Dlaczego etyka ?

Współcześnie popkultura wychowuje do życia, które można skonsumować, będącego nieustanną zabawą, przyjemnością, do życia, którego wyrazem wolności jest to, że mogę wszystko.

Dlaczego zatem przestrzeń dla etyki? Dlaczego odkrywam w sobie pragnienie, by z niektórych wyborów zrezygnować? Ową rezygnację dostrzegam natomiast jako wyraz prawdziwej wolności.

Etyka jest – myślę – nauką o wolności, o jej realizowaniu.

W debacie społecznej możemy dostrzec obecnie wiele konfliktów światopoglądowych. Dlatego właśnie etyka. Jest ona płaszczyzną, na gruncie której jest możliwy dialog dotyczący współczesnych dylematów.

Magdalena Środa w swoim podręczniku „Etyka dla myślących” dla uczniów szkół ponadgimnazjalnych dokonuje identyfikacji niektórych takich dylematów etycznych. Autorka rozróżnia dwie grupy podejmujące tę tematykę: zwolenników etyki „świętości życia” oraz zwolenników etyki „jakości życia”. Ci pierwsi opierają się na woli Boga i prawdzie objawionej, która wyznacza to, co moralnie słuszne. Przedstawiciele drugiej grupy postulują, iż ważne jest nie tyle życie, ile życie sprowadzone na świat w sposób odpowiedzialny.1 W moim przekonaniu obie grupy będą w odmienny sposób rozumieć także pojęcie odpowiedzialności.

Dostrzegając dzisiaj tak wiele dylematów, na które padają tak odmienne odpowiedzi, widzę wartość dialogu prowadzonego na gruncie etyki. Możliwość debaty, w której adwersarze prezentują tak odmienne spojrzenia, możliwość wyrażenia odmiennej argumentacji, możliwość spotkania i przyjęcia drugiego zdaje się być w tym momencie największą wartością.

Może droga wzajemnego dialogu jest jedynym sposobem wytrącenia każdej ze stron z niewzruszonej pewności i otwartością na wzajemne spotkanie.

1 Magdalena Środa „Etyka dla myślących” s.338

 

15 Comments

  1. jadwiga

    wszystko nie jest proste

     Owszem są zwolennicy świętości życia i jakości życia. Ale im berdziej rozwija sie nauka tym większe problemy etyczno-moralne przychodzi nam rozwiazywac. I niestety – po wysłuchaniu referatów na Konferencji Bioetyki w Krakowie 18. 10 – przychodzi nam stwierdzic, ze nie ma jednoznacznego dobra, czy jednoznacznego zła, ze niektóre problemy moralno-etyczne są nierozwiazywalne.

    Ludzie sa jacy są. Nie mozna zakładac, ze wszyscy – cała rzesza ludzi jest dobra i będzie postepować wg jakiejś prawej wykładni. Ludzie tez nie są całkowicie źli – zatem biorac takowa poprawkę sprawy komplikują się i rozwiazań po prostu nie ma. Nie chce się tutaj rozwlekac nad przykładami, przykłady nie są wyszukane, ale takie jakie niesie zwyczajne zycie.

    Tak, że podział na zwolenników swietosci i jakosci zycia jest dużym uproszczeniem.

     

     
    Odpowiedz
  2. ahasver

    Wszystko jest proste.

    Jesteśmy zwierzętami. Wygrywa silniejszy. Moralność jest sferą emotywną, kwestią gustu. Etyka stanowi konglomerat aporii wynikających z relacji pomiędzy panem i niewolnikiem. Wrażliwość należy w sobie stępić i zahartować się w boju. Wszelkie romantyczne bądź kształtujące rzekomo wyższą wrażliwość zabiegi nauczycieli są szkodliwe dla dziecka, ponieważ prowadzą do neurozy i pogubienia, nadmiernego uwznioślenia miłości, uzależnienia od kochania drugiej osoby, którą zaczyna się idealizować i zniewolenia przez powtarzanie symbolicznych zależności pomiędzy tożsamością podmiotu, będącego tylko iluzoryczną ekstrapolacją oraz wiarą, która stanowi najwyżej złudny poziom teleologicznego esencjonalizmu, przez który człowiek staje się bardziej podatny na ideologiczną manipulację. Powinniśmy zdemontować kulturę, zdekapitować bóstwa i zacząć kochać się i nienawidzieć tak jak zwierzęta, na prymitywnym, barbarzyńskim poziomie pozbawionym etyki. Do wszelkiego zła prowadzi nadmiernie wyidealizowane dobro. Zamiast etyki powiniśmy zacząć badać przyrodę, rozwijać naukę, przejść z paradygmatu humanistycznego na humanitarny materializm, którego jedynym celem jest przetrwanie ludzkości na pękającej w szwach ziemi. Jesteśmy zwierzętami, życie jest brutalne, przyroda się z nami nie będzie patyczkować, jeśli jej zaszkodzimy… Tak już jest…

    Moim zdaniem elenktyczna metoda wytrącania z pewności drugiego człowieka jest zabiegiem sofistycznym, który ma na celu nie tyle zwiększenie otwartości intelektualnej drugiego człowieka, ile wyćwiczenie ostrości w argumentowaniu własnych racji. Nie należy być otwartym. Należy tylko być tolerancyjnym, ponieważ tolerancja oznacza większą odporność na ciosy przeciwnika. Należy dążyć do upewnienia się we własnych racjach za wszelką cenę, ponieważ tzw. mądrość uzyskiwana majeutyczną rozlazłością Sokratesa nie sprawdzi się w obliczu zagrożenia. Odporność na ciosy zapewnia gruby pancerz, swoiste, monadyczne zamknięcie w sobie i zorientowanie wyłacznie na cele, jakie podsuwa nam nasza natura. Natura nie kłamie, za to próba perswadowania sobie konieczności samoograniczenia nie ma niczego wspólnego z samokontrolą, ponieważ prowadzi do wynaturzeń i neurozy, będącej skutkiem tłumienia swojej zwierzęcej popędliwości. Jedyną możliwością ratunku dla człowieka jest wsłuchanie się w rytm przyrody, nasłuchiwanie własnej natury i realizacja za wszelką cenę wewnętrznego zewu.

    Człowiek jest zwierzęciem stadnym, więc w sposób naturalny przetrwa na ziemi, kiedy my, humaniści, przestaniemy już grzebać dzieciom w mózgach. Z moich doświadczeń wynika, że najbardziej mężni, dzielni i prawi ludzie, najsilniejsi, a dzięki temu mądrzy i nieskorzy do krzywdzenia innych ludzi tylko dla zabawy są ludzie nie skrzywieni przez żadną etykę, filozofię i inne pierdy. Na własnym przykładzie wiem, że filozofia, teologia i sztuka powiny znacznie, bardzo znacznie uprościć swoją funkcję, zejść z poziomu aporetycznej abstrakcji i roszczeń do rozwiązywania jakichkolwiek problemów, ponieważ prowadzą tylko do sztucznego nagromadzenia problemów, których w istocie nie ma, a przez to do komplikacji egzystencji na poziomie symbolicznym, który jako struktura kodyfikacyjna wpływa bezpośrednio na wzorce zachowań. Jak do tej pory humanistyka – z teologią i etyką na czele – nie stanowiła żadnej formy faktografii, a tylko projekcję opisu na matrycę społecznych zachowań.

    Dlatego uważam etykę, filozofię, teologię i sztukę za zbędne z pragmatycznego punktu widzenia. Jako takie nie sięgają korzeniami w rdzeń egzystencji, jakim jest zwierzęce ciało i stanowią formę intelektualnej gry, wręcz rozrywki. Nie powinny sobie rościć pretensji do rozwiązywania jakichkolwiek problemów, ponieważ tylko je komplikują.

    Miłość międzyludzka – nie mówię o tej wyidealizowanej i uwznioślonej – jest prosta. Wojny i nienawiść wynikają z komplikacji, których korzenie sięgają w głąb manipulacji, do jakich dopuściłą sie tzw. humanistyka. Jedyną rolą filozofii i innych logik powinno być teraz ustawiczne autodementi…

     

     
    Odpowiedz
  3. mal

    ***

    Zgadzam się, że zastosowany podział na zwolenników świetosci i jakosci zycia jest uproszczeniem.
    Kwestie bioetyki są, także dyskutowane w tych środowiskach i tu są polemiczne głosy. 
    Potrzebujemy Miłosierdzia bo nasza miłość jest kulawa:) a Miłość to też wybaczanie.
    W wielu kwestiach, także bioetyki etycy nie mówią jednym głosem.
    Nauka Kościoła jest jednak bardzo uporządkowana, 
    uwzględnia i rozróżnia różne okoliczności, które zmniejszają odpowiedzialność moralną.
    Pan Bartosz nie chce tłumić swej zwierzęcej popędliwości. Zanim wszyscy wrócimy do dżungli,
    póki co ogranicza nas jeszcze prawo karne;)
    Moja wolność kończy się tam gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka.
    Możliwe dialog to nauka miłości na całe życie.
     
     
    Odpowiedz
  4. ahasver

    Pan Bartosz jest zwierzęciem.

    Pan Bartosz jest zwierzęciem i odrzuca manichejską herezję rozdziału duszy od ciała; w innym przypadku kosmiczny aspekt zbawienia przez Chrystusa materii kazałby nam tkwić w starotestamentowym dramacie symbolicznym. Pan Bartosz kocha wszystkie zwierzęta i wychodzi z tezy, iż zwierzęca popędliwość jest wysoko zharmonizowana i nie wymaga poprawek; wszelkie perwersje są wynikiem kultury immanencji, podmiotu przytłamszonego ucieczką przed wcześniej wyekstrapolowaną transcendencją. Przypisywanie owego etycznego clinamen zwierzętom, czyli bytom czystym i nie skażonych grzechem jest błędem ekwiwokacji. Powrót do dżungli jest jak najbardziej wskazany i nie stanowi w tym przypadku Rousseau’owskiej utopii, tylko paradygmat rozszerzenia świadomości człowieka w kierunku otwarcia i głębokiego szacunku do własnej cielesności. Dlatego Pan Bartosz nie ma zamiaru tłumić swojej zwierzęcości, tylko poznać ją i opanować.

    Miłosierdzie… Miłosierdzie oparte jest na współczuciu, a to niewiele wspólnego ma ze współ-odczuwaniem (empatią), ponieważ rozpoczyna się od osądu moralnego przedsięwziętego jako nieuświadomione a’priori. Dlatego Pan Bartosz celuje raczej w empatię na biologicznym poziomie, atawistycznym i instynktownym. Nadto Pan Bartosz jest pewien, że przedrostek "chrześcijańskie" jest w członie złożonym: "chrześcijańskie miłosierdzie" performatywem, w skutek którego miłosierdzie nabiera swojej pełni pod warunkiem jego antycypacji przez chrześcijańską ideologię. Dlaczego nie miłosierdzie buddyjskie? Dlaczego nie islamskie? A dlaczego w ogóle miłosierdzie? Dlaczego współczucie? Komu współczuć? Życie jest wojną. Żołnierz żołnierzowi winien współwsparcia, a nie współczucia.

     
    Odpowiedz
  5. ahasver

    🙂

    Oczywiście. Poznać, opanować i rozwinąć w kierunku, który uważam za słuszny. Taka ot, sublimacja dzikiej mocy i kształtowanie woli. Czymś innym jest opanowanie żywiołu, a czymś innym jego stłumienie.

    Tłumienie wyraża brak szacunku do przyrody. Mści się to często; ostatnimi czasy wyszło pod postacią parafialnych pedofilii, a w innych przypadkach – pod postacią omamów i wizji…

    Wyparcie powoduje lęki i choć Freuda zweryfikowała współczesna psychiatria, od dawien dawna wiadomo, że postępowanie wbrew ciału nie powoduje jego kształtowania, tylko deformację. Ciało domaga się mocy. A w zdrowym ciele zdrowy duch. Truizmy, ale prawdziwe.

     
    Odpowiedz
  6. Halina

    @ Bartosz B.

    Zasada " samosterowalności" nie sprawdza się w praktyce, ponieważ jest zbudowana na błędnej koncepcji człowieka i wolności. Wolności nie da się oderwać od pewnych antropologicznych realiów. A te przyznają człowiekowi wrodzoną godność, wskazują równocześnie na konieczność usprawnienia posiadanych dyspozycji umysłu, panowania nad sferą umysłowo-popędliwą, uczenia się funkcjonowania w społeczeństwie etc., by w ten sposób doprowadzić do rzeczywistej wolności. Słowem, bez usprawniania w procesie wychowawczym, nie ma wolności, ponieważ człowiek nie dysponuje środkami do jej wyegzekwowania. Gdyby człowiek funkcjonował poza dobrem i złem- tak jak zwierzę, w najlepszym wypadku wyrósłby na prymitywnego hedonistę. Zwierzę od początku jest tym kim jest-zwierzęciem. Człowiek już od dziecka " staje się", poprzez nieustanne dokonywanie wyborów.

    Zacieranie różnic pomiędzy człowiekiem, a zwierzęciem-czego symptomy obserwujemy we współczesnej kulturze, jest niebezpieczne dla ludzi. Taka ideologia- wcześniej czy póżniej- doprowadzi do zanegowania lub obniżenia wartości życia człowieka. Zwierzęta pozostają zawsze w krainie bez etyki, w której każda żywa istota kogoś zjada i jest przez kogoś zjadana. Tylko człowiek przechodzi własną drogę od momentu dzieciństwa, gdzie nie istnieje ani śmierć, ani odpowiedzialność, i wchodzi do świata samodzielności i odpowiedzialności, gdzie stawiane są mu wymagania etyczne, gdzie musi wybierać stale między dobrem i złem. Zwierzęta nie posiadają dylematów moralnych, nie popełniają ani dobra, ani zła. Ich instynkty można tylko wykorzystywać w dobrym lub złym celu. Tylko człowiek jest stworzony tak, że etyka (rozróżnianie dobra i zła) jest dla niego dostępna, co czyni życie ludzkie często dość skomplikowanym i bolesnym. Zwierzęta nie muszą rozważać wszystkich "za" i " przeciw" przy podejmowaniu decyzji, ponieważ ich zachowania nie podlegają ocenie moralnej.  Myślę, że nie ma potrzeby powrotu do dżungli, chyba , że do tej kiplingowskiej, i wraz za Mowglim krzyknąć " ja i wy jesteśmy jednej krwi’ 🙂  Kipling również nie pozwolił  zapomnieć,  że jesteśmy jedynym Plemieniem obdarzonym rozumem i wolną wolą.

    Pisze Pan, że " zycie to wojna". Tak być może, ale nie powinno. Życie-musi być skierowane dla kogoś, czegoś, a nie przeciwko komuś ( czemuś), wtedy staje się moralnie sensowne i dobre. Nie mam też nic przeciwko aktywnemu, praktycznemu miłosierdziu, czyli współczuciu, wyrażającym się w konkretnym działaniu, które  polega na bezinteresownej pomocy np. Miłosierny Samarytanin. W zasadzie w ten sposób przejawia się nasza autentyczna miłość do bliznich. Blizni, to kategoria nie teoretycznej filozofii, lecz bardzo konkretne działanie, które rodzi się z autentycznego miłosierdzia.

    Rozwój psychoseksualny nie powinien zmierzać w kierunku  tłumienie popędu, czy wyrzeczenia się radości, ale głównie ku wydobyciu pokładów miłości zakorzenionej w sferze psychicznej. Taka miłość integruje seksualność, nadaje znaczenie aktowi seksualnemu, podobnie sfera ducha integruje sferę psychiczną i fizyczną. Dokonując wyborów seksualnych, powinniśmy raczej  odwoływać się nie do " mocy ciała", ale do wewnętrznej motywacji, wzajemnego szacunku, określenie potrzeb, oczekiwań, odpowiedzialności- ponieważ takie sytuacje dotykają życia innych.

    pozdrawiam.

     
    Odpowiedz
  7. ahasver

    —> Pani Halina

    Zgodzę się z Panią Kwestią, na którą nie mogę jednak przystać jest rozdział kultury i natury, a także psychosomatyczna różnica. Bardziej zróżnicowaniew obrębie integralnej całości, ale nie dychotomia. Mówiąc o powrocie do przyrody mam na myśli pojęcie socjoprzyrody norweskiego ekozofa Aerne Naessa, dość niezgrabny neologizm, który oddaje jednak nierozłączność dzikiej przyrody, przestrzeni i zwierzęcych popędów i ludzkiej kultury symbolicznej. I tutaj wkracza pojęcie symbolu. Zarówno Ernst Cassirer, Mircea Eliade oraz Campbell akcentowali doniosłość struktur symbolicznych na kodyfikację matrycy ludzkich zachowań. Są to jednak zworniki atawizmów, które znajdują swoje ukierunkowanie na konsensualnym poziomie ludzich interakcji. Stanowią powierzchnię: Punkt wyjścia w głąb cielesnej materii oraz punkt powrotu ku symbolizacji dokonanego czynu; są to tylko bardziej złożone reprezentacje kodów językowych, bazujących na prosty "tak" i "nie", na afirmacji bądź negacji, strukturyzujących procesy neuronalne w obrębie mózgu, utrwalające kanały mózgowe, przez które mocniej przepływają elektryczne impulsy, co z kolei uspajnia tożsamość człowieka. Nie ma różnicy pomiędzy zwierzęcym atawizmem i procesem symbolizacji.

    Ideologią nie jest, droga Pani Halino, filozofia poszukująca syntezy przyrody i kultury, tylko utrzymywanie zdemistyfikowanego już rozdziału natury i kultury, przyrody i techniki, a także – na poziomie symbolicznym – materii i mistyki. Zgadzam się z Panią w pełni, że procesu sublimacji i samokształtowania swojej psychiki nie sposób oderwać od wpływu kultury, introjekcji wzorców symbolicznych i wszystkiego, co kształtowało korę mózgową w procesie wychowawczym. Uważam jednak, że kształtowanie wolnej woli polega na swoistym clinamen; z języka fizyki jest to zakrzywienie linii lotu fotonów, towarzyszące każdemu bytowi. Owo clinamen nie stanowi negacji kultury, Battaile’owskiego eks-cesu, tylko indywiduację Tego-Samego, przekształcenie już-zastanego nie pod kątem jego negacji, tylko znalezienia osobistej narracji, nadania sensowi uniwersalnemu odniesienia we własnym życiu. Niebezpieczną ideologią w tym przypadku nie będzie usilne kształtowanie własnej woli i poszukiwanie jak największej sfery wolności, ponieważ prowadzi to do wzbogacenia tkanki uniwersalnego sensu, tylko obustronna negacja; tak więc mamy do czynienia z negacją sfery mistycznej przez brutalistycznych materialistów-witalistów, a także z fanatyczną pewnością siebie-w-stadzie niektórych ogłupiałych katolików, niezdolnych do przyjęcia faktu, że po świecie chadzają również samotne wilki, istoty indywidualne i dzikie, a niekoniecznie złe i odrażające, a nie tylko pokorne, srające i beczące owieczki.

    Nie miałem na myśli negacji sfery mistycznej, ponieważ – paradoksalnie – sam jestem mistykiem, choć bardzo przewrotnie ze społecznego punktu widzenia z Bogiem rozmawiającym. Uważam zarazem, że przyjęcie zasady "poza dobrem i złem" nie neguje dobra i zła jako społecznego consensusu, ani empatii bądź antypatii na poziomie atawizmu, podobnie filozofia witalistyczna zakrawająca z punktu widzenia spirytualisty na materialistyczny, mechanistyczny brutalizm i redukcjonizm nie muszą wcale być sprzeczne wobec światopoglądu, że to właśnie nie w wyimaginowanych, urojonych na wskutek negacji powierzchnii życia "transcendentalno-romantycznych głębinach", ale właśnie w codziennej, banalnej płaszczyźnie życia na jej fizjologicznym poziomie jest Bóg. To taki eschatologiczny realizm.

    Nie walczę z wiarą, z kutrurą, z Bogiem. Walczę z jednostronnymi określeniami typu: "Chrześcijańskie miłosierdzie". Dlaczego chrześcijańskie? Dlaczego miłosierdzie, a nie "empatia"? I nie neguję w tym przypadku ani chrześcijańskiego miłosierdzia, ani miłosierdzia w ogóle, ale staram się wzorem swoich mistrzów uderzyć w te pojęcia trochę jak w pusty dzwon, ponieważ są one donośne i tak właśnie dzwonią, ale poza dzwonieniem niewiele zmieniają, za to starają się zanegować wszelkie witalistyczne i odmienne stanowiska, które mają swoje stabilne oparcie nie w jakimś duchu, tylko w ciele, które na codzień zużywa się, walcząc o byt. Uważam, że chrześcijańskie miłosierdzie jest przeogromną wartością, niemniej jako idea regulatywna powinna dążyć do syntezy z brutalną prostotą życia, do syntezy z materialistycznym pojmowaniem świata, które wcale nie musi kończyć się na płytkim, ogłupiającym hedonizmie, gdyż może pomóc odkrywać przestrzeń zmysłowo-psychicznej ekstazy pośród piękna przyrody, piękna sztuki, nauki, techniki, a w końcu w tej całej zmysłowej feerii barw i doznań, a także w bólu oporu odnaleźć Boga.

    Z całego serca czuję, że kultura popełnia przeogromny błąd, próbując wmówić człowiekowi, że z jednej strony ma wpływ na przyrodę i jest w stanie ją opanować, a jego psychika jest wyłacznie "etyczna" niczym duch mgły unoszący się nad taflą dzikiego stawu, a z drugiej – że nie ma żadnego wpływu na aprioryczną konieczność kulturowych schematów. Uważam taki światopogląd za szkodliwy. Po coś Pan Bóg dał nam naturę i nasze popędy, i raczej – lecz jest to tylko moja intuicja – nie po to, abyśmy je zanegowali, tylko po to, abyśmy je zrozumieli i próbowali odpowiednio z tym żywiołem postępować. Jesteśmy zwierzętami, jesteśmy materialni, lecz Jezus zbawił całą materię, skoro Jego akt miał wymiar kosmiczny. Nie wywyższajmy się ponad psa, kota, nie wywyższajmy się nawet ponad robaka. Bądźmy dumni z tego, że dostąpiliśmy łaski życia w takim pięknym, a zarazem wymagającym świecie.

    Wolność jest realna, a intensywne kształtowanie swojej woli nie prowadzi do skrzywienia psychiki i do patologii, tylko do małych upadków, które – chcąc nie chcąc – następują. Po nich człowiek jednak podnosi się tak jak Chrystus podnosił się, niosąc krzyżmo życia. Na tym polega żywot ludzki, bo życie jest przygodą. Życie jest wojną i mówiąc to nie mam na myśli z-walczania innego, tylko codzienne, wspólne, intensywne wy-walczanie wyższej jakości smakowania świata.

    Upadłem. Ale wstałem. Ładuję broń i idę dalej. Jestem człowiekiem delikatnym i wrażliwym, dlatego potrzebuję brutalnego wzorca, wewnętrznego bohatera – żołnierza, swojego Friedricha Nietzschego, a także Jezusa i przede wszystkim Jego. Dzięki temu tak naprawdę jestem o wiele mocniejszy od tych, którzy nie upadają, tylko kiszą się w etycznym ciepełku. Wszak Jezus też był twardzielem i często udawał się na Pustynię, choć zarazem zachował ogromną subtelność i delikatność. Facet powinien być wrażliwym twardzielem i takim właśnie pragnę być, dlatego Jezus jest moim wzorcem, a nietzscheański >>nadczłowiek<< (owo "nad" jest tutaj zbędne!) formą pośrednią, którą staram się realizować codziennie. Nie widzę żadnej sprzeczności, a nawet wręcz przeciwnie – uważam, że takie jakże łatwo demonizowane w kulturze pierdzących w stołki, zkapciałych i gnuśniejących własności swoich żon i mężów, figury jak Nietzsche, Curwoodowcy, Londonowscy i inny twardzi bohaterzy są znakiem od Boga, że owszem, ludzie muszą się miłować, ale o miłość należy walczyć i jest to najbardziej traperska przygoda dla każdego z nas. 

    Dopijam kawkę – i idę rąbać drewno. Miłego dnia 🙂

     
    Odpowiedz
  8. mal

    ***

    > Po coś Pan Bóg dał nam naturę i nasze popędy, i raczej – lecz jest to tylko moja intuicja – nie po to, abyśmy je zanegowali, tylko po to, abyśmy je zrozumieli i próbowali odpowiednio z tym żywiołem postępować.

     
    Pan Wilk zdaje się mówić tutaj jednym głosem z Janem Pawłem II  ;-)) ^^ 😮
     
    Eckhartowskie zbratanie ze zwierzętami, bynajmniej nie franciszkańskie:), nie musi prowadzić do zanegowania własnej natury, osoby ?
     
    Jezus zbawił materialny świat, którego doświadczamy, w osobie ludzkiej, przyjmując dwie natury.
     
    Otóż psychika wyłącznie etyczna nie jest, i tutaj ja, zwykły śmiertelnik, który potrafi się mylić, nieczym nie różni się od wielce szanownego Pana Wilka,
    ale jak pisała Pani Halina, a także, jak pisał Pan Wilk, to podejmowanie osobistych decyzji i nieustanne odkrywanie osobistej narracji.
     
    I mam tutaj nadzieję, że w odróżnieniu do stada ogłupiałych katolików będących pewnymi siebie-w-stadzie, Pan Wilk czasem, bywa wytrącony z pewności … 🙂         ?

     

     
    Odpowiedz
  9. ahasver

    Z pewnością 😉

    Oczywiście, iż bywam wytrącony z pewności. Zarazem jestem coraz bardziej pewny tego, co weryfikuje samo życie, w moim przypadku ostatnio dość ascetyczne i surowe, trzeba przyznać. Pewność jest konieczna. Bez pewności życie jest niemożliwe, rozpada się tożsamość i człowiek upada. Jest potrzebna pewność. Niepewność powoduje lęk i może być traktowana tylko doraźnie, jako bodziec do rozwoju; niepewność należy zwalczać, choć towarzyszy nam przy tym świadomość, że pojawi się następna niepewność. Nie należy jednak być niepewnym w sensie wahania się co do decyzji na swoją tożsamość, swoją życiową drogę. Musimy wzrastać w sile, stawać się pewniejsi i mocniejsi. Ludzie pewni-siebie-w-stadzie tak naprawdę nie są niczego pewni. Oni nie starają się o wyraźną tożsamość, wolą, kiedy pewność jest nie ich-własna, tylko zapewniona. Ale więcej w niej niepewności niż pewności tak naprawdę… Jest pewność zdobyta własnym wysiłkiem oraz pewność zapewniona. Tą drugą dał wielu ludziom Adolf Hitler, innym próbował zapewnić Stalin. Co z takiej zapewnionej pewności wyszło – doskonale wiemy; w ostateczności – jedna, wielka niepewność…

    Pewność uzyskuję w kojącym bądź często bardzo bolesnym kontakcie z materią i nie ma tutaj już mowy na filozoficzną relatywizację, sokratesowską metodę elenktyczną ani sofistyczną zabawę. Jeśli Platon żył w cieniu swej brody, była to jego aporia, a nie właściwość świata. Świat istnieje, materia jest. Należy się od niej uczyć, obserwować ją. Przyroda daje człowiekowi odpowiedzi, daje mu pewność co do tego, kim jest. 

    Częściej jednak niż z pewności, bywam wytrącony z równowagi. Zdarza się bowiem, że jakiś motocyklista crossowy w niedzielę zbiera swój tłusty zad i zamiast iść cicho po górach, woli zapierdzieć szlak turystyczny, zasmrodzić otoczenie i zniszczyć ściółkę leśną. Mam wówczas ochotę użyć wiatrówki – tymczasem jednak służy mi ona dobrze jako zabawka 🙂 I tutaj oczywiście włącza się jakaś etyka, ale na tej samej zasadzie jak powściągliwość wilka przez zagryzieniem sarenki dla zabawy. No niech już się wypierdzi, niech popierdzi sobie po tych górach, skoro już potrzebuje. Jakoś to zniesiemy, ważne, że to był tylko jeden motocyklista, a nie banda. Jego strata, sam kiedyś dojdzie do wniosku, że to trochę głupie, o ile wcześniej siebie bądź kogoś nie zabije na drzewie. Poza tym należymy do tego samego gatunku. Nie będę postępował wbrew swojemu gatunkowi. Ot: Etyka 😉

    "Nie ma żartów z filozofią, moja Ty Pietrowna Zofio" 🙂

    Pozdrawiam

     
    Odpowiedz
  10. Halina

    Pan Bartosz

    Niebezpieczną ideologią nie jest  filozofia poszukiwania syntezy przyrody i kultury, ale to o czym pisałam; zacierania różnicy pomiędzy człowiekiem, a zwierzęciem.  Podam przykład; jeżeli ktoś dowodzi  ( jak np. Peter Singer), że te same prawa, które przysługują ludziom, trzeba przyznawać zwierzętom z tej racji, że wykazują one pewne oznaki osobowości ( samoświadomość, samodzielność).  I  ponoć  , jest  to wystarczające kryterium moralne , które czyni bycie osobą. Nie wiem, jak  ocenić taką wypowiedż  pana profesora , może nazwać tylko arogancją ? A może jest to tylko wyraz sprzeciwu wobec poglądów Ojców Kościoła?. Wielki teolog i filozof Tomasz z Akwinu pisał : Nieważne jest, jak człowiek postępuje ze zwierzetami, albowiem Bóg wszelkie rzeczy ziemskie poddał władaniu człowieka"-Summa theologiae

    Obydwa stanowiska są trudne do uzasadnienia z etycznego punktu widzenia. Interesujace rozwiązanie proponuje Stephen Clark w pracy The Moral Status of Animals. Argumentuje on, że powinniśmy szanować zwierzęta nie dlatego, że są  podobne do ludzi, ale właśnie dlatego, że są od nich różne. To po prostu inne żywe istoty, które zasługują na dobre traktowanie ze strony człowieka.  Rozkwit i harmonia życia ludzkiego i pozaludzkiego na Ziemii jest wartością samą w sobie, która zasługuje na szczególną troskę i uwagę.  Nie ulega wątpliwości, że człowiek ma wszelkie możliwości aby pojąć dlaczego nie wolno  krzywdzić zwierząt  i całej sfery pozazwierzęcej.

    Budując etykę ekologiczną  ludzie używają różnych argumentów -chrześcijanin np. powinien posłużyć się argumentem, że przyroda jest dobra i wymaga szacunku, i ochrony jako dar Boży. Niszcząc przyrodę człowiek  czyni zło i sprzeniewierza się Stwórcy.

    Egzystencja człowieka jest całością i ma zasadniczo duchową naturę. Sfera duchowości obejmuje wszystko, co w człowieku jest pochodną jego społecznej natury, czyli kultury. Powoduje, że jego przeżywany świat jest szerszy, bogatszy niż u zwierząt. Tak,  drogi Panie Bartoszu :), to właśnie przede wszystkim posiadanie kultury odróżnia nas od zwierząt. Zgadzam się, kultura mieści się w przyrodzie, chociaż  przeciwstawia się jej siłom pozakulturowym. Ważna jest odrębność procesów charakteryzujących kulturę w odróżnieniu od procesów pozakulturowych, nie kulturowych-odrębność ludzkiego, rozumnego, celowego działania, w odróżnieniu od życia przyrody poza człowiekiem i od żywiołowych procesów w naszych ciałach, np.akty bicia serca, krążenie krwi etc. Człowiek i tylko człowiek bierze udział w procesach kultury, wśród ciężkich zmagań rozwiązując arcy-trudne jej  problemy.

    Myślę też, że nie potrafię funkcjonować " poza dobrem i złem". Może to jakaś wyższa moralność, której nie pojmuję? Nie miałabym żadnego kontekstu, do którego mogłabym się odnieść. To trochę jak podróż z uszkodzonym kompasem .W moim życiu   dobro i zło- sąsiadują ze sobą i to całkiem blisko. To taka skala, gdzie człowiek raz jest bliżej,  innym razem dalej od wymarzonego celu. Wg. mnie przyczyną wszelkiego zła jest zepsucie tej naturalnej miary.

    Panie Bartoszu, miłość to ryzyko pod każdym względem :), ale też wielka Prawda. Skazana bywa na śmierć,  jesli nie skieruje się jej na właściwą drogę.Jest także wolnością-wolnością wyboru; pomiędzy życiem, a chorobą. Kochać…hmm, to pewna umiejętność. Czasami można ją w sobie wypracować podczas rąbania drewna 🙂

    pozdrawiam

     
    Odpowiedz
  11. ahasver

    Ma Pani rację, ja również ją mam – każdy na swój sposób 🙂

    Mądre rzeczy Pani pisze, szanuję Pani światopogląd. Oczywiście jest tak, że człowiek ma swoją kulturę. Człowiek jest inny nie tyle od zwierząt, co od pozostałych zwierząt. A pośród tych pozostałych zwierząt są takie same, a nawet większe różnice niż np. między nami i szympansami. Kod dna małpy i człowieka, rozpisany w algorytmicznej sekwencji, zajmuje ponad 10 tys. stron formatu A4. Od małpy dzieli nas niecały wers, od psa – dwa wersy. Oczywiście te ostatnie elementy są wystarczającym momentem kulminacyjnym dla ludzkiego exodusu, ale pamiętajmy, że po wygnaniu z raju i tułaczce w upadku, człowiek powróci do Raju – powracając do harmonii z przyrodą. Zgadzam się z Panią co do Inności ludzkiego stworzenia wobec pozostałych stworzeń. Inność ta jednak nie prowadzi do dychotomii człowieczej i zwierzęcej natury, tylko wnosi w naturę dodatkowy, świetlisty element. Rozdział na ciało i ducha jest spuścizną manichejską i neoplatońską i jako taki przyczynił się do innych dystynkcji, przydatnych w logice i dyscyplinie umysłu, ale wyniszczających w rzeczywistym życiu.

    Wciąż nie mogę zgodzić się na rozdział zwierząt i ludzi. Ostatnio koleżanka napisała mi pełny przejęcia list, w którym opisała przypadek pieska, szczeniaczka, który umarł w schronisku na wyniszczającą parwowirozę. Gdyby wiedziała o nim, szczeniaczek byłby u niej i przeżyłby, ponieważ wiedziałby, że jest ktoś, komu na nim zależy. Wessała go wielka, czarna dziura – a wraz z nim zapadł się odrębny wszechświat…

    Zadałem sobie wówczas pytanie (a uroniłem łzę, kiedy ów list czytałem): Co mi po wywyższającej się nad zwierzęcy świat kulturze? Kultura? Wysoko rozwinięta kultura w III Rzeszy, ostatnie przypadki w świecie – kultura? Powie Pani, że jest to niedostatek kultury… A moim zdaniem kultura rozwija się wówczas, kiedy traktowana jest jako narzędzie do wyższych celów, a mianowicie do afirmacji życia, do podkreślania wyjątkowości każdego człowieka, ale i każdego kwiatu czy wiewiórki. Kultura jest strukturą bardziej lub mniej rozbudowanych zależności symbolicznych – jest doniosła dla człowieka, tak jak doniosły jest świat Sztuki. Należy jednak trzymać dystans. Zna Pani zapewne przypadek Michaela Foucaulta – człowieka wchłoniętego przez kulturę, twierdzącego, że świat jest językiem pisanym, a życie jest literaturą; oczywiście, jest. Ale w momencie, kiedy literatura odcina się od tego, co poza-literackie, wówczas umiera we własnej pustce, tak jak humanizm umrze bez inspiracji w swoiście anty-humanistycznej grozie egzystencji pośród dzikiej przyrody.

    Fetyszyzacja kultury, jej esencjonalizacja i czynienie z niej atrybutu człowieczej natury jest albo redukcją istoty człowieka do jego własnych tworów albo nieuzasadnioną ekstrapolacją, swoistym tworzeniem złotego cielca. Kultura jest śmietanką, nadbudową, nalotem. Jest niezwykle cenne, ponieważ pozwala opanować i rozwinąć bardziej złożoną ludzką naturę. Jesteśmy jednak zwierzętami. Posiadamy swój odrębny kod, trochę bardziej rozbudowany względem kodu pszczół czy szympansów. Kreujmy kulturę jako wyższą formę zbratania z pozostałymi zwierzętami.

    Nie przejmujmy się już tym, że antropocentryczna postawa, z ontologii czyniąca moralność dobrego i złego jest nie do utrzymania, ponieważ błędna u podstaw, narzucająca światu wąskie kategorie ludzkiego intelektu, ponadto – będąca ideologią, jak każda forma dążenia do jakiegoś jasno ustalonego, jedynego i niepodważalnego centrum… (Zamiast centrum Jaś Hartman polecał neutrum – ale to już inna bajka…) Nie bądźmy przerażeni tym, że nie zostaniemy zbawieni z tego powodu, że jesteśmy zwierzętami. Właśnie że odwrotnie: Wywyższając się nad zwierzęta i odcinając od nich, popełniamy grzech pychy. Zostaniemy zbawieni, ponieważ zbawiony od grzechu został cały Kosmos, wraz z wilkami i zającami, a co dopiero z człowiekiem…

    I znów – dopijam kawkę i… Idę rąbać drzewo!

    Pozdrawiam! 

     
    Odpowiedz
  12. herman

    Nie jestesmy zwierzetami, i

    Nie jestesmy zwierzetami, i nie zawsze wygrywa silniejszy. Jeżeli słowo silniejszy używamy w znaczeniu posiadajacy większą masę mięśniową to stwierdzenie, że zawsze wygrywa silniejszy jest po prostu nieprawdziwe, prawie zawsze wygrywa mądrzejszy, albo inaczej mówiąc bardziej przystosowany tzn. taki który jest w stanie odebrać i przetworzyć więcej informacji. Tylko etyka wspomagana zdobyczami nauki może pomóc ludzkości ułożyć poprawne relacje z przyrodą. W mentalności współczesnego człowieka jest głęboko zakorzeniony pogląd, jakoby niegdyś żył on za pan brat z naturą w pełnej harmonii, a ona z miłością tuliła go do swego łona. Nie ma większej niedorzeczności. Dwaj amerykańscy podróżnicy Lewis i Clark, którzy jako pierwsi przemierzyli Stany Zjednoczone Ameryki od Atlantyku po Pacyfik, w swoim dzienniku opisują, jak indianie żyjacy w Górach Skalistych mieli w zwyczaju, dla poobiedniej rozrywki podpalać ogromne połacie lasu, aby cieszyć się widokiem eksplodujących potężnych drzew, niszcząc przy okazji tysiące zwierząt zamieszkujących te tereny. Przekonanie, że indianie żyli w zgodzie z naturą i czerpali z niej tylko tyle ile potrzebowali jest mitem i przekłamaniem. Istnieje pogląd, że gdyby cywilizacja nie dotarła na kontynent amerykański, w ciągu kolejnego tysiąclecia zostałby on ogołocony doszczętnie ze wszystkich lasów. Zresztą Ameryka nie była odosobnina w takich działaniach, najwieksza w historii Europy deforestracja związana z działalnością człowieka miała miejsce około tysiąc lat przed Chrystusem i jakieś trzysta przed Talesem uważanym za ojca filozofii. Łatwo dostrzec że człowiek jako część ekosystemu jest egoistą w nieustannym konflikcie z otaczjacym go światem, dba tylko o zaspokojenie własnych potrzeb życiowych, bezwzględnie wykorzystuje swoją przewagę siejąc wokół siebie spustoszenie, dlatego nie może powrócić do harmonii z przyroda bo jako gatunek nigdy takiej nie posiadał.Nie warto idealizować kogoś nie skażonego cywilizacją i bez kulturowego bagazu, jako romantycznego bohatera samotnie walczącego w obronie ginącego świata. Lepiej spojrzeć na rzeczywistość tak jak ona naprawdę sie przedstawia, jegomość przaśny i małowrażliwy jest bardziej niebezpieczny dla przyrody niż wrażliwy filozof. Stawianie pytań o charakterze etycznym i próby znalezienia na nie odpowiedzi jest naturalną mniej lub więcej uświadomioną potrzebą człowieka. Eliminowanie czy “stępianie” tej przyrodzonej gatunkowi ludzkiemu wrażliwości na otaczajacy go świat jest działaniem wbrew naturze. Tak naprawdę nadzieja dla ginącej przyrody pojawia się właśnie teraz, w czasach uwrażliwionego homo faber z całą jego wiedzą, zapobiegającego nieetycznemu i niemoralnemu wykorzystywaniu przewagi człowieka nad światem zwierząt i roślin. Argument o nieużyteczności, albo wręcz szkodliwości uprawiania filozofii jest chyba niefortunny. Stawiane przez filozofa pytania pozornie nie mające zakotwiczenia w praxis, bywały niejednokrotnie rodzajem promotora nadającego kierunek naukom szczegółowym, prowadzącego w konsekwencji do odkryć mających zastosowanie w praktyce. Szkodliwe jest filozofowanie z którego na gruncie oderwanego od rzeczywistości pstrzegania świata, wyrastają ideologie będące zazwyczaj fuzją uracjonalnego mitu, mechanizmów  obronnych, podświadomych fobii i urazów. Chociaż, takie próby ideologizowania obiektywnego porządku świata, dzięki swej niedorzeczności zwykle umierają w zalążku śmiercią naturalną, to niekiedy sprzyjające warunki umożliwiają ich pełny rozwój, wtedy udaje się im stłumić zdrowy rozsądek i ludzką wrażliwość. Taka powszechna bezkrytyczna akceptacja absurdalnego i zafałszowanego obrazu świata, niejednokrotnie póżniej odcisnęła się krwawym piętnem na kartach historii, szczególnie tej najnowszej.

    Pozdrowienia.

     
    Odpowiedz
  13. ahasver

    Jestem zwierzęciem.

    O ile oczywiście nie należy idealizować pierwotnego związku człowieka z Naturą, który funkcjonował wyłącznie jako mit Edenu przed exodusem, a dziś – jako idea regulatywna Eschatonu, o tyle nie należy idealizować samego człowieka jako istoty wybranej, gdzie teleologicznym Centrum, ku któremu dąży, staje się transcendencja jego istoty; popełniamy wówczas logiczny błąd esencjonalizmu, czyli ekstrapolacji własnych metaforycznych wyobrażeń na faktualną tkankę materii świata, odkrywaną i opisywaną w nauce. Ekstrapolacje takie już w kulturach pierwotnych tworzyły balast nadbudowy niektóych zachowań ekspresywnych nad świadomością nierozłączności przyrody i człowieka, do jakich społeczeństwo dochodzi dopiero w czasach współczesnych. Nigdy nie wspierałem utopijnych, neorousseau’owskich ideologii "powrtotu do dżungli", tylko akcentuję konieczność zbratania cywilizowanego człowieka z przyrodą bez odrzucenia cywilizacji technicznej.

    Co do etyki – przyjąłem stanowisko nonkognitywistyczne. Etyka jest zbiorem paradygmatów regulujących relacje międzyludzkie, bioetyka i etyka fenomenologiczna wobec nauk przyrodniczych stanowią re-interpretację faktu jako instancji funkcjonującej w obiegu społecznym pod postacią informacji; jak ta informacja zostanie wykorzystana, to już zależy od konkretnej społeczności i specyficznej dla niej kognitywistyki; wobec faktu nauki jest to kwestia poboczna. Etyka jest ideologią, a już zwłaszcza wtedy, kiedy mówimy o etyce chrześcijańskiej czy jakiej-bądź. Wpierw dany jest fakt nauki, następnie interpretacja; często zaś interpretacja apriorycznie poprzedza późniejszą selekcję "wygodnych" dla niej faktów.I tutaj – w esencjonalizmie, przyjęciu pewnego a’priori tkwi realne zagrożenie, wielokroć odbijające krwawy ślad na kartach historii, a nie w nagim fakcie.

    Badania naukowe względem etyki zajmują stanowisko nonkognitywistyczne, w innym bowiem przypadku nauka stałaby się mitologią. W kwestii relacji człowieka i przyrody wystarczy ontologia obrazująca ich strukturalną nierozłączność, etyka jest tutaj nie tyle zbędna, co wtórna, ponieważ liczy się ostateczna kwestia przetrwania człowieka w zdrowym środowisku bądź katastrofy człowieczeństwa w środowisku zdewastowanym. Alternatywa jest rozłączna, mocna, jest faktem i nie wymaga interpretacji: Albo przetrwamy w harmonii z Ziemią, albo zakatrupimy się we własnym smrodzie. Etyka odgrywa tutaj rolę podobną estetyce; jest wtórna w stosunku do realnego faktu możliwości ratunku bądź zagłady.

    No ale dobrze – jeśli nie chcecie, nie bądźcie zwierzętami. Macie do tego prawo. Ja jestem zwierzęciem i niczym więcej. Wyżej jest tylko Bóg.

    P.S. Silniejszy = mądrzejszy. Nigdy tego nie rozdzielałem.

    Z resztą Pana Argumentów, Panie Tomaszu, wypada mi się zgodzić, łącznie z użytecznością uprawiania filozofii, pod warunkiem, że jest to filozofia funkcjonująca jako narzędzie praxis bądź nauk przyrodniczych. Być może w poprzednich wypowiedziach nie doprecyzowałem, o co mi chodzi, niemniej jako filozof wiem, dokąd zmierzają niektóre nurty tejże dziedziny ludzkiej działalności i najzwyczajniej w świecie nie mogę na nie przystać i uważam za szkodliwe.

    Pozdrawiam serdecznie

     
    Odpowiedz
  14. Halina

    Natura ludzka

    Panie Bartoszu, człowiek jest istotą, która wymyka się ściśle darwinowskiemu podejściu, które pozwala jedynie na zrozumienie części ludzkiej natury. Z samej już definicji " fitness", nie może ogarnąć całego bogactwa ludzkich przeżyć, zachowań, dobra i piękna , które w nim jest. Nawet darwinista musi przyznać, że praczłowiek wiódł życie przedludzkie, na podobieństwo goryla lub szympansa w puszczy pierwotnej. Człowiek jest osobą, a bycie osobą nie może być redukowane tylko do rzeczywistości biologiczno-fizjologicznej. Istotą człowieka jest właśnie bycie osobą, czego nie możemy powiedzieć o zwierzętach. Tylko osoba przejawia się i uzewnętrznia w całokształcie swej rzeczywistości somatyczno-psychiczno-duchowej, ale nie zamyka się w żadnym z tych wymiarów. Tylko człowiek potrafi nadać swojemu życiu sens i przekraczać siebie, swoją " zwierzęcość". Natura ludzka różni się jakościowo od natury zwierzęcej, o ile nie mamy do czynienie z jej wynaturzeniem.

    Jak pisał R. Ingarden " O naturze ludzkiej: " natura ludzka polega na nieustannym wysiłku przekraczającym granice zwierzęcości tkwiących w człowieku i wyrastania ponad nią człowieczeństwem i rolą człowieka jako twórcy wartości. Bez tej misji i bez tego wysiłku wyrastania ponad samego siebie, zapada z powrotem i bez ratunku w swoją czystą zwierzęcość, która stanowi jego śmierć"

     Kochać zwierzęta, a być z natury zwierzęciem, to nieco " inne bajki".

    Kultura, nie dotyczy istoty człowieka, ale jego działania, które ma charakter sprawczy. Powstały kulturalne społeczeństwa w tym sensie, że ukształtowały się we współdziałaniach, kierowanych przez namysł. Gdybyśmy byli zwierzętami i bazowali na swoich instynktach, zapewne budowalibyśmy wspólne olbrzymie gniazda jak pszczoły czy termity:) Do budowania kultury ( bardzo szerokie pojęcie) i przekazywania jej dziedzictwa w procesie wychowania młodych pokoleń-potrzebny jest rozum i charakter, odpowiednie, kulturowe usposobienie woli. A są to cechy swoiste dla człowieczeństwa, cechy znamienne dla natury ludzkiej.

    III Rzesza, Holocaust, wojny , terroryzm- zbudowano na niebezpiecznych ideologiach. Każda ideologia posiada " ideę kierowniczą" oraz swoich wyznawców. Ideologia dla realizacji swoich celów poszukuje prymitywnej siły ( ostatecznie przemocy)- a nie kultury. Ideologia jest zawsze ideologią czyjąś; określonej grupy społecznej, narodu. I jako taka jest-w aspekcie ontologicznym-tworem subiektywnym i relatywnym, nie mającym nic wspólnego z naturą ludzką jako taką.

    Z chrześcijańskiego punktu widzenia Adam i Ewa stali się ludzmi w Ogrodzie Eden. Zwierzęta dalej pozostały zwierzętami-jedząc z drzewa życia i drzewa podstwawowych sił żywotnych , i instynktów. Natomiast ludzie weszli w  świat poznania dobra i zła-bardziej skomplikowany , bardziej bolesny , w którym muszą dokonywać trudnych moralnie wyborów.

    A może by tak przygarnąć jakiegoś "stworka" do tej górskiej samotni?  Nie wyobrażam sobie życia bez zwierząt. Pozdrawiam i życzę dużo ciepła.

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code