Leszek Kołakowski (1927 – 2009)

Żył w świecie, w którym rzeczywista obecność zła była szczególnie wyraźna – i szczególnie mocno negowana. Przetrwał faszystowski totalitaryzm w całej jego grozie po to, aby zanurzyć się w komunistycznym totalitaryzmie. Namacalnie poznał ciemną stronę ludzkiej egzystencji i nie przestraszył się. Podjął rozmowę z diabłem. W Stenogramie z metafizycznej konferencji prasowej Demona w Warszawie dnia 20 grudnia 1963 pokazał, jak przewrotnie i podle może działać jad aksjologicznego relatywizmu, wprowadzany systematycznie przez marksizm do społecznej świadomości. „Wspólników diabła najłatwiej po tym poznać, iż przeczą istnieniu diabła” – zdanie, które mogłoby stać się mottem wspomnianego tekstu Kołakowskiego, w ciągu prawie półwiecza nie straciło swojej aktualności, mimo że zmieniły się historyczne i ustrojowe uwarunkowania.

Trzytomowe, rzetelnie naukowo opracowane Główne nurty marksizmu (1968 – 1976) wydają się dalszym ciągiem Rozmów z diabłem.

Również opublikowana w 1965 roku Świadomość religijna i więź kościelna – nie mogę powstrzymać się od prywatnej uwagi, że jest to moja ulubiona książka Kołakowskiego – została uznana za przebraną w historyczny kostium krytykę realnego socjalizmu. Studium, które dotyczy napięć między indywidualną religijnością i wymaganiami wspólnot protestanckich XVII wieku, to wciąż fascynująca opowieść o udrękach żarliwej osobistej religijności, o nieschematycznych poszukiwaniach kontaktu z Absolutem, którym trudno dopasować się do sztywnych instytucjonalnych ram. Któż z ludzi wierzących nie zmagał się z tym problemem w swoim życiu?

Sam Kołakowski był zresztą instytucjonalnie dosyć kłopotliwy. W 1966 roku odebrano mu katedrę i usunięto z PZPR za zbyt radykalną krytykę władz i odchodzenie w nauczaniu studentów od oficjalnego kanonu marksizmu. W 1968 roku za udział w wydarzeniach marcowych stracił prawo wykładania i publikowania, co zmusiło go do emigracji. Jego intelektualna droga pozostanie zapewne długo trudnym orzechem do zgryzienia dla tych, którzy pragną prostych klasyfikacji i szybkich jednoznacznych ocen. Ich wstępne wysiłki widać już, niestety, gdzieniegdzie na internetowych forach.

Taka sytuacja stanowi jednak skutek świadomego wyboru filozofa, który w szkicu Kapłan i błazen (1959) uzasadnił swoje metodologiczne stanowisko: „Opowiadamy się za filozofią błazna, a więc za postawą negatywnej czujności wobec absolutu jakiegokolwiek, nie w rezultacie konfrontacji argumentów, albowiem w tych sprawach wybory główne są wartościowaniem. Opowiadamy się za możliwościami wartości poza-intelektualnych, zawartymi w tej postawie, której niebezpieczeństwa i absurdalności grożące są nam znane. Jest to opcja za wizją świata, która daje perspektywę uciążliwego uzgadniania w naszych działaniach wśród ludzi żywiołów najtrudniejszych do połączenia: dobroci bez pobłażliwości uniwersalnej, odwagi bez fanatyzmu, inteligencji bez zniechęcenia i nadziei bez zaślepień. Wszystkie inne owoce myślenia filozoficznego są mało ważne”.

***

„Życie kończy się porażką, a mimo to mamy powody, żeby życie akceptować. To daje nam wiara religijna – akceptację życia wbrew temu, że jest ono porażką”. By dojść do takiego wniosku, Kołakowski przeszedł trudny szlak, u którego początku musiał stanąć twarzą w twarz z diabłem. Wierzmy, że teraz znajduje się na drugim końcu drogi, gdzie oczekiwał na niego Bóg.

 

Komentarze

  1. krok-w-chmurach

    W jednym się nie zgadzam z

    W jednym się nie zgadzam z Leszkiem Kołakowskim: życie się porażką nie kończy, ponieważ śmierć nią nie jest. Założeniem nie jest koniec, lecz kontynuacja…

    Na czyjeś pytanie: Z kim znanym chciałabyś zjeść uroczystą kolację? odpowiedziałam – Z Leszkiem Kołakowskim! Jestem pewna, że byłaby to niezapomniana przygoda, menu w tym wypadku nie miałoby znaczenia….

     
    Odpowiedz
  2. Anonim

    Inko

    Życie po ludzku kończy się porażką. Szczególnie dla tych, którzy nie wierzą że jest coś poza tym ziemskim życiem. Tylko oczyma wiary możemy na ten tragiczny moment, który jest konsekwencją grzechu spojrzeć z nadzieją.

    Jako, że należę do młodego pokolenia, które PRL pamięta tylko z pierwszych klas podstawówki a z filozofią mam niewiele wspólnego, o Leszku Kołakowskim nie słyszałam zanim nie pojawiła się informacja o jego śmierci. Zaczęłam jednak szukać informacji i bardzo mnie jego postać zainteresowała.

    Znalazłam właśnie ciekawy cytat :

    "Mistyk wie o Bogu coś, czego filozof nie wie. Gdy jednak mistyk szuka słów, by tę wiedzę wyrazić, staje się, choćby nie chciał, filozofem; ale takim filozofem, któremu reguły zdrowego rozsądku i logiki zawadzają i który zniewolony się czuje te reguły omijać i porzucać, by mówic o tym, o czym mówić nie można." L. kołakowski

    Dla wszystkich Was, którzy próbują czasem przekazać to czego wyrazić się nie da:

    joa

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code