Kto chce być uczniem

Rozważanie na XXIII Niedzielę Zwykłą, rok C2
 
 

Szarość jednostajnych dni często zabija w nas entuzjazm. Codzienność i rutyna sączą się do naszych umysłów i wkradają do duszy. Bo trudno jest między warzywniakiem i spożywczym myśleć o wieczności.

Doczesność, zwykłe sprawy, obowiązki, praca – wszystko to pochłania współczesnego człowieka na tyle, że nie ma siły na życie duchowe. Nawet jeśli chce się zatrzymać, często – nie potrafi. Biegnie, bo biegną wszyscy, tylko w tym biegu mało kto orientuje się, gdzie i jaka jest meta. W tym maratonie łatwo utracić miłość, wiarę i sens.

„Śmiertelne ciało przygniata duszę i ziemski przybytek obciąża lotny umysł” – może pomyśleć niejeden chrześcijanin, który po długim dniu zasypia podczas wieczornej modlitwy. Nasze myśli krążą wokół drobnych, uciążliwych spraw, podobnych do ukłucia szpilki, które mącą spokój i nie pozwalają nam spojrzeć w niebo.

Ludzki trud ma sens tylko w odniesieniu do wieczności. Tylko taka perspektywa pozwala nie zagubić ścieżki, nie pomylić kroków. Bo wieczność daje nam możliwość zdystansowania się, a nadzieja na życie wieczne pozwala zachować pogodę ducha. Wiemy przecież, że wszystko co mamy i tak będziemy musieli zostawić, prędzej czy później, by wyruszyć do naszej prawdziwej i ostatecznej ojczyzny. Wiemy, że będziemy musieli pożegnać wszystko i wszystkich, których kochamy.

W tym kontekście słowa Jezusa z dzisiejszej Ewangelii nie wydają się być tak surowe i nabierają nowego znaczenia. Kto chce być uczniem, musi pamiętać o tym, że jesteśmy tu tylko na chwilę – przybywamy, wypełniamy misję i idziemy dalej, do naszego przeznaczenia. Jezus nie pozwala nam opierać się na tym, co przemijalne. Dla współczesnego człowieka jest to trudna nauka, bo mami nas konsumpcjonizm, pełne dóbr supermarkety, szereg rozrywek. Nie chcemy się niczego wyrzekać, wręcz przeciwnie – lubimy mieć i zdobywać wszystko jak najmniejszym kosztem. Boimy się wyrzeczeń i związanych z nimi problemów. Tymczasem Jezus ma dla nas gorzką naukę – albo poświęcamy wszystko i dźwigamy wszelkie troski, albo nie możemy się nazywać Jego świadkami. Półśrodków nie ma.

Tkwimy w doczesności po uszy. Czasami tkwimy, bo przytłaczają nas doczesne, przyziemne problemy, a czasami tkwimy, bo kochamy barwny, plastikowy, hałaśliwy świat. Jedno jest pewne – doczesność zabija duchowość i o tę ostatnią trzeba powalczyć.

Często zapominamy o prawdzie, która powinna stać się dewizą każdego chrześcijanina: „Jeśli Bóg jest na pierwszym miejscu, to wszystko jest na swoim miejscu”, a która też koresponduje z dzisiejszą Ewangelią. Jeśli nie czerpiemy ze źródła, szybko zostaniemy bez wody. Jeśli nie czerpiemy z Bożej miłości, nie będziemy w stanie kochać innych.

Jezus mówi wyraźnie i sprawia sprawę jasno – wszystko albo nic. Nie obiecuje, a wymaga. Jego mowa budzi strach w tych, którzy budują poczucie bezpieczeństwa w oparciu o znane, chociaż czasami trudne, ziemskie życie. Jego mowa smuci, bo przypomina, jak wiele brakuje nam do doskonałości. Jednak możemy mieć stuprocentową pewność, że Jego słowa to recepta na szczęśliwe życie i spokój ducha. I w tej recepcie nie chodzi bynajmniej o wrogie nastawienie do kogokolwiek, a o hierarchię wartości. Jeśli z Jezusem zwiążemy swoją przyszłość, za nim pójdziemy, na pewno odnajdziemy miłość – zarówno tu, na ziemi, jak i w niebie. Już dzisiaj warto więc zainwestować w wieczność.

Rozważania Niedzielne

 

  krzyz.jpg

 

Komentarz

  1. art

    Ja chcę być uczniem

    Napisano w tym blogu że tkwimy w doczesności po uszy…

    Ja myślę że tkwię powyżej uszu. 

    Kartka z pielgrzymki po własnym sumieniu dla znajomych z tezeusza. Właśnie przechodze przez krainę w której jest schowana arka przymierza.

    "Bo w sercu ludzkim jest takie miejsce na którym odpoczywają ważkie sprawy" wrzesień 2010 aharon*

      

     

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code