Kiedy pioruny uderzają w krzyż?

Gdy Benedykt XVI zrzekł się swego urzędu, wiadomość w jednej chwili obiegła cały świat. Zaskoczenie? Ale przecież Ratzinger ma już 86 lat (dopiero co w kraju przetoczyła się batalia wobec przedłużenia wieku emerytalnego do 67 lat – a tu mamy 20 lat dłużej!) i całe osiem lat pontyfikatu spędził bardzo aktywnie. Tylko na zewnątrz może wydawać się wygodną egzystencją dostojnika. Z pewnością przy właściwym poczuciu odpowiedzialności (której Ratzingerowi odmówić nie można!) ciężar jest ogromny, a natura Papieża ma charakter wybitnie medytacyjny, co z pewnością czyni jego urząd jeszcze cięższym. Ponadto, czy już nie czas, aby wreszcie papież mógł normalnie przechodzić w stan spoczynku, gdy tylko sił zaczyna mu brakować? Jakaś kobieta przed kamerą wyrażała rozczarowanie, że Ratzinger „ucieka od swego krzyża”. Ktoś inny użył słów przeciwnych – że nie należy się trzymać władzy jak rzep… Osobiście uważam obydwie wypowiedzi za nietrafione, bo po pierwsze nie możemy dysponować cudzym krzyżem, po drugie – urząd Piotrowy nie jest władzą (przynajmniej w światowym tego słowa rozumieniu).

Gdybym miał w dwóch słowach określić ten pontyfikat, rzekłbym: głębia i delikatność. GŁĘBIA przejawiała się w refleksyjnym podejściu do Ewangelii (wydane książki „Jezus z Nazaretu” ujmowały powszechnie znane wydarzenia w sposób zupełnie nowy, współczesny). Ale też głębokiego wymiaru jego duchowości dało się doświadczyć w prowadzonym dialogu, którego podstawową cechą była DELIKATNOŚĆ, łącząca autentyczną pokorę z empatią. Atmosfera wyciszenia pomagała stworzyć odpowiednią płaszczyznę do przyjaznego spotkania, z odrzuceniem dawnych uprzedzeń i lęków. I chyba dlatego pontyfikat Benedykta przebiegał się bez fajerwerków, których oczekiwali powierzchowni komentatorzy, rozczarowani rzekomą „stagnacją i nijakością”. Ktoś, kto żyje ciągłym zgiełkiem, z pewnością nie usłyszy delikatnego szeptu. Kto przywykł do ciągłej walki, nie poczuje czułego dotknięcia…

Delikatność Józefa Ratzingera jest przejawem miłości, która niczego nie narzuca, nie stawia na samym starcie żelaznych warunków, za to próbuje się wsłuchiwać w najcichszy głos i zawsze szanować wolność drugiej osoby. Taka postawa zdecydowanie przeczy powszechnie kiedyś stosowanemu przydomkowi „pancerny kardynał”. Po spektakularnym uderzeniu pioruna w krzyż katedry św. Piotra pojawiło się mnóstwo komentarzy, odbierających to wydarzenie w kategoriach „Bożego gniewu” lub innej sensacji. Oczywiście trudno nie ulec wrażeniu, że to jakiś znak – jednak istota każdego znaku nie kryje się w samym zjawisku, lecz w jego odczytaniu. Krzyż zawsze ściąga pioruny, tak jak dobro staje się prowokacją wobec przemocy i zła. Jeśli więc osobiście miałbym jakoś odczytać ten znak, widziałbym w nim przede wszystkim potwierdzenie trwałości krzyża i łagodnego dobra wobec największych żywiołów tego świata.

***

 

6 Comments

  1. Jadzia

    znak?

    Masz racje, że metalowy Krzyz zawsze ściaga pioruny, zwlaszcza, ze jest najwyzszym punktem. Podobnie było w czerwcu 2012  na Jasnej Górze kiedy piorun trafił w wieże i spalił webkamerki przy okazji i do dzisiaj obrazu z nich nie ma, bo nie naprawili.Nikt wtedy jakos nie widział w tym zadnego znaku.

    Ja zas zastanawiałam sie nad czyms innym – moze to dziwnie zabrzmi, ale nad nieomylnoscia Papieza. Czy po abdykacji juz nie bedzie nieomylny? Tak nagle przestanie byc? A jezeli będzie dalej to co w sytuacji kiedy będzie miał inne zdanie niz nowy Papiez? 

     
    Odpowiedz
  2. beszad

    Jadziu, w istocie zjawisko

    Jadziu, w istocie zjawisko jest zwykłym zjawiskiem, co jednak nie wyklucza odczyutywania w nim znaku na płaszczyźnie własnej refleksyjności. Zwykliśmy często odnosić się do znaków jak do nadprzyrodzonych przekazó z góry, a przecież one są tylko łącznikiem między tym co nas otacza, a naszym życiem wewnętrznym – niczym więcej i niczym mniej. Jeśli więc ktoś zobaczy na szybie postać Maryi i to sprawi, że poczuje w sobie potrzebę nawrócenia, to uważam, że będzie to dla niego AUTENTYCZNY znak.

    Przyznam, że dogmat nieomylności papieża również dla mnie stanowił niemały problem do przeskoczenia, choć starałem się go zwsze ujmować w ten sposób, że jeśli Bóg zapowiedział, iż bramy piekielne Kościoła nie przemogą, to znaczy, że nawet doraźnie popełniane błędy (bo każdy papież jest tylko słabym człowiekiem) przestają być błędami w pełnym ujęciu historii Kościoła, której przecież jeszcze do końca nie znamy. To jest tak jak z kreskami, które stawia rysownik – czasem są one fałszywe, lecz artysta i tak potrafi z nich wyprowadzić unikalne dzieło, wkomponowując te linie w idealną całość. 🙂
     
    Odpowiedz
  3. elik

    Piękno i dobro-byt.

    Adamie wg. mnie nie tylko Ojciec Święty, lecz każdy chrześcijanin winien być darem Boga, dla wszechświata i bliźnich.
    Natomiast “prowokacją” jest to, co nie pochodzi, od Boga tj. wszelkie zło, także fałszywe, czy pozorne dobro. A piękno bytu, w tym dobro – serdeczność (szlachetność, taktowność, łagodność, delikatność) wobec innych zawsze jest Jego łaską, następstwem, konsekwencją Jego Dobra tj. efektem pożądanej i właściwej postawy człowieka.
    Pozdrawiam Ciebie serdecznie – Zbigniew

     
    Odpowiedz
  4. beszad

    Dar i prowokacja

    Oczywiście, Zbigniewie, jak najbardziej się z tym zgadzam, że każdy z nas jest w Kościele darem i ważną jego częścią. Prowokacją zaś jest przede wszystkim zło, ale chyba nie tylko – również pewne przeciwności losu, które wyrastają nam pod nogami – słowem wszystko, co domaga się od nas wyrazistej odpowiedzi… Dziękuję i pozdrawiam!

     
    Odpowiedz
  5. beszad

    ciekawy dylemat

    Tematyka konfliktu między posłuszeństwem a sumieniem, lojalnością a wrażliwością – to z pewnością jeden z najciekawszych motywów kina. Dzięki, Arturze, za link!

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code