Historia jednego krzyża

Leniwe, zimowe, niedzielne popołudnie, blade słońce świecące prosto w oczy, pola przykryte cienką już warstwą śniegu, a do tego sącząca się z głośników melancholijna muzyka z Wysp Zielonego Przylądka. Aż się wierzyć nie chce, że to afrykańskie blues’owanie przypominające momentami fado, tak idealnie współgra z otaczającym krajobrazem, łagodnymi pagórkami, sosnowymi zagajnikami, rozrzuconymi w dolinach pojedynczymi drewnianymi domami.

Wzgórze, do którego zmierzamy znajduje się mniej więcej w połowie drogi między Jasionówką a Dobrzyniówką. Na jego szczycie nie sposób nie zauważyć białego kamiennego krzyża wyglądającego, jak nagrobek, albo przydrożna kapliczka. Wydawałoby się, że jest to miejsce jakich dziesiątki, jeśli nie setki w okolicy. Nasłoneczniony pagórek, porośnięty sosnami, tuż za krzyżem pozostałości zabudowań, ledwie dostrzegalnych pod zeschniętą trawą, którą odsłonił topniejący śnieg. Na południe od wzgórza w odległości kilometra, może dwóch, wyraźnie rysuje się ciemna plama puszczy. W pobliżu żadnych zabudowań, ani żywej duszy. Raz zdarzyło się nam, że z leśnej drogi, ni stąd, ni zowąd wyjechał czerwony jeep cherokee, za kierownicą i obok na miejscu pasażera, siedziały dwie dziewczyny, sprawiające wrażenie, jakby nad ranem wyruszyły z Warszawy gdzieś na wschód, zagubiły się, a wczesnym popołudniem odnalazły się na leśnej drodze w pobliżu Jasionówki. Przyglądały nam się przez szyby nie mniej zdumione niż my. Długie, modnie ścięte włosy, dostrzegalny make-up, wyglądały bardziej jak modelki z okładki "Cosmpolitan" niż córki miejscowych gospodarzy. To naprawdę niecodzienny widok na podlaskiej wsi, chyba, że tak zwani miastowi wyprowadzą się na wieś, bądź po latach ktoś wróci z USA, lub przyjedzie na urlop na Święta z Dublina lub Londynu. Nawet nam przez myśl nie przeszło, by próbować je zatrzymać i pytać o historię owego krzyża z wygrawerowaną inskrypcją: "S + P STANISŁAW BORYS ŻYŁ LAT 22. ZGINOŁ TRAGICZNĄ ŚMIERCIĄ W 1941 R. PROSZĘ O 3 Z M." (zapis oryginalny).

Nie pamiętam, za którym razem, może za trzecim, może czwartym, natknęliśmy się w tym miejscu na dwóch mężczyzn o zaczerwienionych od mrozu i wiatru, czerstwych twarzach, przybijających do jednej z sosen tabliczkę z napisem: "Proszę nie wyrzucać śmieci". Okazało się, że owi mężczyźni byli leśnikami, chętnie nawiązali rozmowę, ale sprawiali wrażenie ostrożnych i ważących każde słowo. Gdy padło z naszej strony pytanie dotyczące krzyża, jeden z nich najwyraźniej się ożywił i oznajmił, że jest to miejsce, w którym zginął jego stryjeczny dziadek. Został zastrzelony tuż przed atakiem Niemiec na ZSRR w czerwcu 1941 r. Wracał pieszo od strony Dobrzyniówki, miał wetknięty za pas pistolet, ukryty pod koszulą, na wzgórzu stał akurat sowiecki gazik, a w nim i tuż obok niego kręcili się albo krasnoarmiejcy, albo enkawudziści, obserwowali okolicę z dogodnego miejsca widokowego. Mężczyzna, będący członkiem ruchu oporu, wówczas jeszcze Związku Walki Zbrojnej, spostrzegłszy ich, zaczął najprawdopodobniej uciekać. A może postanowił wyrzucić w zboże zatkniętą za pasek broń, i któryś z krasnoarmiejców to zauważył? Tego nie dowiemy się już nigdy. Jedno jest pewne, zwłoki zabitego młodego mężczyzny, zostały dosłownie wrzucone do gazika i wywiezione do siedziby NKWD w nieodległej Sokółce. Do dziś nie jest znane miejsce ich spoczynku.

– A mój dziadek dowiedziawszy się, co się wydarzyło, przybiegł tak szybko, jak tylko mógł, by z miejsca, w którym zastrzelono jego brata, zebrać ziemię nasiąkniętą krwią, zakrwawione patyki, i włożyć je do skleconej naprędce drewnianej skrzyneczki, a następnie zakopać w tym miejscu, w którym obecnie stoi krzyż. A dziadka stryjecznego zastrzelono tam po drugiej stronie, gdzie ustawiony jest ten żeliwny krzyż. – opowiadał leśnik.

W drodze powrotnej nie sposób było uniknąć refleksji, co jesteśmy winni takim partyzantom, jak Stanisław Borys? Słowa i frazy takie, jak patriotyzm, oddanie życia za ojczyznę, szybko się w naszej rzeczywistości zdewaluowały, a niemal wszystkie debaty poświęcone tej tematyce wydają się jałowe, schematyczne i nie dające żadnych konkretnych odpowiedzi. Propozycja, by nowoczesny patriotyzm polegał li tylko na płaceniu podatków, wydaje się być kompletnym nieporozumieniem – jak bowiem za czyn patriotyczny można uznać obowiązek nałożony prawem? Czy współczesny heroizm – jak proponują inni – może polegać na pracy ponad siły, a niekiedy i ludzkie możliwości w międzynarodowych korporacjach oraz sieciach handlowych? Czy może nim być działalność polityczna w rzeczywistości, w której nadrzędność interesu partyjnego, lawirowanie między grupami interesu, zastąpiły tworzenie realnego dobra wspólnego? Mimo wszystko jednak wydaje się że, dopóki jeszcze nie cała sfera publiczna została zawłaszczona przez partie polityczne, to wciąż istnieją płaszczyzny działania, na których wykształcenie, wiedza i zdolności mogą być wykorzystane pod podejmowania aktywności motywowanej nie tylko interesem własnym, ale przede wszystkim chęcią i umiejętnością szerszego spojrzenia na świat.

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code