Co widzi Maria? Co widzi Judasz?

 
 
Rozważanie na Wielki Poniedziałek
 
 
Włączmy sobie tę piękną pieśń I spróbujmy zaśpiewać z kobietą rozkochaną w Panu – Ty jesteś Panem, Ty jesteś życiem, należę do Ciebie Panie, jesteś moja miłością.
  


Być może wówczas, dwa tysiące lat temu w sercu Marii, siostry Łazarza, podobna pieśń chwały rozbrzmiewała, kiedy to funt czystej, bardzo drogiej maści nardowej użyła do namaszczenia nóg Pana, swymi włosami zaś je wycierała. Jakaż piękna woń uniosła się w powietrzu, jak cudnie było w tak wspaniałym pokoju, cóż za niesamowite przeżycie. Król i Pan, ten namaszczony przez Boga –  Syn Boży – Iz. 61. 1 – „…namaścił mnie, abym zwiastował ubogim dobrą nowinę…, opatrzył serca skruszone…., jeńcom wyzwolenie…., ślepym przejrzenie…” Ona to rozumiała i doświadczała, być może w tym momencie przypomniała sobie, jak Pan Odwieczny przyszedł i zwrócił im brata, mimo tego, że czyhali na Niego, mimo tego, że Żydzi chcieli Go zabić, On przyszedł do swoich przyjaciół i zwrócił im Łazarza.

Miłość ta wyraziła się również wówczas, kiedy to Pan po zmartwychwstaniu objawił jej się, a ona mogła cieszyć się wraz z innymi Jego Łaską.  Czy wówczas, wiedziała, że właśnie ona namaściła Pana i Króla na śmierć? Że właśnie ona w proroczy sposób przewidziała, że jej Pan będzie wydany i stracony, ale też, że jest odwiecznym Królem?

Nie widział tego Judasz, on widział stracony zysk, który mógł przecież zamienić na własną korzyść. Och, jak bardzo często korzeniem zła jest miłość do pieniędzy. On widzi tylko to, co ziemskie, co cielesne, nie widzi tego, co wieczne, tego, co wzniosłe i tego, co niesie przesłanie przez wieki, aż do dzisiejszych czasów. Wszak o tej kobiecie i dziś mówimy, kiedy czytamy w Ewangelii Marka, Pan to powiedział i tak się dzieje – „Zaprawdę, powiadam wam: Gdziekolwiek na całym świecie będzie zwiastowana ewangelia, będą opowiadać na jej pamiątkę o tym, co uczyniła”.

Wymówką Judasza byli ubodzy. Cóż, możemy i dziś powiedzieć za Jezusem: tak ich mamy zawsze pośród siebie, ludzi, którzy z różnych względów borykają się z egzystencjalnymi problemami, ale zdaje się, że w różnych okresach czasu każdy się z nimi zmaga, jedni uczą się i idą naprzód, inni nie radzą sobie przez całe życie. Jednym wstyd korzystać z pomocy państwa, inni „wiszą” na niej przez całe swoje życie, a i również ich dzieci.  

Tak jest i tak mówił Pan, lecz Jego na ziemi w postaci ludzkiego ciała mieliśmy tylko przez chwilkę, tylko przez moment i łatwo było to przeoczyć.

Jak często my nie spostrzegamy działania Pana? Jak często można słyszeć, że kiedy Pan uwalnia, uzdrawia, zmienia, ludzie często bardzo szybko zapominają o tym i sobie przypinają ordery. Jakże często mówimy: los mi sprzyjał, mam dobrą passę, to dlatego, że jestem mądry, mam układy. Nie zauważamy, że Pan w swojej mocy i Łasce błogosławi naszemu życiu. Podobnie kiedy zmagamy się z trudnościami, mówmy: mam pecha, nic mi nie wychodzi, jestem nieudacznikiem. Albo też uważamy, że inni mają jakieś układy lub też kradną, bo im się powodzi. Nie chcemy patrzeć w ten sposób, że może Pan chce nas czegoś nauczyć poprzez doświadczenia. W księdze Ozeasza czytamy – „On nas rozszarpał, On nas też uleczy, zranił i opatrzy nasze rany…” Oz. 6.1b.

Judasz, nie chciał się niczego nauczyć, dla niego było „teraz i tutaj” oraz „ile mogę z tego mieć”. Funt oleju (maści nardowej) to ok. 328 gram, 300 denarów, roczna pensja ówczesnego robotnika, dziś ocenilibyśmy to na ok. 25 tyś. zł. Ludzie przyziemni, cieleśni nie potrafią wznieść się ponad swoje ograniczenia i wszystko przeliczają, sumują, uważają za stratę. Judasz nie rozumiał Pana, on miał interes w chodzeniu z uczniami.

Niechybnie powstaje pytanie, dlaczego ja uważam się za chrześcijanina, za katolika, protestanta, prawosławnego – bo tak wypada, bo mam z tego jakiś zysk, bo gdybym nie był nim, inni mówiliby źle o mnie. Może straciłbym stanowisko, może rodzina by mnie odepchnęła, może tak na wszelki wypadek?

 Może, ale czy moje przywiązanie do Kościoła nie jest Judaszowe? Może gdyby nasiliły się prześladowania chrześcijan, jak to widzimy w Chinach czy innych częściach świata, gdzie setkami umierają ludzie, którzy jak Maria mają głęboko w sercu miłość do Pana, gdzież byśmy byli? Może gdyby nagle bycie chrześcijaninem przestało być cool, ze wstydem odwrócilibyśmy się od Pana? Czy głęboko w naszych sercach Duch Święty rozlał swoją miłość do Pana, czy Go o to poprosiliśmy (Rz. 5,5)?

Być może wołalibyśmy „…groza dokoła …, wszyscy moi przyjaciele czyhają na mój upadek…” Jer. 20,10-11, Tak Pan czuł się, kiedy przekazywał tam, w tej małej izdebce niedaleko miejsca, w którym za 6 dni miał być osądzony i zabity –  tę prawdę, prawdę o Jego misji. Nie wierzyli Mu, to było za trudne, to było nieprawdopodobne, mimo tego żegnali się z Nim, a On czuł ich wsparcie.

Tak bardzo potrzebujemy wsparcia w trudnych dla siebie momentach naszego życia, kiedy do naszego domu zajrzy choroba, śmierć, niedostatek. Tak bardzo potrzebujemy troski i zachęty, często nawet chociaż obecności kogoś przychylnego. Ta wieczerza z przyjaciółmi nie była ostatnia. Wieczerza, w której oddał Siebie samego, miała dopiero nastąpić. Chociaż zapewne już wówczas Panu w uszach brzmiały słowa, które miał wypowiedzieć – „oto ciało moje, oto krew moja, która za was…..”. Za nas, pamiętać nam trzeba, że Pan robił to wszystko za każdego z nas. Przeżywając ostanie dni swego życia, widział ciebie i mnie, i nasz grzech, naszą brzydotę, nasze nieposłuszeństwo i bunt.

Jednak Jego miłość prowadziła Go na pogardę, na odrzucenie, na wyśmiewanie, na spotwarzanie, na śmierć okrutną, męczeńską – za ciebie i za mnie.

„Albowiem tak Bóg umiłował świat, że dał Syna swego jednorodzonego, aby każdy (ja i ty) kto weń wierzy nie zginął, ale miał życie wieczne.

Kochani, obejrzyjmy jeszcze ten krótki film i niech nas Pan błogosławi, i otworzy nasze serca na Jego miłość.

 

marie.jpg

Rekolekcje Wielkopostne 2010

 

 

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code