszło: kocha. 

                                               Bòg dotykalny w swoim ludzie

Jednym ze sposobów dotykalności Boga są ludzie. Moja wiara to wiara z… Gdy przechadzam się po zabytkowych katedrach, czuję się dumny z przynależności do Bożego ludu. W tym ludzie odkrywam ślady Boga, jestem przez Niego prowadzony i wychowywany. Jestem głęboko przekonany, że bez parafii kapłaństwo karłowacieje i usycha. Wspòlnota, ktòra ramię w ramię idzie razem w kierunku Chrystusa, to najgłębsze i najprawdziwsze przywołanie do bliskości z Bogiem. Gdy brakuje mi sił, niesie mnie wiara innych. Gdy jestem zniechęcony, odwagi dodają mi dzieci. Gdy tracę sens, pokazują mi go staruszki z różańcem w ręku. Kocham powierzony mi lud i staję z nim w jednym szergu, aby być Jego ludem…. Szczegòlnym znakiem bliskości Boga jest dar przyjaźni, ktòra jest mi dana, abym nie zatracił smaku i radości życia. Przyjaźnie kapłańskie umacniają mnie w wybranej drodze i pomagają stawać się dla innych Chrystusem.                                  

                                                           Bòg zadziwienia i zaskoczenia

Moja wiara przypomina lamentującego żyda na pustyni. Mam przedziwną tendencję do zapominania, jak wiele otrzymałem. Niczym żyd na pustyni skrzypię i narzekam – a to przepiórka niedogotowana, a to woda ze skały za zimna…Tymczasem On obdarowuje mnie na tysiące sposobòw… Mòj Bòg nie zna pojęcia nuda i obca jest Mu stagnacja. Jest Bogiem zaskoczenia i dziwòw. Jego działanie jest tak niespodziewane i szalone, że przywraca radość w momentach najbardziej niespodziewanych. Zaczynam rozumieć słowa Jezusa: Kto dla mnie zostawi braci, siostry, matki, stokroć więcej otrzyma i życie wieczne odziedziczy. Tego „stokroć więcej” doświadczam już teraz. To przedziwne, jak On troszczy się o mnie i zabiega, abym nie zerwał tej cienkiej nici przyjaźni. Bòg przywołuje mnie na wiele sposobòw do bliskości z Chrystusem. To działanie zadziwia, przywołuje i ocala. 

Bòg nadziei

Pomimo mojego żydostwa (kupczenia się z Nim), malkontenctwa (wiecznie jest coś, co nie pasuje) i duchowej chciwości (zawsze chcę więcej), jestem zadowolony z mojego Boga. Mam przedziwną świadomość, że pomimo wszystko prowadzi mnie niewidzialna ręka i łaski Bożej mi nie brakuje. Bòg mój nie jest Bogiem chwytliwej reklamy czy promocji na tanie rozmowy, w ktòrych ukryte jest jakieś małe ale. Nie robi mnie w konia,  jak sprzedwacy kredytòw bankowych. Widzę, jak Jego obietnice realizują się w mojej codzienności. Mòj Bòg nadziei ma stuprocentową pewność. Jego obietnice dodają siły i odwagi, i nie pozwalają spocząć w drodze. Ta niewidzialna ręka prowadzi mnie, głupca, bo inaczej zagubiłbym się jak dziecko na jarmarku.                                  

Nie jest łatwo mówić o tajemnicach serca, gdyż istnieją rzeczy nienazywalne. Spotkanie trzech tajemnic – Boga, człowieka i relacji pomiędzy nimi – pozostaje zawsze okryte płaszczem misterium.  Tajemnicy się nie zrozumie, tajemnicę się odkrywa, przed tajemnicą trzeba się pokornie pochylić. Spraw, mòj Boże, abym do końca trwał w postawie zadziwienia i pochylenia przed Tobą, ktòry pochylasz się z czułością nade mną. Spraw, abym doszedł do końca z kruchym naczyniem mojej wiary… Niech się porysuje, poobija, potłucze – bylebym tylko kiedyś stanął przed Tobą z pustymi rękoma… Tyle mi wystarczy, mnie, staremu ochrzczonemu poganinowi! 

Tekst powstał na prośbę portalu kaplani.pl

 

6 Comments

  1. elik

    Czy wystarczy znać Słowo Boże i wierzyć w Boga?…..

    Ks. Adamie dziękuję przede wszystkim za wiarygodne świadectwo, które jest nie tylko piękne, lecz również wyrazem Twojej kapłańskiej posługi i codziennie przeżywanej wiary – szczególnej, w tym osobistej i intymnej relacji z Nim.

    Czytając również podobne teksty osób innych wyznań zrodziło się u mnie pytanie:

    • czy wystarczy znać Słowo Boże i wierzyć w Boga tak, jak Ty, aby być absolutnie usprawiedliwionym w Bożych oczach z naszych grzechów i win?……

    Szczęść Boże!

     
    Odpowiedz
  2. aaharonart

    ŁASKA ? Kazimierzu czym jest łaska ?

     Kazimierzu . Jeden z moich przyjaciół zapytał , na czym polega życie w Chrystusie?

    Odpowiedziałem mu że na Chrystusie. 

    On zaś drążył temat i zapytał mnie co to znaczy żyć Chrystusem?

    Ja mu na to że polega to na życiu w miłości do Niego i czerpaniu wszelkiej siły życiowej ze źródła którym on jest . On jednak – ten mój przyjaciel zapytał mnie gdzie jest to źródło? I wtedy zdałem sobie sprawę z tego że i ja z tego źródła nie korzystam. Pomyślałem sobie wtedy że ono źródło , powinno być rozpoznawalne w moim życiu. Skoro jednak on nie widzi tego źródła we mnie to znaczy że moja relacja z tym źródłem jest jedynie pozorna, niedojżała i płytka . I wtedy pojawił się ktoś. To był zupełnie przypadkowy przechodzień na ulicy . Moje zachowanie w tym dniu zupełnie nie wskazywało na to że Chrystus jest blisko mnie . Ten człowiek zatrzymał się przy mnie i powiedział : Jezus Cię kocha! To co teraz piszę jest prawdą . On jak babcię kocham tak do mnie powiedział. Na ulicy gdzie chodzili ludzie. Ja trzymałem wtedy papierosa w ustach. Pierwszą moją reakcją był uśmiech , bo pomyślałem sobie że On nie moze kochać kogoś kto pali papierosy …zadymił bym przeciez Chrystusa…Z moich ust popłynęły wtedy jednak takie oto słowa: w Panu też on jest , proszę pana . W panu też . Nie wiem dlaczego ale ten człowiek się naprawdę wzruszył . Było widać, że bardzo potrzebował tego by ktoś mu o tym powiedział mimo że o tym niewątpliwie wiedział.

    Muszę przyznać że Palenie papierosów w tamtej chwili nie było dla mnie rozkoszą. Na chwilę zdałem sobie sprawę z tego że On może rzeczywiście we mnie być . Na zmianę jednak mojego życia nie wpłynęła ulotna chwila świadomości o tym że On Jezus żyć może w takim jak ja człowieku. Myślę,że gdybym pozostawał w tej chwili , w tym doznaniu Chrystusa przez kolejne dni mojego życia na tej ziemi , pewnie udało by się mi porzucić niekorzystne stany istnienia. Trwać w chwili w której objawia się Chrystus  przez całe moje  życie. Od poranka aż do zmroku i tak każdego dnia.  Czy to jest możliwe?

    Moi żydowscy przyjaciele mówią że tak . Że to jest możliwe by żyć w Mesjaszu i chodzić w nim i stać . Bóg bowiem posadził nas w Chrystusie abyśmy w Nim chodzili . Zauważyłem  wtedy że chodzenie w Chrystusie polega wpierw na siedzeniu , na zajęciu miejsca które On dla mnie przygotował . Mało tego , chodzenie również zależy od siedzenia. Zawsze od pozycji jaką w Nim zajęliśmy . Od faktu . Tym Faktem jest że On nam przygotował miejsce w sobie . Przypomniałem sobie wtedy psalm 1 .

     Szczęśliwy mąż, 
    który nie idzie za radą występnych, 
    nie wchodzi na drogę grzeszników 
    i nie siada w kole szyderców, 
    lecz ma upodobanie w Prawie Pana, 

    nad Jego Prawem rozmyśla dniem i nocą. 
     Jest on jak drzewo zasadzone nad płynącą wodą, 
    które wydaje owoc w swoim czasie, 
    a liście jego nie więdną: 
    co uczyni, pomyślnie wypada.

     

    Sagn Lee napisałe kiedyś :

    W liście do Efezjan 2,4-6 znajduje się fragment, który długo nie dawał mi spokoju: "Ale Bóg, który jest bogaty w miłosierdzie, dla wielkiej miłości swojej, którą nas umiłował, I nas, którzy umarliśmy przez upadki, ożywił wraz z Chrystusem – łaską zbawieni jesteście – I wraz z nim wzbudził, i wraz z nim posadził w okręgach niebieskich w Chrystusie Jezusie".

    Byłem zdumiony, gdy czytając ten tekst uświadomiłem sobie, że Bóg nie mówi nam tutaj, iż posadzi nas w okręgach niebieskich dopiero w przyszłości, ale oświadcza nam, że już to zrobił! Jednak naszym ograniczonym umysłom trudno jest to pojąć, tym bardziej, że przecież teraz znajdujemy się jeszcze tu na ziemi, a nie w niebie?

    Według teorii względności Einsteina przestrzeń i czas nie stanowią wartości absolutnych, ale są względne. Powiedzmy, że lecę rakietą z prędkością zbliżoną do prędkości światła.

    I nagle jakiś człowiek, lecący razem ze mną, wystrzeli do mnie z pistoletu akurat w chwili, gdy statek przekroczył prędkość światła. W tym momencie czas zacznie się cofać i kula powoli wróci z powrotem do lufy pistoletu. Zjawisko to jest jakby odwróceniem rzeczywistości. Oczywiście Boża rzeczywistość jest ponad prędkością światła, jest też ponadczasowa i nie jest ograniczona trójwymiarowym światem. Może jest ona nawet pięcio lub sześciowymiarowa? Tu na ziemi jesteśmy więźniami pewnych ograniczeń. W Bożej zaś rzeczywistości my już znajdujemy się w przyszłości. Podobnie jak ta kula, która w tej drugiej, przyszłej rzeczywistości wróciła z powrotem do lufy pistoletu..

    Ponieważ bardzo pragnąłem jeszcze lepiej zrozumieć sens wypowiedzi Pawła, gorliwie modliłem się o to, pytając Boga, dlaczego w swoim Słowie mówi mi, że już posadził mnie wraz z Chrystusem na swoim tronie w okręgach niebieskich?

    I wtedy przypomniałem sobie jak kiedyś nasz kot złapał małego królika. Gdy tylko to zauważyłem, natychmiast wyszedłem na dwór, aby go ocalić i wyrwać ze szponów kota. Śmieszne byłoby, gdybym zamiast go ratować otworzył okno i zawołał: Króliku! Pokutuj teraz! Jeśli natychmiast nie będziesz pokutował, to cię nie uratuję! Kocie! Czy mógłbyś zostawić mi mięso?! Ja jednak tak nie powiedziałem, ale wyszedłem i zupełnie bezinteresownie ocaliłem tego królika.

    To prawda, że Bóg zbawił nas bez względu na to, czy jemy mięso, czy nie. Zbawienie jednak powinno dać nam motywację i moc do tego, aby z radością porzucić pewne niezdrowe i złe nawyki. A może zbawienie, to dla nas jedynie sucha teoria? Jest to sprawa ogromnej wagi, bo chodzi tu o nasze wieczne życie. Mnóstwo ludzi robi dzisiaj wrażenie pijanych teorią religii. Są pozbawieni mocy Ducha, która mogłaby dokonać w ich życiu wielu pozytywnych zmian. Często ci, którzy pozbawieni są Bożej miłości i jego Ducha wołają z podnieceniem: Alleluja! On nas zbawił! Możemy teraz jeść wszystko, co tylko chcemy! W takiej postawie nie ma Ducha ani prawdziwej mocy. Jeszcze inni mówią: On mnie zbawił, ale ja wciąż mam tyle złych nawyków. Bardzo chcę to zmienić. Próbuję i modlę się o to, ale nadal nie widzę żadnych zmian i bardzo mnie to zniechęca. Taka postawa również świadczy o braku akceptacji Bożego zbawienia a tym samym Bożej mocy.

    Tak więc widząc królika w niebezpieczeństwie, wyszedłem na dwór. Złapałem kota i wyciągnąłem królika z jego szponów. Mojemu kotu bardzo się to jednak nie podobało. Nie dając za wygraną wpił swoje pazury w moją rękę tak, że zaczęła krwawić. Do dzisiaj pozostała mi po tym zdarzeniu pamiątka w postaci blizny. Złapałem więc kota i wyrzuciłem go za płot, królika natomiast wziąłem na ręce. Objąłem go moją zakrwawioną dłonią i patrzyłem na niego z wyrazem troski i miłości. On niczym sobie na to nie zasłużył. Ocaliłem go tylko dlatego, że ja po prostu kocham króliki. Jednak ten biedny królik nie wiedział nawet o tym, że jego prawdziwą rzeczywistością było to, że on już został uratowany.

    Dokładnie tak samo wygląda w obecnej chwili również nasze położenie. My także już teraz żyjemy w rzeczywistości zbawienia. Jednak wielu z nas, podobnie jak ten królik, nie robi wrażenia kogoś kto już został zbawiony, ale raczej kogoś kto o tym nie wie i ciągle jeszcze boi się śmierci i drży o swoje zbawienie.

    Kiedy delikatnie dotknąłem królika, on trzęsąc się ze strachu zawołał: Kot! Kot! Jedno dotknięcie mojej dłoni sprawiło, że był jeszcze bardziej przerażony. Co miałem zrobić, żeby pocieszyć i uspokoić tego biednego królika? Wiedziałem, że prawdziwego odpoczynku sabatu mógłby doznać tylko wówczas gdyby zrozumiał, że jest zbawiony.

     

    Powiedziałem więc do królika: Mój drogi króliku. Kota już nie ma! Teraz przyszedł czas na twój sobotni odpoczynek. Królik jednak ciągle myślał, że kot nadal mu zagraża. Powiedziałem więc jeszcze do królika: Popatrz na moją rękę. Ona krwawi. Ta krew ciebie zbawiła. On jednak nadal żył w swojej własnej, fałszywej rzeczywistości i swoją uwagę bardziej koncentrował na kocie niż na swoim zbawicielu. Teraz bał się nawet mojej obecności. Jak mógłbym uwolnić go od tego omamienia? Jak mógłbym sprawić, by odnalazł się w tej nowej, zbawiennej rzeczywistości?

     

     

     

     

     

     
    Odpowiedz
  3. elik

    Pytanie bez odpowiedzi!

    Arturze przepraszam, że wyręczam Pana Kazimierza, czy inne osoby bardziej predysponowane, do odpowiedzi na Twoje bardzo ważne pytanie.

    Chyba nie tylko w moim przekonaniu zbawienie możemy otrzymać, jeżeli spełniamy wolę Boga i zachowujemy Jego przykazania. Ażebyśmy to mogli uczynić, Bóg udziela nam ze swej strony błogosławieństwa i pomocy, czyli obdarza nas swą łaską.

    Jednak Pan Bóg stawia wszystkim (duchownym i świeckim) wysokie wymagania moralne, wskazuje im drogę do świętości, co oznacza tendencję do maksymalizmu w wymaganiach.

    Dlatego nie wszyscy chcą być Bogu bezgranicznie posłuszni, wierni i oddani, oraz świadomie i dobrowolnie dążyć, do jedności, prawości i świętości w Jego Kościele.

    Natomiast oponenci wobec woli Boga, oraz Magisterium tj. Urzędu Nauczycielskiego Kościoła ulegają różnym pokusom i chętnie korzystają z propozycji przywódców, liderów innych religii, oraz wyznań i ideologii tj. ofert zdecydowanie mniej wymagających, a najczęściej zezwalających na dowolność i swawolę w bytowaniu doczesnym.

    A zatem Jego łaska jest nadzwyczajnym darem, bo danym wszystkim duszom, lecz staje się owocna, uświęcająca i zbawienna, jeśli człowiek uwierzy – zaufa Bogu bezgranicznie i bezwarunkowo, oraz dzięki Niemu czyni (współtworzy) dobro (dobrobyt), a sprzeciwia się skutecznie wszelkiemu złu.

    Ps. Jeśli moja odpowiedź nie jest wystarczająca i zadowalająca , to proszę ks. Adama i innych o braterskie wsparcie.

    Szczęść Boże!

     
    Odpowiedz
  4. aaharonart

    Zbyszku

     Dobrze napisałeś dziękuję .

    Jestem już zmęczony odpowiadaniem na pytania wiec przepraszam że nie nawiążę do słusznych i bardzo dobrych uwag które napisałeś i za które ci bardzo dziękuję . Trzymajmy się wszycy 

    pa 

    wasz przyjaciel 

    art

     

     

     

     

     
    Odpowiedz

Skomentuj aaharonart Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code