Tygodnik "Echo Katolickie"

Rzucona na głęboką wodę

Spread the love

Rzucona na głęboką wodę

O pracy nad biografią św. siostry Faustyny Kowalskiej

Rozmowa z Ewą K. Czaczkowską, dziennikarką „Rzeczpospolitej” i portalu Areopag21.pl, historyk, autorką biografii prymasa Stefana Wyszyńskiego i ks. Jerzego Popiełuszki.

Dlaczego zainteresowała się Pani osobą św. Faustyny Kowalskiej?

Siostra Faustyna i orędzie o Bożym Miłosierdziu są mi bliskie od dawna, od kilkunastu lat. Pracując nad książką o kardynale Wyszyńskim, myślałam, że tak naprawdę jedyną biografią, jaką chciałabym w życiu napisać, jest ta o s. Faustynie. Ale nic nie robiłam w tym kierunku, zresztą tak jak w przypadku poprzednich książek. Kiedy więc miesiąc po publikacji biografii prymasa odebrałam telefon z wydawnictwa Znak z propozycją napisania biografii Faustyny – zdziwiłam się i zarazem bardzo ucieszyłam z tego zrządzenia losu.

To była trudna praca?

W porównaniu z pracą nad książką o kardynale Wyszyńskim nie była trudna, albo raczej – zupełnie inna. Tamta książka wymagała przewertowania ogromu dokumentów. O s. Faustynie nie ma zbyt wielu materiałów historycznych. Jest, owszem, sporo wspomnień sióstr i innych osób, które ją znały, oczywiście Dzienniczek, korespondencja s. Faustyny. Odwiedziłam też wszystkie miejsca, w których żyła Faustyna. Zbieranie materiałów nie przynosiło mi trudności, przeciwnie – było fascynujące. Dzięki pracy nad książką dowiedziałam się wiele więcej o życiu s. Faustyny niż wiedziałam przystępując do niej. To nie był trud, a wspaniała przygoda.

Treść książki ułożona jest „stacjami” – według miejsc, w których s. Faustyna przebywała, poczynając od rodzinnego Głogowca aż po łagiewnicki klasztor, gdzie w 1938 r. zmarła. Dlaczego?

Coraz więcej osób jeździ szlakiem życia św. Faustyny. Ja również, jeszcze zanim zajęłam się pracą nad książką, odwiedzałam niektóre z tych miejsc. Pomyślałam, że taki układ pomoże odwiedzającym lepiej poznać to, co wydarzyło się w danym miejscu w życiu s. Faustyny, jakie miała tam objawienia, przeżycia mistyczne, jak opisała je w Dzienniczku. Nie pozostawiam tego wszystkiego w próżni – ale pokazuję na szerszym tle społecznym i historycznym.

Czy katolicy, patrząc na obraz Jezusa Miłosiernego, wiedzą, jak powstał? Jaka jest wiedza Polaków o Faustynie?

Nie sądzę, by wielu wiedziało jak powstał obraz, ale chyba wielu łączy obraz i orędzie o Bożym Miłosierdziu ze św. Faustyną. Kilka lat temu OBOP zapytał Polaków o „nowych” polskich świętych. Wygrała s. Faustyna, na którą wskazała ponad jedna trzecia pytanych, jednak wielu nie potrafiło wymienić żadnej postaci. Ale zainteresowanie, z jakim spotyka się książka, jest dla mnie dowodem na to, że św. Faustyna stała się bliska bardzo wielu osobom. Może nie zawsze znają dokładnie jej życie, które – mam nadzieję – książka przybliży, ale czują z nią więź duchową.

Ale przecież na początku nic nie wskazywało, że będzie świętą. Droga do świętości w jej przypadku wcale nie należała do łatwych…
Nie należy mylić świętości s. Faustyny z objawieniami. Nie to, że miała objawienia decydowało o jej świętości, ale to, że umiała złączyć wolę swoją z wolą Boga. Do tego też dochodziła powoli, mimo iż świętą pragnęła być od dziecka. Natomiast trudności, jakich doznawała od ludzi w związku z objawieniami, pomagały oczyścić się jej z ziemskich ułomności. Co do objawień, to istotnie, początkowo nikt nie wierzył, że objawia się jej Jezus.

Dopiero po dwóch latach poznała ks. Michała Sopoćkę, dziś błogosławionego, który bardzo pomógł jej w szerzeniu orędzia o Bożym Miłosierdziu. Ale wcześniej, kiedy mówiła o tym swoim przełożonym, spowiednikom, spotykała się z bardzo różnymi reakcjami. Czasem wręcz z odrzuceniem, pomówieniem o histerię, fantazjowanie itp. Niektóre siostry nie zmieniły opinii do końca jej życia. Ale trzeba też pamiętać, że mieć mistyka w zakonie wcale nie jest łatwą sprawą. Proszę sobie wyobrazić: przychodzi do przełożonej czy spowiednika młoda zakonnica i mówi, że objawił się jej Jezus, który każe namalować obraz oraz ustanowić nowe święto w Kościele. Dla przełożonych, wśród których były i bardzo s. Faustynie pomocne, to była wielka trudność.

Kościół przecież musi zachować ostrożność w takich przypadkach…

Oczywiście. Ktoś obliczył, że od 1933 r. do 1989 r. zarejestrowano w Kościele katolickim aż 366 objawień maryjnych. Za prawdziwe uznano zaledwie kilka lub kilkanaście. Objawienia mogą mieć bowiem różne podłoże duchowe i psychiczne, często są po prostu przejawem choroby psychicznej. Kościół musi więc zbadać, czy taka osoba jest zdrowa, z jakich powodów głosi, że ma objawienia i najważniejsze – musi sprawdzić, czy są one zgodne z objawieniem publicznym, czyli tym, co zostało powiedziane o objawieniu się Jezusa w Piśmie św. Bo to objawienie jest jedyne i ostateczne, a prywatne nie mogą go zmieniać ani rozszerzać, ale jedynie wyjaśniać jakieś jego elementy. I tak jest z objawieniami s. Faustyny, które nie wykroczyły poza Pismo św., tylko wydobyły na nowo prawdę o miłości miłosiernej Boga.

I Faustyna – mimo doznawanych trudności, momentów zwątpienia – wytrwale głosiła orędzie o Bożym Miłosierdziu.

Tak, szczególnie trudny był dla niej okres od lutego 1931 r., czyli pierwszego objawienia Jezusa z orędziem o Bożym Miłosierdziu, do poznania ks. M. Sopoćki. Z jednej strony był Jezus, który się jej ukazywał i nakazał namalować obraz oraz ustanowić w Kościele święto Bożego Miłosierdzia, a z drugiej byli przełożeni, którzy mówili: to może być zły duch. To powodowało w niej rozdarcie. Podołała swojemu zadaniu, ale nie bez cierpienia. Była człowiekiem i wiele oskarżeń, niesprawiedliwości zwyczajnie ją dotykało. Musiała nauczyć się znosić to wszystko w miłości.

Co podczas pracy nad biografią zaskoczyło Panią?

Było dla mnie zaskakujące, że Jezus, nakładając na ramiona Faustyny tak poważne zadanie, nie ułatwiał jego wykonania. To nie była droga usłana różami. Zdumiał mnie też fakt, jak bardzo s. Faustyna była osobą silną, pragmatyczną i trzeźwo stąpającą po ziemi. To nie była jakaś ulotna, cukierkowata i bujająca w obłokach święta. Życie Faustyny było bardzo trudne, pełne cierpień zewnętrznych i wewnętrznych.

Czy nasz sposób patrzenia na św. Faustynę – prostą dziewczynę, której objawił się Jezus – jest właściwy?

Mam wrażenie, że za mało wyjaśnia się, na czym polegał mistycyzm s. Faustyny. Wizje i objawienia to była tylko część jej drogi mistycznej. Faustyna osiągnęła najwyższe stany mistyczne, jakich może dostąpić człowiek na ziemi. Przeszła wszystkie etapy, które opisuje św. Jan od Krzyża. I chyba za mało się patrzy na Faustynę z tej perspektywy. Niektórym, a znam takie osoby także wśród duchownych, trudno przyjąć, że mogła być mistykiem tej rangi, co najwięksi z największych. Nie czytają Dzienniczka, bo myślą: cóż może powiedzieć tak prosta, nisko urodzona i niewykształcona zakonnica. Długie lata myślał tak również wybitny teolog ks. prof. Ignacy Różycki, aż wreszcie gdy sięgnął po Dzienniczek, nie oderwał od niego przez kilka lat, dokonując jego dokładnej teologicznej analizy.

Ale Dzienniczek nie jest łatwą lekturą…

To prawda. Ja też miałam z nim kiedyś trudności. Po raz pierwszy po Dzienniczek sięgnęłam w latach 90, ale wówczas go nie przeczytałam. Wtedy wydawał mi się, że jest napisany infantylnym językiem. Dopiero po latach, kiedy kolejny raz podjęłam się lektury, zrozumiałam, że problem nie tkwił w Dzienniczku, tylko we mnie. To ja nie byłam przygotowana duchowo do takiej literatury. Zdaję sobie sprawę, że język Dzienniczka może sprawiać trudność, a niektórych odpychać. Ale wiem też, że język mistyki jest językiem miłości. Nie ma innego, by wyrazić miłosne zjednoczenie duszy z Bogiem. Trzeba też brać pod uwagę, że na te opisy zawsze rzutuje osobowość mistyka, cały jego background. Inaczej więc opisuje stany mistyczne s. Faustyna jako niewykształcona kobieta, która nie znała teorii mistyki, a inaczej np. św. Jan od Krzyża czy Teresa z Avila.

Które z proroctw Faustyny zrobiło na Pani największe wrażenie?

„Świat już długo istnieć nie będzie” – powiedziała pod koniec życia. Zamarłam, gdy przeczytałam to pierwszy raz. Niedługo – co to znaczy? Trudno odgadnąć, bo czas w pojęciu św. Faustyny biegnie inaczej. Pisała na przykład, że w przyszłości nadejdzie moment, w którym kult Bożego Miłosierdzia będzie jakby „w zupełnym zniszczeniu”. Ten „moment”, czyli zakaz kultu, trwał… 20 lat.

Dziękuję za rozmowę.

JAG

Źródło: Tygodnika „Echo Katolickie”(Nr. 17. 2012)

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code