Gdy schodzimy z góry

 Rozważanie na Sobotę II tygodnia Adwentu , rok B1

Rekol__Adwent_2014.jpg

Na górze było tak pięknie, tak niewyobrażalnie wspaniale. Mojżesz i Eliasz rozmawiali z Jezusem otoczonym światłością. Trzej uczniowie patrzyli na to z zachwytem i bojaźnią, i pewnie chcieliby jakoś zatrzymać tę wizję Przemienienia Pańskiego, zadomowiając się w niej po swojemu być może na całą wieczność… Lecz już po chwili nikogo nie widzieli, tylko samego Jezusa (Mt 17, 8). I zaczęli schodzić z góry, czyli inaczej mówiąc, po ekstatycznych przeżyciach wracali do codzienności…

Schodzącym z góry Jezus nakazuje : „Nie opowiadajcie nikomu o tym widzeniu, aż Syn Człowieczy zmartwychwstanie”. Jak bowiem opowiadać o czymś, co przekracza granice potocznego ludzkiego doświadczenia, burzy poznawcze schematy, wymyka się zwykle skutecznym myślowym przyzwyczajeniom? W prawie dwa tysiące lat później filozof Ludwig Wittgenstein podobnie przestrzegał nie tylko swoich kolegów po fachu: „O czym nie można mówić, o tym trzeba milczeć”.

Ale kto by tam słuchał takich zaleceń? Natura ludzka jest taka, że człowiek stara się nazwać to, co go spotyka, uporządkować, zaszufladkować, wpisać w pewną narrację i gadać, gadać, gadać… Przecież mowa jest tym, co wyróżnia nas spośród Bożych stworzeń. Nic więc dziwnego, że również w tej sytuacji uczniowie wcale nie mieli ochoty zamilknąć, a jeden z nich, którego język świerzbił najbardziej, natychmiast zapytał: „Czemu więc uczeni w Piśmie twierdzą, że najpierw musi przyjść Eliasz?” Inaczej można by to pytanie sformułować tak: „Mistrzu, w którą szufladkę mam sobie włożyć to, co przeżyłem i jak to się ma do wszystkiego, czego mnie dotychczas uczono?”

Oczywiście, doskonały Nauczyciel nie lekceważy pytań uczniów, choćby nawet były niestosowne czy niezbyt mądre. Tym razem również cierpliwie odpowiada, pokazując przy okazji, że teorie uczonych w Piśmie na nic się im nie przydały i niczego dobrego nie przyniosły ani nie przyniosą w przyszłości. Cóż z tego, że byli ludzie, którzy studiowali święte księgi, tworząc przy tym wyrafinowane myślowe konstrukcje? Gdy przyszedł czas próby, nie poznali i postąpili tak, jak chcieli… Na jednej szali uczone wywody, na drugiej śmierć Jana Chrzciciela, a później samego Jezusa…

                                                                                         *

Rozważając dzisiejsze czytanie, przypomnijmy sobie te zdarzenia, które wprowadziły nas w niesamowity zachwyt, zadziwiły czymś, czego wcześniej nie potrafilibyśmy sobie wyobrazić, oderwały od codziennej rutyny i jakby przeniosły w inną rzeczywistość. Sięgnijmy przy tym do bardzo różnych sfer naszego życia. Następnie zastanówmy się, jak te doświadczenia, które początkowo uznaliśmy za nieprzekazywalne, próbowaliśmy następnie ubierać w słowa, aby utrwalić je we własnej pamięci lub opowiedzieć innym. Jakże niedoskonały wydawał nam się wtedy nasz język… Jakże daleko nasze relacje musiały odbiegać od tego, co naprawdę przeżyliśmy…

Teraz pomyślmy o tym, jak często ufamy za bardzo słowom, które wypowiadamy i które słyszymy. Jakże błądzimy za sprawą języka! Zapominamy, że nasz język, a także tworzone za jego pomocą opowieści czy teorie są niedoskonałe, że oddają tylko część prawdy. „Po części bowiem tylko poznajemy, po części prorokujemy” (1 Kor 13, 9). Historia świata, również historia religii nie tylko chrześcijańskiej zna wiele nieszczęść i zbrodni, które popełniano, ufając za bardzo słowom, mówiącym skądinąd często o pięknych i wzniosłych wartościach.

A jak to jest w naszym codziennym życiu? Badania pokazują, że każdy z nas mniej lub bardziej świadomie wprowadza innych w błąd, czyli po prostu kłamie kilkanaście razy w ciągu dnia. Nie zawsze ma to poważne moralne konsekwencje, często bywa wynikiem niezręczności czy braku odpowiednich kompetencji językowych. Ale właśnie za sprawą języka manipulujemy innymi ludźmi, ujawniając tylko część znanych nam faktów, składając obietnice bez pokrycia, zastraszając, krytykując bez zastanowienia czy poszanowania cudzej wrażliwości itp. Język pozwala nam wyrażać najwznioślejsze, najdelikatniejsze uczucia, utrwalać w zbiorowej pamięci ważne doświadczenia, zachęcać do cennych działań. Niestety, służy także do obrażania, oczerniania, obmowy, pisania donosów, uporczywego nękania, szantażowania i rozmaitych innych form bezwzględnej walki. Nawet pozornie błaha paplanina może niekiedy wyrządzić sporo szkód.

Z drugiej strony sami podlegamy dokonywanym za pomocą języka manipulacjom, które prowadzą nas do niewłaściwych decyzji, a co za tym idzie, do moralnych i materialnych strat. Zbyt łatwo poddajemy się presji środowiskowych opinii, wierzymy w byle plotkę, cenimy sobie pochlebców, ufamy niesprawdzonym autorytetom. Kupujemy niepotrzebne rzeczy, bo pozwoliliśmy sobie wmówić, że bez nich nie można żyć. Czytamy gazety, słuchamy wiadomości i przejmujemy poglądy proponowane nam przez nasze ulubione media, nie chcąc pamiętać, że media to po prostu przekaźniki, które z samej swojej natury, choćby deklarowały krystaliczną czystość i bardzo się o nią starały, nie unikną nigdy pewnej deformacji rzeczywistości.

Inne zagadnienie to język w oficjalnym nauczaniu Kościoła, a także w naszych prywatnych rozmowach na temat wiary. Mamy więc Słowo Boże, zawarte w biblijnych księgach i miliony, miliardy ludzkich słów w różnych hermeneutykach, komentarzach, rozważaniach, w literaturze pięknej, w portalach społecznościowych czy u cioci na imieninach. Wszystko w porządku, jeżeli te dyskusje rozświetlają nam drogę do Boga i pomagają lepiej zrozumieć Jego przesłanie. Gorzej, gdy sprowadzają się do sporów na temat ortodoksji, a efekt jest podobny jak w przypadku uczonych w Piśmie, o których mowa w dzisiejszym czytaniu: starannie opracowywana i dobrze przyswojona doktryna nie zapobiega ludzkiemu cierpieniu.

Papież Franciszek pisze w adhortacji Evangelii gaudium: „Dlaczego komplikować to, co jest tak proste? Aparaty pojęciowe istnieją po to, by ułatwiać kontakt z rzeczywistością w celu jej wyjaśnienia, a nie by od niej oddalać. Odnosi się to przede wszystkim do wezwań biblijnych, zachęcających z taką determinacją do miłości braterskiej, do pokornej i ofiarnej służby, do sprawiedliwości, do miłosierdzia względem ubogiego. Jezus ukazał nam tę drogę uznania drugiego człowieka swoimi słowami i gestami. Dlaczego zaciemniać to, co jest tak jasne? Nie przejmujmy się jedynie tym, by nie popaść w błędy doktrynalne, ale także by być wierni tej promiennej drodze życia i nadziei” (194).

Schodząc z gór, na których wielu z nas przeżyło zapewne wspaniałe spotkania z Panem, nie oddalajmy się od tych miejsc bardziej, niż tego naprawdę wymagają życiowe obowiązki. Nieśmy w sobie niewypowiedziane doświadczenie Tajemnicy, dzieląc się nim z innymi bardziej poprzez czyny miłości, niż poprzez nasze zawsze niedoskonałe, zawsze ostatecznie bezradne słowa. Cóż nam zostanie z pięknie brzmiących słów i zręcznie konstruowanych wypowiedzi, ze starannie uzasadnionych racji, precyzyjnych definicji i eleganckich dowodów, jeżeli nie staną się one choćby niewielkim płomykiem na czyjejś życiowej drodze? „Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący” (1 Kor 13, 1).

Przemienienie.jpg

Rozważania Rekolekcyjne 

Rozważania Niedzielne

 

Komentarz

  1. zk-atolik

    Natura ludzka, mowa i……

    Pani Małgosiugadanie, czyli gadulstwo, pustosłowie, bądź frazeologia to nie jest natura ludzka, lecz przede wszystkim przywara wybranych osób, czy specyficznej ich grupy np: politykierów, różnych działaczy i żurnalistów, czy pseudo-naukowców, oraz tzw. specjalistów, profesjonalistów albo pospolitych plotkarzy.

    A człowieka wyróżnia spośród innych stworzeń przede wszystkim to, że jest równocześnie istotą cielesną i duchową stworzoną na obraz Boży. Ponadto cały człowiek jest chciany i kochany przez Boga, a jedność jego ciała i duszy tworzy naturę.

    Natomiast uzupełnieniem ludzkiej mowy jest komunikacja niewerbalna tj. język ciała, gestów i zachowań. O tyle jest ona przydatna, lecz nie w necie, ale w realu – podczas bezpośredniej relacji, że: uważnemu obserwatorowi pozwala rozpoznać rzeczywiste intencje interlokutora. 

    Ps. Warto wsłuchiwać się, bądź wczytywać – szczególnie w Słowo Boże, zamiast je słuchać lub czytać.

    Szczęść Boże!

     

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code