Wpis dedykuję 13-górnikom zmarłym podczas katastrofy w kopalni" Wujek" w Rudzie Śląskiej w ub. piątek.
Z modlitwą za Nich, za rannych towarzyszy i Bliskich pogrążonych w żałobie.
***
Większość ludzi lęka się dokonać oglądu własnej "niepewności w poruszeniach ducha", konsekwencją bowiem takiego oglądu jest uświadomiona odpowiedzialność za regres człowieczeństwa w sobie samym.
Anna Gałdowa
Poniższy tekst kieruję głównie do osób w wieku średnim i starszych, ale młodsi też mogą w nim znaleźć coś dla siebie.
W połowie życia zaczyna dziać się coś dziwnego. To, co dotąd stanowiło niekwestionowany sens życia jakby znienacka staje pod znakiem zapytania. Dotychczasowe nasze sukcesy i dokonania: rodzina, praca, pozycja społeczna, wiedza, postawa moralna i duchowa przestają budzić naszą dumę i satysfakcję. Życie zaczyna nużyć, doświadczamy dręczącej pustki, dziwnej obojętności, głodu nowych wrażeń. Aby wypełnić tę pustkę i oswoić dziwność istnienia stajemy się gotowi do dzikich szaleństw, namiętności i życiowych zwrotów. Zawodzą też sposoby, którymi dotąd radziliśmy sobie z kryzysami. Wydają się nam one zupełnie nieadekwatne, a nawet żałosne i śmieszne. Choć nie wiemy, co miałoby je zastąpić. Doświadczamy zupełnej bezradności, nieraz myślimy o samobójstwie. Choć nie jest to depresja, to jednak czujemy, że życie, które dotąd prowadziliśmy nie może dalej trwać, ale nie wiemy jak żyć inaczej. Radykalna nowość przeżywanych stanów psychicznych i duchowych, połączona z jakąś dziwną niemocą właśnie wtedy, gdy powinniśmy spodziewać się raczej upojenia życiowym sukcesem, a nawet dojrzałym szczęściem komunikuje nam coś prostego: COŚ SIĘ BEZPOWROTNIE SKOŃCZYŁO. ZAPRASZAM DO NOWEJ ODSŁONY ŻYCIA!
Pierwszym współczesnym myślicielem, który poważnie zajął się kryzysem połowy życia był Carl Jung, uczeń Freuda i założyciel nowego kierunku w psychoanalizie: psychologii głębi. Odkrycia Carla Junga są też główną inspiracją mojego namysłu nad tym fenomenem, choć dużo zawdzięczam też prof. Annie Gałdowej i jej książce „Powszechność i wyjątek. Rozwój osobowości człowieka dorosłego”, w której m.in. twórczo rozwija ona koncepcję Junga uzupełniając ją o przemyślenia z dziedziny duchowości chrześcijańskiej.
Według Junga pierwsza połowa życia ma charakter adaptacyjny. Uczymy się bycia członkami ludzkiej społeczności, przyswajamy obowiązujące normy obyczajowe i moralne, a głównym wyzwaniem naszej psyche jest sprostanie powinnościom edukacyjnym, rodzinnym, zawodowym i obywatelskim. Kryzys w połowie życia kwestionuje dotychczasowy jego sens i stawia pod znakiem zapytania nasze dokonania. Okazuje się, że nie wystarcza powielać społeczne wzorce, sumiennie spełniać rodzicielskie i zawodowe obowiązki, być odpowiedzialnym członkiem społeczeństwa czy Kościoła. Nasza aksjologia ma wówczas charakter głównie utylitarny i pragmatyczny, a my pławimy się beztrosko w zachciankach egocentryzmu, poszerzając go ewentualnie i łaskawie o familiocentryzm, czyli egoizm – zwykle skrajny – własnej rodziny. Kryzys połowy wieku, który pod fenomenami psychicznymi w gruncie rzeczy skrywa kryzys aksjologiczny, jest oznaką wewnętrznego dynamizmu ludzkiej egzystencji, której możliwości rozwojowe są dużo większe niż udane społeczne przystosowanie w duchu utylitarno-egocentrycznym.
Doświadczając pustki i głodu czegoś innego, jesteśmy w istocie zapraszani do radykalnego zwrotu swej egzystencji w kierunku dobra, a nawet świętości. Chodzi o to, byśmy zaczęli pojmować życie, również swoje, jako dar, a jednocześnie odnaleźli własną niepowtarzalną drogę, zwaną losem lub powołaniem. Dotychczasowy sens życia zostaje radykalnie zakwestionowany, nie dlatego, że mieliśmy złą wolę czy robiliśmy błędy i ponieśliśmy porażki – to jest zwykła część ludzkiego życia – ale dlatego, bo był on niewystarczający, zbyt skoncentrowany na zadaniach przystosowawczych. A nasza ograniczona energia i wąski horyzont aksjologiczny wspólnoty, uniemożliwiały – poza wyjątkowymi przypadkami – odnalezienie głębszego i bardziej uniwersalnego sensu życia, a zwłaszcza osobistych motywacji i energii, by spróbować nim żyć.
Kryzys połowy życia w pierwszym rzędzie jest momentem deziluzji, odczarowania. Boleśnie rozpoznajemy nie tylko dotychczasową wąską perspektywę życia, ale też doświadczamy siebie jako nieautentycznych, uzależnionych od podświadomych mocy i społecznych konwenansów. Dochodzi wówczas – według Junga – do dwóch zasadniczych spotkań: z cieniem i animą/animusem. Jungowski cień stanowi zawartość naszej nieświadomości, do której spychaliśmy to, czego w sobie nie potrafiliśmy zaakceptować lub to, czego nie zaakceptowałoby społeczeństwo. Cień zawiera więc te nasze postawy i zachowania, które są po prostu niemoralne, czyli złe, ale też to, co jest jakoś dziwne, dwuznaczne, niezgodne z personą, to znaczy naszym społecznym obrazem. Istniejący w podświadomości cień sprawia, że pomiędzy nami a światem tworzy się świat iluzji: nie godząc się na własny cień, projektujemy, czyli przenosimy jego treści na innych. Nie pozwalamy żyć innym i światu życiem rzeczywistym, ale nakładamy na nie swoje projekcyjne fantazje i oceny, a jednocześnie sami żyjemy nieautentycznie, nie pogodzeni ze sobą i nie znający siebie.
Asymilacja cienia, czyli wydobycie z nieświadomości do sfery świadomości obszaru osobistego zła i dwuznaczności jest pierwszym wyzwaniem przed którym stoi osoba w kryzysie połowy życia. Wówczas to rozsypuje się laurka, którą karmiliśmy własną dumę. Według Junga konfrontacja z cieniem, choć jest możliwa dla każdego dorosłego człowieka, okazuje się dla większości z nas po prostu nie do przejścia: czepiamy się kurczowo wypracowanego obrazu samych siebie, wzmocnionego dodatkowo przez społeczne echo. Nie godzimy się na ten ogromny poznawczy wysiłek samoświadomości, a przede wszystkim nie chcemy cierpieć z powodu pozbycia się iluzji na własny temat. Nie wiemy, jak dalej z tym żyć i po co to w ogóle robić. Jung sądzi, że ta swoista dezercja aksjologiczna moze być jednocześnie momentem zwrotnym w naszym życiu: zamiast wejścia na drogę wzrostu i rozwoju, karlejemy i wchodzimy w regres człowieczeństwa.
Drugą konfrontacją, która nas czego w kryzysie połowy życia jest spotkanie z animą (pierwiastkiem żeńskim w mężczyźnie) lub animusem (pierwiastkiem męskim w kobiecie). To spotkanie być może w naszej kulturze jest jeszcze trudniejsze. Do spotkania z cieniem przygotowuje nas chrześcijańskie wychowanie oswojone z przyglądaniem się grzesznej naturze człowieka. Natomiast nie mamy dobrych instrumentów kulturowych do spotkania ze swoją kobiecością (męskością), poza dwuznacznymi i negatywnymi konotacjami z homoseksualnymi aluzjami, a w tle konfrontacji z dość konserwatywnymi – przynajmniej w Polsce – stereotypami ról męskich i kobiecych. Według Junga dla pełni życia ludzkiego konieczna jest głęboka integracja zasadniczej dwupłciowości człowieka. To znaczy, fakt, że jesteśmy mężczyzną lub kobietą jest drugorzędny wobec fundamentalnego faktu bycia człowiekiem. A tenże człowiek jest po prostu syntezą mężczyzny i kobiety, z antropologicznym wychyleniem w jedną lub w drugą stronę.
Związek mężczyzny i kobiety w swej istocie ma dopomóc w uczynieniu mężczyzny pełnym człowiekiem, pogodzonym ze swoją kobiecą subnaturą, a kobietę również pełnym człowiekiem z zintegrowaną w niej męską subnaturą. Połowa życia, gdy zanikają już funkcje prokreacyjne – przynajmniej u kobiety – jest najlepszym momentem, by wycofać swoje projekcje idealnej kobiecości na żywą kobietę i zacząć z jednej strony widzieć kobietę w jej prawdzie, a jednocześnie spostrzegać tę kobietę w sobie, i nie lękać się tego. Zarówno animę i animusa cechuje dwuznaczność charakterystyczna dla cienia: zawierają one nie tylko to, co stanowi o geniuszu kobiecości i męskości, ale całą kolektywną głupotę i kulturową przemoc nieświadomie asymilowanych stereotypów kobiecości i męskości. Asymilacja, czyli uświadomienie sobie nieświadomych treści animy uwalnia mężczyznę od przymusu projekcji na kobiety swej tłumionej kobiecości (i wyobrażeń o kobietach), dzięki czemu może on przyswoić sobie piękne kobiece cechy: relacyjne i osobowe postrzeganie świata, zdolność do głębokiej intuicji, delikatność, czułość, opiekuńczość, koncyliaryzm, itp. Natomiast kobieta dzięki asymilacji animusa, uwalnia się od bezwiednego i nieudanego „odgrywania” mężczyzny, bezrefleksyjnych projekcji swych urojeń na mężczyzn, a jednocześnie przyswoi sobie zapładniającą moc logosu, dostrzeganie związków między rzeczami niezależnymi od niej, zwiększy moc racjonalnego ładu swej duszy, itp.
Dzięki udanej konfrontacji z animą i animusem, mężczyźni i kobiety stają się zdolni do głęboko satysfakcjonujących relacji erotycznych i przyjacielskich z osobami odmiennej płci, i głębiej przeżywają siebie jako ludzi. [Moje refleksje dotyczą osób heteroseksualnych: nie mam kompetencji, by rozstrzygać na ile zjawisko homoseksualizmu ma podłoże biologiczne, a na ile psychiczne i kulturowe. Na pewno jednak tożsamość homoseksualna w dużym stopniu wynika z osobistego rozstrzygnięcia wewnętrznej relacji z pierwiastkiem odmienno-płciowym: nieraz może on być na tyle silny, że wydaje się dominujący.]
Obie te konfrontacje: z cieniem i animą/animusem oczyszczają niejako teren dla pozytywnej przemiany w kryzysie połowy życia. Nowa energia uwolniona z ciągłego "pilnowania" cienia i animy/animusa oraz poznawcze światło, jakiego dostarcza asymilacja treści nieświadomych pozwalają nie tylko ucieszyć się odkrytą niejako na nowo pełnią człowieczeństwa, ale usuwają przeszkody na drodze do przejścia z aksjologi utylitarno-egocentrycznej w kierunku altruistyczno-pneumocentrycznej (użyłem przedrostka pneuma- duch na określenie najwyższych wartości). W kryzysie połowy życia – ponieważ poszerzyła i pogłębiła się podstawa antropologiczna – pojawia się zapotrzebowanie na nową filozofię unifikującą (Adler) związaną z postawieniem w centrum wartości najwyższych: piękna, prawdy, dobra, sacrum.
Nowością jest fakt, że doświadczamy jakbyśmy po raz pierwszy jakoś bardziej realnie przeżywali atrakcyjność tych wartości i jesteśmy gotowi wiele poświęcić, by móc w nich uczestniczyć i je realizować. Realnym kryterium przemiany w kryzysie połowy życia jest nie tyle zmiana zewnętrzna naszego życia – choć nieraz i ona jest widoczna – ile przewartościowanie intencjonalne i motywacyjne naszych działań. Przestajemy być centrum świata – my sami, czy wespół z rodziną – w centrum staje Piękno, Prawda, Dobro, Bóg, którym podporządkowujemy nasze działania i postawy. Nadal doświadczamy osobistej kruchości moralnej, cierpień z powodu zranień i zła, trosk życiowych, itp., ale te bóle przeżywane są odtąd w szerszej perspektywie sensu, która sprawia, że nie żyjemy w egocentrycznym skurczu, ale przeciwnie cierpienie innych zaczyna nas boleć bardziej niż nasze, a dobro innych budzi w nas większą gorliwość, niż własne.
Na koniec: kryzys połowy życia może być dla nas wielką szansą wejścia na drogę głębokiej integracji, uzdrowienia i mądrości, stawania się osobami przeżywającym pełnię dramatu człowieczeństwa. Niestety, wielu z nas ten kryzys przeraża, czepiamy się kurczowo zużytych i nieadekwatnych sposób radzenia sobie, nie rozumiejąc specyfiki kryzysu i jego szans. Zamiast na drogę wzrostu, wchodzimy na drogę regresu, przyczyniając się w ten sposób nie tylko do życia w ciągłej osobistej frustracji i niespełnieniu, ale też regresu całej rodziny ludzkiej. Niech ten skromny tekst, człowieka, który jak każdy inny, boryka się z wyzwaniami połowy życia, doda Wam odwagi do wejścia na drogę Nowego Życia. Dojrzałość naprawdę smakuje!
Moje blogi na YouTube
Ilość odsłon:
574
Kryzys, wegetacja i tragedia życia !
Dołączam się do wspólnej modlitwy za dusze tragicznie zmarłych, a wyjątkowo mi bliskich braci górników, oraz za pozostałych rannych i cierpiących.
Wyrazy współczucia, dla Ich rodzin pogrążonych w żałobie – Wieczne odpoczywanie racz dać Im Panie.
———————————————————————————————————————————————————-
A co wg. Pana może być lub jest istotą – główną przyczyną owego "kryzysu życia"?…..
Czy dojrzałość tylko smakuje?…..
Kryzys w połowie życia
Panie Zbyszku!
Tekst nie jest o "kryzysie życia" – cóż miałby znaczyć ten językowy dziwoląg? – ale o kryzysie w połowie życia. W tekście jest też wyraźnie napisane, co jest istotą tegoż kryzysu. Nie sposób tego przeoczyć. Nie wiem, jak Panu się udało…
Pozdrawiam serdecznie
Andrzej
obrazek na bis
Czy dojrzałość tylko smakuje?
Nie wiem Zbyszku
Napisałem tu coś ale zdecydowałem się to usunąć.
Nie wiem jak odpowiedzieć na pytanie które zadałeś ale chyba Cię nie zrozumiałem więc usunąłem mój wpis Zbyszku.
Przepraszam twój przyjaciel Artur.
Artur. Artyzm
Ps. Andrzeju trzymasz kurs jak bosman.
Twój tekst który czytasz jest dobry , tak myślę. Ale czasami trudno innym jest zrozumieć tak bez kontaktu z Tobą to o czym mówisz. Dlatego niezrozumienia się zdarzają. Tak myślę było jest i jeszcze będzie.
Pa.
Twój "wielbiciel" Artyzm.
» rzeczownik artyzm to też antonim taki jak : nieporadność, brak wprawy.
ale też synonim taki jak : biegłość, kunszt, rzemiosło, sztuka, umiejętność, wprawa, zdolność, zręczność, finezja, fantazja.
Wiek średni i nie tylko
" W połowie życia zaczyna dziać się coś dziwnego..(..) życie zaczyna nas nużyć, doświadczamy dręczącej pustki i dziwnej obojętności. Doświadczamy zupełnej bezradności, nieraz myslimy o samobójstwie…"
Na szczęście takie stany, ( które miałby wywołać wiek średni)- nie są dość częste . To, jak będziemy przeżywać naturalne " przejścia i etapy" w naszym życiu, zależy od tego, jak przeżylismy poprzednie okresy. Podkreśla to Charlotte Buhler w swojej książce: "Bieg życia ludzkiego".
Również inni psychologowie jak Erikson, Maslow-byli zdania, że jeżeli rozwój człowieka przebiega zdrowo, to każdy okres jest "okazją "do rozwoju. Tylko Ci, którzy nie rozwiązali swoich problemów we wcześniejszych okresach , mogą boleśnie przeżywać naturalne "przejścia "jako tzw. kryzysy.
Badacze są zgodni, że wiek średni stawia nas wobec ważnych dla naszego rozwoju zadań. Trzeba ustosunkować się do biologicznych, niekorzystnych zmian, dokonać bilansu porażek i osiągnięć na "półmetku życia". Radzić sobie z takimi wydarzeniami jak: choroba, czy strata własnych rodziców. Doświadczenia te sprzyjają refleksji wobec nieuchronnej przemijalności życia.
Poza tym w wieku średnim ludzie dążą do samorealizacji, zaczynają odczuwać nowe potrzeby, polegające np. na robieniu czegoś dla innych ludzi, a nie tylko dla siebie i swojego osobistego sukcesu.
.
Wysublimowane lenistwo !
Proszę zauważyć, że napisałem "owego kryzysu życia", a więc chyba dość jednoznacznie określiłem, o jaki kryzys chodzi?… A jeżeli nie, to wg. mnie o kryzys duchowy, który zwykle wzmaga i nasila się w drugiej połowie naszego życia.
Ponadto znając i dodatkowo poznając wiele innych aspektów, uwarunkowań i przyczyn kryzysu w drugiej połowie życia, chciałem poznać tę zasadniczą – "główną przyczynę" , według Pana namysłu i doświadczenia.
Chyba istotną przyczyną nie jest "coś dziwnego", lecz pokusa ducha rozczarowanego dotychczasowym życiem tzn. wysublimowane lenistwo (acedia). Które nie ma nic wspólnego z bezczynnością i próżniactwem, a jego przeciwieństwem są nie pilność i pracowitość, lecz wspaniałomyślność, czy wielkoduszność.
Pozdrawiam serdecznie – Zbigniew
Pani Halino !
Też tak uważam, jeżeli jesteśmy dojrzali (dorośli) i odpowiedzialni tzn. właściwie wychowani i przygotowani do samodzielnego życia. To jesteśmy zdolni kochać Boga, siebie i bliźnich, także świadomie i dobrowolnie wybierać dobro, przezwyciężać pokusy złego ducha, oraz odważnie i roztropnie podejmować trudne wyzwania. A chwile wyjątkowo bolesne – naturalne "przejścia" tzw. "kryzysy" przeżywać razem z Bogiem, bliźnimi – po chrześcijańsku.
Szczęść Boże !
Kryzys połowy życia jest swoisty
Halino,
dziękuję za interesujący głos, który wnosi inne rozumienie problemu. Myślę jednak, że przedstawione przez Ciebie rozumienie kryzysu połowy życia nie oddaje jego głębokiej specyfiki. Piszesz m.in.:
"Badacze są zgodni, że wiek średni stawia nas wobec ważnych dla naszego rozwoju zadań. Trzeba ustosunkować się do biologicznych, niekorzystnych zmian, dokonać bilansu porażek i osiągnięć na "półmetku życia". Radzić sobie z takimi wydarzeniami jak: choroba, czy strata własnych rodziców. Doświadczenia te sprzyjają refleksji wobec nieuchronnej przemijalności życia."
Szukanie prawdy jest przechadzką nad przepaścią
Arturze,
dzięki za porównanie z "bosmanem trzymającym kurs" 🙂 Wiesz, gdy piszę tekst, to po prostu staram się wyrazić prawdę i próbuję pisać w miarę zrozumiale, choć sam poruszam się nieomal po omacku, a niekiedy w zupełnej ciemności prowadzony nad jakąś przepaścią. Ale wiem, że czym głębsza prawda, tym po prostu trudniej ją zrozumieć. Tym, co rozumiemy łatwo jest banał, czyli nic.
Ty jesteś artystą, a na pewno masz artystyczną duszę i niezwykle przenikliwą intuicję, zwłaszcza moralną i duchową. Potrafisz zwykle doskonale wyczuć, co dobre, piękne i prawdziwe, choć trudniej wyrazić Ci to tzw. argumentami. Gdybym miał wybierać: albo taka intuicja jak Twoja, albo dobre argumenty, wybrałbym jednak to pierwsze, bo to znak bliskości Boga bardziej wiarygodny niż wiedza. Dziękuję.
Pozdrawiam Cię serdecznie
Andrzej
Moje banalne konstatacje i wywody
miały na celu uświadomienie, iż pojęcie tzw. kryzysu wieku średniego nie jest jednoznaczne i nie musi powodować opisanych objawów. Można zbliżać się do starości i zachować młodzieńczego ducha. Wiek średni nie musi kojarzyć się z kłopotami, załamaniem, z niestabilnością emocjonalną. Zazwyczaj bywa naturalnym rozrachunkiem z dotychczasowym życiem.Gdy Jung formułował swoją psychologię, interesowały go szczególnie problemy pojawiające się w drugiej połowie życia. Być może jego zainteresowanie tym etapem wynikało z osobistego poważnego kryzysu egzystencjalnego. Dla Freuda najważniejsze było dzieciństwo, dla Junga wiek średni. Zbudował więc teorię i wyjaśnił ją na swój sposób jedno z najbardziej kontrowersyjnych zjawisk tzw. kryzys wieku średniego. Teoria Junga nie potwierdza powszechnego występowania dramatyzmu tego wieku. Myśl Junga oscyluje raczej wokół zagadnienia temporalnego ukierunkowania psychiki oraz znaczenia przyszłości w rozwoju psychicznym. W praktyce, czyli w profilaktyce i terapii -myśl Junga bywa wykorzystywana w celu planowania życia i możliwości zmiany osobowości w każdym wieku. Nowatorstwo myśli Junga polega na tym, iż jako pierwszy w dziedzinie psychiatrii i psychologii współczesnej wskazał nie tylko na możliwości zmiany osobowości, ale wręcz na konieczność rozwoju człowieka dorosłego oraz intensyfikację tego procesu w miarę zbliżania się do starości. My chrześcijanie zapewne rozmumiemy, bez pomocy Junga o konieczności "dorastania do doskonałości".
Z moich osobistych obserwacji mogę powiedzieć, iż wiek średni nie tyle cechuje się dramatycznym kryzysem, ale jest to czas " rozrachunku", rozliczenia z marzeniami, własną energią, wyobraźnią . To czas introspekcji i filozoficznej refleksji nad wartością życia.To czas pytań. Co i jak powinienem zrobić, zmienić, by stworzyć dobry fundament wyjścia na przyszłość. Czego mi brakuje, czego chciałbym jeszcze spróbować. To często okres wzmożonej twórczości( chęć pozostawienia czegoś po sobie). Znaczenia nabiera prawdziwa mądrość, a sukces przemian połowy życia zależy od tego ,na ile skutecznie osoba potrafi je przeprowadzić, czyli jakie ma doświadczenia z poprzednich okresów życia.
pozdrawiam
Za dużo napisałem
Dzięki za artykuł
Dzięki za artykuł Andrzeju, zwłaszcza, że to jest mój wiek.
pozdrawim serdecznie Kazik J
Tym, które odeszły i ich córkom
nie będzie to głos w dyskusji, raczej zaproszenie do chwili refleksji inspirowanej fragmentami wiersza Anny Piwkowskiej
Dopóki żyją nasze matki ciągle jesteśmy dziewczynkami.
Cóż z tego, że wielu mężczyzn odeszło
a nasze córki podorastały?
Cóż z tego, że przekwitły niebieskie hiacynty
skoro hortensja stoi w oszałamiajacej bieli,
a kobiety na skwerze sprzedają żółte tulipany?
(…)
Nieważne, że ciężko im wejść po schodach,
łzawią im oczy i zawstydzone oddają nam
nieprzeczytane książki. To wszystko nas nie dotyczy.
Kupujemy im okulary, bawimy się barwą oprawek
i kształtem szkieł. Wozimy je do lekarza i czujemy strach
i urazę, że lekarstwa przestają pomagać.
Dlaczego je boli, dlaczego tak bardzo siebie bolą,
swoją starość, swoją niesprawność, swój lęk?
gdy odchodzi ktoś wielki, mówi się, że z nim odeszła epoka…
ze śmiercią naszych matek
COŚ SIĘ BEZPOWROTNIE SKOŃCZYŁO… ŻYCIE MA NOWĄ ODSŁONĘ…
Współczucie i modlitwa
Zosiu droga,
nie wiem, czy Twój wpis to coś osobistego… Jeśli tak, to współczuję Córkom i modlę się za Matki. A jeśli jedno zdanie z tekstu zainspirowało Cię do zamieszczenia tego pięknego wiersza, dziękuję.
Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie
Andrzej
Andrzeju
Trochę myślałem nad tym co powiedziałeś o intuicji
Andrzeju kiedyś napisałeś "Gdybym miał wybierać: albo taka intuicja jak Twoja, albo dobre argumenty, wybrałbym jednak to pierwsze, bo to znak bliskości Boga bardziej wiarygodny niż wiedza"
Być może tak ale intuicja a raczej telepatia jest o tyle nieciekawa, że wraz z myślami innych osób, pobierasz też ich emocje, obciążenia czy zalążki chorób (tak fizycznych jak i, a może przede wszystkim, psychicznych).
Mesing, kiedy go pytali: „Co możemy zrobić przeciwko złym rzeczom?”, mówił: „Pozbądźcie się złych myśli”.
Chciałbym na jakiś czas opuścić Tezeusza i mam nadzieję że mi się to uda.
Chciałbym tu się na jakiś czas pożegnać z tezeuszem i pozdrowić wszystkich których poznałem.
Być może napiszę za pół roku ale już zupełnie anonimowo . Będę czytał Twoje wpisy i uczył się z tego co piszesz. Wiem że wiele przeżyłeś i jesteś mi przez to bardzo bliski.
Nie jest mi łatwo milczeć a dotychczasowe pisanie na około do ludzi jest poprostu bezsensu – jest niezrozumiałe. Musiałbym poprostu napisać komuś wprost co widzę a to byłaby ingerencja w czyjeś myślenie i być może spowodowałbym tym "efekt motyla" a tego bym nie chciał.
Poniżej krótkie wypowiedzi na temat telepati, intuicji i trochę o prorockim widzeniu…
Prorocy
?ni unoszą się odrobinę nad granicami czasu, dlatego że czas jest warunkowy. Jeżeli prozmawiasz z jakimś fizykiem, to on ci powie, że czas to parametr, nad którym można się „wznieść”. Więc oni unoszą się nad czasem, i widzą kilka kadrów do przodu. Lecz co wtedy widzą?
?ni nie mogą dokładnie powiedzieć, co będzie, tak samo jak i prorocy w starożytności pisali w księdze „Proroków”. Mogą tylko powiedzieć, że może być jakiś zły stan. Możecie z niego wyjść, wznieść się nad nim w całości lub częściowo, jeżeli będziecie wykonywać to, co nazywa się Boskie przykazania. Czyli „Pokochaj bliźniego swego, jak siebie samego”. Nie trzeba myśleć o wielu przykazaniach, dziesięć przykazań – to zbyt wiele. Jeżeli wykonujemy tylko to podstawowe przykazanie, automatycznie wykonujemy tym samym wszystkie pozostałe.
Uważam, że nic na świecie nie odbywa się niezgodnie z Programem Stworzenia. I dlatego to, co się zdarza, powinno się odbyć. Jeżeli chcemy zmienić przyszłość, nie ma co mieć pretensji do przeszłości i do teraźniejszości! A przyszłość możemy zmienić właśnie naszym prawidłowym stosunkiem do świata. I tylko tym.
Telepaci przepowiadają takie rzeczy, że niemożliwe jest dokładnie otworzyć i powiedzieć: „To zostało powiedziane”. Mesing przez całe życie przepowiedział absolutnie jasno tylko kilka wydarzeń: kiedy będzie rozgromienie Niemców, kiedy umrze i jeszcze jedno lub dwa wydarzenia. I to wszystko. Czyli wszystkie przepowiednie są zakamuflowane.
?? samo z Wangą. Ot, przykład Kurska. Wanga przepowiedziała, że Kursk zostanie zatopiony. Nikt nie rozumiał w czym rzecz. Miasto Kursk znajduje się w centrum Rosji, niczego niebezpiecznego tam obok nie ma. ?kazuje się, że miała na myśli łódź podwodną „Kursk”.
?eg?, co tacy ludzie widzą, niemożliwe jest przekazać słowami. I widzą to w takich obrazach, że i im samym trudno dokładnie i jawnie o tym opowiedzieć.
Przez proroctwa prostemu człowiekowi wydaje się, że takim sposobem przyszłość jest jakby już określona. A w rzeczywistości ona jest płynna i możemy ją zmienić. Jeżelibyśmy odmienili siebie, to przepowiednia Wangi nie sprawdziłaby się.
Rzecz w tym, że prorok nam tłumaczy, jak pod oddziaływaniem przymuszającej siły przyrody, która popycha nas jak kijem z ostrym końcem, poruszamy się do przodu. W taki sposób się rozwijamy cały czas: jest nam niedobrze – szukamy czegoś lepszego, znów jest nam źle w nowym stanie – szukamy czegoś jeszcze lepszego. ??k rozwija się człowiek. Prorocy mówią nam o przyszłości, która nastąpi, jeżeli będziemy rozwijać się pod oddziaływaniem negatywnych sił przyrody. Pozytywnych sił w przyrodzie nie ma, tylko negatywne, zmuszające nas siły.
Jeżeli pragniemy rozwijać się za pomocą pozytywnej siły przyrody, to powinniśmy wykorzystać to dane nam dzisiaj uświadomienie, że znajdujemy się w globalnej, integralnej zależności z sobą nawzajem, że wpływamy na siebie. Jeżeli zaczniemy prawidłowo odnosić się do siebie nawzajem, tworzyć dokoła siebie prawidłową atmosferę, społeczeństwo, otoczenie, to wtedy będziemy iść do przodu radosną drogą, wspierani przez pozytywną siłę. Lecz to zależy od nas.
Prorok tego nie wie, gdyż zależy to od naszej wolnej woli. ?n nie wie, czy osiągniemy to czy nie, dlatego opowiada nam tylko o jednej drodze – o ewolucyjnym rozwoju pod twardym oddziaływaniem sił przyrody. I dlatego wszystkie proroctwa wyglądają na negatywne.
Lecz jeżeli tę negatywną wznoszącą siłę, twardą i popychającą nas, zastąpimy wspierającą, dobrą, pozytywną siłą i sami skierujemy się ku następnemu etapowi, uczynimy go pożądanym, lepszym w naszych oczach, staniemy się zjednoczeni w jednej rodzinie, w integracji, w globalizacji, to wtedy negatywna siła przestanie na nas oddziaływać. Jeśli rzucimy się do przodu szybciej, niż ona nas popędza z tyłu, wtedy proroctwo nie spełni się w tej postaci, o której mówi prorok.
Lecz pomimo wszystko te proroctwa powinniśmy studiować. Dlaczego? Żeby wiedzieć jaka siła naciska nas od tyłu, i aby skompensować ją tak, żeby uciec od niej szybciej do przodu.
Pozdrawiam J i wszystkich was.
Proszę o modlitwę w imieniu Pana Jezusa .
Wasz brat Artur
będę was czytał i uczył się .
Do siego roku.
uśmiech choć jest mi smutno
Arturze bracie mój !
Przeczytałem ze szczególną uwagą to, co ostatnio napisałeś chyba nie tylko, do Pana Andrzeja.
"Nie jest mi łatwo milczeć a dotychczasowe pisanie na około do ludzi jest poprostu bezsensu – jest niezrozumiałe."
Doskonale Ciebie rozumiem i całkowicie zgadzam się z tym, że : "pisanie na około……." jest bezsensu i niezrozumiałe.
Przepraszam, że uprzedzam odpowiedź Pana Andrzeja, którą zapewne niebawem otrzymasz, m.in. w kwestii Twojego wyznania, zamysłu, a raczej chyba dylematu, rozterki, czy być może chwilowego kryzysu.
Ps. Odnośnie mojej osoby upoważniam Ciebie, pisz do mnie i o mnie swobodnie i "wprost" to, co wiesz, czujesz, ewentualnie domyślasz się. Napewno nie spowodujesz u mnie tym "efektu motyla", wręcz przeciwnie zachęcisz, a może nawet zmusisz, do pogłębionej refleksji, czy koniecznej rewizji stanowiska, a nawet osobistej przemiany.
Chętnie napiszę więcej, lecz następnym razem.
Pozdrawiam Ciebie, małżonkę i syna serdecznie i proszę rozważ dogłębnie to, co zapewne napisze Pan Andrzej, nim podejmiesz zamierzoną decyzję.