Katecheza w szkole

Normal
0

21

false
false
false

PL
X-NONE
X-NONE

MicrosoftInternetExplorer4

To mój pierwszy wpis na blogu. Z racji Dnia Edukacji Narodowej postanowiłem o szkole słów parę napisać.

Kończę właśnie studia teologiczne. Pewnie za rok będę pełnoprawnym katechetą (miejmy nadzieję). Niedawno odbywałem praktykę w liceum ogólnokształcącym. Cały wrzesień obfitował w „wydarzenia” związane z katechezą w szkole. Zaczęło się od listu biskupów z okazji 20-lecia obecności lekcji religii w szkołach. Grzegorz Napieralski proponował laptopy zamiast lekcji religii. Później marszałek Jerzy  Wenderlich, mówił m. in.: „Z jakichś badań, które niedawno zostały zrobione przez profesora Baniaka wynika, że większość uczniów w szkołach nie potrafi rozróżnić Trójcy Świętej, to co robi 31 tysięcy księży na etatach w szkołach?”

Postanowiłem to sprawdzić. Do kartkówki, którą przygotowałem pierwszoklasistom dodałem specjalnie pytanie o Trójcę Świętą. Trzy klasy po trzydziestu kilku uczniów. Żaden z uczniów nie zaliczył do grona osób boskich Józefa czy Maryi, jak kpił pan Marszałek. Mój eksperyment nie daje rzecz jasna obiektywnych wyników – grupa była niereprezentatywna. No ale fakt, że na blisko setkę uczniów nie znalazł się żaden, który nie wiedziałby kim jest Trójca Święta, daje do myślenia. Ta niewiedza uczniów nie może być powodem do negowania sensu obecności katechetów w szkole. Owszem, jeżeli są uczniowie, którzy mają takie braki, to nie jest to powód do dumy dla Kościoła. Ale czy wszyscy uczniowie wiedzą ile to jest pierwiastek kwadratowy z czterdziestu dziewięciu, albo jak się pisze „gżegżółka”? Czy to jest powód, dla którego należałoby matematyków i polonistów tych uczniów zwalniać z pracy?

Przeczytałem też felieton prof. Magdaleny Środy w tygodniku Wprost („Religia jak seks” nr: 37/2010). Wybrałem dwa cytaty do skomentowania.

Pierwszy:

„Wiejskie dzieci, jeżdżąc na szkolne wycieczki, zwiedzają przede wszystkim miejsca pielgrzymek. Wyjazdy odbywają się w towarzystwie katechety, księży lub sióstr zakonnych, którzy najczęściej nie mają przygotowania pedagogicznego, za to troszczą się o modlitwy i pieśni religijne.”

W liceum, w którym praktykowałem w tym samym celu były dwie dziewczyny: Kasia – studentka geografii z Akademii Pomorskiej w Słupsku i Magda – studentka polonistyki na Uniwersytecie Wrocławskim.  Ja – student Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie – byłem zobowiązany do samodzielnego przeprowadzenia trzydziestu pięciu lekcji i hospitowania czterdziestu (w sumie siedemdziesiąt pięć). Kaśka miała tyle samo, z tym, że jej cała praktyka miała trwać siedemdziesiąt pięć godzin. Zatem w ten czas wliczało się zapoznanie z dokumentacją szkoły (regulaminy, dzienniki, etc.), wyjazdy integracyjne z uczniami, konsultacje z nauczycielem opiekunem. Lekcji przeprowadziła dwadzieścia. Magda natomiast przyszła dopiero pod koniec miesiąca, co mnie bardzo zdziwiło, bo za chwilę miał się zaczynać już rok akademicki. Uczelnia od niej wymagała sześciu godzin praktyk…

Oczywiście to nie są obiektywne dane z całego kraju, ze wszystkich uczelni – ale już na tym przykładzie widać, że wydziały teologiczne dbają o przygotowanie pedagogiczne dla swoich studentów.

Drugi cytat:

„Księża, katecheci, a nawet biskupi są – w przytłaczającej większości – źle wykształceni, anachroniczni, by nie powiedzieć – prymitywni. I ta rzesza niedouczonych mężczyzn pełni funkcje autorytetów: moralnych, politycznych, edukacyjnych.”

Jakoś tak się składa, że znam osobiście koło sześćdziesięciu potencjalnych katechetów. Wszyscy są ambitni, inteligentni, kreatywni – może są jednostki prymitywne, ale nie „przytłaczająca większość”! Część studiuje inne kierunki, albo myśli o studiach podyplomowych – sam kończę studia na UJ. Katecheci, których spotkałem w szkole (czy jako uczeń, czy jako praktykant) byli świetnie przygotowani do zawodu, merytorycznie bardzo dobrzy, może dydaktyka czasami kulała, ale to można zarzucić każdemu nauczycielowi.

Pamiętam kiedyś dyskusję z profesorem katechetyki, z którym nie zgadzałem się w kwestii obecności lekcji religii w szkole. Twierdziłem wówczas, że programy nauczania i podręczniki przygotowywane są przez akademików, którzy siedzą za biurkami a w szkole byli ostatni raz z dwadzieścia lat temu. Nie wiem czy to jest prawda. Podręczniki faktycznie są kiepskie. Jest już nowa podstawa programowa, a za dwa lata wejdą nowe podręczniki. Pokładam w tej reformie duże nadzieje.

Z drugiej strony to nauczyciel prowadzi lekcję a nie podręcznik. W dużej mierze to od katechety zależy, jak lekcja będzie wyglądała, w jaki sposób zrealizowany będzie dany temat. Uczniowie są zainteresowani wieloma problemami, o których nie porozmawiają na żadnej innej lekcji. Katecheza jest czasem na zadanie nurtujących pytań i usłyszenie odpowiedzi.

Praktykę skończyłem trzy tygodnie temu. Uczniowie mailują do mnie i zadają pytania, stawiają problemy. Dla mnie, jako przyszłego katechety, jest to bardzo budujące. Wydaje mi się, że otwartość na potrzeby młodzieży jest kluczem do sukcesu lekcji religii w szkole.

Po miesięcznej praktyce w liceum zmieniłem zdanie na temat katechezy w szkole. Jest ona konieczna. Znaczna część uczniów, którzy szukają, wątpią nigdy nie dotarłaby do salki katechetycznej na plebanii. Lekcja w szkole jest forum ewangelizacji tej młodzieży. O ile sytuacja polityczna na to pozwoli, Kościół powinien robić wszystko, aby być obecnym w miejscu, gdzie młodzi ludzie spędzają znaczną część swojego życia.

Obecność katechezy w szkole nie wyklucza oczywiście katechezy przy parafii. Ba, idealnie byłoby łączyć te dwie sprawy. W szkole bowiem trudno o atmosferę modlitwy, celebracje liturgiczne. Poza tym teoria musi iść w parze z praktyką życia sakramentalnego.

Z okazji dzisiejszego święta wszystkim nauczycielom, katechetom, wychowawcom życzę wielu radości z ich codziennej pracy!

 

9 Comments

  1. majka

    nauczyciel nauczycielowi, a uczeń uczniowi nierówny

    Zaskoczyło mnie już jakiś czas temu, jak to możliwe, żeby różne uczelnie i kierunki "rozdające" uprawnienia pedagogiczne wymagały różnego czasu praktyk i nie zawsze we wszystkich typach szkół. Kilkoro dalszych znajomych miało właśnie takie praktyki i zdarzało się, że trwały one niecały miesiąc np. tylko w podstawówce. A wydawało mi się, że do każdego powinny się stosować zasady, które obowiązują osoby chcące "dorobić" sobie uprawnienia do zwykłego kierunku studiów przez studium pedagogiczne. Tam jest stała wymagana liczba godzin praktyk i to we wszystkich typach szkół. I pytam – podobnie jak Ty – jak ma być nauczyciel nauczycielowi "równy"? Dochodzi do tego jeszcze, może nawet ważniejsza, sprawa – niestety niewielu nauczycieli jest w tym zawodzie z powołania, większość niestety z przypadku, braku pomysłu na życie itp. I nie radzą sobie. Choćby mieli za sobą 300 godzin praktyk, nie zaszczepią one w nich "tego czegoś". Powody tej niezaradności oczywiście są różne, nie ma co generalizować.

    Martwi mnie natomiast zmienianie się szkół. Na gorsze. Trafiłeś chyba na praktyki do takiej, gdzie większość uczniów stanowią jeszcze osoby, z którymi rozmawiać się da. Oby nie rosła liczba szkół takich, jak ta opisana w Tygodniku: http://tygodnik.onet.pl/30,0,53708,1,artykul.html . Jak tam poradziłby sobie praktykant?

     

     
    Odpowiedz
  2. Halina

    Religia w szkołach jest od dwudziestu lat…

    .. a w szkołach coraz bardziej szerzy się przemoc. Nic dziwnego w tym nie widzę, skoro  dla katechetów najważniejsza jest wiedza  z zakresu teologii katolickiej, by potem móc wystawić względnie sprawiedliwą ocenę. De facto są to oceny zawsze pozytywne, które mają na celu " przyciąganie" coraz bardziej zniechęconych tymi obowiązkowymi lekcjami uczniów. 

    Większość szkół jest pozbawiona koordynatorów do spraw wychowawczych ( pedagog, psycholog szkolny)-z tej to prostej przyczyny, że nie stać gminy na jego zatrudnienie, choćby na część etatu, albo co gorsza władze nie rozumieją tej potrzeby. Koordynator odpowiada za wszystkie relacje w szkole, będąc specjalistą od wychowania oraz posiadając odpowiednie predyspozycje psychiczne-nie boi się wejść w konflikt nawet z dyrektorem, nie mówiąc o uczniach. Pedagog jest od naprawiania relacji i w ramach działalności systemowej prowadzi rozmaite zespoły i grupy dla dzieci, i młodzieży szkolnej. Dobry pedagog, a tylko tacy powinni być zatrudniani- potrafi wykrywać problemy w zarodku i zapobiec ich rozwojowi. Młodzi ludzie chcą widzieć w pedagogu człowieka o silnej osobowości i mocnych zasadach. Opisane w Tygodniku szkoły, to zazwyczaj gimnazja. To własnie tutaj występują największe problemy, gdyż niedawni absolwenci podstawówki nagle czują się dorośli. Często są to własnie środowiska popeegerowskie,  gdzie na pomoc ze strony rodziców liczyć nie można. Utworzenie tak dużych skupisk młodzieży, w tak trudnym wieku rozwojowym sprzyja akceleracji negatywnych zachowań. Pedagog zanim zacznie pomagać innym, powinien odkryć siebie, a taką możliwość sprawdzenia się w różnych placówkach, i odkrycia swoich predyspozycji do pracy na określonym miejscu, dają mu różne obowiązkowe praktyki.

    Mam nadzieję, że do szkół- dla dobra dzieci -zostanie wprowadzona etyka z elementami religioznawstwa i filozofii,  wychowanie obywatelskie oraz zajęcia z edukacji seksualnej-prowadzone przez przygotowanych do tego specjalistów. Edukacja w szkołach publicznych nie może pozostawać pod wpływem jednowymiarowej indoktrynacji katolickiej. Na bazie tych wszystkich przedmiotów można  wychowywać  i uczyć skutecznie szacunku dla innych ludzi i tolerancji dla różnorodności; odwołując się do empatii i rozumu. Miejsce religii jest w salkach katechetycznych i parafiach, gdzie Kościół i wierni chociaż częściowo wzięliby finansową odpowiedzialność za nauczanie. Poza tym są przecież szkoły katolickie, gdzie dla katechety, jest to chyba odpowiednie miejsce. Młodzież naprawdę poszukująca-szuka aż znajdzie,kościół stoi prawie przy każdej ulicy, a proboszcz , księża zapewne wiedzą, do czego zostali powołani.

     
    Odpowiedz
  3. quqzar

    Jezus z dzienniczkiem

    Budujący wpis. Oczywiście Pańska praktyka nie jest, jak Pan słusznie napisał, reprezentatywna. Można by przytoczyć liczne kontrprzykłady, które sugerowałyby zupełnie inne wnioski –  bardziej odpowiadające marszałkowi Wenderlichowi czy prof. Środzie. Tak to już jest w życiu – niektórzy wyróżniają się na plus, inni na minus. A rozwiązania instytucjonalne chcąc nie chcąc muszą uwzględniać jednych i drugich.

    Zaciekawiła mnie natomiast wygłoszona tutaj mimochodem uwaga na temat robienia pierwszoklasistom kartkówek. To ciekawe zestawienie: z jednej strony mamy wielkie słowa na temat ewangelizacji uczniów poprzez szkołę i otwartości na ich duchowe potrzeby, z drugiej natomiast – kartkówki, oceny i wreszcie, w przypadku całorocznej katechezy, wpisy na świadectwa (liczone do średniej !). Za co te oceny ? Za postępy w procesie ewangelizacji ? Bez żartów. Standardową odpowiedzią na taki zarzut jest moralne oburzenie i odwołanie się do często spotykanego stereotypu, wg którego "nie ma szkoły bez ocen". Nic bardziej błędnego, a już na pewno nie w kontekście katechezy. Jeśli Kościół ma wykorzystywać – zgodnie z Pańską propozycją – szkołę jako potencjalne forum do ewangelizacji, nie oznacza przecież, że musi mechanicznie kopiować wszystkie złe i dobre praktyki tej instytucji. Innym, nieco bardziej uzasadnionym argumentem na rzecz testowania osiagnięć uczniów w ramach katechezy jest powiedzenie, że "nie ocenia się religii, tylko wiedzę o religii". Jednak i tutaj trudno być zadowolonym z takiego tłumaczenia. Czy takie praktyki sprzyjają wytworzeniu na lekcjach atmosfery otwartości i dialogu ? Wiedza o religii owszem, może stanowić cenną podstawę moralną dla młodego człowieka, ale czy uzasadnione jest karanie go za ewentualny brak tej wiedzy ? Jest to tym dziwniejsze, że ów młody człowiek podjął się poszukiwania prawdy o Bogu, teoretycznie rzecz biorąc, zupełnie dobrowolnie. Moim zdaniem, katecheza w szkole skorzystałaby istotnie na bardzo prostym manewrze, jakim byłoby wycofanie się z oceny na świadectwie.

    Jeszcze jedna ciekawa rzecz. Pisze Pan: "Kościół powinien robić wszystko, aby być obecnym w miejscu, gdzie młodzi ludzie spędzają znaczną część swojego życia". Nie takie to proste. Kościół ma obowiązek zwracać uwagę również na zewnętrzne głosy komentujące jego zachowanie i postawę moralną. Jeśli istotna część społeczeństwa odmówi nam kiedyś użyczania szkolnych – czyli, bądź co bądź, państwowych – pomieszczeń na potrzeby katechezy, jako chrześcijanie musimy potraktować ich postulaty z szacunkiem. Niezależnie od tego, jak bardzo przydałoby się nam miejsce w szkole,  z całą pewnością nie wolno nam okupować go siłą. Ani fizyczną, ani psychiczną, ani nawet moralną.

    Niezależnie od tego uważam, że Pana pierwszy wpis jest bardzo ciekawy i mówi nam wiele o faktycznych nadziejach/zagrożeniach dla katechezy w polskiej szkole. Mam nadzieję, że jako osoba pracująca na pełnym etacie nie będzie Pan podchodził zbyt rygorystycznie do nieszczęsnej kwestii stawiania ocen za religię. W końcu, czy ktoś z nas wyobraża sobie Jezusa z dzienniczkiem w ręku, wpisującego pałę świętemu Piotrowi za niezrozumienie obietnic mesjańskich ? Moją wyobraźnię taka wizja doprawdy przerasta.

    Pozdrawiam

     
    Odpowiedz
  4. nellie

    z fb

    Dobre zestawienie logiczne – konkrety źródłowe: cytaty i opracowanie własne: obserwacje plus wniosek;) Dokładnie tak jak trzeba dyskutować na polu konfliktu… Zwłaszcza jeśli konflikt jest sztucznie stwarzany.

    Pisz, pisz. Będę czytać. I… oczywiście powiem, kiedy będziesz blisko granic, nie ma lekko…:)

     

     
    Odpowiedz
  5. leszek.s

    Krzyż a potem reliigia

    Walka z krzyżem obecnej władzy i zdecydowanie bierna postawa władz koścooła i ktechetów doprowadziły do jeszcze większej śmialości rzadzących w walce z chrześcijaństwem. Temat wyrugowania religii ze szkół nie pojwaił się przypadkowo w tym czasie.

    Życze panu wszyskiego dobrego w swojej przyszłej pracy. Zgadzam się z panem że poziom katechetów jest coraz wyższy. Kiedyś było z tym rzeczywiśice gorzej. Obecnie katecheci wykonują dużo dobrej roboty.  Pamięta pan jednak ze religia w szkołach nie obroni się sama.  Krakowskie Przedmieście pokazuje jasno że będzie jeszcze nie jedna batalia  o obronę wartości i jeśli katecheci nie włączą sie do tej walki to zapomnijcie o tym ze potepująca palikotyzacja pozwoli wam na dalszą egzystęcję w szkołach.

    Pozdrawiam.

     
    Odpowiedz
  6. przemek.radzynski

    katecheza musi się wpisać w system-szkołę

    @ quguzar

    Ocena na świadectwie ma plusy i minusy. Zawsze jest to jakaś motywacja dla ucznia, dla niektórych jedyny powód chodzenia na religię („bo podniosę sobie średnią”). Zauważyłem, że nauczyciele religii niechętnie oceniają uczniów. Myślę, że podobny problem acz z innych powodów mają nauczyciele przedmiotów artystycznych czy wychowania fizycznego. Kartkówka, o której wspominałem miała zupełnie inny cel niż postawienie uczniom ocen. Była formą powtórzenie wiadomości (w tym konkretnym przypadku – informacji na temat Ducha Św.). Młodzież przekazała sobie nawzajem swoje kartkówki i kolega sprawdzał sąsiadowi z ławki. Poza tym, jako praktykant nie mogłem stawiać ocen.

    Z drugiej strony wydaje mi się, że na lekcjach religii pojawiają się wiadomości, których znajomość można, a nawet trzeba sprawdzić. Są to informacja czy to z historii Kościoła i religii, czy też z dogmatyki i małego katechizmu. Myślę, że wiedza ta jest konieczna dla ogólnego obycia licealisty, a tym bardziej dla praktykującego katolika.

    Pisząc o tym, że Kościół powinien robić wszystko, by być obecnym w szkole – nie miałem na myśli okupowania szkół przez katechetów. Nie zostałem zacytowany precyzyjnie – zaznaczyłem wcześniej, że musi temu sprzyjać sytuacja polityczna. Chodziło mi bardziej o wewnątrzkościelną krytykę katechezy w szkole na rzecz katechezy przy parafii. Dopóki społeczeństwo będzie chciało wychowywać swoje dzieci także w sferze religijnej, to Kościół powinien się o to troszczyć. A szkoła jest przecież miejscem, gdzie młodzież spędza bardzo dużo czasu.

     
    Odpowiedz
  7. przemek.radzynski

    wybiórcza akceptacja działań Kościoła

    @ Halina

    Obawiam się, że nie indoktrynowałem młodzieży… I zapewniam, że na moich lekcjach uczyłem szacunku do każdego człowieka. Zresztą takie jest przesłanie chrześcijaństwa. Kościół to nie tylko księża – a wręcz Kościół to w przeważającej mierze ludzie świeccy. I każdy chrześcijanin jest wezwany do głoszenia dobrej nowiny o Chrystusie, a nie tylko wykwalifikowani katecheci.

    Dziwi mnie chęć likwidacji etatów katechetów na rzecz wspierania innych inicjatyw edukacyjnych. Katecheza, która ma przybliżać ludziom Boga i troszczyć się o ich zbawienie jest podstawowym zadaniem Kościoła. Gdy Kościół angażuje się w inną działalność, która nie jest jego priorytetem (vide działalność charytatywna – Caritas to jedna z największych tego typu organizacji, a są jeszcze setki innych kościelnych instytucji pomocowych), to nikt nie upiera się, żeby Kościół zaprzestał tego typu działań…

     
    Odpowiedz
  8. quqzar

    Motywacja

    @ Przemysław Radzyński

    Rozumiem i przepraszam za niedokładne przeniesienie myśli. Takie kartkówki jak Pańska z pewnością mają więcej sensu. Być moze zresztą ma Pan rację i oceny mogą odgrywać na katechezie pozytywną rolę. Byle stosować je z umiarem oraz w duchu bardziej motywacji, a mniej strachu przed karą.

    Niestety, katecheci bywają różni. Nie każdy z nich wykaże się takim zrozumieniem jak Pan. Może jednak lepiej usunąć tą ocenę ze średniej na świadectwie ? Żeby nie dochodziło do nadużyć. Ale to w zasadzie temat na osobną dyskusję. Pozdrawiam

     

     
    Odpowiedz
  9. ahasver

    Filozofia i etyka w szkołach.

    Tylko i wyłącznie możliwość alternatywnych interpretacji prawd egzystencjalnych pozwoli na podniesienie poziomu kształcenia na katechezie. Dlatego do szkół obowiązkowo należy wprowadzić filozofię i etykę. Nie wymaga to komentarza i jest bezapelacyjnie konieczne.  

     
    Odpowiedz

Skomentuj przemek.radzynski Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code