Marysia

Z życia wzięte.

 

Marysia

                                      Dla mnie, imię „Marysia” kojarzy się raczej z dziewczynką albo młodą kobietą. Takie Marysie znałem dotychczas. Ale ta Marysia jest już … no, powiedzmy w bardzo dojrzałym wieku, w balzakowskich latach. Ma prawie siedemdziesiąt lat. Mieszka w dużym mieście, na Śląsku. Jest prostą kobietą. Niewykształconą. Po szkole podstawowej, ukończyła dawno, jeszcze za głębokiej komuny, dwie klasy jakiejś szkoły zawodowej, w której uczyli jak być sprzedawcą w sklepie.

W takim wiejskim sklepie, w dawnym tego słowa znaczeniu. W takim , w którym było i „mydło i powidło” i do którego bardzo wielu miejscowych przychodziło kupować „na zeszyt”. Bo Marysia urodziła się w podbeskidzkiej wiosce, w czasach kiedy tam było biednie. No i urodziła się w biednej, wielodzietnej rodzinie. Pieniędzy brakowało zawsze. A zawsze przecież chciało się mieć jakieś rzeczy, buty, ubrania, kosmetyki, które byłyby nowe, no … przynajmniej które nie byłyby już bardzo stare, zniszczone, schodzone. Zawsze chciało się nie wyglądać gorzej, niż koleżanki z sąsiedztwa a później ze szkoły i jeszcze trochę później, z pracy.

W jakiś czas po ukończeniu szkoły zawodowej Marysi udało się dostać na organizowany przez miejscowy GeEs, kurs telefonistek i obsługi central telefonicznych. Dostała się „ po znajomości” ale ukończyła ten kurs z wyróżnieniem. Podobało jej się to i ona się podobała organizatorom kursu. Była młoda, ładna, miała wyraźną dykcje, dobrze się prezentowała. Mogła być dobrą telefonistką. I była. Prawie przez cały okres swojej zawodowej aktywności pracowała jako telefonistka. Pracowała, zarabiała, dwa razy wychodziła za mąż. Pierwsze małżeństwo … no cóż, nie wyszło. Pił i bił, więc w końcu się skończyło. W drugim , było już znacznie lepiej – no i teraz, raz lepiej, raz gorzej, ale zawsze jakoś sobie z mężem radzili.

— Wiesz – wspominała z nostalgią – co roku byliśmy na wczasach nad morzem (mówiła tu również o swoim mężu). W Międzyzdrojach spacerowaliśmy samym środkiem deptaku, a później Staszek zawsze stawiał mi na molo pyszne lody …

Wychowali i wykształcili córkę. Życie płynęło. Córka wyszła za mąż i wyprowadziła się do męża.

Parę lat temu Staszek zmarł. Marysia została sama. Z zięciem i jego rodziną nigdy za dobrze się nie dogadywała i kontakty z nimi bywały rzadkie.

— Czułam się samotna. Bardzo. Jakoś nie radziłam sobie z niczym, z domem, z rachunkami, z zakupami … z niczym. Wiesz, u nas dużo rzeczy załatwiał Staszek. A nawet jak ja załatwiałam, to on jakoś to wszystko liczył, umiał dopilnować. Poza tym, wiesz, jak on żył, zawsze było więcej pieniędzy, teraz ta moja renta … to prawie na nic nie wystarcza.

Marysia już teraz nie pamięta, czy sama podjęła decyzję, żeby wziąć tą „szybką” pożyczkę, czy też namówiła ją do tego jedna z tych koleżanek, po których zaczęła, jak sama mówi, „latać”, po śmierci męża, żeby zagłuszyć samotność … żeby w ogóle coś ze sobą zrobić …

W każdym razie wzięła; 1.ooo zł. Chciała kupić sobie jakiś nowy ciuch, zaprosić do kawiarni koleżankę, mieć przyjemność z tego, że może jej postawić kawę i ciastka, chciała się poczuć trochę lepiej …

Za dwa miesiące miała oddać 1.200 zł. Nie oddała.

— No, nie wiem, nie wiem dlaczego w terminie nie oddałam – mówi do mnie przez łzy – powinnam była oddać. Pamiętam, że otrzymałam jakiś dosyć wysoki rachunek za gaz. Jak zapłaciłam i ten rachunek i wszystkie inne – to już później na spłatę pożyczki nie było. Źle to sobie wszystko jakoś policzyłam.

Bardzo dobrze miała wszystko policzone firma, która Marysi pożyczki udzieliła. Ta firma, to taki jeden z bardzo wielu tego typu biznesów jakie działają w Polsce do chwili obecnej, reklamując swoje usługi hasłami typu: „ Od nas pieniądze w 15 minut”, „Wszyscy zawodzą – my ci pomożemy”, „Zabrakło ci pieniędzy – nie martw się. Przyjdź do nas”, „Pożyczka bez żyrantów – tylko u nas”, „ Pieniądze przynosimy do domu”, itp. itd.

— Czy podpisywałam dokumenty, jak dawali tą pożyczkę? Tak, podpisywałam, na pewno umowę. Taką , małym druczkiem, nie wszystko zdążyłam przeczytać, nie wszystko zrozumiałam. Pani mówiła, że w tej umowie jest tylko to, co ona mi dokładnie powiedziała. Nic więcej …

Weksel, tak, weksel też był. Ale na nim nie było nic napisane. Tylko ja się podpisałam.

Co to jest ten weksel ? – No przecież wiesz – to znaczy, że ja muszę im zapłacić, to co mi pożyczyli … Nie tylko to?!  Co ty mówisz?

Na początku nie byli agresywni. Mówili, że wpłacane na poczet długu kwoty po 100, 150 złotych, sprawy nie załatwiają. Że naliczają cały czas odsetki karne i że za każdy dzień, dług rośnie o tyle i tyle.

Później przyszedł do domu Marysi jakiś pan. Mówił, że to taka procedura utrzymywania kontaktu z klientami. Marysia mówiła mu, że pod koniec miesiąca wpłaci kolejne 100 zł a później postara się jak najszybciej spłacić resztę. On pytał czy ktoś tu jeszcze w tym mieszkaniu mieszka.

— W końcu już wiedziałam, wiedziałam na pewno, że nie jestem w stanie tego długu spłacić. Po prostu nie miałam pieniędzy, a dług rósł i rósł. Nikt z moich znajomych nie chciał mi pożyczyć pieniędzy na jego spłatę. No i musiałam, musiałam, wziąć kolejną pożyczkę … żeby spłacić ten swój dług.

Przez ostatnie parę lat, takich kolejnych pożyczek (a także kredytów bankowych) było kilka. Każda następna większa od poprzedniej. Niektóre, prawie w całości przeznaczone na spłatę poprzedniej. I przez te ostatnie kilka lat, żaden podmiot udzielający kredytu niemłodej już przecież kobiecie, nie rozpoznał, nie potrafił rozpoznać, a może też nie chciał rozpoznać – rzeczywistej, realnej sytuacji życiowej i finansowej osoby którą kredytował. Rencistki. Z którą nawet krótka rozmowa daje możliwość zauważenia, że jest emocjonalnie rozchwiana, wątła intelektualnie a nawet, że nie do końca rozumie świat jaki ją otacza i zagrożenia jakie w nim niesie korzystanie z cudzych pieniędzy. W szczególności z pieniędzy łajdaków i lichwiarzy.

Dzisiaj Marysia ma kilka postępowań egzekucyjnych. Swojego majątku, wszystkiego co przez lata wspólnego życia z mężem udało się zgromadzić – już nie ma. Ot, pozostało trochę starych mebli, telewizor – takie rzeczy które nawet komorników nie interesują. Komornicy „stoją w kolejce” po połowę jej renty – więcej zabrać nie można. Przepisy nie pozwalają. Mieszkanie też nie jest już Marysi. To właśnie,  w którym teraz rozmawiamy.

 

 

p.s.

Polskie prawo w przestrzeni tzw. sektora usług finansowych a w szczególności w przestrzeni usług finansowych realizowanych przez rozmaite podmioty gospodarcze poza prawem bankowym – sprzyja złodziejom i spekulantom. W żaden sposób nie chroni prostych, niewykształconych, naiwnych czy niekiedy wręcz głupich ludzi, przed skutkami złodziejskiej działalności tychże złodziei i spekulantów, dla których tacy właśnie ludzie są dochodowym źródłem zysku i zaspokajania chciwości.

 

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code