Dzisiejsza Liturgia Słowa ze względu na obchodzone święto – Rocznicę Poświęcenia Bazyliki Laterańskiej – kieruje nasz wzrok na dwie świątynie: materialną i duchową.
W pierwszym czytaniu jest metaforyczny opis łask, które płyną od ołtarza. Jeżeli ktoś osobiście nie ma jeszcze takiego doświadczenia, to przynajmniej nadzieje są ogromne, gdy czyta się o wodzie, która dokądkolwiek dotrze – uzdrowi wszystko. Sakramentalna i duchowa Komunia są pokarmem i lekarstwem równocześnie. Posilając się nimi, będziemy cały czas owocować.
Od tej materialnej świątyni, z której bogactwa możemy czerpać, jeśli tylko chcemy, liturgia prowadzi nas do świątyni ducha. Wyraźnie widać, jak obie świątynie są ze sobą powiązane. Św. Paweł mówi o budowaniu nas przez Boga. Fundament tej budowli jest solidny – jest nim Jezus Chrystus, zmartwychwstały Jezus Chrystus. Reszta konstrukcji zależy od nas samych. Dlatego św. Paweł apeluje o odpowiedzialność. Troskę o świątynię – i materialną, i duchową – podkreśla Ewangelista, który opisuje pełne gorliwości zachowanie Jezusa.
***
Gdyby nie dzisiejsze święto, to Liturgia Słowa przywołałby dziś czytania z XXXII niedzieli zwykłej roku A. Ewangelia tej niedzieli skupia naszą uwagę na przypowieści o pannach mądrych i głupich. Zawsze mnie zastanawiało, dlaczego panny mądre stawia się za przykład, skoro ktoś je o coś prosił, a one nie udzieliły wsparcia. Tak naprawdę nie wiedziały, czy tej oliwy w lampach starczy, nawet gdy się nią podzielą. Ale uświadomiłem sobie, że to nie jest Ewangelia o egoistkach, gdy zrozumiałem, że one robią wszystko, żeby spotkać się z „panem młodym”. To jest Ewangelia o prawdziwym zakochaniu, które przy okazji nie zaślepia, ale pozostawia zdrowy rozsądek.
Przywołuję tę drugą Ewangelię, bo ściśle łączy się z tą pierwszą. Troska o swojego ducha prowadzi nas przecież do spotkania z Panem.
***
Dość mocną zachętę do troski o własnego ducha, a tym samym o swoje życie wieczne usłyszałem u krakowskich dominikanów. Byłem świadkiem, jak jeden dominikański kaznodzieja poprawiał drugiego. Otóż pierwszy zauważył, że obraz nieba, w którym wszyscy wychwalają Boga słowami „święty, święty, święty” jest raczej mało prawdopodobny. Twierdził tak, bo kojarzyło mu się to z wielką nudą. No bo, co może być ciekawego w takim ciągłym adorowaniu Boga? Nuda i to niby w nagrodę za dobre życie na ziemi.
Po Mszy św., na której zostało wygłoszone to kazanie, była konferencja. Inny dominikanin sprostował trochę swojego współbrata i wytłumaczył, jak tę „nudę” w niebie trzeba rozumieć. Stan przebywania z Bogiem porównał do pierwszego zakochania chłopaka i dziewczyny. Przecież oni nie muszą nic robić, wystarczy, że są ze sobą i są szczęśliwi.
Mam nadzieję, że każdemu człowiekowi było, jest lub będzie dane takie zakochanie na ziemi, które może służyć za obraz tego wiekuistego spotkania w niebie i za zachętę do zabiegania o piękno swojej świątyni.
no właś.nie …
W świątyni napotkał siedzących za stołami bankierów oraz tych, którzy sprzedawali woły, baranki i gołębie. Wówczas sporządziwszy sobie bicz ze sznurków, powypędzał wszystkich ze świątyni, także baranki i woły, porozrzucał monety bankierów, a stoły powywracał. Do tych zaś, którzy sprzedawali gołębie, rzekł: Weźcie to stąd, a z domu mego Ojca nie róbcie targowiska!