Modlitwa do Stwórcy ludzi i piesków

Rozważanie na XXIX Niedzielę Zwykłą, rok C1
 

Historia wdowy, która naprzykrzała się sędziemu, to przypowieść o praktycznym zastosowaniu cierpliwości i uporu. Sędzia Boga się nie bał i nie liczył się z ludźmi. To znaczy, że biedna wdowa bez znajomości nie mogła liczyć na sprawiedliwość. To było oczywiste dla ludzi sprzed dwóch tysięcy lat i jest jasne dla nas. Kobiecie, która broniła się przed kimś, kto ją mógł krzywdzić, pozostała jedynie wytrwałość w dążeniu do celu. Była tak skuteczna, że zmogła nawet lekceważącego sprawiedliwość sędziego. To robi wrażenie.

Nowy Testament pokazuje nam Boga jako sędziego sprawiedliwego i miłosiernego. Jednak ludziom może wydawać się nieosiągalny… jak sprawiedliwość na ziemi. Szczególnie, jeżeli mają na sumieniu lekceważenie praw Boga i ludzi. Cóż, nie jest to sprawiedliwe w naszym ziemskim rozumieniu, ale grzesznik, który będzie żałował i modlił się wytrwale, ma być tak samo zbawiony jak święty. Już jeżę się na myśl, że w szczęśliwości po śmierci może mi towarzyszyć kolega z pracy, który donosił SB lub bezduszny karierowicz, który zniszczył przyjaciół. Dlaczego TAM ma to być nieważne, kiedy uczciwi na ziemi dostają cięgi?

Ale czy jestem pewna, że nigdy ciężko nie zgrzeszyłam lub nie zgrzeszę? Może lepiej mieć możliwość skorzystania z wyrozumiałości i miłości Sędziego, gdy zajdzie taka potrzeba. Mojemu dziecku wybaczam, chociaż mam ochotę czasami wystrzelić je w kosmos. Wybaczam, bo kocham i inne względy nie mają nad tym wyższej wartości. Gdy ono woła o pomoc, dobiegnę z każdego miejsca, gnana bezwarunkową miłością. Gdy jest szczęśliwe, ja też pławię się w jego szczęśliwości.

Myślę, że modlitwa jest dla Boga takim wołaniem o pomoc dziecka lub przesyłaniem informacji o szczęściu. Czasami jest dla nas jedynie rytuałem, niektórzy mają szczęście czerpania z niej siły, inni czują, że nawiązali kontakt z Ojcem. Jest indywidualna i tajemnicza. Modląc się na mszy nie wiemy, co czuje i myśli stojąca w ławce obok biedna wdowa.

Modlitwą może stać się dziękczynne westchnienie nad pięknem jesiennego krajobrazu, jak i pięć tajemnic różańca, błaganie o ratunek w nieszczęściu, prośba o spełnienie marzenia. Czasem zbyt późno domyślamy się, że została wysłuchana. Bo modlitwa nie działa w systemie „mówisz i masz”. Chociaż znam dziecko, które bardzo modliło się, aby rodzice kupili mu pieska. I teraz często dziękuje Mu za wysłuchanie prośby i za to, że jest Stwórcą piesków.

Dziecko_i_pies_01.jpg

Rozważania Niedzielne

 

12 Comments

  1. aaharonart

    MODLITWA ZE STWÓRCĄ Z LUDŹMI I Z PIESKIEM

    W tym blogu znalazłem takie oto zdanie :

    Modląc się na mszy nie wiemy, co czuje i myśli stojąca w ławce obok biedna wdowa.

    Tak się dzieje zazwyczaj w anonimowych parafiach , wspólnotach, kościołach, że ludzie nic o sobie nie wiedzą.

    Całkiem niedawno pisałem o tym , że zdarzają się takie właśnie wspólnoty w których choduje się anonimowych Chrześcijan. Nic o sobie nie wiedzą. Podczas modlitwy mruczą coś pod nosem, wspólnie powtarzają piekne liturgiczne modlitwy jednak podczas naborzeństwa nic o sobie nie wiedzą. Nie wiedzą o swoich problemach , zmartwieniach, nie szukaja wsparcia we wspólnocie w której uczestniczą albowiem nikt nie nauczył ich więzi braterskiej i poczucia się jak w bliskiej rodzinie. Bardzo często widuje się na różnych budynkach piękne napisy – tablice informujące że w tym albo w tym budynku znajduje się wspólnota albo kościół. Wchodząc do takiego budynku , zazwyczaj widzimy piękny krzyż , albo obraz, skupiamy się na tym co jest na ołtarzu i co jest w naszym sercu. Skupiamy się na Kapłanie bądź Pastorze, po za tym nie czujemy zupełnie potrzeby zagladania w czyjeś serce i nie mamy potrzeby współodczuwania siebie wzajemnie. Zazwyczaj jesteśmy tam tylko my , w najlepszym wypadku jest jeszcze ktoś z naszej najbliższej rodziny . Ci obok nas , siedzący w ławkach to zazwyczaj jacyś bliżej nam nie znani ludzie ktorych mijamy na ulicach naszego miasta. Jesteśmy tam sobie anonimowi .

    Modląc się na mszy nie wiemy, co czuje i myśli stojąca w ławce obok biedna wdowa.

    I to jest prawda , to jest fakt . To jest wciąż utrzymująca sie tendencja w wielu współczesnych gminach chrześcijańskich , świadcząca  o tym , że bardzo mało przykłada się dziś uwagi , do tego by wykształcić wsółczujące społeczeństwo. Żyjemy później obok siebie , nienawidzimy się wzajemnie , obrzucamy obelgami w pracy a jeszcze tak niedawno spożywaliśmy chleb eucharystyczny bądź łamaliśmy się we wspólnocie jakiegoś protestanckiego kościoła. Coraz mniej się znamy. Myśle że jest to główna przyczyna wielu nieporozumień we współczesnym świcie , hodująca powszechną oziębłość serc. Już w samym rządzie Rzeczypospolitej Polskiej możemy zaobserwować tę rzekłbym epidemię , która dotyka umysły bratnich dusz .

    Papież Jan Paweł II mówił kiedyś:

    "Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi , tej ziemi"

    Czy zstąpił?

    Czy tam gdzie jesteś , w twojej parafii, w twoim zborze, kościele , wspólnocie odczuwasz już zstąpienie tego Ducha? Czy czujesz się tam jak w rodzinie? Czy gdy masz kłopoty czujesz że nie jesteś sam? Czy czujesz opiekę Rządu Polskiego , twoich tam braci miłościwie nam panujących? Czy czujesz że żyjesz w Kraju w którym zstąpił Duch świety?

    Myślę że każdy z nas dobrze wie i czuje najlepiej że nie jest z nami tak jak tego chciał dla nas Jan Paweł II .

    Jak to zmienić?

    No cóż …zmiana umysłów nie następuje z dnia na dzień. Zaufanie nie rodzi się na pstryk palcami. Nic nie da rónież jakieś piekne kazanie w Kościele na temat braterstwa…albowiem braterstwa uczymy się albo poprzez wsólne cierpienie , tak np było po II wojnie światowej , kiedy to byliśmy sobie bardzo bliscy…Braterstwa uczymy się również w wieku dorastania…To tam na lekcjach religii możemy bardzo mocno wpływać na rozwój umysłowy i świadomość emocjonalną , na inteligencję emocjonalną …tam powinniśmy kształcić przyszłość naszych kościołów i wspólnot. Tam w wieku dorastania można nauczyć się tego jak otwierać swoje serce przed drugim człowiekiem nie robiąc z siebie ofiary. Myślę że jest wielu wspaniałych i mądrych ludzi w naszym Kościele którzy mogli by nauczać dzieci jak przychodzić do Chrystusa . Nie wystarczy bowiem powiedzieć , "pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie ", trzeba jeszcze wdrożyć programy nauczania które przysposobią te dzieci do prawdziwego przychodzenia do CHrystusa i stanowienia z nim i z braćmi swymi jeden powszechny Kościół. Jeśli tego nie damy rady zrobić , będziemy w starości swej ,  tą biedną samotną wdową albo tym biednym samotnym wdowcem,  o którym nikt nic nie wie, w pięknym i wielkim Kościele ..

    Myślę że jeśli we wspólnocie nie ma więzi braterskiej to tak naprawdę nie ma się prawdziwej relacji z Bogiem. Myślę że jest złudzeniem Kościół w którym nie ma "więzi brata z bratem".

    Nie ma co się oszukiwać,  jakieś  osobiste relacje z Bogiem , nigdy nie zastąpią tego co czuje się we wspólnocie dwóch albo trzech . Tam bowiem gdzie dwóch albo trzech jest zgromadzonych w imieniu Jezusa tam zaczyna się dziać coś co przenika nieboskłon. Tam otwira sie niebo i można naprawdę poczuć że Bóg jest na ziemi tak jak jest w niebie.

    Będę już kończył to pisanie bo i tak za dużo napisałem a obiecałem sobie że będę milczał …

    pa

    artaharon*

    Za ortografię przepraszam mam dysleksje

     
    Odpowiedz
  2. elik

    On to wszystko wie, a ……

    Drogi bracie Aharonie i inni podobnie myślący – staram się rozumieć Twoje zastrzeżenia, czy rozterki i znam argumenty, jakie artykułujesz odnośnie postaw i zachowań wielu z nas – chyba nie tylko w Kościele i podczas uczestnictwa w Mszy Świętej.

    Jednak obecnie po uważnym przeczytaniu i rozważeniu jeszcze kilku innych tekstów szczególnie nt. uczestnictwa w Mszy Świętej – mogę mieć jedynie wątpliwość:

    • czy uczestnicząc w Mszy Świętej rzeczywiście potrzebna, a tym bardziej konieczna jest wszystkim wiedza – co doświadcza, czuje i myśli siostra, czy brat obok mnie?….

    Ksiądz Cozel pisze: „Ponieważ Msza św. jest ze wszystkich czynności najpoważniejszą i najświętszą, więc jasno już z tego samego wynika, że wszyscy są obowiązani podczas niej zachować się z jak największą pobożnością, z jak największym uszanowaniem, skromnością, powagą, zebraniem i skupieniem ducha, a zwłaszcza w milczeniu, i to tym bardziej, jeśli chcą ze Mszy świętej korzyść odnieść”.

    A może powinna wystarczać i satysfakcjonować nas nie obojętność, lecz dostateczna wiedza i wiara, że: ON to wszystko wie, a wskutek wiary i modlitwy cudownie przemienia.

    Szczęść Boże!

    Pozdrawiam Ciebie serdecznie i polecam całość TU: http://sanctus.pl/index.php?grupa=128&podgrupa=140

     
    Odpowiedz
  3. ostatni

    bracia dalecy i bliscy….

     Aharonie, myślałem sobie już kiedyś tam o tych relacjach ludzi w kościele, kiedyś nawet słyszałem takie porównanie- opiszę Ci je choć rysunek byłby o wiele wymowniejszy, ale spróbuję zadziałeć na twoją wyobraźnie może zrobisz jakieś zdięcie w tym temacie. – wyobraź sobie piramidę – na szczycie tej piramidy Jezusa – z prawej strony na dole u podstawy siebie – a z lewej strony u podstawy ostatniego czyli mnie, czy widzisz ten obraz? teraz gdy ty zaczniesz zbliżać się do Jezusa po prawym boku piramidy, a ja będę zbliżał się do Niego po lewym boku piramidy automatycznie będziemy zbliżali się do siebie (odległość prawego punktu podstawy zmiejszy się w stosunku do lewego punktu), kiedy dojdziemy do szczytu to zjednoczymy się z Nim i jednocześnie ze sobą, ten obraz pokazuje że tak naprawdę nie możemy zbliżeć się do siebie na wzajem jeżeli nie zapragniemy zbliżać się do Pana Jezusa. jeżeli zaś będziemy oddalać się od Boga to w końcu odległośc między nami będzie zbyt wielka byśmy mogli się widzieć a tym bardziej znać. myślę że to nie ławka w kościele powinna łączyć braci ale miłość do Zbawiciela. nawet jak jeden brat będzie wspinał się a drugi stał w miejscu to odległośc też zwiększa się

    Przypomina mi się czas, kiedy moje życie było wypełnione pretęsja do Stwórcy -" po co mnie stwożyłeś- krzyczałem w myślach – nienawidze Cię z całej siły – bądź przeklęty" niemogłem opanować złości byłem wtedy dzieckiem, ale widziałem niesprawiedliwość, która dotykała również mnie, nie rozumiałem tego i obwiniałem za to Boga. Potem zacząłem wyciszać się i akceptować swój los, kiedy stałem w kościele, (bo wtedy jeszcze ciężko było o miejsce siedzące) nie docierało do mnie żadne słowo czytane czy wypowiadane w kościele, męczyłem się choć gdzieś tam wewnątrz rodziło się już we mnie pragnienie Boga.

    Aharonie nie będę opisywał całego świadectwa mojej drogi, ale chciałbym byś rozważył tą myśl – ilu takich właśnie ludzi stoi czy siedzi dziś w kościele, do ilu ludzi nie dociera Słowo Boże?, dlaczego ludzie nie mają pragnienia Boga? co my możemy zaproponować tym ludziom? pomyśl o sobie – jak zrodziło się w tobie pragnienie Boga?. ze mną było tak że do póki sam nie zapragnąłem Jezusa to nikt nie był w stanie nic zrobić – skąd to pragnienie się wzięło to inny temat –  jedno jest pewne każdy potrzebuje czasu by zacząć wspinać sie do szczytu "piramidy"

    Aharonie w polskiej parafi do, której teraz należę mam kilku braci i siostry o, których wiem dużo, i oni wiedzą o mnie, myślę że łączy nas pragnienie Boga, ale większości ludzi przychodzących na mszę nie znam, przychodzą gdy już tam jestem i wychodzą gdy jeszcze chcę tam być. wiesz dziś na mszy właśnie o tym pomyślałem, zawsze po zakończeniu mszy św. ksiądz mówi jeszcze z pietnaście minut, zachęca prosi widać że zależy mu na tym by każdy mógł wzrastać w wierze (nazywam to drugim kazaniem), dziś zachęcał do modlitwy, tłumaczył różaniec zabiega o braterstwo, mówił – Bóg chce byśmy zadręczali Go modlitwami, byśmy nie ustawali, kolejna rzecz-gdy tylko pobłogosławił nas, dziewczyny z zespołu uwielbieniowego zaczęły szybko modlitwę-od razu pomyślałem że chciały zmobilizować jakoś ludzi by zostali, by się właczyli, ale momentalnie w kościele zrobiło się prawie pusto i znowu widziałem tych co znam, moich braci i moje siostry, ci bracia, którzy wyszli wcześniej najwyraźniej nie chcą znać mnie, smutno robi się na myśl o tym, ale ja niegdyś byłem taki sam- uciekałem z kościoła czym prędzej, dletego nie mam do nich pretęsji, ale też wiem że nie mogę nikogo zmusić do tego by był mi bliskim bratem.

    Dziś znowu pożartowaliśmy w tym samym gronie przy kawce w salce przykościelnej, podzieliliśmy się troskami trochę zwykłych spraw. Jestem pewny że w każdej parafi jest grono ludzi "wspinających się", nie idealnych i świętych ale chcących tego samego- spotykać Boga żywego.

    jak wzbudzić w ludziach pragnienie Boga? dlaczego niektórzy, gdy usłyszą Jego głos zaraz biegną a inni zostają obojętni? to jest smutna prawda, zawsze tak było, ale jak będzie? – gdy Jezus zastanawia się czy znajdzie wiarę gdy wróci, z Jego przyjściem będzie jak za dni Noego, a Noe ilu miał braci?

    rozpisałem się, tradycyjnie za błedy…….

    pozdrawiam uczestników dyskusji oraz autorkę tego bloga i  dzieci przygotowywane do wystrzelenia w kosmos- bardzo mnie to rozbawiło, być może nasze dzieci spotkają się w kosmosie.

     

     

     

     

     

     

     

     
    Odpowiedz
  4. elik

    Dlaczego ludzie nie mają pragnienia Boga?

    Bracie Ostatni – serdeczne dzięki szczególnie za opis i sugestię wizualizacji, przez Aharona relacji między Jezusem Chrystusem, a ludźmi.  

    Moja próba odpowiedzi na Twoje pytanie: – dlaczego ludzie nie mają pragnienia Boga?…..

    Pragnienie Boga jest w sercu każdego człowieka, ponieważ został on stworzony, przez Boga i dla Niego. Pan Bóg jest miłosierny, dlatego nigdy nie przestaje kochać swoje stworzenia, ani pielęgnować, bądź wzniecać słabnące w nich pragnienie tj. przekonywać i przyciągać człowieka do Siebie i tylko w Bogu człowiek znajdzie prawdę i autentyczną radość i szczęście, których z różnym skutkiem nieustannie poszukuje.

    Dobra wola, wiara, nadzieja i pragnienie Boga jednak słabną, a nawet wygasają, zanikają, kiedy człowiek rezygnuje z przynależności, do wspólnoty Jego Kościoła i pełnego uczestnictwa w Mszy Świętej, oraz unika Słowa Bożego, oraz medytacji, kontemplacji, także Jego adoracji i modlitwy z Nim, oraz nie żyje w pełnej zgodności z prawdą.

    A tak dzieje się wówczas, kiedy w sposób wolny nie chce uznać kardynalnego faktu, że został stworzony i powołany, do życia rodzinnego i wspólnotowego, a nawet wiecznego, a może być zbawiony tylko, przez Pana Boga z miłości. Aby z Nim i wszystkimi bezgranicznie, bezwarunkowo Jemu ufającymi istotami ludzkimi – ostatecznie spotkać się w Jego Królestwie Niebieskim i współżyć wiecznie.

    Wszystkim poszukującym prawdy i pragnącym miłości Boga.

    Szczęść Boże!

     

     
    Odpowiedz
  5. aaharonart

    Nie jestem Rabinem więc przepraszam

    Mój przyjacielu Ostatni . Bardzo dziękuję Ci za to co napisałeś o tej piramidzie . Jest w tym wiele z prawdy .

     

    Bardzo często uwaza się że można wyjść z jednej grupy – organizacji kościelnej i wejść w inną. Bardzo często ludzie zmieniają wyznania – wspólnoty nie zdając sobie sprawy z tego że tak naprawdę nic nie zmieniają . Musimy wspólnie nauczyć się czym jest Kościół i jak bardzo jesteśmy ze sobą połączeni nawet wtedy gdy wydaje nam się że tak nie jest …Spróbuję na dole coś pokazać . Za wyjście posłuży mi ten obrazek powyżej . Przepraszam za mój brak wiedzy i nieumiejętności w wyrażaniu się …

     

    Mąż i żona – Szechina pomiędzy nimi"

    Będą budować odpowiednie połączenie pomiędzy sobą – odpowiednie zjednoczenie.

    Człowiek  może otrzymać duchową świadomość  od Chrystusa, o ile stara się żyć w nim a przez to upodobnić  się do niego. Świadomość duchowa przepływa po prostu przez niego, jak w naczyniach połączonych.

    Znane prawo fizyki mówi, że jeżeli dwa naczynia połącza się, to woda wypływa z jednego naczynia w drugie, i wyrównuje się na tym samym poziomie, niezależnie od szerokości tego naczynia. W duchowości jest jednakowo, niezależnie od początkowej pojemności duszy, która zależy od jej miejsca w systemie Adama.

    Duchowe naczynie Chrystusa jest ogromne, niezmiernie szerokie, podczas gdy naczynie ucznia może być bardzo wąskie, ale jeśli się one połączą, uczeń osiągnie takie same wypełnienie jak nauczyciel. Wszystko zależy od poziomu związku uczniów do swojego nauczyciela.

    Za pomocą przyrządu można na przykład:

    ·             pokazać, że poziom jednorodnej cieczy w naczyniach połączonych nie zależy od ich kształtu i pola przekroju,

    Jeśli z naczynia którym jest Kościół , jedna ze szklanych rurek zacznie uważać siebie za coś niepołączonego z innymi rurkami – patrz zdjęcie , to taka rurkę możemy jedynie uważać za rurkę nieświadomą swojej obecności w systemie naczyń połączonych. Jeśli z takiej rurki zaczniemy wyciągać ciecz to obniżymy jednocześnie poziom zjednoczenia ze stwórcą całego systemu naczyń połączonych jakim jest Kościół.

    Nie ma w kościele miejsca na bycie samotną wyspą. Tam nie ma jakiegoś osobistego wzrostu bez udzielania się całemu ciału Chrystusowemu. Jeśli moje naczynie napełnia się Duchem Chrystusa a jestem połączony z innymi w Kościele naczyniami – ludźmi , to nie mam tak naprawdę większego zjednoczenia z Chrystusem niż reszta naczyń połączonych. Mówienie że moja relacja z Bogiem może się przyczynić do napełnienia innych naczyń jest jak najbardziej właściwa jedynie wtedy gdy Ci którzy siedzą obok nas w ławkach kościelnych są ze sobą połączeni. To co otrzymuję , staje się darem dla całej grupy siedzącej w Kościele. Tak naprawdę jeśli wygląda na to że mi przybywa podczas gdy innym ubywa , świadczy jedynie o tym że nie jesteśmy ze sobą właściwie połączeni, gdzieś są zatory i trzeba je przepchać…

    Mówienie że taki a taki uczeń pański został obdarowany czymś szczególnym w kościele jest prawdą jedynie co do formy . Możemy np. mówić o kimś kto jest szerokim naczyniem , albo o kimś kto jest bardzo wąskim naczyniem w Kościele . Jednak poziom świadomości utrzymuje się na tym samym poziomie zarówno w tych którzy są szerocy jak i tych którzy są wąscy. Chodzi tu o poziom życia całego ciała Chrystusowego jakim jest Kościół.  Tak naprawdę jeśli uczestniczymy w Mszy świętej to musimy sobie zdawać sprawę z tego że jesteśmy naczyniami połączonymi, w których płynie jedna krew a jest to Krew Chrystusowa. Każdy z nas czerpie życie albowiem życie jest w Krwi jak mówi Stary Testament.

    Nie chcę się rozpisywać za mocno o tym jak ważne jest to połaczenie i jak niedorzeczne jest jakiekolwiek twierdzenie że może mi ktoś w Kościele być obojętny. Jeśli ktoś zakładałby istnienie siebie w Bogu bez połaczenia się z innymi braćmi swymi w systemie naczyń połączonych , przypominałby coś z pasożyta. I tak odpowiednio, ani jeden element w każdej komórce naszego ciała Kościoła w każdym organie naszego ciała, nie działa jedynie dla własnych korzyści. Wszystko dzieje się na zasadach obopólnego oddawania – obdarowywania. Innymi słowy, żaden organizm nie byłby w stanie przetrwać na innych zasadach. Komórka, która zaczyna konsumować zamiast obdarowywać, przekształca się w komórkę rakotwórczą.

    To samo dzieje się w całym wszechświecie. Wszystkie elementy działają dla dobra obopólnego obdarowywania. Dawanie w 100% a otrzymywanie jedynie dla podtrzymania swojego istnienia. Dzieje się coś dziwnego w nas ludziach żyjących współcześnie w Kościele . Myślimy o sobie jak o jakiejś samotnej pobożności . Coraz częściej możemy oglądać coś na kształt zapisywanych w nas programów egoistycznych które wywodzą się z systemu naczyń niepołączonych. Jest to system do tego stopnia rozpowszechniany obecnie wśród narodów świata tego że stajemy się świadkami zła , na które przestajemy reagować. No bo jeśli nie jesteśmy ze sobą połączeni w  Chrystusie to jak możemy na siebie reagować? Podany przezemnie przykład może stanowić wyjście do szerszych rozważań. Ja jedynie podsuwam obrazek z systemem naczyń połączonych. Może się zdarzyć że ktoś kiedyś , a tak już było na początku świata…roztłucze te naczynia ….Roztłucze po to abyśmy na własnej skórze jako ludzie mogli doświadczyć co to znaczy być samotnym naczyniem przez które przepływa dar nie pozostawiając w nas nic. Takie małe naczynko które gdy się napełni Bogiem , marnuje swoje napełnienie albowiem nie napełnia nic więcej …jest bowiem samotne , niepołączone….

    Używając wszelkich starań aby połączyć się wzajemnie w kościele poszerzamy nasze naczynie do tego stopnia abyśmy byli w stanie pomieścić w systemie naczyń połączonych całą objętość Chrystusowej natury życia . Jeśli jesteś pojedynczym naczynkiem to możesz mieć np. litr oliwy w swojej lampce oliwnej . I nic więcej . Więcej choć byś chciał nie zdołasz w sobie pomieścić z tego co jest w Chrystusie . Ale jeśli do ciebie podłączy się cała reszta naczyń połączonych to będziecie w stanie pomieścić w sobie całą pełnię Chrystusowego życia w Duchu świętym …

    I to jest zadanie dla nas tu piszących na Tezeuszu. Dla mnie dla Zbyszka i Kazimierza oraz dla Ostatniego oraz dla wszystkich ludzi którzy poczują że sami nie są w stanie pomieścić w sobie daru którym Bóg pragnie obdarować ziemię poprzez swoje naczynia . Tym naczyniem jest Kościół . Można zobaczyć raz jeszcze na fotografię by sobie utrwalić jak to mniej więcej wygląda .

    Itd. Itd.

    Mąż i żona – Szechina pomiędzy nimi"

    Będą budować odpowiednie połączenie pomiędzy sobą – odpowiednie zjednoczenie.

     

    Obecnie bardzo przypominamy coś co Rabini nazywają Machsom. To taki stan w którym każdy z nas napełnia się oliwą tylko dla siebie. Mówię tu ogólnie o ludzkości , Nie mam na myśli piszących na Tezeuszu. Machsom oddziela ten świat od świata duchowego. Można przebyć przez niego w bardzo prosty sposób. Poniżej Machsom, istota ludzka jest istotą egoistyczną w stu procentach. Ponad Machsom, człowiek musi być w stu procentach altruistyczny. Więc jak człowiek może przebić się przez Machsom? Może to osiągnąć przez dokonanie ograniczeń, odmawianie sobie używania jakichkolwiek pragnień dla osobistych przyjemności.

    Innymi słowy, człowiek dokonuje Pierwszych Ograniczeń sam. Pragnie wkroczyć do świata duchowego. Nic nie robi, jednocześnie nie ma żadnych potrzeb, by robić cokolwiek – po prostu pragnie ograniczyć swój własny egoizm – to wszystko. Kontynuując myśl, w momencie gdy człowiek przekracza Machsom – to oznacza, iż wkracza do świata duchowego jako embrion, podobnie jak nasienie w łono matki, które dostaje się do łona matki po to, by umieścić, wszczepić tam samego siebie.

    Człowiek pozostając w świecie materialnym, wkracza do świata duchowego w taki sam sposób. Rozwija się w świecie duchowym jako embrion – dokładnie tak jak embrion w łonie matki, przechodząc przy tym przez dokładnie taki sam proces. Ten proces rozciąga się w czasie, po czym następuje prawdziwe duchowe narodzenie się.

    Pytanie: Jak długi jest ten proces przygotowawczy? Jak dużo czasu zajmuje zanim człowiek zdoła dokonać wszystkich restrykcji i ograniczeń, aby przejść przez Machsom?

    To

    zależy od samego człowieka, od grupy, której jest częścią.

    Przebywając w Machsom nie umiemy kochać nikogo poza sobą. 


    Aharonek uczy się  systemu naczyń połączonych 🙂

     

     

     
    Odpowiedz
  6. ostatni

    przepływ zablokowany albo zassany…

     Bracia, dziękuje za kolejną owocną "rozmowę", razem zawsze łatwiej znaleźć trop do dalszych rozważań.

    jeszcze tylko……

    ……Aharonie, ..podoba mi się to zdięcie, wszystkie przepływy drożne, cieszy to oko, a ponieważ zjmuje się równiaż hydrauliką to wiem co czasami powoduje niedrożność przepływu. banalna rzecz-powietrze, trochę powietrza w rurce potrafi wstrzymać przepływ, całkowicie go zablokować. na to mam sposoby, jednak duchowe blokady to nie moja specjalność, jestem tylko narzędziem, sam nie mogę nic, nie może się wiertarka sama włączyć i wywiercić otworu, potrzebny jest ktoś kto wie jak jej użyć.
    leżę przed Bogiem na Jego stole z narzędziami, może gdzieś w torbie przywalony innymi i czekam na swoją kolej, wiesz Aharonie ja kocham moje narzędzia, one pomagają mi zdobywać chleb powszedni zawsze kiedy jadę coś zrobić biorę wszystkie, ale używam tylko niektórych, nigdy nie wiem, którego akurat będę potrzebował, niektóre kupiłem bardzo dawno i jeszcze ich nie użyłem, czasami potrzebuję tych, których jeszcze nie mam. Wierzę że Bóg też kocha swoje "narzędzia" i że używa ich właściwie, niektóre są jeszcze daleko na pułce, inne trzeba rozpakować inne są już gotowe.
    może tak to działa? pewny nie jestem.
    pszenica i kąkol…?, barany i kozły….?, mądre panny i głupie….?, dobry i zły sługa…?
    może czasami coś wygląda jak naczynie a okazuje się słomką przez, którą zły wysysa życiodajną Krew? my zamiast blokować słomkę to próbujemy jeszcze poszerzać jej przepływ….uff……znowu czacha dymi od tego myślenia – idę spać wtedy nie myślę-odpoczywam
     jak nie śpię to niemyślenie mi nie wychodzi, ciągle coś myślę
     
     
     
     
     
     
     
     
     
     
     

     

     
    Odpowiedz
  7. aaharonart

    LIST DO SIEBIE SAMEGO

     Ostatni . To bardzo ciekawe co napisałeś . Te przeciwieństwa które podajesz o tych pszenicach i kąkolach , baranach i kozłach. Wiesz ? Ja ostatnio napisałem taki tekścik do siebie samego. Czasami lubię pisać do siebie listy. Jest to taka moja prywatna praktyka 🙂 Takie ćwiczenie sie w tym co jest istotne …

    Bardzo ucieszyły mnie Twoje ostatnie słowa o tym że jesteś zmęczony . Ja też bardzo często jestem już zmęczony wszystkim i wtedy właśnie dopada mnie wena twórcza :):) Tak to już jest że kiedy sie czujemy zmęczeni wtedy nadajemy się do Królestwa Bożego 🙂

    O to właśnie chodzi w tym naszym pisaniu aby się zmęczyć . Uśmiecham się teraz ale to jest serdeczny uśmiech na widok mojego zmęczenia . 

    Więc kiedy jestem zmęczony wtedy siadam i piszę do siebie list. Wygląda to mniej więcej tak jak poniżej . Pozwolę sobie na pokazanie tutaj takiej samo obserwacji …oto ona :

    Twoje życie jest pełne rzeczy które się dzieją , zewnętrznie i wewnętrznie…ale nic z tego nie jest tym, czym rzeczywiście jesteś. Właśnie znalazłeś wspaniałą pracę, właśnie straciłeś pracę, właśnie znalazłeś swój piękny dom, właśnie straciłeś swój dom, WŁAŚNIE  znalazłeś swój nowy Kościół , swoje nowe wyznanie wiary , właśnie straciłeś swój Kościół , swoje nowe wyznanie wiary . Doktor powiedział twoje zdrowie jest wspaniałe, doktor powiedział twoje ciało ma problemy zdrowotne. Czy jest coś niezależne od tego?

    Tak.

    Jest tło.

    Świadome tło do czegokolwiek dziejącego się w twoim życiu. Z tym tłem przychodzi pewne nieprzywiązywanie się   do tego co dzieje się w twoim życiu. Przywiązanie znaczy , że jesteś utożsamiony z każdą myślą czy emocją,  która przychodzi do ciebie. Stajesz się jej więźniem, przywiązujesz się do niej do tego stopnia, że twoje poczucie siebie jest w niej, w tej myśli w tej emocji. I to męczy .

    Nieprzywiązanie znaczy , że honorujesz myśli, emocje , wydarzenia , sytuacje, ale jesteś równocześnie świadomy tego, że za tym wszystkim jest tło, jesteś świadomy przestrzeni, która znajduje się za tymi wszystkimi dobrymi czy złymi w twoim życiu wydarzeniami. To w tej przestrzeni poruszają się wszystkie elementy zdarzeń dobra lub zła, z którymi na co dzień się utożsamiając odczuwamy  , radość bądź smutek istnienia.

    Możesz tą wolną przestrzeń nazwać jak chcesz. Ucząc się żyć w tej przestrzeni , będziesz w stanie reagować na wszystko to , co się dzieje w świecie form mniej obsesyjnie. Będziesz czuł się mniej obciążony faktami , które co dzień zasypują twój umysł . Faktami o tym co jest dobre albo co złe w twoim życiu. Być może zaczniesz się częściej uśmiechać widząc to jak wszystko się wokół ciebie bezustannie zmienia i nie jest stałe. Dzieje się tak ponieważ ucząc się patrzeć w głąb siebie wyrabiasz umiejętność patrzenia poza fakty dziejące się na co dzień przed tobą. Uczysz się utożsamiania się na nowo z tym co jest istotą bycia tu i teraz . Utożsamiania się z tym , co nie ma formy ani dobra ani zła. Uczysz się nieforemności istnienia . Uczysz się przebywania swobodnie na scenie życia. Jak w teatrze. Prawie jak w teatrze. To jest teatr w którym grasz oczywiście rolę Ojca, matki, księdza, Pastora , Nauczyciela Akademickiego itd. Grasz na scenie życia swoją rolę ale od chwili w której zauważyłeś tło , twoja rola jest Ci uświadomiona. Stajesz się świadomy tego że tak naprawdę istota którą jesteś kryje się pod maską. Tam pod maską kryje się ktoś bez programu . Ktoś kto jest wolny od wszelkich koncepcji które ktoś ci wkłada do głowy od chwili poczęcia. Tam właśnie pod za ta formą istnienia kryje się tło którego nigdy wcześniej nie dostrzegałeś. Dostrzegałeś liście na drzewach w jesienny dzień które się żółcią kadmową pokryły ale bardzo rzadko byłeś świadomy tego że za tą żółcią i za tym liściem a raczej pomiędzy nimi było coś w czym one się poruszały – były. Zauważyłeś coś co jest przestrzenią zdarzeń . Ty też jesteś zdarzeniem w przestrzeni której na pierwszy „rzut oka” nie widać.

    Kiedy to widzisz , to nie  utożsamiasz się już tak mocno z rolą którą odgrywasz na scenie teatru zdarzeń. Nie czujesz już zamknięcia w bezustannym myśleniu o koncepcjach na życie  , ale odczuwasz przestrzeń i powietrze. Możesz swobodnie , głęboko nabrać powietrza i bez zahamowań je wypuścić w otwartą przestrzeń  aby znów swobodnie ją przyjąć z kolejnym wdechem.

    Na tym świecie dzieją się rozmaite rzeczy, które w niewłaściwy sposób postrzegane mogą stać się przyczyną czegoś co niszczy spokój i umiejętność przebywania swobodnie na scenie życia. To wszystko co dzieje się wokół nas , może niszczyć i męczyć   naszą ludzką uwagę  i  odciągać  nas od  świadomości siebie w tym co jest ponad utożsamianiem się w  dobrych bądź złych formach istnienia . Fakty codziennego życia  bezustannie starają się  nakłaniać umysł do tego by zająć się właśnie tym wszystkim co dzieje się obok nas, ich celem jest  to,  byśmy nie umieli pozostawać w sobie, ale wychodząc z siebie bezustannie zrywali owoce poznania dobra i zła i  przez to zaznawali bezustannego  „wypędzania z raju”.

    Umiejętność bycia tym kim się naprawdę jest , przynosi ulgę i sprawia że żyjąc na arenie dziejów ziemi, tej ziemi , możesz kosztować z najprawdziwszego drzewa najwyborniejszy owoc , owoc życia w tym kim jesteś a nie w tym czym inni chcą byś był.   


    aharonek * wredne dziecię Tezeusza :):):)

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     
    Odpowiedz
  8. elik

    Rok wiary i modlitwy?…..

    Trudno bezwarunkowo i bezgranicznie ufającym Panu Bogu przecenić rolę i znaczenie wiary i modlitwy – nie tylko w przypadku osób bardzo skrzywdzonych, poszkodowanych, a przez Niego szczególnie umiłowanych, także wybranych i błogosławionych.

    Jednak obserwując uważnie, co dzieje się na ziemi tj. w świecie, także obecnie w RP – nie sposób zastanowić się nad pytaniem:

    Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie? …..

    Z woli Pana Boga wspólnota Jego Kościoła jest Ciałem Chrystusa, a w duszy i sercu wszystkich istot ludzkich jest zaszczepione pragnienie Boga.

    Dzięki Stwórcy i wskutek wiary, oraz zgodnej z Bogiem tj. serdeczności, czy dobrej woli ludzi – w sposób nie tylko fizyczny, lecz również metafizyczny – duchowy istnieje, a nawet trwa nadzwyczajna więź i łączność. Tzw. wzajemna relacja osobowa powołanych i wierzących, ufających Bogu ludzi z Nim, oraz miłowanie między sobą w rodzinie i Jego Kościele.

    Zgadzam się, że w przypadku braku, bądź deficytu owej miłości, a zatem istniejących, bądź powstajacych odmienności, czy znaczących rozbieżności myśli, woli i czynów, między Stwórcą, a stworzeniem. Powstają w wnętrzu człowieka, a nawet rodziny, czy wspólnoty Kościoła owe zatory, które powodują lub mogą powodować w naczyniach połączonych m.in. niedrożność, czy nawet odłączenie, bądź ich uszkodzenie np.: rozszczelnienie, rozsadzenie itp.

    Dlatego wg. mnie istnieją, bądź powstają na świecie ośrodki nie tylko remontowe, naprawcze, lecz również destabilizujące, dezinformujace, propagandowe, etc., oraz sekty, czy tzw. denominacje, bądź różne inne religie, których przywódcy, czy liderzy uporczywie trwają w błędzie i grzechu, bo nie chcą uznać woli Jezusa Chrystusa, abyśmy wzajemnie miłowali się i stanowili jedno tak, jak On z Ojcem i Duchem Świętym.

    Szczęść Boże!

    Ps. Ponieważ jeszcze trwa rok wiary, a może również wspólnej modlitwy, refleksji, zadośćuczynienia i pokuty – zachęcam autorkę tekstu i inne osoby, do uczestnictwa w dyskusji i wspólnym rozważaniu.

    Wiarygodność Kościoła, czy świadectwa dowolnej osoby wynika z faktu, że sama wciela w życie to, co głosi, bądź w inny sposób artykułuje i rozpowszechnia.

     

     
    Odpowiedz
  9. ostatni

    przestrzeń vs więzienie ciała….

    przestrzeń…. o, której piszesz Aharonie to prawdziwa wolność, to jest wielka łaska móc się poruszać w niej świadomie i swobodnie, nasze ciała stały się więzieniem, człowiek został ograniczony w swoich możliwościach przez własne ciało. świat duchowy nas przenika, jest wszędzie a my widzimy tylko materię ziemską i proch. 

      ja tą przestrzeń umieściłem w jednej myśli, na tyle mnie obecnie stać, ta myśl kierowana jest w przyszłość, świadomość że ta prawdziwa sprawiedliwość nastąpi, że kiedyś obudzimy się ze snu życia do prawdziwego życia, że nie będziemy żyć po to by umrzeć, nie będzie czasu, który odlicza, bólu, chorób i cierpienia, tylko czysta miłość pozbawiona strachu, zazdrości i wątpliwości, ta myśl pozwala nabierać mi powietrza, nie jest to może ten oddech o, którym napisałeś ale narazie mi wystarcza, może dlatego że mam wiele wdzięczności za to co mam, nauczyłem się dostrzegać to co mam i cieszyć się tym, dziękować i czekać aż syty dni opuszczę więzienie mego ciała.

     

    http://www.youtube.com/watch?v=lmtvtxp1-SA

     
    Odpowiedz
  10. aaharonart

    Moje małe rozmyślania na temat Kościelnego ciała

    Ostatni napisałeś cytuję :

    …nasze ciała stały się więzieniem, człowiek został ograniczony w swoich możliwościach przez własne ciało. świat duchowy nas przenika, jest wszędzie a my widzimy tylko materię ziemską i proch.

    Ja tego ciała tak nie widzę  . Zaproponował bym inne spojżenie na ciało . Nie wiem, może to wpływ kultury w której żyjemy, że  naucza się  nas bezustannie tego dziwnego stosunku do ciała jako  czegoś co nas więzi. W swoim życiu spotkałem sie z nauczaniem które pokazało mi, że ciało może służyć nam   jako narzędzie wzniesienia sie do wyższych stanów świadomości. Gdyby np Pan Jezus nie przyszedł w ciele , nie mielibyśmy możliwości usłyszeć Boga . Pan Jezus przyszedł w ciele na tą ziemię i w ciele zmartwychwstał . Ciało , tak myślę , nie było więzieniem dla Tego który "przenika bramy". On miał usta .  Nie chcę się zagłębiać w temat ciała zbyt głęboko . Zachęcam do spojżenia na ciało jako na coś co zostało nam dane po to abyśmy mogli zobaczyć ten świat  na tyle na ile jest to dla nas potrzebne – niezbędne ku podniesieniu nas na poziom wyższy . Oczywiście są przypadki w których wydaje się że ciało nas ogranicza i sprawia że czujemy się nieszczęśliwi , np wtedy gdy jesteśmy chorzy. Tu znowu musielibyśmy zastanowić się nad istota cierpienia a ja niestety jestem za mały aby w to wnikać . Jaka nauka płynie z cierpienia i jaki może mieć ono wpływ na dalsze losy ludzkości możemy zobaczyć przeglądając archiwa historyczne.

    Uważam że pojęcie ciała jest bardzo szerokie . Niektórzy ludzie np  uważają że tylko przechodząc proces w ludzkim ciele. człowiek,  jest w stanie podnieść się do tego niebiańskiego stanu, w który wstąpił Pan Jezus po swym zmartwychwstaniu  .Niektórzy ludzie są zdania, że warto jak najdłużej przebywać  w tym cielesnym stanie na ziemi, albowiem możemy w ten sposób przyczynić się do ulgi w cierpieniu innym i podniesienia świadomości Boga w  sercach ludzkich . Gdybyśmy np urodzili się w ciele psa nie moglibyśmy pomóc drugiemu człowiekowi ani w wymiarze umysłowym ani w wymiarze fizycznym . Nie moglibyśmy np nakarmić chorego człowieka w szpitalu…albo pomóc mu gdy ma problemy z psychiką ….

    Dzięki ciału  ludzkiemu możemy sobie pomagać . Myślę że to wielki dar że mogliśmy urodzić się w ciele ludzkim. Równie dobrze przeciez Bóg mógł zdecydować byśmy narodzili się jako inne stworzenie żywe 🙂

     

    Są różne rodzaje ciał. Sa ciała zwierząt i ciała ludzi. Nie wiem jak wyglądało ciało pierwszego człowieka na ziemi ale zapewne Bóg który powiedział że wszystko co uczynił było dobre , wiedział że było ono piękne w swym "wymiarze" . Czy ciało ludzkie nas ogranicza? Zapewne w jakiejś mierze nas ogranicza . Nie możemy np polecieć póki co na Marsa:) Jednak jeśli spojżymy w tą przyszłość, o której tak pięknie do mnie napisałeś ostatnio 🙂  (dziękuję ) , to możemy stwierdzić, że tak naprawdę to nasze ciało jest w pewnym sensie jednym z etapów podróży w którą zabrał nas Stwórca w chwili stworzenia . Jest to podróż tak naprawdę w jedną stronę . Tą stroną jest życie w Nim. Oczywiście różnice w kondycji ciała są różne, ale jaki będzie późniejszy wymiar …?

    Ja myślę, że w rękach Boga każde ciało zostanie z czasem podniesione do wymiaru daleko przewyższającego nasze rozumienie . Wszystko zależy od tego na jakim etapie rozwoju znajduje sie obecnie to nsze wspólne  naczynie, o ktorym wspomniałem powyżej pisząc o naczyniach połaczonych. KOŚCIÓŁ.

    Myślę że Bóg ma swój plan z ludzkością . Myślę że ten plan idzie również przez cielesność człowieka która jest niezbędna do tego abyśmy nauczyli się jakiejś bardzo istotnej dla naszej przyszłości lekcji .Kto wie, może tam w tej przyszłości nigdy byśmy się nie znaleźli, gdybyśmy wpierw nie objawili się w ciele Chrystusa .

    Myśle że to bardzo ważne słowa . Objawić się w ciele Chrystusa .

     

    Artur *

     
    Odpowiedz
  11. ostatni

    z prochu powstałem….

     

     …co do ciała to nie ma dyskusji, masz rację, jest to niezbędny etap w naszym życiu, kiedyś pewien chrześcijanin powiedział -" człowiek rodzi się po to by dokonać wyboru " nie znalazłem do tej pory bardziej wiarygodnego sensu życia ( jak to powiedzenie), którego celem jest śmierć. Bóg uwięził nas w tej mieszance kości, mięśni i flaków, tylko i wyłącznie po to byśmy wybrali. Wybór jest taki; poddajesz swoje ciało porządliwościom "tego świata", albo oddasz je Bogu by służyło innym. pierwsza opcja daje możliwość krótkotrwałej walki z wiatrakami, druga opcja wymaga wysiłku ponad ciało, ciało chce tylko dogadzać sobie i nie ma zamiaru wysilać się dla kogoś, Bóg kazał nam wszystkim urodzić się w tym ciele byśmy przez zwyciężanie tego ograniczenia budowali ducha, to duch jest najważniejszy, Jezus przyszedł w ciele by pokazać nam co powinniśmy z naszym ciałem uczynić – na krzyż ! i tu zaczyna się problem – zaczynasz rozumieć co jest właściwe, chcesz zmienić swoje życie, zbliżyć się do Boga, ale ciało ten ciężki mięsny flak ożywa by stawiać opór, jak tylko zdam sobie sprawę że coś tam jest złe nagle mi tego brakuje i wtedy muszę znów wybrać i tak w koło, wybór, wybierać, decydować bo życie jest sztuką wyboru. Arturze świadomość tego wszystkiego wcale nie musi sprawiąć cierpienia, ani narzekania, ale może stać się tarczą do obrony przed bezsensem cielesności. Walka o ducha to jest nasze powołanie, które realizuje się w momencie gdy nasze ciało poświęcamy dla innych.

    Kościół jest ciałem duchowym czymś innym niż ciało-mięso, człowiek staje się doskonały w momencie, gdy potrafi zapanować nad tym mięsem, zapanowanie nad drobnym kawałkiem tego mięsa jak np. język jest już nielada wyczynem, Bóg wiedział że będziemy bez szansy na zwycięstwo dlatego "wszedł" w ciało i zwyciężył za nas, dlatego możemy  objawić się w ciele Chrystusa, ale nie w takim, które widać okiem. św. Paweł dużo pisał o ciele, czuje właśnie dokładnie to co on-rozerwanie– pragnę być z moją rodziną, która jest wszystkim dla mnie, tak samo chciałbym już widzieć oblicze Boga, wybrałem rodzinę, chcę żyć do syta póki się da, może i Bóg da łaskę zrobić coś dla Nieba, któż to wie? trzeba żyć i  cieszyć się każdą chwilą – http://www.youtube.com/watch?v=cdUi0Y5piAY

    Arturze szanuję to moje mieso bo taka była wola naszego Boga, byśmy z prochu powstali do życia, ciesze się że poznałem Ciebie, ciekawe czy rozpoznam Cię po drugiej stronie. 

     

     
    Odpowiedz
  12. aaharonart

    ach ten proch:)

     

    Ostatni mój przyjacielu. Napisałeś bardzo ciekawe zdania które cytuję poniżej :

    poddajesz swoje ciało porządliwościom "tego świata", albo oddasz je Bogu by służyło innym…

    Jezus przyszedł w ciele by pokazać nam co powinniśmy z naszym ciałem uczynić – na krzyż ! i tu zaczyna się problem – zaczynasz rozumieć co jest właściwe, chcesz zmienić swoje życie, zbliżyć się do Boga, ale ciało ten ciężki mięsny flak ożywa by stawiać opór, jak tylko zdam sobie sprawę że coś tam jest złe nagle mi tego brakuje i wtedy muszę znów wybrać i tak w koło, wybór, wybierać, decydować bo życie jest sztuką wyboru

     

    Zastanawiałem się nad tym jak ja to widzę i doszedłem do takich rozważań.

     

    Z tym poddawaniem ciała porządliwością różnie bywa w naszym życiu. Czasami jest to konieczne byśmy mogli nauczyć się tego co jest najistotniejsze w życiu. Ja nie odrzucałbym tak do końca pożądliwości ciała , raczej starałbym się je w jakiś sposób uduchowić. Porządliwością ciała zazwyczaj nazywamy coś co jest złe ale przecież nie wszystkie pożądliwości ciała są złe. Gdybyśmy np. nie mieli pożądliwości cielesnej to nigdy nie mielibyśmy potomstwa. Trudno nawet było by wyobrazić sobie udany związek między kobietą a mężczyzną bez pożądliwości cielesnej J Gdyby jej nie było mielibyśmy wielkie problemy z przetrwaniem gatunku ludzkiego na ziemi. Oczywiście źle ukierunkowana pożądliwość jest problemem i potrzeba , tak myślę opanowania tego co może wyrwać się z pod kontroli . Paweł apostoł powiedział kiedyś że wszystko mu wolno ale niczemu nie da się zniewolić . Myślę że należy dbać o swoje pożądliwości a nawet je pielęgnować . Np. anorektycy , nie mają pożądliwości co do spożywania pokarmów. Coś się stało w takim człowieku co blokuje mu pragnienie spożywania pokarmów . Coś zablokowało się w takim człowieku i taki człowiek chudnie . Jego ciało staje się coraz chudsze . Czasami brak takiego pragnienia do spożywania pokarmów może prowadzić do wygłodzenia ciała a nawet do śmierci. Poruszał bym się raczej z ciałem i szanował pragnienia i pożądliwości które jak by nie patrzeć są wpisane w naturę naszego istnienia na ziemi. Nie będę rozwijał tematu bo wiem że masz podobne przekonania. Piszę raczej o tym ciele po to by wskazać na drogę środka . Ja np. nie patrzę na krzyż jak na coś co uśmierca moje ciało z jego pożądliwościami ale raczej na pewien etap przemiany tego ciała w ciało zmartwychwstałe. Ciało , tak ja uważam ma przejść z śmierci do życia wiecznego. Pan Jezus zmartwychwstał w ciele , było to niewątpliwie to samo ciało które miał przedtem , albowiem Tomasz mógł włożyć palec w ranę Chrystusa. Myślę że to nie ciało umarło ale to co ciało niszczyło . Myślę że Pan Jezus rozprawił się raczej z tym co przyczyniało się do niszczenia i rozkładu ciała w którym Bóg powołał do życia człowieka na ziemi w raju. Myślę , a jest to jedynie moje prywatne myślenie , że tam w raju otrzymaliśmy coś co było piękne i trwałe . Dopiero źle ukierunkowane pragnienie , pierwszych ludzi spowodowało to że ciało w którym został stworzony człowiek zaczynało umierać. Zawsze patrzyłem na człowieka jak na całość. Może to nie jest prawdziwe spojżenie , może się mylę i raczej człowieka należy rozumieć jedynie przez jego związek z duchem. Przepraszam jeśli moje widzenie ciała nie jest zgodne z nauczaniem w którym to duch góruje nad materią . Zawsze starałem się czytać pismo święte tak jak bym je czytał w zupełnej wolności od tego co ktoś mi podaje . Uważam że wiele z nauk które się obecnie przewijają nad pismem świętym ulega przemianie . Dziś ktoś  naucza tak a za chwilę ktoś coś do tej nauki dodaje i tworzą się różne wyznania wiary a nawet powstają przeróżne sekty . Staram się raczej osobiście traktować to co mówi do mnie Pismo święte. Nie znaczy to że moje pojmowanie słowa Bożego jest dla mnie ostatecznie rozstrzygnięte. Och nie. Raczej gromadzę w sobie różne spojrzenia na problematykę ciała. Uwzględniam przy tym również to że myśl ludzka i poznanie ulega ciągłemu rozwojowi . Ja na dziś dzień staram się pogodzić ciało z duchem . Szukam raczej takiego patrzenia na to co zostało nam dane , które uwzględnia potrzebę różnic i przeciwności . Uważam raczej ciało za świątynię ducha która w pewien sposób została zbeszczeszczona przez grzech . Uważam że krzyż rozprawił się nie tyle z naszym pięknym Ciałem Chrystusa , co z naszym grzechem . Można spożywać pokarm jak zwierzę ale można je też spożywać jak Chrystus. Można czuć do kobiety jedynie pociąg seksualny ale można też ten pociąg uświęcić miłością …Porządliwość ciała może być piękna. To zależy od tego co my z tą pożądliwością czynimy. Dla jednych ciało może być jedynie obiektem pożądania dla innych ciało  może zamienić się w miłosne spotkanie naszych pożądań. Chciałbym nauczyć się tak żyć , by moje pragnienia mogły być wykorzystane dla dobra innych …

    Ja też chciałby się kiedyś z Tobą spotkać mój przyjacielu Ostatni tam po drugiej stronie …choć tak naprawdę uważam że nie ma drugiej stronyJJ Jest tylko inne widzenie tego co zostało nam już dane …ale to już zupełnie inna historia.

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code