List do Taty

(napisany 19 listopada 2005, w sobotę, ok. 22:00) ***Wszyscy pewnie słyszeli o głośnym na całą Polskę ataku na łódzkiego taksówkarza, który miał miejsce w niedzielę 13 listopada. Mężczyznę w sile wieku zaskoczył 13-latek, wbił mu nóż w szyję. Wyglądął bardzo niewinnie, zapytał, czy taksówkarz zawiezie go do domu, gdzie mama zapłaci za kurs. Nigdy nie dojechali do tego domu. Chłopiec przeciął tchawicę, krtań, przełyk i tętnicę tarczową. O milimetry od tętnicy szyjnej. Tak po prostu. Bez konkretnego motywu. A wszystko stało się na odludziu, gdzie rzadko kto jeździ. Lekarze mówią, że to cud, że mężczyzna przeżył. Tym mężczyzną jest mój Tata.*** Tatusiu! Jutro o tej porze minie dokładnie tydzień od momentu, w którym zostałeś zabrany na operację. Tydzień od chwili, kiedy stojąc w przedsionku oddziału widziałąm Cię wiezionego na łóżku na blok operacyjny. Byłeś Tatusiu taki słabiutki, taki strasznie blady, ale znikając za zakrętem ostatnim wysiłkiem uśmiechnąłeś się do mnie i podniosłeś dłoń, tak jakbyś chciał mi pomachać i powiedzieć: "Na razie, niedługo wracam"… A ja zdawałam sobie sprawę z tego, że być może widzę Cię po raz ostatni… Ale chyba nie do konca mogłam uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. *** Po Mszy miałam wybrać się z dawno niewidzianą koleżanką na kawę. Po drodze doszłam jednak do wniosku, że widmo kolokwium jest na tyle przerażające, że wracam do domu. Zdziwiło mnie trochę, kiedy przyszłam i okazało się, że nikogo nie ma, ale pomyślałąm sobie, że skoro mama cały dzień namawiała Cię, żebyście gdzieś pojechali, to właśnie tak uczyniliście i jesteście np. u babci. nawet się nie martwiłam, nie dzwoniłam… I kiedy siedziałąm jedząc resztki trotu zadzwonił telefon. Pan Wujek. Chciałby dowiedzieć się, co ze Sławkiem. Kolega, który udzielał pomocy w wypadku. Pani nic nie wie? Proszę zadzwonić do mamy… Zadzwoniłam. Mama nie była w stanie mówic, wyciągnęłam z niej tylko szpital, piętro, salę. Zadzwoniłam do Janka i do Gabi, prosząc o modlitwę. I do Maćka, który po mnie przyjechał i zawiózł mnie do szpitala. Wpadłam na oddział i zauważyłam lekarza. Zapytałam, gdzie leżysz, wytłumaczyłam, że przywieźli Cię z wypadku. cały czas byłam przekonana, że to było jakieś zderzenie. A lekarz popatrzył na mnie i powiedział: "Ale to nie był wypadek samochodowy…". I wtedy zobaczyłam Mamę. Powiedziała mi, co się stało. Nie mogłam uwierzyć, dopóki nie weszłąm na salę… …leżałeś Tatusiu na łóżku taki słabiutki, gasnący… wtedy wszystko do mnie dotarło… …ale postanowiłam sobie, że będę twarda. Dla Ciebie, Tatusiu, dla Mamy, dla Grześka. Choć w oczach miałąm łzy – wszyscy mieliśmy – to obiecałam to sobie. Byłam bardzo umocniona tym, że bardzo wiele osób się za nas wtedy modliło, ciągle przychodziły wiadomości, że wszyscy sa obok duchem… …Tatusiu, wszyscy tak strasznie się baliśmy!!… ale ja byłam konsekwentna, Kiedy mamie i Grześkowi puściły nerwy, jak lekarz wychodzący w trakcie operacji powiedział, że "Ależ oczywiście, że nadal jest zagrożenie życia!", zabrałam ich do domu. Nie wiadomo byo ile jeszcze mamy czekać, nie było sensu zasypiać na korytarzu… Następnego dnia, jak przyjechaliśmy do szpitala i okazało się, ze operacja się udała, wszyscy odetchnęliśmy. Ale żadna z babć nic jeszcze nie wiedziała, nie mieliśmy głowy, zeby zadzwonić, nie wiedzielibyśmy nawet co powiedzieć… I tak wyszło, że i jednej i drugiej ja powiedziałąm o wszytskim. Powtarzałąm sobie, że ktoś w tym domu musi nosić spodnie, kiedy Ciebie nie ma. Dalej byłam twarda, tym razem dla nich ały ten czas ufałam Bogu, w taki niezachwiany sposób. Bądź wola Twoja. I już. Bez żadengo ale. …Po całym dniu czułam się jednak bardzo zmęczona i powoli siła mojego postanowienia słabła. Przecież też jestem tylko człowiekiem – czuję i kocham… Z moja wrażliwością i tak nieźle się trzymałam. Chciałam jeszcze tylko wytrzymać i nie płakac przy Tobie, Tatusiu… Ale kiedy weszłam po południu na OIOM i usiadłąm przy Twoim łóżku, wzięłam Cię za rękę i wreszcie pozwoliłam sobie poczuć w sercu ten cały lęk, niepokój, napiecie, ulgę – nie mogłam powstrzymać łez – same płynęły, nie umiałam – zwłaszcza, kiedy na Ciebie patrzyłam… To był taki niepohamowany płacz ze szczęścia – że ŻYJESZ! …a Ty pogłaskałeś mnie pogłowie i wyszeptałeś: wszytsko będzie dobrze, Kama, nie płacz już… …Tatusiu, nawte nie wiesz, jak ogromnym szczęsciem jest dla mnie to, że mogę trzymać Twoją dłoń w moich dłoniach! Widzę Tatusiu, jak bardzo jest Ci trudno, czuję, jak bardzo pogubiony w tym wsyztskim jesteś… I tak bardzo chciałabym Ci ująć cierpienia, wziąć choć część tego na siebie – lecz tak się nie da, niestety. Ale jestem Tatusiu obok. Jestem i wyciągam w Twoją stronę swoje ręce i serce. I trwam w modlitwie i przynoszę Cię Bogu, przynoszę Cię Jezusowi, żeby Cię uzdrawiał, Tatusiu. On jest – jest zawsze, kocha, współ-czuje, zna twój ból najlepiej. Dlatego powierzam Cię w te najdelikatniejsze ręce. Nie bój się Go… …Jak wiele zła musi się wydarzyć, żebyśmy pewne rzeczy zaczęli dostrzegać, zebyśmy pewnych rzeczy przestali się bać.. Żebyśmy przestali się wstydzić płaczu, okazywania miłości… …Tatusiu, w tej sytuacji jest tyle Boga! Tyle znaków od Niego, tyle drogowskazów! Ale o tym wszystkim – kiedy indziej… Teraz chcę Ci tylko powiedzieć, że Jezus zaprasza nas w tym wszystkim do Miłości, do tego, aby nie bać się powiedzieć: KOCHAM… Kocham Cię, Tatusiu, jak nikogo na świecie. Nigdy nie rozmawialiśmy o naszych uczuciach, ale teraz zaczynamy zupełnie nowy czas. Kocham Cię, Tatusiu, tak bardzo, że nawet słów nie znajduję, aby to wy-pisać. Widzę, jak Ci źle w szpitalu, jak bardzo chciałbyś być już w odmu, z nami. Ale Ty sie nie skarżysz, jesteś taki dzielny! Jestem z Tobą, Tatusiu… Kamila

 

5 Comments

  1. Anonim

    Rada dla wszystkich, którzy

    Rada dla wszystkich, którzy z jakichś przyczyn nie rozmawiają z rodzicami. Podejmijcie starania, by uniknąć w przyszłości łez żalu i bezsilności…

     
    Odpowiedz
  2. Anonim

    bardzo ladnie piszesz w

    bardzo ladnie piszesz w swim zyciu przezylam podobne chwile przez 4 lata patrzylam na cierpiącego tate nowotwór zlosliwy ale zawsze byla nadzieja on bardzo wierzyl że będzie zdrowy nawet kiedy stan zdrowia byl juz krytyczny dzis minol tydzien jak porzegnalismy tatusia ale nadal czujemy sie tak jakby byl z nami choc codziennie idziemy na cmentarz widzimy tabliczke wieńce nie wierzymy w to co sie stalo ale bylismy wszyscy w domu z nim , umarl w moich ramionach w domu przy najblizszych ale co najwazniejsze juz nie cierpi bardzo tesknimy i wnusio jego jedyny bardzo we wtorek bedzie odpust wymyslil sobie mój 6 letni synus ze kupimy balon napiszemy list do dziadzia i puscimy do nieba i tak zrobimy

     
    Odpowiedz
  3. Anonim

    Ja twierdze ze jest to

    Ja twierdze ze jest to bardzo sensowne bo jestem w podobnym przypadku moj tatus nie jest teraz zemna ale moge go czasami odwiedziac …. Kocham go i bede go Kochac…=((((

     
    Odpowiedz

Skomentuj Anonim Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code