Bóg szukający człowieka

Tym razem podczas Wieczoru Biblijnego skupiliśmy się na następującym tekście:

Zbliżali się do Jezusa wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać. Na to szemrali faryzeusze i uczeni w Piśmie. Ten przyjmuje grzeszników i jada z nimi. Opowiedział im wtedy następującą przypowieść: Któż z was, gdy ma sto owiec, a zgubi jedną z nich, nie zostawia dziewięćdziesięciu dziewięciu na pustyni i nie idzie za zgubioną, aż ją znajdzie? A gdy ją znajdzie, bierze z radością na ramiona i wraca do domu; sprasza przyjaciół i sąsiadów i mówi im: Cieszcie się ze mną, bo znalazłem owcę, która mi zginęła. Powiadam wam: Tak samo w niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia. Albo jeśli jakaś kobieta, mając dziesięć drachm, zgubi jedną drachmę, czyż nie zapala światła, nie wymiata z domu i nie szuka staranne, aż ją znajdzie. A znalazłszy ją, sprasza przyjaciółki i sąsiadki i mówi: Cieszcie się ze mną, bo znalazłam drachmę, którą zgubiłam. Tak samo, powiadam wam, radość powstaje u aniołów Bożych z jednego grzesznika, który się nawraca. (Łk 15, 1 – 10)
 
Małgorzata: Jest to jeden z moich ulubionych fragmentów Ewangelii, ponieważ mówi on o tym, że człowiek, który grzeszy, czyli dokładnie ja grzesząca jestem dla Boga bardzo cenna i Bóg mnie szuka. Niezależnie od tego, co w swoim życiu robię i myślę. Nawet jeżeli uciekam, jeżeli buntuję się, to Bóg mnie szuka i zawsze Mu na mnie zależy. Bardzo piękny jest ten obraz Boga szukającego człowieka. Podnosi on na duchu w trudnych chwilach i przypomina o ludzkiej godności każdemu, kto go zna, kto go sobie ceni. Ludzka godność jest budowana na tym, że choćby człowiek zagubił się w życiu, choćby robił różne złe rzeczy, jest zawsze poszukiwany przez Boga z wielką miłością. Człowiek jest cenny nie dlatego, że kimś jest, że coś zrobił albo posiada, tylko dlatego, że Bóg go szuka jak zagubioną owcę czy drachmę.
 
Zawsze, gdy słyszę ten fragment albo podobne fragmenty Ewangelii, łatwo mi utożsamiać się z grzesznikami, do których Jezus przychodzi, choć inni może by nie przyszli. Może trochę z brakiem pokory, odwracając jakby znane słowa z Pisma Świętego, mówię: „Dziękuję ci, Boże, że nie modlę się jak ci faryzeusze…” Albo nie modlę się wcale, albo modlę się w niedoskonały sposób. Na pewno jest w mojej postawie wobec Boga i ludzie jakaś obłuda, iluzje. Ale wydaje mi się, że jednak Bóg uchronił mnie w dużej mierze od faryzeizmu. I za to dziękuję Mu przy tej okazji.
 
I jeszcze jedno przychodzi mi do głowy. Tak się jakoś w moim życiu poukładało, że nigdy nie bałam się i nie czułam obrzydzenia, kontaktując się z takimi ludźmi, z którymi inni może nie chcieliby mieć nic wspólnego. Myślę o ludziach odrzucanych przez wielu z powodu swojej inności psychicznej, seksualnej, wynikającej z choroby, czasem też z talentu – z różnych rzeczy. Też chciałabym podziękować Bogu za tych ludzi, za to, że mogłam Go spotkać właśnie w tych ludziach, że mogłam zobaczyć, jak bardzo tacy ludzie zmagają się w poszukiwaniu Boga, jak bardzo kłócą się z Nim i różnymi przewrotnymi sposobami próbują do Niego dojść. Może Pan Bóg wyznaczył mi właśnie taką drogę, żebym mogła czasami być z tymi ludźmi.
 
Andrzej: Ja też lubię ten obraz Jezusa jako szalonego pasterza, który porzuca dziewięćdziesiąt dziewięć owiec, aby pójść za jedną, zaginioną. Zwykły pasterz nie zostawiłby swego stada, aby szukać jednej owcy, bo tymczasem stado mogłoby zostać zaatakowane czy inne owce mogłyby się pogubić. Jezusowe parabole są nieraz bardzo radykalne, szalone i to jest jedna z nich.
 
Ja też odnajduję się w tym obrazie z ambiwalentnymi uczuciami. Mówi się, że żyjemy w epoce osłabienia grzechu, że grzech nas nie martwi. Być może tak jest rzeczywiście. Ostatnio, jak pamiętasz, czytałem dzienniki Bobkowskiego. Miał iść do spowiedzi przed operacją, która mogła się zakończyć śmiercią. W wieku lat czterdziestu kilku pisał: „Z czego się mam spowiadać? Przecież nikogo nie skrzywdziłem, nic złego nie zrobiłem”. Zastanawialiśmy się nad tym, jak człowiek wybitny, inteligentny może mieć takie poczucie. Ale to było chyba właśnie symptomatyczne dla współczesnego człowieka.
 
Mam bardzo głęboką świadomość bycia grzesznikiem. Nawet jako niewierzący mocno przeżywałem swoją grzeszność, słabość, mimo że moje rozumienie grzechu było wtedy bardzo zamglone. Po nawróceniu, gdy Bóg ocalił mi życie – moją duszę, ale też życie naprawdę – miałem doświadczenie głębokiego miłosierdzia Boga, doświadczenie, że łaska nawrócenia była darmowa, że On całe życie na mnie czekał we wszystkich moich meandrach, moich pychach, próżnościach, protestach, odejściach, że On zawsze był przy mnie, tylko ja nie wiedziałem o tym albo to w sobie zagłuszałem. Później miałem świadomość, że żyję z Bożego miłosierdzia, że jestem owcą zagubioną i odnalezioną, przytuloną, i że to jest wielka radość ze strony Boga, który cieszy się każdym grzesznikiem. Również później jako jezuita czułem i teraz jako duchowny, jako chrześcijanin czuję, że to wrażenie mojej osobistej moralnej kruchości, grzeszności nie przestaje mnie boleć, niepokoić. Z każdym rokiem mojego życia moje poczucie moralnej, duchowej nędzy jest coraz głębsze, chociaż być może grzechów jest mniej niż kiedyś. Jednocześnie z poczuciem grzeszności narasta jednak poczucie Bożego miłosierdzia.
 
Drugi wymiar dzisiejszego tekstu jest taki, o którym ty mówiłaś tak pięknie. W ogóle myślę, Małgorzato, że ty masz charyzmat opiekowania się wszelkimi „nieudanymi” biografiami: gejami, osobami uzależnionymi, psychicznie chorymi, niepełnosprawnymi – całą galerią postaci, o których trochę wiem. W moim życiu bywało z tym różnie. Miałem okresy pochylania się i bycia pasterzem, który współczuł i umiał okazać miłosierdzie. Ale miałem takie okresy czy takie momenty, nad którymi boleję i których się wstydzę, w których byłem za surowy i zbyt zasadniczy. Nie wiem, czy kiedykolwiek byłem pasterzem, który rzucał wszystko i szukał, czy kiedykolwiek byłem aż tak miłosierny wobec drugiego człowieka.
 
Niewątpliwie własne poczucie grzechu pozwala być miłosiernym wobec innych. Zauważam, że łatwiej mi być miłosiernym wobec wszelkich osób poszukujących, oddalonych od Boga, od Kościoła, ateistów, agnostyków, inaczej wierzących. Trudniej mi pokochać na przykład ludzi fanatycznych, fundamentalistów. Trudno mi spotkać się z takim grzechem w innych osobach. Bóg jest wobec każdego miłosierny na taki sposób, jaki odpowiada osobie, a człowiek, jeżeli w ogóle jest miłosierny, to w jednych zakresach radzi sobie z tym lepiej, a w innych trudniej. Nie zawsze też chce mi się wierzyć w tę radość Jezusa, który porusza całe niebo, gdy znajdzie nawróconego grzesznika. Tymczasem dobrze jest pamiętać o tej radości Boga z każdego nawrócenia.
 
Chciałbym dzisiaj modlić się o przytomną, trzeźwą pamięć własnej grzeszności – pamięć o tym, że żyjemy z Bożego miłosierdzia, że Bóg podnosi nas z upadków, że jest z nami w naszej kruchości, w najgorszych chwilach życia. I druga rzecz: abyśmy nie tylko poddawali się Jego miłosierdziu, ale też sami je pogłębiali wobec tych, którzy pogubieni w grzechu, w nałogach nie mogą się podźwignąć, abyśmy potrafili ofiarować swoje współczucie, miłość, wsparcie odrzuconym przez różne ludzkie wspólnoty.
 
Dziękujemy Ci, Boże, za Twoje Słowo, za to, że tak pięknie potrafisz mówić o miłosierdziu, że pokazujesz nam, jak my możemy być miłosierni. Wlej w nasze serca otuchę w tych trudnych chwilach, gdy upadamy, gdy wątpimy i naucz nas być miłosiernymi nawzajem, wobec drugiego człowieka, wobec samego siebie.

Wieczory Biblijne w Kasince Małej

 

13 Comments

  1. ahasver

    Piękny fragment. Przypomina

    Piękny fragment. Przypomina mi troszeczkę – z nowej literatury – motyw poruszony przez Para Lagerkvista, tudzież D’Ormenssona. Żyd Wieczny Tułacz (Ahasver) przez tysiąclecia uciemiężenia wiecznym życiem poszukiwał Boga, który byłby jedyną szansą (tak jak ponowne nadejście Chrystusa) na uwolnienie Ahasvera od cierpienia. Cały dramatyzm człowieczej egzystencji opiera się na fundamencie rozdarcia, tragicznego zmagania z niemożliwością absolutnej immanencji, z zagdką transcendencji. Bóg szuka  człowieka: To takie platońskie trochę odwrócenie poszukiwania Boga przez Człowieka; odwrócenie pozorne, immanencja jest transcendencją w ostatecznym, "tożsamościowym" rozrachunku… Bóg szuka człowieka… Człowiek szuka Boga. Jakkolwiek pojmować instancję owej "Rescendencji", jakimkolwiek terminem zastąpić termin "Bóg" i jakąkolwiek symboliczną strukturę lub intelektualny system wzniesie jeszcze ludzki rozum, fenomen poszukiwania, ciągłego wymykania się, uciekania, poszerzania horyzontu w doznaniu owego "czegoś więcej" jest faktem kształtującym to, czym / kim jest – może być – Człowiek.  

     
    Odpowiedz
  2. zibik

    Czy rzeczywiście można i

    Czy rzeczywiście można i należy Boga wyobrażać sobie, jako "szukającego człowieka" ?…..

    Przecież Bóg jest zawsze z nami i dla nas, nie musi i nie pozostawia nas bez opieki (opatrzności), aby potem szukać zagubinej owieczki. Co nie znaczy, że owieczki z własnej woli nie oddalają się, od Pasterza.

    Bóg jest wzorowym i najlepszym Pasterzem, ostoją, dla uciśnionych i uciemiężonych. Ulubieńcami Boga są ludzie zdani wyłącznie na Jego miłość i miłosierdzie – wieczną obecność i bliskość. ON stale otacza nas bezgraniczną życzliwością, swą absolutną dobrocią – jest doskonałym Pasterzem i nie musi nas szukać.

    "Zbliżali się do Jezusa wszyscy celnicy i grzesznicy (najbardziej strapieni i nieszczęśliwi), aby Go słuchać "

    "Jezus przyjmował grzeszników i jadał z nimi", a więc nie szukał i nie traktował ich, jak owce (barany).

    Istotą tej przypowieści jest chyba to :

    1) adresowana jest do wilków – "szemrzących faryzeuszy i uczonych w Piśmie"

    2) Jezus wyjaśnia im, że nie ma czym gorszyć się, kiedy On Nauczyciel lub inny dobry pasterz – Jego uczeń poświęca swój czas i uwagę "celnikom i grzesznikom" tzn. oddalonym, zagubionym, strapionym i nieszczęśliwym.

    3) Ponadto nadmienia, że nawet w niebie aniołowie Boży radują się z przemienionego i nawróconego, a nie znalezionego grzesznika

    Z poważaniem Z.R.Kamiński

     
    Odpowiedz
  3. zibik

    Zasadnicze kwestie chrześcijańskiej egzystencji.

    Sz. Panie Bartoszu ! – No to jak to w końcu jest ?……………"Koza do woza, czy wóz do kozy ?…….."

    Oczywiście człowiek, jako byt duchowy i cielesny, rozumny i wolny, obdarowany łaską wiary, ponadto wyposażony w stosowne narzędzia może bardzo wiele m.in. poznawać i pojmować prawdę, także szukać Boga, a nawet dotrzeć do łaskawego Boga. Spotykając w życiu doczesnym Miłość, Wielkość, Doskonałość, Prawdziwość i Świętość – tzn. Boga w człowieku.

    Według mnie aby to stało się musi być spełniony jeden konieczny warunek – człowiek powinien świadomie i dobrowolnie uznać istnienie Boga. Aby mógł w pełni rozwijać się, stawać i urzeczywistniać swoje człowieczeństwo – stać się prawdziwym człowiekiem.

    Jak to uczynić ?……… – wystarczy poznać, uznać i naśladować Syna Człowieczego Jezusa – Chrystusa.

     Z poważaniem Z.R.Kamiński

     

     
    Odpowiedz
  4. Halina

    Bóg szuka człowieka od początku

    W księdze Mojżeszowej czytamy opisaną scenę, kiedy to Adam ukrył się przed Bogiem, a Bóg wołał : "Adamie gdzie jesteś?" Bóg i dzisiaj szuka takich rebeliantów jak Adam i Ewa, aby wyprostować ich ścieżki. Mamy tu dowód miłości i suwerenności Boga. Gdyby to zależało tylko od nas, nigdy nie odnależlibyśmy Boga. Bóg szuka, wyczekuje na odpowiedni moment, aby pochylić się i zniżyć do naszego rozumowania i wtedy objawia nam prawdę o sobie. Chrystus też przyszedł szukać" co zginęło z domu Izraela", a nie odwrotnie. Duch Święty poszukuje szczerego serca, w którym może zamieszkać. Gdyby Duch Św. nas nie oświecał, człowiek nigdy nie znalazłby Boga o własnych siłach. Jezus powiedział; " A na tym polega sąd, że "światłość przyszła na świat ,lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność "-Ew. Jana 3, 19-20. Dzisiaj Bóg też woła: Gdzie jesteś?, ponieważ to ON  pokochał najpierw nas zanim my pokochaliśmy Jego. Boga można rozpoznać, ponieważ daje nam się rozpoznawać poprzez swoje dzieła, swoją naturę. Nie bawi się w chowanego, nie ukrywa znaków swojej obecności i cech charakteru na odległych planetach. Bóg wyjawił swoją naturę w pewnego typu autobiografii, książce zwaną Biblią. Gdy czytamy Pismo Święte i medytujemy nad zawartymi tam słowami, myślami, otrzymujemy niezwykle przejrzysty obraz tego, kim jest Bóg. Pewien teolog powiedział, że największą potrzebą współczesnych ludzi jest odkrycie prawdziwej tożsamości  Boga. Większośc ludzi odrzuca Go, gdyż nie zna prawdziwego Oblicza Boga. 

     
    Odpowiedz
  5. ahasver

    Szanowny Panie

    Szanowny Panie Z.R.Kamiński": Koza do woza i wóz do kozy w tym przypadku, zdecydowanie! To nie jest "ruch", który możemy percypować jako jakieś udzielanie się transcendencji człowiekowi, ani transcendowanie człowieka gdzieś w odległe krainy; dochodzi do "relacji zwrotnej" – POSZUKIWANIE (Boga przez człowieka) i SZUKANIE (Człowieka przez Boga) [oczywiście rozróżnienie jest tutaj sztuczne i nieistotne] są tym samym ruchem, formalizującym się za pomocą niesamowitej ilości sposobów "percypowania" Boga, "tego, co mistyczne". Odnośnie Jezusa z Nazaretu: Zaratustra również urodził się z Boga Ojca, matki dziewicy i zginął śmiercią męczeńską. Męczenników było wielu, Jezus nie jest tym jednym i jedynym, choć zdecydowanie chyba najbardziej genialnym. Powiem Panu jeszcze jedno: Otóż świadomie i dobrowolnie nie uznaję istnienia Boga. Nie oznacza to, że odrzucam w swej egzystencji kwestie związane z wiarą; moja sprawa, w "co" wierzę; nadawanie Bogu statusu obiektywnej egzystencji albo pierwotniej – za Tomaszem z Akwinu – ontologicznego istnienia, jest zwyczajną profanacją. Z resztą, ściślej nawiązując do Pana wypowiedzi: Czy jestem przez to mniej człowiekiem, rozwijam się nie wpełni, nie jestem prawdziwym człowiekiem, Bo nie wierzę w Waszego Boga?????????????????!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

     Na pewno nie jestem prawdziwym Polakiem, bo Polak to tylko Katolik gorliwie rzucający na tacę w kościele, czczący święte obrazki i święte góry i uważający wyznawców Allaha czy Buddy za podludzi, którzy nie dostąpili łaski jedynej, prawdziwej, to znaczy chrześcijańskiej, a najlepiej polskiej wiary.   

     
    Odpowiedz
  6. zibik

    Sz.Panie Bartoszu dziękuję

    Sz.Panie Bartoszu dziękuję za kolejny tekst adresowany do mnie, ale muszę z przykrością stwierdzić, że nasze stanowiska w sprawach fundamentalnych narazie różnią się w sposób istotny i zasadniczy.

    Staram się mimo wszystko zrozumieć Pana rozczarowanie i rozgoryczenie  poziomem wiary w Boga wielu ludzi, w tym katolików, czy chrześcijan, ale to nie może określać, a tym bardziej usprawiedliwiać Pana relacji do Boga.

    Absolutnie nie mogę uznać, że wyłącznie Pana sprawą jest to,  komu Pan ufa i komu wiernie służy, choćby z tego powodu, że pisze Pan o tym publicznie.

    Mam przeświadczenie, że powinien Pan niezwłocznie skontaktować się z osobą bardziej kompetentną, niż ja w w/w sprawach.

    Natomiast nie mogę uznać i przyjąć Pana publicznej afirmacji, a tym bardziej zachowywać się obojętnie wobec ewidentnej prowokacji, że : "świadomie i dobrowolnie nie uznaję istnienia Boga", o cenzurce wystawionej mnie i innym Polakom nie wspomnę.

    Ponadto uważam za karygodne pisanie, w tym portalu o "Waszym Bogu", nawet mimo owego rozgoryczenia, kiedy powszechnie wiadomo, że istnieje jeden łaskawy i miłosierny Bóg !

    Na pytanie : Czy jestem………………bo nie wierzę w "Waszego Boga" ? – odpowiem tak.

    Pana rozterki, obawy, wątpliwości mogą być w pełni uzasadnione i słuszne, kiedy Pan rzeczywiście nie będzie świadomie, dobrowolnie i szczerze wierzył w Boga Ojca, Syna i Ducha Świętego.

    Mam taką nadzieję, że to się nidy nie stanie – pozdrawiam.

    Z poważaniem Z.R.Kamiński

     
    Odpowiedz
  7. ahasver

    Przeżywamy swoje życie!

    Życie przeżyję tylko wtedy, jeśli jest skończone i śmiertelne. W innym przypadku przeżycie jako fakt dokonany będzie czymś logicznie sprzecznym. Przeżyć coś, czego …nie da się przeżyć, bo jest wieczne? Dziwne to takie, no nie? Ale zapewne pytanie dotyczy mnie – jako tego, który swoje smiertelne życie przeżyję. Otóż tak, przeżyję swoje życie nawet wtedy, kiedy po śmierci nie będzie istniał podmiot owego przeżycia, czyli ja sam. Nawet jeśli jednak mnie nie będzie, to przeżycie owo pozostanie moim, a życie, które dobiegło kresu i już nie subsystuje (nie "istnieje"), pozostanie MOIM życiem, niezależnie od kontekstu odniesienia – choćby cały świat zczezł w jakimś ultimo. 

    Zatem głowa do góry! Przeżywamy swoje życie nawet – a może zwłaszcza – wtedy, kiedy nie ma życia wiecznego!

     

     

     
    Odpowiedz
  8. ahasver

    Semantyczne odniesienie na

    Semantyczne odniesienie na nagrobku:

    "Ten nagrobek symbolizuje "nieistniejące" już życie, które przeżył nieżyjący już Brumsztik von Bursztelkow 1967 – 2068".

    Zauważmy, że semantyczne odniesienie pozostaje niezależne od kontekstu, tzn. wskazuje – choć samo wskazanie jest jak najbardziej kontekstualne (kontekst kultury, konwencja wskazywania przez nagrobek jakiejśpamięci czy czegoś takiego…) – że życie, którego już nie ma, przeżył ktoś już nieżyjący i zawsze już faktem pozostanie, że ktoś te swoje życie przeżył. Niezależnie od podmiotów owe fakty notujących. Aktualnie przeżywam swoje życie.

    No nie wiem już jak inaczej to Panu wytłumaczyć. Mam nadzieję, że wyrażam się zrozumiale pomimo sporego kaca?

     
    Odpowiedz
  9. zibik

    @czarek

    No i dał się Pan zapędzić w tzw. kozi róg. Zadając pytania tak inteligentnej osobie, jak Pan Bartosz wypada być bardziej precyzyjnym.

    Oczywiście "przeżyć życie" można, nie mając w świadomości perspektywy życia wiecznego.

    Może być bardziej znaczące i istotne, inne pytanie, jakie to jest bytowanie ?……..,  egzystowanie, czy tylko wegetowanie !

    Pozdrawiam

     
    Odpowiedz

Skomentuj ahasver Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code