Tygodnik "Echo Katolickie"

Sanktuarium wiary i ufności

Spread the love

Sanktuarium wiary i ufności

Pratulin Miejsce kultu podlaskich męczenników

Agnieszka Wawryniuk

Nie ma tu komercji i wielkich tłumów, są za to cisza i spokój. Przybywających uderza prostota, subtelne piękno i czar przyrody. Wyjeżdżają stąd z wielką lekcją wiary.

Sanktuarium bł. Męczenników Podlaskich w Pratulinie jest znane nie tylko w diecezji siedleckiej i jej okolicach. Do tej niewielkiej wioski przyjeżdżają dziś ludzie z całej Polski. Świadczą o tym chociażby wpisy w pamiątkowej księdze umieszczonej niedaleko drzwi wejściowych. Co, a może kto, ich tu sprowadza?
– Ziemia pratulińska jest przesiąknięta potem i krwią męczenników.

Pielgrzymi, którzy tu przyjeżdżają, dowiadują się o losach tych prostych ludzi i są zaskoczeni ich postawą. Mówią, że taki przykład życia i męczeństwa jest dla nich potrzebny, zwłaszcza dziś. Kiedy dowiadują się, jak unici bronili swojej wiary, uświadamiają sobie, że żyją w pięknych czasach i mają za co dziękować Panu Bogu. Twierdzą, że sami chyba nie byliby w stanie zaświadczyć o takim przywiązaniu do Kościoła i do Polski.

Pratulin to miejsce szczególne nie tylko dla tych, którzy chcą się czegoś dowiedzieć o unitach. Będąc tutaj, można także uczyć się heroizmu oraz tego, jak bronić wartości, które są fundamentalne w każdym czasie i dla każdego człowieka – mówi ks. Marek Kot, proboszcz i kustosz pratulińskiego sanktuarium.

Coraz więcej…

Ks. M. Kot pracuje w Pratulinie od 2007 r. Przyznaje, że odkąd w sanktuarium pojawił się zabytkowy kościół ze Stanina, ruch pielgrzymkowy przybrał na sile. – Dziś nie ma dnia bez pielgrzymów. Przybywają w grupach i indywidualnie. Przyjeżdżają dzieci, młodzież i osoby dorosłe. Wiele z nich o naszym sanktuarium dowiedziało się z mediów. Kiedy wysiadają z pojazdów i zwiedzają okolice, utwierdzają się w przekonaniu, że Pratulin jest bardzo piękny – opowiada kustosz.
Pielgrzymi odwiedzają parafialny kościół, zwiedzają drewnianą świątynię, spacerują po parku i oddają się medytacji. Wielu z nich modli się też przed poszczególnymi stacjami drogi krzyżowej.

Coraz piękniej…

Pratulin zmienia swoje oblicze. Jakiś czas temu na miejscu męczeństwa Wincentego Lewoniuka i jego towarzyszy stanął drewniany XVIII-wieczny kościół przewieziony z parafii Stanin. Świątynia została gruntownie odnowiona i będzie centrum religijno-muzealnym. Wokół niej utworzono rozległy park ze stawem i alejkami spacerowymi. Ustawiono tam również słupowe kapliczki, poświęcone poszczególnym męczennikom. Nie są jeszcze w pełni gotowe. Jak zapowiedział ks. M. Kot, ich fundatorami będą dawne unickie parafie. – W ten sposób chcemy przypomnieć pielgrzymom, że unici mieszkali i oddawali życie nie tylko w Pratulinie, ale na całym Podlasiu – dodaje.

W miejscu, gdzie obecnie stoi drewniana świątynia, dawniej znajdowała się unicka cerkiew, której bronili pratulińscy męczennicy. Dziś ten plac jest uporządkowany i godnie upamiętniony. Oficjalne otwarcie muzeum poświeconego unitom zostało przewidziane na 6 października tego roku.

Warto przyjechać

Sanktuarium w Pratulinie nie doczekało się jeszcze domu pielgrzyma. Jego budowę zaplanowano na kolejne lata. Póki co ci, którzy chcą zatrzymać się tu na dłużej, mogą skorzystać z dość licznych ofert gospodarstw agroturystycznych.
– Nasza parafialna świątynia otwarta jest codziennie, od 8.00 do 21.00. W dni powszednie spotykamy się na Mszy św. o 18.00, zaś w niedzielę i święta o 8.00 i 12.00. Dodam, że 23 dnia każdego miesiąca odprawiamy też nowennę do bł. męczenników. Eucharystię celebrujemy wtedy o 18.00 – informuje kustosz.

Pratulin cenią zarówno ludzie świeccy, jak i osoby duchowne. – To wyjątkowe miejsce. Zawsze przyjeżdżam tu z przyjemnością i nie tylko po to, by odwiedzić księdza kustosza, który jest moim kolegą. W ubiegłym roku przeszedłem całą drogę krzyżową i modliłem się na miejscu, w którym dawniej pochowani byli nasi męczennicy. W tym roku czytałem ich życiorysy.

Tych 13 młodych mężczyzn zginęło nieprzypadkowo. Oni wiedzieli, co ich czeka. Niektórzy, idąc bronić cerkwi, ubierali się odświętnie i żegnali z bliskimi. Ich świadectwo wiary oraz męczeństwo przemawiają bardzo mocno. Zachęcam wszystkich, którzy mają taką możliwość, aby tu przyjechali i poznali historię tych niezwykłych ludzi – mówi ks. Andrzej Duklewski, proboszcz katolickiej parafii w Tomsku na Syberii.

Nie oceniam, wierzę…

Uniccy męczennicy są skarbem wszystkich parafian z Pratulina. Oni gorąco i głęboko wierzą w to, że bł. Wincenty Lewoniuk i jego towarzysze orędują za nimi w niebie. Mieszkańcy okolicznych wiosek modlą się za ich przyczyną i doznają wielu łask. Nie mówią o tym głośno, bo nie chcą rozgłosu. Wszystko chowają w sercu. Jedną z osób, która ufa w pomoc błogosławionych męczenników, jest Anna Sereda.

– Do unitów modliłam się ja i moi rodzice, zawsze doznawaliśmy dzięki ich wstawiennictwu wielu łask. Oni opiekują się nie tylko Pratulinem, ale też całą diecezją siedlecką. Modlę się przez ich wstawiennictwo codziennie. Robię to w domu i w kościele. Codziennie uczestniczę we Mszy św. Nie wiem, jak oceniać to, czego dzięki nim doznałam. Ja nie oceniam, ja po prostu wierzę, że oni nam pomagają i ciągle proszę ich o wsparcie – podkreśla moja rozmówczyni.

Moc z wysoka

Pani Anna ma 80 lat i mieszka w Łęgach, oddalonych od Pratulina o kilka kilometrów. Nie wygląda na swoje lata. W jej pięknych niebieskich oczach widać radość życia. Otwarcie opowiada o trudnych wydarzeniach, które przetrwała dzięki unitom.

Kiedy była młodą, 17-letnią, dziewczyną, na jej szyi pojawiło się wielkie szpecące wole. Lekarze kazali czekać z operacją do 20 roku życia… a ona modliła się do męczenników i przykładała ziemię z ich mogiły do chorego miejsca. Jak wspomina, tak bardzo nie lubiła swojego wyglądu, że nawet podczas czesania i ubierania nie używała lustra. Pewnego ranka, po tajemniczym śnie, obudziła się i mimowolnie zerknęła na swoje odbicie. Spostrzegła, że ma zdrową i piękną szyję. – Poszłam do mamy, objęłyśmy się i zaczęłyśmy ze łzami dziękować Bogu i męczennikom – wspomina.

Potem prosiła unitów o zdrowie dla swojego pierwszego dziecka; kilkadziesiąt lat później błagała o ratunek dla kolejnego syna, który ucierpiał w groźnym wypadku. – Zamówiłam Mszę św., a w domu zaczęliśmy odmawiać nowennę do unitów. Na modlitwę schodzili się wszyscy znajomi. Syn przez te dni był nieprzytomny. Kiedy kończyliśmy nowennę, zadzwonił telefon. Synowa, która podniosłą słuchawkę, usłyszała, że syn już się obudził. Zapytała, z kim rozmawia. Usłyszała: „kolega ze szpitala”. Dopiero później doszło do nas, że nie mieliśmy tam nikogo znajomego – opowiada.

Guz zniknął

Wspomina też o kolejnym synu, który podczas prac przy kryciu dachu został ranny w oko. Lekarze nie dawali mu szans na to, że będzie normalnie widział. – Nie wierzył w to, co mówiono. Powtarzał: „dziś jest 23, a więc dzień poświecony męczennikom, ja będę widział, nic mi nie będzie”. Nie zawiódł się – mówi pani Anna.

Moja rozmówczyni wspomina też o tym, czego doświadczyła w ubiegłym roku. – Na moim ramieniu pojawił się guz. Na początku nie zwracałam na niego uwagi. Do lekarza poszłam dopiero wtedy, gdy narośl miała wielkość jabłka. Bolała mnie całą ręka, miałam gorączkę. Lekarze zastanawiali się nad operacją. Zaczęłam się modlić, a koleżanki zamówiły za mnie Mszę św. Wszyscy znajomi prosili przez męczenników o moje zdrowie, a ja… nawet nie zauważyłam, kiedy guz zniknął – opowiada A. Sereda. Jej uzdrowienie zostało poparte dokumentacją medyczną. Mieszkanka Łęgów przekonuje, że nikt, kto prosi o ratunek błogosławionych unitów, nie odejdzie bez pomocy.

Każde sanktuarium ma swój symbol, obraz czy miejsce. W przypadku Pratulina tym znakiem jest wiara w Boga. Można jej tu doświadczyć wszystkimi zmysłami. Można o niej słuchać, można zobaczyć, a nawet dotknąć. Bł. W. Lewoniuk i jego towarzysze nie tylko pokazują, jak żyć, wierzyć i kochać Polskę. Tym, którzy zaufali Bogu i proszą Go pokornie o potrzebne łaski przez ich wstawiennictwo, wypraszają uzdrowienia, nawrócenia i upragnione dzieci. To nasze podlaskie duchowe bogactwo, które nigdy się nie skończy. Wypada więc z niego korzystać i dzielić się nim z innymi…

Agnieszka Wawryniuk

Źródło: Tygodnika „Echo Katolickie”(Nr. 32. 2012)

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code