Droga innych. Wszystkich innych (Mt 5, 1-12a)

Podobno święty znaczy Inny. Dziś, więc uroczystość wszystkich… innych. Innych do których Pan Bóg dziś zaprasza każdego z nas. Dając nam prostą drogę do szczęścia, nie tylko tego w wieczności, ale też tu na Ziemi. Uprzedzam, droga ta jest inna! Droga 8 błogosławieństw. Droga która, za każdym razem wywraca do góry nogami mój sposób myślenia .

Jezus przypomina mi dziś o tym, co doskonale zresztą wiem, ale wciąż o tym zapominam. Być świętym i błogosławionym to tak naprawdę być wywrotowcem. Wolnym człowiekiem, którego zasadniczo nie interesuje to, by coś w życiu zrobić czy osiągnąć, ale interesuje go tylko miłość. Do Boga i człowieka.

Błogosławieni, czyli szczęśliwi ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie

To ci, którzy stając przed Bogiem, jedynie co mają mu do zaoferowania to swoje grzechy. To ci, którzy nie liczą na to, że ich dobre uczynki cokolwiek zmienią. To ci, którzy wiedzą, że źródłem nawrócenia jest Bóg, a nie oni sami. To ci, którzy zdają się na nieskończone Boże miłosierdzie, a nie na kursy samodoskonalenia duchowego. To ci, którzy wiedzą, że sami z siebie są marnym pyłem, ale dopiero łaska czyni ich dziećmi Bożymi.

A ja? A ja wciąż staję przed Bogiem jak przed urzędnikiem, w pozycji petenta, który składa o coś tam wniosek. Boże zobacz, modlę się, robię to, robię tamto. Nie piję, nie używam brzydkich słów. Staram się być porządnym katolikiem i chrześcijaninem. Jeżdżę na rekolekcje i inne „kursy”. Powiedz mi Boże, co mam jeszcze zrobić, abyś wysłuchał mej prośby?

Myślę, że Bóg odpowie w taki sposób: nic, po prostu pozbądź się tego wszystkiego, co daje ci poczucie bycia porządnym, rozdaj twój skarb, twoją rzekomą pobożność, starania i chodź za mną! Kocham cię bez względu na to wszystko! Na królestwo niebieskie nie da się zasłużyć, ono jest zawsze tylko i wyłącznie darem!

Błogosławieni, czyli szczęśliwi, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni

To ci, którzy w każdej sferze życia potrafią zaprzeć się samego siebie oraz własnych uczuć, i kochać Boga, siebie i drugiego człowieka. To ci, którzy nie szukają taniego pocieszenia w tym wszystkim, co oferuje świat. To ci, którzy potrafią przetrzymać trudne chwile w swoim życiu. To ci, którzy bez względu na okoliczności, wciąż niezmiennie ufają Bogu i wiernie przy Nim trwają. To ci, którzy pozwalają, by w ich życiu obumarł stary człowiek, a narodził się Chrystus. To ci, którzy pozwalają umrzeć marzeniom, pragnieniom aby narodzić się na nowo. To ci, którzy potrafią być smutni i nie muszą tego ukrywać, uciekać przed negatywnymi emocjami. Bo przecież to nic złego być smutnym i przygnębionym. Jezus też wiele razy był smutny.

A ja? A mi się nie chcę wcześniej ruszyć z wyra bo czuję się niewyspany. Nie chcę mi się pracować itd. Jest mi źle, nie chcę nikogo widzieć, a tym bardziej pocieszać. Szukam ukojenia w filmach, czy w książkach. Czasem spotkam się z kumplami i ostro zabalujemy. Przecież to źle, jak człowiek nie cieszy się, i się nie uśmiecha. Ja nie umiem czekać, chcę żeby coś się zmieniło tu i teraz. Od razu, na pstryknięcie palca oczekuję zmiany. Nie chcę obumierać. Chcę parę rzeczy zostawić. Przecież tak bardzo mi z tym dobrze. Nie chcę być jak On. Kurczowo trzymam się marzeń i pragnień. Jestem ich niewolnikiem. Służę im jak pies. Nie potrafię być jak Jezus.

Niestety droga do życia wiedzie przez śmierć. Im wcześniej to zrozumiemy, tym większe szanse, na to, że będziemy po prostu szczęśliwi. Zmartwychwstanie przyszło po śmierci na krzyżu. Nie byłoby życia, gdyby Jezus nie umarł za nas. A „sługa nie jest większy niż jego Pan”, więc czemu my mielibyśmy być wolni od cierpienia i smutku? On wskazał drogę, przebył ją, więc nie musimy się bać. On zawsze z nami po prostu jest. A wszystko co nas spotyka w życiu ma sens! Ma sens bo wiedzie do życia! Przyjmiesz to?

Błogosławieni, czyli szczęśliwi, którzy są cisi albowiem oni na własność posiądą ziemię

To ci, którzy bardziej słuchają niż mówią. To ci, którzy nie muszą znać się na wszystkim, i nie zawsze musi wyjść tak jak oni chcą. To ci, którzy nie muszą osiągnąć sukcesu, nie mają rozbujanych ambicji i nic się nie stanie jeśli będą kimś zwyczajnym. To co, którzy nie muszą się do nikogo porównywać. To ci, którzy z wdzięcznością przyjmują każdy dzień i każdą jego chwilę. To ci, którzy w cierpliwości, ze spokojem robią to co do nich należy. Są dobrymi pracownikami, mężami, żonami, ojcami, matkami. Są zwykłymi księżmi, którzy zawsze znajdą czas dla człowieka. To ci, którzy przyjęli słowa Pana: „błogosławiony sługa, którego Pan zastanie przy swej pracy” i „byłeś wierny w małej rzeczy, ustanowię cię zarządcą wielkich dóbr, wejdź do radości swego Pana”.

A ja? Ja wciąż chce gadać, co mi tam inni będą mówić? Moje problemy są najważniejsze. To mnie mają wszyscy słuchać! Oczywiście, zawsze muszę mieć rację, bo przecież wiem jak jest! Sukces? To chyba dla niego żyję. Ambicje mam wybujałe w kosmos. Chcę być kimś! Chcę być jak ktoś tam. I bardzo mnie wkurza jak taki nie jestem i jeszcze tego nie osiągnąłem! Codzienność wkurza mnie strasznie! Nuda i tyle! Dlaczego jeszcze jestem zwykłym pracownikiem? To bezsensu taka robota. Jak zostanę kierownikiem, to wtedy wam wszystkim pokażę! Chcę robić więcej i więcej. Chcę, by o mnie mówiono i chwalono mnie, bo zrobiłem coś nadzwyczajnego. Średnio mi uwierzyć w te obietnice Pana.

Nie ma innej drogi do szczęścia, jak tylko ta, w której chodzi o to żebyś ty „się umniejszał a On wzrastał”.

Błogosławieni, czyli szczęśliwi, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni

To ci, którzy chcą, aby nikomu niczego nie brakowało. To ci, którzy widząc biedę drugiego chcą jej zaradzić. To tez ci, którzy chcą aby na świecie nie było wyzysku. To ci, którzy chcą równego podziału dóbr. To ci, którzy domagają się praw dla uciśnionych. To ci, którzy chcą aby zapanowało królestwo Boże. Owe Civitas Christiana. To ci, którzy chcą odpowiedzialności za popełnione zło. Z tym, że owe pragnienie sprawiedliwości realizują oddolnie,  bo wiedzą, że nic nie da zmiana systemów i rządów. Nie zmieniają świata. Zmieniają siebie. To ci, którzy wiedzą, że nigdy też nie będzie idealnie. Niestety Utopia nie istnieje. To ci, którzy sami poczuwają się do odpowiedzialności za własne zło. To ci, którzy wierzą, że prawdziwe królestwo Boże w pełni, będzie możliwe dopiero w Niebie.

A ja? Zaczynam od innych. Oskarżam o zło świat, korporacje, rządy i drugiego człowieka. Zwłaszcza tego, który ma więcej niż ja. Chcę zmieniać innych, a nie siebie. Za wszelką cenę chcę by było po „Bożemu” Ale tak naprawdę, to żeby było, po mojemu. Pragnę by było idealnie ale wg mojej wizji idealnego świata. Walczę by ci, którzy zło popełniają, odpowiadali za swoje czyny. Jestem bojownikiem o prawa uciśnionych. Z tym, że walcząc, często mijam ubogiego, który tuż obok mnie mieszka i nie ma nic do jedzenia. No i zabijam niewinnych.

Zacznijmy budować królestwo Boże od siebie. Pragnijmy sprawiedliwości a Pan nas nasyci. Tylko nie walczmy. Walka zawsze niesie za sobą ofiary.

Błogosławieni, czyli szczęśliwi miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią

To ci, którzy nie hodują w sobie rozkapryszonego dzieciaka, któremu zabrano zabawkę. To ci, którzy patrzą na drugiego człowieka tu i teraz, a nie przez pryzmat przeszłości. To ci, którzy choć pamiętają krzywdy i urazy, biorą swój krzyż i idą dalej. To ci, którzy nie są więźniami przeszłości ale starają się z Bogiem zbudować przyszłość. To czego doświadczyli, nauczyło ich jednego, czynić dokładnie odwrotnie: kochać! To też ci, którzy nie ugrzęźli w perfekcjonizmie. Dla nich popełnianie błędów to szkoła życia. Nie obwiniają, ani nie oskarżają siebie zbyt mocno. Po prostu wiedzą, że jeśli Bóg im przebacza, to oni także muszą przebaczać. Nie tylko bliźnim ale także samemu sobie. Czasem także Bogu.

A ja? Lubię się odgrywać. Stawiać na swoim. Siedzę w moich krzywdach i urazach, przez co zamykam się na łaskę Boga. Mam schematy i zaszufladkowanych ludzi. Pod żadnym pozorem nie zamierzam opuszczać moich ustaleń w tej kwestii. Ten wróg, ten swój itd. Kiedyś ktoś mi coś powiedział, to znaczy, że już nigdy nie będzie tego czy tamtego w moim życiu. Z tym przebaczaniem samemu sobie też rożnie bywa. Czasem patrzę w lustro i nienawidzę, tego kogo w nim widzę. A do Boga mam wiele ukrytych żali i pretensji.

A gdyby tak to porzucić i stać się wolnym człowiekiem? Na razie jestem u początku tej drogi. Owoce są już jednak bardzo liczne. Naprawdę warto odpuścić przeszłość i dać Bogu szanse na to, aby wprowadził mnie w moje jutro.

Błogosławieni, czyli szczęśliwi czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą

To nie tylko ci, którzy zachowują czystość w sensie najbardziej znanym. Czyli swoją seksualnością dysponują odpowiednio do staniu i powołania. To także, a może przede wszystkim ci, którzy są po prostu dobrymi ludźmi w codzienności. To ci, którzy po prostu kochają bliźniego jak siebie samego. Bez cudowania, bez wielkich czynów. Po prostu uśmiechną się ot tak do sąsiada. Odwiedzą chorego przyjaciela. Pożyczą komuś pieniądze, wcale nie licząc na zwrot. Nakarmią głodnego, przyodzieją nagiego, napoją spragnionego i wcale nie potrzebują do tego wolontariatów, organizacji itp. Nie liczą też na żadne pochwały, ale umieją je przyjmować.  To ci, którzy nie  muszą budować sobie poczucia wartości na tym, że pomagają innym. Po prostu są dobrzy, bo do tego wzywa ich miłość jaką zostali obdarowani.

A ja? No oczywiście, że chcę byście mnie wszyscy widzieli! Pragnę pochwał i zaszczytów! Muszę budować swoje ego tym, że powiecie o mnie: ten jest dobry, bo robi to i tamto.

Ale przecież nie na tym polega czystość prawda? Być czystego serca to być autentycznym w postawie wobec bliźniego. Naprawdę warto, leczy z wielu kompleksów!

Błogosławieni, czyli szczęśliwi, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi

To ci, którzy zamiast zadawać rany, sami je opatrują. To ci, którzy idąc do zbłąkanych i zagubionych, mówią pokój tobie. To znaczy nie odrzucam cię! Jesteś wartościowy! Mam lek na twoją biedę. To dotyk miłości Boga, której na co dzień sam doświadczam. To dzielenie się ewangelią z każdym człowiekiem. Bez względu na to kim jest i jak wygląda. To dawanie nadziei, budowanie innych, przywracanie im sensu w życiu. To ci, którzy ofiarują innym to co mają, pracują dla ich dobra, oraz po prostu są obecni w życiu bliźniego. Zwłaszcza tego, którego los nikogo innego nie obchodzi. I nie muszą szukać tych ludzi gdzieś daleko, widzą ich wokół siebie. I idą do nich, bo tak nakazał Pan!

A ja? A mi się nie chcę! Zresztą jestem cynikiem i lubię dowalać! Sam mam dość swojej biedy, co mi tam po innych. Mnie też wszyscy mają gdzieś, więc co się będę przejmował sąsiadem!

A gdyby tak zobaczyć coś więcej niż czubek własnego nosa?

Błogosławieni, czyli szczęśliwi cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskie

Oj nie! Nie ma tak że nie boli! Bo boli to tracenie siebie. Boli bycie ubogim w duchu, czy bycie ponad swoje emocje, uczucia, krzywdy i urazy. Trudne i bolesne jest kochanie bliźniego mimo tego co mi zrobił. Cholernie ciężko jest się pozbywać własnych schematów myślenia, kategorii i szufladek. Cholernie bolesne jest obumieranie własnego ja. Ta droga prowadzi do szczęścia, ale jest to droga przez śmierć, utratę, ból i cierpienie.
I to są ci, którzy mimo tego wszystkiego poszli za Słowem i cały czas, mimo trudu, bólu oraz upadków nadal chcą podążać za Panem.

A ja? Ja zbyt często odpuszczam, bo wolę wygodę i psychiczny komfort. Nie lubię gdy coś mnie boli i gryzie.

Jeszcze raz powtórzę, nie ma innej drogi do szczęścia!

Błogosławieni, czyli szczęśliwi jesteście, gdy ludzie wam urągają i prześladują was z mego powodu. Cieszcie się i radujcie, albowiem wielka jest wasza nagroda w niebie.

Podążanie drogą miłości chrześcijańskiej niesie za sobą krzyż i ból. Krzyż i ból samotności, uznania za frajera, ufoludka, ciemnogrodzianina, katola itd. To często wytykanie palcami i etykietowanie. To drwiny i podśmiechiwanie. To tanie prowokacje i profanacje wszelkich świętości. To czasem fala nienawiści za sam fakt, że wierzysz w Chrystusa.  Niektórzy też składają najwyższą możliwą ofiarę. Oddają życie, za Tego, który obiecał im życie wieczne.

Ja na szczęście takich ofiar nie muszę składać. Ale i tak często chowam się i boję. Boję się stracić dobre imię, zostać zaszufladkowany. Wolę być neutralny i mieć święty spokój.

A Jezus powiedział: „kto zaprze się mnie przed ludźmi, tego i ja zaprę się przed moim ojcem. Ten kto przyzna się do mnie przed ludźmi, do tego i ja przyznam się przed moim ojcem”

To trudna ale najpiękniejsza i najprostsza  droga do prawdziwego szczęścia. Zaryzykujesz?

 

Komentarz

  1. aharon-art

    ubodzy ?

    "Błogosławieni ubodzy w duchu "

    Ubodzy  w duchu oznacza chyba również  tych,  którzy wewnątrz nie dźwigają bagażów swoich myśli , tego kim są . Dźwigający bagaż są wewnętrznie obciążeni obrazem tego,  kim myślą,  że są.

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code