Być sprawiedliwym

 IV Niedziela Adwentu

Iz 7,10-14 Ps 24 Rz 1,1-7 Mt 1,18-24

Z narodzeniem Jezusa Chrystusa było tak.

Po zaślubinach Matki Jego, Maryi, z Józefem, wpierw nim zamieszkali razem, znalazła się brzemienna za sprawą Ducha Świętego. Mąż Jej, Józef, który był człowiekiem prawym i nie chciał narazić Jej na zniesławienie, zamierzał oddalić Ją potajemnie.

Gdy powziął tę myśl, oto anioł Pański ukazał mu się we śnie i rzekł: ”Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło. Porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus, On bowiem zbawi swój lud od jego grzechów”.

MT 1, 18nn

 

Nie jeden czytający dzisiejszą ewangelię, mógłby pomyśleć, że jej redaktorowi „coś się lekko pomieszało”. Ot tak, jakieś wyrazy, zdania czy akapity się poprzesuwały. W sumie nam dość często takie chochliki zdarzają się na komputerowej klawiaturze. Ewangelista zaczyna swoją opowieść od słów: „z narodzeniem Jezusa było tak…” I tutaj wszyscy się nastrajamy jak mógł wyglądać ten nagły poród w betlejemskiej szopie, aż tu nagle słyszymy opowieść o Józefie i jego dylematach. Mało tego, nie dość, że autor zaczyna opowiadać „nie na temat”, to jeszcze opowieść ta mogłaby wydawać się mało istotną w świetle Bożonarodzeniowej historii. Czy jest jednak tak w rzeczywistości?

Myślę, że Ewangelista chce nas wyrwać z powierzchownego i jednopłaszczyznowego spojrzenia na świat. Pokazuje nam, bowiem nie tylko kontekst narodzenia Chrystusa, ale przypomina nam, że w kwestii przyjścia Mesjasza, nie ma rzeczy nieważnych. A nawet trzeba podkreślić, że często jest najważniejsze to, co na pierwszy rzut oka zdaje się być niedostrzegalne.

Taką niemal niezauważalną postacią na kartach Ewangelii niewątpliwie jest Józef. Mamy prawo się domyślać, że był on młodym, zdolnym, pełnym energii mężczyzną. Pewnie miał wiele pomysłów i planów na własne życie rodzinne.  Spotyka go jednak sytuacja mocno niecodzienna. Jego małżonka staje się brzemienna nie za jego sprawą. A jedynym dowodem jej niewinności mają być słowa anioła, który ukazuje się mu we śnie.  Możemy się domyślać ileż to niepewności i smutku musiało być w sercu Józefa. Jednak niemal wbrew logice zaufał on do końca aniołowi. Dlaczego?

Kim był ów młodzieniec pełen Bożej ufności? W rzeczywistość nie wiele o nim wiemy. Ewangeliści nie zapisują żadnego słowa, przez niego wypowiedzianego. Dowiadujemy się jednak, że był on człowiekiem prawym. Myślę, że owa „prawość” Józefa jest kluczem do zrozumienia jego pełnego zaufania Bogu.

„Prawości” Józefa nie powinniśmy jednak rozpatrywać w formie jakiejś idealności, czy bezgrzeszności. Józef wszak nie był niepokalanie poczęty! Myślę, że paradoksalnie owa „prawość” była przede wszystkim owocem spojrzenia w prawdzie na siebie samego i odkryciem własnej „grzeszności”. Bo tylko człowiek świadomy swojej słabości i grzechu, może widzieć jak bardzo potrzebny jest światu Jezus, który wedle zapowiedzi anioła miał przyjść „by zbawić swój lud od grzechów”.

Być może czasami mamy pokusę moralizatorskiego ukazywania grzechów „innych”. Udowadniając, że to ze względu na tych obłudnych „innych”, Bóg musiał przyjść na świat, aby umierać na krzyżu. Może zdarzyć się nawet nieuświadomiona pokusa głoszenia Dobrej Nowiny o wiecznym potępieniu grzeszników i wsadzeniu do czeluści piekielnych wszystkich, których nie lubmy i z którymi się nie zgadzamy. Ale wówczas nie będziemy widzieli potrzeby przyjścia Chrystusa do nas samych i zwyczajnie się z nim rozminiemy.  To już nie będzie nasz Chrystus, a my nie będziemy Jego ludem. Bo nie będziemy widzieli potrzeby „wybawienia nas od grzechów”.

Dla tego uczmy się od Józefa postawy stawania w prawdzie. Bowiem dopiero wtedy będziemy mogli całkowicie zaufać Bogu i przyjąć do swojego życia Mesjasza. Wówczas poprzez świadomość grzechu i słabości dostrzeżemy potrzebę przyjścia do nas Jezusa dla „zbawienia nas od grzechu”.

Z perspektywy przyjścia Boga na świat, nasze zaufanie nie jest czymś drugorzędnym, czy małoznaczącym. Gdyż z „narodzeniem Jezusa Chrystusa będzie tak” -jak z naszym do niego zaufaniem. Możemy stać blisko Betlejemskiej Szopki. Możemy podziwiać, że Mesjasz się rodzi. I nawet można mieć w świadomości, że musi On umrzeć za nieprawości wszystkich złych grzeszników. Istotą jest jednak, aby zobaczyć, że On musi umrzeć za „mój” grzech, gdyż dopiero wówczas będziemy mogli przyjąć narodzonego Boga dla zbawienia „grzechów Izraela” –także mojego

I tak na zakończenie, myślę sobie, że może i dobrze, iż Ewangeliści nie notują żadnego słowa Józefa i tę tak ważną postać stawiająca nie dość wyeksponowanym miejscu. Bo teraz łatwiej nam się jest z nim identyfikować, pamiętając, że również nasze postawy i decyzje są kluczowe dla przyjścia Jezusa na świat.

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code