Sąsiadka z osiedla, kolega zza biurka, starszy brat. Jeszcze kilkanaście lat temu „stare panny” i „starzy kawalerowie”. Teraz awansowali na „singla”.
Single jako zjawisko nie są kulturową nowością – twierdzi, pytany o genezę „singielstwa”, psycholog społeczny z Uniwersytetu Warszawskiego dr Tomasz Ochinowski. – W prawie każdym szlacheckim dworku były tzw. rezydentki, czasem rezydenci. Duża część żołnierzy zawodowych nie była żonata, zawsze też byli nauczyciele i działacze religijni. Ale wtedy mieli na siebie pomysł: chociażby przez pomoc innym.
Dzisiaj nowością jest skala zjawiska. Wszystkich osób będących poza małżeństwem (socjolodzy wliczają w grupę singli również rozwodników i osoby owdowiałe) jest w Polsce ok. 5 mln. Szacuje się, że ta liczba jeszcze się zwiększy. – Nowością jest też ich „brak przydziału”: część singli błąka się, nie ma pomysłu na życie. A społeczeństwo nie ma pomysłu na zagospodarowanie ich wielkiego potencjału – uważa Ochinowski.