O życiu na morzu parę dalszych uwag

 

Marynarstwo  to  wyizolowana profesja, ale to tyż sposób życia: z reguły dobra ponad połowa czasu wieku produkcyjnego przebiega na statku, w całkowitej lub częściowej ( a to dzięki szybkiemu rozwojowi telekomunikacji) izolacji od lądu, czyli świata znanego większości ludziom. Tu na morzu duża część istotnych problemów na lądzie traci na znaczeniu i vice verso, dość mało znaczące normalnie problemy  urosnąć mogą  do wcale wielkich na morzu.
      Życie na morzu ustawia tradycja i regulacje. Tradycja morska ma wielowiekowe korzenie, a nawet paro milenijne. Obecne znacząca większość tradycyji morskich wywodzi się z doświadczeń flot Jej Królewskich Mości Zjednoczonego Królestwa , kraju  chyba najbardziej związanego z morzem. Obowiązującym językiem jest angielski, obowiązujące terminy pochodzą takoż z angielskiego, stolicą światowego shippingu pozostaje  nadal Londyn .
 Określenie port side oznaczający lewą burtę pochodzi ze  historycznego sposobu cumowania zawsze lewą burtą   w wiekach przeszłych, a to ze względu na konstrukcje ster, ale też  z takiej sea tradycji ,gdzie port, tam dom i  serce Twoje (a ono wiadomo po lewej stronie) . Natomiast jak stałeś w porcie, a nie było tam domu, to z tęsknoty obracałeś w drugą stronę czyli na star board a  tu gwiazdy niosły  nadzieję i pocieszenie. Pieśni i piosnki morskie śpiewane przy pracy czyli shanties też mają pierwotne korzenie w anglojęzycznych krajach . Trzeba tu zaznaczyć, że szanty bardzo się rozwinęły   w Polsce i jesteśmy naprawdę bardzo znaczącą siła głosu. Chyba najbardziej znaczący festiwal szantów w Polsce odbywa się w porcie Kraków.  Propaguje ten festiwal znana szczecińska pisarka Monika Szwaja.
  Monika Szwaja na festiwalu Shantes 2008 w Krakowie  czytaj- historia szanties Kraków
   Regulacje zaczęły się na poważnie i w znaczących ilościach od lat 70 (choć pierwsze traktaty o bezpieczeństwie żeglugi były podpisane  po głośnej tragedii Titanica ), i teraz są już mocno wyrośnięte, ba, opasłe. Główne to Konwencja Solas  i STCW 78/95  . Także są liczne szkolenia  i  wymagalne, do podjęcia pracy, certyfikaty. Moi starsi kolesie powiadają, iże marineros  kończą się na przełomie lat 70 i 80, a całkowicie w 90 latach i tera jest tylko zawód marynarz. Przedtem marynarstwo  to był sposób życia na krawędzi  między żywiołem, ciężką pracą, samotnością  a rozrywką w rzadkich chwilach wytchnienia w porcie, gdzie alkohol i krew lała się strumieniami, no może strumyczkami na podłogę wysypaną trocinami.. Takie wyobrażenie  zresztą pozostało o marineros nawet do dzisiaj. Kiedy z kolo Leszkiem w wigilię  2007 odwiedziliśmy kościół anglikański  w dzielnicy robotniczej Aberdeen, zadowolone z nowych owieczek,  starsze panie z komitetu parafialnego, dowiedziawszy się o naszej profesji, od razu poinformowały nas, że teraz trochę pokolędujemy ( Brytole mają tyż pikne carolsy ), ale później, pastor poczęstuje nas whisky from the jar ( a jak w to tej  słynnej shancie irlandzkiej ).

 

     Marynarstwo to również trud współżycia w zamkniętej przestrzeni i środowisku .Teraz zderzają się na statku różne narodowości, religijności i  kultury. Pływałem z Polakami, Norwegami, Brytyjczykami, Holendrami, Irlandczykami, Niemcami, Portugalczykami, Francuzem ,nacjami byłego Związku Sowieckiego, ale też z Hindusami, Sikhami, Pakistańczykami i Filipińczykami, Kiribatami i Tuwalu oraz Murzynami z paru krajów Afryki. Spotykałem się na łajbie z katolikami, prawosławnymi ,anglikanami, protestantami, gnostykami, sikhami, hindusami, buddystami , muslimami a nawet ateistami. Tolerancja dla inności to jest rzecz niezbędna aby  statkowy mix narodowy czy religijny stał się  strawny do przeżycia    swojego kontraktu. Oczywiście  regulacje zwalczają  przejawy jakiekolwiek rasizmu ale podstawowe jest wyrobienie w sobie tolerancji, że ten kolo marinero mimo, że inny, to jest kumpel  z pracy . Nie będę twierdzić, że zawsze jest idealnie, ale warunki życia i wciąż jeszcze ciężkiej fizycznej pracy  wymuszają wzajemną pomoc a czasami koleżeństwo poza swoja grupą. Prawdziwy marinero nie zostawia kolesia ze statku w potrzebie. Pamiętam jak marynarze Kiribaci pomogli nam, tj. 3 polskim oficerom, wykaraskać z opresji w Santos  w czasie dyskusji na pięści i tym co pod ręką z brazylijskimi  bandziorkami albo jak my Polacy z Niemcami szukaliśmy naście godzin jednego cooka Tuvalu co sobie zrobił reset w tawernie w Buenos.

                              STS Alexander Humboldt -niemiecki  piękny zielony bark szkolny

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code