Indywidualizm wiary

 

 

Indywidualizm wiary.
 
 
W niedzielnych rozważaniach w naszej Wspólnocie, zaproszony gość zwrócił uwagę naszą na indywidualny proces stawania się uczniem Chrystusa, na indywidualną drogę, którą każdy musi przejść za Chrystusem, w końcu na indywidualne doświadczenia, jakie każdy musi przejść w procesie dojrzewania w Chrystusie. I to zachęciło mnie do zastanowienia się nad tą kwestią i podzielenia się z czytelnikami Tezeusza.
 
Sprawa znana ludziom odrodzonym, gdyż już na samym początku poszukiwań człowieka swojego sensu życia, jest to bardzo indywidualna i wręcz atomistyczna kwestia. Człowiek „zawieszony” we wszechświecie poszukując swojej tożsamości, zmagający się z dręczącymi go pytaniami o swoje miejsce na ziemi, o przyszłość, celowość swojego istnienia, o dobro i zło, o szczęście i nieuchronność zła, musi samodzielnie dojść do poznania, tego który zna jedynie odpowiedź.
 
Dzisiejsze religie chciałyby aby człowiek został „wtłoczony” w pewien schemat, owczą stadność, tak aby przyjmując pewne prawdy nie zadawał pytań – zasłaniając się tajemnicą wiary, czy aby tak jest, czy aby ta tajemnica nie została już dawno odkryta i wskazuje na człowieka, jako tego, który musi sam znaleźć odpowiedź.
 
Kiedy spotykamy na kartach Biblii różnych bohaterów zauważamy, że Bóg zawsze spotyka się z nimi i mówi do nich osobiście. Przykład Apostoła Pawła, Piotra dają nam pewność, że Bóg w Chrystusie powołuje. Posyłając Apostołów, potem uczniów Swoich zawsze widzi indywidualną osobę – Korneliusza, dworzanina Etiopii a nawet Szymona czarnoksiężnika. Panu Bogu i Jego uczniom chyba nigdy nie przyszłoby do głowy, aby hurtowo kwalifikować ludzi jako wierzących, bez ich jasnej deklaracji i przeżycia Chrystusa. Kazanie Piotra – namaszczone Duchem Świętym spowodowało, że wielka grupa osób nawróciła się do Pana i dziś tak się dzieje na całym świecie, weźmy Brazylię, Argentynę, Koreę Południową i wiele innych krajów, które przeżywają to co działo się w Jerozolimie w czasie Piotra.
 
Czy można powiedzieć, że ci ludzie nawracają się do Boga, czy przyjmują (jak czasami to bywało) chrześcijaństwo? Przecież większość z nich, to nominalni katolicy, czego zatem im trzeba było, aby otworzyli swe serca dla Pana? Czy aby nie indywidualizmu poszukiwań? Czy aby nie poszukiwania Prawdy? Czy aby nie potrzeby spotkania Pana, prawdziwego osobowego i osobistego.
 
Czy Chrystus Pan nie mówi aby „oto stoję u drzwi (twojego serca) i pukam, każdy, kto otworzy i zaprosi mnie będzie ze mną wieczerzał, a ja z nim”, czyż nie jest to piękne? Otworzyć drzwi Chrystusowi, otworzyć na Jego zapukanie, ale czy je słyszymy? Jeśli nasze uszy i oczy są skierowane na co innego?
 
Moja wiara rozpoczęła się od spotkania z Panem, czy takie spotkanie może być takie sobie? Myślę, że nie, że to Duch Święty przygotowuje nas do tego, wtedy, gdy jeszcze nie wiemy co się z nami dzieje. Pokazuje nam potrzebę, niezaspokojoną potrzebę przebaczenia, odpuszczenia, wymazania grzechów i potrzebę nowego życia w Nim, Panu Wszechświata. Dopóki nie mamy ugiętych kolan przed Ukrzyżowanym i dopóki nie widzimy, niezależnie od tego kim jesteśmy – siebie, jako grzesznika, to nie jesteśmy w stanie spotkać się Nim.
 
Przyjęcie łaski Boga zawsze prowadzi przez prawdziwą pokutę, to jest skruszone serce, które jedynie Duch Święty może nam skruszyć. Jeśli jesteśmy już gotowi powierzyć Jemu swoje życie, On przychodzi i zradza nas do Królestwa Bożego, na początku nawet nie wiemy być może dokładnie co się z nami dzieje, ale wiemy, potrzebujemy Chrystusa. Duch Święty wówczas zamieszkuje w nas i czyści nas, jak zabrudzoną oblubienice, która się całkowicie zbrukała. Zdejmuje ciężar przekleństw, nałogów, kłamstwa. Wkłada w serce i umysł prawo odwieczne, w którym rozpoznajemy zło i odróżniamy go od dobra, rozpoznajemy kłamstwo i pragniemy prawdy.
 
Ta podróż się zaczyna za swoim Panem, poznając Go, mając z Nim osobową relację uczeń Pański uczy się , pełen wdzięczności nosząc gorące uczucie miłości i wdzięczności za ratunek z upadłego stanu. Słowo Boże, Duch Święty, modlitwa i społeczność z innymi wierzącymi (odrodzonymi) powoduje, że wzrastając ów człowiek szuka swojego powołania, tego celu od Niego, Ukochanego, celu, który zdeterminuje jego życie i nada mu sens. Ten cel jest w odwiecznym planie Boga wobec każdego człowieka, jest jednak bardzo spersonalizowany, dlatego też nie można kopiować innych ludzi, a nawet ich naśladować (no chyba, że w celu uczenia się dorosłości), ponieważ własny plan, czeka w naszym życiu na zrealizowanie. Ten to plan, nie jest na mapie Bożej odcięty od innych, ale jest w doskonałej harmonii z tym, co Pan czyni również przez inne osoby. Kościół wówczas staje się jakby miejscem treningu, tam wzrastamy, uczymy się uwielbiać Boga, chodzić Jego drogami, korzystamy z bogactwa doświadczeń innych, po to aby być wytrenowanym do realizacji Bożego planu w naszym życiu.
 
Dojrzałe życie chrześcijanina (ucznia Pana) nie mówi, dlaczego to, czy tamto mi się przydarzyło, ale mówi, Panie ćwiczysz mnie, bo zapewne jestem w tym słaby, a jak będę mógł pełnić twoja wole będąc słabym, jakim będę żołnierzem? Panie doświadczaj mnie i badaj mnie, tak abym nie szedł drogą zagłady, ale twoją odwieczną. Dla takiego ucznia radością jest służyć Panu, będąc ojcem, mężem, pracownikiem, studentem, emerytem. Wiek nie ma znaczenia, bo im starszy uczeń, tym radośniej oczekuje spotkania z Panem, gdyż jest go pewien , gdyż nie spędził życia u drzwi Królestwa Bożego, raz wchodząc do niego, raz wychodząc i zawsze będąc dzieckiem w myśleniu. Taki uczeń wszedł do Królestwa i współpracował z Panem w Jego dziełach, a więc śmierć jest tylko pozbyciem się tego ciała, tej skorupki.  
 
Czy jestem dojrzałym i świadomym uczniem Pana, który ma osobistą relację z Panem i prowadzi swoje życie razem z Panem? Musimy zadać sobie to pytanie, bo inaczej jesteśmy jak we mgle, nie wiemy skąd i dokąd idziemy, mamy nadzieję, ale czy oparta na tym co Pan do nas mówi, czy raczej jacyś ludzie – a przecież Pan powiedział, że przeklęty każdy, kto ufa drugiemu człowiekowi i z ciała czyni swoje oparcie, ale błogosławiony ten, który ufa Panu, jest on jak drzewo zasadzone nad strumieniami wód –  czy aby wody Boże są dla mnie dostępne, czy raczej tułam się po pustyni jak jałowiec, którego wiatr gna?
 
Odpowiedzmy sobie na to pytanie, Pan czeka na nas, aby z nami rozmawiać i dzielić się swoją wizją w naszym życiu.
 
KJ
 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code