Jesteś światłem na mojej ścieżce

Rozważanie na Niedzielę Zesłania Ducha Św., rok B1
 

Babel

Wieża Babel ma sięgać nieba. Gdy człowiek własnym wysiłkiem, własnym zamysłem chce zdobyć niebo – jest pyszny i samowystarczalny.

Góra, niebo to miejsca zarezerwowane dla Boga. Człowiek, wdzierając się tam bez odpowiedniej dyspozycji serca, bez zaproszenia, łamie porządek ustanowiony przez Boga.

Pilne słuchanie Boga, strzeżenie przymierza z Panem włącza mnie w ochronę, sprawia, że Pan mnie strzeże. Niesłuchanie Najwyższego kończy się rozproszeniem i brakiem jedności.

Bez Ducha nie ma we mnie życia, bez Ducha Świętego nie powiem, że Jezus jest Panem. Ci, którzy dostają Ducha, otwierają się na rzeczywistość Boga, niezależnie od wieku, statusu społecznego. Ci, którzy są napełnieni Duchem, są uzdolnieni do wezwania imienia Pana – w dniu ostatecznym będą ocaleni.

Dwa światy

Jeden świat budowany bez Boga, przez ludzi napędzanych ideą, że własną mocą mogą sięgnąć nieba, ideału, doskonałości. Stać się jak Bóg, stać się Bogiem. Kończy się tragicznie, Bóg rozprasza pyszne towarzystwo, wspaniałe miasto, a wieża Babel staje się symbolem pomieszania, rozproszenia. Dolinę zaściełają wyschłe kości, bez ducha, bez życia. Człowiek odcięty od źródła – Stwórcy – wysycha i zamiera. Dopiero słowo Boga i posłany prorok przywoła Ducha Bożego dla ożywienia tego, co stało się martwe.

Druga rzeczywistość, wyprowadzenie z niewoli, przeniesienie jak na skrzydłach orlich. (Lot na orlich skrzydłach to musi być coś. Z jednej strony widoki, przestrzeń, wolność, wyzwolenie od tego, co zostało na dole. Z drugiej obawa przed wysokością, respekt.) Tu Bóg przemawia precyzyjnie: "Teraz jeśli pilnie słuchać będziecie głosu mego i strzec mojego przymierza, będziecie szczególną moją własnością pośród wszystkich narodów, gdyż do Mnie należy cała ziemia". Jaśniej już się chyba nie da.

Przejście z pierwszej rzeczywistości (bez Boga) do drugiej (z Bogiem) odbywa się poprzez ożywienie Duchem Świętym. Ten dar, to źródło przemienia mnie – z człowieka ciemności w człowieka idącego do światła. Z kogoś, kto już był martwy, zarażony pychą, a dalej niemożnością, beznadzieją, bez-sensem – w kogoś, kto powraca do życia. Tak jak prorok Ezechiel ożywiał zeschłe kości. Najpierw pojawia się iskierka nadziei, która pozwala poruszać się, potem wiara, która daje siłę, aby iść dalej, potem miłość, która ożywia i napełnia mocą.

Jesteś światłem na mojej ścieżce

Wylanie Ducha Świętego to ważny dzień, zarówno dla apostołów jak i dla tych wszystkich, którzy doświadczają tchnienia Ducha Świętego. Dziś w katolickich wspólnotach charyzmatycznych modlitwa o dar Ducha Świętego pojawia się coraz częściej. Byłam świadkiem, jak podczas rekolekcji charyzmatycznych po modlitwie o dar Ducha Świętego, po nałożeniu przez kapłana rąk na każdego, kto chciał, z tłumu wierzących, wątpiących, sceptycznych osób zrobiła się wspólnota. Może ktoś powie, że to nieistotne, ale ja lubię dostrzegać małe znaki, a takim małym znakiem było to, że myśmy przestali się tłoczyć przy wyjściu. Wcześniej ktoś na kogoś wpadł, zastawił drogę i nie było to specjalnie, ale większość zwracała uwagę tylko na siebie bez dostrzegania innych. Potem podczas wychodzenia kilkuset osób wszystko odbywało się płynnie, bez zatorów, bez deptania po piętach, ktoś się na moment zatrzymał, przepuścił kogoś z boku. Myśmy się zaczęli nawzajem zauważać, obudziliśmy się z letargu.

Jeszcze przez kilka tygodni utrzymywał się u mnie entuzjazm i energia. Miałam wrażenie, że tak naprawdę to zaczynam od początku. Można powiedzieć, że było to pewnego rodzaju nawrócenie, choć przecież, idąc na te rekolekcje, byłam osobą wierzącą. Ale to był nowy początek, impuls do pójścia dalej, podejścia jeszcze bliżej do Boga. Na tych rekolekcjach zalecono nam, abyśmy sobie poszukali wspólnoty, aby nie wygasł rozpalony płomyk. Nie za bardzo szukałam, ale Jezus prowadził i można powiedzieć, że to wspólnota mnie znalazła. Dziś formuję się we Wspólnocie Przyjaciół Oblubieńca. Płomyk ciągle tli się, cotygodniowe spotkania i dzielenie się: odkrywaniem śladów Boga w naszym życiu, Jego działaniem, obecnością – podtrzymuje i umacnia. Niesamowitą rzeczą też jest włączenie w modlitwę wstawienniczą. Każdego dnia grupa osób modli się w intencjach ludzi ze wspólnoty. Także siostry karmelitanki bose otaczają nas modlitwą. I muszę przyznać, że czuję to wsparcie modlitewne. Duch Święty umacnia moją wiarę, z zeschłych kości i prochu składa mnie na nowo do życia w obfitości, pod opieką Boga. 2405BBOGDANOWICZ.jpg

obraz: Gustave Dore – Wizja doliny suchych kości (1866)

Rozważania Niedzielne

 

Komentarze

  1. januszek73

    Nie rozumiem

      Pomimo wszystko nie rozumiem "hura optymizmu" charyzmatyczności a zwłaszcza podkreślania 3 spraw:

    "musisz się narodzić na nowo" (wyschłe kości)

    " musisz wyznać, że Jezus jest Panem"

    "musisz głosić ewangelię gdzie się da".

    Nie rozumiem, bo to powyżej robią, mówią lub wykorzystują również osoby, które nie chcą mieć nic wspólnego z Bogiem. Ponadto "narodzić się na nowo" może być równoznaczne z "nowy człowiek" a owy to może być każda osoba poddana tzw. "bombardowaniu intelektualnemu" oraz "odmrażaniu i zamrażaniu" (nie będe wyjaśniał o co chodzi, wiele razy to wspominałem :-), ponadto łatwo znaleźć w necie o co chodzi).

      "Jezus jest Panem", mówią również złe duchy (a one przecież działają lub mówią poprzez ludzi) – np. "wiem kto jesteś – święty Boży". Ponadto Jezus przestrzegał, że na sądzie ostatecznym wiele osób będzie się chwalić "Panie, czy nie uzdrawialiśmy i nie czyniliśmy cudów mocą Twego imienia" ? Znam z autopsji przypadek 2 osób, które głośno powiedziały "Jezus jest Panem" a nie nawróciły się ( w ich ustach to wyznanie było po prostu nieszczere lub podstępne – co bardziej mi pasuje do "zły duch przebiera się za anioła światłości).

     Głosić ewangelię można również dla swoich egoistycznych i przyziemnych celów, czego przykładów nie trzeba przypominać jest ich "na pęczki". Ponadto już św. Paweł musiał uwalniać pewną osobę, która mówiła (lub krzyczała) "Ci ludzie głoszą wam ewangelię", co było oczywiście prawdą, ale dla "wróżącej" prawdą nie posiadającą natchnienia Bożego. Ponadto do głoszenia ewangelii, trzeba być jakoś przygotowanym, przecież Jezus najpierw nauczał a potem wysłał uczniów do "głoszenia".

      No i jeszcze jedna sprawa – Judasz – wiadomo "głosił dla pieniędzy" a nawet nadzwyczajne dary do tego wykorzystywał.

    Wnioski – nawrócenie, głoszenie, narodzenie na nowo, to jeszcze nie sukces. Myślę, że sukcesem dla każdego Chrześcijanina a zwłaszcza katolika było – by takie poznanie Jezusa i naśladowanie go aby odkryć czym jest: "wiara, nadzieja i miłość" a to okazuje się nie jest łatwe, bo do miłości idzie się przez cierpienie (krzyże), również cierpienia duchowe o czym wspominają wielcy mistycy – np. św. Jan od Krzyża lub wcześniej św. Franciszek, który dla swego upokorzenia, nie wachał się mówić słów arcytrudnych (cyt. z pamięci " jestem nędzny, jestem nikim i jestem godny potępienia" ) Proszę poszukac w jego "kwiatkach", natomiast św. Faustyna "chciała cierpieć męki wszystkich potępieńców – dla ich zbawienia", lub prozaicznie wypędzała złe duchy "szarpcie mnie ile wlezie a Bóg jest zawsze wielki i święty". Nie wspomnę tu o męczennikach, dla których cierpienia fizyczne to była norma i to codzienna.

      Wniosek na koniec – "przez wiele udręk i cierpień, trzeba nam zdobywać królestwo Boże a kto chce iść za Jezusem, niech weźmie Jego krzyż i niech Go naśladuje".

     
    Odpowiedz
  2. bogdanowicz

    nie rozumiem…

    Nie wiem dlaczego charyzmatyczność ma dla Pana taki negatywny wydźwięk.

    Cyt.:

    Pomimo wszystko nie rozumiem "hura optymizmu" charyzmatyczności a zwłaszcza podkreślania 3 spraw:

    "musisz się narodzić na nowo" (wyschłe kości)

    " musisz wyznać, że Jezus jest Panem"

    "musisz głosić ewangelię gdzie się da".

    Nigdy nie powiedziałam, że ktokolwiek coś musi… bardzo szanuję wolną wolę każdego człowieka jako bezcenny dar Boga. To wyłącznie moje osobiste rozważania w jakiś sposów przefiltrowane przez doświadczenia. Dróg do Boga jak mówią jest wiele, sądzę, że każdy powiniej znaleźć własną. To, że ja się po kilku latach przekonałam do tej nie znaczy, że jest jedynie słuszna 🙂 wręcz przeciwnie, każda inna która jest dla Pana odpowiedniejsza będzie lepsza.

    Ja traktuję swoją wiarę poważnie, nie robię tego na pokaz i nie umiem skomentować Pana wypowiedzi, że głosić Ewangelię można dla swoich przyziemnych i egoistycznych celów.

    Nic mi nie wiadomo o szczególnych darach Judasza, nie natrafiłam na nic takiego w Piśmie Świętym ale chętnie przeczytam ten fragment bo mnie Pan zaciekawił.

    "…bo do miłości idzie się przez cierpienie (krzyże), również cierpienia duchowe…"

    Skąd pomysł, że to droga na której brak cierpienia, nie rozumiem skąd taki wniosek. Każdego dnia podejmujemy decyzje, czy we wspólnocie charyzmatycznej czy w kontemplacyjnej czy bez wspólnoty. Forma jest tylko zewnętrznym opakowaniem, ważna jest treść – to co w środku. A w środku są i będą cierpienia, tu na ziemi się chyba tego nie da uniknąć.

    A Jan od Krzyża jest moim ulubionym autorem i proszę się nie zdziwić ale duchowość karmelitańską bardzo cenię i dobrze się w niej czuję. Te charyzmatyczne klimaty trafiły mi się "przypadkiem" – proszę reklamacje zgłaszać do Jezusa jak by co, bo czuję że On w tym brał udział 😉 i przyznaję, że jak się przebrnie przez pozorną lekkość opakowania to pokazuje się niestety ciężki kawałek codziennej, systematycznej pracy domowej, do odrobienia… cisną, że nie ma zmiłuj (ale to akurat dobrze).

    Rozumiem, że nie podobały się fragmenty tego rozważania a może nawet całość. Cóż nic na to nie poradzę, ale dziękuję za krytykę, próbując zrozumieć czego Pan nie akceptuję może się czegoś nauczę i w przyszłości będę umiała precyzyjniej się wyrażać. Choć nie sposób w jednym krótkim rozważaniu zawrzeć wszystkich aspektów i odcieni wiary… siłą rzeczy coś muszę opuścić, skupić się na jakimś jednym lub kilku aspektach.

    Przyznam się, że czasami jak słucham jakiegoś rozważania, które kłóci się z moim pomysłem, doświadczeniem czy wyobrażeniem to też odruchowo się nie zgadzam ale … zaraz sobie dopowiadam, że akurat autor tak czuje, taki aspekt wybrał, taki przykład podał i to niekoniecznie jest sprzeczne z tym co ja myślę 😉 A ponieważ to początkowe niezgadzanie się skłania mnie do intensywniejszego myślenia to po pewnym czasie odkrywam, że w sumie ta moja niezgoda była dla mnie sygnałem żebym to sobie przemyślała bo może idę na "łatwiznę" nie chcąc przyjąć tego co mi nie odpowiada czy nie podoba się. (Ale to tylko moje przemyślenia – proszę aby nikt nie wziął tego za wymuszoną receptę)

    Widzi Pan, tu dostałam krytykę za "lekkość" a pod innym tekstem za "ciężkość" gdzie dosyć mocno zaakcentowałam aspekt cierpienia, wyrzeczenia…

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code