Wiadomości KAI

ŚDM pomoże młodym odkryć wielkość

Spread the love

ROZMOWA KAI

ŚDM pomoże młodym odkryć wielkość i piękno wiary

Z bp. Henrykiem Tomasikiem, krajowym duszpasterzem młodzieży
rozmawiali Rafał Łączny i Krzysztof Tomasik

Już niedługo spotkanie młodzieży świata w Madrycie. Który to już z kolei Światowy Dzień Młodzieży dla Księdza Biskupa?

– Moja przygoda z ŚDM zaczęła się w Częstochowie w 1991 r. Było to wyjątkowe spotkanie. Po raz pierwszy przybyła wielka rzesza, ok. 100 tysięcy młodych ludzi ze Wschodu, z krajów byłego Związku Radzieckiego. Potem, w 1995 roku, była Manila na Filipinach. Niezwykłe wydarzenie, choćby z tego powodu, że w Światowym Dniu Młodzieży uczestniczyło ok. 4 mln osób. Ze względu na to, że odbywał się on w dalekim kraju azjatyckim, Jan Paweł II zdecydował, aby odbyło się także europejskie spotkanie młodzieży. Doszło do niego we wrześniu 1995 roku, w Loreto, we Włoszech.

Od 1995 roku, wspólnie z ks. Grzegorzem Suchodolskim, uczestniczyliśmy w przygotowywaniu polskiej młodzieży do udziału w ŚDM.

Kolejny Światowy Dzień Młodzieży odbył się w Paryżu w 1997 roku. Prasa francuska sceptycznie pisała o planowanym spotkaniu z Ojcem Świętym. A tymczasem na inauguracji było 350 tys. osób. Podczas wieczornego czuwania z Janem Pawłem II było już 800 tys. a na niedzielnej Mszy św. aż 1 mln 100 tys. osób. Po zakończeniu Dnia Młodzieży pisano: „Nienormalny sukces!”

Efektem paryskiego spotkania było to, że na następnym Dniu Młodzieży w Rzymie, z okazji Wielkiego Jubileuszu Roku 2000, Francuzi byli najliczniejszą grupą. Do Wiecznego Miasta przybyło ich aż 70 tys. Rok 2000 był Rokiem Świętym, czasem dziękczynienia za tajemnicę Wcielenia. Na XV Światowy Dzień Młodzieży, na tereny rzymskiego Uniwersytetu Tor Vergata, przybyło w sumie ponad 2 mln młodych ludzi.

Dobrze wspominam też Światowy Dzień Młodzieży w Toronto w 2002 r. Uczestniczyło w nim 5 tys. Polaków. Jan Paweł II wygłosił orędzie do młodzieży ze słynnym wezwaniem: „Wypłyń na głębię!”. Później była Kolonia w 2005 r. i XX Światowy Dzień Młodzieży, który nazwano dniem dwóch papieży. Jan Paweł II napisał Orędzie i zaproszenie. Natomiast na spotkanie przybył już Benedykt XVI. Pamiętam niezwykłą wieczorną adorację Najświętszego Sakramentu. Dla wielu, szczególnie zachodnich dziennikarzy, widok miliona klęczących i modlących się w skupieniu młodych ludzi był czymś wstrząsającym.

Które z dotychczasowych spotkanie było największym osobistym przeżyciem dla Księdza Biskupa?

– Każdy ŚDM jest niezwykłym wydarzeniem. Z każdym wiążą się wyjątkowe momenty. W Rzymie niezwykłym obrazem było 300 konfesjonałów i tysiące spowiadającej się młodzieży. Nie wszyscy dziennikarze byli przygotowani na taki widok. Niektórzy z nich pisali, że milion młodych ludzi przystąpiło do spowiedzi św.

Inny widok, który zapadł mi w pamięci – to ŚDM w Toronto. Po homilii Jan Paweł II z wielkim trudem i bólem podchodził do ołtarza. Ten ból na twarzy papieża pokazano na telebimach. Wtedy młodzież zaczęła niesamowicie klaskać. Takiego aplauzu jeszcze nie spotkałem. Były to brawa, które wyrażały duchową łączność, solidarność, podziękowanie, wsparcie. Wtedy przypomniałem sobie dawne wypowiedzi dziennikarzy, mówiących o papieżu-aktorze stosującym różne techniki panowania nad rzeszami ludzi. A tutaj widzieliśmy posuniętego w wieku i cierpiącego człowieka pokazującego sobą Chrystusa, swoją wiarę przez cierpienie.

Inny obraz pochodzi z Kolonii. Przy katedrze kolońskiej ustawiono olbrzymi portret Benedykta XVI. Natomiast na prostopadłej ścianie umieszczono mozaikę przedstawiającą Jana Pawła II. Mozaika była ułożona ze 100 tys. zdjęć nadesłanych z całego świata. Przed nią polscy wolontariusze, przez nikogo nie inspirowani, zorganizowali o godz. 21.00 apel, który zaczynał się od skandowania: „Dziękujemy!” I to rytmiczne skandowanie wzbudziło wielkie zainteresowanie młodzieży z innych krajów, która włączyła się w ten nietypowy apel. Był to niezwykły hołd składany Ojcu Świętemu.

ŚDM to m.in. składanie przez młodych ludzi swojego świadectwa wiary. Co miało największy wpływ na kształtowanie wiary i budowanie chrześcijańskiej tożsamości młodego Henryka Tomasika?

– Środowisko, w którym wzrastałem, czyli rodzina, parafia, a w niej grupa ministrantów oraz koledzy i koleżanki ze szkoły średniej. Środowisko to pomagało w dojrzewaniu mojej wiary. Oczywiście bardzo dużo zawdzięczam rodzicom. Miałem szczęście także do dobrych duszpasterzy. Przez modlitwę, katechezę oraz roztropne kierowanie nami pokazywali tajemnicę Kościoła. Robili to bardzo dyskretnie.

Kto Księdza Biskupa nauczył się modlić? Jak wyglądało wychowanie religijne w domu?

– Bardzo mi trudno określić ten moment, kiedy po raz pierwszy uczyniłem znak krzyża. Modlitwy nauczyli mnie rodzice. Pamiętam codzienną modlitwę mojej chorej mamy. Mam przed oczyma widok taty, który wieczorem, po ciężkim dniu pracy, klękał z różańcem. Na początku Wielkiego Postu przypominał nam, abyśmy dodawali: „Któryś za nas cierpiał rany”.

Dzisiejszej młodzieży jest chyba o wiele trudniej, gdyż często brakuje im takich wzorów?

– Zmiany polityczne spowodowały, że współczesna młodzież może swobodnie wyznawać wiarę. Gdy byłem duszpasterzem akademickim, w czasach komunizmu, panicznie bałem się mieć przy sobie listy studentów, którzy przychodzą do mnie na katechezę. Nie chciałem. aby wpadła w niepożądane ręce. Obecnie takie doświadczenia są obce naszej młodzieży. To dobrze. Ale mimo wszystko współczuję młodym ludziom. Wokół nich jest coraz mniej naturalnego środowiska wiary: normalnej rodziny, religijnego otoczenia. Żyjemy w trudniejszych czasach. W domach brakuje nam harmonii i spokoju, mimo że mamy lepsze warunki bytowe. Młodzieży brakuje żywych wzorów wiary.

Kto był dla Księdza Biskupa wzorem wiary?

– Na początku oczywiście rodzice. Z czasem pojawiały się kolejne osoby. To była bardzo mądra siostra katechetka oraz gorliwi duszpasterze. Następnie literatura. Jako młody ministrant otrzymałem kalendarz katolicki, a w nim artykuł o św. Maksymilianie Kolbe. Przeczytałem ten tekst. Było to niesamowite przeżycie dla młodego ministranta ze szkoły podstawowej. Potem książka o Ojcu Damianie. Podziwiałem tego heroicznego misjonarza i jego odważną wiarę oraz wielką miłość bliźniego. Także bohaterowie powieści Henryka Sienkiewicza, który urodził się w pobliżu mojej rodzinnej miejscowości, ukazywali mi nowe horyzonty. Powoli krąg fascynujących postaci rozszerzał się. Nie były to tylko postacie literackie prezentujące ideały. Przede wszystkim były to konkretne osoby.

Miał Ksiądz Biskup swoje „niebo w płomieniach”, okres kryzysu sensu i wiary?

– Panu Bogu muszę dziękować za to, że moja postawa religijna rozwijała się spokojnie i nie przeżywałem żadnych wstrząsów. Po młodzieńczej fascynacji literaturą przyszło zainteresowanie matematyką i fizyką a następnie kosmologią. Książki z pogranicza teologii i kosmologii były ogromną pomocą w rozwoju mojej wiary. Wręcz byłem zachwycony tym, że ścisłe dyscypliny naukowe mogą pomóc w rozumieniu wiary i wskazują na istnienie Boga.

Do dzisiaj fascynuje Księdza kosmologia?

– Tak. Ale niestety, brakuje czasu na te zainteresowania.

Od początku pontyfikatu Jan Paweł II mówił o młodzieży jako nadziei Kościoła. Powtarza to jego następca, Benedykt XVI. Czy po tych 30 latach młodzież jest nadzieją Kościoła?

– Gdy mówimy o młodzieży często pojawiają się dwa określenia: „wiosna” i „nadzieja”. Wiosna ma różne kolory. Młodość ma także wiele wymiarów. Różne są także fundamenty nadziei z nią związane. Nasza młodzież jest bardzo spolaryzowana. Naśladuje dorosłych. Przejmuje różne wzory postępowania. Z jednej strony mamy młodzież zaangażowaną w życie parafii, w katolickie ruchy i stowarzyszenia, czy uczestnicząca w pielgrzymkach. Z drugiej strony mamy młodzież zagubioną. Przeraża nas przestępczość, agresja, czy patologie wśród młodych ludzi. Są dwa bieguny i oba dla nas ważne. Biegun, który mówi o zagubieniu, patologii i problemach jest dla Kościoła poważnym wyzwaniem duszpasterskim. Młodzież zaangażowana w życie Kościoła i zatroskana o własna formację chrześcijańską jest rzeczywiście nadzieją Kościoła.

A czego młodzież może oczekiwać od Kościoła?

– Od nas, duszpasterzy, wychowawców, rodziców oczekuje bardzo jasnego ukierunkowania życia. Młodzieży potrzebne są żywe drogowskazy. Współczesnej młodzieży, bardziej niż to było w moich czasach, potrzebne jest doświadczenie wspólnoty wiary. Dlatego tak wielki sens mają takie spotkania, jak Światowe Dni Młodzieży.

Młodym ludziom bardzo potrzebni są gorliwi przewodnicy. Nie tyle osoby, które będą pracowały nad młodzieżą, ale ci, którzy będą towarzyszyli młodym ludziom w kształtowaniu ich dojrzałości osobowej i dojrzałej wiary.

Młodzież potrzebuje także autorytetów. Czy Kościół, ludzie Kościoła są dla nich takim autorytetem?

– Młodzież potrzebuje autorytetów, ale nie zawsze nas, dorosłych, uznaje za autorytety. Młodzież pragnie nie tyle autorytetów narzuconych, ile wzorców, które zapracują na to, aby być autorytetem. Dlatego tak trudnym zadaniem rodziców, wychowawców i duszpasterzy jest znalezienie kontaktu i umiejętności towarzyszenia młodym ludziom, aby wybrali to, co my im proponujemy i nie poczuli się przy tym manipulowani. Niestety laickie media nie ułatwiają kształtowania właściwych postaw, w tym szacunku dla religii. Bardzo bolesne jest wzajemne podrywanie sobie autorytetu.

A co zrobić z tymi młodymi, dla których wiara jest obojętna, którzy stoją poza Kościołem?

– To jest pytanie, które stawia sobie każdy duszpasterz. W naszych czasach ogromną szansą jest ewangelizowanie młodzieży przez samą młodzież – poprzez dobre słowo, postawę, zachętę i świadectwo.

Gdyby jednak Ksiądz Biskup zapytał młodego człowieka, kto jest odpowiedzialny za ewangelizację, to padłaby odpowiedź: ksiądz.

– Naszym zadaniem jest pokazywanie młodym ludziom współodpowiedzialności za wiarę i Kościół, wskazywanie na jego wymiar wspólnotowy i służebny. Wydaje mi się, że nie do końca wykorzystane jest przygotowanie do sakramentu bierzmowania. Mam wątpliwości, ile osób z tych, którym udzieliłem sakramentu bierzmowania, przyjmie postawę apostolską i włączy się w ewangelizowanie swojego środowiska.

Statystycznie prawie wszyscy Polacy to katolicy, ale z publicznym deklarowaniem wiary jest już problem. Wielu politykom, aktywnym uczestnikom życia społecznego, trudno przechodzi przez gardło powiedzenie: „Jestem katolikiem i dlatego zgodnie z sumieniem będę np. głosował przeciwko ustawie legalizującej aborcję czy eutanazję”. Dlaczego tak jest?

– W połowie lat 90. XX w. upowszechniła się w laickich mediach postawa streszczająca się w słowach: „Jestem katolikiem, ale …”. Czyli – jestem katolikiem, ale w przypadku decyzji politycznych, czy ważnych społecznie debat wyłączam albo prawdy wiary, albo – częściej – zasady moralne. To jedna strona medalu. Druga przyczyna leży w tym, że nie cieszymy się z tego, że jesteśmy chrześcijanami. Niektórzy uważają, że są skazani na wiarę i w pewnym sensie zazdroszczą niewierzącym, gdyż oni mają łatwiejszą sytuację. W wielu z nas nie ma entuzjazmu i radości wiary, a przecież bycie wierzącym to coś pięknego i wielkiego.

Wstyd, że jestem wierzący?

– Może nie wstyd w sensie zapierania się wiary, ale uleganie przekonaniu, że nie należy publicznie mówić o swojej wierze. Kolejna tendencja, która pojawiła się także w latach 90., to właśnie teza, że religia, wiara jest sprawą prywatną. Chodzi o sprywatyzowanie wiary, a więc próbę zamknięcia wiary w czterech ścianach domu albo co najwyżej w kościele.

To coś, co nie udało się komunistom, a z czym mamy do czynienia dzisiaj…

– Paradoksalnie tak.

Jest i druga strona medalu. Na Światowy Dzień Młodzieży przybywają milionowe rzesze młodych ludzi, tysiące uczestniczą w spotkaniach nad Lednicą, setki tysięcy młodych można spotkać na pielgrzymich szlakach. Problem leży chyba w tym, że ta wielka manifestacja wiary w niewielkim stopniu przekłada się na życie codzienne młodego Polaka?

– Myślę, że te osoby, które dobrze przeżyły wakacyjne rekolekcje oazowe, dobrze włączyły się w „rekolekcje w drodze”, uczestniczyły np. w obozach KSM czy w innych formach „wakacji z Bogiem” – są to ludzie głębszej wiary i żyją nią na co dzień. Może wielu młodym brakuje jeszcze entuzjazmu wiary, szczególnie w szkole. Wyznawania wiary całym życiem powinniśmy się uczyć wszyscy, dla których Jezus Chrystus jest Mistrzem.

Może za bardzo silimy się na wielkie wydarzenia, a bardziej potrzeba nam prostoty w przepowiadaniu wiary?

– Naszej młodzieży trzeba przypominać o fundamentach. Pamiętam grupę z duszpasterstwa akademickiego, z którą odkryliśmy, że trzecia Modlitwa Eucharystyczna jest niezrozumiała. Zatem cały semestr był poświęcony temu zagadnieniu. Po kilku latach młodzież powiedziała mi, że był to najtrudniejszy semestr. Fundamenty są bardzo ważne i dlatego w codziennej pracy powinniśmy rozmawiać z młodymi ludźmi na temat liturgii, Pisma Świętego, wyjaśniać sens podstawowych zasad moralnych, rozważać dylematy związane z sumieniem. To są podstawowe rzeczy…

I własną postawą wskazywać, że Bóg jednak istnieje…

– Teraz młodzież raczej nie dyskutuje. Na początku mojej pracy w duszpasterstwie akademickim młodzi ludzie chcieli dyskutować. Teraz oczekują jasnej odpowiedzi, w którym kierunku iść.

Jak ochronić młodzież przez coraz liczniejszymi zagrożeniami, indyferentyzmem i relatywizmem moralnym?

– Poprzez tworzenie środowiska wiary i umacnianie wspólnot młodych ludzi, które żyją pozytywnymi treściami.

Ksiądz Biskup wspominał o katechezie jako jednej z bardzo ważnych dróg dotarcia do młodych. Rodzi się jednak pytanie: czy nie powinna stać się ona bardziej katechezą właśnie, a nie jedną z wielu lekcji – lekcją religii?

– To sprawa zarówno języka, jak i treści. Na pewno wyrażenia „lekcja religii”, czy „jeden z przedmiotów” są trochę niebezpieczne. Celem katechezy, także w szkole, jest pomoc w kształtowaniu dojrzałej wiary. Jeżeli katecheza służy kształtowaniu dojrzałej wiary, która będzie się wyrażała także przez postawę, czyny i świadectwo – to bardzo dobrze.

Rozmawiamy w kontekście Światowego Dnia Młodzieży. Z niepokojem zauważyć trzeba, że w stosunku do spotkania w Kolonii, do Madrytu jedzie o połowę mniej Polaków. W Niemczech było to ponad 20 tys., w Hiszpanii – szacuje się – będzie nas ok. 11 tysięcy. Porównuję te dwa wydarzenia, gdyż odbywają się one w Europie, a więc łatwiej na nie dotrzeć.

– Ten spadek rzeczywiście niepokoi. Powiem więcej, nawet bardzo martwi. Tym bardziej, że podane liczby trzeba jeszcze zweryfikować w górę. Moim zdaniem w Kolonii było nas przynajmniej 40 tys. osób, dlatego że bardzo dużo grup było organizowanych przy współpracy z księżmi pracującymi na terenie Niemiec i Włoch. Więc ta różnica będzie jeszcze większa. Jest to rzeczywiście zastanawiające.

Myślę, że przyczyn jest kilka. Bardzo często słyszymy od organizatorów, że to finanse decydują. Księża sygnalizują takie sytuacje: jest grupa 50-osobowa, dokonano rejestracji, trzeba dokonać płatności i 20 osób się wycofuje, zostaje 30. Więc w takim wypadku decyduje aspekt finansowy. Z całą pewnością inną z przyczyn jest to, że nie we wszystkich środowiskach zostały odpowiednio przedstawione założenia ŚDM, propozycje współpracy i współudziału. Jest mniejsze zainteresowanie starszego pokolenia i instytucji, które mogłyby pomóc młodzieży w przygotowaniu się do ŚDM w Madrycie. I oczywiście czynnik, który musimy widzieć, a jest nim laicyzacja wielu środowisk, także młodzieżowych.

Dlaczego biskup Henryk Tomasik wybrał akurat młodzież?

– Właściwie nie wiem jak to jest, kto kogo wybierał. Biskup ordynariusz posłał mnie po święceniach do pracy w parafii, w której było Technikum Rolnicze i bardzo dobra młodzież. Utrudniano jej jednak udział w katechezie (jeszcze wówczas w „punkcie katechetycznym”). Po skończonych studiach biskup ordynariusz powiedział mi, że zajmę się duszpasterstwem akademickim. I tak to się zaczęło.

Przez tyle lat nie znudziło się Księdzu Biskupowi?

– Przewodniczącemu Konferencji Episkopatu Polski często przypominam, że może zaistnieć taka sytuacja, że nagle pojawi się komunikat: „W związku z przejściem na emeryturę zwalniamy krajowego duszpasterza młodzieży”.

Jakie oczekiwania ma Ksiądz Biskup wobec Światowego Dnia Młodzieży w Madrycie?

– Każdy Światowy Dzień Młodzieży jest pięknym doświadczeniem Kościoła powszechnego. Myślę, że ten także pomoże młodzieży, nie tylko polskiej, w odkrywaniu wielkości, piękna wiary, ale i Kościoła. Pomoże w rozumieniu tajemnicy Kościoła powszechnego, w odkrywaniu siebie w jego sercu. Tak jak każde rekolekcje służą pogłębianiu wiary, tak myślę, że młodzież, która będzie uczestniczyła w ŚDM w Madrycie, będzie bardziej zakorzeniona i będzie budowała na Chrystusie zgodnie z tematem tego Światowego Dnia Młodzieży: „Zakorzenieni i zbudowani na Chrystusie – mocni w wierze”.

Z bp. Henrykiem Tomasikiem, krajowym duszpasterzem młodzieży
rozmawiali Rafał Łączny i Krzysztof Tomasik

Tekst pochodzi z Wiadomości KAI

Zaprenumeruj ekai-tygodnik!

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code