Wiadomości KAI

Gdyby Bóg był

Spread the love

ROZMOWA KAI

Gdyby Bóg był tylko 
sędzią sprawiedliwym 
– już byśmy nie istnieli

Z dominikaninem o. Maciejem Ziębą rozmawiał Michał Plewka

Zaraz po pielgrzymce Jana Pawła II do Polski w 2002 r. zauważył Ojciec, że była to jedyna pielgrzymka papieża, która miała charakter nie lokalny, a planetarny. Wszystko za sprawą przesłania o Bożym miłosierdziu, które było głównym jej tematem. Od tego czasu kult miłosierdzia opanował cały świat. Z czego wynika fenomen jego tajemnicy?

– Po pierwsze z tego, co odkrywamy już w Starym Testamencie, że Bóg jest pełen miłosierdzia. Ta prawda powraca w nauczaniu Chrystusa, który nie tylko mówi, ale i ukazuje swym życiem, iż „macie być miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny”. Wpisane jest to w sam rdzeń chrześcijańskiego orędzia i wynika – co warto podkreślić – z obu testamentów. A papież Franciszek w liście „Misericordiae vultus” jeszcze poszerza tę przestrzeń wspólnego spotkania, pisząc o zbieżności chrześcijaństwa z islamem i judaizmem w kontemplowaniu tego właśnie wymiaru boskości.

Po drugie, tamta pielgrzymka sama w sobie była niezwykła. To była pielgrzymka bardzo już słabego i schorowanego papieża, traktująca wyłącznie o miłosierdziu. Już nie miał sił, aby jeździć po całej Polsce, więc przybył do Krakowa, do Łagiewnik, by tu głosić orędzie dla całego świata. Stąd ten wymiar planetarny, skierowany do ludzi na całej kuli ziemskiej, aby wyobraźnia miłosierdzia rozpalała ludzkie serca, otwierała nowe horyzonty, przełamywała stereotypy. I ciągle – także myśląc o problemie uchodźców – brakuje nam tej „wyobraźni miłosierdzia”, o którą prosił nas święty papież.

Trzeba jednak pamiętać, że cały, długi pontyfikat Jana Pawła II był przepełniony głoszeniem miłosierdzia Bożego. Już w swojej programowej encyklice „Redemptor hominis” stwierdzał on z całą mocą: „Objawienie miłości i miłosierdzia ma w dziejach człowieka jedną postać i jedno imię. Nazywa się: Jezus Chrystus”, a jego druga encyklika jest przecież w całości o Bogu bogatym w miłosierdzie. Na nią zresztą powołuje się papież Franciszek w bulli zapowiadającej Jubileuszowy Rok Miłosierdzia.

Ludzie XXI wieku bardzo głęboko doświadczają swojej kruchości oraz słabości. Doświadczają też swej anonimowości, zagubienia w wielkiej liczbie: jest nas siedem miliardów – każdy jest jedynie drobinką w wielkiej ludzkiej masie. Wobec tej psychicznej i fizycznej kruchości, także naszej słabości, ale też i głębszej refleksji nad swą kondycją, odkrywamy, że potrzeba nam miłosierdzia. Bardziej subtelnie analizujemy dziś nasze działania, lepiej znamy ich motywy, lepiej znamy naszą psychikę i zagłębiamy się w sferę duchowości. Ja mam bezustannie – można by rzec – poczucie „podszyte rozpaczą”, że każdy mój gest, każde moje zachowanie, każde słowo jest jakoś „niepełne” i ułomne, że wszystko, dosłownie wszystko, co czynię, jest skażone moją grzesznością i słabością po grzechu pierworodnym. Chciałbym bardziej kochać, chciałbym lepiej działać, chciałbym pełniej dawać i zarazem wiem, że odbiję się od szklanego sufitu mojej ułomności. W jakiejś mierze, w sposób zindywidualizowany, jest to doświadczenie powszechne, doświadczenie każdego człowieka.

Przy takim doświadczaniu samego siebie oraz siebie w relacji z Bogiem i bliźnimi otwiera się nieskończona przestrzeń dla Bożego miłosierdzia, które w namacalny sposób dopełnia i przekracza konkretne ułomności człowieka, które nas podtrzymuje w istnieniu oraz działaniu. To dzięki niemu, wbrew beznadziei, możemy jednak się komunikować, powiedzieć „kocham”, możemy budować realne dobro, możemy sobie przebaczać – jest to możliwe wyłącznie dzięki temu, że otwieramy się na zdroje bezustannie wypływające ze źródła miłosierdzia. Obserwując w Łagiewnikach pielgrzymów z całego świata, widać, jak to orędzie miłosierdzia przyciąga, jak bardzo jest potrzebne.

Czym jest miłosierdzie Boże?

– Przy przymiotach Bożych trzeba uważać, by ich za bardzo nie antropomorfizować, byśmy na ludzką modłę nie tłumaczyli sobie natury Boga, by – jak przypomina Katechizm Kościoła Katolickiego – „nie pomieszać niewypowiedzianego, niepojętego, niewidzialnego i nieuchwytnego Boga z naszymi ludzkimi sposobami wyrażania”. Przed tym bardzo mocno przestrzega teologia. „Poznajemy Boga jako Nieznanego” – mówi św. Tomasz.

Dopiero po tym zastrzeżeniu możemy powiedzieć, że istotę miłosierdzia dobrze oddaje obraz Rembrandta, na którym ojciec pochyla się i przytula kogoś, kto bardzo narozrabiał i w zasadzie podeptał swoje synostwo, co więcej, długo żył amoralnie, a nawrócił się z niskich pobudek. Miłość miłosierna to konkretna Boża miłość pochylająca się nade mną i przyjmująca mnie pomimo moich słabości, „Jest Ona większa od grzechu, od słabości, od marności stworzenia, potężniejsza od śmierci – to znów „Redemptor hominis” – stale gotowa dźwigać, przebaczać, stale gotowa wychodzić na spotkanie marnotrawnego dziecka”.

Czy światu jest dziś potrzebny Bóg Miłosierny?

– Gdyby Pan Bóg był tylko sędzią sprawiedliwym, to już byśmy nie istnieli. Za dużo potworności dokonało się i ciągle się dokonuje na ludzkiej ziemi. Za dużo potworności jest we mnie samym. Pan Bóg podtrzymuje świat w istnieniu i ciągle objawia swoje miłosierdzie. Stale też wzbudza zastępy ludzi dobrej woli, którzy wbrew wszystkim naukom o asertywności, o filozofii singli, o tym, że każdy ma się troszczyć o swoje, przekraczają swój egoizm i poświęcają ofiarnie swoje życie dla innych ludzi. To są znaki Bożego miłosierdzia, dzięki którym i my rozumiemy, jak bardzo potrzebne jest nam przygarnięcie przez kochającego ojca.

Prawda o miłosierdziu Bożym to także prawda o kondycji człowieka. Jaka jest ta kondycja?

– To jest prawda o ludzkiej słabości. Dopiero poprzez nią można odkryć i ludzką wielkość. Ale to nie jest samobiczowanie tylko realizm. Europa jeszcze niedawno żyła mitem doskonałości, pełnego wyzwolenia człowieka. „Wyzwolimy ludzkość od zła, gdyż wystarczy człowieka wyedukować” – tak głosiło oświecenie, „zniszczyć własność prywatną i powstanie raj na ziemi” – tak mówił komunizm, „wystarczy wyplenić pasożyty rasowe, by świat był harmonijny” – grzmiał nazizm i rasizm, „gdy rozwiążemy problemy związane z ludzką psyche, wtedy świat będzie szczęśliwy” – przekonywała psychoanaliza, wreszcie „zniszczmy wszelkie tabu, a osiągniemy powszechną nirwanę” – głosiły manifesty pokolenia ’68. To bzdury. Niebezpieczne bzdury. Prawda jest taka, że wszyscy mamy słabości, wszyscy mamy swoją grzeszność i wszyscy potrzebujemy przebaczenia, a Królestwa Bożego nie zbudujemy na ziemi. To oszustwo, gdy mówimy, że w świecie i w nas nie ma zła, że już tu, w doczesności, możemy się z niego ostatecznie wyzwolić. Empirycznie sprawdziliśmy to w drastyczny sposób w minionym stuleciu, wieku totalitaryzmów, i dziś też to stale sprawdzamy. Aby ten świat czynić choć troszkę lepszym, musimy przyjąć, że grzech jest realny i że zło jest w świecie oraz w nas samych.

Uznanie tego nie jest łatwe, dlatego od niego uciekamy. Skoro jestem grzeszny, to wszystko jest bez sensu, skoro wszystko jest skażone, to nie mam w świecie żadnych szans. A jednak istnieje nadzieja – przychodzi Chrystus i podnosi mnie zmiażdżonego przez swoje słabości, głosi nam orędzie Swojej bezgranicznej miłości, przynosi nam przebaczenie. Stąd posługa miłosierdzia w konfesjonałach, gdzie przez miliardy roboczogodzin dokonuje się jednanie z Bogiem, z ludźmi i z samym sobą oraz udziela się przebaczenia, dzięki któremu zdroje miłosierdzia Bożego są dla każdego na wyciągnięcie ręki. By to unaocznić, papież Franciszek proponuje inicjatywę „24 godziny dla Pana” i powszechnych misji w parafiach, a także zamierza rozesłać na cały świat misjonarzy miłosierdzia, „aby stali się zwiastunami radości i przebaczenia”.

Potrzeba więc tylko otwarcia naszych serc. Być miłosiernym, czyli jakim?

– Umieć stale przebaczać i przywracać nadzieję. Musi być to jednak oparte na prawdzie, bo prawda jest zawarta w miłości. Nie może to być naiwne, sentymentalne uczucie litości. Ludzie czasem w złej wierze wykorzystują naiwność, cynicznie wykorzystują chęć czynienia miłosierdzia, a to potęguje szerzenie się zła i służy recydywie. Miłosierdzie musi być oparte na prawdzie i uznaniu swojej grzeszności.

Miłosierdzie bywa trudne. Trzeba umieć przyjąć kogoś, pomimo zapiekłości mego serca, pomimo poranień, pomimo tego wszystkiego, co bolesne się w naszej historii zdarzyło. Ale Chrystus wyraźnie mówi, że przebaczyć trzeba aż 77 razy – zawsze. Taka właśnie była optyka polskich biskupów piszących 50 lat temu orędzie do biskupów niemieckich, która z punktu widzenia politycznego, ekonomicznego, demograficznego czy egzystencjalnego była bez sensu. Po ludzku nie powinno się „przebaczać i prosić o przebaczenie”, ponieważ nie ma żadnej symetrii między krzywdami wyrządzonymi przez Niemców a winą Polaków. Ale jest to symetria ewangeliczna. Takimi ewangelicznymi kryteriami powinniśmy się kierować w naszym codziennym życiu, przekraczając czysto ludzkie kategorie.

Czy miłosierdzie nie jest, zwłaszcza na Zachodzie, traktowane jako alternatywa dla teologii o grzechu i teologii pojednania?

– Tak może się zdarzyć i pewnie niekiedy bywa. Stwierdzenie: „nic się nie stało”, „nie ma sprawy”, wcale nie musi oznaczać przebaczenia. Może świadczyć o braku umiłowania sprawiedliwości, o ignorancji, wreszcie o konformizmie. To nie jest postawa ewangeliczna, a co najwyżej forma kawiarnianej imitacji miłosierdzia. Dlatego mówiąc o miłosierdziu, koniecznie trzeba wspominać także o prawdzie. Poznać swoją grzeszność, zobaczyć i uznać to, co się zrobiło – to fundament miłosierdzia.

Dużo się mówi ostatnio o skandalach w Kościele. Jaki jest Kościół: miłosierny czy pełen intryg?

– O skandalach w Kościele mówi się od czasów św. Pawła. Wystarczy poczytać jego listy apostolskie. My dzisiaj także musimy poznawać swoją grzeszność, zobaczyć i uznać to, co się złego zrobiło. Kościół musi się stale nawracać. Znamy wieki dużo bardziej ciemne i niedobre w historii Kościoła niż dzisiejsza rzeczywistość, ale to nie jest żadna pociecha, bo każdy grzech rani cały Kościół. „Ecclesia semper reformanda” – Kościół stale się reformujący, odnawiający, musi nieustannie przeglądać się w świetle Zbawiciela i Ewangelii, aby dostrzec ciemne plamki grzechu i słabości. Ale zarazem Kościół jest wspólnotą miłosierdzia – żyjącą dzięki miłosierdziu, praktykującą miłosierdzie. „Czego żądasz?” – pyta każdego z nas, dominikanów, przełożony w momencie składania ślubów, a my odpowiadamy: „Miłosierdzia Bożego i waszego!”. Żyjąc w Kościele, możemy nie tylko spodziewać się miłosierdzia, ale mamy wręcz prawo, aby żądać miłosierdzia. Jak mówił św. Jan XXIII, otwierając Sobór: „Kościół katolicki pragnie okazać się matką miłującą wszystkich, matką łaskawą, cierpliwą, pełną miłosierdzia i dobroci”.

Popatrzmy na świeckie instytucje, jak one łatwo się degenerują. Pamiętamy partie pełne idealistów, dyktatorów, którzy mieli świetlane pomysły – wszyscy nadspodziewanie szybko stali się sługami ciemności. Władza korumpuje. A Kościół grzeszny i słaby, w którym wszyscy – z racji człowieczeństwa – mają naturę „coruptibilis”, od 2000 lat ciągle się nawraca i odnawia.

Krytyka Kościoła, zwłaszcza słuszna, zawsze boli, bo pokazuje naszą niewierność i słabość. Ciągle musimy się nawracać, by być choć trochę silniejszymi w przyszłości. Stąd program „rachunku sumienia” sięgającego w głąb dwudziestu stuleci, który Jan Paweł II mocno promował za swojego pontyfikatu. A jeżeli czasem mamy nawet do czynienia z prawdziwą nagonką mediów, gdy się nas niesprawiedliwie oczernia, to jest to dla nas, w Kościele, kolejna szansa do nawrócenia. Taki los uczniów Chrystusa jest zapisany już w Ewangeliach.

Grzeszny Kościół ogłasza Nadzwyczajny Rok Święty poświęcony miłosierdziu. Czym jest ten Rok Święty?

– W rozumieniu tej tajemnicy pomaga bulla papieża Franciszka zapowiadająca jubileusz. Rozpoczął się on 8 grudnia w uroczystość Niepokalanego poczęcia Najświętszej Maryi Panny, święto, które przypomina – czego dowodzi przykład Maryi – że świat bez grzechu mógłby wyglądać całkowicie inaczej, byłby dużo piękniejszy, ale ponieważ jesteśmy grzesznikami, grzech jest realnie obecny, to wszyscy potrzebujemy miłosierdzia Bożego.

Jubileusz ten wiąże się także z 50. rocznicą zakończenia Soboru Watykańskiego II, którego nauczanie ciągle powinniśmy zgłębiać. Postanowienia soborowe wciąż nie są należycie przeżyte przez Kościół, a Rok Święty jest dobrą okazją, by pogłębić doświadczenie Soboru. „Każdy, kto jest sługą Ewangelii, powinien dziękować Duchowi Świętemu za dar Soboru i powinien się stale czuć jego dłużnikiem – pisał Jan Paweł II – a dług pozostaje do spłacenia na przestrzeni jeszcze wielu lat i pokoleń”.

Jakie znaczenie mogą mieć ustawiane katedrach i innych wybranych świątyniach Bramy Miłosierdzia?

– To oczywiście zależy od samych wiernych. Jesteśmy istotami psychofizycznymi, posiadającymi zmysły. Należy uszanować tę strukturę człowieka. To dlatego w katolicyzmie, bardziej powszechnie i wielowątkowo niż w innych wyznaniach i tradycjach religijnych, rozwinęła się sztuka sakralna. Widzialne znaki i symbole są nam potrzebne, by lepiej wyrazić duchowe treści. Nie jesteśmy czystymi duchami, a takie widzialne znaki przypominają o miłosierdziu Bożym i odpustach, przypominają nam, że jesteśmy pielgrzymami, a także iż każdy z nas może przekroczyć próg i wkroczyć w przestrzeń na nowo otwartej nadziei.

Wielki Jubileusz roku 2000 pokazał, że ten symbol przejścia przez bramę był dla ludzi ważny. Podobnie jest na Lednicy, gdzie wiele dziesiątków tysięcy młodych ludzi najpierw długo się modli, a potem przekracza Bramę-Rybę. Widzialny gest, który wykonuje człowiek z dobrą intencją, modlitwą, rachunkiem sumienia, chęcią zmiany życia i nadzieją na przyszłość, jest niesłychanie ważny i może przynieść wielkie duchowe owoce.

Pamiętajmy też o duchowym pielgrzymowaniu i intencjonalnym przechodzeniu przez bramę miłosierdzia osób, które nie są w stanie fizycznie takiego progu przekroczyć, ale mogą dzięki ofierze swojego cierpienia i czystości intencji szeroko otworzyć bramy Bożego miłosierdzia dla siebie, swych bliskich i całego świata.

Jakie owoce może przynieść kolejny Rok Święty?

– Każdy z jubileuszy, które od setek lat były ogłaszane w Kościele, ma na celu pogłębienie wiary i ożywienie naszej miłości. Dla Kościoła w Polsce będzie to czas szczególnej szansy i szczególnego świadectwa, bo to u nas odbywają się Światowe Dni Młodzieży. To jest szansa na nawrócenie, a wszyscy go potrzebujemy, aby być bliżej Jezusa, który jest Drogą, Prawdą i Życiem. Wierzę, iż wielu ludzi, także tych będących dziś z dala od Niego: dziesiątki czy setki tysięcy, otworzy się na światło Ewangelii i odkryje Chrystusa. Lecz gdyby było ich jedynie paru, a nawet tylko jeden, to i tak Rok Święty ma wielki sens.

Z dominikaninem o. Maciejem Ziębą rozmawiał Michał Plewka

Tekst pochodzi z Wiadomości KAI

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code