Wiadomości KAI

Podziały polityczne

Spread the love

ROZMOWA KAI

Podziały polityczne dotykają nawet rodzin

Z przewodniczącym KEP abp. Stanisławem Gądeckim rozmawiali: Tomasz Królak i Marcin Przeciszewski

Uroczystość Bożego Ciała jest związana od dawna z istotnym przesłaniem społecznym. W tym roku ze strony Pasterzy naszego Kościoła popłynął jednoznaczny apel o jedność, o przezwyciężenie podziałów w Polsce i powstrzymanie brutalnych sporów. Czy to znaczy, że Księża Biskupi doszli do wniosku, iż trzeba wreszcie powiedzieć „dość” stylowi uprawiania polityki, który owocuje coraz głębszymi podziałami w społeczeństwie?

– To, że wielu biskupów wypowiedziało się w jednym momencie, mówiąc jednym głosem, bez wzajemnej konsultacji, dowodzi, że w Kościele działa Duch Święty.

Było to w każdym razie ważne signum temporis…

– Takie jest też moje odczucie. Apele o pojednanie i przezwyciężenie podziałów są znakiem, że w odczuciu Księży Biskupów w Polsce nie jest dobrze. Ludzie, z którymi się spotykam, mówią, że dzisiaj nie można już podjąć dyskusji nawet w rodzinie. Gdy dyskusja schodzi na tematy polityczne, członkowie rodziny zaczynają się zawzięcie kłócić i śmiertelnie się obrażają.

Jaką rolę dla Kościoła widzi Ksiądz Arcybiskup w tej sytuacji?

– Rolą Kościoła nie jest jątrzenie, tylko apelowanie do sumień. Tym razem konieczne jest apelowanie o pojednanie. Chrystus przyszedł na świat, żeby pojednać ludzi z sobą, i to samo zadanie stoi przed Kościołem: posługa jednania.

Dostrzegając, jak głęboko i jak daleko postępują podziały w naszym społeczeństwie, biskupi odwołują się do ludzkiej natury człowieka; apelują do dobra, jakie drzemie w każdym człowieku. Apelują także do wierności naszemu chrześcijańskiemu powołaniu. Ufają również, że te zachęty spotkają się z pozytywnym odzewem.

Przecież większość obywateli to ludzie dobrej woli, których apele te umocnią w przekonaniu, że w życiu społecznym trzeba przede wszystkim dbać o dobro wspólne.

A co sądzi Ksiądz Arcybiskup o sugestiach, że w takiej sytuacji Kościół powinien podjąć się roli mediatora i zaprosić różne strony sporu do stołu?

– Ze swej natury Kościół – który nie ma interesu partyjnego – może pełnić taką rolę i pełnił ją nieraz. Wielką szkodę wyrządzają Kościołowi ci, którzy utożsamiają go z jakimś reżimem, z jakimś obozem lub z jakąś formacją polityczną. W gruncie – jak powiedziałem – każde zagadnienie polityczne jest zagadnieniem religijnym. Cel stojący przed Kościołem i władzą publiczną jest różny i tak Kościół, jak i państwo, każde w swoim porządku, są społecznościami doskonałymi, a więc posiadającymi własne uprawnienia i środki, kierującymi się prawami, jakich wymaga ich natura. Jednakże i to jest prawdą, że obydwie społeczności działają na korzyść wspólnego podmiotu, mianowicie człowieka, powołanego przez Boga do osiągnięcia wiecznego zbawienia, a umieszczonego na ziemi, aby rozwijał się z innymi ludźmi w pokojowym współżyciu (por. Kompendium Nauki Społecznej Kościoła, 445).

W dramatycznych momentach, kiedy obie strony poszły już tak daleko, że bez wstydu nie mogą się cofnąć, trzecia strona może okazać się wyjściem. W obecnych warunkach nie jestem przekonany, że wszyscy życzyliby sobie takiego pośrednictwa. Zresztą dochodzą do mnie głosy o tym, że w kwestii Trybunału Konstytucyjnego jesteśmy bliscy kompromisu.

Była zresztą niegdyś próba tego rodzaju mediacji między politykami podjęta przez śp. abp. Tadeusza Gocłowskiego. Skończyło się to niczym, gdyż żadna ze stron nie była gotowa do jakiegokolwiek kompromisu. Tak Platforma, jak i PiS są okopane na swoich pozycjach. Zawiodły nawet próby dialogu podejmowane u pana prezydenta Rzeczypospolitej.

Faktycznie, polscy politycy są mistrzami świata w deklarowaniu przywiązania do Kościoła i w składaniu pobożnych deklaracji: a to uchwała z okazji Roku Jana Pawła II, a to z okazji Jubileuszu 1050-lecia Chrztu Polski. Ale w konkretnych działaniach klasy politycznej ducha tych deklaracji jakoś nie widać.

– Trzeba pozytywnie patrzeć na każdego człowieka, być miłosiernym także dla polityka. Musimy wierzyć, że on szczerze pragnie dobra ojczyzny. Nie do pomyślenia jest, by ktoś, kto zasiada w parlamencie, myślał tylko o sobie lub dobru partyjnym. Ludzie ci niosą przecież olbrzymią odpowiedzialność za całość, za losy ojczyzny i trzeba wierzyć, że chcą jej dobra. Być może nieraz zabierają się do tego zbyt pośpiesznie, bez dostatecznego zastanowienia, dlatego narasta tyle nieporozumień.

Zbliżamy się do kolejnej edycji obchodów Jubileuszu 1050. rocznicy Chrztu Polski. Odbędzie się ona 28 lipca na Jasnej Górze z udziałem Ojca Świętego Franciszka. Jakie znaczenie ma to wydarzenie?

– Z pewnością będzie to najwyższe rangą upamiętnienie 1050. rocznicy Chrztu Polski. Na to spotkanie wybiera się cały Parlament. Przypuszczam, iż Ojciec Święty zwróci naszą uwagę na konsekwencje Chrztu Świętego dla teraźniejszości, na postawę apostolską i misyjną kryjącą się w łasce chrztu. Kto jest ochrzczony, ten jest jednocześnie uczniem i misjonarzem. Papież Franciszek w swoim zaangażowaniu daje nam przykład prawdziwości tego stwierdzenia i tego też domaga się od całego Kościoła.

Tego samego dnia Ojciec Święty zostanie powitany w Krakowie przez setki tysięcy młodzieży obecnej na ŚDM. Są one chyba wielką szansą dla naszego Kościoła?

– Światowe Dni Młodzieży były i będą olbrzymią szansą dla Kościoła w ogóle. Wydarzenie to zawsze głęboko poruszało ludzi i uruchamiało nowe, duchowe energie młodzieży. Już teraz dostrzegam, jak bardzo wszystkie polskie diecezje włączyły się w przygotowanie Tygodnia Misyjnego poprzedzającego ŚDM. W każdej polskiej diecezji będziemy gościć zagraniczną młodzież, także Polaków mieszkających poza ojczyzną. Ich przyjazd, okazja wzajemnego poznania są dobrem samym w sobie. Młodzi uczestnicy poniosą ze sobą wspomnienia z tego spotkania przez całe swoje życie.

W wielu parafiach powstały zaangażowane grupy młodego wolontariatu. Zaangażowani będą też ludzie starsi, przyjmujący przyjezdną młodzież w swoich domach. Wszystko to będzie pracować na rzecz umocnienia naszej wiary. Nie wspomnę już o radości, jaką przyniesie w sobie spotkanie w Krakowie.

Będzie to okazja do wzajemnego dzielenia się i wymiany tego, co każdy przynosi ze sobą w sferze kultury, religijności itp.

– My sami możemy się wiele przy tej okazji nauczyć, gdy idzie o żarliwość w wyznawaniu wiary. Wiele też możemy przekazać innym. Nasze chrześcijaństwo – nieco przygaszone – widząc radość młodych, samo może stać się bardziej radosne. Szczególnie liczę na rodziny, które przyjmą u siebie młodych.

Mamy bardzo dobre doświadczenia po spotkaniu Taizé w Poznaniu. Zawiązały się tam liczne kontakty, które są żywe do dzisiaj. Tworzy to doskonałą płaszczyznę do zawiązywania przyjaźni, do wymiany doświadczeń z życia Kościoła i życia młodych. Przez takie spotkania dokonuje się dużo dobrego, tak na płaszczyźnie międzyludzkiej, jak i duchowej.

ŚDM, poza spotkaniem z papieżem, jest wielkim spotkaniem ruchów ewangelizacyjnych z całego świata. To olbrzymia siła świadectwa.

– Wiara umacnia się, kiedy jest przekazywana. Wiara jednych umacnia się wiarą drugich. Przyjazd na ŚDM jest też dowodem odwagi młodzieży. Kto przyjeżdża na ŚDM, ten pokonuje różne bariery. Podróżuje przez kraje i kontynenty, bo pociąga go swoim entuzjazmem i odwagą św. Jan Paweł II, „z rodu Polaków”. Pociąga swoją otwartością i serdecznością papież Franciszek.

Zwłaszcza teraz, w epoce tylu zagrożeń…

– Nie wiem, czy opowieści o terroryzmie nie są wyolbrzymiane. ŚDM zawsze wymagały pewnej odwagi i ofiarności. Trudne warunki, czuwania pod gołym niebem… A jednak młodzi ciągną ze wszystkich stron, bo pragną słuchać Słowa Bożego.

A jakich dalekosiężnych skutków po ŚDM dla Kościoła w Polsce oczekuje Ksiądz Arcybiskup?

– Są tacy, którzy prorokują, że będzie to następna, przysłowiowa „para w gwizdek”. Nie zgadzam się z takim myśleniem. ŚDM tworzą dużo dobra. Jednym z ich skutków – poza umocnieniem wiary młodych – jest tworzenie ponadnarodowej jedności młodych. Papież odjedzie, a ci młodzi będą do siebie pisać i będą się spotykać, dzieląc się przyjaźnią i doświadczeniem wiary. Małżeństwa, które być może z tego spotkania się zrodzą, mają większe szanse na wytrwanie, bo tworzyć je będą młodzi podzielający podobny pogląd na świat i życie. Jest to niebagatelna rola ŚDM, o której się nie mówi.

Nadzwyczajny kurs przedmałżeński?

– Bardzo szybki.

Przy okazji ŚDM uruchamiają się nowe środowiska młodych. Jak ten proces należy kontynuować już po zakończeniu spotkania w Krakowie? W jaki sposób można będzie dalej towarzyszyć młodzieży?

– Zależeć to będzie w dużej mierze od „dobrego ducha” naszych księży. Tam, gdzie go brak, tam bywa, że w parafii jest młodzież, ale nie ma pasterza.

Księżą będą towarzyszyć młodym podczas ŚDM. Czy nie zostaną porwani tym samym duchem?

– Ufam, że tak. Znam środowisko „księży lednickich”, którzy od lat przybywali w to miejsce razem ze śp. o. Janem Górą, oni ciągną wzwyż Lednicę. Towarzysząc przyjazdom młodych, spowiadając młodzież, tańcząc i śpiewając z młodymi. Nie trzeba ich zachęcać, a przyjeżdżają z najbardziej odległych polskich diecezji. Ufam, że Kraków wzbudzi nie tylko wielki entuzjazm młodych, ale również młodych kapłanów.

Z przewodniczącym KEP abp. Stanisławem Gądeckim rozmawiali: Tomasz Królak i Marcin Przeciszewski

Tekst pochodzi z Wiadomości KAI

Zaprenumeruj ekai-tygodnik!

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code