Bycie Sobą pośród Kosmosu

Normal
0

21

false
false
false

PL
X-NONE
X-NONE

/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:”Table Normal”;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-priority:99;
mso-style-parent:””;
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin-top:0cm;
mso-para-margin-right:0cm;
mso-para-margin-bottom:10.0pt;
mso-para-margin-left:0cm;
line-height:115%;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:11.0pt;
font-family:”Calibri”,”sans-serif”;
mso-ascii-font-family:Calibri;
mso-ascii-theme-font:minor-latin;
mso-hansi-font-family:Calibri;
mso-hansi-theme-font:minor-latin;
mso-bidi-font-family:”Times New Roman”;
mso-bidi-theme-font:minor-bidi;
mso-fareast-language:EN-US;}

Bycie Sobą pośród Kosmosu

 

„Co ci mówi sumienie? Powinieneś stać się tym, kim jesteś.”

 

/Friedrich Nietzsche/

 

Adwent to czas oczekiwania na Boskie okamgnienie – epifanię, którą w materii człowieka stał się Chrystus. Nadciąga Ten, który dał ludzkości Boskie Światło i na powrót pozwolił wypełniać się człowiekowi w swojej istocie; Adwent to czas oczekiwania na światło, dzięki któremu człowiek – oddzielony od swej istoty przez grzech pierworodny – mógł znów stać się Sobą pośród bez-miejsca Natury, w której wnętrze po Rebelii Szatana – wraz z Nim – upadł.  Dzięki światłu, które nadciąga, światłu nieskazitelnemu jak Matka Boska Orantka – materia w odwróconej perspektywie ikon-okamgnień, na powrót została przesycona światłem. Między Naturą jako bez-miejscem i człowiekiem jako miejscem-okamgnieniem Boga, którym na powrót stał się dzięki narodzeniu Bogoczłowieka, wytworzyła się jeszcze głębsza więź.

Jeśli człowiek doświadcza przyrody jako bez-miejsca (ou-topos), czyli nieogarniętej Całości, to wydobywa z niej miejsce (topos) jako pewien punkt, gdzie kumuluje się Moc, potwierdzająca jego samego i Całość. Chodzi nam tutaj prawdopodobnie o Moc w nietzscheańskim jej znaczeniu jako Wola Mocy. Czym jest ta wola? Jest wolą samej siebie jako mocy – myślał Nietzsche. Wola nie jest tutaj psychologicznym czynikiem regulatywnym, odpowiedzialnym za teleologiczną motywację, tylko ontycznym aspektem dążenia bytów do transgresji. Czasem wzrastaniu może towarzyszyć samoograniczenie pewnych czynników względem innych, niemniej w takim wyrzeczeniu zawsze chodzi o ostateczną afirmację i rozkwit życia, zatem o epifanię Mocy. Czym jednak jest ta Moc? Jest wolą, która jako moc dokonuje samopotwierdzenia – odpowiadał Nietzsche. Jest odciśnięciem śladu w spiżowej bryle życia, atrybutem bytu jako Całości, a także każdego owej całości okamgnienia (augenblick). Egzystencja zostawia ślad. Im głębszy – tym większy stanowi przejaw Woli Mocy. Im głębszy ślad pozostawia człowiek jako miejsce swojego zamieszkiwania pośród Natury, tym większą Moc skupił w jego punkcie. Głębia śladu jest przeciwieństwem jego rozległości; Im głębszy ślad, tym zarazem mniejszy i słabiej odcinający się od Natury. Wola Mocy nie jest bowiem wolą subiektywną, a bynajmniej osobistym „chceniem” większej Mocy; energia witalna wobec Mocy jako ontycznej zasady konstytuującej byty jest wtórna. Miarą Mocy – parafrazując nietzscheańską koncepcję pod kątem jej reinterpretacji przez Heideggera – jest bycie bytu takim, jakim już jest, a w kontekście ludzkiego jestestwa: Zdecydowanie na bycie sobą.

Tutaj również nie mamy do czynienia z czynnikiem psychologicznym, choć niewątpliwie to właśnie zrozumienie i myślenie Siebie pozwala podjąć decyzję otwarcia na dany sobie Los, co w sferze emocjonalnej owocuje postawą Amor Fati. W tym przypadku Amor ma wydźwięk uniwersalny, synonimiczny Woli. Miłość jest odpowiedzią człowieka na dany mu dar bycia. Fati – jest modusem Mocy. Otwarcie na Moc jest wysłuchaniem jej zewu jako woli-wobec-nas. Moc jest w woli Kosmosu (albo po prostu heideggerowskiego Bycia) darem (…), który udziela się w egzystencji człowieka jako jego bycie. Życie – jest darem. Odzew na Wolę Mocy, która obdarza człowieka mocą rozumianą jako jego własne bycie to właśnie Amor Fati; są to wzajemnie zwrotne modyfikacje. Amor Fati dopełnia bycie wdziecznym. Jako ślad tej wdzięczności, czyli miejsce (topos), punkt zamieszkiwania stanowi transfer Mocy, gdzie dochodzi do swoistej wymiany udzielajacego się człowiekowi daru bycia (zew za strony świata) i miłosnej wdzięczności (odzew). Wdzięczność w decyzji na dar bycia sobą odzwierciedla się poprzez poetyckie zamieszkiwanie bez-miejsca Natury i takie wydobywanie (poiesis) z niej przez miejsce (rozumiane również jako punkt czerpania energii; np. wody ze źródła, zachwycającego widoku, uprawy) Mocy, które można scharakteryzować za pomocą pojęcia harmonii. Im większa efektywność przepływu Mocy, tym mniejszej ilości narzędzi wymaga i tym większe zdecydowanie na bycie-sobą przy tym właśnie miejscu. Harmonos idzie w parze z polemos. Granice wytyczane przez polemikę z żywiołami w bez-miejscu jako miejsce wzrastającej harmonii, gdzie człowiek czuje się dobrze i naturalnie, nigdy nie powinny stanowić bariery odcinającej człowieka od Natury. Całkowita izolacja i brak otwartości na kontekst oznacza, że miejsce zostało źle ulokowane. Skutkuje to zapadaniem się odciętej od udzielającego się bycia egzystencji, przez co – pozbawiona Mocy decyzji na bycie sobą – traci tożsamość bycia sobą (tożsamość ipse).  

Wedle odległej nietzscheańskim intuicjom tradycji ortodoksyjnej miejscem gromadzącym kosmiczną energię jest Omphalos – świątynia. Unikając hierarchizacji miejsc w kontekscie ich znaczenia względem dostępu do sfery Sacrum, porównamy Omphalos do topos w ogóle, a konkretnie – do punktu zbiorczego Mocy, którym w ostateczności pozostaje pojedynczy byt zamieszkujący Kosmos. Autokefaliczna (multicentryczna) struktura Prawosławia przyjmuje mnogość centrów wszechświata, których porządek przypomina bardziej układ holarchiczny (zawierania się bytów w sobie) niż hierarchiczny (podporządkowywania bytów innym bytom). Cerkiew wydobywa z bez-miejsca widzialny dla człowieka fenomen relacji między materialną Ziemią i nieokreślonym Uniwersum gwiazd. Szpiczasty szczyt dachu wbijający się w niebo zbiera w sobie energię Kosmosu, którą następnie gromadzi w półokrągłych podstawach, korespondujących z dolną częścią świątyni. Pankosmiczny Bogoczłowiek – Chrystus Pantokrator zbawia w ten sposób fundament, na którym stoi świątynia, a mianowicie materialną Ziemię. Omphalos stanowi punkt celebracji relacji pomiędzy Mocą mistyczną i materią, gdzie wierni spotykają się, aby w trakcie liturgii odzwierciedlić cykl zbawionej przyrody; kapłan obchodzi wokół ołtarz (altar-ara) skierowany w stronę wschodu wieszczącego narodziny mistycznego światła – Słońca, dającego życie. Ołtarz oddzielony jest od tylnej części cerkwi kumulującej mistyczną Moc ikonostasem. Ów hierarchicznie uporządkowany element świątyni, zawierający w sobie ikony, stanowi wraz z nimi najistotniejszy symbol, a zarazem epifanię Boskiego Aktu. Hierarchia ikonostasu odsłania porządek holarchiczny, stanowiący sedno ikony; Ikonostas, będący przesłoną Nieba – Boskiej Światłości zbyt jasnej dla ograniczonego ludzkiego oka – będąc granicą pomiędzy człowiekiem i Bogiem, zarazem przestaje być barierą, ponieważ stanowi strukturę ikon – centrycznych punktów, przez które Bóg spogląda przez wzrok w Mandylionie czy Hodegetrii wprost na uczestnika liturgii. Hierarchiczno-holarchiczny ikonostas zawiera w sobie pozostające w autokefalicznej autonomii ikony. Każda z nich, niczym jedno-z-pośród, a zarazem jedyne oko Tamtego Świata, zawiera holarchicznie układ gestów i odwróconą perspektywę naturalną, odsyłającą poprzez wzrok wprost do obecności Boga w jego epifanii na miarę człowieka.

Moc udziela się poprzez ikonę, będącą „oknem na Tamten Świat” na sposób, który Heidegger być może przyrównałby do sentencji „phisis kriptesthai filei”, tłumaczone przezeń jako „wschodzeniu darzy się zajście”, co oznacza nie tylko cykliczną naprzeciw-sobność wschodu i zachodu słońca, ale przede wszystkim naturę fenomenu, który może objawić się człowiekowi tylko wówczas, kiedy zarazem siebie w jakiś sposób ukrywa. To ukrywanie się, podobne łagodnemu, pozostającemu wręcz w półmroku światłu ikony, której spojrzenie przypomina Boskie okamgnienie (augenblick), przyzywające zarazem spojrzenie-okamgnienie wiernego, jest takim uobecnieniem Mocy, gdzie na wskutek zachodzenia samej relacji uobecniania-komuś, zostaje zachowana granica, ale zarazem unicestwiona wprowadzająca dychotomię bariera pomiędzy nieskończenie wobec Kosmosu małym, ludzkim indywiduum, a ogromem Całości. Światłocień oznacza doskonałe wypośrodkowanie. Na myśl przychodzi tutaj arystotelesowska zasada złotego środka – i choćby wydawała się ona w czasach ekscesu banałem, to jest banałem bardzo mądrym i prawdziwym. W „środku” światłocienia zostaje zniwelowana bariera pomiędzy zredukowaną w euklidesowej geometrii znikomością punktu (topos), zanurzonego zawsze w jakimś cieniu wobec źródła światłości, a ekstrapolacją wyobrażeń o czasoprzestrzennej nieskończoności źródła. Indywiduum przestaje tutaj utożsamiać transcendencję z uwolnieniem się z własnej znikomości w kierunku uwznioślonej, a niedostępnej z jego perspektywy mistycznej substancji. Po pierwsze bowiem zawieszeniu ulega niedostatek samego-siebie jako punktu nic nie znaczącego w przestrzeni i w czasie. Po drugie – Kosmos z całym jego Ogromem przestaje być niedostępny. Podobnie światło i ciemność zostają zrelatywizowane do perspektywy oka, holarchiczność zawierania się bytów w sobie – cząstek subatomowych w cząsteczkach chemicznych, tworzących z kolei komórki zorganizowane w tkanki i bardziej złożone organizmy rzucone w strukturę współzależności zachodzących w Naturze etc. –  relatywizuje przestrzeń, a czas – po odrzuceniu jego zredukowanej, linearnej interpretacji – pozostaje względny wobec lawirującego pomiędzy skończonością i wiecznością bytu. Ikona jest z założenia ahistoryczna; światłocień ikony jest owym Tu-i-teraz pomiędzy (inter) metaforycznym mrokiem przeszłości i światłem nadciągającego wschodu słońca, perspektywą absolutnej teraźniejszości, którą niemiecki filozof Karl Heinz Bohrer (ur. 1932) myślał jako fundamentalną dla możliwości ukonstytuowania się jakiejkolwiek podmiotowości. Owo między-bycie (inter-esse) to właśnie jedyna możliwość bycia: Zdecydowanie na bycie sobą. Jaka relację otwiera zdecydowanie na bycie-sobą?

Skoro posłużyliśmy się ikoniczną alegorią, samą odwróconą perspektywę można odwrócić jeszcze raz i dokonać transpozycji stosunku Kosmosu do ikony na układu indywiduum – Całość. Otóż bycie-sobą decyduje o otwartości na teraźniejszość – jakkolwiek nieuchwytną. Bycie w zgodzie z Tu-i-teraz polega na czasowym między-byciu (inter-esse), ponieważ alienacja continuum, czyli wyabstrahowanie momentu „teraz” jako odrębnego od przeszłości (byłości) i przyszłości prowadzi do jego zamknięcia, wskutek czego indywiduum zawiesza zgodę na bycie sobą w swoim upływającym czasie. Między-bycie w aspekcie czasowym jest nierozdzielne z przestrzennym; w końcu to rzeczy przemijają. Zakłada ono niejako bycie sobą pomiędzy alegorycznym światłem-światem nieskończonego czasu i przestrzeni, i ich jednostkowym, zredukowanym w ujemnej skali indywiduum-cieniem. Pozostaje światłocień, czyli – parafrazując znaczenie ikony jako epifanii – fenomen. W znaczeniu kantowskim fenomen odsyła do niepoznawalnej rzeczy samej w sobie (noumenu). Po dokonaniu redukcji błędu logicznej ekstrapolacji w „zaświaty” substancji-noumenu, fenomen anonsuje już tylko Bycie (Sein), za każdym razem i z osobna wypełniające się całkowicie w indywiduum (Da-sein). Każdy fenomen-indywiduum jest jak Omphalos – kosmiczne Centrum, które holarchicznie zawiera w sobie pozostałe centra, a będąc rówież w nich zawierane – tworzy niezależny wszechświat. Bycie Sobą to bycie okamgnieniem Kosmosu, a zarazem Kosmosem jako okamgnieniem.

Adwent to czas świętej ciemności Natury, której nie przesyciło jeszcze Światło. Czas, w którym człowiek w cieniu swej myśli i przed rozbłyskiem oświecenia ma czas przemyśleć, czym dla niego i jego relacji z Kosmosem będzie powtórzenie-przypomnienie Narodzin Światła.

http://www.youtube.com/watch?v=zfOg13qMVqw

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code