Lekkie jarzmo i pokój serca

 
Rozważanie na Środę II tygodnia Adwentu , rok B1
 

Rekol__Adwent_2014.jpg

 

Zdarza się, że w młodości, gdy jesteśmy w pełni sił, nawet chętnie bierzemy jarzmo. Wydaje nam się, że mamy tych sił bezmiar! Prężni, tryskający energią rzucamy się w wir. Chcemy pomagać wszystkim, którzy są utrudzeni. Wnieść zakupy starszej pani na piętro; posprzątać komuś zagracone mieszkanie; popilnować trudnego dziecka; załatwiać sprawy w urzędach tym, którzy nie mogą. Pójść do chorego, ugotować obiad. I więcej, więcej! Rozbawić smutnych, zatańczyć nawet, grać, śpiewać, żartować, rozdarowywać… Młodzieńcza dusza i ciało przynagla… Jakaż to satysfakcja! Jaka radość! Jak przyjemnie, jak rozkosznie mieć tyle sił, dawać je i widzieć wdzięczność w oczach tych, którym pomogliśmy!

Ale… i młodzieńcy tracą siły, i dziewczęta się nużą…, no i przybywa im lat…

Któregoś dnia…

Nagle ja, nazywana przez babcię Sokole Oko, ja, która nawlekałam igiełki i szukałam ich w szparkach, gdy babuni „igła się migła”- nie widzę oczka, nie trafiam nitką…

Gorzej: nie potrafię posprzątać mieszkania, nie mogę wnieść swoich zakupów na piętro, nie mogę podnieść dwuletniego dziecka; w głowie zamęt, nogi nie niosą…

Co się dzieje? Ano, lata, lata, porody, operacje, choroby… praca na okrągło, zmęczenie… serce…

Przykra sytuacja. Oddech się skrócił, ciało roztyło, słabość i duszności… Trzeba teraz pomagać mnie. Nie mogę przywyknąć.

Już nie wiem, czyje jarzmo niosłam tak lekko, Jego czy moje własne? Teraz i tak żadnego nie mogłam dźwignąć, nikomu pomagać… Musiałam pomyśleć o sobie!

Było to ładnych kilkanaście lat temu.

Umówiłam się w tygodniu na niedzielną mszę w odległym kościele z przyjaciółką, żeby porozmawiać o lekarzach i co dalej robić. Ona wiedziała takie rzeczy, ale mieszkała daleko.

Nadeszła niedziela. Czułam się tak źle, że omal w ogóle zrezygnowałam z mszy. Było mi jednak tak bardzo szkoda Spotkania z Panem! Więc może gdzieś bliżej? No, ale koleżanka tam czeka… (nie było wówczas komórek, wyobrażacie sobie?). Z trudem się ubrałam, ze strachem wyszłam z domu, dowlokłam się do tramwaju i pojechałam. Koleżanka nie przyszła. Stoję w kruchcie nieznanego kościoła i spływam potem; stoję w przedsionku Pańskim, bo tam trochę powietrza… Łapię z trudem oddech… Pochłania mnie własna niemoc… Byle dotrwać, nie zemdleć! Dotrwałam! Komunia! …Wreszcie wychodzę. Ciemno na dworze. Boże, aby do tramwaju, powoli, aby dotrzeć do domu… I kiedy już czarno w oczach, a nogi jak z waty, kiedy nawet myśl o śmierci przeleciała przez moją głowę (Tu, na środku ulicy? A w domu małe dzieci…), nagle ktoś wsuwa ostro rękę pod moje ramię i uwiesza się na mnie. Słaby głos obok: „Niech mnie pani przeprowadzi przez ulicę, bo tak ślisko, ciemno, a ja taka słabiutka i nie widzę dobrze…” Staruszeczka w chuście. O lasce, malutka, drobna, drży. Ale chwyt ma żelazny. Zachwiałam się, przez sekundę tylko myśl, żeby jej powiedzieć, że ja za chwilę zasłabnę i może kto inny… I precz z tą myślą! Ten chwyt jej, to ufne i mocne wsunięcie drżącej, sękatej dłoni pod moje ramię niespodziewanie wlało we mnie siły! Znikła słabość, przewidziałam na oczy, stanęłam prosto. Pewnym krokiem ruszyłam z nią przez jezdnię – przeprowadziłam. Sama znalazłam się po drugiej stronie – przy przystanku. Ona podziękowała i znikła we mgle wieczornej. A ja wsiadłam lekko do tramwaju, wróciłam do domu i zabrałam się za prace, które na mnie czekały.

Tamto młodzieńcze lekkie bieganie i pomaganie – dlaczego było tak piękne i łatwe? Czy to ja z siebie tylko, w zachwycie nad sobą, bez Ciebie Panie? Siłą rozpędu, siłą młodości?

Trzeba było to stracić, poczuć niemoc i bezradność, żebym mogła poczuć Twój dotyk. Chwyciłeś mnie mocno sękatą dłonią i przeprowadziłeś przez ten kryzys na drugą stronę, Zaproponowałeś Twoje jarzmo.

Młodzieńcy i dziewczęta słabną, a ja, matka dzieciom, z chorym sercem odzyskałam siły, boś Ty je dał! Twoje jarzmo lekkie przyniosło mi odrodzenie!

Od tamtej pory nieraz słabość ogarniała i wiele jeszcze było kryzysów, i chorób. Ale gdy Ty mi proponujesz Swoje jarzmo – choć z trudem – daję radę! I jest ono słodkie! I czasem nawet lekkie – niespodziewanie.

Dlaczego więc zawsze boję się je podjąć? Dlaczego zawsze pojawia się uparta myśl: „Może kto inny, bo ja …” Pamięć krótka, ufność chwiejna, wiara słaba… Czasem potrzeba wyrazistego znaku. Mocnego chwytu kościstej dłoni i przedziwnej prośby o pomoc, gdy wydaje się, że już nie ustoję na nogach. Wtedy wiem, że to Ty.

Wiem też, że najtrudniejsze przyjdzie. Zaproponujesz mi inny ciężar. Znam jego zwiastuny – ciężar całkowitej niesprawności i wyczekiwania na pomoc, jarzmo zależności i upokorzeń. Będzie trzeba zgodzić się na tę zależność, zawiesić na kimś innym kościstą dłonią, zrezygnować z autonomii… Ktoś inny będzie musiał mnie opasać i poprowadzić…

O, daj mi Panie wówczas siłę, by przyjąć to inne jarzmo, uwiesić się pogodnie na ręce krzepkiej pomocnika, pozwolić przewracać się z boku na bok rękom silnym, choć może i obojętnym. Daj mi też ufność i miłość do tych, co przy mnie i ze mną. A nade wszystko daj mi w doświadczeniach tych pokój serca. I dodaj nieco odwagi, by świadomie przejść przez Bramę – prosto w Twoje ramiona! Amen.

Brama.jpg

Rozważania Rekolekcyjne 

Rozważania Niedzielne

 

Komentarze

  1. arturah

    Obraz

    Cudowny obraz.

    po przeczytaniiu tego bloga przyszły takie oto słowa:

    Pan mówi o Swojej oblubienicy: „Oczarowałaś mnie, moja siostro, oblubienico, oczarowałaś mnie jednym spojrzeniem swoich oczu, jednym łańcuszkiem ze swojej szyi. Jak piękna jest twoja miłość. . . moja oblubienico, o wiele słodsza jest twoja miłość niż wino!” (Pieśń nad Pieśniami 4:9-10). Później mówi: „ Odwróć oczy ode mnie, bo mnie przerażają” (6:5). Jego oblubienica odpowiada: „ Ja należę do mojego miłego i ku mnie zwraca się jego pożądanie” (7:11).

    Dlaczego On powiedział : "Odwróć oczy ode mnie , bo mnie niepokoją (przerażają)?

     

    Czy jest to biblijne – to „zdobywanie serca Jezusa”? Czy nie jesteśmy przecież wszyscy obiektem Bożej miłości? Oczywiście, Jego bezwarunkowa miłość jest skierowana do całej ludzkości. Ale jest też inny rodzaj miłości – taka gorąca miłość, jaka zachodzi pomiędzy mężem i żoną – i tylko niewielu jej doświadcza.

    Wierzę, że oblubienica Chrystusa będzie się składała ze świętych ludzi, którzy żyją ku upodobaniu Pana, tak posłusznie, tak oddzieleni od wszystkiego innego, że Jego serce będzie zachwycone. To słowo „zachwycone” jakie jest użyte w tym wersecie oznacza „Ukradło moje serce.” Naśladowcy Chrystusa "kradną Jego serce jednym spojrzeniem (Pieśń nad Pieśniami 4:9). To jedno spojrzenie oznacza skierowanie umysłu tylko na Chrystusa.

     

    a* na mojej stronie polecam

    arthei.blogspot.com/2014/12/or-swiato.html

     
    Odpowiedz
  2. beszad

    Kiedy rzeka wypełnia wyschnięte już koryto…

     Przyznam szczerze, odnosząc się do komentarza Artura, że nigdy mnie jakoś nie przekonywała metafora Oblubienicy – choć wiem, że jest na wskroś biblijna. Może dlatego, że zbyt erotyczny ładunek w sobie zawiera? A może za wiele w tym pojęciu relacji na wyłączność? Sam nie wiem. To takie bardzo osobiste odczucie. Ale zostawmy tymczasem na boku to okreslenie, bo może właśnie przez tą sytuację, którą tu Jola opisała, łatwiej mi będzie pewne rzeczy przyswoić?

     

    Sytuacja, w której ktoś uczepi się mnie kurczowo, wyraźnie oczekując i potrzebując pomocy, zawsze czyni mnie silniejszym. I odwrotnie – gdy mam chwilami poczucie, że jestem innym ludziom, nawet najbliższym, zupełnie niepotrzebny, staję się słaby. Dziwne to poczucie, ale tak jest! Skąd się ono bierze? Może tutaj właśnie dotykamy tajemnicy cudownego rozmnożenia chleba – w sytuacji, gdy nikt już niczego nie posiada? Gdy wyciągam ostatni kawałek chleba, nagle wszystkim wokół przestaje go brakować. Gdy dzielę się ostatnim aktem woli, czuję, że w to wyschłe koryto wstępuje nagle z impetem cały żywioł siły…


    Dziękuję Wam za to rozwazanie i zyczę dnia, w którym znowu ta cudowna siła z całą mocą do Was przypłynie. 🙂

     

     

     

     
    Odpowiedz
  3. wykeljol

    braki i nadmiary

    Adamie!

    CUdownie rozumiemy sie i podobnie przeżywamy sytuację braku w której Pan działa z mocą. Tak jest, tego doświadczamy i rzeczywiście, to wszystko zdarza sie od wieków tam, gdzie ON działa wobec naszej niemocy.

    A co do nadmiaru erotyczno- emocjonalnego w Pieśniach nad Piesniami- mam nieco inne zdanie, ale nie teraz i nie tu miejsce na rozmowę o tym 🙂  .POwiem tylko tyle:, że gdyby nie Eros Boga(słowa BenedwttaXVI, ) i jego zachwyt nami , każdym z osobna, gdyby nie erupcyjna siła jego huraganu MIłości, nie byłoby tej mocy w nas, gdy trzeba ją innym dawać. Ale to oczywiście osobisty odbiór. Serdecznie pozdrawiam!

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code