Kiedy sztuka jest przekroczeniem progu…

Theodor Adorno rozwinął ciekawą teorię, według której wszelka teologia opiera się na języku szyfrów. Każde błędne odczytanie tych szyfrów może dawać opłakane skutki. Jedynie muzyka, według Adorna, jest bezpośrednim uczestnictwem w żywej obecności Boga, gdyż stanowi „odmitologizowaną postać modlitwy”. Osobiście rozszerzyłbym taką tezę na całą sferę pozawerbalnej afirmacji sztuki, a także przyrody – Adorno był filozofem i kompozytorem, więc siłą rzeczy ogniskował się na tym, co mu było najbliższe. Niemniej przesłanie Adorna jest dla mnie bardzo pociągające i czytelne – człowiek potrafi przekraczać samego siebie dopiero z chwilą uwolnienia się od iluzji niezależnego bytowania, wyjścia poza interes własnego „ja” – jak by to określił Schopenhauer (który w tym „interesie” dopatrywał się źródła grzechu pierworodnego, prowadzącego do radykalnej i tragicznej dla człowieka separacji). Muzyka z pewnością pozwala wejść w przestrzeń wolną od własnego interesu (pojętego tu jako chęć trwania i przetrwania).
 
          Dzisiaj wpadły mi w rękę teksty chasydzkiego myśliciela Abrahama Heschela, który pisał, że BYĆ znaczy zawsze coś więcej niż ISTNIEĆ, a podmiot stoi zawsze ponad jednostkowo pojmowanym bytem – każda istota jest zewnętrznym wyrazem czegoś, co istnieje naprawdę. W powszechnym odniesieniu mimowolnie sprowadzana do wartości bezwzględnej i niezależnej staje się tylko iluzją bytu. Podobnie jak każde pojęciowanie (w konstrukcjach teoretycznych) jest symbolizacją, aktem dostosowania rzeczywistości do ludzkiego umysłu. Ciekawy efekt uzyskamy teraz zestawiając ze sobą dwie powyższe tezy – muzykologiczną koncepcję Adorna z pojęciowaniem Heschela. Zatrzymajmy się przez chwilę nad fenomenem muzyki. Żaden traktat o teorii muzyki, żadna partytura, nie jest w stanie wyrazić, czym w istocie jest muzyka, dopóki ona nie zabrzmi i dopóki ktoś nie wysłucha jej z wewnętrznym otwarciem na to najgłębsze poruszenie, jakie ona wywołuje.
 

          Słowa, nuty, obrazy – wszystko, co zamknięte jest w jakiejś formie materii, staje się tylko mniej lub bardziej ekskluzywnym opakowaniem dla zawartego w nich klucza. To właśnie ten klucz zdolny jest otworzyć drzwi do czystej afirmacji. Jednak sama możność otwarcia drzwi tutaj nie wystarczy, gdy u słuchającego, patrzącego lub czytającego zabraknie woli przekroczenia progu. Dopiero znajdując się w środku można uczestniczyć w rzeczywistości wykraczającej poza moje partykularne „ja”. I dopiero wtedy następuje żywe spotkanie – z twórcą tworzywa i ze Stwórcą twórcy. To właśnie spotkanie stanowi rdzeń takiego przeżycia, bo każda sztuka ma charakter dialogiczny – nakierowany na osobę. Poprzez doświadczanie przedmiotu, wchodzimy w rzeczywistość podmiotu. Podobnie jest z wiarą, która według Heschela (jak również drogiego mi Levinasa) jest relacją do OSOBY (w odróżnieniu od wierzenia, które ukierunkowane jest na ideę). Prawdziwa sztuka prowadzi więc zawsze do podmiotu, a ten poprzez autentyczność wyrazu staje się wyrazicielem Podmiotu wszystkich podmiotów.

 
 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code