Blog duszpasterza

Tak sobie myślę, że mój blog przez najbliższe dwa lata będzie miał głównie charakter pastoralno-duszpasterski. Studia inspirują do innego rodzaju namysłu, a bezpośrednia praca z ludźmi pozwala lepiej poznać człowieka jako takiego.

W sumie nieważne jest to, w jaki sposób służy się ludziom. Kluczowe jest jedno: ludzi trzeba kochać. I wówczas nie liczy się, czy pracuje się z uchodźcami, czy z imigrantami, z ludźmi starszymi i chorymi, ze studentami czy dziećmi. Wtedy zawsze znajdzie się motywacja i chęć do pracy. Wtedy także nieraz odczuje się zmęczenie czy przytłoczenie. Ale wszystko to rodzi radość. I nawet nie jestem pewien, czy coś takiego pochodzi od człowieka. Po części tak, ale jeśli Bóg jest sprawcą chcenia i działania zgodnie z Jego wolą, to raczej On działa w głębi serca i umysłu. Coraz częściej się o tym przekonuję.

Powoli wchodzę w tajniki duszpasterstwa akademickiego w Opolu. Cóż, zdaje mi się, że przede mną kupa roboty. Duszpasterstwo jakoś się kręci. Właśnie “jakoś”. Ale to mnie nie zadowala. Wydaje się, że można zrobić więcej, nawet jeśli rodzą się pytania: czy warto, po co się nadmiernie wysilać, niewiele z tego wyjdzie itd. Myślę także, że lepiej podejmować ryzyko i iść za natchnieniami, wcielać je w życie niż dmuchać na gorące, działać asekuracyjnie. Lepiej ponieść porażkę, ale po bitwie niż tkwić w porażce na okrągło. A i tak uważam, że żaden szczery ludzki wysiłek nie idzie na marne. Tak się tylko nam wydaje. Wszystko co dobre, przynosi prędzej czy później jakieś owoce.

Szybko muszę się przestawiać i myśleć w nieco innych kategoriach. Coraz wyraźniej widzę, że Bóg nie przysłał mnie tutaj przypadkowo. I wcale nie chodzi o to, że mam w sobie jakieś szczególne poczucie misji. Nie. Przede wszystkim będę się tutaj wciąż uczył, ale też korzystał z tego, czego się nauczyłem.

W sercu tak naprawdę czuję się najpierw głosicielem Słowa. To jest jakaś moja pasja, która właściwie rozpoczęła się na początku szkoły średniej, kiedy kilka razy uczestniczyłem w Ogólnopolskim Konkursie Biblijnym. Wtedy czytałem Pismo św. dla konkursu, ale też żeby je lepiej poznać. Dzisiaj dochodzę do wniosku, że było w tym coś głębszego, pewna forma dalszego przygotowania. Poczułem bowiem smak Słowa Bożego, jego moc i żywotność.
Teraz, po latach, wiedziony tym samym Duchem, myślę, że głoszenie Słowa będzie moim głównym zadaniem. I nie sądzę, aby się to miało skończyć z chwilą przyjęcia święceń prezbiteratu.

Wierzący w Polsce są spragnieni Słowa. I nawet nie mówię o czytaniu Pisma św. Zdumiewające jest to, że na tak wielki kraj, w którym większość uważa się za katolików, tylko 3% rodzimej prasy to pisma katolickie. Czym więc karmi się tak duża liczba osób wierzących? Większość z nich nie czyta niczego. Część kobiet różnego rodzaju pisma dla pań. Jest coś nie tak w człowieku wykształconym i wierzącym, który niemal w ogóle nie odczuwa pragnienia żadnej lektury. A przecież wszyscy jak jesteśmy na tej ziemi, pochodzimy od Słowa, w Nim mamy nasze istnienie. To Słowo nas ciągle kształtuje, chociaż nie jesteśmy tego świadomi.

To właśnie ten stan jest dla mnie znakiem czasu, wzywającym mnie samego do nawrócenia i do wzmożonego działania. Tak przynajmniej odczytuję dzisiaj wolę Boga.
Słowo w różnej postaci może nie przyciągać, bo wielu z nas już się do niego zanadto przyzwyczaiło. Po drugie, co innego przykuwa naszą uwagę. Tysiące różnych bodźców każdego dnia, niezdrowa spontaniczność życiowa, wpływ siły konieczności i inercji. To nie jest średniowiecze bez druku, gdzie ludzie wylegali na ulice miast i rynki, by słuchać wędrownych kaznodziejów. Nie było wówczas innych alternatyw. Ale to tylko jedna z przesłanek. W gruncie rzeczy człowiek w swoim rdzeniu jakoś pozostaje ten sam, chociaż nie wykluczam jakichś modyfikacji poczynionych przez czas. Po prostu człowiek od wieków ma problemy ze słuchaniem. Woli nie słuchać, by nie usłyszeć czegoś niepożądanego.

Czy coś się tu zmieni? Raczej niewiele. Nie wierzę w te wszystkie mrzonki, że nasze czasy są gorsze od poprzednich, że dawniej to wszystko było lepiej i inaczej. Czasy są zawsze takie, jakimi my jesteśmy. A tutaj możliwe są tylko drobne, a nie zasadnicze różnice.
Człowiek zawsze będzie słuchał i nie słyszał, patrzył i nie widział. Mimo to trzeba Słowo głosić, bo nieraz przedrze się przez jakąś szczelinę w naszych murach obronnych, które pieczołowicie budujemy i umacniamy całe życie.

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code