"Tygodnik Powszechny"

Zbyt głośna samotność

Spread the love

ZBYT GŁOŚNA SAMOTNOŚĆ

Roman Daszczyński

Postarzały Lech Wałęsa tonie na oczach milionów – podobnie jak pośród tłumów wypłynął na powierzchnię.
Większość przygląda się temu ze smutkiem lub zdumieniem. Niektórzy czują satysfakcję. Nikt nie jest w stanie mu pomóc.

Dwa zaskakujące incydenty w ciągu kilku tygodni.

Najpierw wywiad dla TVN24, w którym Lech Wałęsa wychodzi na homofoba. Dziennikarz sprytnie podpuszcza byłego prezydenta, a ten mówi, jak bardzo mu się nie podoba nadreprezentacja gejów w życiu publicznym. Jest ich w społeczeństwie zaledwie 3 proc.? Więc w Sejmie powinni być na zupełnym marginesie, a najlepiej w ogóle poza murem parlamentu. Chcą organizować manifestacje w miastach? Dobrze, ale najlepiej gdzieś na peryferiach.
Już wtedy znajomi Wałęsy zastanawiają się: „co Lech odpiernicza?”. Od wypowiedzi byłego prezydenta dystansuje się nawet syn Jarosław – europarlamentarzysta PO. – Słowa mojego ojca są złe i szkodliwe – komentuje Wałęsa junior.

Rozchodzi się po kościach. Trochę nieprzyjemnych publikacji w świecie, ale w kraju – również liczne głosy poparcia. Nie dochodzi do spodziewanego odwoływania zaproszeń ze strony zagranicznych uczelni.

– Jeden z amerykańskich college’ów zaproponował przesunięcie wizyty na następny rok, „w związku z zaistniałymi kontrowersjami” – mówi Piotr Gulczyński, prezes Instytutu Lecha Wałęsy.

Przychodzi maj i główny bohater Sierpnia znów jest sprawcą zamieszania. Wałęsa najpierw żąda przeprosin za słowa, jakie w wywiadzie dla „Wprost” powiedziała Henryka Krzywonos. Chodzi o stwierdzenie, że rzeczywistym – choć ukrytym – liderem strajku nie był wcale Lech, lecz Bogdan Borusewicz. Wałęsa domaga się przeprosin nie od Krzywonos, tylko od marszałka Senatu.

Borusewicz nie widzi powodów, dla których miałby przepraszać za cudzą wypowiedź – i jedynie pozdrawia Lecha. Ten brak reakcji staje się nowym kamieniem obrazy. Wałęsa publikuje list otwarty, w którym zarzuca marszałkowi, że na strajkowaniu znał się „jak wół na gwiazdach”. I dalej: „Czegoś podobnego nie spodziewałem się z Twojej strony. Ty kierowałeś strajkiem – kiepski żart. Zapomniałeś, że w tamtym czasie nie byłeś tolerowany przez komunistów, ale też przez przygniatającą większość stoczniowców. Stoczyłem wielkie, długie boje, byś był w ogóle tolerowany na stoczni. Udział Twój w sterowaniu strajkiem był niemożliwy i w tamtych warunkach zakończyłby się klęską”.

I jeszcze zakończenie listu otwartego Wałęsy, pachnące groźbą: „Nie chciałem o tym i podobnych często sytuacjach w ogóle mówić, ale jeśli kradnie się i przywłaszcza i przerabia prawdę, no to nie można się na to zgadzać. Mam nadzieję, że mnie przeprosisz i nie wymusisz odkrywania innych niemiłych stron historii”.

Borusewicz nie odpowiada – jako marszałek Senatu jest w tym czasie w trakcie tygodniowego wyjazdu do Mongolii. A Wałęsa wydaje oświadczenie, że nie będzie się już wypowiadał na temat Borusewicza. I dodaje, że… zaistniała sytuacja miała związek z „atakami grup m.in. homoseksualnych”, które to „podawały kłamliwe, nieprawdziwe fakty na mój temat”.
Znajomi Wałęsy pytają, po cholerę to wszystko. Lech zwariował, czy co?

KTO TO JEST PRZYJACIEL

Osoba, która bywa w domu Wałęsów, zgadza się na spotkanie w jednej z gdańskich restauracji.

– Czy jakaś choroba ma wpływ na zachowanie Lecha? Nie, no bez żartów – mówi. – On jest już kilka lat po ciężkiej operacji serca, której poddał się w Stanach. Na pewno powinien wystrzegać się stresu.
– Podobno był to bardzo skomplikowany zabieg – dodaje. – Gdyby nie amerykańscy lekarze, mógłby już nie żyć. Od pewnego czasu zdarza mu się mówić o śmierci i o tym, że jest coraz bardziej ciekaw „tego, co po drugiej stronie”.

Tylko czy to ma coś wspólnego z jego zachowaniem? – Raczej już cukrzyca, choć wątpię – mówi bywalec domu na ul. Polanki. – Wiadomo, że na nią cierpi, taką ani lekką, ani ostrą. To najwyżej powoduje jakieś skoki aktywności, zależnie od poziomu cukru – raz przysypia, a potem zrywa się i próbuje nadrabiać aktywnością. Nie, tu nie chodzi o chorobę. Wałęsa płaci teraz za całe swoje życie: wieloletni stres, dystans i podejrzliwość wobec ludzi, bez których zginąłby w polityce. Przecież on praktycznie nie ma przyjaciół, choć kiedyś prawie każdy chciał być jego przyjacielem. Poszukaj w książce Danki, „Marzenia i tajemnice”, tam wszystko jest opisane. Ona była tylko na obrzeżach polityki, patrzyła zza ramienia męża, ale też zapłaciła swoją cenę.

Na stronie 382. Danuta Wałęsowa opisuje, jak jeden z najbliższych współpracowników Lecha, stały bywalec domu, zmienił nagle front i w wyborach prezydenckich zaczął służyć innemu politykowi. „To zdarzenie nauczyło mnie, że nie można ufać do końca nawet najbliższemu przyjacielowi”. – No więc pomyśl, co się musi dziać w głowie jej męża – komentuje mój rozmówca.

W innym miejscu pani Danuta pisze o mężu w kontekście relacji z Mieczysławem Wachowskim: „Mietek był kiedyś moim przyjacielem. I takiego przyjaciela w tamtych trudnych czasach stanu wojennego każdemu można życzyć. Natomiast nie wiem, czy mąż powiedziałby, że Mietek był jego przyjacielem. Nawet nie wiem, czy mąż rozumie, kim jest przyjaciel”.

Prawie każdy w Polsce zna historię Wałęsów. Oboje są ze wsi, jadą do Gdańska za pracą, zaczynają ze sobą chodzić, zakładają rodzinę. Żyliby tak jak miliony innych Polaków, ale Lech ma buntowniczą duszę. Najpierw grudzień 1970, milicja i wojsko strzelają do tłumów, padają zabici i ranni. Wałęsa angażuje się w działalność opozycji. Bezpieka jest groźna, ma swoich agentów – nikomu nie można ufać. Lech i Danuta mają piątkę dzieci, gdy wybucha Sierpień.

Lęk i niepewność stanu wojennego. Nobel dla Lecha, odebrany w Oslo przez Danutę. Okrągły Stół. Konflikt z czołowymi doradcami Solidarności, którzy w wyborach prezydenckich zdecydowali się postawić na Tadeusza Mazowieckiego.
Danuta Wałęsowa: „Myślę, że krąg warszawski namówił pana Tadeusza na kandydowanie i w ten sposób przeciwstawił jego i męża. Nic nowego, ta grupa warszawska zawsze była przeciwko mojemu mężowi. Jak już mówiłam, oni uważali go za kogoś z niższej klasy, z ludu, kto nie powinien być z nimi, z elitami. Ale pomylili się, podobnie jak wielu innych się pomyliło, nie doceniając siły Wałęsy w tamtym czasie”.

Rok 1990. Wałęsa zostaje prezydentem. Z łatwością prowokuje polityczne konflikty, w końcu sam padnie ofiarą takiego stylu rządzenia – następne wybory wygra Aleksander Kwaśniewski.

Współpracowników traktuje jak „zderzaki”. Przez długi czas wyjątkiem jest Wachowski, który – jak zauważa Danuta Wałęsowa – miał zwyczaj mawiać: „Wodzu, ty jesteś wielki, wiesz wszystko najlepiej”.

CZŁOWIEK

DWÓCH NAŁOGÓW

Od porażki w walce o drugą kadencję – rok 1995 – jest w zasadzie politycznym emerytem. Stanie jeszcze do walki podczas następnych wyborów, ale zbierze niecałe 2 proc. głosów.

„Po co mu to było? – zastanawia się Danuta. – Jak znam Wałęsę, jeśli jeszcze go znam, chciał sprawdzić, na jakie poparcie może liczyć. Ja bym nie sprawdzała. Z prozaicznych powodów: zupełnie inne czasy, zupełnie inni ludzie, zupełnie inna sytuacja. Nie było sensu się wypalać. Lecz polityka potrafi uzależnić. (…) On czasem powtarza: »Ja tutaj jeszcze jestem, ja jeszcze coś mogę«. A nieprawda, nic nie może, bo sytuacja jest inna”.

W 1996 r. Wałęsowie zdecydowali o budowie nowego domu. Danuta wierzyła, że inwestycja „obudzi męża” do życia w rodzinie. „Poniekąd tak było, lecz myślami był nadal gdzie indziej. Nie wyczuwałam silnego emocjonalnego zaangażowania, jakie powinno przecież towarzyszyć budowie od podstaw pierwszego naszego domu. Pozostał w świecie polityki”.

Wałęsa jest legendą i atrakcją bardziej w świecie niż w Polsce. Wciąż jest zapraszany przez zagraniczne instytucje. Te wyjazdy podtrzymują jego prestiż i są źródłem sporych dochodów, dzięki którym w dużej mierze utrzymuje Instytut Lecha Wałęsy w Warszawie i swoje gdańskie biuro. W wojażach spędza rocznie nawet 90 dni.

Co robi, gdy jest w kraju? Były prezydent budzi się w domu w Oliwie, je śniadanie i wsiada do samochodu, by na godz. 9.00, najpóźniej 9.30 być w biurze. Siedzibę ma na starówce, najwyższe piętro w Zielonej Bramie – reprezentacyjny gmach nad Motławą. Najpierw windą, potem jeszcze jedna kondygnacja po schodach. Goście już czekają. Załatwia ich najszybciej, jak się da, czasem ostentacyjnie zerka na zegarek. Dziennikarzy traktuje twardo: „Jakieś konkretne pytania, bo jeśli nie, to kończymy…”.

Potem już tylko biurowe tête à tête z komputerem. Mniej więcej do godz. 14.00, bo wtedy jedzie do domu na obiad. Jeśli nie ma umówionego spotkania – ucina sobie drzemkę. Bywa, że w sezonie coś zrobi w ogrodzie, oczyści oczko wodne. Bez względu na porę roku jedno jest pewne: gdy tylko znajdzie wolną chwilę, zamyka się w gabinecie i włącza komputer.
Nie tylko koresponduje z Polakami z całego świata, ale prowadzi bloga. Patrzy uważnie, co nowego wysmażyły o nim media. Wpada w irytację, gdy uzna, że coś jest ukazane niesprawiedliwie. Komentuje od razu albo czeka, aż jakiś dziennikarz zgłosi się i poprosi o wypowiedź.

– Jest uzależniony od komputera – przyznaje Jerzy Borowczak, uczestnik Sierpnia, „przyboczny” Lecha Wałęsy, dziś poseł PO. – Sam nawet zaprojektował i wykonał na własny użytek samochodowy stolik pod komputer. Wszystko oparte na powyginanym metalowym pręcie, który należy zaczepić przy zagłówku któregoś z przednich siedzeń.

ZMĘCZONY I ROZGORYCZONY

Danuta Wałęsowa pamięta, że 10 lat temu – gdy zbliżały się 60. urodziny Lecha – poczuła, iż zaczęło go ciągnąć do domu i rodziny. „Nawet czasami mówił, że trzeba z tą polityką skończyć. Ale jednak się nie zmienił. Znalazł nowe zajęcie, nową pasję, a nawet coś więcej niż pasję: coś, co niemal całkowicie go pochłonęło i pochłania. Wcześniej przez wiele lat wędkował i był z tego znany. Po skończonej prezydenturze rzadko jeździł na ryby. Z czasem w ogóle stracił zainteresowanie łowieniem ryb, zaczął zajmować się komputerami oraz internetem”.

Szczytem wszystkiego było, gdy Lech przyszedł do żony i zaproponował jej, żeby w domu porozmawiali przez Skype’a, będąc w pokojach na różnych piętrach.

Pani Danuta przyznaje: „Wiem, że internet zastąpił mu spotkania z ludźmi, wiece i dyskusje, w których brał udział od 1980 r. aż po prezydenturę. Lecz mam prawo nienawidzić komputera, ponieważ, niestety, maszyna okazała się ważniejsza niż drugi człowiek”.

Lech często narzeka na zmęczenie. Żona to rozumie – przecież we wrześniu skończy 70 lat. Ma jednak pretensje, gdy wie, że Lech zmarnował wiele godzin w sieci. „Jesteś zmęczony? Tak, ale co konkretnego zrobiłeś? Ja zasiałam marchewkę, która wzejdzie za trzy tygodnie, a za dwa miesiące urośnie. A ty? Godzinami stukałeś w klawiaturę komputera. Przecież to jest bez sensu”.

Wałęsa potrafi zarwać noc, słuchając Radia Maryja – chce wiedzieć, co ma do powiedzenia jeden z jego największych wrogów: o. Rydzyk.
Kiedyś Lech miał gdzieś jechać wcześnie rano. Żona obudziła się o 4.40, pomyślała, że jak za stoczniowych czasów przygotuje mu śniadanie i przez godzinkę będą mogli porozmawiać przy herbacie. „Ależ byłam naiwna!

Zaczął mi opowiadać, o czym w nocy mówił Rydzyk… Zdenerwowałam się: »Człowieku, co ty opowiadasz?! Znów całą noc słuchałeś radia?! Nie po to wstałam bladym świtem, żeby słuchać o Rydzyku i twojej polityce«”.
Taki jest świat Wałęsy. Wciąż w internecie, czasem z uchem przy radiu, czasem z pilotem telewizora w ręce. Ciągle w gotowości, by wejść w polityczny spór lub bronić swojego dobrego imienia. Nie sypiał po nocach, gdy ruszyła na niego lustracyjna nagonka.

– Te oskarżenia o współpracę z SB, o to, że był „Bolkiem”, kosztowały go dużo nerwów – zauważa Jerzy Borowczak. – To narastało rok po roku, aż skumulowało się i wybuchło przy Borusewiczu. Najpierw dawni koledzy i koleżanki z opozycji, którzy poszli inną drogą. Potem lustratorzy z IPN. Książki Cenckiewicza i Gontarczyka, książka Zyzaka. Lech przejęty, wścieka się, że bzdury, i trzeba na to odpowiadać. Od dawna mu mówię: „Wodzu, daj spokój. Takie Zyzaki robią na tobie karierę. Nie pomagaj im w tym, odpuść sobie”.

STRAJK Z PRZODU I Z TYŁU

Początek maja. Henryka Krzywonos, uczestniczka Sierpnia w Stoczni Gdańskiej, udziela wywiadu tygodnikowi „Wprost”. Podobnie jak Wałęsa, dla dziennikarzy jest atrakcyjna, bo ma niewyparzony język. Zawsze miała.

– To przecież Henia wtedy tak krzyczała, gdy Stocznia chciała już kończyć, a sporo mniejszych zakładów wciąż protestowało – przypomina Borowczak. – Darła się wniebogłosy, aż uszy, cholera, bolały. „Sprzedaliście nas! Teraz wytłuką nas jak pluskwy!”. No i Wałęsa zarządził: zostajemy, robimy strajk solidarnościowy. Moment zwrotny, bez tego nie byłoby Sierpnia, który zatrząsł Moskwą i Waszyngtonem. Ona była tramwajarką z gdańskiego ZKM, zbuntowana, ostra. Przyszła, nikogo nie pytając o zgodę.

Wałęsa mówi: „Dawać ją do komitetu strajkowego”. A na to dwaj przedstawiciele ZKM, wybrani demokratycznie przez załogę, że ona przecież nie ma mandatu, by kogokolwiek reprezentować. Wałęsa nie odpuścił: „Nie szkodzi, dawać ją, bo dobrze umie krzyczeć”.

Tak więc po prawie 33 latach od tamtych wydarzeń do Krzywonos zgłasza się dziennikarka i prosi o wywiad. Pretekstem jest zbliżająca się > premiera filmu Andrzeja Wajdy „Wałęsa”. W Warszawie niektórzy widzieli już wstępną wersję.

„Rywalizacja była od początku – mówi pani Henryka. – Ale na wózek wchodził tylko Wałęsa. Walentynowicz nie. Wałęsa miał dar przekonywania, więc został przewodniczącym. Jednak tak naprawdę to mieliśmy przewodniczącego. Był nim Bogdan Borusewicz. Nieujawniony przewodniczący. Przecież to Borusewicz kręcił tym strajkiem”. „Pierwszy raz to zdanie pani powiedziała” – stwierdza dziennikarka. „Nie, wiele razy mówiłam. Ale nikt tego nie publikował. Nikt nie słuchał. Mózgiem był Borusewicz. To on kierował wszystkim”.

Wałęsa czyta te słowa i można sobie tylko wyobrazić, jak opanowuje go wściekłość. Bo są to słowa niesprawiedliwe. Z wywiadu Krzywonos łatwo wywnioskować, że był jak marionetka pokazywana tłumowi, ale znajdująca się w rękach Borusewicza. Wystarczy jednak obejrzeć archiwalne filmy z Sierpnia: Wałęsa sam podejmuje decyzje, przemawia jak natchniony, decyduje, komu udzielić głosu, komu nie. Ma niesamowity refleks, cięte riposty.

Z dużym opóźnieniem, po powrocie z Mongolii, zabiera w tej sprawie głos Bogdan Borusewicz: „Ja ten strajk przygotowałem, podjąłem decyzję o jego przeprowadzeniu i namówiłem Lecha, żeby w ten strajk wszedł. Ale to nie oznacza, że stworzyłem przywódcę tego strajku, Lecha Wałęsę. On musiał mieć i miał cechy przywódcze. Te cechy przywódcze wykazał. Lech Wałęsa ciągnął ten strajk, ja z tyłu pchałem ten strajk”.

DZIŚ O NIC NIE PYTA

Pozostaje niesmak, czasem zdziwienie, u wielu rozbawienie. Internauci używają sobie na Wałęsie w anonimowych komentarzach. Zresztą nie tylko na nim, ale na całej „styropianowej” opozycji.

Wypowiedzi dawnych działaczy o zachowaniu Lecha też są często ostre. Niektórzy czują się osobiście dotknięci, że posunął się do insynuacji, iż Borusewicz mógł mieć jakieś związki z SB. Trudno też, żeby się podobało to, co powiedział o Henryce Krzywonos: że nie miała mózgu.

Są jednak również tacy, którzy wskazują na okoliczności łagodzące. „Ja współczuję Wałęsie – mówi w TVN Władysław Frasyniuk. – On jest od 20 lat samotnym człowiekiem. Ciągle się zmaga z tą swoją historią »Bolka«. Cały czas czuje się zaszczuty. Jak go zapraszacie do telewizji, to ja mam wrażenie, że on nie słucha waszych pytań, tylko reaguje podświadomie, spodziewając się, że zostanie zaatakowany”.

Relacje Wałęsy z mediami to osobny temat. Potrzebuje ich, by potwierdzić, że nadal ma coś do powiedzenia. Ufa swojemu doświadczeniu i wydaje mu się, że tak jak 30 czy 20 lat temu panuje nad przebiegiem rozmów z dziennikarzami.
– Jemu wydaje się, że nadal kręci mediami – mówi reporter jednej z dużych stacji telewizyjnych. – A prawda jest taka, że to dziennikarze nauczyli się wykorzystywać Wałęsę.

Przychodzą jakieś młode stażystki, które nie mają pojęcia, czym był Sierpień, ale wiedzą, że ten siwy pan z wąsami chętnie wypowiada się na każdy temat i centrala w Warszawie to bierze. Liczy się rozgłos, oglądalność. Im głupszą rzecz Wałęsa powie, tym lepiej. A on wierzy, że komuś chodzi o prawdę, jego prawdę. Gdy byłem dzieckiem, w schyłkowym PRL, mieszkałem na Zaspie i widywałem tego volkswagena „ogóra”, którym jeździł. Jaką nadzieję on wtedy dawał ludziom! Powiedziałem mu o tym niedawno przy jakiejś okazji. Przez chwilę widziałem łzy w jego oczach.

Dziennikarze, którzy bywają w gdańskim biurze Wałęsy, widzą jedno: nie ma wokół nikogo, kto byłby w stanie doradzać mu, co warto zrobić, a czego nie. Żona skarży się w książce: „Zdarzało się, że mąż czasem pytał mnie o zdanie. Dziś niemal o nic nie pyta”. Obsługa biura składa się z trzech niemłodych i bardzo kulturalnych pań, które są fankami Wałęsy. Współpracowników, którzy umieli być krytyczni, dawno się pozbył.

Danuta Wałęsowa: „Mąż nie powinien wszystkiego komentować, w szczególności jakichś drobiazgów. Wałęsa powinien komentować poważne sprawy, poważną politykę. Dziennikarze czasami dzwonią do domu, ja staram się wówczas ograniczać kontakt z mężem. Nie wszyscy dziennikarze mają numer domowy, ale część ma. Jeśli mówią, na jaki temat chcą rozmawiać, odpowiadam, że na ten temat mąż nie będzie się wypowiadał. Cóż, jeśli sam odbierze, komentuje praktycznie wszystko. Moje postępowanie wynika z troski o męża.

Mąż twierdzi, że nadal ma wiele pomysłów i nadal wie, jak w kraju można rozwiązać wiele problemów. No tak, ale gdyby potrafił z kimś przedyskutować, co jest dobre, ale nie tylko dla niego, lecz dla wszystkich. Wtedy miałoby to sens. Jest jedna, jedyna rzecz, której ja bym nie chciała. Nie chciałabym, żeby się skompromitował”.

ROMAN DASZCZYŃSKI – jest dziennikarzem trójmiejskiego oddziału „Gazety Wyborczej”.

W najnowszym “Tygodniku Powszechnym” :

Ks. Wojciech Lemański: Nie chcę milczeć
Paweł Bravo, Andrzej Franaszek, Krzysztof Varga: Kto nam ukradł literaturę?
In vitro: krokodyle łzy arcybiskupa
Ks. Adam Boniecki o męczenniku-ofierze mafii
Stefan Chwin: Miłosz i zło
Grzegorz Turnau na stulecie Jerzego Wasowskiego
Felieton Andrzeja Stasiuka

Zaprenumeruj e-tygodnik!

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code