Czym jest “Tezeusz” w kontekście naszego życia i powołania?

 

Tydzień dla „Tezeusza”
 
Pierwsze spotkanie Tygodnia dla „Tezeusza”, skupiło się na następujących pytaniach: Co czujemy, myśląc o "Tezeuszu"? Jakie są nasze największe radości związane z "Tezeuszem", a co jest dla nas trudne? Czy nasze życie bez "Tezeusza" byłoby bogatsze, czy uboższe? Jak ważny jest dla nas "Tezeusz"? Jaki rodzaj odpowiedzialności wydaje się nam kluczowy?

 
Opowiem najpierw swoją historię. Pierwszy raz trafiłam w Internecie na „Tezeusza” w 2005 roku. Już wówczas spodobała mi się otwartość oraz intelektualny poziom portalu, a zwłaszcza seminarium na temat konstytucji „Gaudium et spes”. Zagrzebana po uszy w tłumaczeniach, byłam bardzo spragniona poważnej dyskusji i zamierzałam nawet przyłączyć się do niej, ale zabrakło mi czasu, bo właśnie wtedy przeprowadzałam się z Krakowa na wieś. Do „Tezeusza” wróciłam w 2006 roku, aby przeczytać wywiad z ks. Isakowiczem-Zaleskim i śledzić losy tej publikacji. Później zaglądałam do portalu sporadycznie i dopiero usunięcie Andrzeja z zakonu spowodowało, że powróciłam do systematycznych odwiedzin. Spodobała mi się wtedy zrównoważona postawa Andrzeja. Przyjrzałam się jeszcze raz portalowi, który prezentował mądry i odważny katolicyzm, znany mi z najlepszych internetowych wzorów francuskich czy niemieckich, a nienapotkany – niestety – nigdzie w polskim Internecie. Pomyślałam, że wygospodaruję przecież trochę czasu, żeby wesprzeć jakoś tę cenną inicjatywę, zaproponowałam swoją współpracę, zostałam przyjaźnie przyjęta i trwam do tej pory, poszerzając coraz bardziej obszar swojego zaangażowania.
 
„Tezeusz” zmienił bardzo wiele w moim zawodowym, a także osobistym życiu. Przeniosłam się do innego domu, zrezygnowałam z dużych książkowych tłumaczeń, uczę się nowych rzeczy zwłaszcza z zakresu tworzenia stron internetowych czy księgowości. To trudne, ale bardzo ciekawe i rozwijające wyzwania. Zobaczyłam również, że „Tezeusz” wygląda zupełnie inaczej od strony czytelnika i redaktora. Zanim sama nie zaczęłam pracować w portalu, nie zdawałam sobie w ogóle sprawy, ile systematycznego wysiłku wymaga tego typu działanie. Teraz już wiem, że spokojnie można by poświęcać portalowi 25 godzin na dobę bez przerwy i na pewno zawsze pozostałyby jakieś zaległości lub niezrealizowane pomysły.
 
Lubię redakcyjną pracę i chciałabym, aby ze wszystkich „tezeuszowych” zaangażowań to ona pozostała najważniejsza. Owszem, wiem, że sprawy administracyjne trzeba pozałatwiać, ale marzy mi się, że w przyszłości przejmie to ktoś lepiej wykształcony i wytrenowany w tej dziedzinie. Nie obraziłabym się też, gdyby znaleźli się chętni (niekoniecznie krasnoludki) do przejęcia większości domowych obowiązków. W portalu czuję się zdecydowanie najlepiej. Lubię pracę z cudzymi tekstami, mam chyba cierpliwość do rozmaitych twórczych kaprysów, interesuje mnie mądre nieupraszczające i niebanalizujące popularyzatorstwo.
 
„Tezeusz” dostarcza mi na co dzień dużo radości. Żartuję nawet, że jestem uzależniona od tego portalu. Ale mam też swoje troski. Najważniejsze dotyczą spraw finansowych, czyli zapewnienia „Tezeuszowi” materialnej stabilności. Druga troska wynika z moich związanych z portalem ambicji, gdyż chciałabym, aby „Tezeusz” stał się jak najszybciej poważnym, liczącym się medium. I wreszcie trzecia troska, najbardziej osobista: jak poradzę sobie ze wszystkimi portalowymi, fundacyjnymi i domowymi obowiązkami?
 
„Tezeusz” jest autorskim portalem Andrzeja. To on wymyślił kiedyś „Tezeusza”, dziś jego teksty przyciągają największą liczbę czytelników i on ma największe doświadczenie w zakresie internetowego dziennikarstwa. Andrzej jest doświadczonym redaktorem, ale nie ma serca do mrówczej redakcyjnej pracy, do codziennego śledzenia wszystkich komentarzy, korespondencji, zmian w portalu. Woli pracę z własnymi tekstami. Dobrze, że godząc się co do ogólnej linii programowej „Tezeusza”, pod tym akurat względem różnimy się zdecydowanie.  Dzięki temu możemy się uzupełniać. Mam zresztą nadzieję, że w „Tezeuszu” pojawią się także inne osoby, które wniosą do portalu swoje talenty i umiejętności.
 

Andrzej Miszk, "Tezeusz" pomaga mi dojrzewać i służyć innym

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code