Miłosierdzie i rozbity przez wichurę dzban

 
Rozważanie na Niedzielę Miłosierdzia Bożego, rok A2

Dzisiejsze czytania

Gdy bierzemy do ręki Ewangelię i czytamy ją z zaangażowaniem rozumu i serca, pojawia się w nas wyjątkowo paskudna przypadłość. Zamykamy Księgę Życia i mówimy do siebie: jakie to wszystko piękne … jak Chrystus mnie kocha … ale ja ….

Ale ja – dodając te słowa, już jesteśmy spaleni. Całe życie duchowe kończy się tym tragicznym stwierdzeniem. Zaczynamy brutalnie przycinać Chrystusa do naszej chorej miarki i wszystko się tu kończy. Zaczynamy mówić: Zmiłuj się, Panie, nie jestem taki… nie żyję tak… i wychodzimy z przestrzeni Ewangelii, aby poczucie winy i smutek rosły w nas niczym dzikie chaszcze. Nie możemy nawet myśleć, że Chrystus stał się człowiekiem, umarł i zmartwychwstał, aby budzić w nas poczucie winy, jacy to my grzeszni i brzydcy…

Chrześcijaństwo nie narodziło się po to, abyśmy czuli się dłużnikami wobec Boga. Nie istnieje wina człowieka wobec Boga. Że niby Bóg obraża się na człowieka? Że nagrzeszyłem i teraz muszę Boga przepraszać jak sąsiadkę zza płota? Grzech w Bogu nic nie zmienia, tylko ja wychodzę poraniony jak rozbity przez wichurę gliniany dzban.

Zmartwychwstały Chrystus nie pyta Piotra: czy żałujesz, że Mnie zdradziłeś? Nie mówi o swoim zawiedzeniu, ale pyta ucznia: czy Mnie miłujesz? Czy miłujesz Mnie pomimo wszystko, pomimo twoich zdrad i grzeszności?…

Ewangelia otwiera drzwi, abyśmy mogli zobaczyć oblicze Ojca, który kocha jak szalony. On potrafi tylko kochać i jest to jedyna lekcja z chrześćijaństwa. Żyję z moimi problemami, słabościami, z moimi ciemnościami i cieniami, i z tym wszystkim On patrzy na mnie z czułością. I zamiast poczucia winy wobec Boga rodzi się wdzięczność. I wszystko staje się inne.

Spotykając Chrystusa, Apostołowie również wypowiedzieli swoje gorzkie ale ja. Piotr zapewniający Pana o swojej wierności pomimo wszystko nie przyznaje się do Chrystusa przed kobietą sprzątającą dziedziniec… Tyle jest warta jego wierność i przyjaźń… „Nie znam tego człowieka” – to szczere i gorzkie wyznanie ale ja. Nie znam Chrystusa słabego, połamanego, zalanego krwią, bezbronnego… Judasz nie chce Boga kruchego i pogardzanego. Nie radzi sobie z poczuciem zawiedzenia i winy… Tomasz, nie wierzy, że On rzeczywiście jest…

Jednakże w tym ale ja Bóg nie zostawia mnie samego, lecz w miłości miłosiernej przychodzi i pochyla się nad moją nędzą. Jakże pełne czułości są spotkania Zmartwychwstałego z wystraszonymi uczniakami… Dzieci, macie coś do jedzenia?… Droga do Emaus… Spotkanie z Tomaszem… Oto tajemnica Bożego Miłosierdzia, gdy Bóg spotyka pogubionego człowieka. Bez oceniania i potępiającego spojrzenia… Bez wypominek i nadąsanej miny…

Ja tak nie potrafię…zaraz wypomniałbym Piotrowi: widzisz, jaki jesteś słaby i tchórzliwy, ale mimo wszystko ja Cię kocham… Tomasza to bym nawet przestraszył, aby nauczył się chrześcijaństwa… Apostołom wypomiałbym tchórzostwo oraz to, że niczego się nie nauczyli… A Piłata i Arcykapłanów – to pewnie bym nieźle postraszył albo przynajmniej pokazałbym środkowy palec…

Tymczasem Chrystus unosi się ponad siebie i ponad swoich uczniów, aby wydobyć z nich dobro i piękno… Miłosierdzie to podnoszenie w górę, wydobywanie dobra spod nawarstwień słabości i zła. Czułość Boga nie przeraża, nie poniża, ale bardzo konkretnie wzywa do miłosnej odpowiedzi i ogromnej wdzięczności.

Czym jest miłosierdzie? Jest rahamim, matczyną miłością do dziecka będącego jeszcze w łonie. Wyraża się w emocjonalnej bliskości wynikającej z natury. W Księdze Syracydesa czytamy, że Bóg umieścił oko swoje w sercu człowieka (Syr 17,8). W swoim miłosierdziu uczynił On ludzkie serce zdolnym do odkrycia Tajemnicy i miłosnego obcowania z Ojcem. Bóg równa się ze mną, aby objąć moje poranione człowieczeństwo i zaprosić do bliskości i dialogu!

Miłosierdzie Boże jest hesed, jest miłością dwóch osób powiązanych ze sobą przymierzem. Przymierze nadaje tym osobom nowy status, stają się partnerami. Jestem Synem Boga oraz partnerem przymierza i dialogu.

Miłosierdzie wyraża się w cierpliwości Boga wobec człowieka. Ojciec miłosierny czeka na Syna wpatrzony w drogę… Bóg się nie zna na karaniu, lecz czeka, aby objąć i przygotować ucztę…

– Jestem tutaj Boże. Szukałeś mnie? Chciałeś coś ode mnie? Nie mam nic, co bym mógł Tobie dać! Od naszego ostatniego spotkania nie zrobiłem nic dla Ciebie! Nic, nawet żadnego dobrego uczynku. Byłem zmęczony. Nic, nawet żadnego dobrego słowa. Byłem zbyt smutny. Nic, oprócz smutku życia, znudzenia i obojętności.

– Oddaj Mi to wszystko – odpowiedział Bóg.

– Pośpiech każdego dnia, oczekiwanie, kiedy dzień się skończy bez ducha służby… Rozgoryczenie także Tobą, o Boże!

– Oddaj Mi to wszystko – odpowiedział Bóg.

– Nic, Panie, zmęczenie duszy, lęki i niepewność.

– Oddaj Mi to wszystko!

– Zniechęcenie i rezygnacja, zwątpienia i kryzysy. Mam tylko tyle, o Panie!

– Oddaj Mi to wszystko!

– Co uczynisz, Panie, z tym wszystkim moim brudem i bylejakością? Do czego Tobie potrzebna moja kruchość i słabość?

– Zbuduję z tego wszystkiego Królestwo Boże!

(Marie Noël)

Milosierdzie.jpg

Rozważania Niedzielne

 

Komentarze

  1. eskulap

    Drogi Księże Adamie,
    na

    Drogi Księże Adamie,

    na początku swojej notki opisał Ksiądz postawę, którą mniej więcej tak streścił Marek Raczkowski:

    http://wiadomosci.gazeta.pl/raczkowski/168685832/Marek+Raczkowski+dla+Gazeta.pl+-+18.04.2014/p

    ale Ksiądz poszedł dalej, wykroczył poza odkrycie iż brakuje nam wierności w miłości.

    Na tym polega nasza skaza, nie jesteśmy absolutni, jesteśmy skończeni.

    Dlatego wyjątkowo cenny jest dialog pod koniec notki 🙂 

    serdecznie dziękuję

    i pozdrawiam,

    Eskulap 

     

     
    Odpowiedz
  2. ostatni

    miłosierdzie

     Ewangelia otwiera drzwi, abyśmy mogli zobaczyć oblicze Ojca, który kocha jak szalony. On potrafi tylko kochać i jest to jedyna lekcja z chrześćijaństwa. Żyję z moimi problemami, słabościami, z moimi ciemnościami i cieniami, i z tym wszystkim On patrzy na mnie z czułością. I zamiast poczucia winy wobec Boga rodzi się wdzięczność. I wszystko staje się inne.

    To o czym ksiądz napisał nie jest takie proste, ale prawdziwe, myślę że to jest jakaś część tej tajemnicy – męki i zmartwychwstania Chrystusa – umiejętność widzenia Boga jako dobrego Ojca. Wczoraj przed snem myślałem o moim synku, za co tak bardzo go kocham? To kruche delikatne ciałko, te wielkie oczy wpatrzone we mnie i tysiące pytań często powtarzających się no i to pyskowanie, on nie może mi nic dać, ale jedno może dla mnie zrobić – brać wszystko co mam dla niego,, to jest to czego chce dla moich dzieci- żeby były szczęśliwe. Czy Bóg nie kocha nas bardziej? Trudno jest uwierzyć w taką bezinteresowną miłość, ale tylko to jest cennym darem, który możemy ofiarować Ojcu – całkowita ufność w Jego miłosierdzie i przyjmowanie z wdzięcznością tego co ma dla nas.

    Jezus powiedział do siostry Faustyny :

    To niedowierzanie mojej dobroci najwięcej mnie rani. Jeżeli nie przekonała was o miłości mojej śmierć moja, to cóż was przekona?… {dzienniczek 580}
     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code