Błogosławiona strata

Rozważanie na Sobotę II tygodnia Adwentu, rok B2
 
 

Cel powtórnego przyjścia Eliasza zapowiedziany został słowami: „by zwrócić serce ojca do syna, i pokolenia Jakuba odnowić”. Przed każdymi świętami częściej niż kiedykolwiek pojawiają się w naszym religijnym słowniku słowa: nawrócenie, odnowa, poprawa, zmiana. Z takim słownikiem przybywa także Jan Chrzciciel – nowy Eliasz. Wzywa do nawrócenia. Zresztą całe życie Jezusa też będzie wezwaniem do nawrócenia. Przypominamy sobie o tym w czasach przedświątecznych. I to w pewnym sensie normalne, nie dałoby się cały czas żyć w tak dużym napięciu, jakie stwarza w nas proces nawrócenia.

Nawrócenie to najpierw wewnętrzny dysonans – świadomość różnicy między tym, jacy jesteśmy, a tym, jacy być powinniśmy bądź jacy chcemy być. Niestety, to nie zawsze jest to samo. Zanim dojdzie do nawrócenia, trzeba przejść drogę od „powinniśmy” do „chcemy”. To, jacy powinniśmy być, jest dość oczywiste: norm i zasad uczymy się od dziecka. Znamy też – mniej lub bardziej mgliście – wzorzec, do którego powinniśmy (znów!) zdążać. W zeszycie do religii mój proboszcz kazał nam pisać „Mam być dzieckiem pobożnym, posłusznym i pracowitym”, potem – w szkole średniej – dodawał: „Polska potrzebuje ludzi mądrych i świętych”. Takich szczegółowych wzorców dostarcza się nam wiele. Ewangelia też jest pełna podpowiedzi. Że o katechizmie nie wspomnę, który zna całe katalogi cnót, czyli sprawności. Jednocześnie wiemy jednak, że od poznania moralności do praktykowania moralności droga daleka. Podobnie z Ewangelią – osiem błogosławieństwa dałoby się nawet z pamięci wymienić. Gorzej z ich wypełnieniem. Od głowy do serca droga daleka. Nie wystarczy, by rozum przedstawił nam coś jako dobro. Trzeba jeszcze to dobro pokochać, a wówczas „powinność” zamieni się na „chcenie”.

To, jacy mamy być, nie może się nam jawić tylko jako dobre. Musi jeszcze – co o wiele trudniejsze – jawić się jako korzystne, warte zachodu, takie, by chciało się (właśnie!) poświęcić czas, siły, a może nawet dobra materialne. Gdy bogaty młodzieniec przyszedł do Jezusa z deklaracją, że za Nim pójdzie, nie poszedł właśnie z tego powodu: kroczenie za Jezusem – choć wydało mu się dobre i wartościowe – przegrało z majętnością, której trzeba byłoby się pozbyć. Tak to z nami właśnie jest. Nasze nawrócenie poprzedzone jest ważeniem na szali: ile trzeba stracić, by zyskać. Nie da się bowiem zyskać, niczego nie tracąc. Właśnie dlatego Jezus wzywał do porzucenia pługa, a nawet pozostawienia rodziców. Warunkiem nawrócenia jest uznanie, że zysk jest zawsze większy niż strata. Bez tego możliwe jest co najwyżej zewnętrzne przystosowanie się do norm, wzorców i nakazów. To może być nawet życie, jakiego – jak mi się wydaje – Bóg ode mnie oczekuje: poprawne, a może nawet pobożne, z codzienną ofiarą i dziesięciną z mięty i ruty. Tak jak nakazuje Pismo.

Warunkiem nawrócenia nie jest bowiem jedynie poznanie prawdy, ale przylgnięcie do niej. Boimy się tego gestu, bo nie wiemy, jakie będą jego konsekwencje, jakie bramy nam otworzy, na jakie ryzyko nas wystawi. Tu właśnie jest miejsce dla wiary. „Wiara to przyszłość od Boga” – jak napisał mi kiedyś mój przyjaciel, pastor luterański. Dla takiej przyszłości warto tracić.

 

Jan_Chrzciciel.jpg

Rozważania Rekolekcyjne

 

Komentarze

  1. wykeljol

    Jakos tak- goręcej.

     

    Nie wystarczy, by rozum przedstawił nam coś jako dobro. Trzeba jeszcze to dobro pokochać, a wówczas „powinność” zamieni się na „chcenie”.

    NO własnie, jakoś mi brakuje opisu natury tego "pokochania. Zwrócenia uwagi na to, ze na nic nasze wysiłki- że to Pan rzuca płomien w serce.

    To, jacy mamy być, nie może się nam jawić tylko jako dobre. Musi jeszcze – co o wiele trudniejsze – jawić się jako korzystne, warte zachodu, takie, by chciało się (właśnie!) poświęcić czas, siły, a może nawet dobra materialne.

    Uuu, korzystne, warte zachodu….zo za słowa brzydkie w takim kontekście.  A potem tylko"przylgnąć"- choc nie bardzo wiadomo co to znaczy i jak to zrobić.

    Nawet jak mi się cos jawi, jako korzystne i warte zachodu- to jeszcze nie ma nic wspólnego z drogą do Boga. Z rzuceniem się w niewiadomą -w przyszłosc- z wiarą. Wiara, jako coś korzystnego? Toz to nie transakcja kupiecka. Młodzieniec się zmartwił, bo majetnosc była dla niego czymś mocno obciażający,m. Był przyzwoitym człowiekiem, ale nie stac go było na szaleńswto oddania wszystkiego. Bo to jest szaleństo, a nie "cos korzystnego".  Aby życ Ewangelią i Błogosławieństawmi na pewno nie wystarczy zapamiętac je. Każde z nich stanowi wyzwanie dla rozumu. Aż po szaleństwo krzyża. Ciche. Pełne zarazem bólu, ale i pasji i radości-ze oto znbawienie ludzi się dokonuje.

    To potrzeba otwarcia serca na ogien przekraczający nasze mozliwosci. To potrzeba oddania bezwarunkowego, nie z powodu korzyści- to za mało, to pęknie kiedyś- ale z powodu łaski, czyli nieodpartego wdzięku Bozego zaproszenia. To potrzeba zachwytu i miłosci. 

    Oczywiście tego nie da się nauczyc, ani nawet wymagać. To ten paradoks. Byc chrzescijaninem, to byc przede wszystkim wolnym dzieckiem Boga. Jaka tam korzyśc. Płomienna miłośc, zachwyt, oddanie, łaska! Mozna tylko pociągnąc sobą innych, zarazic miłoscia do Boga, wytrwac w trudach- i oczywiście przekazywac ewangelię- DOBRĄ NOWINę całym sobą. Oddać wszystko. I to nasze wszystko- które w końcu jest małym "nic" Pan Bóg juz rozmnoży tak, że zdębiejemy! Jak te pięć chebków!

    Wtedy każda strata jest błogosławiona, bo nie jest stratą! Jest podarunkiem z głebi serca. Każda miłosc wiąże sie ze stratą- muisz oddać kawałek siebie, a nieraz wszystko. Ale  gdy kochasz -robisz z tego najpiekniejszy podarunek. Taki, który i Tobie daje dziką radość.  I to działa.

     

     

     
    Odpowiedz
  2. krok-w-chmurach

    “Uuu, korzystne, warte

    "Uuu, korzystne, warte zachodu….zo za słowa brzydkie w takim kontekście. A potem tylko"przylgnąć"- choc nie bardzo wiadomo co to znaczy i jak to zrobić."

    Brzydkie słowa? Jola, a jakich słów chciałabyś w tym wypadku użyć mówiąc o wierze?

    Uwierzyć w Boga i w imię tej wiary we wszystko, co do Niego prowadzi, jest dla nas dobre. Jednak gdy uzyjemy słowa "korzystne, warte zachodu, będzie to oznaczało, że środki pociągajace nas do Boga zaczynają determinować nasze działanie, czy moze raczej nasze przeżywanie drogi do zbawienia.

    A jesli idzie o przylgnięcie, to pewnie dla każdego z nas coś trochę innego, bo różnimy się od siebie…

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code