, ,

Medytacje szarodzienne o remoncie

Normal
0

21

false
false
false

PL
X-NONE
X-NONE

MicrosoftInternetExplorer4


/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-priority:99;
mso-style-qformat:yes;
mso-style-parent:””;
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin-top:0cm;
mso-para-margin-right:0cm;
mso-para-margin-bottom:10.0pt;
mso-para-margin-left:0cm;
line-height:115%;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:11.0pt;
font-family:”Calibri”,”sans-serif”;
mso-ascii-font-family:Calibri;
mso-ascii-theme-font:minor-latin;
mso-fareast-font-family:”Times New Roman”;
mso-fareast-theme-font:minor-fareast;
mso-hansi-font-family:Calibri;
mso-hansi-theme-font:minor-latin;}

Nasze wakacje w tym roku polegają na wysyłaniu dzieci w różne strony (a to Tatry, a to wieś pod Krakowem, a to Pomorze) i łatanie w czasie ich nieobecności dziur w ścianach i podłogach naszego mieszkania. Przygotowujemy się do przyjęcia kolejnego członka rodziny i to motywuje nas do REMONTÓW.
Nie jedziemy nigdzie, nawet do znajomych czy krewnych. Odpoczywamy w domu między malowaniem ściany, nalepianiem szablonów z księżniczkami i dinozaurami, montażem szafy wnękowej, przemeblowaniem łóżeczka z tapczanem czy biurka komputerowego z fotelem. Niby drobnostka, takie nieduże remonty, żeby tylko czysto i funkcjonalnie było. A ile z tym roboty! Do tego ja mam nieustanną zadyszkę i coraz większy obwód w pasie. Dobrze, że ten upał się na chwilę skończył… Po raz pierwszy w życiu kocham ponure chmury, deszcz i zimne powietrze hulające po domu. Poza zewnętrznymi przygotowaniami, odnawiam też wewnętrzne mieszkanie mojego "ja". Wróciłam do medytacji, do rozmyślań i spokojnego rozeznawania tego, co teraz jest priorytetem, a co można odłożyć na jakiś czas. Jednak czasem to, co wydaje się być dobre na tzw. później, nagle zdarza się tu i teraz. I przyprowadza ze sobą refleksję głębszej treści.
Dzisiaj zabraliśmy się do remontowania przedpokoju. Tego w ogóle nie było w planie. Odkleił sie kawałek sufitu i nie można już było patrzeć na brudne ściany (efekt działalności dzieci naszych ukochanych). Po odświeżeniu dziecinnego pokoju i "obliczeniu się" stwierdziliśmy z mężem, że w sumie to pomalowanie ścian i ewentualne zainwestowanie w rolkę tapety nie będzie chyba zbytnim obciążeniem dla naszej kieszeni. Poza tym od dawna chciałam poszaleć z "decoupage’m" na obdartej toaletce pod lustrem i na szafkach na klucze. Mieliśmy wizję artystycznego przedpokoju, w kolorach jesieni, z liśćmi i kasztanami na meblach, z galerią prac plastycznych naszych pociech i z moimi akwarelami w nowych ramkach na nowej czystej ścianie. No i z sufitem, z którego nic nie spada na głowę.
Po wizycie w sklepie – w towarzystwie naszego najmłodszego synka, który umilał nam wybieranie tapety i farby brykaniem między półkami marketu budowlanego – nasza wizja uległa zmianie. Nie było takich tapet jakie sobie wymyśliliśmy, ale znaleźliśmy inną. Niestety nie pasowała nam do niej żadna bordiura, którą sklep miał w ofercie. Nic to – pomyśleliśmy, są inne sklepy (tylko gdzie?, tak sobie cicho szepnęliśmy pod nosem, bo rzadko korzystamy z takiego asortymentu). Wróciliśmy do domu zmęczeni zakupami z naszym rozbrykanym tygryskiem, i zaczęliśmy czekać na "panów od szafy", którzy mieli być o 16.00. Pół godziny po czasie zadzwonili, że się spóźnią godzinkę. Do 19.00 nerwowo sondowałam każdy
obcy samochód na moim osiedlu – z okna kuchni albo z balkonu wszystko widać jak na dłoni. W końcu przyjechali. Na szczęście szybko się uwinęli i przed 21.00 skończyli pracę. Moje ledwo żywe i przerażone dźwiękiem wiercenia i przykręcania śrub dziecko mogło wreszcie pójść spać.
Następnego dnia, czyli dziś, mamy zaszpachlowany sufit i załatane dziury w ścianach (okazało się, że jedno opakowanie masy szpachlowej to za mało i musiałam jechać dokupić następne dwa). Z niepokojem myślimy o jutrzejszym dniu, kiedy to zabierzemy się za malowanie ścian, robienie przecierki i klejenie lamperii z tapety. Jaka niespodzianka na nas czyha? Czy zamówione materiały do decoupage’u przyjdą jutro pocztą czy będę czekać na nie kolejny tydzień? Czy uda nam się kupić odpowiednią bordiurę w innym sklepie? Czy damy radę w jeden dzień przemalować ściany i poradzić sobie z tapetami? Zobaczymy. Na szczęście nie ma w tym naszych dzieci, są na wakacjach, a małego oddajemy teściom. Przynajmniej ma chłopak spokój i harmonię w ciągu dnia. A my liczymy na mniejsze prawdopodobieństwo katastrofy bałaganiarskiej, jaką zawsze generują nasze latorośle. Wizja jesiennego nowego przedpokoju nadal tkwi w naszej głowie. Będzie nieco inaczej – na pewno. Póki co idzie nieźle. Mimo zmęczenia, cieszy nas wyłaniający się z tego chaosu porządek. To budujące widzieć, jak pająki wynoszą się spod mojej szafki na odkurzacz, a pajęczyny zalegające za lustrem znikają w ferworze sprzątania. zagracony przedpokój nagle stał się przestronny i duży. Aż żal go zastawić z powrotem wyniesionymi rzeczami.

I tak sobie myślę pośród tych przygód z szafami, farbami, masą szpachlową i dziurami w suficie, wśród rzeczy które trzeba było wynieść i przejrzeć, posegregować i upchnąć na nowo w nowej scenerii remontowej – tak sobie myślę o wewnętrznym remoncie mojej duszy. Niby nic takiego – często robię małe przemeblowanie i remont. Taka regularna comiesięczna spowiedź czy kolejne wieczorne czy cotygodniowe postanowienie poprawy to rodzaj duchowego odświeżenia ściany (czyt. moich postaw i gestów) czy odkurzania za dawno nieodsuwaną szafką na bibeloty (czyt. moje wady
i zalety). Ale jednak – jeśli zabiorę się do tego solidnie, rzetelnie, to może się okazać, że
powierzchowne odkurzanie nie wystarczy. Że trzeba zajrzeć głębiej, sięgnąć szmatką rachunku sumienia nieco dalej, wziąć drapak żalu za grzechy mocniej w garść i zedrzeć zaschnięte warstwy farby niewłaściwych przyzwyczajeń i nawyków. Może jak się przyłożę bardziej do tego zwyczajowego odnowienia mojej duszy, to znajdę w ofercie Stwórcy coś nieoczekiwanego, coś nieco ładniejszego niż moja wizja wewnętrznego "ja"?
"Remont duszy" – gdybym miała napisać poradnik odnawiania wnętrza ludzkiego serca, co bym tam napisała? I kto by to w ogóle czytał? Tyle mamy różnych metod pracy nad kształtem swego życia, swej duchowości. Tyle sprawdzonych i przetartych szlaków. Czy warto odkrywać jeszcze nowe?
Kiedy malowałam dziś szafkę na klucze farbą akrylową koloru beżowego, zastanawiałam się jaki odcień będzie miała, kiedy wyschnie. Ten na puszce zawsze jest inny niż potem w rzeczywistości. Nasze wizje samych siebie często są zbyt nierealne, nie pasują do tego, jak jest rzeczywiście z nami samymi. To, co sobie wymyślamy na swój temat i nad czym tyle pracujemy często okazuje się błędnym widzeniem realności. Ostatnio w jakiejś medytacji przeczytałam pytanie: czy potrafię swoje życie, jego zdarzenia widzieć w perspektywie Boga? Widzieć Jego oczami? I czy mam odwagę to zrobić?
No właśnie: ta odwaga widzenia samych siebie takimi jakimi naprawdę jesteśmy… I to, co kryje się w możliwościach takiego widzenia – czy mam na to siłę, żeby to przyjąć i zaakceptować? Podążyć z tym, co zobaczę i co zrozumiem – to nie jest proste. Bo przecież mam swoją wizję, mam swoje kolory i barwy ulubione. I wymarzony kształt siebie samej.
Ile razy jeszcze okaże się, że w toku prac nad sobą prowadzi mnie nie tylko mój własny pomysł na życie, ale też coś większego ode mnie? Ile razy ten mały remont duszy okaże się trudniejszy niż myślałam, bo odkryję, że mam w suficie swoich marzeń o wiele większe dziury niż przewidziałam? Że moje plany są tak nieprawdopodobnie głupie i bezsensowne, że nic – tylko szpachlować łaską Bożą i pokorą wymodloną!

Może wtedy nic mi w końcu nie pęknie w zamierzeniach i działaniu? Może wtedy dopiero, zaprawione wolą Boga i Jego kierownictwem, mądrością Jego praw i zasad jakie wyrył w mojej naturze, może wtedy nic nie odpadnie z projektu życia i nie spadnie mi na głowę w najmniej spodziewanej chwili?
Wczoraj znalazłam zdanie, które mnie powaliło.
BĄDŹ ZMIANĄ, KTÓRĄ CHCESZ WIDZIEĆ W ŚWIECIE. (LAO TSY)

Tyle chciałabym czasem zmienić, i na postanowieniu się kończy. A wystarczy po prostu to zrobić. Nie planować w nieskończoność, nie marzyć bez końca. Tylko po prostu wziąć się do roboty. Nawet jeśli tego nie było wcześniej w planie.
Dzięki temu już jutro mój przedpokój będzie inny. Czysty, nowy i zaskakujący nawet dla nas, którzy go odnawiamy. Wystarczyło się odważyć.
A już za miesiąc po tym przedpokoju będę nosić noworodka, i pokażę mu jakie zmiany wygenerowała jego cicha i spokojna niespodziewana mimo wszystko obecność. I to jest super piękne w tym wszystkim.

 

 

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code