Bóg kruchego dobra

 
Rozważanie na Sobotę V tygodnia Wielkiego Postu, rok A2

Rekol__Wielk__2014.jpg

Jezus wskrzesił Łazarza! Uczynił najlepszą, najwspanialszą rzecz, jaką mógł zrobić dla tego człowieka, a także dla jego bliskich. I co? Owszem, wielu Żydów uwierzyło w Jezusa po tym zdarzeniu. Niektórzy jednak udali się do faryzeuszów i donieśli, co się stało, a to z kolei przyspieszyło decyzję żydowskich przywódców, że Jezus musi umrzeć. Gdy w domu Łazarza trwała jeszcze radość z powrotu gospodarza do życia, w tym samym czasie gdzieś w pobliżu postanowiono zabić Jezusa – sprawcę tej radości.

Kontrast między ocaleniem ludzkiego życia i bliską, nieuchronną śmiercią Tego, który przyczynił się do odrodzenia, ukazuje grozę wpisaną zawsze w naszą ziemską rzeczywistość. Tak, tu wszystko jest jakoś zagrożone, choć na szczęście dla nas nie musimy stale o tym pamiętać. Ile pięknych chwil przeminęło szybko i bezpowrotnie? Ile spraw, o które kiedyś zabiegaliśmy tak bardzo, nie ma już żadnego znaczenia poza naszymi osobistymi wspomnieniami? Ilu ukochanych ludzi, którzy odeszli na zawsze, chcielibyśmy mieć obok siebie? O ile osób drżymy wiedząc, że ich ciało lub dusza są w niebezpieczeństwie?

Na świat przychodzi dziecko. Wyczekiwane przez rodzinę, zdrowe, budzące jakieś nadzieje, a przynajmniej przyjazny uśmiech w najbardziej zgorzkniałych pesymistach i malkontentach. Taka jest naturalna reakcja na cudowny dar życia. Cudowny – bo tak naprawdę najwięksi mądrale nie wytłumaczą, dlaczego właśnie te dwie osoby, rodzice dziecka spotkali się we wszechświecie i dlaczego to dziecko narodziło się z ich związku w określonym miejscu i czasie.

W baśniach nad kołyską nowo narodzonego dziecka zbierają się dobre wróżki, ale nawet te najlepiej życzące wiedzą, na ile niebezpieczeństw i trudów będzie narażone to rozpoczynając e się życie. Choroby, nieszczęśliwe wypadki, polityczne zawirowania, troska o materialny byt i o swoich bliskich, emocjonalne huśtawki, ciężar egzystencjalnych pytań – to tylko kilka najistotniejszych zagrożeń, których na ogół nikomu nie udaje się ominąć, zanim nadejdzie śmierć, o której w radosnej chwili narodzin mówić trudno i może trochę nie wypada.

Każdy z nas był takim maleńkim dzieckiem. I niezależnie od tego, czy dziś może uważać się za pieszczocha losu, czy raczej czuje się mocno poobijany i obolały – sam fakt, że żyje, nie przestaje być cudem. Dlaczego jeszcze żyję? Dlaczego jeszcze żyjesz? Tego nie da się rozsądnie wyjaśnić, nawet biorąc pod uwagę, że z punktu widzenia statystyki stosowanie odpowiednio dobranych medycznych procedur okazuje się najczęściej skuteczne, a spotkania z pijanymi kierowcami lub strzelającymi szaleńcami bywają stosunkowo rzadkie.

Jesteśmy w drodze między narodzinami i śmiercią. Tworzymy, pracujemy, zmagamy się nie wiedząc ani tego, ile pozostało nam czasu na ziemską wędrówkę, ani jak długo przetrwają owoce naszych wysiłków. Poważni, szanowani, sławni i wpływowi albo samotni, wylęknieni, wtopieni w tłum – wszyscy ostatecznie tak samo bezradni wobec nieprzeniknionych tajemnic ludzkiej egzystencji. Wszyscy podobni w tej bezradności do niemowlaka, który może przetrwać tylko dzięki otaczającej go opiece.

Jakże to wszystko kruche, ulotne, wymykające się naszej ludzkiej woli i niemożliwe do uzasadnienia ludzkim rozumem!… Jedni poświęcają refleksji nad tym zagadnieniem cały swój intelektualny potencjał, by po latach dociekań przyznać się do bezradności. Inni nie zastanawiają się wcale albo zapominają o problemie przynajmniej do momentu, gdy jakiś nieprzyjemny zgrzyt przypomni im, że nie mają pełnej kontroli nad rzeczywistością. Jeszcze inni, porażeni własną bezsilnością, wpadają w rozpacz i uznają, że narodziny i śmierć są tylko lepiej lub gorzej odegranymi scenami w powszechnym teatrze absurdu.

A bywa też tak, że właśnie poprzez kruchość i nietrwałość naszego świata, poprzez niepewność i świadomość niebezpieczeństw odkrywamy obecność Boga w naszym życiu: krótkie doświadczenie spotkania z Nim raz na zawsze porządkuje naszą rzeczywistość albo wiele spotkań z Nim upewnia nas, że znajdujemy się na właściwej drodze, albo dostrzegamy Jego wsparcie w każdym zdarzeniu naszego życia. Wierzymy, że nie jesteśmy dzieckiem porzuconym na śmietniku historii, lecz niezastąpioną osobą w Bożym planie istnienia. I wtedy – mimo naszej słabości i nieporadności, mimo czyhających zewsząd zagrożeń – pod czułym spojrzeniem Boga czujemy się bezpiecznie.

12MFRANKIEWICZ.jpg

Rozważania Rekolekcyjne

 

5 Comments

  1. Halina

    W drodze..

    Jezus wskrzesił Łazarza! Uczynił najlepszą, najwspanialszą rzecz, jaką mógł zrobić dla tego człowieka, a także dla jego bliskich. I co? Owszem, wielu Żydów uwierzyło w Jezusa po tym zdarzeniu. Niektórzy jednak udali się do faryzeuszów i donieśli, co się stało, a to z kolei przyspieszyło decyzję żydowskich przywódców, że Jezus musi umrzeć. Gdy w domu Łazarza trwała jeszcze radość z powrotu gospodarza do życia, w tym samym czasie gdzieś w pobliżu postanowiono zabić Jezusa – sprawcę tej radości.Kontrast między ocaleniem ludzkiego życia i bliską, nieuchronną śmiercią Tego, który przyczynił się do odrodzenia, ukazuje grozę wpisaną zawsze w naszą ziemską rzeczywistość. Tak, tu wszystko jest jakoś zagrożone, choć na szczęście dla nas nie musimy stale o tym pamiętać.

    Ten kontrast chyba nie ma w naszym zyciu wiekszego znaczenia.? Takie stricte ludzkie  podejscie nie jest chyba istota tego wydarzenia. Tak po ludzku myslac: wskrzeszajac Lazarza z powrotem ( ku ludzkiej radosci) do tego miejsca, gdzie wszystko jest jakos zagrozone, kiedy " jedna noga" czlowiek jest w niebie, to chyba watpliwa przysluga. Los Lazarza jest zapowiedzia i nadzieja dla wszystkich kruchych naczyn glinianych, bo kazdy wymaga , o ile jest tego swiadom " posklejania i pozbierania swoich skorup ".

    " Jam jest zmartwychwstanie i zywot, kto wierzy we mnie chocby i umarl-zyc bedzie"-J 11,4 Chrzescijanin "powstaje z grobu", gdy nabiera tej nadziei. Gdy Slowo narodzi sie w nas. A kazdym narodzinom towarzyszy przeciez bol i cierpienie. Matki- o ktorym sie nie pamieta. Bo to cierpienie-nie prowadzi do smierci, tylko do nowego zycia..Tak tez jest z kazdym, ktory " rodzi sie" na nowo. Czlowiek zdobywa wiare w nowe zycie, dzieki czemu zdolny jest wzniesc sie nieco wyzej – smierc nie ma juz nad nim wladzy, bo jest KTOS, kto ja pokonal i jej sie nie boi. Uwierzyc i odsunac kamien, wyjsc z domu na spotkanie tak, jak Marta. Zyc tak, by inni nie czuli sie przez nas zagrozeni ..

     
    Odpowiedz
  2. Malgorzata

    @Halina

    Halino,

    wszystko to piękne i mądre, co piszesz. Ale te rekolekcje są poświęcone spotkaniu z żywym Bogiem, a nie z interpretacjami i cytatami, które każdy lub prawie każdy wielokrotnie słyszal… 

    Piszesz: 

    wskrzeszajac Lazarza z powrotem ( ku ludzkiej radosci) do tego miejsca, gdzie wszystko jest jakos zagrozone, kiedy " jedna noga" czlowiek jest w niebie, to chyba watpliwa przysluga.

    A ja myślę, że wiele rodzin byłoby bardzo uszczęśliwionych taką "wątpliwą przysługą", choćby miała ona zwyczajnie i po ziemsku przedłużyć życie kogoś z ich bliskich na rok czy dwa.

    A że "los Łazarza jest nadzieją dla wszystkich kruchych naczyń"?… No pewnie, że jest nadzieją. Tylko dla wielu jest to przede wszystkim nadzieja, że mimo wszystko uda im się godnie przeżyć jeszcze dzień, tydzień czy miesiąc. Tu na ziemi. I to nie jest złe ani grzeszne. Bo zło i dobro spotyka się tu na ziemi.

    A zdanie "Żyć tak, by inni nie czuli się przez nas zagrożeni" mam ochotę skwitować tylko uśmiechem. Bo też bym tak chciała, ale wiem, że im więcej rzeczywistych działań, tym więcej sprzecznych interesów i tym bardziej papierowy staje się taki postulat. Nawet Jezus nie mógł (i raczej nie chciał) sprawić, by na przykład faryzeusze nie czuli się przez Niego zagrożeni… 

     
    Odpowiedz
  3. Halina

    @ Malgorzata

    Ale te rekolekcje są poświęcone spotkaniu z żywym Bogiem, a nie z interpretacjami i cytatami, które każdy lub prawie każdy wielokrotnie słyszal…
     

    Cytaty ze Slowa Bozego uwazasz za martwe? Interpreuje  czytania na swoj  sposob myslenia, wiec nie sadze, bys mogla to slyszec i to wielokrotnie. Nie mam zwyczaju sie powtarzac. Uchodze za osobe dosc kreatywna:) Gdyby tak wszyscy spotkali sie ze Slowem Boga Zywego, nie byloby takich interpretacji, gdzie juz nawet trudno o usmiech..

    A ja myślę, że wiele rodzin byłoby bardzo uszczęśliwionych taką "wątpliwą przysługą", choćby miała ona zwyczajnie i po ziemsku przedłużyć życie kogoś z ich bliskich na rok czy dwa.

    Malgorzato, przedluzyc zycie choremu potrafi nawet ziemski lekarz, ale nie zawsze warto. I wiele osob swiadomie z tego rezygnuje.

    A że "los Łazarza jest nadzieją dla wszystkich kruchych naczyń"?… No pewnie, że jest nadzieją. Tylko dla wielu jest to przede wszystkim nadzieja, że mimo wszystko uda im się godnie przeżyć jeszcze dzień, tydzień czy miesiąc. Tu na ziemi. I to nie jest złe ani grzeszne. Bo zło i dobro spotyka się tu na ziemi.

    Myslisz, ze Lazarz zostal przede wszystkim po to wskrzeszony? A kto watpi, ze zycie na ziemi nie jest zle i grzeszne? Albo kto watpi, ze Jezus uzdrawial ludzi chorych, opetanych etc, by mogli dalsze zycie przezyc godnie? No tak, tego tez nie wiedzialam, ze zlo i dobro sie spotykaja na ziemi:)

     

    A zdanie "Żyć tak, by inni nie czuli się przez nas zagrożeni" mam ochotę skwitować tylko uśmiechem. Bo też bym tak chciała, ale wiem, że im więcej rzeczywistych działań, tym więcej sprzecznych interesów i tym bardziej papierowy staje się taki postulat.Nawet Jezus nie mógł (i raczej nie chciał) sprawić, by na przykład faryzeusze nie czuli się przez Niego zagrożeni…

    A rob sobie z tym zdaniem co chcesz-  usmiech, o ile zyczliwy, to samo zdrowie:)  Nie jestem specjalistka od papierowych postulatow. Zdecydowanie zajmuje sie samym zyciem i to nie w laboratorium.. Przeciez chyba mozna zrozumiec o co mi chodzi? W swietle tego niepokoju, ktory mozemy obserwowac we wspolczesnym swiecie:wzajemnych uprzedzen, nietolerancji ,  wrogosci etc. Nie wystarczy tylko debatowac o tolerancji.  Chyba kto, jak kto, ale chrzescijanie nie powinni  dolewac " oliwy do ognia". To oczywiste, ze nie zawsze mozemy zapewnic innym poczucie bezpieczenstwa, ale zeby swiadomie je komus odbierac, robic nagonki ? I to dlatego tylko, ze moze wierza inaczej? Uwazasz, ze nawet odmienne poglady czy inne interesy, -nie moga byc rozwiazywane w atmosferze wzajemnego zaufania, ze swiadomoscia,ze nie chcemy sobie szkodzic? Chciec to polowa sukcesu, moze trzeba to po prostu wprowadzac w zycie:)

    Myslisz, ze Jezus nie kochal faryzeuszy i nie chcial ich dobra?

     
    Odpowiedz
  4. Malgorzata

    @Halina

    Niedobrze byloby, gdyby ta wymiana zdań przybrała zbyt osobisty charakter. Ale nawet ona pokazuje, jak trudno o porozumienie z przyczyn raczej niemerytorycznych, a wynikających z osobistych doświadczeń i upodobań. 

    Owszem, uważam, ze nawet odmienne poglady czy inne interesy moga byc rozwiazywane w atmosferze wzajemnego zaufania, ze swiadomoscia, że nie chcemy sobie szkodzić. Wiem jednak, że problem zaczyna się już na poziomie wzajemnej komunikacji, kulturowych czy charakterologicznych różnic itp. Dobre intencje i wzniosłe deklaracje nie wystarczają. 

    Z pewnością chrześcijanie nie powinni dolewać oliwy do ognia, ale nie wolno im zamykać oczu na dramatyzm nieustających zmagań dobra ze złem oraz zagadywać tego problemu pięknymi słowami.

    Co do Twojego ostatniego pytania myślę, że Jezus kochał faryzeuszy i chciał ich dobra, ale nie zmienia to faktu, że swoimi dzialaniami zagrażał ich pozycji społecznej czy politycznym interesom. Co więcej, uważam, że Jezus, kochając każdego z nas, też często zagraża naszemu samozadowoleniu, naszej potrzebie "świętego" spokoju czy dobrego ustawienia się w życiu.

     
    Odpowiedz
  5. Halina

    @ Malgorzata

    Niedobrze byloby, gdyby ta wymiana zdań przybrała zbyt osobisty charakter. Ale nawet ona pokazuje, jak trudno o porozumienie z przyczyn raczej niemerytorycznych, a wynikających z osobistych doświadczeń i upodobań.

    Nie znam Twoich osobistych upodoban i doswiadczen, wiec trudno mi domyslac sie na jakie trudnosci napotykasz. Staram sie jak moge, odniesc sie rzeczowo do Twoich  wypowiedzi. Oczywiscie masz racje- upodobalam sobie pluralizm religijny,co na pewno nietrudno zauwazyc w moich wpisach.

    Owszem, uważam, ze nawet odmienne poglady czy inne interesy moga byc rozwiazywane w atmosferze wzajemnego zaufania, ze swiadomoscia, że nie chcemy sobie szkodzić. Wiem jednak, że problem zaczyna się już na poziomie wzajemnej komunikacji, kulturowych czy charakterologicznych różnic itp. Dobre intencje i wzniosłe deklaracje nie wystarczają.

    Malgorzato…to wiemy wszyscy, ze nie ma latwych dialogow z ludzmi o innych preferencjach, upodobaniach, czy tez z przedstawicielami innych religii niz chrzescijanska. Osobiscie, jako chrzescijanka i nauczyciel etyki- bardziej zainteresowana jestem ..tym drugim dialogiem. Jasne, ze interesuje mnie takze kazdy pojedynczy czlowiek jako blizni i jego dobro.

    Z pewnością chrześcijanie nie powinni dolewać oliwy do ognia, ale nie wolno im zamykać oczu na dramatyzm nieustających zmagań dobra ze złem oraz zagadywać tego problemu pięknymi słowami.

    Wiec nie zagadujmy. Nalezy zawsze przeciwstawic sie  wszelkim przejawom ksenofobii, antysemityzmu, etc. Co nie oznacza, ze widzac zlo istniejace na tym swiecie nie mozemy kochac pieknej muzyki, sztuki, przyrody i dyskutowac takze,  i w takich obszarach.

    Co do Twojego ostatniego pytania myślę, że Jezus kochał faryzeuszy i chciał ich dobra, ale nie zmienia to faktu, że swoimi dzialaniami zagrażał ich pozycji społecznej czy politycznym interesom. Co więcej, uważam, że Jezus, kochając każdego z nas, też często zagraża naszemu samozadowoleniu, naszej potrzebie "świętego" spokoju czy dobrego ustawienia się w życiu.

    Raczej smialo wyrazal swoje poglady. Wywolywanie poczucia zagrozenia nie bylo i nie jest Jego intencja. Swiadczy o tym uzdrowienie Szymona-faryzeusza , legalisty, ktorego oczyscil, zanim zaakceptowal Go jako Mesjasza, jako swego Pana i Zbawiciela, lub jako kogokolwiek innego! Ten cud, stal sie oczywiscie problemem w zyciu Szymona. Jezus, ktory znal jego serce, poniewaz potrafil czytac w myslach-nie zdziera publicznie maski z jego twarzy, ale delikatnie i z miloscia opowiada mu hisrorie, ktora trafia bezposrednio do jego serca. Tym sposobem zdobyl Szymona.

    Wracajac do meritum.. na ktore staralam sie zwrocic uwage..Cel .wskrzeszenia  Larzarza… To, co nazywamy smiercia-jest czasowa rozlaka. To, co nazywamy smiercia-nie jest problemem dla Boga. I kazdy moze oczekiwac takiego wielkiego, ponownego spotkania, gdy Jezus znow przyjdzie.

     
    Odpowiedz

Skomentuj Malgorzata Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code