Książki Wydawnictwa Benedyktynów

Chleb na pustyni

Spread the love

„Chleb na pustyni”

Seria: Z Tradycji Mniszej 13
Liczba stron: 180
Oprawa: miękka
Format: 10 x 18 cm
Wydanie: III, Kraków 2015

Thomas Merton OCSO

Kupuj książki Wydawnictwa Benedyktynów TYNIEC

Od uwielbienia do ekstazy

Jeśli tajemnicą kontemplacji, jak mówią nam Ojcowie, jest czysta i ekstatyczna miłość Boga, która wypływa z poznania Go takim, jakim jest On sam w sobie, i jeśli psalmy są pełne tej miłoś­ci, staje się oczywiste, że psał­terz stanowi szko­łę kontemplacji, która nie ma równej sobie, z wy­jątkiem Ewangelii i pism św. Pawła.

A nawet, w pewnym sen­sie, psalmy mają pewną prze­wa­gę nad Nowym
Testa­mentem. My się nimi mo­dli­my. Śpiewamy je razem. One stanowią część działania, w które wchodzi cały Kościół i w tym działaniu, tej mod­litwie, Duch Miłości, który napisał psal­my i który nam w nich siebie udziela, pracuje w nas i podnosi ku Bogu.

Chcąc uczy­­nić psalmy przygotowaniem do modlitwy kontem­pla­cyj­nej, musimy dołożyć wszelkich starań, aby modlić się nimi z czystym umys­łem i czystym sercem, przeżywając treści z mi­łością, która wysławia Boga tak, jak one Go wysławiają. Nie ma czyst­szej chwały Boga nad tę, jaką znajdujemy w psalmach. Jeśli zdołamy posiąść tę czystość, wystawiamy się na cel, w któ­ry będzie mógł uderzyć ogień niebieski i po­­chło­nąć go. A to jest właśnie to, czego prag­nie­my i czego pragnie w nas Bóg.

Duch wysławiania, ożywiający psalmy, jest właśnie ekstatyczną miłością Boga dla Niego samego. Natchnione wer­s­e­ty wciąż, jak echo, powtarzają refren: confitemini Domi­no, quoniam bonus. Wychwalajcie Pana, bo jest dobry, bo Jego miłosierdzie trwa na wieki (Ps 136,1). Św. Bernard mówi, że wysławiać Boga za to po prostu, że On jest sam w sobie dobry, to żyć „prawem miłoś­ci, która jest prawem Jego synów”.

Czytamy w opisie poświęcenia Bogu świą­tyni króla Salomona w Jerozolimie, że kiedy lewici i lud podnieśli głos, aby wysławiać Boga, śpie­wając psalmy i wołając: Wychwalajcie Pana, bo jest dobry (Ps 136,1), natychmiast świątynia wypełniła się obłokiem chwały Pańskiej (2 Krn 5,13). Obłok ten, znak obecności Bożej, o któ­rym czytamy w wielu miejscach Księgi Wyj­ścia, stał się tra­dy­cyjnym symbolem mistycznej kon­tem­pla­cji.

Tak­że my, kiedy w świątyni naszych dusz śpie­wa­my czystą chwałę Bogu słowami Jego psalmów, możemy ufać, że napełni On nas darem swej ukry­tej i kojącej obecności, która jest pierwszym znakiem wlanej kontemplacji. Bóg tego dokona, kiedy nasza miłość do niego będzie tak czysta, że wykluczy wszelkie inne uczucia.

Echo refrenu, confitemini Domino quoniam bonus, rozbrzmiewa na wszystkich kartach Sta­rego Testamentu, na których zanotowane są zwy­cięstwa Izraela nad wrogami Ludu Bo­że­go. To pieśń ludu zjednoczonego ze swym Bogiem, zgodnie z Jego wolą, ludu, któ­ry całą swoją nadzieję pokłada w Nim nie tylko dla­tego, że On jest dobry, ale dlatego, że jedynie On jest dobry. Ekstaza chwały zawiera w so­bie cały mi­stycyzm Starego Testa­mentu, prze­de wszyst­kim misty­cyzm Dawida.

Jej echem jest żywy pło­mień, ­ja­kim psal­my zebrane w Hallelu roz­nieciły nowy ogień, przyszłą liturgię Mszy. Tak więc owo wy­chwa­lanie Boga bo jest dobry, bo Jego mi­ło­sier­dzie trwa na wieki, przeszło wraz z całą przemienioną symboliką i typologią ze Starego do Nowego Testamentu. Pieśń, która roz­brzmie­wa­ła nad brzegami Mo­rza Czer­wo­nego i roz­świecała ciemności pustyni w na­mio­tach Izraela, wybuchła z Grobu Chry­stu­sa, odziana w nowy, niewidzialny płaszcz chwały, aby z Góry Oliw­nej wstąpić wraz z Nim do nieba, gdzie jest za­ra­zem widzeniem, miłością i uwiel­bieniem wszy­stkich świętych.

Ta mistyczna miłość jest pieśnią zwycięstwa nie tylko dlatego, że następuje ona po wszystkich naszych zwycięstwach i opiewa je, ale także i w tym sensie, że sama z siebie ma moc unicestwić naszych ducho­wych nieprzyjaciół i dać nam zwycięstwo. Po­nie­waż Kościół śpiewa ją nie­ustan­nie, bramy piekielne nie mogą go prze­móc. A jeśli czasem zda­ją się zwyciężać, dzieje się tak być może dla­tego, że członkowie wal­czą­cej armii Kościoła, których zadaniem jest śpie­wać na zie­mi, nie posiadają światła ani czys­tości potrzebnych, aby wni­k­nąć w ich ducha. Nie po­tra­fią natychmiast powalić prze­ciwnika, po­nie­waż pod­czas gdy ich usta wypowiadają słowa, to nie uświadamiają sobie ich znaczenia i nie prze­żywają czy­s­tej miłości, która jest ich treścią.

Nie tak było za dni króla Jozafata, który mo­dląc się do Boga szedł za głosem proroka i pro­­wadził armię pokolenia Judy przeciw Moabitom, Ammonitom i Meunitom. Na czele kro­czyli śpie­wacy i lewici, śpiewając i dmąc w trą­by na
pu­styni:
Wczesnym rankiem powstali i ruszyli ku pu­styni Tekoa. Gdy ruszali, stanął Jozafat i rzekł: «Miesz­kańcy Judy i Jero­zo­limy, posłu­chaj­cie mnie: Za­ufaj­cie Panu Bogu waszemu, a osta­nie­cie się, zaufaj­cie Jego prorokom, a bę­dzie wam się wiodło».

Po­tem, pora­dzi­wszy się ludu, usta­wił śpiewaków dla Pana, by idąc w świę­tych szatach przed zbrojnymi wysławiali Go śpie­wając: „Wysławiajcie Pana, bo­ łaska Jego na wie­ki­” (2 Krn 20,20–21).

Pismo mówi nam, co się potem wydarzyło. Kiedy Judejczycy śpie­wali na pustyni, armie Moabu i Ammonitów po­wsta­ły przeciwko swym sprzy­mie­rzeńcom z góry Seir i zgładziły ich. Na­stęp­nie zaczęły walkę mię­dzy sobą we własnym obo­zie. Gdy ludzie z Judy doszli do miejsca, skąd widać już pustynię, zwrócili się w stronę mnós­twa, a oto trupy leżały na ziemi: nikt nie uszedł z życiem (2 Krn 20,24).

Podobnie stanie się pewnego dnia z Koś­cio­łem, gdy jego lewici osiągną prostotę psal­mów i znaj­dą w nich siłę, którą jest ich Chrystus. Sa­mi zaś zagubią się w kontemplacji i w czys­tej mi­łości Boga, której zwyciężyć nic nie zdoła; ci bo­wiem, którzy zasmakowali owo­ców Ducha, nie pod­legają Prawu (por. Ga 5,23).
Śpiewanie psalmów w takim duchu oznacza włączenie się w nie­bieską liturgię.

W owym wy­chwalaniu Boga jest coś z miłości, z jaką Bóg wielbiony jest przez błogosławione duchy. Cała tradycja pokazuje nam, że życie klasz­torne mni­cha prowadzi do bliskiego obcowania z anio­łami i świętymi w niebie. Wszy­scy oni tworzą wspól­notę w Mieście Niebieskim mocą tej czy­stej mi­łości, jaka jednoczy ich w Bogu. A zatem kiedy uda­jemy się do chóru, aby śpiewać psal­my, na­de wszystko wymaga się od nas, byśmy mi­ło­wali.

Komentarz św. Augustyna do psalmu 53 za­wie­ra fragment, który może posłużyć jako do­s­ko­na­łe podsumowanie wszystkiego, co mó­­­wi­liś­my o wol­ności synów Bożych. Jest ona za­pła­tą za czy­stą miłość i otwiera nam raj, nawet je­śli
prze­by­wamy tu, na tym padole wy­­gnania.

Czym jest misterium w psalmie 53 (54)? Wy­śpie­wał go Dawid, kiedy Bóg wyzwolił go z rąk Sa­u­la. Dawid, typ Chrystusa, a tym samym uo­so­bie­nie Chrystusa Mistycznego i wszy­st­kich Jego człon­ków, uciekł był wraz z sześciuset ludźmi z Keili, przebywał na pustyni, w miejs­cach nie­do­stęp­nych, póź­niej
za­miesz­kał w gó­rach i na pustyni Zif (1 Sm 23,14).

Św. Augu­styn mówi o ukry­wa­ją­cym się w la­sach Zif Da­wi­dzie, że jest to Chrys­tus, ukryty na pu­styni tego świa­ta. Zifici przedsta­wiają tych, którzy w oso­bie
pozbawio­nego doczesnej potęgi uciekiniera nie poznają Bożego wybrańca. Musi on uciekać sprzed oblicza Saula, władcy tego świata. W swej po­gardzie dla Świętego szukają spo­sobu, by wydać go Saulowi, wysyłają więc do niego posłańca z wiadomością: Dawid ukrywa się koło nas w niedostępnych miejs­cach w Chor­sza, na wzgórzu Chakila, w południowej części ste­pu (w.19).

Saul odsyła ich z poleceniem śledze­nia ru­chów Dawida, a sam przygotowuje siły, – aby oto­czyć Dawida i schwytać go w lesie. Sły­sząc o tym Dawid prze­nosi się ze swymi wojow­ni­kami na pustkowie Maonu. Saul podąża za nim, jego wojska okrą­żają Dawida. Sytuacja Dawida jest tak rozpaczliwa, że z ludz­kiego punktu widzenia nie ma dla niego nadziei wybawienia. I wtedy właśnie przybywa do Saula pos­łaniec z wia­do­moś­cią o napadzie Filistynów. Saul odchodzi ze
swo­ją ar­mią, Dawid jest uratowany.

Treść psal­mu 53 (54) zawiera równo­cześ­nie modlitwę o po­moc, jaką Dawid zanosi do Bo­ga, jak też dzięk­­czy­nie­nie za wysłuchaną mo­dlitwę. Historia całego wy­darzenia ujęta jest w krótkim psalmie, w którym mo­dlitwa i od­po­wiedź na nią są po­łą­czo­ne w jed­no, bez mo­mentu przejś­­cia, kie­dy bowiem Koś­ciół modli się, jest równocześnie wysłuchi­wa­ny.

„Zobaczcie”, śpiewa Dawid,
Oto mi Bóg dopo­ma­ga,
Pan podtrzymuje me życie.
Będę Ci chętnie składać ofiarę
i sławić Twe imię, bo jest do­bre (Ps 54,6–8).

Wiersz, który najbardziej nas zajmuje brzmi: Voluntarie sacrifcabo tibi (Będę Ci chętnie skła­­dać ofiarę). Co znaczy tutaj słowo: ­„chęt­nie?” Wie­my już coś o teologii wolności chrze­ści­jań­skiej, która jest duchową wolnością czystej i eks­ta­tycznej miłości, osiągającej do­skonałość w jed­noś­ci duszy z Bogiem, w kon­templacji i mi­sty­cznym zjednoczeniu.

Św. Augus­tyn pyta: „Kiedy mowa o tym duchowym darze (hoc bo­num cor­dis), któż go może zrozumieć, jeśli nie ten, kto go sam uprzednio posmakował?” I dalej wyjaśnia, że ci, którym dar ów znany jest z doś­wiadczenia,
zrozu­mie­ją jego słowa, a ci, którzy nie doś­wiad­czyli czys­tej miłości, powinni się o nią modlić, aby sami także mogli dostąpić jej poznania.

Doskonałość ofiary, mówi św. Augustyn, za­sa­dza się na wol­nośc­i, która czyni ją bez­intere­so­wną i czystą. Czystość ta, choć nie zwra­ca się ku sobie ani nie zabiega o własne spra­wy, nie po­zostaje bez nagrody. Sama jest swo­ją na­gro­dą. Is­totą czystego uwielbienia, tej „chętnej ofiary”, jest więc wychwalanie Bo­ga nie dlatego, że jesteśmy uszczęśliwiani łaskami, których nam udzielił lub ma udzielić, lecz dla­tego, że znaj­du­je­my najwyższą radość w Nim, Dawcy wszelkich da­rów. Radość ta zawiera się właśnie w samym uwielbieniu. Radujemy się chwaląc Boga, samo oddawanie Mu chwały jest naszą radością. Gra­tis amo quod laudo. Laudo Deum et in ipsa lau­de gau­deo.

Jeśli wielbimy Boga tylko dlatego, aby coś od Niego otrzy­mać, nasze uwielbienie będzie zależne od Jego daru. Cechować je więc bę­dzie nie­pew­ność, choć bowiem Bóg nigdy nie pozostawi na­szych modlitw bez odpowiedzi, niekoniecznie udzie­li nam dokładnie tego, o co prosimy w mo­dlitwie. Jeśli więc nasze
uwiel­­bie­nie za­sa­dza się na niepewności, pozostaje ograniczone. ­A jeśli jest ograniczone, to serce, które zanosi modlitwy do Boga, także będzie ciasne i spętane ogra­ni­cze­niami, jakie sami sobie narzuciliśmy przez nasze prag­nienia, sku­pione na rzeczach mniej­szych od nie­skoń­czo­nego Boga.

Nasze więc uwiel­bienie nie będzie doskonale „wolne”. Bę­dzie spętane, będzie uwięzione przez ograni­cze­nia naszego ułom­nego serca. Nie możemy zaś składać Bogu ofia­ry doskonałego uwiel­bie­­nia pozostając więź­niami własnej nicości. Jak­że możemy śpiewać pieśń Pańską w obcej krainie? (Ps 137,4).

Oto powód, dla którego tak często zdarza się nam śpie­wać psałterz nad wodami Babilonu, zamiast na wieżach Syjonu. Nic dziwnego, że nasze Oficjum nie jest kontemplacją. Po­wie­si­liśmy nasze harfy „na wierzbach tam­tej ziemi”, ina­czej mówiąc, za­wie­siliśmy naszą modlitwę na skarłowaciałych gałęziach ludzkich pragnień. Nasza kontemplacja poszarzała i pokrył ją kurz. Wisi bezczynnie na bladozielonej łodydze płytko zakorzenionej w mule rzeki zawiści. Świeci w sercu, które zamiast być roz­war­tym szeroko lu­strem nieba, jest
pus­tynnym więzieniem ludz­kich na­dziei, skupionych na rzeczach prze­mi­ja­ją­cych.

Jeśli wychwalasz Boga z myślą o tym, że On mógł­by ci dać coś, co nie jest Nim samym”, mówi św. Augustyn, „nie kochasz Go w sposób wolny. Zawstydziłbyś się, gdyby żona kochała cię dla twoich pieniędzy. Jeślibyś przypadkiem stał się ubogim, mogła­by poszukać innego! Więc jeśli chcesz, żeby żona ko­cha­ła cię w spo­sób wolny, za to, kim jesteś, dlaczego nie ko­chasz Boga dla Niego samego?

Z lekcji tej wyciągnąć można głębsze wnio­s­ki niźli się to z pozoru wydaje.
Po­mi­jam tu tych wszystkich, którzy modlą się przede wszyst­kim o zdrowie, przyjemności czy pienią­dze. Nie o takie intencje tu chodzi. To praw­da, że mamy prosić Boga o wszystko, cze­go po­trze­bu­je­my; On sam to nakazał. Lecz istnieje do­sko­nały sposób takiej modlitwy, która opie­ra się na Bogu, a nie na naszych doczesnych ce­lach.

Thomas Merton OCSO, „Chleb na pustyni” Wydawnictwo Benedyktynów TYNIEC

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code