Bóg ma rację

 Zaczynam podróż tak, jak zaplanowałem, od wiersza Tadeusza Różewicza „Pożegnanie”: Myślał / że świat jest smutny / dokoła / że kwiaty są smutne i deszcz / że smutek się zagnieździł / w szorstkiej wełnie / pachnącej rezedą. Jest jeszcze jesienny dzień. I jesienny widok za oknem pociągu. Mgliście. Drzewa bez liści. Puste pola. Temperatura w okolicach zera. Piję kawę z termosu.

Smucić się można na różne sposoby. I to jest dobrze widziane, z uznaniem przyjmowane. A gdybym napisał: Myślała / że świat jest radosny / dokoła / że kwiaty są radosne i deszcz / że radość się zagnieździła / w szorstkiej wełnie / pachnącej rezedą. Kto by mi to opublikował? Parafrazując różewiczowskie: niebo i ziemia / smucą się nad miarę, można napisać: poeci / smucą się nad miarę. A w świecie? W świecie obowiązkowa radość. Rzecz by można ks. Jan Twardowski w praktyce. Tylko poziom dużo niższy: żebym nie szukał dziury zamiast mostu / nie kochał aż do znienawidzenia / nie zakładał ogródka podejrzeń / nie trąbił jak pogrzeb z orkiestrą / żebym się nie wzruszał tak sentymentalnym / i zemerytowanym osłem jakim jest księżyc. I nie zawsze ta radość „spontaniczna” jest dla wszystkich. Nie uspokoję sumienia kilogramem cukru, słoikiem majonezu, czy czymś innym włożonym do kosza przy którym stoją wolontariusze Caritasu, bądź PCK.

Ks. Jerzy Szymik powiedział: Każda podróż jest dla mnie przede wszystkim metaforą życia, skrótem tej jednej jedynej, wiodącej z Niego ku Niemu. Więc mogę napisać: Jadę do Ciebie, Boże. I mogę myśleć codziennie: Idę do Ciebie, Boże. Dalej ks. Szymik mówi o podróży:, że jest przedsmakiem tej najważniejszej i najtrudniejszej – przez bramę śmierci i zmartwychwstania. Przed tygodniem jechałem z żoną do Torunia na msze święte w intencji zmarłych w pierwszej dekadzie listopada jej brata (nagle) i siostry (po długiej chorobie). Kiedy czytam wiersz ks. Szymika „Jesień” myślę o Pawle, jego żonie i synach: Najgorsze są miejsca po człowieku, który / odszedł nagle. W ogniu niezakrzepłej / jeszcze miłości // są jak ciało bez głowy / są jak głowa bez twarzy / są jak ziemia bez słońca (…) życie jest bardzo trudne. Może więc rację ma Różewicz? O Gieni napisałem: na małym czarno białym zdjęciu / siedzi z nami na Gęsiej Szyi / na innych fotografiach idzie z ciężkim plecakiem / nad chmurami Skupniów Upłazem / na szczycie Świnicy stoi we mgle / na Hali Gąsienicowej patrzy w mapę (…) // u progu schroniska w niebie / pada na kolana przed Bogiem / tak klękała w kaplicy Brata Alberta / teraz jej duch unosi się nad Tatrami / modlitwami modlitwami modlitwami / wspomnieniami. Kiedy już nie mogła chodzić po górach w jej butach turystycznych moja młodsza córka weszła na Świnicę.

Jeszcze kilka godzin podróży przede mną, ale czas skończyć to rozważanie. Kiedy umieszczę go na blogu, będą ostatnie wigilijne przygotowania. Gdy będzie czytane, jeśli będzie czytane, będzie już okres Bożego Narodzenia. A może by tak wybrać się na cmentarz i pośpiewać kolędy ze zmarłymi: Bóg się rodzi, moc truchleje, ma granicę nieskończony. Czy kolędowanie może też być metaforą życia? Wierzę, że rację ma Bóg, że radość, nie smutek jest wieczna.  

 

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code