Historia Mariana Łapińskiego – przed i po wypadku! Cz. II – “Leczenie”

Normal
0

21

false
false
false

PL
X-NONE
X-NONE

/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-priority:99;
mso-style-parent:””;
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin-top:0cm;
mso-para-margin-right:0cm;
mso-para-margin-bottom:10.0pt;
mso-para-margin-left:0cm;
line-height:115%;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:11.0pt;
font-family:”Calibri”,”sans-serif”;
mso-ascii-font-family:Calibri;
mso-ascii-theme-font:minor-latin;
mso-hansi-font-family:Calibri;
mso-hansi-theme-font:minor-latin;
mso-bidi-font-family:”Times New Roman”;
mso-bidi-theme-font:minor-bidi;
mso-fareast-language:EN-US;}

To historia o tym, że pomimo kalectwa można dalej kochać życie i podziwiać piękno tego świata. To historia drogi, która doprowadziła do poznania Pana Boga i Jego miłości, do docenienia czym jest rodzina. Pokazuje to, że ludzie, którzy byli oddaleni, odwróceni od siebie, zbliżają się i jednają.
Tydzień temu pan Marian podzielił się swoimi ostatnimi dniami „normalnego” życia. Opowiedział o swoim ostatnim skoku…

Dziś część druga! Dla mnie najbardziej poruszająca.

„Leczenie”

. Skok mój był tak silny że uderzając głową w wodę, straciłem przytomność. Nie wiem co się działo ze mną pod wodą i ile czasu tam przebywałem. Wypłynąłem na powierzchnie twarzą do lustra wody, usłyszałem głosy ludzi ale nie mogłem nic powiedzieć. Jeden z moich kolegów krzyczał: On udaje! i się śmiał , ja natomiast w żaden sposób nie mogłem dać znać że się topie. Nie mogłem nawet poruszyć głową i zacząłem nabierać wodę w usta. Po chwili jeden ze znajomych wskoczył do wody i przypłynął do mnie , widząc że się nie ruszam obrócił mnie na plecy. Wołał o pomoc innych , ja wyplułem wodę i powiedziałem do kolegi: Nie czuję rąk i nóg , połamałem chyba kręgosłup! On odrzekł: Będzie wszystko dobrze! Z pomocą drugiego kolegi wyciągnęli mnie na brzeg i wezwali  pogotowie. Zrobiła się zupełna cisza i ludzie zaczęli opuszczać kąpielisko. Przymnie był kolega z którym przyjechałem , słońce grzało mocno więc po prosiłem aby mnie przykrył ręcznikiem. Ponownie straciłem przytomność.

Nie wiem ile to trwało ale kiedy otworzyłem oczy był przymnie lekarz i znajomy sanitariusz. Po krótkiej rozmowie z lekarzem założyli mi kołnierz ortopedyczny na szyję ponieważ miałem uszkodzone kręgi szyjne. Ze względu na takie uszkodzenie i złą drogę wezwano pogotowie lotnicze oraz straż pożarną celem zrobienia miejsca na wylądowanie helikoptera na pobliskim polu. Wszystko odbyło się bardzo szybko , po nie długim czasie śmigłowiec był na miejscu. Lekarze przykryli mnie folią podtrzymującą temperaturę ciała i zabrali do śmigłowca. Tam podłączyli mi kroplówkę oraz tlen i odlecieliśmy do szpitala w Szczecinie. Około godz. 17.00 byliśmy na miejscu.

Po przylocie do szpitala przewieziono mnie na oddział neurochirurgii gdzie odbyła się konsultacja z lekarzami. Pierwsze słowa jakie usłyszałem były: Czy pił pan alkohol? odpowiedziałem – Tak piłem piwo! Podeszła do mnie pielęgniarka i pobrała krew na zawartość alkoholu.  Wynik badania nie wykazał alkoholu we krwi co pozwoliło lekarzom na natychmiastowe przystąpienie do operacji. Podszedł do mnie lekarz prowadzący z dokumentacją i zapytał: Zgadza się pan na operację? Nie zastanawiając się powiedziałem: ,,Proszę robić wszystko bym poczuł się lepiej”. Byłem nieco zaniepokojony całą tą atmosferą jaka panowała wokół mojej osoby. Kiedy pielęgniarka dała mi zastrzyk tzw. głupiego Jasia , zamknąłem oczy i usnąłem. Nie wiem jak długo trwała operacja i nikogo o to nie pytałem. Usłyszałem głos ludzi którzy mówili abym otworzył oczy i się obudził. Chciało mi się bardzo spać ale otworzyłem oczy a koło mnie stali lekarze , oznajmiając że już po operacji. Byłem na sali pooperacyjnej gdzie leżało troje innych pacjentów. Po nie długim czasie przyszła  do mnie moja siostra z mężem , była bardzo roztrzęsiona moim widokiem. Po mimo iż chciało mi się spać , stanęły mi łzy w oczach i spytałem jej: Co teraz ze mną będzie? Widziałem jak wymusza uśmiech mówiąc: Wszystko będzie dobrze! Spytałem ją która jest godzina było ,  już po 21.00 a za oknem jeszcze widno. Siostra usiadła koło mnie i wypytywała jak i gdzie to się stało , opowiedziałem jej wszystko. W tym samym czasie mąż siostry poszedł do lekarza który mnie operował , dowiedzieć się jak przebiegła moja operacja i jakie są rokowania na dalsze moje życie. Kiedy wrócił oznajmił że będzie wszystko dobrze i trzeba być dobrej myśli. Zbliżała się godz.22.00 siostra powiedziała mi że muszą iść i że przyjdzie jutro. Kiedy wyszli przez chwile jeszcze patrzyłem w sufit i nie mogąc się poruszyć usnąłem. Obudziłem się w nocy na sali wszyscy spali jedynie słyszałem monitor do którego byłem podłączony , bardzo chciało mi się pić i strasznie bolała mnie głowa. Nie mogąc się poruszyć próbowałem obudzić pacjenta który leżał obok , niestety ale miałem zbyt mało siły aby głośniej cokolwiek powiedzieć. Leżałem tak do wczesnego rana kiedy to weszła na sale pielęgniarka wówczas poprosiłem o tabletkę i podała mi pić. Poczułem ulgę zaspakajając pragnienie jakie mi towarzyszyło dłuższy czas , leżałem patrząc w sufit i rozmyślałem kiedy wstanę aby iść do domu.

Kolejny dzień zapowiadał się upalny , dostrzegłem w lusterku jak wcześnie słońce zaświeciło i zrobiło się jasno. Do sali weszły dwie pielęgniarki i robiły toaletę poranną a na sali zaczęło tętnić normalnym życiem. Po śniadaniu nie co skąpym oczekiwaliśmy na wizytę lekarzy , byłem lekko zaniepokojony myślą co powiedzą mi  lekarze o moim stanie zdrowia. Wizyta przebiegała bardzo powoli , od łóżka do łóżka aż doszli do mnie byłem ostatnim pacjentem na tej sali. Ordynator spytał się mnie jak się czuje , odpowiedziałem że dobrze i słuchałem rozmów jakie kontynuowali między sobą. Przed odejściem jeden z lekarzy powiedział mi , że czeka mnie długa rehabilitacja i obym był dobrej myśli a będzie wszystko dobrze. Te słowa bardzo mnie uspokoiły , choć dały wiele do myślenia z powagi tego jaką wyrządziłem sobie krzywdę i ile czeka mnie pracy tej fizycznej jak i psychicznej.  Zaraz po wizycie zjawiła się moja siostra z dziećmi , bardzo się ucieszyłem na ich widok. Usiedli przy moim łóżku i zaczęliśmy rozmawiać i żartować. W pewnym momencie zacząłem się dusić, nie mogąc odkaszlnąć się siostra zawołała pielęgniarkę. Nie mogłem odkrztusić wydzieliny która zebrała się w gardle, ale po szybkiej interwencji pielęgniarek mogłem  dalej swobodnie oddychać. Goście moi weszli na salę ponownie, siostra była nieco przestraszona ale z wymuszonym uśmiechem zaczęliśmy rozmowę kontynuować dalej. Czas leciał szybko nie wiadomo kiedy a tu pora obiadowa. Po obiedzie siostra z dziećmi poszła do domu, zapewniając mnie że przyjdzie na kolację. Po ich wyjściu leżałem i rozmyślałem nie o tym co mi się stało, lecz o bliskich mi osobach których tak bardzo mi brakowało. Myślałem o mojej siostrze która jako pierwsza zainteresowała się moją osobą i z którą tak naprawdę nie utrzymywałem kontaktu. W tym dniu stała się dla mnie najbliższą osobą, która mnie wspierała  od pierwszych chwil mojego pobytu w szpitalu. Na sali było dosyć głośno od rozmów leżących tu pacjentów, tylko ja leżałem cicho i z dużą nieśmiałością odpowiadałem na pytania zadawane przez kolegę leżącego obok mnie, który leżał tu najdłużej. Na kolację zjawiła się zgodnie z obietnicą Beata <tak ma na imię moja siostra> która mieszka w Szczecinie i miała blisko do szpitala, dlatego też to nie sprawiało jej żadnych problemów z odwiedzaniem mnie. Nakarmiła mnie na kolację, umyła twarz i zęby i do godz.21.00 rozmawialiśmy o różnych rzeczach. Kiedy wychodziła powiedziała że przyjdzie jutro po wizycie, kiwnąłem głową ok! i wyszła. Byłem zmęczony i śpiący, poprosiłem pielęgniarki aby ułożyły mnie do spania, długo nie leżąc usnąłem bardzo szybko.

Spałem całą noc, kiedy się obudziłem było już widno i głośno za drzwiami. Wiedziałem już że to personel robi toaletę poranną w sali obok. Zapowiadał się kolejny upalny dzień. Była sobota trzeci dzień mojego pobytu w szpitalu, siostra przyszła do mnie nie co później i oznajmiła mi że w niedzielę będę miał gości. Zapytałem ją kto do mnie przyjedzie, ona jednak nie chciała mi powiedzieć to miała być niespodzianka. Ten dzień bardzo się dłużył, cały czas myślałem o niedzieli i kto do mnie przyjedzie. Nadszedł w końcu wieczór, myśląc że szybko usnę zamknąłem oczy i leżałem. Niestety  nie spałem prawie całą noc, rozmyślając kto przyjedzie do mnie jutro i co to będzie za niespodzianka o której mówiła siostra. W końcu zaczęło świtać i pokazało się słonko, a na sali były słychać tylko pochrapywanie pacjentów. Tak jak co dzień przyszedł czas toalety porannej, później śniadanie i oczekiwanie na wizytę lekarzy. Po wizycie na sale weszła moja mamcia, dwie siostry z dziećmi i brat. Podchodząc do mnie mamcia powiedziała: I co? i  zaczęła płakać. Nie wydusiłem z siebie żadnego słowa, zacisnąłem oczy i poleciały mi łzy, wówczas zrozumiałem jak ważna jest dla mnie rodzina a przed wszystkim mamcia która w dniu mojego wypadku ostrzegała mnie, że źle kiedyś skończę. Siostra wytarła mi oczy i zaczęliśmy rozmawiać, mamcia siedziała przy łóżku nie odzywając się tylko kiwała głową. Jednak to nie byli wszyscy goście, po około pół godziny weszła na sale rzesza ludzi, była ta moja kolejna siostra, drugi brat a za nimi mój kierownik z pracy i moi koledzy. Był to dla mnie szok, kiedy ich zobaczyłem po raz kolejny poleciały mi łzy. Po krótkiej rozmowie musieli wyjść z sali ponieważ było ich za dużo, a leżałem na sali pooperacyjnej. Czas mijał nieubłaganie kiedy to weszła pani z obiadem, siostra nakarmiła mnie i zrobiła kawę. Zbliżała się godzina 16.00 goście zaczęli się zbierać do wyjścia a siostra powiedziała mi że już dzisiaj nie przyjdzie.

Po ich wyjściu leżałem z zamkniętymi oczami rozmyślając co to będzie ze mną dalej, przypominając sobie słowa mamci w dniu kiedy skoczyłem do wody. Zacząłem zadawać sobie pytanie: Dlaczego jej nie posłuchałem w tym dniu? Dzisiaj odpowiedź znam otóż koledzy i alkohol były na pierwszym miejscu. Leżąc tak uświadomiłem sobie jak ważna jest rodzina w moim życiu, tylko dlaczego tak późno i w takich okolicznościach. Dni w szpitalu biegły bardzo szybko, minął tydzień zaczęła się rehabilitacja która dawała mi większą wiarę w siebie i nadzieje że wkrótce opuszczę szpital.

W czwartym tygodniu pobytu w szpitalu na porannej wizycie ordynator oznajmił mi że pora szykować się do wyjścia. Mieli mnie przetransportować do ośrodka rehabilitacji w Choszcznie. Kiedy przyszła siostra w odwiedziny o wszystkim jej powiedziałem. Dwa dni później po wizycie przyszedł do mnie pan mgr. rehabilitacji i powiedział mojej siostrze że chce jej pokazać jaką metodę stosować u mnie jak nie będę mógł  odkrztusić zalegania. To był mój największy problem. W trakcie demonstracji tej metody doszło do zatrzymania akcji serca i straciłem kontakt ze światem. Moi drodzy czytając dalej moją historię nie pomyślcie, że to fikcja bądź wymyślona bajka, otóż jest to prawdziwa historia jaką przeżyłem idąc na drugi świat.

Ciąg dalszy już za tydzień!

Autor tekstu wyraził pełną zgodę na publikację opowieści Mariana Łapińskiego, której autorem jest sam bohater. Tekst bez żadnych zmian redakcyjnych.

Wojtek

 

 

 

 

 

 

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code