,

Marcin Król: Polacy bez wiary i przyzwoitości

 

Europa-logo.jpg

 

Za kilkanaście lat Polska w niczym nie będzie przypominała krajów cywilizowanych.

Jeżeli w przyszłości wszystko będzie się układało tak, jak na to wskazują obecnie widoczne tendencje, za kilkanaście lat Polska stanie się krajem niemal świeckim. Będą oczywiście istniały sekty, będzie dogorywająca grupa zwolenników ojca Rydzyka, ale olbrzymia grupa społeczeństwa zrezygnuje z praktyk religijnych, a jeszcze większa część także z wiary. Zapewne nie z Kościoła – śluby czy pogrzeby będą wciąż odbywały się z pełną liturgią (bo jak się potem zabawić i napić, jeżeli nie było prawdziwego ślubu z welonem?).

  

Ankieta_ID=201045#

Triumf i załamanie
Łatwo powiedzieć, że w ten sposób Polska dorówna innym krajom, a sekularyzacja będzie jedynie konsekwencją modernizacji. W Polsce radykalna i nieuchronna sekularyzacja spowoduje jednak straty, jakich nie da się w żaden sposób nadrobić. Na czym będą one polegały? Przede wszystkim na upadku moralności, której jedynym obecnie fundamentem jest wiara lub chociażby przywiązanie do tradycji nakazów religijnych. W przeciwieństwie do innych krajów Europy, mniej czy bardziej rozwiniętych, Polska nie wyrobiła sobie w historii innej moralności niż ta, która opiera się na religii.
 
W wielu krajach europejskich do dzisiaj obowiązuje w istocie moralność mieszczańska, w niektórych (jak Słowacja) – chłopska. W jeszcze innych (Anglia) ciągłość tradycji – prawda, że wielokrotnie zakłócana – sprawia, że dawne wzory wciąż obowiązują, a co najmniej stanowią punkt odniesienia. W Polsce jedyną warstwą tworzącą i przechowującą wzory obyczajowe i moralne była szlachta, ale szlachty już nie ma i nie będzie, nie powstaną nawet wspomnienia po niej. Wraz ze zmierzchem szlachty pojawiła się druga grupa wzorcotwórcza, czyli inteligencja, ale i z niej wstały tylko resztki, a za kilkanaście lat nie będzie nawet wspomnienia – wystarczy zobaczyć, ile miejsca prasa i telewizja poświęcają dzisiaj kulturze. A zatem w wąskim (a nie antropologicznym) rozumieniu tego słowa nie będzie także kultury. Co zajmie jej miejsce? Najpewniej nic, ale zanim opiszemy owo nic, przyjrzyjmy się przyczynom tego procesu.
 
Naturalnie pierwszą z nich jest styl i umiejętności apostolskie oraz ewangelizacyjne polskiego Kościoła. Nie ja pierwszy dostrzegam fakt, że wielkość Jana Pawła II zarówno przesłoniła polski Episkopat, jak i do pewnego stopnia spowodowała w nim radykalne zmiany. Przysłonięci cieniem wielkiego drzewa polscy biskupi łatwo mogli wyrastać niczym chude badyle, które nigdy nie zamienią się w prawdziwe pnie. A ponadto wielokrotnie zaobserwowano, że wielki człowiek bardzo rzadko skupia wokół siebie osobowości podobnego formatu. Jest za wysoko i za daleko – stąd kręcące się wokół niego karły.
 
Polski katolicyzm przez wiele dziesięcioleci, a w zasadzie przez cały okres rozbiorowy, przetrwał wprawdzie bez pomocy hierarchów Kościoła, a nawet mimo przeszkód z ich strony. Wtedy jednak pojawił się fenomen romantycznego odrodzenia religijnego, którego twórcami byli zarówno wielcy poeci, jak i tacy działacze oraz nauczyciele wiary jak zmartwychwstańcy. Religii ludzie uczyli się od Mickiewicza, Krasińskiego i Norwida oraz od ich postromantycznych i znacznie mniej utalentowanych kontynuatorów. Religia w domach szlacheckich przetrwała dzięki lekturom często zabronionych utworów, a w ludzie dzięki zachowawczej konstrukcji obyczajowej, jakiej strzegli wspierani przez dziedziców księża. Zasługi Kościoła instytucjonalnego dla moralności i religijności, z wyjątkiem dosłownie kilku przypadków, były minimalne.
 
Potem, podczas I wojny światowej, powstały niewielkie organizacje i grupy religijne, które w II Rzeczypospolitej odegrały nieproporcjonalnie wielką rolę duchową (Laski, Odrodzenie i inne). Reszta kraju ogarnięta była przez endecko-katolickie zwyrodnienie. Po II wojnie zdarzył się cud i pojawił się kardynał Wyszyński. Dzisiaj niechętnie wspominamy, jak fatalnie zachowała się wówczas reszta biskupów (z kilkoma wyjątkami). Jednak dzięki Wyszyńskiemu i duchowo niepodległej prasie katolickiej Kościół kwitł, a wiara była coraz bardziej intensywna. I nagle na początku XXI wieku doszło do dramatycznego załamania.
 
 
Grzech zaniechania
Kościół – w moim przekonaniu – stracił już wiarę we własne siły. Grzeszy nie pychą, lecz zaniechaniem. Wiele lat temu, po nieudanej próbie stworzenia partii kościelnej (w 1993 roku), wycofał się całkowicie ze sfery publicznej i odzywa się tylko wtedy, gdy pojawiają się takie problemy jak in vitro czy aborcja. Doprowadził do tego, że lekcje religii – sądząc po podręcznikach – są poniżej wszelkiego poziomu, co od dzieciństwa i młodości zniechęca do niego ludzi. Oczywiście co pewien czas pojawiają się wybitni kapłani (najczęściej zakonni), ale jest ich coraz mniej i coraz częściej są przez Kościół dość szybko eliminowani, tak że rozstają się z powołaniem. Mam wielu religijnych studentów, ale niektórzy z nich, nie bacząc na świat, chronią się w zaciszu kruchty i organizacji kościelnych, jakie wciąż de nomine funkcjonują (najczęściej wykorzystując czy to imię Jana Pawła II, czy to tradycję Solidarności). Inni natomiast stopniowo porzucają ramy organizacyjne Kościoła, chociaż nie myśl religijną. Jest w Polsce sporo wybitnych uczonych katolickich, ale ich dzieła nie mają najmniejszego wpływu na życie Kościoła. Czego więc Kościół uczy? Czym biskupi zajmują się w trakcie swoich konferencji? Powtarzaniem zasad moralnych dotyczących trwałości rodziny, antykoncepcji czy powstrzymywania się od spożywania alkoholu. Tymczasem Polacy rozwodzą się na potęgę, ponad 80 proc. "katolików" używa środków antykoncepcyjnych, powstałe 20 proc. ich nie używa najczęściej z braku pieniędzy lub wiedzy, picie zaś nigdzie przez nikogo nie jest potępiane towarzysko czy obyczajowo, ba, w mojej wsi dzieje się rzecz dawniej niemożliwa – jawnie piją nawet młode kobiety, i to piją na umór.
 
Nie ma żadnych oznak, by Kościół zdawał sobie sprawę z wyzwań nowoczesności, nie mówiąc już o poszukiwaniu odpowiedzi na te wyzwania. Uczelnie katolickie stają się coraz gorsze, a pisma katolickie tracą czytelników w błyskawicznym tempie wraz z odchodzeniem starszej generacji Polaków.
 
Konsekwencje będą jednak jeszcze poważniejsze, bo w Polsce bez wiary i religii zaniknie także elementarna ludzka przyzwoitość i solidarność, wierność i prawdomówność, ufność i moralny pryncypializm. Oczywiście zawsze są jednostki z natury przyzwoite i moralne, jednak społeczeństwo takie nie będzie.
 
 
Wojna wszystkich ze wszystkimi
Nadchodzi czas radykalnej indywidualizacji, której wyraźne objawy już są widoczne, a która doprowadzi nasz kraj do stanu opisywanego przez Hobbesa jako stan wojny wszystkich ze wszystkimi. Ponieważ prowadzenie zupełnie samotnych wojen ze wszystkimi innymi jest bezsensowne i nieskuteczne, ludzie będą się skupiali w grupy o charakterze obronno-zaczepnym. już teraz niemal wszyscy należą do takich grup, tyle że jeszcze nie zawsze bardzo agresywnych.
 
Można sądzić, że istnienie koterii jest nieuchronne i że funkcjonują one na całym świecie i na całym świecie znajomości są przydatne, a koledzy pomagają w robieniu kariery. To prawda, jednak w cywilizowanych krajach dzieje się to przy dobrze funkcjonującym prawie i instytucjach zaufania publicznego. W Polsce wojna wszystkich ze wszystkimi za kilkanaście lat zdominuje prawo i instytucje publiczne.
 
Już teraz widać, jak to będzie wyglądało. Wyzuci z moralności, pozbawieni zasad religijnych Polacy będą organizowali się w bandy o rozmaitych, nieco lepiej brzmiących nazwach, jak partie polityczne, stowarzyszenia, samorządy lokalne, związki zawodowe czy związki pracodawców. jeżeli już teraz kilka poważnych instytucji stanowi takie bandy (telewizja publiczna, związek piłkarski), to w przyszłości ich liczba będzie rosła lawinowo. Jedyne ograniczenie będzie stanowiła nasza przynależność do Unii Europejskiej, o ile sama Unia przetrwa i będzie miala dostatecznie silny wpływ.
 
Kto znajdzie się poza bandą. będzie skazany na pożarcie. Już dziś tak jest – swoistą bandę stanowi cały zastęp ludzi zajmujących się w Polsce zawodowo i odpłatnie różnymi formami opieki społecznej i pomocy socjalnej. Naturalnie są wyjątki, może nawet stosunkowo liczne, jednak zasada polega na przyznawaniu świadczeń krewnym. znajomym i znajomym znajomych oraz na zatrudnianiu tylko ludzi zaufanych. którzy nie zdradzą tej zasady działania. Na pewno gorzej jest pod tym względem na wsi, a lepiej w dużych miastach. ale i tam banda wkroczy.
 
Ponieważ zniknęły albo wkrótce znikną uczucia wyższe oraz poczucie dobra wspólnego albo tylko rozsądnie pojmowanego interesu wspólnego i takie uczucia jak patriotyzm czy solidarność społeczna, obok band będą jeszcze związki rodzinne przypominające coraz bardziej nowoczesne odmiany mafii. Zaś ludzie wyjątkowi, zdolni i myślący. których jest przecież wielu. będą udawali się na emigrację zewnętrzną (częściej) oraz wewnętrzną (rzadziej). Powstaną nieliczne sfery nietknięte – ale tylko dlatego, że są niezbędne dla wszystkich.
 
 
Seks, pieniądze i telewizyjne seriale
Innymi słowy. pustki po wierze i religii w polskiej świadomości i w polskim życiu publicznym nic nie jest w stanie zapełnić. Czy spowoduje to degradację kraju i zatrzymanie procesu modernizacji? Niekoniecznie. gdyż z modernizacji wiele band korzysta. ale na pewno korzystać z niej będzie tylko część społeczeństwa. zaś grupa wykluczonych będzie coraz większa. "Biali Murzyni”, ludzie żyjący w rozmaitego rodzaju gettach, całkowicie pozbawieni nadziei na zmianę pozycji społecznej. na jakikolwiek życiowy awans, będą stanowili około 30 proc. społeczeństwa i z konieczności zorganizują się w prawdziwe bandy przestępcze. Trzeba będzie więc unikać pewnych dzielnic. pewnych miast i pewnych okolic. Jednak drugie 30 proc. będzie mieszkało na coraz lepiej chronionych osiedlach, bawiło się w zamkniętych klubach i robiło zakupy w specjalnych sklepach. Reszta będzie trwała dzięki minimalnym chociaż znajomościom w jakiejś bandzie.
 
Czy za taki stan rzeczy, który wkrótce nastąpi, poza Kościołem należy winić także polityków? Nie sądzę. Politycy nie są specjalistami od moralności i to nie oni sprawiają, że ludzie są sobie wierni, nie kłamią i nie oszukują. Nikt nigdy tego od polityków nie oczekiwał. Naturalnie mogliby dawać lepszy przykład, ale niby dlaczego mieliby się radykalnie różnić od reszty obywateli?
 
Czy należy uznać, że taka przyszła Polska będzie podobna do innych krajów cywilizowanych? Do pewnego stopnia tak, bo tendencje indywidualistyczne są dziś – pomimo kryzysu – niemożliwe do zahamowania. Jednak pustka postreligijna wpłynie nie tylko na życie publiczne, ale także na życie prywatne. Zobaczymy jej zaskakujące i dramatyczne efekty na poziomie życia rodzinnego czy przyjacielskiego. Już teraz wiadomo, że przyjaciele. którzy pracują w jednej firmie, mogą stać się wrogami. kiedy tylko dojdzie do walki o stanowiska. ale w przyszłości wrogami będą także mąż i żona. jeżeli każde z nich będzie należało do innej bandy. Banda jest ważniejsza od rodziny. a lojalność wobec bandy jest jedyną lojalnością.
 
Mimo tak zasadniczych zmian bardzo wielu ludzi ich nie dostrzeże. Przecież one już w znacznej mierze nastąpiły i nikt ich nie widzi. Publicyści zanudzają nas aferą hazardową, ale jedyne, co było w tym skandaliczne, to brak zwyczajnej ludzkiej przyzwoitości. Brak przyzwoitości występuje już dzisiaj nagminnie. a zarzut "pan kłamie!" jest tego najlepszym świadectwem. Polska będzie więc jedną wielką aferą hazardową, ludzie będą się bogacić i równocześnie stracą poczucie przynależności do społeczeństwa. Wspólnota polityczna już wstała zniszczona, w przyszłości upadną też wspólnoty prawna i moralna. Co zatem wstanie?
 
Całkiem sporo. Dobre samochody i komputery. Seks, pieniądze i telewizyjne seriale. Wyjazdy na Majorkę i do Chorwacji. Kształcenie dzieci, które możliwie szybko będą opuszczać kraj. I polski język, sprowadzony do poziomu najniższego, kiedy to kilka znanych słów zastąpi wszystkie inne. A Kościół? Kościół też wstanie i będzie mówił o in vitro oraz aborcji, księża coraz jawniej będą mieszkali z narzeczonymi, a utrzymają się ze ślubów, pogrzebów i darowizn od band, którym przecież taka instytucja jak Kościół się przyda, żeby udawać moralnych. I tak Polska będzie trwała w Europie i zarazem w Azji, w kulturze i z głośno słyszanym z zaplecza śpiewem: "k. … ch … , ja ich wszystkich wyp …. !”.
 
 
MARCIN KRÓŁ
ur. 1944, historyk idei, publicysta, profesor Uniwersytetu Warszawskiego. Jeden z najważniejszych przedstawicieli polskiego konserwatywnego liberalizmu, komentator i krytyk myśli liberalnej. Opublikował m.in. książki "Konserwatyści a niepodległość” (1985), „Liberalizm strachu i liberalizm odwagi” (1996), „Bezradność liberałów” (2005), „Patriotyzm przyszłości” (2004) oraz „Nieco z boku. Autobiografia niepolityczna” (2008).  

Komentarz Andrzeja Miszka

 

Komentarze

  1. Malgorzata

    Nie wierzę w postreligijną pustynię

    Nie wątpię, że polski Kościół to kolos na glinianych nogach. Życzę mu jak najlepiej, ale nie mam złudzeń. Katastrofa nastąpi zapewne w ciągu najbliższych lat.

    Myślę również, że Kościół w osobach jego przedstawicieli na różnych stopniach hierarchii popełnił w Polsce olbrzmi grzech zaniedbania. Pamiętam, jak w latach osiemdziesiątych ludzie garnęli się do Kościoła. Zwłaszcza młodzież mogła być szczególnie podatna na zabiegi wychowawcze. I co? Świeccy zaczęli odchodzić od Kościoła, bo nie doceniono ich potencjału, energii itp.

    Nie zgadzam się jednak z pesymistyczną wizją postreligijnej polskiej pustyni, na której będzie się toczyła apokaliptyczna wojna wszystkich ze wszystkimi. Natura nie lubi próżni i kultura też. To, że instytucja Kościoła w Polsce zostanie zmarginalizowana, nie musi oznaczać zdziczenia, ale nowe aksjologiczne poszukiwania. Już dziś można się zastanawiać nad ich przebiegiem, a nawet próbować myśleć i działać tak, aby wyznaczać ich kierunek. Pisał poeta:

    Sadźmy, przyjacielu, róże!
    Długo jeszcze temu światu
    Szumieć będą śnieżne burze,
    Sadźmy je przyszłemu latu!

    Jak po czasach libertynizmu nastąpiło romantyczne odrodzenie, tak samo ludzie znudzeni seksem i serialami zaczną szukać głębszych wartości. Gdzie je znajdą? Może w Kościele, może poza nim, może sami zechcą odbudować instytucję Kościoła w postaci bardziej odpowiadającej naszym czasom…

     
    Odpowiedz
  2. zibik

    Wizja przyszłości narodu i jego Ojczyzny?….

    Proszę uprzejmie ujawnić czytelnikom – jakie kraje wg. Pana wizji będą cywilizowane za kilkanaście lat?…………

    Gdyby to pytanie było zbyt trudne, kłopotliwe, to proszę przynajmniej opisać, zaprezentować "obecnie widoczne  tendencje", których ja nie dostrzegam, a o których Sz. Pan wspomina na wstępie.

    Byłbym wielce usatysfakcjonowany, gdyby Pan również ujawnił źródło, tych ponoć oczywistych i  "sensacyjnych" wieści, a nawet wg. mnie absurdalnych stwierdzeń że :

    "Polacy bez wiary i przyzwoitości", właśnie owa przyzwoitość , także rzetelność nakazuje unikać uogólnień i ewentualnie napisać, że nie wszyscy Polacy………….

    Kasandryczna wizja : "…..za kilkanaście lat Polska w niczym nie będzie przypominała krajów cywilizowanych" – tzn. których?…..

    albo "stanie się krajem niemal świeckim. Będą oczywiście istniały sekty, będzie dogorywająca grupa zwolenników ojca Rydzyka, ale olbrzymia grupa społeczeństwa zrezygnuje z praktyk religijnych, a jeszcze większa część także z wiary."

    Scenariusz życia, czy wizję przyszłości narodu i jego Ojczyzny nie powinniśmy artykułować, pisać publicznie w pośpiechu, na kolanie, byle jak………, a tym bardziej bezmyślnie lub tendencyjnie.

    W portalu "Tezeusz" może Pan poznać poglądy i przekonania Polaków – osób nie tylko wierzących w Boga Trójjedynego, lecz również kochających swoją Ojczyznę tzn. prawych i przyzwoitych.

    Zapewniam Pana, że to nie jest i nie będzie w Polsce sloganem :  Bóg – Honor – Ojczyzna !

    Z poważaniem Z.R.Kamiński

     
    Odpowiedz
  3. Kazimierz

    Rzeczywistość kościelna

    Myślę sobie, że autor zauważa to co jest w sumie nieuniknione.

    Ileż może sztuczna religijność wytrzymać? Tysiące ludzi, którzy nie przezyli swojego spotkania z Ukrzyżowanym, tysiące odrzucających Pismo Święte, tysiące rytualistów, a żywej wiary brak! Nie ma się co dziwić, że następuje i natępować będzie prawdziwośc, przecież musi natąpić to , co Jezus mówił już do swoich uczniów, rozdwojenie, aby wiadomo było, kto jest Chrystusowy, a kto tylko takiego udaje. Udawać można z różnych przyczyn, znaczenia, pieniędzy, bo wielu tak żyje, bo rodzice kazali.

    Prawdziwa wiara w Chrystusa, to żywa wiara, połączona z doświadczeniem, metanoją, otwarciem się na prowadzenie Ducha Świętego. Trzeba być , jak mi kiedys ktoś powiedział "nawiedzonym" w pozytywnym sensie znaczenia tego słowa, nawiedzonym przez Boga, a nie jedynie przynależeć do jakieś orgaznizacji religijnej. Można powiedzieć, że to dobra wiadomość, gdyż może skończy się hipokryzja i ci co są wierzący wreszcie nie będą zdominowani przez niewierzących w swojej wierze, w jakiejkolwiek denominacji czy konfesji się znajdują.

    Już od wielu lat, wspólcześni Boży prorocy ogłaszają, że w Polsce bedzie duchowe przebudzenie, ale takie prawdziewe – nawiedzenie Ducha Świętego, nie wymyslone przez ludzi, ale rzeczywiste, takie jak przeżywali Anglicy, Amerykanie. Takie jak dziś przeżywają mieszkańcy Afryki, Ameryki Południowej, nie boje się nazwać tego nawiedzenia zielonoświątkowym. Tak dokładnie, tak jak było w dzień Zielonych Świąt w Jerozolimie, kiedy Bóg przychodzi jak dynamit, jak ogień trawący do ludzkich serc, do ludzkiego życia zmieniając je.

    Takiego przebudzenia wyczekuję, dziś Bóg ma w Polsce swoje "przyczułki’ Trochę w KRK (Odnowy w Duchu Świętym, Oazy itp.} trochę we wspólnotach protestanckich i neoprotestanckich, trochę w prawosławiu, czy choćby w takich miejscach jak Tezeusz. Kiedy przyjdzie przebudzenie nie będzie ważne do jakiego wyznania należę, ale ważna będzie miłość, która charakteryzuje Jego dzieci będzie tym, co złamie wszelkie ludzkie mury podziałów. Zapewne wielu tzw. relligijnych ludzi będzie zgrzytać zębami ze złości, ale Bóg nie opuści Polski, a raczej ją nawiedzi, bo jako naród jeszcze nigdy czegoś takiego nie przezyliśmy.

    Ta ziemia jest przeznaczona na spalenie, Boża trzódka, to mała trzódka (nie bój sięmaleńka trzódko, gdyż upodobało się…..) ale nasz kraj potrzebuje głodu Słowa Bożego, dziś jednoznacznie klasyfikuje sie tych, co kochają Słowo – Jehowi, nawiedzeni, kociarze albo świetoszki – w kraju ponoć chrześcijańskim, to pokazuje, że nasz naród z Bogiem ma niewiele do czynienia, dumne , szumne hasła są tylko hasłami i to widać coraz wyraźniej.

    Radości i wytrwałości w oczekiwaniu na nawiedzenie Ducha – Kazik J.

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code