Gorąca zima 2013

 Gorąca zima 2013

 

 Luty, to właściwie miesiąc, który zapowiada już wiosnę, co prawda jeszcze środek zimy i bywało, że termometry wskazywały bardzo niskie temperatury, ale już dzień dłuższy i już jakoś tak przeświadczenie o tym, że niedługo skończy się czas hibernacji.

 No właśnie, czy hibernacji, kiedyś domostwa okryte śniegiem, sennie wyglądały z zakutych lodem okienek i tylko dym z komina świadczył o tym, że jednak życie tli się w tym domu i oczekuje wybuchu wiosny i życia. Potrzebujemy zimy i refleksji, potrzebujemy zatrzymać się i zastanowić, dokąd zmierzamy?

 W dzisiejszej Polsce i świecie, czas jakby nie zatrzymuje się, no chyba, że zawieje mrozem 30 stopni, to życie spowalnia, ale normalnie nasze zaganianie nie zna już granic i biegniemy coraz szybciej i szybciej, jednak dokąd? Kiedy w 1997 roku przeprowadziliśmy się z żoną do małego miasteczka na Kociewiu, nie mogliśmy uwierzyć, że życie może tak powoli płynąć, a ludzie do nikąd się nie śpieszą i mają czas na pogawędki, na obserwowanie przechodniów ze swoich okien i wiele innych zajęć, które ja znałem ze swojego dzieciństwa, a żona z pobytu u babci gdzieś tam w Kamiennej Górze czy Raciborowicach.

 My młodzi wówczas małżonkowie byliśmy jak nakręceni, w wirze dużego miasta nie było czasu na wiele. Praca, przejazdy godzinne w tę i z powrotem, stanie w korkach, to wszystko powodowało, że wyjeżdżałem do pracy o 6,00 a wracałem o 18,00. A potem jeszcze spotkania kościelne, zakupy, przyjaciele, teściowie i masa innych zajęć, że wieczorem z żoną około 21-22 siadaliśmy zmęczeni i nie mieliśmy czasu na telewizję, czy co innego. Wszystko w biegu i to nie tylko my, ale również większość z naszych znajomych. Jedynie grupa domowa raz w tygodniu pozwalała wyhamować i zreflektować się, odpocząć przed Bogiem no i oczywiście niedzielne nabożeństwa, bez których nie wyobrażaliśmy sobie naszego życia. I nagle w tym małym miasteczku okazało się, że nie mamy co robić, że odległości pomiędzy sklepem, pracą itp. to kwestia 5-10 min. Pojawiło się pojęcie czasu wolnego, co z nim robić? Tym bardziej, że tego czasu i inni mieli dużo.

 Może dlatego, że byliśmy w takim pędzie, mogliśmy założyć firmę szkoleniową i skutecznie ją rozwijać, może dlatego mogliśmy mocno angażować się w sprawy Boże, może dlatego dziś nasze życie wygląda tak, a nie inaczej. To było wtedy i trwało nieco, ale i dziś zauważamy, nasza prowincja biegnie, tak, ten pośpiech i szaleństwo krótkiego dnia dociera i tu, do naszych małych miasteczek, aż strach pomyśleć w jakim tempie dziś funkcjonuje Wrocław.

 No ale to byłoby na tyle refleksji, natomiast zima tego roku, obfituje w gorące wydarzenia. Nie tylko, że czasy się zmieniły i domek z dymem z komina to już dawno archaizm i marzenie wieku emerytalnego, ale to co dzieje się wokół nas i możliwość oglądania tego przydaje nam adrenaliny. Tu budżet UE, tak ważny dla naszego kraju, tu dyskusja o związkach partnerskich i John Godson , który stał się zadziwieniem dla wielu, odważny i szanujący. Tu o mały włos transseksualista na fotelu marszałka sejmu, i to wszystko w kraju, w którym zdało by się, że wierzący są ogromną większością.

 Gorąca ta zima, również dla mnie z powodu wartkich zmian w życiu moim i Wspólnoty, śmierć mojej siostry, ciężka choroba drugiej, realizacja projektu UE, z ludźmi bardzo różnymi, a zwłaszcza z oligofrenikami. Remont wymarzonego budynku dla Wspólnoty, wreszcie znalazło się odpowiednie miejsce w naszym mieście. Teraz dwa miesiące remontów i będzie pięknie. Wspólnota się rozwija i Bóg przydał nam miejsca. Teraz już wejdzie do miejsca nabożeństw około 80 osób, to na jakiś czas starczy. Cieszymy się bardzo i jesteśmy Bogu wdzięczni za ten budynek.

 Z racji mojej nowej od niedawna funkcji dziekana, obserwuję co dzieje się w innych miastach i staram się wspierać pastorów w służbie. W jednych miastach praca idzie jak po grudzie w innych rozwój i ludzie się nawracają do Chrystusa. Jednak patrząc na scenę naszego kraju, zdaje się, że jest to okres raczej namysłu naszych rodaków, co dalej? Młodzi coraz bardziej relatywizujący i konsumpcyjni, nie bardzo zawracają sobie głowę Bogiem, bo to nie cool, ci nieco starsi jakby rozczarowani, bo to wiele wydarzyło się w ich życiu, dużo rozbitych małżeństw, pogoń za kasą na przeżycie, bezrobocie, zawiedzenie kościołem a szczególnie duchownymi, coraz powszechniej widoczne. Afery, podziały, politykierstwo, to wszystko sprawia, że średniacy czują się zagubieni. Zadają sobie pytanie, czy szukać nowych wartości, czy rzeczywiście nie można być w życiu niczego pewnym? Może za filozofem już czas powiedzieć – wiem, że nic nie wiem – ale jak się do tego przyznać? Starsze osoby natomiast starające się siłą rzeczy  kultywować stare wartości, jednak i oni czują się zawiedzeni, bo wszystko się zmieniło, a oni nie podążają, może już są niepotrzebni i DPS czy hospicja rozrastają się w szybkim  tempie…

 Patrząc na nasz kraj widzę brak jedności i kłótliwość, brak autentycznej wiary w Boga, albo lepiej Bogu, ale wyuczoną religię i niewiarę. Nierozumne chrześcijaństwo polegające na teatralnym powtarzaniu ciągle tych samych ról i modlitw wyuczonych na pamięć. Modlimy się „bądź wola Twoja” , a nie mamy pojęcia, że właśnie chodzi o moje życie, aby wola Jezusa Chrystusa działa się wobec mnie, a ja współpracując z Nim abym był z Nim, na co dzień. Ale wyuczona modlitwa swoją drogą, a moje życie to moja sprawa i co Bóg ma do niego. Ja sam jestem panem swego życia. I chyba jedynie prawa włożone nam przez Pana, każdemu z ludzi Rz. 2,14-15; powodują, że czujemy lęk, bojaźń ale nie wiemy jak żyć z Bogiem w Jego błogosławieństwie i radości. Czy ten Bóg, do którego przeciętny Polak uważa, że musi przychodzić przez wielu świętych czy jeszcze innych, jest dla mnie? Czy życie z Jezusem nie jest życiem pełnym wyrzutów za to, że musiał umierać On na krzyżu i teraz musi odreagowywać na nas, a ja niepewny niczego musze drżeć i nie znać dnia ani godziny?  

 Tak niewielu z nas poznało Pana Jezusa w Jego miłości, tak niewielu doświadczyło zbawienia i odkupienia, tak niewielu posiada żywą wiarę i relację ze zmartwychwstałym Chrystusem, pełnym miłości i troski wobec nas. Być może musimy uczyć się od Johna Godsona co to znaczy być osobą wierzącą?

 

Pozdrawiam KJ

 

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code