Fenomen Kapuścińskiego: co będzie jutro z dzisiejszą legendą?

Polską i hiszpańską granicę dzieli nieco ponad tysiąc kilometrów. Kiedyś podróż pociągiem zajmowała parę dni, a teraz leci się dwie godziny samolotem. Świat bardzo dzisiaj zmalał. W przeszłości nie było prawie żadnych kontaktów między kulturą hiszpańskojęzyczną i polską – zupełnie inaczej niż w wypadku Flandrii lub częściowo Węgier, czyli obszarów wchodzących w skład ogromnego imperium, w którym w czasach Filipa II nie zachodziło słońce.

 
Nazwy miejscowe pokazują wiele. Ważne miasta i rzeki: Kraków, Warszawa albo Wisła (po hiszpańsku Cracovia, Varsovia y el Vístula), czy też Lwów, Gdańsk i Wrocław, odpowiednio Lvov (Leópolis), Danzig i Breslavia, są znane pod nazwami rosyjskimi, niemieckimi lub będącymi zlatynizowanymi germanizmami. Szczecin, Łódź i Częstochowa stwarzają podstawowe problemy nawet w transkrypcji: pomijać obce znaki, usuwać je czy dostosowywać do języka hiszpańskiego?
 
Ta pozornie błaha okoliczność mówi o rzadkich kontaktach między obydwoma światami. Mniej więcej tak samo Polska jest niedostrzegana we Francji, we Włoszech czy w Anglii. Nawet jej bezpośredni sąsiedzi, Niemcy i Rosja, którzy stanowili miażdżące zagrożenie albo małe, bojące się własnego cienia Czechy i Białoruś niedużo wiedzą o niegdysiejszej, nieistniejącej obecnie Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Język polski, chociaż mówią nim setki tysięcy ludzi, z globalnego punktu widzenia pozostaje – nie lubię tego wyrażenia – mniejszościowym językiem. Ledwie znana okazuje się nie tylko mowa, lecz także historia i kultura narodu, który miał ambicje, aby zapanować nad wschodnią Europą. Kiedyś przecież Polacy podporządkowali sobie Litwinów, Ukraińców, Białorusinów, podejmując również walkę z potęgą pruską i szwedzką.
 
Sen o wielkiej Polsce przypomina trochę spojrzenie na Meksyk jako na pępek świata, (tak widział go Gutierre Tibon) albo przynajmniej jako na środek Ameryki. Jorge Herralde, dyrektor wydawnictwa Anagrama zdecydował się na publikację dorobku nieznanego dziennikarza po przeczytaniu francuskiego tłumaczenia utworu Cesarz. Prawdziwy wysyp tłumaczeń nastąpił z różnym nasileniem w świecie anglosaskim dzięki pisarzowi Johnowi Updike’owi ze strony amerykańskiej oraz innym entuzjastom ze strony brytyjskiej. Niemcy i Włosi również nie pozostawali w tyle.
 
Dwudziestowieczny dziennikarz Ryszard Kapuściński (ur. w Pińsku w 1932 roku) oraz tłumaczka Agata Orzeszek stali się ambasadorami kultury owego przedsiębiorczego i zasłużonego, a tylekroć prześladowanego narodu. Oczywiście, są nimi też: Miłosz, Szymborska, Kieślowski, Grotowski, Wajda, Wojtyła (dlaczego nie?), a patrząc dalej w przełość: Jan Potocki, Henryk Sienkiewicz i narodowy poeta Adam Mickiewicz. Są nimi Fryderyk Chopin, a także Roman Ingarden, Kazimierz Twardowski, Tarski, Łukasiewicz, by wymienić nazwiska kilku filozofów i logików ledwie znanych poza kręgami specjalistów.
 
Zainteresowanie, które w informacyjnych mediach wzbudził Kapuściński jako apostoł deontologii i zawodowej etyki, niemalże wzór dziennikarstwa, może służyć szerszemu celowi: zbliżeniu hiszpańskojęzycznej i plskiej kultury. Fala, która osiągnęła niedawno rozmiary prawdziwego tsunami przede wszystkim za sprawą spotkania pisarzy, odbytego w Monterrey w listopadzie 2007 roku oraz uroczystości zorganizowanych przez uniwersytet w Nuevo León w styczniu 2008 (mieszkańcy Monterrey powtórzyliby je zapewne chętnie u siebie), została zmrożona, że tak powiem, do tego stopnia, gdy możliwy jest tylko zastój. Nieposzlakowana moralność dawnego korespondenta wojennego została ostatnio zakwestionowana przez czasopismo z jego własnego kraju, Newsweek Polska, które rozpuściło pogłoskę, że Kapuściński mógł być związany z KGB i z polską Służbą Bezpieczeństwa. Podróżnicze książki, pełne szczegółów reportaże miałyby stanowic część starannych sprawozdań, jakie sporządzał dla swoich “pracodawców”. Niezależnie od tego, czy jest to niedorzeczna, czy uzasadniona hipoteza, wymaga ona dalszego pogłebienia i wnikliwszych analiz. Koleżanka tłumaczka Agata Orzeszek pisząc do Replicante stwierdziła, że nie ma dowodów, aby Ryszard szpiegował na rzecz państwa polskiego (nie wiem, czy z drugiej strony dotyczy to również byłego państwa sowieckiego).
  
Ze względu na reporterski talent narracyjny niektórzy twierdzili, że przy swoich literackich zdolnościach Kapuściński mógł kandydować do nagrody Nobla. Trudno wypowiadać się w tej konkretnej sprawie, znając jedynie tłumaczenia na hiszpański “europejski”, a nie na hiszpański z Ameryki Łacińskiej (stąd narzekania południowoamerykańskich czytelników na zbyt “europejskie” przekłady wydawnictwa Anagrama). Poza tym Agata Orzeszek sama uważa się za wyjątek wśród tłumaczy, ponieważ przekłada na język, który wprawdzie zna, ale niebędący jej językiem ojczystym. Narzuca się tu również zagadnienie gatunków literackich, bo chociaż Kapuściński jako dziennikarz miewał poetyckie wzloty i bywał autorem artystycznej prozy, odznaczał się wyraźnie reporterskimi skłonnościami. W istocie, patrząc ze ściśle dziennikarskiego punktu widzenia, kultywował on starą szkołę legendarnych już dziennikarzy, którzy osiągali swoje szczyty w reportażach. 
 
Agata Orzeszek, jak pytia przy nieśmiertelnym delfickim Apollu-Ryszardzie, swoim gromkim głosem, podnoszonym nagle wbrew zwyczajom niegdysiejszych dam, przekazuje prawdziwą tonację Kapuścińskiego. Jest on obrazem ojca i platoniczną miłością dla tłumaczki jak aktorka odtwarzającej dzieła swojego ubóstwianego Ryszarda – sądząc po staranności i zadowoleniu, z jakimi zazwyczaj czytuje na głos fragmenty jego prac, gdy bywa gościem uniwersyteckich seminariów. Z dokonań tej naprawdę inteligentnej kobiety, z którą współpracuje zawsze Jorge Herralde, szef wydawnictwa Anagrama, czerpią obficie wszyscy: stojący na straży kultury tak zwani komercyjni wydawcy, tłumacze zyskującym sobie dopiero uznanie, uniwersytety pragnące się rozwijać, drukowane media i medioznawcze stowarzyszenia szukające patrona. Dzieło zmarłego reportera wydaje się przynosić wszystkim korzyść. Skromny autor tego tekstu otrzymuje również, jak widać, swoją cząstkę. Dopiero jednak czas pokaże zasięg popularność Kapuścińskiego, a istnieje niebezpieczeństwo, że będzie ona opadać jak poziom największego meksykańskiego jeziora Chapala. Trzeba lat, aby ocenić, na czym polega “cud”, jakim wydaje się spuścizna Kapuścińskiego. Ile lat: pięćdziesiąt, dwadzieścia, a może dziesięć? Nikt tego nie wie.
Z hiszpańskiego tłumaczyła Małgorzata Frankiewicz

 

5 Comments

  1. ahasver

    🙂

    Tyś jest Małorzato poliglotka, to niesamowite… Ja ino deutsch & english. Długo się uczyłaś? Chciałbym nauczyć się francuskiego, ale to mnie chyba przerośnie, zwłaszcza, że miałem z nim kontakt bardzo "po łebkach"…

    No travahamos hoy y manyana tampoco!  – Czy jakoś tak. Protestowaliśmy kiedyś jak nam w Hiszpanii za mało zapłacili za zbieranie mandarynek. Dopłacili.

    Co do Kapuścińskiego – cóż za różnica, z kim współpracował i co robił? Jeśli Jego dorobek jest tak cenny (a jest), to wytrzyma konkurencję i przetrwa dziesięciolecia. Czas pokaże.  

     
    Odpowiedz
  2. zibik

    Sz. Państwo !

    Świat stał się, dla wielu ludzi bardziej dostępny i mniej tajemniczy, niż kiedyś…….., ale mam wątpliwości, czy "zmalał" ?……

    "Język polski, chociaż mówią (posługują się) nim setki tysięcy ludzi……..", a może nawet miliony, kiedy łaskawie uwzględni się wszystkich Polaków, także rozlicznych Polonusów na świecie.

    Czy rzeczywiście Naród polski – Polacy mieli ambicje, aby "zapanować nad wschodnią Europą" ?…..albo "podporządkowali sobie Litwinów, Ukraińców, Białorusów", czy "podejmowali walkę z potęgą pruską i szwedzką" ?……

    A może mieli ambicje, aby zjednoczyć Wschodnią Europę i skutecznie bronić się, przed inwazją, czy barbarzyńskimi najazdami różnych wrogów m.in. Prusaków, Germanów, Szwedów, Rusów, Mongołów, Tatarów etc.

    Oskarżanie lub pomawianie kogoś o szpiegostwo, czy współpracę ze służbami chyba nie wymaga "pogłębionej i wnikliwej analizy", raczej zgromadzenia i zabezpieczenia twardych dowodów, przez właściwe służby, organa państwowe.

    "Popularność" p. Kapuścińskiego i wielu innych osób zasłużonych w PRL-u jest aktualnie coraz częściej skutecznie weryfikowana. Dzięki temu, że świat stał się trochę bardziej dostępny, dla tych co demaskują złoczynców (zdrajców, kolaborantów, agentów, oszustów etc.) i kochają prawdę.

    Przestało być w wielu przypadkach skrzętnie ukrywaną tajemnicą to, kto z kim współpracował i co robił ?….. szczególnie w krajach bardziej cywilizowanych, nawet w RP.

    Z poważaniem Z.R.Kamiński

     
    Odpowiedz
  3. Malgorzata

    Bartoszu!Dziękuję za

    Bartoszu!
    Dziękuję za miłe słowa. A sztuka nie polega na tym, żeby uczyć się długo, tylko w dobrym towarzystwie. Gdybyś miał tak cudowną nauczycielkę jak meksykańska malarka Carmen Vergara, dzięki której zaczęłam uczyć się hiszpańskiego, na pewno pokochałbyś ten język i hiszpańską kulturę do końca życia.

    Dlatego jednak, panie Zbigniewie, cieszę się, że świat zmalał albo inaczej mówiąc, skurczył się. Jeszcze dziesięć lat temu kontakty z autorem tłumaczonego przeze mnie postu wymagałyby kilkunastu dni listownej korespondencji, a dziś teksty przesyła się mailowo w parę minut. I przebogata kultura Ameryki Łacińskiej nie jest tak odległa, i ludzie na drugiej półkuli wcale nie tacy znowu odmienni…

     
    Odpowiedz
  4. zibik

    Inny świat !

    Proszę nie stosować uników i łaskawie zauważyć, że  skomentowałem kilka bardziej znaczących i istotnych wątków, niż to, czy "świat zmalał, skurczył się…."

    Również cieszę się , choć zupełnie z innego powodu – mój świat na wiosnę staje się wyjtkowo duży, otwarty, ożywiony, bogaty, inspirujący, zachwycający, tj. urokliwy i piękny.

    Pozdrawiam

     

     
    Odpowiedz
  5. Malgorzata

    Panie Zbigniewie!Nie

    Panie Zbigniewie!
    Nie lekceważę bynajmniej Pańskich uwag i dlatego poświęcę teraz parę słów następnej z nich.

    “Język polski, chociaż mówią (posługują się) nim setki tysięcy ludzi……..”, a może nawet miliony, kiedy łaskawie uwzględni się wszystkich Polaków, także rozlicznych Polonusów na świecie.

    Czy rzeczywiście Naród polski – Polacy mieli ambicje, aby “zapanować nad wschodnią Europą” ?…..albo “podporządkowali sobie Litwinów, Ukraińców, Białorusów”, czy “podejmowali walkę z potęgą pruską i szwedzką” ?……

    Ilu ludzi posługuje się językiem polskim? Każdy wykształcony Polak wie to mniej więcej, a jeżeli ma wątpliwości, to może dodać aktualną liczbę Polaków w kraju, szacunkową liczbę emigrantów i jeszcze jakiś niewielki procent ludzi, którzy uczą się polskiego hobbystycznie, ze względów rodzinnych, zawodfowych itp.

    Proszę jednak zwrócić uwagę, że autorem tekstu jest Meksykańczyk darzący Polskę sporą sympatią oraz interesujący się trochę polskimi sprawami, co wcale nie jest tak częste wśród obcokrajowców. Nie zwalnia go to oczywiście od obowiązku wierności faktom ani nie usprawiedliwia pomyłek (parę błędów rzeczowych poprawiłam zresztą z własnej inicjatywy w trakcie tłumaczenia). Obcokrajowiec ma jednak prawo patrzeć na polskie sprawy z innej perspektywy, inaczej je oceniać itp. Nie musi też powtarzać polskich sloganów gazetowych choćby dlatego, że ma inną prasę we własnym kraju.

    Myślę, że zamiast wskazywać dość oczywiste nieścisłości, ciekawiej jest zastanowić się, dlaczego ktoś spoza polski widzi nasze sprawy inaczej. Czy dla człowieka, którego językiem ojczystym jest hiszpański (drugi na świecie obecnie co do ilości posługujących się nim osób), ma tak naprawdę znaczenie, ile dokładnie ludzi posługuje się polskim? Czy to będą setki tysięcy, czy 50 milionów – język polski pozostaje mniejszościowy.

    Inna sprawa to rola Polski na wschodzie Europy. Tutaj pozwolę sobie najpierw na małe wspomnienie. Dzięki paru moim amerykańskim znajomym, ktorzy na początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłewgo wieku trafili na Stary Kontynent i chcieli poznać jego historię, dowiedziałam się, że nawet w całkiem niezłych i powszechnie używanych angielskich, francuskich czy niemieckich uniwersyteckich podręcznikach historia Europy kończyłą się na Łabie. Wiem, że to może zranić narodową dumę, ale takie były fakty. Miejmy nadzieję, że głównie dzięki książkom Normana Daviesa trochę się zmieniło.

    Z perspektywy innych jesteśmy małym narodem, który miał mocarstwowe ambicje i do dzisiaj śni sen o swojej wielkości – to jest tutaj istota sprawy, a nie rozstrzyganie, czy Polacy chcieli nad kimś panować, czy też jednoczyć przeciw barbarzyńcom. Z dystansu obcokrajowca widać nieadekwatność wyobrażenia Polaków o swoim kraju do rzeczywistości – i to wszystko.

    A poza tym życzę wielu miłych wiosennych chwil.
    Pozdrawiam
    M.F.

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code