Cuda i pokusy

XXII Wieczór Biblijny w Kasince Małej

Podczas piątkowego Wieczoru Biblijnego zastanawialiśmy się nad następującym fragmentem Ewangelii:

Jezus udał się za Jezioro Galilejskie, czyli Tyberiadzkie. Szedł za Nim wielki tłum, bo widziano znaki, jakie czynił dla tych, którzy chorowali. Jezus wszedł na wzgórze i usiadł tam ze swoimi uczniami. A zbliżało się święto żydowskie, Pascha. Kiedy więc Jezus podniósł oczy i ujrzał, że liczne tłumy schodzą do Niego, rzekł do Filipa: Skąd kupimy chleba, aby oni się posilili? A mówił to wystawiając go na próbę. Wiedział bowiem, co miał czynić. Odpowiedział Mu Filip: Za dwieście denarów nie wystarczy chleba, aby każdy z nich mógł choć trochę otrzymać. Jeden z uczniów Jego, Andrzej, brat Szymona Piotra, rzekł do Niego: Jest tu jeden chłopiec, który ma pięć chlebów jęczmiennych i dwie ryby, lecz cóż to jest dla tak wielu? Jezus zatem rzekł: Każcie ludziom usiąść! A w miejscu tym było wiele trawy. Usiedli więc mężczyźni, a liczba ich dochodziła do pięciu tysięcy. Jezus więc wziął chleby i odmówiwszy dziękczynienie, rozdał siedzącym; podobnie uczynił z rybami, rozdając tyle, ile kto chciał. A gdy się nasycili, rzekł do uczniów: Zbierzcie pozostałe ułomki, aby nic nie zginęło. Zebrali więc, i ułomkami z pięciu chlebów jęczmiennych, które zostały po spożywających, napełnili dwanaście koszów. A kiedy ci ludzie spostrzegli, jaki cud uczynił Jezus, mówili: Ten prawdziwie jest prorokiem, który miał przyjść na świat. Gdy więc Jezus poznał, że mieli przyjść i porwać Go, aby Go obwołać królem, sam usunął się znów na górę. (J 6, 1 – 15)
 
Małgorzata: To bardzo piękny obraz Jezusa, który po gospodarsku interesuje się ludzkimi przyziemnymi sprawami. Czyni cuda wobec chorych, opowiada o wzniosłych duchowych zagadnieniach i zwyczajnie interesuje się, czy zgromadzeni ludzie będą mieli co jeść. I dalej bardzo mądrze kieruje apostołami nie decydując, co w tej sytuacji można zrobić, ale pytając, co zrobiliby apostołowie, jak chcą poradzić sobie z brakiem pożywienia. Oczywiście apostołowie podają rozwiązania, które są całkowicie nieadekwatne do zaistniałej trudności. Jezus mógłby powiedzieć od razu, że sam to załatwi albo: „Dajcie sobie spokój, bo to, co proponujecie, jest bez sensu”. Pozwala im jednak szukać własnych rozwiązań, a co więcej, gdy apostołowie rozwiązania znajdują w postaci chlebów i ryby, nie lekceważy tego, tylko jakby podejmuje ich działanie, włącza się i wzbogaca je, dokonując cudu rozmnożenia.
 
Podobnie bywa w dobrej pedagogice: dobry pedagog daje zadanie przewyższające trochę możliwości ucznia, a gdy uczeń dochodzi do ściany, gdy nie wie, co z tym zadaniem zrobić, wówczas ten pedagog mówi: „Brawo za wytrwałość, ale nie wziąłeś pod uwagę jeszcze tego czy tamtego”. Tutaj Jezus tak samo przypomina: „Świetnie, że staracie się, ale zapomnieliście, że jestem nie tylko człowiekiem, lecz także Synem Bożym”. Jest to przypomnienie dla każdego z nas, bo przecież często w swoim zabieganiu, w swoich staraniach zapominamy, że jest Bóg i jeżeli Bóg zechce, aby moja praca, moje wysiłki miały sens, to przyniosą one dobry skutek – tak, jak mówi Gamaliel w dzisiejszym pierwszym czytaniu, że jeżeli coś nie pochodzi od Boga, to rozpadnie się, a jeżeli pochodzi, to nie ulegnie zniszczeniu i przetrwa. Zapominamy, że Bóg może mieć nieznane nam plany, a zarazem możliwości inne niż nasze i często doprowadza człowieka pod ścianę, do granic ludzkich możliwości, aby człowiek zobaczył absurdalność swoich wysiłków i swoją niesamowystarczalność.
 
Ważne jest również zakończenie tej opowieści. Widząc, że Jezus czyni cuda, wysławiają Go i mówią: „Ten prawdziwie jest prorokiem, który miał przyjść na świat”. A Jezus odsuwa się, odchodzi, bo wie, że nie jest to jeszcze Jego czas. Jezus nie daje się zawłaszczyć tłumowi, nie robi tego, czego ci ludzie oczekują, ma swoją drogę, zna swoją drogę. To przypomina, że Bóg nie może być wykorzystywany, manipulowany dla zaspokajania czyichkolwiek potrzeb i oczekiwań. Ostatnie słowo należy zawsze do Boga.
 
Andrzej: Ta perykopa Ewangelii według św. Jana jest wielowątkowa i paradoksalna. Widać tu, że ludzie idą za Bogiem czy za wybitną postacią zwykle ze zróżnicowanych przyczyn. W tej opowieści tłum idzie za Jezusem, ponieważ czyni On znaki, czyli uzdrawia. Często idziemy za Bogiem, bo chcemy doczesnych rzeczy: być w formie, być zdrowi, mieć co jeść itd. Potrzeba najedzenia się jest podstawowa, najbardziej konieczna i ją Jezus chce zaspokoić. Widać pedagogię Jezusa, który doprowadza poprzez to, co zwyczajne, do głębszych pragnień. Mówiąc językiem Lévinasa, Jezus zaspokajał potrzeby fizjologiczne i bezpieczeństwa, gdyż chciał wyprowadzić ludzi w stronę pragnień Nieskończonego, pragnień Boga dla Niego samego.
 
Drugi wątek dotyczy pokusy mesjańskiej. Podobnie na pustyni Jezus był kuszony, aby przemienić kamienie w chleb, czyli jakimiś materialnymi dobrami, spektakularnym cudem zyskać popularność. Tutaj wszyscy widzą wielki cud, są nakarmieni i pozostaje dwanaście koszy ułomków – jakby Jezus chciał specjalnie zgromadzić te ułomki nie tylko, żeby chleb nie został zniszczony, ale żeby utrwalić w ludzkiej pamięci empiryczny ślad. Tutaj też Jezus sprzeciwił się złemu duchowi podobnie jak na pustyni, gdy odpowiedział mu: „Nie samym chlebem człowiek żyje”. Tym razem Jezus ucieka ludowi, który chce obwołać Go Mesjaszem, ponieważ wyobraża sobie Mesjasza jako tego, kto daje chleb i bezpieczeństwo, zaspokaja potrzeby. Jezus relatywizuje te potrzeby, mówiąc niejako ludowi: „Nawet jeżeli uczyniłem cud, nasyciłem was, to nie z tego powodu chcę być waszym Mesjaszem czy prorokiem. To nie jest ten powód, dla którego chciałbym, abyście mnie kochali”. Z jednej strony widzimy troskę o potrzeby cielesne, o zdrowie, o nasycenie, widzimy  wejście w przedsiębiorczość ludzi, rozwiązanie problemu przy pomocy cudu, a z drugiej strony jest bardzo wyraźna relatywizacja: „To nie jest istota bycia człowiekiem. Nie z tego powodu chcę, abyście uczynili mnie królem. Królestwo moje nie jest z tego świata”.
 
Rozmnożenie chleba jest prefiguracją Eucharystii. To jest podprowadzanie pod Eucharystię, gdzie ostatecznie chlebem, pokarmem na wieczność staje się sam Bóg. Chleb okazuje się tutaj darem symbolizującym, że dla Boga nie ma nic niemożliwego. Wielka rzesza ludzi zostaje nasycona jakby z niczego. Ta creatio ex nihilo jest jakby symbolicznym ponowieniem kreacji świata i przypomina, że wszystko jest darem. Rozmnożenie chleba, nasycenie ciał jest niesłychanie łatwe dla Boga. Bóg mógłby ludzi całkowicie nasycić, gdyby tylko chciał, ale chce również, aby mieli w tych staraniach swój udział.
 
Przyznam, że jako współczesny człowiek zostałem przeorany przez naukową empirię. Słyszałem o uzdrowieniach, nawróceniach, sam przeżywałem duchowe cuda, ale nie byłem nigdy wprost świadkiem namacalnego materialnego cudu. Wierzę, że tak mogło być, ale do mnie ten rodzaj cudów przemawia mniej. Nie chciałbym, aby w XXI wieku Bóg tak do nas przemawiał i tak nas zachęcał. Wydawałoby mi się to nieco komercyjne ze strony Boga, jakby Bóg chciał nas podkupić.
 
Tu widziałbym dwie pokusy, które warto sobie uświadomić. Pierwsza to obwoływanie tego, kto daje nam chleb, Bogiem czy Mesjaszem. To może iść w dwie strony. Z jednej strony jest fala ubóstwienia idoli, celebrities, wielkich ludzi, polityków, którzy dają pracę, są sławni, ważni. Bardzo chętnie czynimy z ludzi wręcz bogów. Mamy w sobie pragnienie absolutyzacji i absolutyzujemy stworzone rzeczy. Druga pokusa polega na tym, aby pomniejszać samego Boga, religię do naszych skończonych potrzeb: żeby religia i Bóg były źródłem mojego zdrowia, dobrego samopoczucia, bezpieczeństwa materialnego, a jeżeli Bóg mi tego wszystkiego nie załatwi, to ja się na tego Boga obrażę.
 
Chciałbym się modlić, abyśmy dostrzegali – być może w zmienionej scenerii cuda Boże, które zawsze mają miejsce tam, gdzie nagle objawia się miłość zamiast nienawiści, wiara zamiast nieufności, solidarność i współczucie zamiast egoizmu; abyśmy nie redukowali Boga tylko do skończonych fenomenów, które mogłyby spełniać nasze doczesne potrzeby.  

Wieczory Biblijne w Kasince Małej

Moje blogi na video w YouTube  


 

Komentarz

  1. Kazimierz

    mały błędzik

    Andrzeju piszesz
     
    Przyznam, że jako współczesny człowiek zostałem przeorany przez naukową empirię. Słyszałem o uzdrowieniach, nawróceniach, sam przeżywałem duchowe cuda, ale nie byłem nigdy wprost świadkiem namacalnego materialnego cudu. Wierzę, że tak mogło być, ale do mnie ten rodzaj cudów przemawia mniej. Nie chciałbym, aby w XIX wieku Bóg tak do nas przemawiał i tak nas zachęcał. Wydawałoby mi się to nieco komercyjne ze strony Boga, jakby Bóg chciał nas podkupić.
     
    Ale chyba chodziło ci o XXIw?
     
    Tak, to piękny fragment, ciekawe dla mnie zawsze jest to, że Jezus oferuje uzdrowienie, które jest ekscytujące dla tłumów i są gotowi ponieść niedogodności związane z pójściem za Mistrzem.
    Ale za Dawidem można rzec – kielich mój przelewa się i Pan daje im jeszcze jedzenie, którego się nie spodziewali. Tak Bóg też działa w naszym życiu, że w nieoczekiwany sposób potrafi zaspokoić nasze potrzeby te fizyczne.
    Znacznie ważniejsze są te potrzeby natury duchowej, chociaż można wątpić, ile z tych osób  ostatecznie "poszła" za Jezusem. W ostateczności myślę, że pierwsze kazanie Piotra po wniebowzięciu Pana pokazało, ile z tych osób miało w sercu ziarno Słowa Bożego ( a wierzę, że tam się te osoby również znalazły), które zaowocowało nawóceniem i doświadczeniem napełnieniem Duchem Świętym.

    Tłum zachował się w szaleńczy sposób, jak można łatwo manipulować tłumem, kiedy coś ma się do zaoferowania za darmo, ale Jezus tego nie zrobił, zaspokoił ich potrzeby, ale chwały nie przyjął. Jest to lekcja dla nas, że gdy Bóg się nami posługuje, zawsze chwała należy do Niego!

    Pozdrawiam Kazik J

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code