Co porusza mnie w tym Adwencie?

W tym roku mój Adwent jest jakoś szczególny. Nie przez jakieś nadzwyczajności i nie wiem jakie wydarzenia. Może szczególny właśnie przez swoją prostotę. Dzięki Rekolekcjom Adwentowym na Tezeuszu mogę się jeszcze lepiej wsłuchać w Słowo, które Bóg codziennie kieruje do nas. I uderza mnie właściwie ciągle to samo: żywotność i adekwatność słowa. Rozważam coś po raz kolejny, a jednak doświadczam zupełnie nowego światła, zrozumienia. Pamiętam, że jednego roku wszystko w Adwencie układało się pod kątem nadziei. To był mój motyw przewodni. Nie oznacza to, że samo sobie go wybrałem. Po prostu, Bóg dostosował się do mojej aktualnej sytuacji, etapu życia, na którym byłem. W tym roku dotyka mnie szczególnie zmaganie Boga o to, żeby człowiek Go w końcu rozpoznał, i to nie w jakiś abstrakcyjny sposób, ale w konkretnej rzeczywistości. Sam pytam się, dlaczego te drogi ludzkie tak często się rozmijają? Dlaczego nawet jeśli człowiek wierzy, kreuje sobie jakieś fałszywe czy wykoślawione obrazy Boga? Dlaczego projektuje na Niego swoje własne wizje? Dlaczego próbuje Bogu dyktować, jak On powinien być obecny w świecie, życiu, wydarzeniach? Dlaczego Bóg pokorny nie jest przez człowieka rozpoznawany i uznawany? Kiedy popatrzę na swoje życie, to te pytanie wcale nie są dla mnie czymś odległym. Może dlatego tak bardzo nurtują i trafiają w tym Adwencie? Jakże trudno mi wciąż przyjąć Boga pełnego pokory, pełnego paradoksów, Boga, którego chciałoby się jakoś objąć, wyjaśnić, wytłumaczyć, zawrzeć w pojęciu, a jednak to tylko marny trud i płonne próby. Chciałoby się mieć kontrolę także nad sposobami objawiania się Boga, tyle że wtedy to nie byłby już żaden Bóg. A Bóg ciągle zaskakuje, nawet więcej, wierność Bogu okazuje się częściej zakwestionowaniem własnych wizji, oczekiwań, życzeń. Bóg, którego odkrywam, częściej kwestionuje niż "przyklepuje". I chyba dobrze, bo jeśli mi sie wydaje, że już coś o Nim wiem, to pewnie oznacza, że próbuję stanąć w miejscu, rozsiąść się na dobre, poczuć zadowolenie. Bóg Jezusa Chrystusa dlatego uwalnia i wyprowadza na głębsze wody, bo nie "przyklepuje", nie "przytakuje" Odkąd rozpoczął się Adwent zacząłem też pisanie pracy magisterskiej. Idzie różnie, ale zasadniczo to pasjonująca praca. Człowiek wprowadzany jest w swoisty proces myślowy, ciągle coś się kojarzy, pogłębia, wyjaśnia, przypomina. Rzadko zdarzają się jakieś eureki, ale co rusz pojawiają się nowe światła. Wiele w tej pracy zależy także od dyscypliny, zmęczenia, wypoczynku. Ale też uruchamia się nagle wszystko to, co się dotąd przeczytało, doświadczyło. To gdzieś ciągle pracuje na głębiach. Pisać muszę pośrodku różnych innych obowiązków, wykładów. I to też jest ciekawe. Nie mam komfortowych warunków, uwaga rozprasza się na różne sprawy, ale chyba dzisiaj trudno, żeby było inaczej. Coraz łatwiej jednak uczę się podzielności uwagi, zwłaszcza na wykładach. Nigdy wcześniej nie potrafiłem słuchać jakby "na dwa fronty". I jeszcze jedno. Przygotowuję się wciąż do święceń kapłańskich. Na razie duchowo i intelektualnie. I ostatnio coraz częściej rodzi się we mnie prawdziwie duchowa radość z tego, że mogę przepowiadać i głosić Boże Słowo, radość z tego, że mogę być taką tubą, piórem, głosem dla Boga. Mniejsza o to, czy to słowo przynosi jakiś owoc, oddźwięk. Po prostu sam ten akt jest źródłem radości. Trzeba je wciąż nasłuchiwać, rozważać. To prawda. Ale oprócz tego Duch Boży daje jakieś szczególne światło. To Słowo wciąż coś znaczy, chociaż trudno do nas dociera. Ostatnio, będąc w kinie, dowiedziałem się, np. że to już nie człowiek potrzebuje miłości, lecz jego skóra. Miłość może tak wiele znaczyć. I chodzi tu tylko o jedno słowo. A ileż takich słów jest? Jak człowiek nafaszeruje się takimi reklamami, to rzeczywiście Słowo Boga wpada w jedno ucho, a drugim wypada. W każdym bądź razie, to wielka łaska i dar móc głosić Słowo Boga. Może to naturalny etap, przygotowujący głębiej do święceń?

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code