Dar wolności i dar nawrócenia

52. Wieczór Biblijny w Kasince Małej

 

Tym razem podczas Wieczoru Biblijnego czytaliśmy i rozważaliśmy następujący fragment Ewangelii:

W owym czasie zbliżali się do Jezusa wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać. Na to szemrali faryzeusze i uczeni w Piśmie. Ten przyjmuje grzeszników i jada z nimi. Opowiedział im wtedy następującą przypowieść:

Powiedział też: Pewien człowiek miał dwóch synów. Młodszy z nich rzekł do ojca: Ojcze, daj mi część majątku, która na mnie przypada. Podzielił więc majątek między nich. Niedługo potem młodszy syn, zabrawszy wszystko, odjechał w dalekie strony i tam roztrwonił swój majątek, żyjąc rozrzutnie. A gdy wszystko wydał, nastał ciężki głód w owej krainie i on sam zaczął cierpieć niedostatek. Poszedł i przystał do jednego z obywateli owej krainy, a ten posłał go na swoje pola żeby pasł świnie. Pragnął on napełnić swój żołądek strąkami, którymi żywiły się świnie, lecz nikt mu ich nie dawał. Wtedy zastanowił się i rzekł: Iluż to najemników mojego ojca ma pod dostatkiem chleba, a ja tu z głodu ginę. Zabiorę się i pójdę do mego ojca, i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie; już nie jestem godzien nazywać się twoim synem: uczyń mię choćby jednym z najemników. Wybrał się więc i poszedł do swojego ojca.

A gdy był jeszcze daleko, ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko; wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go. A syn rzekł do niego: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie, już nie jestem godzien nazywać się twoim synem. Lecz ojciec rzekł do swoich sług: Przynieście szybko najlepszą szatę i ubierzcie go; dajcie mu też pierścień na rękę i sandały na nogi. Przyprowadźcie utuczone cielę i zabijcie: będziemy ucztować i bawić się, ponieważ ten mój syn był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się. I zaczęli się bawić.

Tymczasem starszy jego syn przebywał na polu. Gdy wracał i był blisko domu, usłyszał muzykę i tańce. Przywołał jednego ze sług i pytał go, co to ma znaczyć. Ten mu rzekł: Twój brat powrócił, a ojciec twój kazał zabić utuczone cielę, ponieważ odzyskał go zdrowego. Na to rozgniewał się i nie chciał wejść; wtedy ojciec jego wyszedł i tłumaczył mu. Lecz on odpowiedział ojcu: Oto tyle lat ci służę i nigdy nie przekroczyłem twojego rozkazu; ale mnie nie dałeś nigdy koźlęcia, żebym się zabawił z przyjaciółmi. Skoro jednak wrócił ten syn twój, który roztrwonił twój majątek z nierządnicami, kazałeś zabić dla niego utuczone cielę. Lecz on mu odpowiedział: Moje dziecko, ty zawsze jesteś przy mnie i wszystko moje do ciebie należy. A trzeba się weselić i cieszyć z tego, że ten brat twój był umarły, a znów ożył, zaginął a odnalazł się. (Łk 15,1-3.11-32)

 

Małgorzata: Przypowieść o synu marnotrawnym przypomina przede wszystkim o tym, że Bóg jest miłosiernym Ojcem i że mamy zawsze szansę do Niego wrócić, a On nas przyjmie mimo naszych różnych grzechów, zawirowań, błądzeń. Czytając ten fragment Ewangelii, dobrze jest zobaczyć siebie w sytuacji syna marnotrawnego czy ewentualnie tego syna, który nie chce cieszyć się wraz z ojcem z powrotu brata. Ale mamy tutaj przecież trzy ważne postaci, z którymi możemy się jakoś utożsamiać: dwóch braci i ojca.

Ja skoncentrowałam się tym razem na obrazie miłosiernego ojca. Co jest najlepsze w postępowaniu tego ojca? Oczywiście, przyjął on powracającego syna, ale wcześniej dał mu wolność. Pozwolił mu odejść, pozwolił mu zbłądzić, pozwolił mu na grzech tak, jak Bóg nam na to pozwala. W tym momencie życia, w którym się znajduję, jest mi bardzo potrzebna refleksja nad tym, na ile pozwalam ludziom, którzy są wokół mnie, na wolność, na ile potrafię żywić nadzieję, że mają oni szansę odnaleźć dobrą drogę, na ile potrafię cieszyć się, gdy na tę drogę wracają, gdy w swoim życiu osiągają coś rzeczywiście wartościowego czy to w kwestiach wiary, czy w innych obszarach.

W pewnym momencie człowiek dochodzi do takiego wieku, gdy zdaje sobie sprawę, że już nie tylko jest dzieckiem, synem, córką mniej lub bardziej marnotrawną, ale też ma coś innym do przekazania, staje się za innych odpowiedzialny, pełni kierownicze funkcje i musi w związku z tym podejmować decyzje, co innym wolno, a czego nie wolno.

Krótko mówiąc, dorasta się do tego, aby umiejętnie przekazywać Boży dar wolności. Na pewno rodzice mają wiele do powiedzenia o tym, jak roztropnie, odmiennie na poszczególnych etapach rozwoju dawać wolność dzieciom. Wprawdzie nie mam własnych dzieci, ale zetknęłam się trochę z tym zagadnieniem w pracy nauczycielskiej. Ujawnia się ono zresztą także w pracy redakcyjnej. Robiąc redakcję czy korektę cudzego tekstu, trzeba poprawiać błędy, udoskonalać, ale też pamiętać, aby pozwolić autorowi mówić naprawdę jego własnym głosem. Nieuchronnie pojawia się przy tym myśl, będąca rodzajem pokusy: „Ja bym to powiedziała inaczej, lepiej, a może nawet mądrzej”.

To są sytuacje zawodowe, ale również w życiu prywatnym mniej lub bardziej pozwalamy na wolność naszym przyjaciołom, znajomym, sąsiadom. Z jednej strony jest ważne, aby czynić to w rozsądnych granicach jak ów miłosierny ojciec, który dał synowi dokładnie tyle, ile mu się należało, czyli przypadającą mu część majątku. Z drugiej strony jednak bywamy w dawaniu wolności bardzo skąpi. Według mnie ten tekst pokazuje, jak bardzo dawanie wolności, pozwalanie na wolność łączy się z darem miłosierdzia. Przecież miłosierdzie dla innych to także pozwalanie im na samodzielność myślenia i działania, na błędy i niedoskonałości, pozwalanie, by poszli własną drogą. Nawet jeżeli jestem w stanie przewidzieć, że w pewnym momencie potkną się na tej drodze, to z mojej miłości bliźniego powinno wynikać uznanie prawa innego człowieka do wolności, skoro Pan Bóg uznaje moje prawo do wolności.

W Wielkim Poście chciałabym modlić się i podjąć refleksję nad tym, abym potrafiła hojnie dawać innym prawo do wolności, abym nie zamykała ich w więzieniu moich potrzeb, moich oczekiwań, moich stereotypów i przyzwyczajeń, moich lęków.

 

Andrzej: Łukaszowa przypowieść o synu marnotrawnym czy jak inni mówią, raczej o miłosiernym ojcu jest jednym z moich ulubionych fragmentów Pisma Świętego. Wielokrotnie pomagała mi w modlitwie, w nawróceniu, w odbudowywaniu ufności w możliwość nawrócenia i w miłosierdzie Boże. Szczególnie uderzające jest tutaj to, że Bóg daje nam całkowitą wolność rozporządzania naszymi talentami, naszym życiem, naszym czasem. I bywa tak, może nawet prawie zawsze, że idziemy swoją drogą, buntujemy się przeciwko Bogu wprost albo pośrednio, marnujemy swoje życie w różny sposób. Albo jak syn marnotrawny z przypowieści prowadzimy życie rozrzutne, nierządne, wyuzdane, nieodpowiedzialne, albo nasze życie jest przepełnione próżną ambicją, walką o władzę, skrajnym egoizmem. Simone Weil twierdzi, że odejście syna marnotrawnego było lepsze niż kumulatywny egoizm polegający na tym, że ktoś gromadzi władzę, pieniądze. Tymczasem żeby nawrócić się, trzeba stracić wszystko: pieniądze, resztki godności, poczucie synostwa Bożego. Syn marnotrawny sięga dna, gdy czuje, że przestał być synem swojego ojca. Traci godność dziecka Bożego, traci człowieczeństwo. Dla Żyda zajmowanie się świniami, jedzenie obierków dla świń to najgorszy upadek.

Los syna marnotrawnego jest metaforą ludzkiego upadku, zawinionego przez samego człowieka. Ale nawet w tym momencie upadku jest w nas jakiś promień nadziei. To nie jest jakiś motyw idealny, bezinteresowny. Zwróćmy uwagę, że pierwszym motywem, który pozwala się podnieść i wrócić do ojca, jest to, aby mieć co jeść, aby mieć gdzie spać i aby coś zarobić. Może chodzi też o to, aby odbudować jakieś relacje z ojcem, ale już się myśli, że nie jest się godnym być synem tego ojca. Nie jest się godnym bycia dzieckiem Bożym, więc chce się przeżyć przynajmniej na gruncie sprawiedliwości.

W nawróceniu jest ważne, że jego motyw nie musi być od razu doskonały czy idealny. Ktoś nawraca się, bo chce się podnieść z grzechu przeciwko czystości, ktoś inny chce zerwać z pijaństwem, z hazardem, z lenistwem, z brakiem ambicji, ze skrajnym egoizmem, z życiem w zakłamaniu, z odczłowieczającą pracą, z zależnościami, które pozbawiają godności. Dopiero później ten motyw może być nie tylko egoistyczny i samozachowawczy, ale bardziej altruistyczny czy wręcz religijny. Dopiero spojrzenie miłosiernego Ojca, dotknięcie Boga zmienia radykalnie naszą sytuację. My przychodzimy, żeby się odbudować, żeby w ogóle przeżyć, przetrwać w jakiejkolwiek formie, a Bóg przedstawiony w metaforze miłosiernego ojca zmienia całkowicie perspektywę. On przywraca nam nie tylko dom, możliwość przeżycia, pracy. To wszystko dla Niego nie jest ważne. On przywraca nam godność dziecka Bożego, godność synowską. On nie patrzy w kategoriach utylitarnych. On wymazuje wszystkie nasze grzechy i przewinienia, nie pyta w ogóle, cośmy zrobili. Nie czyni wyrzutów, lecz wygląda na nas z daleka utęsknionym wzrokiem.

Smutne jest to, że najczęściej niejeden raz nawracamy się, niejeden raz jesteśmy w sytuacji syna marnotrawnego. Wiele razy w naszym życiu idziemy z Bogiem, a później upadamy, zapominamy o Nim i znowu nawracamy się. Być może te powroty stają się coraz krótsze, ucieczki od Boga stają się coraz słabsze. Wiemy, że poza Bogiem nie ma życia, nie ma miłości, nie ma szczęścia, ale jesteśmy słabi – upadamy, wracamy, upadamy, wracamy…

Chciałbym się szczególnie modlić o otwartość na łaskę nawrócenia w najbardziej beznadziejnych, koszmarnych sytuacjach, gdy jesteśmy tak słabi, tak zdesperowani, tak uzależnieni, tak pozbawieni nadziei, tak bardzo nasze życie wydaje się przegrane albo tak bardzo przeciętne, tak oddalone od Boga, w takiej pogardzie żyjemy do samego siebie, że nic nam się nie chce, że nie mamy sił w ogóle powstać. Obyśmy zawsze byli otwarci na nadzieję łaski synostwa Bożego, na nadzieję, że Bóg jest z nami obecny w najgorszych momentach naszego życia i odezwie się do nas. Nie obawiajmy się, że będziemy zdolni tylko działać zgodnie z zasadą: „Jak trwoga to do Boga”. Nie martwmy się, że chodzi tylko o to, abyśmy ocaleli, przeżyli, wyrwali się z nałogu, ze złej sytuacji, z depresji, z koszmaru, z przeciętności. Nie bójmy się, że to będzie z naszej strony egoistyczne, skarłowaciałe, niepełne. Ojciec swoją miłością, swoją tęsknotą, swoim dotykiem przywróci nam wszystko – nie tylko życie, zdrowie, wolność, podmiotowość, szacunek do samego siebie, dobre relacje z ludźmi, ale przywróci w nas radość, doświadczenie piękna, samokontroli, czystości, wstrzemięźliwości, nadziei, że wszystko w życiu jest jeszcze możliwe, żarliwość miłości do Boga. Wystarczy tylko, że pozwolimy objąć się temu spojrzeniu Boga miłosierdzia.

 

Wieczory Biblijne w Kasince Małej

 

Warto przeczytać:

Encyklika Dives in misericordia

Małgorzata Frankiewicz, Kłopoty z ojcowskim miłosierdziem

 

 

Komentarze

  1. jadwiga

    zastanawiam się ile razy

    syn marnotrawny mógłby powtórzyc swoje zachowanie. To znaczy po powrocie znów żadać cześci majątku – odejść, utracić go i wrócić. Można twierdzic, ze ojciec bardzo kocha i będzie przyjmowac w nieskonczoność.

    Ale jak ma sie wtedy miłosć ojca do tego syna który pozostał?

    Czy wazniejsze jest trwałe pozostanie czy niestały powrót? 

     
    Odpowiedz
  2. elik

    Odczytanie i interpretowanie słów, treści.

    Proszę zauważyć, jak diametralnie różnie mogą być odczytywane, rozumiane i interpretowane słowa i treści, w tym przypadku zawarte w przypowieści Jezusa o synu marnotrawnym.

    Rozum i wolna wola, a zatem wolność wyboru, decyzji jest nam wszystkim stworzeniom –  istotom ludzkim, przez Stwórcę – Pana Boga dana i zadana.

    Natomiast egoizm, totalitaryzm, czy nadużywanie władzy lub inne formy ograniczania, bądź dystrybucji wolności. A zatem postawy i zachowania wyzbyte miłości, serdeczności, a nawet koniecznej roztropności, czy zwykłej życzliwości, do ludzi. To wg. mnie podstawowa przyczyna wszelkiego zła na świecie, także bezprawia wokół nas. Ponadto uzurpacja ponoć demokratycznie wybranych ludzi, do stanowienia prawa panowania nad innymi.

    Dziękuję za słowa pełne wiary i nadziei, a szczególnie te:

    "Wystarczy tylko, że pozwolimy objąć się temu spojrzeniu Boga miłosierdzia."

    Szczęść Boże!

     
    Odpowiedz
  3. elik

    Wiara i pytania.

    Droga Jadziu

    Kto naprawdę wierzy, że: Miłość i Miłosierdzie Ojca, także Syna i Ducha Świętego, czy Matki Boga, oraz uczucia wzorowych rodziców są bezwarunkowe, bezinteresowne i obejmują wszystkie dzieci, także marnotrawne. Wówczas pytania, takie jak sformułowałaś nie są potrzebne, ani nie mają sensu.

    Wierność i wytrwałość to cnoty bezcenne i wielce pożądane, a nawracanie się, powroty, przezwyciężanie pokus, a nawet podejmowanie trudnych wyzwań, pokonywanie trudności egzystencjalnych to codzienne życie i dążenie, do zbawienia duszy i celu ostatecznego – życia wiecznego.

    Szczęść Boże!

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code