Kwartalnik eSPe

Single nigdy nie są samotni

Spread the love

Single nigdy nie są samotni

Z Dorothy Cummings McLean, autorką książki “Anielskie single” rozmawiała Urszula Pękala

Urszula Pękala: Dla niektórych polskich katolików słowo „singiel” ma wydźwięk negatywny – kojarzy się z egoizmem, niechęcią do przyjęcia odpowiedzialności za własne życie i za innych ludzi. Dlatego tytuł Pani książki –Anielskie single – może się okazać pewną prowokacją. Co ten tytuł oznacza? Kim są „anielskie single”?

Dorothy Cummings: Słowo „anielski” (seraphic) w języku angielskim oznacza kogoś, kto jest zadowolony, przepełniony wewnętrznym pokojem, szczęśliwy. W literaturze spotyka się wyrażenie „anielski uśmiech”, które oznacza uśmiech pełen pokoju i szczęścia. Singlom chciałabym powiedzieć, że osoba, która nie żyje w małżeństwie, może być szczęśliwa i spokojna, nie musi się martwić brakiem współmałżonka; że można cieszyć się wolnością, jaką daje życie w pojedynkę – wolnością będącą darem Boga.

A zatem Pani książka mówi o akceptacji życia przez singielkę czy singla?

Tak jest. Taką akceptację można osiągnąć jedynie wtedy, kiedy całkowicie zaufa się Bogu i powie: „W porządku, jeśli Bóg dał mi życie w pojedynkę – może tylko na pewien czas, ponieważ Bóg jest tajemniczy i nigdy nie wiemy, co się wydarzy – jeśli Bóg dał mi takie życie na teraz, będę się nim cieszyć jako darem i przeżywać je takim, jakim jest, w postawie wdzięczności, a nie odczuwać zawstydzenie czy skrępowanie z tego powodu.”

Kiedy zaczynała Pani prowadzić blog o „anielskich singlach”, który stał się podstawą książki, sama była Pani singielką. Redakcję książki kończyła Pani już jako mężatka. W książce wspomina Pani, że znalazła prawdziwą miłość po zaakceptowaniu życia samotnego. Czy to nie paradoks? Jak by to Pani wyjaśniła?

Mam na ten temat dwie teorie: teologiczną i świecką. Zacznę od tej ważniejszej, czyli teologicznej. Myślę, że od niektórych z nas Bóg oczekuje, abyśmy powiedzieli Mu szczerze całym sercem: „Twoja wola, nie moja, niech się dzieje”. Tylko jeśli dojdziemy do tego momentu, kiedy powiemy Bogu: „Ty jesteś pierwszy! Ty wiesz – ja nie wiem”, będziemy gotowi na ewentualny związek. To jest teoria teologiczna. Zgodnie z teorią świecką, ludzie lubią osoby szczęśliwe, pewne siebie. Jeśli ktoś jest zalękniony, skrępowany, wstydzi się swojej sytuacji, ludzie to rozpoznają, świadomie lub podświadomie.

Ludzi nie pociągają osoby zawstydzone, skrępowane. W ten sposób mogą być postrzegane nie tylko osoby ciche z natury, ale także te, które chcą stworzyć jakiś swój wizerunek na siłę – może zachowują się zbyt głośno, może ubierają się zbyt prowokacyjnie. Robienie szumu wokół własnej osoby i seksowne ciuchy nie świadczą o tym, że jest się szczęśliwym i świadomym własnej wartości. Myślę więc, że jeśli single akceptują wolę Boga i lubią swoje życie w pojedynkę, a w dodatku nie wstydzą się z tego powodu, to przyciągają do siebie innych ludzi. Dotyczy to szczególnie innych singli, które stwierdzają: „Chciałabym być tak szczęśliwa. Chciałbym być tak świadomy własnej wartości.”

Większość singli nie wybrała życia w pojedynkę świadomie i dobrowolnie. Ludzie z ich otoczenia, albo nawet sami single, postrzegają często tę sytuację jako chybione powołanie – single nie są bowiem ani małżonkami, ani księżmi, ani zakonnicami czy zakonnikami, czyli nie realizują żadnej drogi, kojarzonej powszechnie z powołaniem. To tak, jakby single nie potrafili rozeznać powołania. Ale czy bycie samotnym, pomimo że się nie wybrało takiego życia dobrowolnie, także nie jest powołaniem?

Uważam, że jest. Musimy pamiętać, że powołanie to nie zawód. To wezwanie. Bóg nas wzywa. A Bóg jest wolny; On niekoniecznie woła nas, kiedy mamy 22 lata. Kiedy kończymy studia, musimy wybrać jakiś zawód. Ale Bóg jest wolny; On nie działa według naszego planu, to my mamy działać według Jego planu. A zatem On nie musi nam dać jednego powołania raz na całe życie. Więc jeśli ludzie mówią: „Nie wybrałaś, nie wybrałeś, żadnego powołania”, osoba samotna może odpowiedzieć: „To nie ja mam wybrać, to Bóg ma mnie wezwać”. Oczekiwanie na Boże wezwanie jest oznaką wielkiego zaufania względem Boga.

Mówi Pani o oczekiwaniu. Czy to nie jest trochę ryzykowne podejście? Ktoś mógłby powiedzieć: „Nie muszę nic robić, wystarczy, że będę czekał.”

Myślę, że jest to taka sama sytuacja, jak z podstawowym powołaniem chrześcijańskim, które polega na tym, by każdego ranka po przebudzeniu wybierać Boga. Chrześcijanin zawsze nasłuchuje, by rozpoznać głos Boga, zawsze się rozgląda, szukając Boga wokół siebie, w swoim życiu. Podam przykład z własnego życia. W mojej książce napisałam o dzieciach, ponieważ za jedno z najtrudniejszych doświadczeń w życiu singielki uważam to, że nie ma w nim dzieci. A przecież kobieta jest powołana do macierzyństwa. Jan Paweł II mówił, że wszystkie kobiety są powołane do bycia matkami. Ja mam bratanicę, bratanka i siostrzeńca, a w Szkocji, gdzie mieszkam, opiekuję się polskimi i innymi zagranicznymi studentami, którzy przebywają z dala od swoich rodzin.

Żyję w małżeństwie dwa lata. Bóg nie zesłał mi jeszcze własnego potomstwa, ale czuję, że mam obowiązki wobec innych dzieci. Kiedy pisałam książkę, miałam tylko jednego siostrzeńca. Byłam otwarta na to, że Bóg może powołać mnie do małżeństwa i macierzyństwa w sensie ścisłym, ale częścią mojego życia jako singielki była pomoc siostrze przy jej synku. Jednocześnie spotykałam się z ludźmi, zastanawiałam się nad tym, jakie cechy czynią mężczyznę dobrym mężem, utrzymywałam przyjaźnie z osobami konsekrowanymi. To nie było bierne czekanie. To było czekanie aktywne.

Single muszą się mierzyć z jeszcze jednym problemem – ze swoim otoczeniem. Nie wiem, na ile dotyczy to też Szkocji i Kanady, Pani rodzinnego kraju. Własna rodzina lub przyjaciele twierdzą czasem, że single po prostu nie umieją znaleźć sobie współmałżonka. Single bywają też izolowani przez małżeństwa, a nawet przez najlepszą przyjaciółkę lub przyjaciela z chwilą, gdy ci znajdą sobie parę. Singli wykorzystuje się również w życiu zawodowym, na przykład oczekuje się od nich, że będą pracować w Wigilię, bo przecież nie mają rodziny. Jak sobie radzić z tymi postawami otoczenia?

To jest naprawdę problem, także w Kanadzie i w Stanach Zjednoczonych, że singli wykorzystuje się mówiąc im: „Nie masz dzieci, więc za to musisz więcej pracować”. Osoba samotna powinna czuć w sobie wolność, by powiedzieć: „Dobrze, mam na to czas”, ale również by powiedzieć: „Nie, nie mam czasu. Ja też mam rodzinę – mam matkę, ojca, siostry, braci. Chcę spędzić czas z nimi”. W środowisku kościelnym można też powiedzieć: „O ile wiem, moim powołaniem jest być osobą samotną, a w tym się zawiera również czas na odpoczynek i modlitwę”. To ważne, aby single obstawali przy tym, że samotne życie nie oznacza posiadania nieograniczonej ilości czasu dla innych ludzi.

Nie oznacza również, że się nie ma nic do zrobienia w czasie wolnym, albo że człowiek się nudzi.

Zgadza się. Na singli czyhają dwie pokusy. Pierwsza pokusa to nadmierna izolacja. Druga pokusa to mówienie „tak” zbyt często, ponieważ singielka czy singiel obawia się, że jeśli się nie zgodzi na wszystko, to straci przyjaciół, od których emocjonalnego wsparcia zależy, nie mając współmałżonka. Osoby samotne muszą być dzielne, bronić swoich interesów, mówiąc: „To jest moje życie. Potrzebuję wolnego czasu na odpoczynek i modlitwę”. Muszą to ludziom mówić.

Odnoszę wrażenie, że kobiety częściej mówią o samotności niż mężczyźni. Podziela Pani tę obserwację? Czy mężczyźni lepiej sobie radzą z samotnością niż kobiety? A może otoczenie inaczej reaguje na samotne kobiety niż na samotnych mężczyzn?

Samotni mężczyźni mają inne problemy niż samotne kobiety. Na przykład nie umieją tak łatwo mówić o swoich problemach, jak kobiety. Dziewczyny w sposób naturalny rozmawiają z innymi, kiedy jest im smutno. W Kanadzie na przykład, jeśli kobieta pokłóci się ze swoim chłopakiem i wyjdzie do łazienki, żeby się uspokoić, inne pójdą zapytać: „Wszystko w porządku? Co się stało?”.

Samotni mężczyźni mają w sobie coś tragicznego. Dla nich bardzo ważne jest, aby byli związani ze swoimi rodzinami – matką, ojcem, braćmi, siostrami, kuzynami, kuzynkami – a także przyjaciółmi ze „starych dobrych czasów”. Myślę, że samotni mężczyźni noszą w sobie prawdziwy ciężar. Singielki doświadczają większej społecznej dezaprobaty niż single. Chociaż obecnie, ze względu na rewolucję seksualną i na bardziej otwarte mówienie o seksualności, ludzie, spotykając samotnego mężczyznę, pytają: „Czy on jest gejem?”. Mężczyzn, którzy nie są gejami, takie pytania bardzo irytują.

Ale jak mają to wyrazić? Oni nie są tak dobrzy w wyrażaniu emocji, jak kobiety. A więc zostają z problemem sami. Singlom płci męskiej zawsze polecam rozmowę z księżmi na temat samotnego życia. Zapominamy, że księża nienależący do wspólnot zakonnych są samotnymi mężczyznami. Nie mają też żon, a zatem są singlami! A więc jeśli ktoś może udzielić samotnemu mężczyźnie dobrej rady na temat tego, jak być szczęśliwym samotnym mężczyzną, to jest to ksiądz.

Myślę, że wspólnota Kościoła może być pomocna w radzeniu sobie z samotnością. Ale osoby samotne są zaniedbywane w swoich wspólnotach kościelnych. Jak te wspólnoty mogłyby pomóc singlom poczuć się w Kościele naprawdę u siebie?

Księża, którzy – jak powiedziałam – są samotnymi mężczyznami, powinni w niedziele głosić kazania o życiu samotnym. Nie powinni mówić tylko o byciu księdzem; powinni mówić także o byciu osobą samotną, niemającą współmałżonka. Przez to mogliby sprawić, że single poczuliby się w parafii mniej samotni. Pomocne mogą okazać się też rekolekcje dla samotnych – specjalnie dla tych, którzy nigdy nie byli w związku małżeńskim, oddzielnie od rekolekcji dla rozwiedzionych i owdowiałych. W parafiach bywają grupy dla samotnych, gromadzące razem singli, osoby rozwiedzione, wdowy i wdowców. To dobry początek, ale sytuacja osoby, która nigdy nie miała męża czy żony, różni się zarówno od sytuacji osoby rozwiedzionej, jak i od sytuacji osoby owdowiałej.

Osoba rozwiedziona nosi w sobie ból, ma wiele rzeczy do przepracowania, czasem ma dzieci. Wdowa czy wdowiec ma za sobą piękne życie małżeńskie, które może wspominać. Singiel, który nigdy nie poznał życia małżeńskiego, patrząc na osobę rozwiedzioną, powie: „Ktoś cię jednak wybrał. Fakt, coś się nie udało, ale przynajmniej żyłeś, żyłaś w małżeństwie. Ja nie.” A zatem grupa tylko dla singli, gdzie rozmawiałoby się o doświadczeniu samotności, mogłaby być dla nich bardzo pomocna. Przy czym, nie chodzi mi tu o zwyczajną grupę młodych – w takiej grupie ludzie znajdują współmałżonka. Dla singli należących do takiej grupy jest to smutne doświadczenie, kiedy inne osoby ze wspólnoty pobierają się. Single czują, że tracą przyjaciół.

Albo że przegapili okazję, by kogoś poznać.

Tak. Osoby, które w danej grupie znajdują swoją miłość i opuszczają grupę, przypominają singlom, że są sami. Oczywiście single nie są sami, ale nie mają współmałżonka, co sprawia, że tak się czują.

Jakie jest Pani przesłanie dla chrześcijańskich singli, zmagających się z samotnością?

Przede wszystkim single nigdy nie są samotni, ponieważ Bóg zawsze jest z nimi. Kiedy Bóg przyszedł na ziemię, żył wśród nas jako samotny mężczyzna. W mojej książce zamieściłam refleksję o ukrzyżowaniu. Kiedy Chrystus umierał na krzyżu – a umierał samotnie – pytał: „Boże mój, czemuś mnie opuścił?” To jest chwila całkowitej solidarności Chrystusa z tymi, którzy czują się zupełnie samotni. Syn Boży doświadczył w tej strasznej chwili, co to znaczy być całkowicie, potwornie samotnym. Samotni single dzielą to doświadczenie z Jezusem.

Z Dorothy Cummings McLean, autorką książki Anielskie single rozmawiała Urszula Pękala

Tekst pochodzi z 97 numeru: Kwartalnik eSPe (02. 2012)

Czasopismo do kupienia w wersji
papierowej:
lub elektronicznej:

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code