Kontrowersje mojej wiary


Kontrowersja to głośny monolog odważnego na tematy tabu.
Pcha świat do przodu.

– z Internetu –

 

kontrowersja różnica zdań, rozbieżność sądów; spór, dyskusja, polemika.  

Etym. – łac. controversia ‘wątpliwość; zwada; dysputa’

Słownik Wyrazów Obcych W. Kopalińskiego

 

Miałam zamiar być na urlopie wychowawczym dwa lata. Czwórka małoletnich dzieci to nie przelewki. Nawet jeśli w domu brakuje pieniędzy, to jednak ważniejsze wydaje mi się towarzyszenie maluchom do jakiegoś tam momentu ich większej zaradności psychicznej, niż jakiś inny wybór, który wzbogaciłby może moja kieszeń i moje CV.

Czasem nie wiem, jak mam rozumieć to, że wypełniając wiernie moje macierzyńskie powołanie od czasu do czasu słyszę zew, silne nie do zignorowania wezwanie do służby w innym miejscu niż moja rodzinna oaza, niż mój dom, moje dzieci, mój mąż?

Tak było i tym razem. Bóg zadzwonił do nas. I to w jednym z najważniejszych dni podczas małżeńskich rekolekcji. To był tak dobitny znak Jego działania, że aż siadłam z wrażenia. Zadzwonił dosłownie. W środku wakacji i w pierwszej części mojego urlopu wychowawczego dostałam temat do przemyślenia p.t. praca w katechezie w gimnazjum. Szok. Strach. Obawa. Bunt. Ratunku! I ta niesamowita ekscytacja, silny przecudowny smak wyzwania, adrenalina, pragnienie przeniesienia góry i oceanu i świata w ogóle. I ta myśl: szlag by trafił… znowu to samo. Znowu On czegoś ode mnie chce. A już tak sobie poukładałam…

 

Tak to wyglądało chwilę po uświadomieniu sobie, że trafia mi się los Jonasza. Że powtarzam przygodę Abrahama. Że Pan woła znów Mojżesza, że wszystko co mi się zdarzy ma odbicie w historiach zbawienia ludzi poprzednich pokoleń.

I teraz mam wybór: uciec albo nie. I teraz co zrobić? Czy lekceważyć fakty (wydaje mi się, że Bóg czegoś ode mnie chce, ja już mam swoje zadanie, i nie ma o co kruszyć kopii, mam swoje sprawy, niech się sami martwią o tę szkołę) czy może spojrzeć na to z perspektywy wiary (Bóg w sekwencji wszystkich zdarzeń wpisał i to – ze mną w roli główniej, i nie mogę zignorować głosu, wezwania i powołania do tego, co ma się zdarzyć)?

Wierzcie mi, nie była to łatwa decyzja. Rozeznawanie powołania może się wydawać proste dla kogoś, kto jest na poziomie św. Jana od Krzyża. Ale dla mnie to zawsze wejście w labirynt wątpliwości, zmagań z sobą i z innymi, co to zawsze wiedzą jak doradzić i w który pośladek kopnąć, żeby zmotywować do podjęcia jedynie słusznej decyzji.

Generalnie jestem dość wykończona życiem ostatnio. I mam ochotę czasami tylko spać, poczytać jakąś nie za ambitną lekturę, pogapić się w niebo (nie myśląc o niczym specjalnym), zrobić swoje w domu i nie mieć więcej na głowie niż norma przeciętnej żony i matki przewiduje. No może trochę wygadanej, ciut wykształconej, ale jednak kury domowej. Osiągnęłam chyba próg swoich możliwości intelektualnych, dotarłam do granicy poświęcenia i nie miałam zamiaru dawać światu czegokolwiek więcej. Basta!

I w tym właśnie momencie Bóg wszedł do tego mojego asertywnie (czy wręcz agresywnie) strzeżonego planu nie działania ponad normę. Kontrowersje mojej wiary są stałym elementem mojego duchowego wzrastania. I tak było zawsze. Teraz dopiero to widzę.

Poszłam więc na tę rozmowę. I podjęłam pracę na pół etatu – mało lekcji, ale teren trudny. Plus koordynowanie chaosu p.t. moja rodzina w godzinach wczesnoporannych. Plus wielkomiejskie kłody pod kołami mojego autka, korki, szaleńcy na drogach. Plus sezon na choroby dziecięce od grypy po zapalenie oskrzeli, w tym moje zapalenie zatok. Plus poznawanie kolejnych progów mojego zmęczenia. Plus wszystko, co przyszło z decyzją o wejściu na wojenną ścieżkę z walczącym o dusze. Na pewno ta decyzja zburzyła święty mój spokój, ale pozwoliła mi odkryć coś nowego.

Mianowicie siłę świadectwa wiary.

Uczniowie na początku się buntowali. Wiadomo, zmiana nauczyciela. Nie było, no i nadal nie jest lekko.

Ale coś się zmienia. Coś się dzieje niesamowitego.

Nie umiem tego określić, opisać dokładnie. Zresztą nie wszystko nadaje się do publicznego użytku, niektóre doświadczenia są zbyt osobiste.

Ostatnio udało nam się zorganizować szkolny I Piątek Miesiąca. Październikowy nie wypalił. Zawsze kiedy zaczyna się nowy miesiąc, zaczyna się też duchowa walka o I Piątek. Mój syn zazwyczaj nagle gorączkuje (i często zdarza się, że nie może dotrzeć z tego powodu na mszę). Tym razem rozchorowałam się ja i z tego powodu nie zorganizowałam wyjścia na Mszę Św.

Może to nic takiego, ale nie tylko ja odebrałam to jako walkę duchową. Obca mi w sumie osoba, koleżanka z pracy w rozmowie ze mną przyznała się, że odbiera to tak samo.

W tym miesiącu udało się dotrzeć na mszę i uczniom i nauczycielom i mnie (dzieci moje oczywiście są chore). Ale spóźniłam się, bo nie wiadomo skąd po drodze zrobił się mega korek. Z tego samego miejsca inne osoby wyjechały o tej samej porze, nie spóźniły się. Od razu spontanicznie w rozmowie z koleżankami w pracy powiedziałam, że muszą się za mnie więcej modlić, bo odczuwam wiele przeszkód w związku z tą pracą. Widocznie będą efekty, bo Bóg działa, ale też testuje wytrwałość swoich robotników.

Nikt mnie nie potraktował jako wariata, kiedy to mówiłam.

Jakoś to do mnie dopiero teraz dociera, że Bóg jest naprawdę Panem naszych kroków i czynów, które Mu polecamy. Że zaufanie Mu to naprawdę jedyne wyjście – zwłaszcza wtedy, kiedy najbardziej się boimy, kiedy nie widzimy nic we mgle naszych wątpliwości, kiedy nasza wiara składa się głównie z polemiki z samym sobą i jest pełna wewnętrznego sporu, kontrowersji, zmagań.

Zdarzenia, spotkania z ludźmi, szanse, okazje, emocje, wrażenia – wszystko to trzeba podeprzeć modlitwą, życiem sakramentalnym, zwłaszcza Eucharystią. Wtedy naprawdę zaczyna się otwierać człowiek na działanie Boga. I widzieć to, co On robi i gdzie prowadzi.

Nie wszystko rozumiem, czasami podejmuję decyzje, które mnie bolą (np. ostatnio boli rezygnacja z takiej czy innej działalności, z jakiejś współpracy). Ale wiem, że tak chce Bóg i wyniknie z tego dobra, cenna pointa. I niekoniecznie ja będę jej adresatem.

Dziękuję Bogu za to, że mogę poznawać Jego głos w zdarzeniach mojego życia. Za to, że moje dzieciaki kierują moją uwagę na emocje, na miłość, pokój serca, i walkę o marzenia. Za to, że mój dom staje się oazą twórczości życiowej. Że rysują się na naszej wspólnej przestrzeni horyzonty wielkich zdarzeń. Że Bóg nam towarzyszy w naszej pracy i w naszym życiu.

Niesamowite jest też to, co czasem się zdarza na katechezie. Jest tego za dużo, żebym to mogła jakoś teraz spisać. Może jak się poukłada w głowie i okrzepnie, to złapię to i uwiecznię w jakiejś literackiej formie?

 *

Zastanawiam się teraz nad pointą moich refleksji. Może niech ją zastąpi anegdotka z życia mego osobistego.

 

Na jednej z ostatnich lekcji uczennica podniosła rękę i czekała, aż jej udzielę głosu.

Oczywiście ja zapamiętale coś tam monologowałam o rzeczach ostatecznych, próbując w międzyczasie przekrzyczeć i ujarzmić grupkę pod wezwaniem „olewamy katechetę, pogadajmy o pierdołach” i trochę ją z tą ręką przetrzymałam.

Kiedy udzieliłam jej głosu, ona zapytała:

– Czy Pani jest siostrą zakonną?

Chyba miałam zdumioną minę. Zatkało mnie. Więc zapytała jeszcze raz:

– No taką, co się tak normalnie ubiera?

Pomyślałam, że to zgryw mający na celu zepsucie lekcji, że dziewczynka jaja sobie robi i zażartowałam:

– No tak, ładnie mnie oceniasz, to co ja się tak nienormalnie ubieram, czy co? W habicie mam chodzić czy jak?

A ona jeszcze raz śmiertelnie poważnie zapytała:

– Nie, no ja mam na myśli takie siostry, co bez habitu są. Czy Pani jest zakonnicą?

Normalny poważny katecheta odpowiedziałby równie poważnie na poważne pytanie młodego człowieka.

A ja po prostu zaczęłam się tak śmiać, że nie mogłam się uspokoić. Uczniowie p.w. „olewamy katechetę…” natychmiast przestali gadać i zwrócili uwagę na mnie. Próbowałam się uspokoić i zacząć odpowiadać na pytanie chyba nieco obrażonej uczennicy. Klasa zamieniła się w słuch. Jak nigdy.

Wyjaśniłam, że śmieję się, bo dawno nikt mi na lekcji takiego komplementu nie powiedział. Bo bycie siostrą zakonną w dzisiejszych czasach i to bez habitu i to w katechezie to prawdziwy heroizm – tzn. ja tak myślę. I zapytałam uczniów, których uczyłam kiedyś w podstawówce, żeby jej odpowiedzieli.

Na co jeden chłopaczek mówi:

– No w sumie to dobre pytanie, bo ja też nie wiem (tu się rozejrzał i popatrzył na kolegów ze starej klasy szukając ratunku)… Pani się nigdy nie ujawnia z sobą…

No i ja znów dostałam ataku śmiechu… Wreszcie udało mi się uspokoić i zacząć wyjaśniać, że mam męża, czwórkę dzieci, jakie studia skończyłam. To ich chyba bardziej zaciekawiło niż rzeczy ostateczne. W sumie uznałam, że to jakiś tam sukces, że to kim jestem jest dla nich ciekawsze niż to, na czym polega czyściec, niebo i piekło.

Ta historia ma dalszą część. Bo na drugi dzień uczennica na przerwie zaczepiła mnie znowu tym razem z koleżankami i powiedziała:

– To jakaś ściema z tą Pani rodziną. Pani jest z zakonu wizytek.

Tym razem nie padłam trupem ze śmiechu, tylko wdałam się w rzeczową rozmowę o tym, że wizytki noszą habity i w ogóle skąd takie podejrzenie.

– Bo Pani nam ciągle o Bogu mówi i o Kościele i dużo o tej Marii Małgorzacie Alacouqe mówiła, a ona była z wizytek.

Ach, urosłam z dumy! ZAPAMIĘTAŁY NAZWISKO ŚWIĘTEJ I JAKIŚ FAKT Z JEJ ŻYCIA!!!! I zauważyli, że mówię jednak o Bogu. Coś tam usłyszeli.

 

I stwierdziłam, że co tam. Mogę być szkolną siostrą zakonną. W końcu to komplement.


 

26 Comments

  1. januszek

    Ok. – to pytanie  “co to

    Ok. – to pytanie  "co to znaczy modlić się" ? Sprawa jest niebagatelna, dlaczego ? – ano dlatego, że my lubimy posługiwać się w tym względzie formułkami. Albo gdy nie lubi się formułek, to proponuje się ludziom coś aby "mówili swoimi słowami". Dlaczego napisałem – "coś" ? – to raczej skomplikowane, ale zawuażam pewien proces – czyli np. w grupie modlącej – np. charyzmatycznej każdy może powiedzieć coś od siebie, ale pytanie brzmi – "czy to jest prawdziwe" ? w sensie z serca, czy wymuszone ?. Mam wrażenie, że to co nam wydaje się od serca jest bardzo naciągane, albo nawet jest złudzeniem, czy wręcz pokusą podsuwaną przez złego ducha. W tym momencie mógłbym znowu zacząć cytować św Ignacego, ale nie zrobię tego, bo to naprawdę nie ma sensu. Specjalnie tak piszę, bo czasem mam wrażenie, że "mówi się to co się myśli w danym momencie", tylko, jakoś dziwnie, gdy ktoś zaczyna mówić to nagle włącza się (ja to nazywam automat). Jeżeli "automat", no to co jest grane ? Takie "atumatyzmy" są bardzo rozpowszechnione w grupach "pentakostalnych" i są one nazywane bardzo różnie – "najczęściej", jako "języki i proroctwa". Ok. nie wnikam, ale jest to warte przemyślenia. Moim zdaniem te autoamtyzmy są niezwykle groźne, gdyż w większej grupie mogą wywoływać złudzenia i bezkrytyczne myślenie w stosunku do lidera a to może byćnaprawdę groźne. Może być groźne gdyż lider, który ma jakieś "nadzywczajne właściwości" może je przerzucać na innych. To jest niezwykle groźne zjawisko, gdyż podpada pod SPIRYTYZM. Ok. nie wierzysz ? to pooglądaj sobie Jolanto tych różnych "penta" na Youtbee z nastawieniem na niejakiego B. Hinn. Ok, bo trochę się  uparłem na niego, ale weź porównaj też innych "penta………". Robią to samo – SPIRYTYZM, czyli ? – ano słynne "przyjdź Duchu św – powtarzane "setki razy".  To jest wyłączenie rozumu, i to dosłownie – nie wierzysz ? – to poczytaj psychologiczne wyjaśnienia zjawiska, a poza tym to jest "ogłupianie Ducha św". Tak bo przecież Duch św jest "duchem rozumu" i jemu nie trzeba powtarzać w kółko "co ma robić" i to jeszcze "na całe gardło".

    Natomiast co do "eucharystii" to sprawa bardziej skomplikowana, bo Jezusa eucharystycznego można poznać jedynie po "żmudnym poszukiwaniu" i przede wszystkim po "próbach". Być może się narażę, ale ja tak robię, czyli ? – nawet gdy mam jakieś przeczucie, że popełniłem grzech ciężki to idę go przyjąć. Rozumiesz ?, oj ciężko to pojąć, ale właśnie MOJA NIEGODNOŚĆ powoduje, że Go szukam.

    Wiesz co trapi – najwięcej nas katolików ? – "chore poczucie winy" i skrupuły. Oczywiście, że istnieje wina obiektywna, ale w większości to jest "chore poczucie winy". Powiem coś trudnego, ale "jeżeli ktoś już wszedł do świątyni" to już jest SUKCES. Tak więc jeżeli ktoś jest na mszy św. to nawet jeżeli przyszedł "z przyzwyczajenia" to już jest SUKCES, a jeżeli tak to – "dlaczego nie chcemy Jezusa" ? Odpowiedź jest jednoznaczna- no istnieje powiem dosadnie "skurwysynski byt nazywający się diabeł", który nas zwodzi.

    Ale idiocie nie uda się, cap i śmierdziel już przegrał i dalej będzie przegrywał AMEN.

     
    Odpowiedz
  2. januszek

    Ok, żeby nie być tylko

    Ok, żeby nie być tylko "gołosłownym" to dam przykłady, ponieważ istnieje różnica między chorym poczuciem winy a obiektywnym grzechem, czyli:

    – "zapomniałem modlitwy" – to oczywiście grzech, ale zapomnienie to nie to samo co "zaniedbywanie". Zapomnienie to jest "słaba natura" a "zaniedbanie" jest wolą, czyli głosem "po co ja mam się modlić" ?

    Widać tu różnicę.

    – "żyję w związku niesakramentalnym" – oczywiście wina jest obiektywna, ale "żyję to nie to samo co zgrzeszyłem", tak więc ludziom wolno przystępować do komunii św, ale pod warunkiem gdy nie podjęli współżycia sexualnego. Albo inaczej, "gdy podjęli to współżycie i szczerze się wyspowiadali to "wolno im iść do komunii św", lecz najlepiej poza parafią macierzystą.

    – "nie poszedłem na mszę św niedzielną i świąteczną" – oczywiście wina jest obiektywna. Oczywiście, że istnieją jakieś "okoliczności łagodzące", ale są one wyjątkowe.

    – "nie poszedłem na mszę św w II dzień świąt – no tutaj nie ma wogóle winy. Oczywiście to do końca nie tak, bo można nie iść na tą mszę św. np. "na złość małżonkowi" a tutaj już należałoby się zastanowić.

    – "zdenerwowałem się na księdza" – no oczywiście, że nie ma winy – mogę mieć swoje zdanie na temat księdza, ale "zaprzeczanie ważności jego posługi" to już jest  wina obiektywna.

    Ok. bo mógłbym wymieniać i wymieniać, ale chciałem pokazać, że to co my uważamy za winę często ją nie jest i  może być zjawisko "wpędzania w chore poczucie winy", nie mówiąc o tzw. "skrupułach", które są odrębnym problemem. Oba zjawiska nie są przeszkodą do przyjmowania Jezusa w eucharystii, jednak są przede wszystkim SYGNAŁEM, że w życiu duchowym trzeba zacząć coś zmieniać. Dlaczego ? – ano dlatego, że chore poczucie winy może przerodzić się w "winę obiektywną", tak samo, jak i skrupuły.

     
    Odpowiedz
  3. jorlanda

    Ale o co chodzi?

    Szanowny Panie Januszu, czy może mi Pan objaśnić czego Pan teraz chce ode mnie?

    Z Pana słów nie rozumiem paru zdań – podejrzewam, że są pod moim adresem, więc pozwolę sobie "wycytować":

    (…) bo czasem mam wrażenie, że "mówi się to co się myśli w danym momencie", tylko, jakoś dziwnie, gdy ktoś zaczyna mówić to nagle włącza się (ja to nazywam automat). Jeżeli "automat", no to co jest grane ? Takie "atumatyzmy" są bardzo rozpowszechnione w grupach "pentakostalnych" i są one nazywane bardzo różnie – "najczęściej", jako "języki i proroctwa"

    Podejrzewa mnie Pan o jakieś specjalne dary i właściwości? Mam jakieś? Niech Pan sobie ze mnie nie żartuje. Jestem zwykłym człowiekiem, grzesznikiem i sługą Pana. Przesadza Pan z tymi podejrzeniami.

    To jest niezwykle groźne zjawisko, gdyż podpada pod SPIRYTYZM. Ok. nie wierzysz ? to pooglądaj sobie Jolanto tych różnych "penta" na Youtbee z nastawieniem na niejakiego B. Hinn. Ok, bo trochę się  uparłem na niego, ale weź porównaj też innych "penta………". Robią to samo – SPIRYTYZM, czyli ? – ano słynne "przyjdź Duchu św – powtarzane "setki razy".  To jest wyłączenie rozumu, i to dosłownie – nie wierzysz ? – to poczytaj psychologiczne wyjaśnienia zjawiska, a poza tym to jest "ogłupianie Ducha św". Tak bo przecież Duch św jest "duchem rozumu" i jemu nie trzeba powtarzać w kółko "co ma robić" i to jeszcze "na całe gardło".

    No tutaj to Pan pojechał o kilka zdań za daleko. Oskarża Pan i to publicznie Ruch Światło-Życie o praktyki okultystyczne. Proszę zatem poczytać o formacji w Domowym Kościele, o dziele życia księdza Franciszka Blachnickiego, o tym, dlaczego Kościół uznał go kandydatem na ołtarze i o tym, jak wiele dobrego ksiądz ten zrobił w kwestii formacji pokoleń ludzi.

    Polecam też przyjrzenie się życiu siostry Jadwigi Skudro, której zaangażowania na rzecz formacji małżeństw i rodzin nie sposób przecenić.

    To bardzo katolickie osoby, bardzo zasłużone dla Kościoła, bardzo cenione przez polski Kościół. Zatem nie rozumiem, dlaczego Pan się tak obawia metod formacji chrześcijańskiej,  które są oficjalnie uznane w Kościele i nie ma w nich absolutnie nic podejrzanego.

    Proszę się wytłumaczyć, bo jest mi to Pan winien w tym momencie.

     

     

     

     
    Odpowiedz
  4. jorlanda

    Skrupuły

    Czy próbuje mi Pan wmówić, że mnie dręczą jakieś skrupuły?

    Zapewniam Pana, że wyżej wymienione przez Pana grzechy nie zdarzają mi się. O modlitwie nie zapominam, nigdy nie żyłam  w związku niesakramentalnym, od ponad 15 lat lat nie zdarzyło mi się opuścić mszy niedzielnej czy świątecznej, nawet jeśli to II dzień świąt.

    A zdenerwowanie na księdza – jak sam Pan zauważa – to jeszcze nie grzech. A skoro już o tym mowa to przyznam, że zdenerwowanie na księdza towarzyszy mi nieustannie. Jestem teologiem, i to czynnym zawodowo, zatem księża są moimi naturalnymi sprzymierzeńcami w pracy na rzecz ewangelizacji. Wśród księży mam przyjaciół, są koledzy, znajomi. Ludzie po prostu. Zdenerwowanie to rzecz naturalna, kiedy ludzie razem coś robią, czasem mogą się nawzajem rozdrażnić. Ale to nie oznacza zaraz grzechu, jeśli to nie doprowadza do zerwania współpracy, ale powoduje pogłębienie relacji, modlitwy o wspólny sukces np. na rekolekcjach czy podczas różnych innych inicjatyw.

    Zdenerwowanie można opanować.

     

     
    Odpowiedz
  5. januszek

    Czy ja powiedziałem choćby

    Czy ja powiedziałem choćby słówko, że dotyczy to Twojej osoby ? No tak ale piszę na Twoim blogu i niby nie na temat, lecz nie o to mi chodzi. Chodzi mi o statystyki. Statystyki są wręcz przerażające – na mszę św niedzielną uczęszcza i ile pamiętam czterdzieści parę %, do komuni św. przystępuje bodajże 20 %, no a jeszcze zadałbym pytanie – ile ludzi z tych 2ks. Blahnickil przyjmuje Jezusa z miłości ? No tego już się sprawdzić nie da. Dlaczego tak się dzieje – myślę, że jedną z przyczyn jest: "rutyna i przyzwyczajenie". Nudzimy się eucharystią i dlatego nie podchodzimy do niej poważnie. Poza tym pewne "dwa grosze" dorzucają właśnie różne ruchy w kościele, nie mówiąc, że w te ruchy jakoś dziwnie wchodzi "duchowość protestancka" – będzie przykład.

    Istnieje kurs ewangelizacyjny "alfa" a głównym koordynatorem w Polsce tego kursu jest "właśnie zielonoświątkowiec". Czyli do nas "walą na siłę" różni poszukiwacze dusz. Tak samo, jak "wszędzie włażą św. Jechowy". Ok. niech sobie włażą, tylko dlaczego My "nie myślimy krytycznie w stosunku do nich". Tu jest problem, bo jeżeli uznamy, że oni nie są Chrześcijanami to "po robocie", ale ludzie tego się boją, boją się powiedzieć, że pewne odłamy protestanckie nie są Chrześcijańskie. No i dlatego tak łatwo ulegamy ich wpływom a czasem się zdarza, że przez  ich wpływy różne grupy odchodzą od kościoła. Tak było np. W Nowym Targu – oaza odłączyła się od parafii i stworzyła sobie zbór zielonoświątkowy. Pewnie takich przykładów jest dużo więcej, nie wiem, wiem że w Kieleckim pewna duża grupa charyzmatyczna zrobiła identycznie.

    Pytanie, czy my mamy się tego obawiać ? Ja bym zaczął się obawiać, bo może być z tym coraz gorzej, ponieważ młodzież lgnie nie do wiary ale do emocji z nią związanych.

    Ok. to jescze na koniec zacytuję wspomnianego ks. Blachnickiego:

    "Świadectwo życia z wiary – będące wielkim cudem Miłosierdzia Bożego i Mocą Ducha Świętego Charyzmat Ruchu Światło-Życie – jako dar dla Kościoła – tak jak został mi ukazany i jak zdołałem go wyrazić. Charyzmat Wspólnoty Niepokalanej Matki Kościoła – jako dar dla Ruchu Światło-Życie, a przez niego dla Kościołów lokalnych. Dar mojego życia w jego śmierci, ze wszystkimi cierpieniami, które do niej prowadzą i z nią się łączą Chcę – z pomocą łaski Pana, w mocy Jego Ducha, w zjednoczeniu z Maryją pod krzyżem – ofiarować to życie za dzieło Ruchu Światło-Życie ze Wspólnotą Niepokalanej, Matki Kościoła, za mającą powstać Wspólnotę kapłanów Chrystusa Sługi i za to dzieło w Carlsbergu, aby mogło jako Sanktuarium Niepokalanej, Jutrzenki Wolności, Źródła Światła i Życia – być tronem Jej łaski i sercem Ruchu. Amen. 

    No i właśnie – tutaj wszystko jest zgodne z doktryn"Świadectwo życia z wiary – będące wielkim cudem Miłosierdzia Bożego i Mocą Ducha Świętego Charyzmat Ruchu Światło-Życie – jako dar dla Kościoła – tak jak został mi ukazany i jak zdołałem go wyrazić. Charyzmat Wspólnoty Niepokalanej Matki Kościoła – jako dar dla Ruchu Światło-Życie, a przez niego dla Kościołów lokalnych. Dar mojego życia w jego śmierci, ze wszystkimi cierpieniami, które do niej prowadzą i z nią się łączą Chcę – z pomocą łaski Pana, w mocy Jego Ducha, w zjednoczeniu z Maryją pod krzyżem – ofiarować to życie za dzieło Ruchu Światło-Życie ze Wspólnotą Niepokalanej, Matki Kościoła, za mająca powstać Wspólnotę kapłanów Chrystusa Sługi i za to dzieło w Carlsbergu, aby mogło jako Sanktuarium Niepokalanej, Jutrzenki Wolności, Źródła Światła i Życia – być tronem Jej łaski i sercem Ruchu. Amen.

    No i właśnie, proszę zauważyć, wszystko zgadza się z doktryną kościoła katolickiego. Tak więc proponuję częściej używać nazwy Kościół Katolicki i katolicy, ograniczając pojęcie Chrześcijanie.

    pozdrawiam

     
    Odpowiedz
  6. aaharon

    Złapali go i uciekł :):):)

    Złapali go a On uciekł !

    Pytacie kto?

    Duch Misjonarza :):):):) 

     

    A co do "filmu" – nie moge zaprzeczyć że od strony wizualnej nie można mu nic zarzucić:):). Trzeba przyznać że film technicznie zrobiony jest znakomicie 🙂 i niektóre ujęcią wręcz olśniewają (zwróćcie uwagę na to jak rusza sie kamera w scenie:):):), gdy bohater zjawia sie nad wodo spadem):):).

    Reżyser dobrze buduje i stopniuje napięcie – widać to zwłaszcza w scenach w mieście:):). Duże słowa uznania należą sie oczywiście aktorom – trzeba przyznać  że ich gra  wygląda znakomicie i  robią spore wrażenie.
    I to by było tyle jeśli chodzi o  plusy. O minusach już "pisałem" i jeszcze raz powtórze – jesli ktoś jest pełnoletni i lubuje sie w krwawych jatkach "misjonarzy"  to polecam jak najbardziej! Pozdrawiam..

    recenzent filmowy 🙂 tezeusza…

    PS. Pół  żartem pół serio …

    ale ogólnie to podoba mi się …tylko tak dalej …a nie trzeba będzie scen poprawiać …

    Czekam na kolejne odsłony …

    pa.

    aharonart*

     
    Odpowiedz
  7. januszek

    Ok. to będzie “dalszy ciąg

    Ok. to będzie "dalszy ciąg kontrowersji".

    Z mądrości Syracha:

    "Z całej swej duszy czcij Pana i szanuj Jego kapłanów. Z całej siły miłuj Tego, co cię stworzył, i nie porzucaj sług Jego ołtarza. Bój się Pana i oddawaj cześć kapłanowi, oddaj cześć mu należną, jak ci nakazano: pierwociny z ofiary przebłagalnej, dar łopatek z ofiary oczyszczenia i pierwociny rzeczy świetych."

    Można oczywiście napisać na ten temat całą rozprawkę i oczywiście też pytać, czyli np.:

    "to jak mam myśleć o księżach" ? No oczywiście, że można myśleć o nich krytycznie, ale

    "NIE WOLNO PODWAŻAĆ ICH KOMPETENCJI W STOSUNKU DO SAKRAMENTÓW", gdyż istnieje zasada, że sakramenty udzielane przez niego są ważne pomimo niegodności kapłana. Oczywiście dopóki jest kapłanem i nie został zawieszony w swojej posłudze. W moim życi spotkałem wielu kapłanów i w większości byli to kapłanie porządni. Oczywiście też byli tacy, którzy wydawali się kontrowersyjni, ot choćby słynny ks. Natanek.

    Jednak nigdy nie podważałem ich posługi sakramentalnej. Nigdy nie podważałem ważności sprawowania eucharystii chociaż zauważałem, że niektórzy ją "odbębniali". Nigdy też nie złościłem się na nich, chociaż miałem do tego prawo. Tak więc kocham księży katolickich.

    Ok, natomiast mogę mieć swoje zdanie na temat różnych przywódców ruchów protestanckich a zwłaszcza tych gdzie niektórzy "sami uznają się za kapłanów". Spotkałem się ze stwierdzeniem "wszyscy jesteśmy kapłanami".

    Ok, może i można tak sobie myśleć, ale czy to oznacza, że "każdy może robić sobie to co uważa za słuszne i np. "sprawować święte obrzędy" ?

    Ok. jeszcze na koniec do Ciebie Jolu – na złość wobec księdza lub księży proponuję nauczyć się pewnego zwrotu i powtarzać go w momencie natłoku myśli i emocji:

    "GNIEWAJCIE SIĘ A NIE GRZESZCIE, NIECH NAD WASZYM GNIEWEM NIE ZACHODZI SŁOŃCE".

    Parę razy wypróbowałem powyższy zwrot i okazał się bardzo skuteczny – na napór niewłaściwych myśli i emocji. Zachęcam do wypróbowania, również w sytuacjach konfliktowych odnośnie księży.

     
    Odpowiedz
  8. ahasver

    Januszu.

    A jak by mi czerwonolicy od wódki klecha dziecko po tyłku klepnął, to miałbym mu błogosławić, czy dać po mordzie? Bo ja skręciłbym mu kark, poćwiartował, zwłoki rozrzucił psom na wiosze, a na koniec polał benzyną i podpalił przybytek, w którym okłamywał ludzi.

     
    Odpowiedz
  9. ahasver

    A kto powiedział, że mam się tymi słowami przejmować?

    Gniew jest ok. Tylko eunuch może nie odczuwać gniewu. Będę się gniewał – nawet jeśli trafię za to do piekła. Jeśli klecha tknie moje dziecko, obetnę mu siuraka, wsadzę w usta, łeb odetnę, nabiję na włócznię i przybiję do wrót świątyni.

     
    Odpowiedz
  10. aaharon

    Bękarty wojny i Tarantino

    a niemówiłem, że poleje się krew w tym filmowym blogu…

    Nie no nie wypada się śmiać ale chce mi się śmiać jak cholera  kiedy cały ten spektakl przypominać zaczyna  poprostu Film  Quentina Tarantino …:) pt" Bękarty Wojny"

    http://www.youtube.com/watch

     

    a*

     

     
    Odpowiedz
  11. januszek

    Ooo tak, człowiek, który

    Ooo tak, człowiek, który boi się siebie, i pewnie "na widok kropelki krwi mdleje" ? – zrobi takie rzeczy.

    Człowiek, który boi się siebie zrobi, takie rzeczy, no dobre sobie. Boisz się podejść do księdza na odległość metra a co dopiero go dotknąć. No ale pisać to umie, chwalić się co to nie zrobi, jaki to on jest silny.

    Natomiast co do gniewu – oj tak, bywa niszczący, słyszałem, że wyzwala on w mózgu kortyzol, który niszczy komórki mózgowe i nie tylko.

     
    Odpowiedz
  12. januszek

    Jeszcze napiszę jedną

    Jeszcze napiszę jedną kontrowersję, ponieważ zauważyłem coś ciekawego. Różni ludzi często wypisywali, że "Acharon to taki wrażliwy artysta, taki "kochający człowiek", dobry, i wogóle "de best". Tymczasem wychodzi "szydło z worka", jest przewrotny, sarkastyczny, upajający się złem i głupotą. Chwali rzeczy złe ale w szczególnych okolicznościach – oczywiście wtedy gdy trzeba atakować świętość i księży. Ok, o co mi chodzi ?

    No chodzi mi o to, że dużo ludzi na "Tezeuszu" jest "ślepych", zmanipulowanych, myślących schematycznie.

    Tak jest, ponieważ tych ataków na Kościół Katolicki prawie nikt nie krytykuje, pozwala się na to, czyli

    "o co chodzi "Tezeuszowi" ? – o "tolerancję", czy może "subtolerancję" ? – "tolerancję na niby", dla rozgłosu a szczególnie dla pieniędzy.  Myślę, że właśnie o to, a  "Tezusz jest bardzo CWANY". Nie potrzebuje bowiem płacić autorm artykułów gdyż "wykorzystuje teksty ludzi, którzy chcą się tylko pokazać" a ponieważ Tezeusz zrobił bardzo ciekawy chwyt, czyli "teksty są własnością Tezeusza", no to mają łatwy i TANI Towar.

     
    Odpowiedz
  13. ahasver

    Cóż 😛

    No cóż. Siebie raczej się nie boję. Bartosz Piotr Franciszek Bednarczyk vel Ahasver tudzież Kryptopluś jestem! I właśnie przyciąłem sobie palucha szlifierką kątową. Krwi bylo co niemiara!

    A Ty? Boisz się siebie, czy w końcu wyjdziesz zza miotły i podasz imię i nazwisko? Co tak się ukrywasz, egzorcysto przestraszony nie-katolików jak farskie prosie niedzieli?

    Ty w ogóle lubisz kogokolwiek i zgadzasz się z kimkolwiek, czy też kortyzol na tyle zaburzył przepływ impulsów elektrycznych między neuronami, że stać Cię tylko na ujadający ressentiment, demonologu od hipokampu? 

     
    Odpowiedz
  14. januszek

    A to zdjęcie, to było dla

    A to zdjęcie, to było dla "mojego przestraszenia", czy dla "popisania się" ? i to jeszcze nie wiadomo czym ?

    Po co tutaj komukolwiek moje nazwisko ? – ok. a dlaczego takiego samego pytanie nie zadasz innym ludziom, którzy ukrywają się pod pseudonimami ?

    No tak, przyciąłeś sobie palca, no wiem, jak leci wtedy krew, ale na szczeście człowiek ma takie mechanizmy, że krwotok albo sam się zatrzymuje albo można pomóc w tym.

    Jeszcze jedno pytanie – bo piszesz, że "to i to zrobiłbyś księdzu" – na łożu śmierci też to zrobisz ?

    Ok. o co mi chodzi – no masz siłę tylko mówiąc a tak to jesteś niesamowicie przestraszony. Natomiast ja – np. obecnie nie czuję żadnych emocji pisząc do Ciebie, a nie zawsze tak było. Tak więc wygrałem i wiem to na 100 % bo mam spokojne serce. Ty też ? – lepiej dobrze się jemu przyglądnij a później pisz "coś tam".

     
    Odpowiedz
  15. aaharon

    @Bartoszu

     Bartoszu Piotrze Franciszku…

    zdjęcie prima sort. Wprost celujące 🙂 Czekam na kolejne odsłony…no wreszcie wychodzi na Tezeuszu  artystycznie i pięknie …tylko tak trzymaj…no moze nie koniecznie piłę ale fotografia naprawdę super! Jak byś tak jeszcze tego palucha zakrwawionego dodał to byśmy mieli Tarantino na tym blogu …TADAM:) palce lizać 🙂 

    Pozdrawiam Cię i proszę o więcej …

     

    Tadam!:)

     

    Aktor misyjny jak widać wchodzi w rolę 🙂 idzie mu coraz lepiej jak widać rozkręcamy jego mościa Bartoszu oj rozkręcamy . Trzeba mu pomóc …by się wyluzował bo się za mocno spina:):) i błędy w pisowni imion czyni …

    Aharon a nie Acharon 🙂

     

     

     

     

     

     

     
    Odpowiedz
  16. januszek

    “Drogi Aharonie”,

    "Drogi Aharonie", (napisałem tak sarkastycznie), ponieważ będę chciał zadać bardzo trudne pytanie – odnośnie tego błędu. Napisałeś, że "to ja go popełniłem, bo coś tam………..". Pytanie – to co napisałeś dotyczyło mnie czy – Ciebie ? Ok. o co mi chodzi ? – ano skąd wiesz co popowiedziała Ci Twoja podświadomość ?. Skąd wiesz, że nie było to tzw. "niedojrzały mechanizm obronny" – SKĄD WIESZ ? Natomiast co do tego "rozkręcania" – to PLECIESZ BZDURY, bo zupełnie mi się nic nie dzieje – zero emocji – rozumiesz ? Ja rozumiem – bo to "emocje pociągają za sznurki w jakimś kierunku" – a właściwie diabeł, który doczepia się do nich. Ja diabła nie boję się – debil, głupek, cwaniaczek, świr, idiota myśli, że uda się mu "przechytrzyć" – np. mnie. A mam go w dupie, bo to jeden raz próbował mnie wykiwać ? Już tak się przyzwyczaiłem do jego "chytrych  podstępów", że wyczuwam je "na odległość" a pokonany i zostanie w momencie gdy będę u mojego spowiednika. Na razie jeszcze coś mu się udaje mnie odciągnąć od decyzji spowiedzia ale nie na długo. Tak więc na 100 % zostanie "zsiekany". Oczywiście zupełnie nie wiem, czy np. Pan Bóg nie zabierze mnie wcześniej do siebie, ale nawet jeżeli to:

    "JEŻELI NAWET W CHWILI ŚMIERCI NIE BĘDĘ ZWYCIĘZCĄ TO MOGĘ POWIEDZIEĆ JEZUSOWI – PRACOWAŁEM NAD SOBĄ".

    Tego ten debil i śmierdziel NIGDY MI TEGO NIE ZABIERZE.

     
    Odpowiedz
  17. zibimarinero

     Bardzo ciekawe refleksje

     Bardzo ciekawe refleksje p.Jorlanto. Przypomniały mi trochę moje refleksje  sprzed ponad 25 lat ,kiedy zdarzyło mi się katechizować parę lat dzieci/młodzież wtedy 6 i 7 klasy. Czasami  zastanawiam się ile zostało w nich z tych moich katechez , teraz są  już przecież 40 latkami.

      Pani Jolu ,Bartoszu i Arturze proponuje do misyjnego Januszka zastosować metodę jako w latach siedemdziesiątych do gadzinówek komunistycznych polecał pewien dominikanin w Poznaniu ; czytając jakiś tekst te jego wywody pomijać ,ja tak zrobiłem chociaż pewno nie wszystko się zrozumie ale czytając od deski do deski zrozumie jeszcze mniej albo nawet za dużo  zinterpretuje . Myślę ,że niektórzy są jak jemioła im więcej  drzewo soku wypuści tym bardziej się rozrasta ,tyle że jemioła nie może bez drzewa  żyć.

     

     
    Odpowiedz
  18. jorlanda

    Basta

    Bartoszu, to samo chciałam napisać, tylko trochę bardziej elegancko… no ostatnio jakoś mnie zawodzą Twoje wypowiedzi, ale cóż… nie musisz mieć we mnie fanki.

    Panie Januszu, dość. Idź do lekarza człowieku. Albo do spowiednika, jak wolisz.

    Aharonie, nie lekceważ tego, co tu się dzieje. To walka. Nie poradzisz nic.

    Panowie, gratulacje. Skłoniliście mnie do decyzji, aby wyjść z Tezeusza na jakiś czas. Tego rodzaju demony wypędza sie postem i jałmużną, jak mówił Jezus.

    Basta…

     

     
    Odpowiedz
  19. ahasver

    Nie.

    Nie nie, nie przestawaj tutaj pisać, byłaby to zbyt duża luka dla Tezeusza. Moje ostatnie wypowiedzi są tylko odblaskiem wewnętrznej wojny i rozbicia, z którego się podnoszę. Przepraszam za nie – są tylko formą artystycznej ekspresji i nie należy wszystkich traktować poważnie. Pisz Jolu, pisz dalej… Co do demonologa od hipokampu – myślę, że powinniśmy jego wypowiedzi olać i tyle. Nie walczyć już, tylko olać…

    Pozdrawiam

     
    Odpowiedz
  20. aaharon

    Jola !

    No dobrze …Pani rezyser:):) 

    Czy zawsze tak musi być? Przecież można inaczej. Proszę się nie poddawać zniechęceniu i reżyserować Tezeusza nie bacząc na złą grę aktorów . My się tylko uczymy roli jaka nam przypadła w udziale . Nie  lekceważymy  mądrości Pani reżyserii – przeżyć szczerych i wielkich . Chciała Pani pokazać jak kontrowersyjna może być wiara. 

    Ja  wierzę kontrowersyjnie , że umysł Pani jest wielki i nierzwykle plastyczny i potrafi sie Pani tak zmierzyć z misyjnymi  umysłami  by te poczóły  się wielkie przy Pani , by każdy kto ma przyjemność uczestniczyć w Pani "teatrze" życia  na Tezeuszu mógł poczuć,  że pracuje z wielkim człowiekiem. Potrzebny jest do tego jedynie czas i cierpliwość. Zbyszek ma rację z tą jemiołą że im więcej soku to się ona rozrasta  . Strzał w dziesiątkę Zbyszku. Tak rzeczywiście jest ale…zawsze jest jednak ale…Czasami bowiem zdarza się że jemioła przynosi szczęście :):) trzeba tylko mieć wiarę zdolną do kontrowersyjnego wysiłku…  Sztuka ma moc przemiany człowieka. Sztuka to coś co jest wpisane w nas ludzi przez Boga. Mamy w sobie piękny świat Bożych ról trzeba tylko je umieć w sobie odszukać i przemienić się pod ich wpływem w motyla…

     

    Mark Twain mówił :

    Trzymaj  się z dala od ludzi, którzy próbują pomniejszać Twoje ambicje?

     Mali ludzie zawsze tak robią, a naprawdę wielcy sprawiają, że Ci mali czują się wielcy…

    Jeśli Pan Janusz jest wielkim człowiekiem to jego wypowiedzi będą zmierzać z czasem do tego by inni czuli się przy nim wielcy…

    Tak myślę . I wierzę a nie lekcewarzę …choć na pozór tak można odebrać moją rolę …

    PS.

    Tadam Jorlandio. Jesteś i zawsze byłaś dla mnie kimś wielkim. Jeśli chcesz oddalić się z Tezeusza to miej proszę na uwadze to że teatr zostaje bez reżyserii a to sprawi że może sie on zamienić w totalna klapę….

     

    Pozdrawiam wszystkich . Moja decyzja jest taka że jeśli Jola odchodzi to ja też….

    Tadam! 🙂

    a*

     

    http://www.youtube.com/watch

     

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code