,

Jesienna melancholia i nieuchwytność życia

Jesień. Zbocza gór złocą się. Ciemność wydłuża swój cień. Przymrozki figlują ze słońcem. Nostalgia. Wśród rzeczy, które lubię jest i melancholia. Taka łagodna. Stan cichej zgody na wszystko, co jest i dobry smutek, że niczego nie możemy uchwycić. Zgoda na przemijanie świata, i przyjaźni, i ból, i nieuchwytność piękna. Tęsknota za czymś, czego imienia nie znam. Nieuchwytność życia wyraża jakby jego istotę: żyjemy, nie dysponując podstawą życia i nie znając jej. Uchwycić można coś, co nasze: jakichś mebel, grudkę ziemi, płot, kierownicę samochodu, pogląd. Pochwycić znaczy jakoś zawłaszczyć, użyć. Ale życia, jakkolwiek rozumianego, nie można zawłaszczyć, chyba, że je zabijamy lub zagrozimy śmiercią. W zaciśniętej pięści pozostanie pustka.[teaser]

Nieuchwytność życia niepokoi, niekiedy przeraża. Przepaść tajemnicy. Dreszcz lęku. Hiedeggerowska Angst. Dziwność. To już nie jest niepewność pytania: Po co żyję? Jaki sens ma t o [wszystko] ? Za którąś granicą doświadczenia zaczyna się ziemia niczyja. Pytania głupieją, zamierają. Dopóki brodzimy po powierzchni życia zajęci przyziemnością, nie dociera do nas t o , i spontanicznie myślimy, że świat jest mały i oswojony: domek, piesek, dzieci, praca, konto w banku, samochód, telewizor. Ale to jeszcze nie jest świat, te sprawy są jedynie ramą obrazu, bezpiecznym schronieniem, by móc doświadczać Tajemnicy. Same w sobie są przyziemnością i niczym. Horror metaphysicus jest przeznaczeniem człowieka. Nerwem jego życia.

Ale wróćmy do zamierania pytań, czyli pogrążania się języka w mroku i niemocy. To najciekawszy moment tego doświadczenia. Język, dzięki któremu zakorzeniam się w świecie, czynię z niego swój dom, popada w ruinę, zamiera. Wraz z językiem zapada się świat. Samooczywistość świata. Ten moment doświadczenia metafizycznej nostalgii jest wymowny. Słowo, które było na początku, nie jest początkiem. Chyba, że Logos pojmiemy jako Słowo Milczenia . Przed słowem jest milczenie i cisza. A jeśli jest język, to zupełnie nieznany, ale dla nas śmiertelnych język Bogów i Duchów jest milczeniem, chyba, że pochylają się, by mówić do nas naszymi dźwiękami.

Dlatego sprawa śmierci jest tak kluczowa. Śmierć dużo więcej ma w sobie życia i dużo lepiej je zna, niż samo życie, pojęte w ramach narodzin i końca. Czy śmierć wyjawia sekret życia? Niekoniecznie. Śmierć, która kończy tę formę życia kogoś, kto uchylił się od miłości Boga, daje tylko odpowiedź cząstkową: jęk potępionych, samoodrzuconych, tych, którzy bardziej lękają się Boga niż wiekuistej pustki. Iwan Karamazow Dostojewskiego. Życie po tamtej stronie nie-do-zniesienia, bez-końca, bez nadziei. Dlatego musi być w nas coś, co nie żywi się pytaniem i odpowiedzią, przetrwa niemotę języka, i przekracza śmierć, nie popadając w jednostronność odrzucenia. Święty Paweł twierdzi, że to miłość (agape), inna niż amor mundi (miłość świata) czy eros, a Tomasz precyzuje, że tylko caritas pozwala przekroczyć dolinę śmierci i ostateczność piekła.

Czyżby funkcją horror metaphysicus było oczyścić duszę i przygotować Spotkanie? Uczyć żyć poza światem, czyli domem języka i bez lęku przed śmiercią? Trwoga, czyli cierpienie bezprzedmiotowego lęku, pozwala odlepić się przyjemności od dobra, a przykrości od zła. To główny fałsz, który nas w życiu spotyka i ślepota. Gdy już nie idziemy za przyjemnościa jako dobrem, i nie unikamy panicznie przykrości jako zła, otwierają nam się oczy na dobro i zło w ich prawdzie. Dajemy się prowadzić w ciemności wiary subtelnej intuicji miłości. Przekraczamy granicę języka, i jakby wypadamy ze świata, a śmierć zmienia swój charakter: staje się nowym początkiem i upragnieniem, czyli nad-życiem, lub po prostu samym życiem.

Śmierć pozwala dłoni rozprostować palce. Zaciśnięta pięść kurczowo czepiająca się życia staje się otwartą dłonią kontemplacji. A jesienna melancholia i tęsknota zapowiada Ekstazę Nieustannego Widzenia.

Video blog

Andrzej Miszk – Pozostałe blogi i teksty

Blogi na wideo w YouTube

 

Komentarze

  1. Kazimierz

    Witaj Andrzeju, chyba już

    Witaj Andrzeju, chyba już wróciłeś, mam nadzieję, że twoja refleksja nad śmiercią i przemijaniem nie płynie ze szpitala i zdrowo i cało wróciłeś do domu 🙂

    Pozdrawiam serdecznie KJ

     
    Odpowiedz
  2. ahasver

    Może jednak jeszcze coś

    Może jednak jeszcze coś napiszę, ponieważ dawno tak pięknego tekstu u Tezeusza nie czytałem 🙂 Julia Kristeva w “Czarnym Słońcu” opisuje stan zapaści egzystencjalnej – choćby było to lekkie muśnięcie otchłani – stanem asymbolii, agramatury. Heideggerowska trwoga jest stanem milczenia; powszechność codziennego “Się” zwija swe kategoryzujące zamysły, aby dopuścić epifanię najbardziej własnej możliwości egzystencji – dla Heideggara będzie nią wypełniająca przeznaczenie indywidualnego jestestwa śmierć, dla Henry’ego – samozradzające się życie. Śmierć “jest” tajemna, skrajnie indywidualna i niedostępna. Refleksja nad śmiercią jest milcząca, ponieważ skazuje człowieka na chwilowe obcowanie z samym sobą, niekategoryzowalnym, niepoddawalnym konwencjom języka. Nietzsche w swojej intuicji zawarł myśl o nieuchwytności własnego egzystowania, kiedy wpatrzony w Otchłąń zauważył, że to Otchłań również spogląda na niego… Pytanie o teleologię istnienia, struktura myślenia podporządkowana ostateczności, ekstrapolująca porządek eschatologiczny: odwieczna inspiracja myśłicieli. Emil Cioran wyraził jednak również niepokojącą kwestię: stwierdził, że większą tajemnicą – w jego nihilistycznym języku “tragedią” – jest akt narodzin. Oba te momenty czasowości można podporządkować – jednak nie na zasadzie jakiejś dialektyki, tudzież tradycyjnego dualizmu – kwestii świetnie podjętej przez Jaspersa; KRAŃCOWOŚCI pewnych momentów egzystencjalnych, które niczym u Alberta Camusa prowadzą na skraj przepaści absurdu. Jakiekolwiek konotacje termin “absurd” za sobą pociąga, należy zauważyć jedno: Krzyk absurdu jest synonimem milczenia w trwodze. Krzyk niemowlęcia po urodzeniu przypomina milczenie człowieka ocierajacego się o niewytłumaczalność śmierci. Oba zjawiska określają sytuacje krańcowe, w których jestestwo zdane jest na przebłysk samego siebie. Jakby to Levinas określił: dochodzi wówczas do epifanii twarzy, jej nagości, bezbronności, skruszenia maski. Głuche milczenie świata nie poddającego się już antropocentryzacji, ta przepaść, która pochłania krzyk i pozostawia głuche milczenie; czyż nie jest to krótka ontogeneza i ontologia czasowości człowieka? Według Heideggera język jest jednym z modi czasowości. W pewnych momentach egzystencji ulega zawieszeniu, albo – po zwrocie – “odpowszechnieniu” i zanurzeniu w jego właściwą istotę: Jurgen Habermas pisał, że grecki Logos, mowa świata, zdaje się odwodzić u Heideggera do hebrajskiego Davhar, protoplasty chrześcijańskiej interpretacji Logosu jako Słowa; owo Słowo jest MILCZENIEM. Milczenie w przeciągu melancholii, asymbolia i agramatura polega na zawieszeniu ludzkiego osądu i wsłuchaniu się w milczące Słowo Wszechświata, a właściwie jest zawieszeniem wszechświata i chwilowym wniknięciem w to, co mistyczne. Język w tym drugim znaczeniu jako “sagen”, saga, przypowieść świata, jest najbardziej skupiony – jak Heidegger pisał – w kojącej ciszy, w której noc staje się tajemniczą zbliżycielką gwiazd, zszywającą rozdartą językiem powszechnych kategoryzacji i gadaniny “Się” Jednię jestestwa i świata bez fastrygi i nici, bez szwów…

    Jesień jest zbliżycielką gwiazd, odwrotem od wiosennych bahanalii, podczas których po wypiciu młodego wina śpiewamy o ziemskich rozkoszach, opiewając uroki ogrodu. Jesień odrzuca bujność letnich dionizji, podczas których dojrzałe wino pijemy wpatrzeni w płody słońca, gwiazdy przysłaniającej kosmos i swój kojący cień rozrzucającej pośród liści, gęstwiny ziemskiego życia, ziemskiego czasu. Jesień rozkwita śmiercią, jej barwne szaty są jakby powitaniem nagości drzew wdzierających się swymi szponami w niebo chłodne i ciemne, próbą rozdarcia bezlitosnego woalu nocu w celu wydarcia jego tajemnicy. Jesień oddala człowieka od ziemi. Jest jego niepokojącą odyseją. Zbliża noc i kosmiczny chłód. Zawiesza agrarną czasowość, poddaje próbie człowieczą wiarę w cykliczność wiecznych powrotów. Jesień jest trwogą, oczekującą w bezprzedmiotowe szaleństwo zimy, podczas której człowiek stapia się ze swoją własną maluczkością, przygnieciony monstrualnym okrucieństwem kosmosu, bezmiarem chłodu, tchnieniem śmierci.

    http://pl.youtube.com/watch?v=TMZtqpOvl0I

     
    Odpowiedz
  3. ddn

    Uroda tekstu – owszem.

    Uroda tekstu – owszem. Jednak nadal myśl podąża za myślą. Wzniosłe słowa to też tylko słowa. Pierwotne milczenie raz wypowiedziane staje się słowem.
    Co więc zanim milczenie?

     
    Odpowiedz
  4. Andrzej

    Bartoszu!

    Bardzo dziękuję

    Bartoszu!

    Bardzo dziękuję za erudycyjne rozwinięcie mojego nieporadnego zapisu osobistego doświadczenia. Dzięki Tobie dowiedziałem się dwóch nowych ważnych rzeczy: nie znałem wcześniej tego poglądu Habermasa o Heideggerowskiej interpretacji Logosu jako Milczenia. (W ogóle chyba nie spotkałem się wcześniej z taką intuicją, która zresztą jest mi bardzo bliska.) Drugą nowością dla mnie jest symboliczna – i dość inteligentna – interpretacja jesieni.

    Rozwinąłbym trochę poruszony przez Ciebie wątek egzystencjału bycia-ku-śmierci M.H. Dla H. przed ?zwrotem? właśnie śmierć była doświadczeniem uprzywilejowanego metafizycznego otwarcia Dasein (jestestwo) na Sein (Bycie). Kluczowe było Heideggerowskie rozumienie relacji Dasein do własnej śmierci, jako wybiegania w niemożliwość istnienia. Dasein, dzięki doświadczeniu trwogi ? radykalnego poluzowania relacji Dasein ze światem (?wyślizgiwania się świata?) – ?przyswaja? śmierć jakby już za życia.

    Metafizycznie śmierć jest tutaj nicościującą Nicością, macieżą Sein . Zakorzeniając się w Nicości Dasein jakby ogarnia całość Bycia i staje się zdolne do autentycznej egzystencji. To ?wybieganie? w śmierć u H. jest dość tajemnicze i trudno się konceptualizuje: to jakiś rodzaj jego osobistego doświadczenia, w którym odnalazło coś bardzo własnego wielu jego współczesnych i późniejszych czytelników i słuchaczy. H. myślał, że jeśli poradzi sobie ze śmiercią to metafizycznie ?obali? teologicznie rozumianą nieskończoność i przyswoi ją całkowicie skończoności.

    Trop był trafny, ale H. ? według mnie ? przeszacował możliwości człowieka. Z jednej strony zakładał, że człowiek przyswajając śmierć już za życia, może niejako autonomicznie nią rozporządzić i stać się włodarzem ułomnego życia i śmierci. (Można to nazwać metafizyczną zemstą Heideggerowskiego człowieka za swoją ?rzuconość? i radykalna bezdomność.) Z drugiej strony H. przecenił rolę odwagi (jego sławne modi ?zdecydowania?, itd.) jako asymilatora śmierci. Odwaga może rzeczywiście stanowić etyczny i psychologiczny warunek godnego przyjęcia śmierci, choćby w duchu stoickiego amor fati, ale odwaga nie transformuje śmierci w życie. To jedynie może sprawić miłość, o której wspomniałem w swym blogu. Czym innym bowiem jest sprostać śmierci, czym innym przyswoić ją jako twórcze rozwinięcie życia. Można odważnie wybiegać w śmierć choćby ze względu na lojalność wobec Furera jako epifanii Bycia. Mówiąc językiem przezwycieżanej przez H. metafizyki: nie znalazł on dobrej odpowiedzi na pytanie o podstawową substancję rzeczywistości.

    Pozdrawiam Cię serdecznie.

    Ps. Tłumaczenia niektórych niemieckich pojęć są nie dla Ciebie, ale dla filozoficznych laików, którzy chcieliby nieco bliżej zrozumieć tę kwestię.

     
    Odpowiedz
  5. Halina

    Nie znalibyśmy wieczności,

    Nie znalibyśmy wieczności, gdyby nie świadomość naszej śmiertelności. Jedynie świadomość śmiertelności potrafi wytrącić wieczność z jej nudnego, szarego, na wszystko nieczułego i pozbawionego wyrazu wiecznego TERAZ. Istnienie ludzkie; istnienie świadome, a więc wątpiące i niepewne siebie, jest jedyną formą istnienia, która ma jakieś cechy. To jedyne istnienie, które może powiedzieć: jestem kim jestem. Wątpienie rodzi się w tym, kto poznał sekret kruchości i znikomości bycia. Wątpienie nie jest słabością, to narzędzie , które z wrodzonej i nieuleczalnej słabości, potrafi uczynić oręż i które słabość ulotnych istnień zamienia w ich siłę. Przelotne istnienie, które musi łagodzić i uśmierzać ból; wyrasta ponad resztę świata. Klątwa przemijania zmienia się przez to w łaskę autokreacji. Bycie; w świecie i bycie; świata. Wiem to podobnie jak inni ludzie, że przeminę, a świat i inni pozostaną. Właśnie ta wiedza, czyni z nas ludzi. Śmierć każdego człowieka jest spektakularną zapowiedzią i jaskrawym zwiastunem mojej śmierci; świat przetrwa beze mnie, tak jak przetrwał za każdym odejściem tak wielu innych ludzi. Ta wiedza jest początkiem( punktem wyjścia, materialną i formalną przyczyną) opozycji dobra i zła.
    Iwan Karamazow wiedział, jak trudno żyć ze świadomością nieskończoności, ale wiedział także, jak trudno pozostać człowiekiem bez owej świadomości. Iwan zapewniał, że miłość jest sprzeczna z Naturą, a jeśli mimo to się zdarza pomiędzy ludźmi, to tylko dlatego, iż wierzą oni w swoją nieśmiertelność. My ludzie wiemy, że jesteśmy śmiertelni, że musimy umrzeć. Ta wiedza, nabyta na długo przed nadejściem śmierci, czy choćby chwilą, gdy staje się ona bliską, bezpośrednią lub określoną w czasie perspektywą, jest być może najbardziej znamienną i brzemienną w skutki cechą ludzkiego gatunku i ostatecznym fundamentem jego wyjątkowej chwały i niedoli. Życie tutaj dostajemy tylko w ” dzierżawę” i wszelkie, choćby najpiękniejsze zajęcia kiedyś ustaną. Czy z tego powodu trzeba żyć ze strachem? B.Pascal uważał, że łatwiej jest znieść smierć bez myśli o niej. Nie jest to prawdą. Ponieważ my ludzie władamy językiem, nie możemy nie zdawać sobie z tego sprawy, że wszystkie żywe istoty umrzemy(dokładnie ja umrę). Język jednak mówi nam tylko o rzeczach, ale słowa nie są tożsame z rzeczami, o których mówią, a zatem język odcina nas( użytkowników słów, istoty obdarzone językiem), od rzeczy jako takich i od ich bezpośredniej obecności. Kto nauczy się rozumieć własne życie, nie musi bać się śmierci, choć jest nam ona bliska w każdej chwili, w każdej minucie. Myśl o śmierci nie sprawia mi trudności, kiedy nie myślę o niej w kategoriach tylko życia doczesnego. Dni życia ziemskiego mają swoje znaczenie. Są dla nas jedyną, niepowtarzalną szansą na dobre( lub złe) uczynki , zgromadzenie aktywów, (lub pasywów), cnotliwe( lub grzeszne) postępowanie; na wszystko to, co roztrzygnie o naszym losie, kiedy wyznaczone nam dni ziemskiego życia dobiegną wreszcie kresu. Dni nasze na ziemi liczą się, mimo iż są policzone. Każdy z osobna i wszystkie razem.

     
    Odpowiedz
  6. ahasver

    Ad 7) Zgadzam się;

    Ad 7) Zgadzam się; Milczenie już wypowiedziane staje się słowem, zawsze ujętym w kategorie Słowem Milczenia. Ale cóż nam, “bytującym – pośród – świata” może innego pozostać poza próbą – zawsze nieudolnego i nieuchwytującego istotności mówieniem? Milczenie jest Słowem, a brak odpowiednich terminów do opisu mistycznej ekstazy – ontologicznym brakiem człowieka. Piętnem – zarówno dla Schelera, jak i dla Plessnera. Mowa świata (sagen) jest tutaj jednak usprawiedliwiona; paradoksalnie, człowiecze słowo może spełniać funkcję milczącej mowy, jeśli stanowi formę epifanii milczenia. Człowiecze słowo wskazuje wówczas na sferę, w której kapituluje. Nie jest to odesłanie do idei regulatywnej – wszak narzędziem idealizacji zawsze są kategorie. Heideggerowski pomysł z egzystencjałami zastępującymi kategorie w momentach najbardziej indywidualnej nieuchwytności tego, co mistyczne, nie jest aż tak chybiony. Wypowiedziane może zawsze być niedopowiedzianym. Funkcją myślenia – a pamiętajmy, że Heidegger w ostateczności utożsamił mowę, myślenie i milczenie jako modi tego samego prze-myśliwania egzystencji, jest do-myślanie; myślenie NIEPOMYŚLANEGO w już POMYŚLANYM, wypowiadanie niewypowiedzianego w już powiedzianym.

    Ad 8) Na takową interpretację J. Habermasa natrafiłem w książce pt: “Filozoficzny dyskurs nowoczesności”, wydanej przez UNIVERSITAS w ramach serii “Horyzonty Nowoczesności”. Wspaniała i inspirująca kolekcja. Jedną z książek tej serii (serię łatwo poznać po białych okładkach) jest m.in. właśnie “Czarne Słońce” Julii Kristevy. Książka jest pełna inspirujących intuicji, niestety bardzo mroczna, czasem wręcz demoniczna. Wydawnictwo jednak bardzo renomowane. Z tej samej serii polecam również książkę Agaty Bielik – Robson pt: “Duch powierzchnii. Rewizja romantyczna i filozofia”. Autorka odnajduje metafizyczną głębię i mistyczną inspirację w duszy cierpiącej – duszy czującej. Zmysłowość sprowadza do duchowej głębi.

    * * *

    Odnośnie Heideggera: Nie jest jednak tak, że chciał przyswoić nieskończoność skończoności, w każdym razie nie na tych samych płaszczyznach rozumienia czasowości. Pamiętajmy o tym, że bazował na zradykalizowanej wersji Husserlowskiej fenomenologii. Co to oznacza? Przede wszystkim odrzucenie antropologicznej struktury kategorii orzekających o bycie. Następstwem jest ominięcie klasycznej interpretacji czasowości, konstytuującej człowieka jako byt, a więc odrzucenie (a raczej: wzięcie w nawias) linearnej koncepcji czasu, a także czasoprzestrzeni fizykalnej. Tak pojęty człowiek jest tylko jednym z modi Dasein, Jestestwa. Ekstatyczna czasowość jestestwa polega na wzajemnym “wkraczaniu” w siebie byłości, współczesności i teraźniejszości. Oznacza to, że będące we właściwy sposób jako przyszłościowe (wybiegające w indywidualizującą możliwość śmierci) jestestwo uwspółcześnia bytowość (razem z bytami – narzędziami go otaczającymi) jako współ-czesny mu kontekst jego otoczenia, naznaczony przez przyszłościową śmierć. Takie przyszłościowe uwspółcześnianie jest zarazem powotem do byłości jestestwa jako tego, czym ono już zawsze było w jego byłości jako jemu właściwej, a więc nie w jakiejś minionej przyszłości jako “punkciku” na linii czasu. A więc tym, kim już od narodzin było – ku – śmierci, naznaczone przez pryzmat własnej skończoności. Heidegger uważał linearną i fizykalną koncepcję czasu za wtórną wobec ugruntowań metafizyki, które proponował. Modyfikacją linearnie pojmowanego czasu jest CZAS ABSOLUTNY, czas eschatologiczny. Wieczność Boga pojmowana jest albo jako “nieruchomość” czasu, albo nieskończość następujących po sobie “chwil obecnych”. U Heideggera czas jest całościowy, czasowość jestestwa wybiega z przyszłości i uwspółcześnia byłość. Nieskończoność, substancjalność, czas Boski jest czasem konstytuowanym przez jestestwo w jego skończoności. Nie oznacza to jednak redukcji nieskończoności do skończoności. Jestestwo bowiem transcenduje. Gdzie transcenduje? Ku własnej możliwości. A więc ku śmierci? Otóż właśnie że nie 🙂 Jestestwo transcenduje ku własnej możliwości jako tego, czym ono w istocie jest. Śmierć określa jestestwo, ale nie jest z jestestwem tożsama. Jestestwo transcenduje – i wydawałoby się to jakimś dziwnym paradoksem – być może z linearnej perspektywy czasowości rzeczywiście tak jest – ku współczesności, ku temu, czym jest jako określone przez śmierć, a według Henry’ego przez narodziny i wiecznie zradzające się życie. Czy jest tutaj miejsce na Boga? Heidegger nie nazwał bycia, tego pozaczasowego, przypominającego buddyjską pustkę (to już moje intuicje) życia (jeśli utożsamić H. Bycie do Henry’owskiego życia, a tak czynię, wbrew Jego intencjom) Bogiem. Ale jeśli posłużymy się słynną frazą Mistrza Eckharta, w której mówi: Jestem w Bogu, a Bóg jest we mnie. Jestem Bogiem, a Bóg jest mną – to parafraza, nie wiem jak dokładnie M.E pisał – wówczas przejmiemy się słowami Nazareńczyka: “Moje Królestwo jest nie z tego świata” i przyznamy, że mierzenie czasowości / aczasowości Boga miarą nieskończoności jako ciągu “teraz” być może jest jednym z naszych najgłębszych błędów. Umrzemy, umrze nasze ciało, umrze dusza rozumiana jako psyche. Ale ta skończoność boskości nie dotyczy. Teraz będzie to wyłącznie moje nieweryfikowalna intuicja, ale wydaje mi się, że to w tej najgłębszej, najmniej uchwytnej chwili współczesności, w tym braku uchwytności spowodowanym naszą skończonością tkwi jakiś swoisty “portal” do nieskończoności nie rozumianej już jako nie – skończoność, być może nie będącej czasem, a może czasem nie z tego świata? A o Bogu Heidegger mówił bardzo często, tylko trzeba wiedzieć gdzie 🙂

    Również serdecznie pozdrawiam.

    Ad 9) Zgodzę się w zupełności 🙂

     
    Odpowiedz
  7. ahasver

    “O Bogu Heidegger mówił

    “O Bogu Heidegger mówił bardzo często, tylko trzeba wiedzieć gdzie”; właściwie to raczej zda się na pewne intuicje, “wyczuć” gościa.

     
    Odpowiedz
  8. ahasver

    “Odwaga może rzeczywiście

    “Odwaga może rzeczywiście stanowić etyczny i psychologiczny warunek godnego przyjęcia śmierci, choćby w duchu stoickiego amor fati, ale odwaga nie transformuje śmierci w życie”.

    Panie Andrzeju! 🙂 Zdecydowanie nie jest odwagą, tak samo jak trwoga nie jest strachem. Zdecydowanie jest wybieganiem ku ostatecznej bezprzedmiotowości (można ją nazwać “nieuchwytnością”) własnego egzystowania. Trwoga jest zamilknięciem w obliczu możliwości nieistnienia; również jest bezprzedmiotowa, w przeciwieństwie do strachu “przed czymś”. Stąd zdecydowanie porównuje Heidegger ze stanięciem w prześwicie bycia, uwarunkowanym “stanem” trwogi. Proszę zauważyć następną – BARDZO ISTOTNĄ! – kwestię: Otóż egzystencjał bycia – ku – śmierci stanowi modi egzystencji jako bytowania. Bytowanie nie jest byciem, tylko byciem – już – w – świecie, pośród bytów. Kolejnym modi bycia jest UPADANIE. Dotyczy powszechności “Się”, utożsamiania egzystencji jestestwa z bytowaniem człowieka pośród bytów. Egzystencja w swojej właściwości transcenduje człowieka poza istnienie; egzystencja jako najbliższa byciu nie jest tożsama z istnieniem. Czasowość istnienia jest czasowością życia biologicznego, fizykalnego etc. Istnienie jest zawsze istnieniem bytu OBECNEGO (pośród innych bytów). Egzystencja jest przekroczeniem (eks-tazą) owego zawsze WSPÓŁ – istnienia w kierunku skrajnej indywidualności. Tyle z Heideggera. Jego interpretatorzy (n p. monograf Heideggera, Otto Poggeler, tudzież nasz rodzimy Bogdan Baran, tłumacz jego dzieł, a także cała rzesza fenomenologów i postmodernistów) skrajnej indywidualności dopatrują się w stanie swoistego “zawieszenia” osądu o świecie w momencie odczucia nieuchwytności przemijalnej chwili. Wówczas egzystujemy sam na sam ze sobą. I tutaj jest miejsce na transcendencję.

     
    Odpowiedz
  9. Halina

    Prawda o mnie (moja

    Prawda o mnie (moja ‘esencja’), moje autentyczne istnienie, może objawić się tylko w postaci niezadowolenia, i buntu przeciwko; jej “faktycznie istniejącej” wersji. Jej urzeczywistnienie( jeśli wogóle możliwe) równałoby się jej śmierci. Przepaść dzieląca “istniejące ja” od ” prawdziwego ja” jest dla człowieka jedyną przestrzenią nadającą się do zamieszkania i życia. A jednak czas spędzony w tej przestrzeni( a więc ludzkie życie) bez reszty pochłaniają próby zasypania tej przepaści. Maurice powiedział kiedyś, że odpowiedź jest nieszczęściem pytania, ale poznanie wymarzonych, upragnionych i mozolnie odkrywanych odpowiedzi jest głównym, a być może jedynym ; powabem i pokusą przyszłości. Gdyby człowiek uznał, że ostateczne odpowiedzi nie istnieją, to nie wzejdą nigdy żadne ziarna. Umysł nowoczesny jest umysłem zorientowanym wychylonym na cel, wychylonym w przyszłość, wychodzącym poza siebie, umysłem o modalności typu ” po to aby”, nie zaś “dlatego że”. Alfred Schutz uważa, że to zorientowanie ‘ na cel’ nadaje smierci ‘ topiczny charakter’ zwłaszcza ze względu na połączenie jej nieuchronności z nieokreślonym umiejscowieniem w czasie. Dzięki wieczności zaś, prawda o mnie samej jest procesem. Lew Szestow, definiując Transcendencję, używa określenia jako ” ostateczne wcielenie wieczystego trwania”, przyznając Bogu możliwość unieważniania przeszłości. W swojej nowoczesnej próbie dorównania Bogu ludzkość prowadziła wojnę o wieczność na dwóch frontach równocześnie: poprawić przeszłość i pokonać przyszłość. W końcu trzeba zrozumieć i pozwolić na to, że tylko oznaką Transcendencji jest dopilnowanie, by wszystko, co stać się powinno, rzeczywiście się stało, cofnąć to wszystko, co się stało choć stać się nie powinno, i dopilnować, by nic z tego co się staje, nie było ostateczne i nieodwołalne.
    Bardzo lubię stany swojej melancholii , kiedy powierzam je Transcendencji.
    http://www.youtube.com/watch?v=iyRIM4SA5kU&feature=related
    Umierający człowiek przypomina sobie różne chwile swego życia, zarówno te piękne, jak i te bolesne. Dlaczego więc nie zawsze cenimy sobie je na tyle, na ile zasługują?

     
    Odpowiedz
  10. ddn

    Ad 10.
    /dot. Ad 7/
    Prawda

    Ad 10.
    /dot. Ad 7/
    Prawda może być tylko doświadczona. I nigdy nie będzie wypowiedziana. Ona jest poza (ponad) myśleniem i z tego powodu również poza wszelką filozofią. Dla umysłu zwykłego człowieka, czyli nawet dla umysłu wybitnego filozofa, jest niedostępna. Wszelkie próby jej opisania są chybione.
    Ukierunkowanie “zanim”(przed): słowo (myśl, czy przeczucie) wskazuje na to, co w rzeczywistości jest poza słowem, poza myślą, poza przeczuciem. Co może być poznane tylko w zupełnej ciszy, to jest właśnie bez słów, bez myśli, bez przeczuć.

     
    Odpowiedz
  11. ajendryczko

    Przyznam się, że nic z tej

    Przyznam się, że nic z tej dyskusji nie rozumiem. I bardzo dobrze, źle byłoby, gdybym rozumiał wszystko. Prawdopodobnie i moje teksty fachowe będą nieczytelne dla innych. I to właśnie mnie uczy pokory. Prawdopodobnie również teksty moje fachowe będą nieczytelne dla innych.
    I tutaj moje prawie że osobiste przemyślenia: Taki pełen niezrozumienia jest dialog prowadzony np przez filozofów nauki, o stykach fizjologii i etyki, antykoncepcja, poczęcie. teksty filozoficzne są dla mnie mało czytelne, a również i dla moich kolegów. Z kolei teksty biologiczno-fizjologiczne też będą dla drugiej strony mało czytelne. Myślę, że sytuację zmieniłoby zasilenie katedry filozofii przyrody typowym przyrodnikiem, po habilitacji czyli samodzielnym pracownikiem naukowym,który ma małe pojęcie o aparaturze filozoficznej, a duże o przyrodzie. Ale to tylko takie moje mało znaczące uwagi. I tak każdy kierownik katedry wie co robi.

     
    Odpowiedz
  12. Halina

    🙂 Andrzeju o poczęciu,

    🙂 Andrzeju o poczęciu, antykoncepcji etc. to się raczej filozofować nie powinno. To czysta biologia i samo życie. O śmierci, to sobie można pofilozofować… dopóki nas nie dopadnie.

     
    Odpowiedz
  13. ahasver

    Ad 17) Pfff… Ja tam każdy

    Ad 17) Pfff… Ja tam każdy tekst zrozumiem. Bez pychy mówię. Wystarczą słowniki, cierpliwi znawcy, dobre chęci i trochę czasu. Nie rozumiem takiego partykularnego podejścia. A Heidegger jest wyjątkowo prosty.

    Ad 18) Filozofować można – i powinno się – o wszystkim.

    Z resztą, mieliśmy tutaj pisać o jesiennej melancholii, prawda?

     
    Odpowiedz
  14. ahasver

    Ad 15) “Przepaść dzieląca

    Ad 15) “Przepaść dzieląca ?istniejące ja? od ? prawdziwego ja? jest dla człowieka jedyną przestrzenią nadającą się do zamieszkania i życia. A jednak czas spędzony w tej przestrzeni( a więc ludzkie życie) bez reszty pochłaniają próby zasypania tej przepaści”.

    -Otóż to. Z tym, że niekoniecznie o “Ja” chodzi. Może włąsnie o “nie-jaźń”, o wyzbycie się złudzenia jednostkowości? Prawdziwe “ja” zawsze jest “istniejącym ja”. Pamięta Pani rozmowę o prawdzie vs. prawdziwości? Prawda dotyczy transcendencji. Instancją swej przekory odrzuciłem Prawdę, ale zostańmy przy prawdziwości: Narzędziem orzekania o prawdziwości są kategorie logiczne. Kategorie tworzą strukturę transcendentalną, tj, schemat orzeczeń i sądów dotyczących przedmiotu orzeczenia. Relacja pomiędzy podmiotem i przedmiotem jest zawsze relacją semantyczną, odniesieniową; używam teraz dużego skrótu. Warunkiem tej możliwości jest ISTNIENIE orzekanego bytu. Istnienie jest obecnością tutaj, “tu-oto”, w tym świecie. Prawdziwość dotyczy zatem pewnej jednostki istniejącej pośród innych jednostek. Tą jednostką jest mniemane i od zarania – a zwłaszcza od Kartezjusza, z naciskiem na Kanta – poszukiwane “Ja”. Ja prawdziwe jest ja istniejącym. Czym jest jednak jego substancja? Gdzie jest “Ja”? -Nieistotne. Poszukiwanie “Ja” zawsze wiąże się z redukcją Człowieka -a tym bardziej Jestestwa- do kategorii używanych w języku antropologicznym, przyrodniczym, fizykalnym, schematyzowalnym pośród kategorii. Tak zredukowany do “Ja” człowiek jest li tylko bytem różniącym się od innych bytów ilościowo, nie jakościowo. Implikacje takich naukowych redukcji są oczywiste: Człowiek to kupa mięsa, połączeń neuronalnych i nic więcej. Ot, prosta – złożona (cóż za różnica? -Ilościowa!) struktura białkowa. Czymś innym jest zatem Ja prawdziwe – Ja istniejące od tego, czym Pani jest w swojej istocie. Nie jest Pani “czymś” istniejącym. Jest Pani istotą tożsamą z istnieniem, “czymś” [niczym – jakkolwiek “brzydko” to zabrzmi; mam nadzieję, że Pani rozumie 🙂 ] -gdyby to określić językiem Pani wiary- boskim (Według Akwinanty jedynie Bóg jest tożsamy z istnieniem. Według mojego ulubionego Mistrza Eckharta – człowiek jest właśnie… Bogiem. Według wspominanego już Henry’ego – życie jest Bogiem, a życie jest czymś innym od istnienia materialnej, kategoryzowalnej substancji). Istnienie prawdziwe nie jest tożsame z egzystencją właściwą, która polega na wymykaniu się kategoryzacji istnienia. Niemniej przepaść jest. Jest RÓŻNICĄ, a konkretnie, nawet nie ontyczną (metafizyczną), tylko ONTOLOGICZNĄ. Różnicę ową wyraża specyficzny dla człowieka – jestestwa sposób myślenia, polegający na do-myślaniu owych obszarów umykających kategoryzacji. Kładł bym tutaj duży nacisk na rozróżnienie JEDNOSTKOWOŚCI od INDYWIDUALNOŚCI. Insywidualność polega na egzystowaniu w sposób transcendowania ku własnej samotności w nieuchwytności naszej teraźniejszej (w Heideggerowskim sensie: współ-czesnej)chwili. Chwili nie-obecnej, nie-istniejącej. Chwili uciekającej istnieniu i doświadczającej trwogi, tzn, właśnie możliwości nie-istnienia.

    Ad 16)Prawda może być doświadczona? Zgodnie z wcześniejszymi założeniami Pana / i (?) w dyskusji o Prawdzie, ta nie jest “czymś”. A doświadczać można tylko “czegoś”. Jeśli Prawda “jest” brakiem, to musiałaby “być” negacją wszystkiego, co jest (bynajmniej nie o prostą, dualistyczną opozycję tutaj chodzi). A więc również negacją samej możliwości doświadczenia, skoro i doświadczający jest “czymś”. Doświadczać nicości można tylko przez myśl wędrującą ku “niej”. Taką myśl wyrazić można tylko w języku, jeśli potraktujemy go jako funkcję mowy, a mowę – jako epifanię tego, co mistyczne. Inaczej musielibyśmy założyć absolutną niestyczność Prawdy ze światem. A wówczas jakiekolwiek doświadczenie uległoby już na wstępie nihilizacji.

     
    Odpowiedz
  15. Halina

    Różne wątki przewijały

    Różne wątki przewijały się w tematyce tego bloga: jesienna melancholia ,nieuchwytność życia, chwili, trwoga, odwaga godnego przyjęcia śmierci, transcendencja etc. To tylko wstęp , do mogących nastąpić po sobie, wielu innych refleksji filozoficznych, ponieważ filozofujący człowiek, nie stawia sobie określonych granic myślowych. Filozofia , to przede wszystkim umiłowanie mądrości. Zastanawiać się nad tym czy filozofować, czy nie: już jest filozofowaniem , jak mawiał Arystoteles, a drwić sobie z filozofii znaczy naprawdę filozofować; B. Pascal. Nie dziwię się, że niektórzy nie rozumieją tekstów filozoficznych( też nie wszystkie rozumiem), zresztą w wielu dziedzinach nauki jestem laikiem .I tak ma być, ludzie są po to , aby się uzupełniać. Ogólnie jestem humanistką, ale wybierałam zawsze klasy o profilu biologiczno-chemicznym.

     
    Odpowiedz
  16. ahasver

    Of the Wand and the moon,

    Of the Wand and the moon, serio?! Jeden z moich ulubionych! Ale Pani trafiła! W 100% moje klimaty!

    Niech Pani nie mówi, że po 40-tce mózg wapnieje. Wystarczy dużo marchwii jeść, pić sok marchwiowy i czasem sobie flachę strzelić z mężem, a co! 😀

    Pozdrawiam serdecznie 🙂

     
    Odpowiedz
  17. ddn

    Bartoszu, wtedy napisałem,

    Bartoszu, wtedy napisałem, że nie należy pytać “czym jest prawda?”, ale raczej “jak jest prawda, w jaki sposób jest prawda?”. Przyznałeś mi słuszność.
    Gdy napisałem, że “prawd może być tyko doświadczona”, to nie jako “coś”, w rodzaju rzeczy, albo zjawiska, a właśnie jako zrozumienie, wgląd w samą istotę tego właśnie “jak jest, w jaki sposób ona jest”.
    I możliwe jest to momentalne poznanie tylko “zanim” pojawi się myśl, “zanim” słowo, “zanim” nazwa, a nawet “zanim” najsubtelniejsze nawet przeczucie.

     
    Odpowiedz
  18. Halina

    Bartosz, napiszę tylko:

    Bartosz, napiszę tylko: Kimże jest człowiek? Wg. mnie osobą, ujęty nie jako egzemplarz gatunku homo sapiens, lecz jako niepowtarzalne indywiduum, ktoś obdarzony rozumnością i wolnością, istota duchowa. Osoba jest najdoskonalszą postacią bytu. W filozofii dialogu( m.in M.Buber, F. Rosenzweig, E. Levians) osoba nie jest traktowana jako samodzielna czy wręcz samotna substancja, lecz jako ktoś skierowany ku drugiemu. Relację tworzącą osobę jest więc relacja: Ja-Ty, ucieleśniająca się w spotkaniu. Szczególną wartość jaką przypisuje się osobie jest godność: tzw. godność przyrodzoną i godność nabytą. Pierwsza przysługuje nam ze względu na sam fakt bycia osobą, druga jest niejako przez nas wypracowana.

    ” Niechaj człowiek wróciwszy do siebie zważy, czym jest w porównaniu do tego co istnieje, niechaj spojrzy na się jak na coś zabłąkanego w tym zakątku przyrody i niechaj z tej małej celi, w której go pomieszczono( mam na myśli wszechświat), nauczy się oceniać ziemię, królestwa, miasta i samego siebie wedle słusznej oceny. Czym jest człowiek w nieskończoności?(..) Wielkość człowieka jest wielka w tym , że zna swoją nędzę. Drzewo nie zna swojej nędzy. Człowiek jest trzciną najwątlejszą w przyrodzie, ale trzciną MYŚLĄCĄ. Cała nasza godność spoczywa wtedy w myśli. Z niej trzeba nam się wywodzić, a nie z przestrzeni i czasu, których nie umielibyśmy nawet zapełnić..” B. Pascal. Myśli

    Punktem wyjścia jest aktualne Ja osoby, to czym jest w danym momencie. Punktem końcowym jest natomiast doskonałe JA; dla wierzącego( JA Chrystusa). Jest to długa droga przeobrażania. Prawdziwa droga dojrzewania osoby, polega na ciągłym przekształcaniu obrazu siebie samego. Opinia jaką mamy o sobie samych jest pewnym quid, czymś subtelnym, nieuchwytnym, nieświadomym, co warunkuje nasze spotkania, wrażenia, przeżycia. Poznanie własnego ja, samego siebie, jest fundamentalne dla każdego człowieka, dla zdrowego rozwoju jego psychoduchowej egzystencji. Według mojej wizji, znaczenia ja należy szukać w Transcendencji, jako jednostki niepowtarzalnej i jedynej. Każdy posiada własną osobowość, różną dla każdego z miliardów żyjących istot ludzkich. To wymaga głębokiego namysłu. W naszej egzystencji toczy się ciągła walka między dobrem i złem, zdrowiem i chorobą, życiem i śmiercią.
    Istota ludzka znajduje swą realizację w przekraczaniu siebie, w pójściu dalej niż własne potencjalności oraz wyrażaniu ich. Są dwa momenty wzniosłej transcendencji samego siebie, gdzie idzie się ponad siebie i wchodzi się w drugiego, różnego od własnego ja. Zdąża do Boga, staje się kimś duchowym, poddaje się Wyższemu. W ten sposób realizuje swoje najgłębsze ja, to najbardziej autentyczne i bogate. Zatem człowiek jest istotą żyjącą, która staje się sobą, tylko w przekroczeniu samego siebie. W tym co psychoduchowe. Nie widzę innej drogi:)

    Tak, sok marchwiowy, jako wegetarianie strzelamy sobie z mężem bardzo często. Mamy nawet swoje marchewkowe pole 🙂

    klimaty muzyczne nie są mi obce:)

    serdecznie pozdrawiam również.

     
    Odpowiedz
  19. ddn

    Warunkiem momentalnego

    Warunkiem momentalnego poznanie stanu “zanim” cokolwiek umysł zacznie interpretować jest też brak siebie. W tym momencie poznający podmiot nie jest różny od przedmiotu poznania i także od samego poznawania. Wszystko jest jednym niepodzielnym stanem. Nie ma tu żadnego indywidualnego “ja” ani “doskonałego Ja”. Poczucie “ja” i także totalnego “JA” jest ułudą. Jakiekolwiek “ja” czy “JA” są nietrwałymi mirażami. Nie są ciągłe i stanowią niekończącą się kaskadę kolejnych chwilowych ja ja ja ja ja… itd. w bezczasowym metamorfozie wszystkiego.

     
    Odpowiedz
  20. Halina

    Pisałeś niedawno, że

    Pisałeś niedawno, że Twoim Mistrzem jest Jezus, więc chyba Ty( Twoje, oczywiście , że zmienne ja), zmierza, dryfuje w kierunku JA Twojego Mistrza, w przeżywaniu GO.
    Nie bardzo rozumiem co to znaczy brak siebie, brak myśli. Istniejesz jako Ja : w wymiarze indywidualnym, społecznym, duchowym. Na każym poziomie funkcjonujesz zapewne świadomie. Istniejesz jako wymiar indywidualny (JA). Może inaczej przeżywasz świat, ale Twoje odczucia nie muszą być prawdą uniwersalną.

     
    Odpowiedz
  21. ddn

    Halino, można czuć się

    Halino, można czuć się uczniem Mistrza, którego naukę się pojęło żywić wobec Niego wdzięczność i szacunek. W tym znaczeniu pojawia się relacja, dualizm: ja-Ty, a może raczej ja-On. Można też nie być z Nim (od Niego) różny i tu takiej relacji już nie ma. Zachodzi zupełne rozpuszczenie “ja” oraz “Ja”. To jest mistyczny, transcendentalny poziom świadomości. Tu nie ma już żadnych różnic i pierwsi są ostatnimi a ostatni pierwszymi. To istota nauki Jezusa o wyzwalającej prawdzie.

     
    Odpowiedz
  22. ahasver

    Zgodzę się ponownie z

    Zgodzę się ponownie z ddn’em (Ad 28). “Ja” stanowi chwilową próbę uchwycenia aktualnego stanu; właściwie “aktualny stan” również stanowi próbę uchwycenia chwili teraźniejszej w czasowej kaskadzie poszczególnych “teraz”. Ale kaskada nie jest strumieniem; czasem rozumianym ekstatycznie jako jednia przerywająca barierę pomiędzy byłością, współczesnością i przyszłością; ekstatyczność, indywidualizując jestestwo, sprawia, że w swojej samotności staje się jednym ze światem, dla Chrześcijan – z Bogiem, dla Buddystów – ze swoiście według Nich pojętą Pustką. “Ja” jako jednostka odróżniona od innych jednostek rzuconych pośród świata jako czasowe i substancjalne “momenty” w strukturze czasoprzestrzeni, staje się jednym z wielu możliwych modusów właściwej indywidualności. Buddyjski stan Nirvany polega na uwolnieniu od Karmanu, Chrześcijańskie Zbawienie – na wstąpieniu w jedność z Bogiem, tzn. na uwolnieniu od cielesności, pojętej w sensie materialnej redukcji (nie mówię o cielesności np. Mearleau Ponty’ego). W tym znaczeniu jednostkowości, transcendencja polegałaby właśnie na wyzwoleniu z niej jako wyzbyciu się “Ja”. Bardzo ciekawie w jednym z aforyzmów (nie pamiętam, czy to w Jutrzence było, ale chyba gdzieś indziej) krzykacz Nietzsche krzyknął: “Mniejsza o mnie!”. Chyba dopiero po jakimś rodzaju wyzbycia się Siebie człowiek – tkwi w tym dziwaczny paradoks, łamię sobie nad tym głowę od ładnych paru lat – zasługuje na bycie sobą.

    Pozdrawiam. Ide spaaaaaaaaaaaaaaać, bo mnie klient szczegółowymi pytaniami zamęczył, mózg mi prawie odparował od wymieniania niezupełnie istotnych dla spełnianej funkcji produktu parametrów. 😀 Dobranoc.

     
    Odpowiedz
  23. Halina

    ” Nawet jeśli refleksja

    ” Nawet jeśli refleksja odkryta o mnie jako podmiot nieskończony, trzeba przyznać, że jak się wydaje, nie wiedziałem o tym Ja, które jest bardziej mną niż ja”. Merleau Ponty, Fenomenologia str.381.

    Właściwa odpowiedź na postawione pytanie; czym jest owe Ja, jest odpowiedzią na podstawowe pytanie: kim jest człowiek. Nietrudno zauważyć, że pytanie ” kim jest człowiek?”; potrafi zadać jedynie człowiek. Umiejętność tę nazwać można refleksyjnością i samoświadomością. Kim jest więc ten, który pyta? Odpowiedzią, która posiada w dziejach filozofii najbogatszą tradycję, jest stwierdzenie, że tą posiadającą samoświadomość istotą jest JA, ów podmiot zadający pytanie. Czy jest nim jakieś ja; w ogóle, ja; idea, świadomość jako taka, zwana w tradycji ego transcendentalnym, czy też przeciwnie , indywidualne, niepowtarzalne, jedno jedyne konkretne ja?. Może nie tyle warto pytać co to jest Ja, lecz stawiać pytanie o charakterystyczny sposób bycia człowiekiem. Współcześnie pytanie staje się szczególnie aktualne i palące. Czy władca przyrody, jako podmiot przeciwstawiający siebie przedmiotowi, nie dokonał człowiek wyjątkowych spustoszeń w rzeczywistości, którą ustawił naprzeciwko siebie. Wydaje się, że człowiek jest obecnie znacznie bardziej niezrozumiałą dla siebie istotą niż kiedykolwiek dotychczas, ponieważ nie szuka swej tożsamości w JA Chrystusowym.

    ” Cóż tedy poczniecie ludzie, którzy przyrodzonym rozumem dochodzicie waszej prawdziwej istoty?(..) Poznaj tedy pyszałku jakim bezsensem jesteś dla samego siebie. Ukorz się ,bezsilny rozumie; umilknij, głupia naturo: dowiedz się, że człowiek nieskończenie przerasta tylko człowieka..” B. Pascal, Myśli

    Pierwotne Ja człowieka , to Ja aksjologiczne. Jest ono wartością zdolną do rodzenia wartości; wybieraniem dobra, które je wybrało. Ja, nie jest bytem. Nie jest również nie; bytem. Jest wartością, która domaga się przemiany w byt. Mimo, że nie jest bytem, włada świadomością; włada jako wewnętrzna wartość, potwierdzana każdym wyborem, każdym tworzeniem wartości. Ja aksjologiczne jest “centrum” uczestnictwa: to niejako wokół niego ogniskuje się całość uczestnictwa, do jakiego zdolny jest człowiek. Ja aksjologiczne jest w pewnym sensie absolutne, ponieważ jest ostatecznym podmiotem dóbr i wartości, które pojawiają się jako ” moje” wartości, “moje ” dobra. Mimo to domaga się uznania z zewnątrz. Ja aksjologiczne potrzebuje matki i ojca. Ojcem jest Inny; człowiek lub Bóg. Inny je potwierdza i potwierdzeniem tym je umacnia; daje pewność. Ja aksjologiczne, mimo, że jest absolutne, rodzi się i obumiera w dialogu, którego istotą jest nie tyle wymiana słów, co wymiana dóbr; J. Tischner, Zarys filozofii człowieka ..str. 122

    Może warto zapytać: jak jestem?. Tylko z historii człowiek może dowiedzieć się, czym jest. Poznać jej pierwszego Poruszyciela, który odpowiada na ludzką potrzebę bycia sobą.

     
    Odpowiedz
  24. ddn

    Nie tylko człowiek ma

    Nie tylko człowiek ma złudzenie siebie – “ja” i “moje”. Również zwierzęta odczuwają swą iluzoryczną odrębność od reszty zjawisk i rzeczy.
    Ale człowieka rzeczywiście można zapytać o jego “ja”. To i pytam:
    To gdzie się znajduje owo ludzkie “ja” ew. “Ja aksjologiczne”? Czy jest w ciele? W którym jego miejscu się ukryło? Może w nodze, gdy nagle zaboli? A jak ją obciąć, to i tak czasem ona boli. Może w takim razie poza ciałem? Ile waży “ja” ile przestrzeni zajmuje to ludzkie “ja”?
    Pewnie mniej niż pierwszy Poruszyciel, tak samo realny?

     
    Odpowiedz
  25. ddn

    Mimo braku odpowiedzi pytam

    Mimo braku odpowiedzi pytam więc dalej:
    Czy “ja” jest ograniczone, czy raczej nie ma granic?
    Czy taką granicą może być ciało, umysł, dusza, a może ciało astralne?
    Czy to, co dociera przez “bramy zmysłów” (oczy, uszy, nos itp.)do “ja”, też jest “ja”, czy jednak nie?
    Czy “ja” jest tożsame z tym co np. widzi – z rzeczą, z pejzażem, z rozgwieżdżonym niebem itp.?
    Czy jest jeszcze jakieś inne “ja”, które widzi to samo w identyczny sposób, czy raczej jest to unikalne, niepowtarzalne zjawisko, związane z tylko tym jedynym w czasoprzestrzeni odbiornikiem “ja”?

     
    Odpowiedz
  26. Halina

    Czy zważysz swoje sumienie,

    Czy zważysz swoje sumienie, swoje myśli? gdzie one się znajdują? w ciele, czy poza ciałem? To co czujemy wewnątrz jest niezniszczalne, a także niemożliwe do przekazania w całej swej różnorodności. Zatem jedynym odbiorcą jesteśmy my sami. Nie uważam , aby nasze egoistyczne ja, było najgłębszą duchową częścią. Świadomość jest w istocie sferą Ja, która pozwala widzieć i przeżywać rzeczywistość w jej całości, w jej pełni, fizycznej, psychicznej i duchowej, dlatego, że ustawia swój środek poza sobą: w wymiarze transcendentalnym.
    Ja, może zaakceptować dojrzewanie, jeśli idzie za samorealizacją i samotranscendencją, które upodabniają nas (np.chrześcijan), do Ja Jezusa.
    Człowiek jest jedyną istotą na ziemi zdolną myśleć w sposób twórczy, która może osiągnąć świadomość swojego istnienia. Człowiek jednak porusza się zawsze w jakimś “my”. Rodzi się z innej istoty ludzkiej , wzrasta w grupie i konfrontuje sie z innymi. Moje myślenie idzie w tym kierunku: Bóg daje nam najpierw osobistą, jedyną, niepowtarzalną indywidualność ” ja”, a następnie zaprasza nas, abyśmy nawiązali więź z JA Jezusa. Wierzę też intuicyjnie od dziecka , że w głębinach mojej psyche, w moim wnętrzu jest jakaś cząstka nienaruszalna, wolna. Odchodzę więc od swojego ja, i wsłuchuję się we własne jak najgłębsze wnętrze. Ja, robi wszystko aby nie znaleźć drogi do tej części, z tego powodu nasze “ja” może nas okłamywać, bo nie chce zmian, nie chce nawrócenia. Odłączyło się od pierwotnego, boskiego centrum.
    Durer np. miał intuicję, że melancholia wtedy tylko staje się głęboka i znacząca, gdy spojrzenie dotkniętego nią człowieka, otwiera się na nieskończoność. Doprowadzone do krańcowości poczucie skończoności jednostki w połączeniu z ideą nieskończoności i złożoną w niej wizją nieprzerwanej drogi, tworzą idealne ramy dla melancholii. Otwarta perspektywa ,nawet na obrazie, nadaje sens wszystkiemu; nostalgia za Transcendencją. Człowiek żyjący na poziomie immanecji, ledwo może to dostrzec.

     
    Odpowiedz
  27. ddn

    Cytat: “Czy zważysz swoje

    Cytat: “Czy zważysz swoje sumienie, swoje myśli?”

    Samo sumienie ma naturę wagi, a myśli są mniej lub bardziej ciężkie (przytłaczające, ociężałość) czy wręcz lekkie (unoszące, lekkomyślność)itp.

    “…gdzie one się znajdują? w ciele, czy poza ciałem?”

    Myśli są produktem mózgu, a więc są w ciele. Natomiast zwerbalizowane są przenoszone z ciała do ciała, czyli z mózgu do mózgu. Poza mózgiem nie istnieją.

    “…To co czujemy wewnątrz jest niezniszczalne”
    Z samej swej natury jest efemeryczne, ulotne, chwilowe, a więc własnie zniszczalne.

    “…a także niemożliwe do przekazania w całej swej różnorodności. Zatem jedynym odbiorcą jesteśmy my sami.”
    W różnorodności nie, ale w znacznym zakresie jest przekazywalne. Dlatego odbiornikiem może być każde ciał/mózg.

    “…Nie uważam , aby nasze egoistyczne ja, było najgłębszą duchową częścią. Świadomość jest w istocie sferą Ja, która pozwala widzieć i przeżywać rzeczywistość w jej całości, w jej pełni, fizycznej, psychicznej i duchowej, dlatego, że ustawia swój środek poza sobą: w wymiarze transcendentalnym.”

    Jeśli uważane są za realne, to zarówno indywidualne “ja” jak i “Ja” transcendentalne są:
    – egocentryczne – “ja”
    – światocentryczne – “Ja”.
    Różnica jest w poziomie odczuwania “ja”, ale co do swej istoty nie ma różnicy. Oba typy odczuć “ja” są ułudą.

     
    Odpowiedz
  28. Halina

    Samo sumienie ma naturę

    Samo sumienie ma naturę miary, nie wagi. Jest ostatecznym miernikiem, którego używa się do określania stopnia wartości, jaki posiadają dla człowieka realnie istniejące lub wyobrażane rzeczy. Z naczelnego kryterium wartości, przyjętego świadomie lub podświadomie, wyprowadzane są następnie drogą dedukcyjną normy i oceny natury moralnej.

    Czytając Freuda dochodzi się do wniosku, że nie istnieje człowiek jako istota świadomie działająca. Ale nie jest ułudą to, co być nią nie może.

    Ja transendentalne nie może być egoistyczne, bo dzięki Miłości zakorzenionej w Bogu, jest w swej istocie zjednoczeniem z KIMŚ poza sobą samym ,w warunkach zachowania odrębności i integralności swej własnej jaźni. Jest to stawanie się coraz bardziej tym, czym się jest, aby stać się wszystkim tym, czym można się stać.

    Wartości wewnętrzne są niezniszczalne, to miałam na myśli. Odbiornikami zaś, jesteśmy my sami, możemy ewentualnie w jakiś sposób przekazywać( dzielić się) z innymi ,stając się przekaźnikami.

    System Sankhii, filozofii twierdzi niemal to samo , co chrześcijaństwo. Mianowicie, że istnieje w człowieku nie zbadana i trudna do ujęcia w słowach, najgłebsza warstwa psychiczna, która łączy człowieka z wszechświatem. Filozofia buddyjska odwołuje się do tego w jednym z podstawowych dzieł, mianowicie w Abhidhammie. U Platona, Arystotelesa, a także w filozofii chrześcijańskiej mówi się o duszy i o sumieniu, które stanowi cechę duszy. Niektóre szkoły buddyjskie twierdzą, a inne nie, że owa warstwa psychiczna ginie wraz ze śmiercią. Dla chrześcijan jest ona nieśmiertelna. Zmarły już filozof hinduski Shri Ramana Maharishi, gdy ktoś zadawał mu pytanie zwykł często odpowiadać: ” Powiedz mi kto twierdzi? lub kto pyta? “. Znaczyło to z jaką warstwą się utożsamia pytający. Czy to włśnie ta najgłębsza warstwa psychiczna, bardzo słabo zbadana, czy też ” ja”, te uczucia, intelekt, pożądania czyli warstwa zewnętrzna(egoistyczna). Inne jest rozumowanie i pytania każdego człowieka czy to buddysty, czy chrześcijanina, w zależności od tego, z jaką warstwą się utożsamia; czy zewnętrzną czy z tym co najgłębsze (z nieegoistycznym Ja) .

     
    Odpowiedz
  29. ddn

    Waga-miara sumienia nie

    Waga-miara sumienia nie zmienia tego, że ono też jest iluzoryczne, nietrwałe, chwilowe. Sumienie to też tylko myśl, a więc produkt mózgu.

    “Ja” transcendentne jest często określane jako kosmocentryczne, albo światocentryczne. Pojawia się z chwilą przekroczenia “ja” indywidualnego, egocentrycznego i równocześnie to “ja” zawiera. Stąd taki stan świadomości wydaje się “zjednoczeniem z KIMŚ” z Bogiem, z Absolutem. W hinduizmie zwany jest tat_tvam_asi (znaczy: ty jesteś Tym).
    Nie jest egoistyczne z samej swej natury, ale w dalszym ciągu jest złudzeniem stania się kimś “zjednoczonym z KIMŚ”.

    Ostatecznie nie ma niczego co by trwale istniało. Nie ma istniejącego “ja” ani też istniejącego “Ja”.

     
    Odpowiedz
  30. Halina

    To Twoje zdanie.

    W

    To Twoje zdanie.

    W psychologii staroindyjskiej i w wielu kierunkach obecnej filozofii indyjskiej, związek ten określany jest jako “wyższe Ja” i ma ono połączenie z tym, co istnieje trwale poza nami. Szri Aurobindo filozof hinduski, określa to połączenie jako wejście w świadomość, która połączy się z najwyższym Duchem lub wszechogólną (kosmiczną) Świadomością, albo też najgłębszą świadomością w nas samych, w której poznajemy naszą istotną duszę, najwewnętrzniejszą naszą istotę i rzeczywistą prawdę istnienia.
    Jeśli odrzucimy, nawet z założenia, że istnieje w ludziach i poza ludźmi (coś; Ktoś), co ich łączy i nie nazwiemy tego ( Duchem, Bogiem ,Dobrem); po prostu zginiemy. Trzeba tego szukać nie tylko w sobie, ale i poza sobą. Jeśli intuicją sięgam Boga i odczuwam Jego istnienie; jest On dla mnie Prawdą, albowiem jest to dla mnie realnie istniejąca i poznawalna intuicyjnie rzeczywistość. Jeśli uważnie obserwuję świat wokół siebie, ludzi, analizując różnego rodzaju informacje, to również, nawet bez rozległych badań naukowych, powiedzieć mogę z dużym prawdopodobieństwem słuszności, w jakich postępowaniach i postawach więcej jest prawdy, a w jakich więcej fałszu. Podobno w równym stopniu wierzą w nieistnienie Boga ateiści, jak w Jego istnienie fideiści. Nauka nie może dostarczyć wystarczających dowodów ani pro, ani contra. Wszyscy w coś wierzą, tylko nie każde wierzenie prowadzi ku Dobru ;jakim jest Bóg.

    W kwestii sumienia: jest to wewnętrzny głos, według którego wartościujemy nasze postępowanie. Dla ludzi wierzących jest to też głos Stwórcy. Sumienie, to nasza zdolność poznawcza i oceniająca nasze planowane lub dokonane działania. Według psychologii staroindyjskiej jest to wrodzony instynkt umysłu. Kępiński uważa, iż w każdym człowieku istnieje dotychczas niezbadana, “najgłębsza warstwa konstytucjonalna układu kontroli”. Twierdzi, że najwyższy system samokontroli, odczuwany przez człowieka jako sumienie, dzięki któremu odróżniamy dobro od zła, mieści się w istocie przyrody ożywionej. To znaczy nie tworzy się on wyłącznie dzięki wpływom otoczenia zewnętrznego, ale jest człowiekowi dany w postaci naturalnego porządku moralnego. Ciekawe, kto go człowiekowi dał? Św. Augustyn wyznaje: ” Ty sprawiasz, że sławić Ciebie pragnie ta cząstka świata, któryś stworzył.” Sumienie, to wspólne dzieło intelektu i woli, dążące do poznania i uznania wartości moralnej. Ze swej natury jako wychodzące od Dawcy Dobra pragnie stać na straży dobra.

     
    Odpowiedz
  31. ddn

    Nie tylko moje zdanie.

    Nie tylko moje zdanie. Buddyzm z przywiązaniem do “ja” łączy wszystkie nasze problemy. Według buddyzmu iluzję “ja” rozpuszcza odpowiednia kontemplacja.
    “Wyższe ja” jest nadal jakimś “ja”. Nadal coś ono przywiązuje do siebie generując kolejne cierpienia.

     
    Odpowiedz
  32. Halina

    Ja nie jestem buddystką,

    Ja nie jestem buddystką, ale mój kolega mówi mi coś innego. Nirwana jest stanem pełnej manifestacji Ja. W słowniku terminów buddyjskich Pali nie ma odrzucenia “ja”, odrzucana jest zmysłowa forma “ja”, pseudo ” ja” . Prawdziwe Ja jest niezniszczalne i tego prawdziwego Ja dotyczy właśnie Poznanie Nirvany; Oświecenia. Z resztą na buddyźmie bazują przeróżne szkoły jogi i kółka medytacyne . Doktryna ” anatta” przypisywana na różnych kółkach medytacyjnych, traktowana jest jako forma oświecenia, ale w byddyźmie nie ma doktryny “anatta”( bez ja).

    Dlatego ja, wybrałam zrozumiałą dla siebie drogę, podążając za swoim Panem Jezusem i mogę powiedzieć tak jak Mistrz Eckhart:

    To, że jestem człowiekiem, jest wspólne dla mnie i innych ludzi. To, że widzę i słyszę i to, że jem i piję, jest tym samym, co robią wszystkie istoty. Ale to, że Ja; to Ja, jest tylko moje i należy do mnie i do nikogo innego, do żadnego innego człowieka, ani do anioła, ani do Boga, być może za wyjątkiem tego, że jestem z Nim i dla Niego.

     
    Odpowiedz
  33. ddn

    Za wikipedią:
    “Buddyjskie

    Za wikipedią:
    “Buddyjskie pojęcie karmy zakłada również, że “wewnętrzny” i “zewnętrzny” świat wzajemnie się warunkują, a umysły wszystkich istot na najgłębszym poziomie są od siebie nieoddzielne (nauka o braku ego). Brak ego oznacza, że istoty są jak fale na oceanie ? jeśli nie widzą swojej głębi, nie rozpoznają tego, że wszystkie są oceanem. Działania altruistyczne bądź egoistyczne zasiewają w umyśle pewne wrażenia, które nie tylko tworzą konstrukcję psychiczną ale również zewnętrzny świat. Tak więc działania dla pożytku i szczęścia innych sprowadzają na nas samych szczęście i powodzenie w przyszłości, natomiast działania szkodliwe dla innych są przyczyną naszych własnych przyszłych trudności i nieszczęść.”
    http://pl.wikipedia.org/wiki/Karma

    Tu inna wersja dotycząca braku ja – jako nie-ja:
    http://www.e-budda.pl/source/theravada/brak-ja-czy-nie-ja—thanissaro-bhikkhu-.html

    A czego Mistrz Eckhart naucza w swych kazaniach i traktatach? Ano tak mówił i pisał:

    ?Gdzie człowiek w posłuszeństwie opuszcza swe ?ja? i się go wyzbywa, tam Bóg zniewolony koniecznością, musi zająć jego miejsce; kiedy bowiem ktoś nie chce niczego dla siebie, wtedy za niego Bóg musi chcieć tak, jak chce dla samego siebie.?
    ?Tam gdzie wyzbywam się swego ?ja?, musi On chcieć za mnie tego wszystkiego, czego chce dla siebie…?
    /O prawdziwym posłuszeństwie/
    ?Zaprawdę, jeśli człowiek porzuci królestwo, cały świat, a zachowa samego siebie, to niczego nie porzucił. Jeśli jednak człowiek wyrzeknie się samego sienie, to bez względu na to, co sobie zachowa, czy to bogactwo, czy honor, czy cokolwiek innego ? porzucił wszystko?
    /O tych, którzy siebie nie porzucili i pełni są samowoli/
    ?Oto my opuściliśmy wszystko? /Mt 19.27/
    ?…kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne? /J 12,25/
    ?Będziemi w pełni przemienieni w Boga…?, bo … ?coraz bardziej jaśniejąc, upodabniamy się do Jego obrazu. /2 Kor 3,28/

     
    Odpowiedz
  34. ddn

    Wkleiłem bo link nie

    Wkleiłem bo link nie działa.

    Brak ja czy nie ja?

    Thanissaro Bhikkhu

    Jedną z pierwszych przeszkód, jaką ludzie Zachodu spotykają, gdy poznają buddyzm, jest nauczanie o anatta, często przetłumaczone jako “brak ja”. Jest to bariera z dwóch powodów. Po pierwsze, pomysł, że nie ma “ja”, nie pasuje dobrze do innych buddyjskich nauk, takich jak doktryna o kammie i ponownych narodzinach: jeśli nie ma mnie, to co doświadcza rezultatów kammy i ponownie się odradza? Po drugie, pojecie to nie pasuje dobrze do naszego własnego judeo-chrześcijańskiego tła, które ? jako podstawowe ? przyjmuje założenie o istnieniu wiecznej duszy lub własnego “ja”: jeśli nie ma mnie, to co jest celem duchowego życia? Wiele książek próbuje odpowiedzieć na te pytania, jednak jeśli spojrzycie do kanonu Pali ? najwcześniejszego istniejącego zapisu nauk Buddhy ? nie znajdziecie ich tam w ogóle podniesionych. W rzeczywistości, w jedynym miejscu, gdzie Buddha został zapytany wprost, czy “ja” istnieje, bądź nie ? odmówił odpowiedzi. Spytany później dlaczego, odparł, iż utrzymywanie, że “ja” jest lub go nie ma, to popadnięcie w skrajną formę błędnego poglądu, sprawiającego, że praktyka buddyjskiej ścieżki jest niemożliwa. Dlatego to pytanie powinno być odłożone na bok. Aby zrozumieć, co mówi nam milczenie Buddhy o znaczeniu anatta, powinniśmy najpierw zajrzeć do nauk o tym, jak zadawać i odpowiadać na pytania, oraz jak interpretować odpowiedzi.

    Buddha podzielił pytania na cztery grupy: takie, które zasługują na kategoryczną odpowiedź (proste “tak” lub “nie”); takie, które zasługują na odpowiedź analityczną, definiującą i kwalifikującą terminy zawarte w pytaniu; takie, które zasługują na pytanie ripostujące, odbijające z powrotem piłeczkę na pole pytającego oraz takie, które powinny być odłożone na bok. Ostatnia grupa pytań zawiera te, które nie prowadzą do końca cierpienia i stresu. Pierwszą powinnością pytanego nauczyciela, jest pojąć, do której grupy należy zadane pytanie, a następnie odpowiedzieć na nie we właściwy sposób. Na przykład: nie odpowiadacie “tak” lub “nie” na pytanie, które powinno być odłożone na bok. Jeśli jesteście osobą zadającą pytanie i dostajecie odpowiedź, powinniście ustalić, jak daleko odpowiedź może być interpretowana. Buddha powiedział, że są dwa typy ludzi, którzy go zakłamują: ci, którzy wyciągają konkluzje z wypowiedzi, z której nie powinno się ich wyciągać oraz ci, którzy nie wyciągają wniosków z wypowiedzi, z których powinno się to robić.

    Są to podstawowe zasady interpretowania nauk Buddhy, jednak jeśli zobaczymy, w jaki sposób większość autorów traktuje doktrynę anatta, zobaczymy, że te zasady są ignorowane. Niektórzy próbują ograniczyć interpretację braku “ja”, mówiąc, że Buddha zanegował istnienie wiecznego lub oddzielnego “ja”, jednak jest to udzielenie analitycznej odpowiedzi na pytanie, które powinno być odłożone na bok. Inni próbują wyciągnąć konkluzję z kilku wypowiedzi rzuconych w rozmowie, które zdają się implikować, że nie ma “ja”; jednak bezpieczniej wydaje się przypuszczać, że narzucanie tych stwierdzeń, gdy odpowiada się na pytanie, jakie powinno być odłożone na bok, jest wyciąganiem wniosków, których nie powinno się wyciągać.

    Więc zamiast odpowiadać “nie” na pytanie, czy istnieje, bądź nie istnieje “ja” ? połączone lub jednostkowe, wieczne lub nie ? Buddha czuł, że to pytanie od początku wprowadzało w błąd. Dlaczego? Niezależnie od tego, jak zdefiniujecie różnicę pomiędzy “sobą” a “innym”, to wrażenie “siebie” zawiera w sobie cząstkę samo-identyfikacji i lgnięcia, a zatem cierpienia i stresu. Podobnie jest z połączonym “ja”, które nie rozpoznaje “innego,” jak to robi “ja” jednostkowe. Jeśli ktoś identyfikuje się z całą naturą, to jest raniony przez każde upadające drzewo. Odnosi się to także do całkowicie “innego” wszechświata, w którym poczucie wyobcowania i daremności byłoby tak osłabiające, że poszukiwanie szczęścia ? własnego lub dla innych ? stałoby się całkowicie niemożliwe. Z tych powodów Buddha zalecił, by nie przykładać wagi do takich pytań jak: “czy istnieję?” lub “czy nie istnieję?”, ponieważ bez względu na to, jak na nie odpowiecie, nieuchronnie prowadzą one do cierpienia i stresu.

    Aby uniknąć cierpienia ukrytego w pytaniach o “siebie” i “innych”, Buddha zaoferował alternatywną drogę dzielenia doświadczenia: cztery Szlachetne Prawdy stresu, jego przyczyny, wstrzymania, oraz ścieżki prowadzącej do tego wstrzymania. Zamiast postrzegać te prawdy, jako odnoszące się do “siebie” lub “innych”, powinno się zwyczajnie rozpoznać, po co one istnieją same w sobie, tak jak są bezpośrednio doświadczane, a następnie wykonać powinność przypisaną do każdej z tych prawd. Stres powinien być zrozumiany, jego przyczyna porzucona, wstrzymanie zrealizowane, a ścieżka do wstrzymania rozwinięta. Te powinności formują kontekst, w którym doktryna o anatta jest najpełniej pojmowana. Jeśli rozwiniecie ścieżkę cnoty, koncentracji i mądrości do stanu spokojnej błogości i użyjecie tego ukojonego stanu, aby popatrzeć na dane doświadczenie w kontekście terminów użytych w czterech Szlachetnych Prawdach, to pytania, które się pojawią w umyśle, nie będą brzmiały: “Czy jest tu ja? Czym jest moje ja?”, ale raczej: “Czy doznaję stresu, ponieważ trzymam się określonego zjawiska? Czy to jest naprawdę ja, ja sam lub moje? Jeśli jest to stresujące, jednak nie do końca ja lub moje, to dlaczego się tego trzymać?”. Te ostatnie pytania zasługują na szczere odpowiedzi, gdyż tylko wtedy pomogą wam zrozumieć stres i wycofać się z przywiązania i lgnięcia ? reszty poczucia samo-identyfikacji ? czynników które ten stres powodują, aż w końcu wszystkie ślady samo-identyfikacji znikną, a tym, co pozostanie, będzie bezgraniczna wolność.

    W tym sensie, nauczanie o anatta nie jest doktryną o braku “ja”, a raczej strategią “nie ja”, wykorzystywaną przy porzucaniu cierpienia poprzez puszczenie jego przyczyny, prowadzącą w efekcie do najwyższego, niegasnącego szczęścia. W takim miejscu pytania o “ja”, “brak ja” i “nie ja” zostają odsunięte na bok. Czy w momencie przeżywania takiej całkowitej wolności, byłaby możliwa jakakolwiek troska o to, co jej doświadcza? Lub czy to jest albo nie jest “ja”?

     
    Odpowiedz
  35. Halina

    Przecież ja cały czas

    Przecież ja cały czas piszę, że trzeba się wyzbywać swojego egoistycznego “ja”. ” Żyję już nie ja ,lecz żyje we mnie Chrystus; a obecne moje życie w ciele jest życiem w wierze w Syna Bożego, który mnie umiłował i wydał samego siebie za mnie”. W całym Piśmie Świętym człowiek, istota ludzka, nie jest tylko samym ciałem, ale jest duchem ucieleśnionym. Jest to połączenie tego co materialne i tego co duchowe, zmysłów i transcendencji. Z natury jesteśmy wezwani, aby się stać podobnymi do Jezusa, przemienić się w Ja Jezusa Chrystusa, czyli stać się dziećmi Boga. Nie stajemy się podobni do Chrystusa dla jakichś korzyści, z wyrachowania, z lęku lub z jakiejś innej przyczyny, która nie należy do autentycznej wartości Jezusa. Trzeba bowiem umrzeć grzechowi, wszystkiemu, co nie jest w nas autentyczne, aby stać się naśladowcą swojego Mistrza. Czuć się złączonym z Jezusem jest doświadczeniem nie tylko realnym, ale również mocno świadomym. Odczuwam często takie chwile w życiu, gdzie moje ja zupełnie znika, a pozostawiona pustka napełniona zostaje Ja Jezusa. Ale to się musi ciągle stawać, nie zostaje na stałe. Życie duchowe oznacza umieć pójść dalej, ponad rzeczy, które można zobaczyć, dotknąć, ponad własne potrzby, ponad własne ja.

     
    Odpowiedz
  36. ddn

    Wyzbywanie się “ja”

    Wyzbywanie się “ja” jakkolwiekby je określać, egoistyczne, altruistyczne, prowadzi w końcu do jego zdemaskowania jako ułudy, mentalnej etykietki, zupełnej nieprawdy. Poznanie tego, zrozumienie, jest ostateczną wyzwalającą z niewiedzy prawdą. Jest to z pewnością trudne, ale możliwe.
    Jeszcze coś z Eckharta:
    Bóg bowiem kocha ze względu na siebie samego, to znaczy miłuje dla samej miłości i działa dla samego działania, a stąd kocha i działa nieustannie. A Jego działanie stanowi Jego naturę, byt, życie i szczęśliwość. To samo się odnosi do syna Bożego, czyli człowieka dobrego – w tej mierze, w jakiej jest synem Bożym: cierpienie i działanie ze względu na Boga stanowi prawdziwie jego naturę, byt, życie, działanie i szczęśliwość.
    Jedną z fundamentalnych tez buddyzmu jest, że nic nigdy nie ustaje. A wszystko jest bez początku i bez końca.
    W innym miejscu Mistrz Eckhart pisał:
    W słowach Pana naszego, Syna: “Niech się zaprze samego siebie, pozostawi swój krzyż i przyjdzie do Mnie”, taka jeszcze zawiera się myśl: stań się Synem, jak Ja nim jestem, zrodzonym Bogiem; stań się tym samym Jednym, którym Ja jestem i które otrzymuję w łonie i sercu Ojca, miejscu mojego mieszkania i przebywania. “Ojcze – mówi Syn – chcę, ażeby ten kto za Mną idzie i do Mnie przychodzi, tam był, gdzie Ja jestem” (J 12, 26). Do Syna jako Syna naprawdę przychodzi ten tylko, kto sam Nim się staje i tak samo tylko ten, kto jest Synem, przebywa, tam gdzie przebywa ten, który w łonie i sercu Ojca stanowi jedno w Jednym.
    Żeby stać się ?Synem?, czyli całkiem innym, nowym, nie można zachować swej poprzedniej tożsamości, swego iluzorycznego ?ja?.

     
    Odpowiedz
  37. Halina

    Stworzenie ludzkie musi

    Stworzenie ludzkie musi wybierać zatem między wielbieniem Boga, albo własnego ja. Doświadczenie uczy nas, że jeżeli będziemy oddawać cześć sobie, w końcu popadniemy w stan poważnej alienacji. Jeśli będziemy oddawać cześć Panu Bogu, wejdziemy na drogę transcendencji, psychoduchowości, która prowadzi nas do form coraz bogatszych w współdzielenie z innymi, miłość do innych stworzeń i istnień. Można przez całe życie odpowiadać na narcystyczne żądania naszego ja albo można definitywnie zerwać ten zamknięty, bałwochwalczy krąg, powierzając się całkowicie Bogu. Miłość do Boga niczego nie usuwa, lecz dodaje. Ekstaza jest stanem, gdzie moje ja nie umiera, ale ociera się o kompletność. Tak jak Ojca nie można odłączyć od Syna, tak nie można oderwać człowieka od Boga, w nieskończonej ekstazie miłości. W miłości istota ludzka rozumie coraz bardziej, że próbowanie wyjścia z siebie, aby wejść w harmonijną więź z Bogiem, potem z innymi; prowadzi do prawdziwej wolności i pełnej realizacji własnej tożsamości osobowej. Osoba pełna miłości rezygnuje z nieautentycznej cząstki siebie, umierając sobie samym, można narodzić się do nowego życia. Uzdrowieni.Oświeceni. Świadomi.

    Od dawna czuję, że nie jestem tylko moimi myślami, emocjami, odczuciami, których jednak doświadczam, bo stanowią część natury ludzkiej. Jednak środkiem, podstawą jest ta glęboka duchowa część. Ta, która ;kiedy skończą się moje wrażenia, uczucia i emocje, myśli; wierzę, że to ona będzie żyć. Nie wiem gdzie. Ani nie zadaję sobie tego pytania. Mnie interesuje czy jest we mnie ta część, która nie umrze, która się nie skończy. Chcę aby z tą częścią , moja część fizyczna weszła w dialog, wraz z moją częścią umysłową, psychiczną, moją częścią społeczną. Wierzę, że przychodzimy na tę ziemię, aby w takich dialogach uczestniczyć. Te dialogi zaś świadczą o pierwiastku boskim, który w nas tkwi

     
    Odpowiedz
  38. ahasver

    Nie wiedziałem, że jeszcze

    Nie wiedziałem, że jeszcze tutaj rozmawiacie na starych blogach, a szkoda, bo widzę, że rozwinęła się bardzo cenna dyskusja. Jeszcze tutaj wrócę, a póki co, zastanawiałem się, dlaczego nie ma Waszych wpisów na nowych blogach. BARDZO MI ICH BRAKUJE!!! Myślałem, że zniknęliście i jakoś tak pustawo się zrobiło!!!

    Pozdrawiam 🙂
    -Bartosz Bednarczyk.

     
    Odpowiedz
  39. ddn

    Dla zwykłego umysłu może

    Dla zwykłego umysłu może być bolesnym uświadomienie faktu, że nie istnieje on trwale i realnie. Wraz ze śmiercią ciała rozpada się cała osobowość. Kasuje się pamięć zgromadzona w mózgu. Często zanika na długo przed śmiercią, o czym przekonują liczne przykłady alzheimera, nawet wśród stosunkowo młodych ludzi.

    Co więc z żyjącego w świecie człowieka ma przekroczyć granicę życia i śmierci?

     
    Odpowiedz
  40. ddn

    Buddyzm uznaje, że granicę

    Buddyzm uznaje, że granicę życia śmierci pokonuje wyłącznie umysł, kontynuujący się w kolejnych inkarnacjach, które w sensie “osobowym” nie mają ze sobą nic wspólnego, zaś karma decyduje o formie w jakiej się ten umysł pojawia, czy to jako człowiek, koń, świnia, demon, bóg, tytan itp. istot. Ale to też raczej wierzenia, podobnie jak w nieśmiertelną duszę, która może cierpieć męki piekielne, czyśćcowe, albo rozkosze niebiańskie, w zależności od grzechów czy zasług swego nietrwałego wcześniejszego nosiciela.
    Oto i sprawiedliwość! Nietrwały winowajca jest przyczyną wiecznych udręk bogu ducha winnej duszy.

     
    Odpowiedz
  41. Halina

    Mój zwykły umysł,

    Mój zwykły umysł, polegający na niezwykłym Bogu, nie ma żadnych problemów z własną śmiercią, czy nawet nietrwałością. Powiedz cóż stracę, jeżeli nie ma życia wiecznego? Nic. Nawet nie dowiem się o tym, że byłam w błędzie. A co stanie się z tymi niezwykłymi umysłami, jeżeli nie biorą nawet ” poprawki” na to, że mogą się mylić, człowiek jest przecież istotą omylną czy nie ? Nie wierzę w wieczne męki, więc nie wiem po co mi to piszesz. W sprawiedliwy Boży sąd owszem. Wierzę ,że żyjemy tu w jakimś celu i nie przez przypadek, więc ufam, że nasze życie będzie miało swoją kontynuację. Powiem nieskromnie; czuję swoją wewnętrzną nieśmiertelność. Tylko jeżeli nie zapominam o swojej nieśmiertelności, mogę zrozumieć doniosłość moich myśli, emocji, uczuć, których doświadczam podczas mojego ziemskiego życia. Tylko jeśli mam na uwadze, że jestem wieczna, mogę zrozumieć, że moje życie jest tylko etapem, fazą , okresem, przejściową podróżą. Pewne rzeczy pochodzą tylko z tego świata i umrą wraz z naszym ciałem. Służą one jedynie tej głębokiej, niezbadanej, naszej części psyche. Myśli, odczucia, emocje, należą do sfery fizycznej, umysłowej, psychologicznej istoty ludzkiej. Nawet jeżeli cała w proch się obrócę, czy Bóg nie potrafi mnie wskrzesić do życia, tak jak Jezus Łazarza? My zwykli ludzie, potrafimy wszystkie ważne dane zapisać na dysku komputerowym, czy Bóg nie będzie w stanie odtworzyć zapisanych w swej pamięci danych o mnie? Nie mam powodu poddawać w wątpliwość możliwości Stworzyciela Wszechświata , jestem tylko stworzeniem. Intelektualizm, dla którego pojęcie jest jedynym środkiem zrozumienia rzeczywistości, okazał się całkiem niezdolny do uchwycenia konkretnego, bezrozumnego procesu stwania się. Intuicja, to poznanie bezpośrednie. Absolut, rzeczywistość ontologiczna, istnienie w swej istocie albo prezentują się naszej intuicji odsłonięte, albo nie są poznawalne. Intuicja religijna, którą spotykamy u wszystkich wielkich mistyków, jest próbą przekroczenia niestałości form i tego wszystkiego, co w życiu względne. Prymat elementu intuicyjnego prowadzi do możliwości przekroczenia wszystkich form, które mieszcza się w naszej ziemskiej rzeczywistości.

     
    Odpowiedz
  42. kudron

    W ciemnościach nocy uświadomiłam sobie czym jest śmierć

    Z czterech pór roku najbardziej lubię jesień. Wtedy ten dom, dziecko, minaturowy królik  stają się ciepłem, do którego chętniej wracam. Jesienna melancholia przypomina mi o wartości codziennych spraw.W atmosferze jesiennej przyziemności dczuwam przemijanie.

    Pamiętam, że w rodzinnych opowiadaniach czas mierzyło się nie datami ale wydarzeniami z naszego życia. Opowieści zaczynało się; to wydarzyło się parę dni przed tym zanim Kinga (jedna z sióstr) zagubiła się na plaży.

    Przemija czas malutka Kinga, zagubiona na plaży teraz niańczy bliźniaki, w moim domu urzęduje już trzeci królik, a córka powiedziała mi w końcu "mamo ty nic nie rozumiesz".

    Jesieną widzę wyraźniej przemijanie i to jest naturalne.

    Natomiast pierwszy horror metaphysicus przeżyłam, kiedy miałam 7 lat i w ciemnościach nocy uświadomiłam sobie czym jest śmierć. Uciekłam wtedy do łóżka mamy i zapytałam, czy wszyscy kiedyś umrą. Nie pamiętam, co mi odpowiedziała. Pamiętam  jak mnie przytuliła.

     

     

     

     

     

     

     

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code