Jezuita o imieniu Franciszek

 KOMANDOSI i EKOLODZY 

W 1980 roku ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski zakończył następująco swój wiersz „Moja sutanna”: 

…wierzę szczerze

że w Kościele jest miejsce

zarówno dla Franciszka z Asyżu

jak i dla Ignacego Loyoli 

Gdy 13 marca 2013 roku argentyński jezuita Jorge Bergoglio został wybrany papieżem i przyjął imię Franciszek, chyba nie wszyscy podzielali młodzieńczą wiarę ks. Zaleskiego. Zanim nowy papież otwarcie wyjaśnił, kto i dlaczego jest jego patronem, próbowano oswajać ten problem domniemaniami, że może to jednak jezuicki misjonarz św. Franciszek Ksawery czy przynajmniej św. Franciszek Salezy ewangelizujący protestantów… Różnice między duchowością ignacjańską i franciszkańską, a raczej utrwalone w zbiorowej świadomości stereotypy wydawały się wielu sprzecznością nie do pogodzenia albo rodzajem jakiejś postmodernistycznej ekstrawagancji, którą trudno traktować poważnie. 

Jezuici – powiedzmy sobie szczerze – nie zawsze wywołują najlepsze skojarzenia, co wywodzi się jeszcze z czasów, gdy odgrywali główną rolę w ideologicznej walce z protestantyzmem, a będąc spowiednikami europejskich władców, mieli ogromne polityczne wpływy. Współcześnie ich programowa elitarność, wysokie wymagania wobec kandydatów, powołanie do specjalnych zadań w Kościele, umiejętne docieranie do środowisk opiniotwórczych oraz sprawujących władzę w różnych regionach świata i ustrojowych konfiguracjach, mogą budzić podziw, ale również podejrzliwość, obawy i niechęć. 

A kto nie kocha św. Franciszka? Pytanie oczywiście retoryczne, bo w tej powszechnej miłości do Biedaczyny z Asyżu ujawnia się jeden z najważniejszych rysów współczesnej kultury, dość groźny zresztą: dominujący w niej sentymentalizm. Kochamy św. Franciszka niezależnie zresztą od naszych światopoglądów  czy wyznaniowej przynależności, widząc w nim uosobienie czystości, prostoty, niczym nieograniczonej miłości do wszelkiego stworzenia. Prowadzone przez św. Franciszka w Gubbio negocjacje z bratem wilkiem mogą spodobać się zarówno obrońcom zwierząt, zwolennikom ekumenicznego dialogu, jak i  krzewicielom  strategii non violence. Tak, żyjąc dość wygodnie w konsumpcyjnych społeczeństwach, kochamy św. Franciszka, ponieważ tęsknimy za naszą utraconą niewinnością, za entuzjazmem nietłumionym przez informacyjny szum, za osobistymi relacjami niezapośredniczanymi przez coraz bardziej skomplikowane technologie… 

Przyszłość pokaże, jak Jorge Bergoglio będzie łączył swoją jezuicką formację z naśladowaniem św. Franciszka. Przyglądając się jego krokom, warto jednak pamiętać, że zarówno duchowość ignacjańska (jezuicka), jak i duchowość franciszkańska to tylko dwa różne sposoby podążania tą samą drogą naśladowania Jezusa, w którego nauczaniu nie brakuje pozornie sprzecznych zaleceń. Takich jak choćby to: Bądźcie więc roztropni jak węże, a nieskazitelni jak gołębie! (Mt 10, 16). Może właśnie realizację tej zasady Mistrza z Nazaretu przyjdzie nam w najbliższym czasie obserwować. 

 

POKÓJ, DOBRO I… STRUKTURA KOŚCIOŁA 

„Pochwalony bądź, Panie mój, przez tych, którzy przebaczają dla Twej miłości…” – ten fragment „Pieśni słonecznej” zaśpiewali ponoć na rynku w Asyżu dwaj wysłani przez św. Franciszka bracia i w mieście zapanował długo wyczekiwany pokój. Sam św. Franciszek wędrował też po włoskiej ziemi, głosząc Dobrą Nowinę o zbawieniu, wzywając grzeszników do pokuty i nawrócenia, godząc zwaśnionych. Wybrał się nawet do sułtana, próbując w pokojowym dialogu nawrócić go na chrześcijaństwo. Ale to było trochę później… 

Wcześniej natomiast hierarchia kościelna zainteresowała się i zaniepokoiła działalnością św. Franciszka. Jego ewangeliczny radykalizm, aby nie został uznany za herezję, musiał być wchłonięty, oswojony przez instytucjonalne struktury Kościoła. Św. Franciszek zyskał wprawdzie dość łatwo przychylność papieża Innocentego III, lecz przedstawioną przez niego regułę franciszkańskiej wspólnoty zmodyfikowano dość istotnie przed zatwierdzeniem. Cytaty z Ewangelii zastąpiono prawniczymi formułami, usunięto artykuł upoważniający braci do nieposłuszeństwa wobec niegodnych przełożonych oraz rygorystyczny nakaz praktykowania ubóstwa… 

Wnioski z tej opowieści nie muszą być wcale pesymistyczne. Ostatecznie św. Franciszek nie był postacią przegraną, a tylko my w imię naszych marzeń wolelibyśmy zapomnieć, że musiał nieco ograniczyć swoje marzenia, dostosowując je do wymogów Kościoła, dla którego dobra pragnął działać i rzeczywiście działał. Powołaniem św. Franciszka było odbudowywanie Kościoła, uzdrawianie go, a nie burzenie. I o tym warto pamiętać, formułując listę oczekiwań wobec papieża Franciszka, w którym chcielibyśmy widzieć może zbyt wyidealizowane odzwierciedlenie jego patrona. 

Czy papież Franciszek zreformuje kurię rzymską? Jak daleko zaprowadzi go realizacja wizji Kościoła ubogiego? Czy on zniszczy Watykan, czy Watykan zniszczy jego? Za wcześnie jeszcze, aby odpowiadać na takie i podobne niepokojące pytania. Tymczasem świat obserwuje niekonwencjonalne gesty papieża Franciszka, który sprawia chwilami wrażenie Bożego szaleńca, ale jego historia życia, jezuicka formacja i duszpasterskie doświadczenie pozwalają ufać, że w tym szaleństwie jest jednak metoda. 

 

AGERE CONTRA 

Jedna z podstawowych zasad ignacjańskiej ascetyki zaleca: „działać przeciwnie”. Jeżeli na drodze realizacji Ewangelii w twoim życiu pojawiają się trudności, to postaraj się zdiagnozować je jak najtrafniej, a następnie podejmij decyzje, które poprowadzą w kierunku odwrotnym niż dotychczasowy. „Dusza pragnąca czynić postępy w życiu duchownym winna zawsze postępować przeciwnie niż postępuje nieprzyjaciel. A mianowicie, jeśli nieprzyjaciel chce duszę uczynić gruboskórną, to ona powinna starać się o delikatność sumienia; i podobnie, jeśli nieprzyjaciel chce duszę zbyt wysubtelnić, aby ją doprowadzić do przesady, dusza winna zabiegać o umocnienie się w słusznej mierze, aby znaleźć spokój we wszystkim” – to tylko jeden z wielu ilustrujących tę zasadę fragmentów „Ćwiczeń duchownych” św. Ignacego. 

W zachowaniu papieża Franciszka zaskakuje najbardziej to, co sprzeciwia się powszechnym przyzwyczajeniom. Kościół zachwycał swoim teatralnym przepychem – teraz widzimy proste papieskie stroje i ważne uroczystości skrócone do niezbędnego minimum. Dostojnik Kościoła wydawał się kimś prawie nie z tego świata – dowiadujemy się, że papież dzwoni w wolnych chwilach do swoich starych znajomych, pamięta o rachunku za hotel i o prenumeracie ulubionych czasopism. Ot, na początek taka behawioralna terapia, przynosząca zresztą podobno pierwsze rezultaty w postaci rodzącej się w Watykanie mody na skromny styl życia… 

To ma początek i w warstwie czysto powierzchownej, spektakularnej. Jeżeli jednak nie zatraciliśmy jeszcze umiejętności słuchania, to warto zapoznać się dokładniej z wypowiedziami papieża Franciszka, a zwłaszcza z jego homiliami, które są dokładnie takie, o jakich marzą chyba wszyscy praktykujący katolicy: krótkie i na temat, skupione na mszalnych czytaniach Pisma św. z danego dnia, a zarazem bliskie naszym współczesnym problemom. I przede wszystkim ożywiające dla nas, ludzi XXI wieku słowa samego Jezusa. Aby przemawiać z taką prostotą i głębią, trzeba mieć naprawdę żywą wiarę, podtrzymywaną przez modlitwę oraz wieloletnie i nieustające praktyki codziennej medytacji czy ignacjańskiego rachunku sumienia. 

 

KOŚCIÓŁ UBOGI PO POLSKU 

Adresatem Objawienia nie jest abstrakcyjny człowiek, lecz osoba istniejąca w konkretnym czasie, miejscu i historycznej sytuacji. Takie stwierdzenie brzmi dość banalnie, ale wydaje się, że zarówno duchowni jak i świeccy zapominają często o tej oczywistej prawdzie. Przypomina ją papież Franciszek ze swoim uwikłaniem w trudną argentyńską historię, a zwłaszcza z bezpośrednim doświadczeniem ogromnych społecznych kontrastów, niesprawiedliwości i masowego ubóstwa. Jeżeli czyjaś wiara stała się zbyt indywidualistyczna, skupiona na osobistym rozwoju, to taki człowiek ma teraz okazję uświadomić sobie, że prawdziwe spotkanie z Bogiem musi uwzględniać ewangeliczną postawę wobec biednych i uciśnionych. 

Ze strony polskiej hierarchii katolickiej nie słychać jednak na razie zachęty do tego, aby budować „Kościół ubogi dla ubogich”. Biskup Wojciech Polak zauważył, słusznie skądinąd, że Kościół to nie jedna z wielu organizacji charytatywnych i że zadaniem Kościoła jest przede wszystkim głoszenie Ewangelii. Problem w tym, że Ewangelia naucza właśnie, jak wielką wartością jest ubóstwo, czyli brak przywiązania do materialnych dóbr. Nikt rozsądny nie domaga się, aby Kościół rozdał biednym cały swój majątek, także ten służący wprost ewangelizacji czy zapewnieniu godziwych warunków bytowych duszpasterzom. Chodzi o rzecz najprostszą, a zarazem najtrudniejszą: o rozpoczęcie konsekwentnego procesu przywracania właściwych proporcji. 

Niedługo po wyborze papieża Franciszka na internetowej stronie „Tygodnika Powszechnego” pojawiła się rozmowa z przebywającym obecnie w Meksyku Jackiem Prusakiem SJ. Oto krótki fragment jego wypowiedzi: „ Jestem pod wrażeniem tutejszych współbraci, którzy mieszkają w klasztorze sprzed kilku wieków. Sam kościół jest wprawdzie odnowiony, bo wszystkie kościoły w Meksyku należą do państwa, ale klasztor? Bieda. Jeśli mieszkam w tym rozsypującym się kolegium, nie czuję wstydu ani moralnego oporu, jeśli wejdzie tu ktoś z miasta. Bo nie ma między nami różnicy w jakości życia”. Jakże inne mamy w Polsce realia… Ale chyba nie tylko mnie wydaje się, że sporo polskich przedstawicieli kościelnej hierarchii powinno czuć wstyd i moralny niepokój z powodu różnicy między jakością ich życia a średnią krajową. 

Próbowałam wyobrazić sobie wizytę papieża Franciszka w Polsce, gdyby miała ona nastąpić w najbliższych miesiącach. I myślę, że zetknięcie Franciszkowych doświadczeń argentyńskiej biedy z wystawnością polskich instytucji kościelnych mogłoby okazać się dość wstrząsające zarówno dla gościa, jak i dla gospodarzy. Ale o ile wiem, papież nie wybiera się w najbliższym czasie do naszego kraju… Tymczasem społeczne i gospodarcze tendencje wymuszą po prostu zmiany także w polskim Kościele. I dobrze, że będą one miały teoretyczne wsparcie w nauczaniu obecnego papieża. 

 

Tekst napisany dla strony internetowej Fundacji Wolność i Pokój

 

Komentarze

  1. elik

    Kto przede wszystkim…….?

    Czytając uważnie wyartykułowane Pani myśli, czy próby wyobrażenia…., oraz rozwaźając przedstawione kwestie i zagadnienia – trudno nie dostrzec celowego, a zatem zamierzonego i zredukowanego ujęcia omawianych spraw.

    Kto przede wszystkim – m.in. kreuje rzeczywistość i zapewnia jakość źycia w państwie?…..

    Dlatego proszę jeszcze raz uruchomić swoją wyobraźnię i spróbować skorygować, czyli ująć intencjonalnie przedstawione zagadnienia bardziej rzetelnie, a najlepiej obiektywnie i w właściwym wymiarze. Ponieważ kwestie dotyczące m.in. owej rażącej dysproporcji, różnicy jakości życia, czy wystawności w instytucjach nie dotyczą wyłącznie osób duchownych, a tym bardziej wyłącznie wspólnoty Kościoła RK w RP.

    Papież Franciszek zapewne dysponuje nie tylko znacznie większym doświadczeniem, niż argentyńska bieda i będąc kolejnym następcą Św. Piotra na drodze realizacji Ewangeli, gościem, czy raczej pielgrzymem w RP, czy dowolnym innym kraju na świecie. Chyba jednak nie będzie doznawał sugerowanych uczuć,  lecz stanowczo i konsekwentnie m.in. urzeczywistniał człowieczeństwo Jezusa Chrystusa, oraz błogosławionych i świętych Kościoła, także z pomocą Boga przywracał właściwe proporcje w Jego Kościele, a wraz z innymi ludźmi dobrej woli w danym państwie i całym świecie.

    Ps. To nie tendencje cokolwiek wymuszają, czy zmieniają na świecie, lecz przede wszystkim Pan Bóg i nie zawsze ludzie dostatecznie światli, prawi i sprawiedliwi.

    Szczęść Boże!

     
    Odpowiedz
  2. beszad

    Przeciwstawność stereotypów a myślenie refeksyjne

    Bardzo ciekawie przedstawia się to przeciwstawienie sobie, a może raczej – jak sugeruje Autorka tekstu – wzajemne uzupełnienie, duchowości jezuickiej i franciszkańskiej. Jednak warto tu również podkreślić inną ważną uwagę zawartą w artykule – że w zakresie pewnych koncepcji i nurtów często operujemy stereotypami, od których nikt z nas nie jest wolny.

    Myślę, że jednym z takich stereotypów jest przeciwstawianie sobie rzeczywistości watykańskiej (czasami w domyśle: wyniosłej, pełnej intryg i przepychu) i południowoamerykańskiej (postrzeganej w duchu prostoty i ubóstwa). Gdy w takie stereotypowe widzenie wkrada się generalizująca ocena, prowadzić to może do krzywdzącego osądu  (choć zapewne różnice są istotne – i nie da się również ukryć, że za oceanem wrażliwość na biedę jest generalnie większa, to jednak ludzka słabość i szlachetność przejawia się i tu i tam).

    Do czego zmierzam? Myślę, że warto podkreślać różnice, nawet jeśli wynikają one ze stereotypów – choćby tylko po to, aby konfrontując je ze sobą, mieć zawsze przed sobą tę najlepszą drogę, która czasem jest wyborem radykalnym, innym zaś razem stanowi obranie kursu "złotego środka". I własnie obecny Papież daje piękny przykład, że można łączyć w sobie umiejętność umiarkowania z pewnymi cechami radykalizmu (tam gdzie jest on potrzebny, np. w kwestii bezpośredniości czy wrażliwości na biedę). A z pewnością radykalizm ten jest nam wszystkim niezbędny w odnowie Kościoła (czyli w ciągłym formowaniu wspólnoty nas wszystkich) w zakresie dążenia do jednoznacznej prostoty i umiejętności dzielenia się SOBĄ i ZE sobą.

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code